Rozdział #11
Następnego dnia wstałam rano, i poszłam się ogarnąć. Szybko umyłam zęby, ubrałam się, zrobiłam makijaż i ogarnęłam włosy. Później wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. Mama przygotowywała śniadanie. Postanowiłam jej pomóc. We dwie poszło o wiele szybciej i dzięki temu po dziesięciu minutach śniadanie było gotowe. Szybko zjadłam, ogarnęłam po sobie i wbiegłam na korytarz. Szybko założyłam buty, ale gdy chciałam wychodzić to zatrzymała mnie mama.
- Dokąd idziesz? - zapytała
- Do Alana - odpowiedziałam
- Ok, tylko nie róbcie żadnych głupstw.
- Bardzo zabawne. Ty wiesz, że lubie się pakować w kłopoty - stwierdziłam
- Wiem to doskonale, dlatego uważaj na siebie - powiedziała zmartwiona
- Spokojnie będę uważać - powiedziałam i wyszłam z domu
Wbiegłam w las i przybrałam swoją wilczą postać. Biegłam lasem, omijając drzewa oraz krzaki. Po pięciu minutach zaczęłam czuć znajomy zapach. Perfumy... i to mocne... O matko mój nos. Zwolniłam trochę i zaczęłam się rozglądać. Zmieniłam się w człowieka, dalej się rozglądając. Poszłam kawałek leśną drogą z nadzieją że znajde to czego szukam. Niestety mi się nie udało, postanowiłam więc że wrócę na trasę. Cofnęłam się kawałek i wtedy na coś wpadłam, pomyślałam że to było drzewo, więc lekko pomacałam to ręką.
- Ładnie to tak kogoś obmacywać w środku lasu? - powiedział. Chwila... Drzewa nie gadają.
Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam jego. Znowu te cudne niebieskie oczy. Kiedy w końcu się otrząsnęłam to zrozumiałam, że siedzę na ziemi. Chłopak się tylko zaśmiał i podał mi rękę. Chwyciłam jego dłoń, a następnie pomógł mi wstać, wtedy przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Dwa razy nie myśląc, zrobiłam to samo i również go przytuliłam.
- Chodź. Coś Ci pokaże - powiedział puszczając mnie.
- No ok. - Puściłam go.
Złapał mnie za rękę i zaczął iść. Poszłam za nim. Chwile szliśmy, aż w końcu znaleźliśmy się w środku lasu. Alan się zatrzymał i schował za drzewem, zrobiłam to co on. Nagle zaczął się po cichu śmiać, i pokazywać mi coś głową, wyjrzałam zza drzewa i zobaczyłam moją przyjaciółkę z jakimś kolesiem. Widząc co robią również zaczęłam się śmiać.
Tamci chyba nas usłyszeli bo spojrzeli się w naszą stronę. Na ten gest ja i Alan zmieniliśmy się w wilki i wbiegliśmy w krzaki. Lydia pocałowała chłopaka, a ten ją pożegnał i gdzieś pobiegł. Gdy w miarę się oddalił, to ona spojrzała w stronę krzaków, w których siedzieliśmy ja i Alan.
- Dobra wyłaźcie. No dalej, wiem, że tam jesteście. - Powiedziała.
Na te słowa, ja i Alan przybraliśmy ludzkie postacie i roześmiani wyszliśmy z ukrycia. Dziewczyna zaczęła udawać obrażoną, na co my wybuchliśmy jeszcze większym śmiechem. Blondynka patrzyła na nas oburzona.
- Sorry Lydia, ale serio? W lesie? - zaśmiałam się, na co ona tylko przewróciła oczami
- A ty? Co z nim w lesie niby robisz?
- Spacerek dla zdrowia. - Zaśmiałam się.
- Mhm, jasne.
- No dobra. Czekamy, aż nas Yeti zje. - Zażartowałam.
- Ty i te twoje dowcipy - zaśmiała się w końcu dziewczyna - dobra ja idę, bo mam coś do załatwienia - powiedziała, pomachała nam i poszła w swoją stronę.
Ja i mój towarzysz staliśmy jeszcze chwile w lesie i się wygłupialiśmy, gdy jednak Ali dostał wiadomość to popędziliśmy do leśnego domu w którym stacjonuje wataha Alana.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu.
- Zostań tu na chwile dobrze? - powiedział chłopak i nie czekając na moją odpowiedź po prostu wszedł do domu.
Stałam na dworze całkiem sama już od dziesięciu minut, oparta o rosnący przed nim wielki dąb i trochę zaczynało mi się nudzić. Postanowiłam sprawdzić dlaczego tak długo go nie ma. Weszłam do domu i szłam w kierunku salonu. Usłyszałam rozmowy dobiegające z pomieszczenia, dlatego skryłam się za ścianą.
Alan
Dostałem wiadomość od jednego z chłopaków dlatego razem z Kathleen pobiegliśmy do domu. Na miejscu kazałem jej zostać na zewnątrz. Sam poszedłem do domu i udałem się do salonu, gdzie czekał na mnie Seraphin. Gdy tylko przestąpiłem próg wzrok starszego wilka padł na mnie.
- Powiedziałeś jej? - zapytał. Niemal od razu zrozumiałem o co chodzi.
- Nie... Jeszcze nie - odpowiedziałem
Seraphin przetarł twarz dłonią i spojrzał na mnie z widoczną irytacją. Jego wzrok jasno dawał do zrozumienia, że według niego jestem denerwujący. Cóż. Nie raz nie dwa mówił mi to w twarz, stąd też wiedziałem jakie ma w tym momencie odczucia względem mnie.
- Kurwa Alan. Wiesz, że narażasz ją jeszcze bardziej prawda?
- Wiem, ale nie chce jej przestraszyć.
- Pomyśl o tym, że jeżeli jej nie powiesz to nie będzie wiedziała co jej grozi będąc z tobą.
- Eh... Wiem o tym. Porozmawiam z nią dzisiaj. - zapewniłem.
- Trzymam cię za słowo - powiedział
Nagle usłyszeliśmy odgłos telefonu. Wiedzieliśmy, że to nie do nas, a do osoby, która najprawdopodobniej podsłuchiwała naszą rozmowę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top