rozdział 13
Zdziwieniem dla wszystkich było zobaczenie wychodzącej kobiety i Zeda z domu chłopaka. Wszyscy myśleli, że się udało, do czasu, gdy Zed ruszył za nią, chcąc to wszystko naprawić. Musiał coś zrobić, to w końcu nie przez niego zaczął wariować i stawać się bardziej zombi.
- Wiem, że jestem nieco inny, ale muszę spróbować. Nosimy w sobie wyjątkową iskrę. To nie klątwa, to właśnie wyjątkowość. Wyjątkowy ze mnie Zed. Tak jak moi przyjaciele i rodzina. - powiedział Zed, wskazując na wszystkich zgromadzonych. - To artyści, sportowcy, myśliciele. I są nimi nie bez przyczyny. Nie ma co się oszukiwać, przecież jesteśmy inni, jesteśmy wspaniali, pomimo tego. To powód do dumy. Nie czujemy się winni. Wszyscy jesteśmy wyjątkowi.
- Weźmiemy to pod uwagę. - powiedziała łagodnie kobieta, poruszona słowami chłopaka.
~*~
Zawody cheerleaderskie były szansą dla kosmitów, by odnaleźli swój nowy dom. Były też szansą dla Addison, by w końcu zaczęła należeć do jakiejś grupy. Była kosmitką, wiedziała to i zamierzała udowodnić, że tak właśnie było.
- Dzisiejsze zawody cheerleaderskie są wyjątkowe. - zaczął prowadzący ów zawody, kiedy wszyscy zebrali się, by oglądać tamto show.
- Odkryliśmy w tym tygodniu kosmitów, ale wciąż pozostaje wiele pytań... - ciągnęła dalej druga prowadząca. - Na przykład, kto zdobędzie Puchar Seabrook?
Wszyscy zgromadzeni wiwatowali i krzyczeli z entuzjazmem, czekając na przedstawienie. Każdy z nich kibicował miejscowej drużynie, bo wiedzieli, że byli najlepsi - nie wliczając w to kosmitów.
Występy wkrótce się zaczęły, a Miranda obserwowała to z dziwnym przeczuciem, że ktoś ją obserwował. Nie była w stanie się skupić na tym, co widziała, bo jej głowę zaprzątały różne myśli. Zaczynało ją do już denerwować, nie lubiła się tak czuć.
- Węgorze z Eastside dają czadu!
- Zed? - spytała Miranda, stojąc obok chłopaka i jego bliskich na trybunach. Nie wiedziała nawet, gdzie były wilkołaki z jej watahy.
- O co chodzi, M? - zagadnął, ciekawy, o co chodziło. Nigdy nie zawracała mu głowy bez przyczyny.
- Nikomu o tym nie mówiłam, ale... Mam wrażenie, jakby ktoś przez ostatnie dni mnie obserwował z ukrycia. - powiedziała cicho, ale ja tyle głośno, by usłyszał ją w tym hałasie. Rozejrzała się też, sprawdzając, czy nikt ich nie podsłuchiwał.
- Zdaje ci się. Na pewno nikt cię nie obserwuje. - zapewnił Zed, choć widział po jej zachowaniu, że coś było na rzeczy. Chciał jej pomóc, ale nie wiedział zbytnio jak.
- Mam złe przeczucia.
- Będzie dobrze, obiecuję. W razie czego masz we mnie wsparcie. Gdyby coś się działo, to śmiało do mnie wal. Jestem dla ciebie.
- Tak, wiem. - przytaknęła od razu, spuszczając wzrok. Zaraz jednak znów na niego spojrzała, tym razem ze szczerym uśmiechem. - Dziękuję, Zed.
Zed w odpowiedzi tylko się uśmiechnął, przyciągając ją do siebie. Chciał w ten sposób pomóc wtedy jej, chciał, żeby poczuła, że ma w nim wsparcie. Była mu bliska, była dla niego jak druga siostra, tyle że od innej matki i ojca. Choć różniło ich tak wiele, zawsze mogli na sobie polegać, bez względu na wszystko.
- Idę poszukać mojej watahy. Willa nienawidzi kosmitów, nie chcę nawet wiedzieć, na co może wpaść.
Nie dając Zedowi zareagować, Miranda od razu zaczęła odchodzić w poszukiwaniu swoich bliskich. Znalezienie ich nie było trudne, wystarczyło pójść na backstage. I już z daleka można było ich usłyszeć, ale ich słowa bardzo nie spodobały się Mirze.
- Kosmici nas okłamali! - zawołała Wynter, zła na przybyszów z kosmosu.
- Co? - spytała skołowana Eliza, która specjalnie dla nich zhakowała urządzenie kosmitów. Miranda nie mogła uwierzyć, że ta pomagała wilkołakom zdobyć haki na ich nowych znajomych.
- Od razu nam się nie spodobali. - warknęła Willa, nie zwracając nawet uwagi na obserwującą ich Alfę. - Ciekawe na jaki jeszcze temat kłamią? Bucky, poinformuj Z-Patrol.
- Pomocy! Z-Patrol, potrzebna pomoc! - zawołał Bucky, od razu ruszając w jakimś kierunku. Przez przypadek wpadł też na Mirandę, ale minął ją bez słowa, zupełnie tak, jakby jej nie widział.
- Co wy robicie?
Cała trójka odwróciła się nagle w stronę Mirandy, nieco przerażona, że tam była. Ufali jej, w końcu była Wielką Alfą, ale Willa miała wrażenie, jakby Mira nic nie robiła w sprawie kosmitów. Nie wiedziała nawet, że ta miała o wiele poważniejsze sprawy na głowie. Miała swoje problemy.
- Muszę znaleźć Zeda, a wy nie róbcie nic głupiego. - warknęła, wskazując w ich stronę. Zaraz ruszyła w jakimś kierunku, by znaleźć swojego przyjaciela. - Banda idiotów.
Łatwiejsze było znalezienie kosmitów, niż Zeda i to musiała przyznać Miranda. Plusem był jednak fakt, że chłopak miał dość podobny plan do niej i niemalże w tym samym momencie znaleźli się przy kosmitach, akurat wtedy, kiedy mieli wchodzić na scenę, by wystąpić.
- Stójcie, nie wychodźcie tam. - zawołał Zed, a cała grupa odwróciła się w stronę jego i Miry.
- Musimy zdobyć puchar. Nasza przyszłość od tego zależy. - oznajmiła A-Li, nie rozumiejąc, dlaczego ich zatrzymywali.
- I wygrywanie jest świetne. - dodał A-Lan pewnym siebie głosem, na co białowłosa warknęła pod nosem.
- Nie możecie wystąpić, bo Z-Patrol was szuka, nie pozwolą na to. - powiedziała Miranda, stając obok swojego przyjaciela.
- Bez mapy będziemy włóczyć się po galaktyce bez celu. - odezwała się A-Spen, której nie podobała się tamta wizja.
- Trzymajcie kciuki, żeby Addison zdobyła ją za was.
- A uwierzcie, że jest świetna. - dodała Mira, uśmiechając się pod nosem. Wierzyła w Addison.
Pomimo ogromnego dylematu, czy wyjść na scenę, wystąpić i zostać złapanym, czy zrezygnować z nadzieją na odnalezienie domu dzięki Addison, kosmici zdecydowali się na to drugie. Miranda i Zed nie musieli ich dodatkowo namawiać, tylko kazali za sobą iść, co ci posłusznie zrobili. Nie mieli wyboru.
W tym samym też czasie, a właściwie po występie Mocarnych Krewetek i ich wygranej, na scenę wpadli Willa, Wyatt i Wynter, chcąc oznajmić wszystkim, że kosmici nie byli tam ze względu na zawody. Kiedy tylko Miranda ich zobaczyła, miała wielką ochotę wydrapać im wszystkim oczy, nie zwracając uwagi na konsekwencje.
- Kosmici kłamią, chcą odebrać nam to, co nasze. - powiedziała głośno Willa, patrząc po zgromadzonym tłumie. - Niepotrzebnie pozwoliliśmy Addison ich ugościć.
- Zabiję ich.
Zed, któremu również nie spodobała się zaistniała sytuacja, złapał swoją przyjaciółkę za dłoń, widząc, że była gotowa rzucić się na swoją watahę bez zastanowienia. Wraz z nią i kilkoma kosmitami podeszli bliżej sceny.
- Odsuń się, Zed. Ty też, Miranda.
- Ależ emocje. - skomentowała A-Spen, zaskoczona reakcją wilkołaków.
- Ona chce wyrwać ci serce. - odezwał się Zed, nie odrywając jednak wzroku od przyjaciół przed sobą. Obawiał się, że ci zaatakują w każdej chwili.
- Nie ma sprawy.
- Wasza trójka... Zostaniecie ukarani, rozumiecie? Nie pozwolę na takie zachowanie. - warknęła Miranda, której oczy błysnęły żółcią. Była przerażająca, ale w tamtym momencie nie robiła już na wilkołakach wrażenia.
- Oddawaj go, Addison! Wygrałaś. - odezwał się Bucky, rzucając się na puchar, który trzymała jego kuzynka. Od razu zaczął się z nią siłować. - Jest mój!
- Nie!
Ostatecznie Addison odepchnęła Bucky'ego i ruszyła biegiem za swoim chłopakiem, przyjaciółką i nowymi znajomymi, zostawiając całą resztę z tyłu. Musiała chronić puchar i pomóc kosmitom za wszelką cenę. Byli jej rodziną, musiała to zrobić.
- Ukradła Puchar Seabrook! - zawołał Bucky, wskazując na swoją kuzynkę palcem.
I wtedy nastał chaos, który ciężko było powstrzymać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top