25
Jakież było jego zdziwienie, kiedy dotarli pod dom Charlesa. Niby detektyw zapewniał go, że nie zamierzał go wydać, ale on ani trochę mu nie ufał w tej kwestii. Będąc w tej sytuacji, w której się znajdowali, nie był w stanie uwierzyć w jego żadne słowa.
Powóz się zatrzymał, Vasillas otworzył drzwi i chciał wysiadać, ale spojrzał na zaskoczonego Willa i się wstrzymał. Zaśmiał się krótko. Tak, jak podejrzewał, Moore mu nie ufał, uważał to za normalne. Pociągnął go znów za sobą aż do domu, gdyby tego nie zrobił, ten pewnie siedziałby dalej, a Charles dawno byłby w środku. Musiał go zmusić do pójścia. Nie chciał spuszczać z niego oka ani na chwilę, bo nie wiedział co mogłoby mu przyjść do głowy. Jakoś nie uśmiechało mu się biec za nim, gdyby ten zaczął uciekać, więc wolał go dobrze pilnować.
Zatrzymali się w holu. Will patrzył podejrzliwie na niego, a ten najpierw zdjął jego płaszcz, potem swój. Powiesił oba i znów złapał Moore'a za dłoń. Zaczął go prowadzić na górę.
Na ich drodze stanęła kobieta żądna zemsty za swojego pana. Stała oburzona ze skrzyżowanymi ramionami i morderczym spojrzeniem skierowanym w stronę Willa. Teraz, gdy w końcu on raczył się pojawić, chciała go ochrzanić. Nie mogła mu tak po prostu odpuścić.
Nie mieli innego wyboru jak tylko się zatrzymać. Charles starał się zasłonić Willa sobą choć trochę, żeby uchronić go przed gniewem Rosalii.
- Jak pan może pokazywać się tutaj po tym wszystkim?! - krzyknęła.
- Rosa, to nie jego wina. - oznajmił stanowczo Charles - Miał swoje powody. Proszę go nie winić, tylko pójść przygotować kąpiel.
Obdarzyła Williama kolejnym zabójczym spojrzeniem, a potem udała się na górę, żeby zrobić to, o co ją prosił pan domu. Moore stał tylko obojętny, nie bał się kobiety. Rosalia była bardziej urocza niż straszna.
Charles przez chwilę był lekko zaskoczony, że dziewczyna tak zareagowała. Wiedział, że się o niego martwiła, ale nie podejrzewał, że będzie krzyczeć na Willa i patrzeć na niego z taką nienawiścią. Moore dał mu chwilę na przemyślenie tego, nie oddzywał się i właściwie zachowywał się jakby go nie było. Jedynie jego palce ściskające dłoń Charlesa potwierdzały jego obecność.
Chwila minęła zanim Vasillas ruszył się z miejsca i zaprowadził Williama na piętro, a stamtąd prosto do swojego pokoju.
Stanęli przy szafie. Charles zaczął szukać dla nich ubrań do przebrania, w których od razu mogliby spać, nie zamierzał tak łatwo wypuścić go stąd, nie w tym momencie i w tej sytuacji. Will stał tylko przy nim jak dziecko i czekał na jego decyzję. Teraz tak naprawdę jego życie zależało teraz od tego detektywa, a on zdałby się na jego wyrok bez oporu.
- Nic ci tu nie grozi. - zapewnił go Vasillas spoglądając na niego - Rozumiem twoje obawy, ale są one bezpodstawne.
Podał Willowi białą koszule i szare spodnie. Moore przyjął to bez słowa. Dla siebie wyjął również białą koszule i do tego czarne spodnie. Podszedł do drzwi i je otworzył, przepuścił Willa. Obaj zatrzymali się na korytarzu. Z pomieszczenia znajdującego się naprzeciwko wyszła Rosalia. Dziewczyna tym razem nawet nie spojrzała na Moore'a, starała się go ignorować, żeby znów nie wybuchnąć gniewem.
- W obu łazienkach woda jest już gotowa. - powiedziała - Jestem tu jeszcze potrzebna?
- Nie. Dziękuję, Rosa.
Dziewczyna nadal była oburzona. Nie rozumiała jak Charles tak po prostu mógł po tym wszystkim przyprowadzić tu Willa, tak łatwo mu wybaczyć. Dodatkowo zachowywał się, jakby nic się nie stało. Sam Moore wcale nie okazywał skruchy za swoje zachowanie. Widocznie naprawdę miłość była ślepa i oni dwaj byli tego idealnym przykładem.
Odeszła od nich i poszła na dół. Nie zamierzała na razie komentować zachowania żadnego z nich. Charles otworzył drzwi pomieszczenia, z którego wyszła przed chwilą Rosalia. Odwrócił się do Williama, który wciąż go obserwował.
- Idź, umyj się, a potem wróć do pokoju. - powiedział Vasillas.
Odpowiedzią na to było jedynie kiwnięcie głową. Potem wszedł do pomieszczenia i odwrócił się w stronę detektywa. Przez chwilę po prostu patrzyli na siebie, bez żadnego słowa, bez żadnych gestów, jednie wpatrywali się w siebie w ciszy, zanim Charles zamknął drzwi, dając mu trochę prywatności.
~♧~
Jak tak patrzę na to, co napisałam to mam ochotę to usunąć i jak najszybciej o tym zapomnieć. Przez cały czas walczę ze sobą, żeby nie cofnąć publikacji, ale zarazem mam jakąś niewielką, wewnętrzną potrzebę publikować to dalej. Czy to ma sens?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top