19
William zmierzał właśnie do domu. Wracał z pracy. Dopiero co wyszedł z biura i czekał na powóz. Było już dość ciemno i w sumie nie było to dziwne. W końcu była już późna jesień, a dokładnie połowa listopada. Dni były już krótkie i mroźne.
Nienawidził wychodzić na wewnątrz gdy było zimno, ale tak czy inaczej chciał mieć swoją pracę w dalszym ciągu i wypadało się tam pojawiać. W zimę trudniej było mu pracować, ale zawsze znajdował rozwiązanie.
Tego dnia miał sporo do zrobienia. Poprzedniej nocy znów doszło do morderstwa. Rano policja pojawiła się na miejscu. On był niedaleko i od razu pojechał tam, żeby wszystkiego się dowiedzieć. Tym razem też policja nie była rozmowna. Dowiedział się o tożsamości ofiary i o tym, że umarła przez strzał w głowę. Zawsze to było lepsze niż brak jakichkolwiek informacji. Potem wrócił i napisał artykuł. Liczył się czas, a on zrobił to szybko. Przez resztę dnia próbował dowiedzieć się czegoś więcej, ale żadnych innych informacji nie dostał. Miał jeszcze nadzieję na wydobycie jakichś informacji od Charlesa, gdy już się spotkają. Ostatnio Vasillas był zbyt zajęty, żeby się z nim spotkać, a i sam Will miał sporo roboty w ostatnim czasie. W końcu morderca nie próżnował, więc obaj mieli co robić.
Powóz podjechał i zatrzymał się przed nim. Will rzucił woźnicy sakiewke z zapłatą. Znali się już dość dobrze i przewoźnik wiedział, że o tej porze Moore zawsze jeździł do domu. Nie musiał go o to pytać, a Will nie mówił mu już dokąd ma go zawieść. Otworzył drzwi i wsiadł do środka.
Środek był choć trochę oświetlony. Nie dało się nie zauważył, że ktoś jeszcze był w powozie. Od razu poznał w tej osobie Charlesa. Zamknął drzwi i usiadł naprzeciwko niego. Nie spodziewał się zobaczyć go tutaj, teraz. Czyżby coś się stało, że tak nagle i bez zapowiedzi się tu pojawił?
- Dawno się nie widzieliśmy. - stwierdził Moore, żeby zacząć rozmowę.
- Masz mi to za złe? - pochylił się do przodu. Mówił dość cicho, ale chciał, żeby Will go słyszał.
- Nie.
- W każdym razie nie mamy zbyt wiele czasu. Chciałem ci coś dać. To chyba twoje. - wyciągnął rękę w stronę Willa. Moore wystawił dłoń i przyjął przedmiot. Przyjrzał się zapalniczce. Była srebrna z wygrawerowanym W, na górnym boku był obsadzony rubin.
- Tak... - dopiero po chwili zdał sobie sprawę ze swojej głupoty. Przypomniał sobie gdzie mógł ją zgubić. Jeżeli się nie mylił, to mógł być podstęp. Charles mógł go podejrzewać. - Gdzie była?
- Na miejscu zbrodni. Nie chcę cię oskarżać, ale to trochę podejrzane. Ta zapalniczka i twoja wiedza na temat zabójstw. Rozumiem, że byłeś tam, żeby zdobyć informacje...
- To podstęp, prawda? Podejrzewasz mnie? Co zrobisz teraz, gdy już masz pewność, że należy do mnie?
- To nie jest podstęp. - mówił spokojnie i uważnie obserwował Willa - Nie potraktowałem tego jako oficjalny dowód w śledztwie. Nie zamierzam nic robić w sprawie z tą sytuacją, uznam to za przypadek. Nie sądzę, abyś mógł być mordercą.
Powóz zatrzymał się. Will nie zamierzał na razie wysiadać. Najpierw musiał coś jeszcze powiedzieć Charlesowi.
- Jestem zabójcą. - uśmiechnął się szaleńczo - To chciałeś usłyszeć?
Dopiero po tych słowach wstał i wysiadł z powozu. Zostawił Charlesa zszokowanego i nie wiedzącego o co tu chodziło, nie był pewny czy Will mówił prawdę czy nie. Raczej nie sądził, że ten przyznałby się do tego tak po prostu, gdyby naprawdę był mordercą. Znał go już jakiś czas i wiedział, że Moore nie był głupi.
Stał przez chwilę w miejscu. Powóz z Charlesem odjechał już, a on pozostawał bez ruchu. Był trochę spanikowany. Jak mógł w ogóle dopuścić do zgubienia tej przeklętej zapalniczki?! Gdyby ktoś inny ją znalazł... byłby skończony. Nawet gdyby nie dowiedzieli się do kogo należy, byłby to nadal dowód w sprawie i ktoś prędzej czy później dotarłby do niego. Teraz zaczął się obawiać.
A wszystko przez własną głupotę. Za błędy zawsze trzeba płacić. Nie rozumiał, jak mógł być taki nieostrożny, jak mógł w ogóle dopuścić do czegoś takiego?! Zaczął myśleć nad tym, kiedy zrobił się taki nieuważny. Czyżby to wszystko z powodu Charlesa? Być może to on miał na niego taki wpływ. Tylko dlaczego? To byłoby logiczne wyjaśnienie, które zarazem nie wyjaśniało prawie nic. Niedługo po poznaniu Vasillasa zaczął popełniać błędy...
W każdym razie to było nierozsądne. Teraz musiał uważać bardziej niż zwykle. Charles miał podstawy do aresztowania go i nie zdziwiłby się, gdyby Vasillas to zrobił.
Teraz tylko musiał dokładnie zaplanować kolejny ruch. Wszystko od tego zależało. Gdyby znów zrobił coś źle, mógłby przypłacić za to życiem. Nie było już miejsca na żadne błędy, nawet te najmniejsze, najbardziej błahe.
~♧~
Rozdziałów nie było przez pewien... incydent, ale na szczęście żyję i mogę wstawiać rozdziały dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top