21

Zabijanie nie było wcale łatwą pracą. Jeżeli chciało się być doskonałym mordercą, trzeba było wszystko dokładnie planować i zacierać wszelkie ślady, na błędy nie było tu miejsca. Wbrew pozorom nie była to łatwa i przyjemna robota. Zawsze zostawała krew, czasem jakieś wnętrzności, no i oczywiście martwe ciało. Jeżeli nie chciało się, żeby ktoś się dowiedział, trzeba było wszystko posprzątać, a to był problem. Krew można zetrzeć, ale gorzej było z ciałem, gdy było się w mieście. Dlatego zwykle mordował i zostawał ciało na miejscu. Wszystko, żeby ułatwić sobie sprawę i siać postrach wśród arystokracji, bo to głównie ta warstwa społeczna była przez niego mordowana. Stał się sławny dzięki swojej nocnej pracy, choć nikt tak naprawdę nie znał imienia mordercy.

Jedyną osobą, która mogła go podejrzewać był Charles. Był też jedyną osobą, do której zabicia nie mógł się zmusić. Chciał to zrobić. Miał już przecież go zabić i był zdeterminowany wykonać wyrok śmierci na nim. Wiedział, że musi się go pozbyć, żeby żyć. Mimo wszystko nie mógł tego uczynić. Nie potrafił wbić ostrza w jego serce, nie mógłby patrzeć jak Charles umiera. Zdawał sobie sprawę, że to niepoprawne i głupie w tym momencie. Powinien być nieczuły i obojętny tak, jak zawsze podczas zabijania, ale nie potrafił. Coś go skutecznie blokowało przed zabiciem go. Sam tego do końca nie rozumiał. Chyba jednak sprawdziło się to, czego się obawiał i zarazem nie wierzył, że kiedykolwiek może się to stać. Mógł uważać siebie za największe zło tego świata, za osobę o lodowatym sercu i bez uczuć, ale prawda chyba była nieco inna. Nie potrafił tego przyznać, ale tak było.

William Jeremy Moore, seryjny zabójca, poczuł coś do Charlesa Liama Vasillasa, który był detektywem i zajmował się sprawą morderstw.

Cóż za ironia. Morderca zakochany w policjancie, który od kilku tygodni próbuje trafić na jego trop i go złapać, zarazem będąc tak naprawdę jego kochankiem. Jak miał dalej żyć w takiej sytuacji? Nie mógł zabić Charlesa, nawet nie mógł dłużej zostać tutaj, bo Vasillas niedługo by go znalazł. Jedyną dobrą opcją była ucieczka lub śmierć.

Wybrał ucieczkę. Najpierw musiał się gdzieś ukryć i przemyśleć wszystko. Musiał sobie to poukładać, wszystko dokładnie zaplanować. Nie mógł wrócić do swojego mieszkania, bo tam nadal był Charlesa, a poza tym to miejsce było zbyt oczywiste. Tam Vasillas znalazłby go od razu. Teraz już nie mógł sobie pozwolić na choćby najmniej pochopne działanie.

~♧~

Vasillas obudził się wcześnie. Przy Willu zwykle spał spokojnie, ale teraz czuł dziwny niepokój. Śniło mu się, że Moore zaginął. Chciał przytulić się do swojego kochanka, upewnić, że wszystko jest dobrze. Pragnął zobaczyć go śpiącego, bo wtedy ten był bezbronny i bardziej uroczy. Jak mógłby podejrzewać go o bycie mordercą, gdy ten miał taki niewinny wygląd, kiedy Moore był, według niego, taki uroczy?

Jeszcze przed otworzeniem oczu przesunął dłonią po kołdrze w poszukiwaniu Willa. Powieki rozchylił dopiero, gdy nie odnalazł swojego kochanka. Nie było go obok niego.

Podniósł się i zaczął rozglądać się po pokoju. Nie było go nigdzie. Próbował nawet go wołać, ale odpowiedziała mu tylko głucha cisza. Wstał z łóżka, zebrał z podłogi swoje ubrania i założył je. Trochę niepokoiło go tak nagłe zniknięcie Willa, szczególnie po ostatnich wydarzeniach.

Był w każdym pokoju znajdującym się w mieszkaniu Williama, a dużo to ich nie było, bo samo mieszkanie było niewielkie. Nie znalazł go. Starał się myśleć pozytywnie. Być może Moore wyszedł gdzieś na chwilę i zaraz wróci? Nadal nie dawały mu spokoju zdarzenia z ostatniego czasu i teraz nagłe zniknięcie Willa. To wszystko robiło się z każdym dniem coraz bardziej dziwne. A może Moore naprawdę był zabójcą...?

Wrócił do sypialni i zaczął krążyć po pomieszczeniu zastanawiając się co dalej zrobić. Dopiero po chwili zwrócił uwagę na kawałek złożonego papieru, który leżał na szafce nocnej przy zegarku. Podszedł i wziął go. Rozłożył kartkę.

Charles,
Nie miałem odwagi powiedzieć ci prawdy prosto w oczy. Wolałem spędzić z tobą jeszcze jedną, ostatnią noc przed naszym rozstaniem. Piszę ten list, żeby wyznać ci wszystko. To, co powiedziałem nie było kłamstwem. Ja naprawdę jestem mordercą. Jeżeli nadal mi nie wierzysz, wiedz że jutro zginie kolejna osoba. Potraktuj jej śmierć jako dowód mojej winy. Nie zamierzam cię prosić, abyś mnie nie szukał, bo wiem, że i tak to zrobisz. Nie trudź się jednak, żeby mnie odnaleźć, bo i tak ci się to nie uda. Już nigdy więcej się nie spotkamy, więc już teraz dziękuję ci za wszystko.
                                                             W.J.M

- Dlaczego przyznałeś się do tego? - spytał na głos, patrząc na list, choć wiedział, że i tak nie dostanie odpowiedzi, a przynajmniej nie w tym momencie - I dlaczego nie zabiłeś mnie od razu?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top