[09]

Obudziłem się w swoim łóżku, ale nie sam. Obok mnie leżał Theo Raeken, którego tak bardzo starałem się znów znienawidzić. Jego twarz była bez wyrazu, tylko czasem pokręcił nosem, co dodawało mu uroku.

Kim się stałem?, sam sobie zadałem pytanie w myślach. Nie miałem pojęcia co Theo Raeken ze mną zrobił. Jednak byłem pewien, że jakoś manipulował. To była jego natura. Nie potrafił przepraszać, prosić czy kochać.

Dlaczego więc leżał ze mną pod jednym kocem?

Dlaczego potwór wydawał się taki niewinny?

Pomyślałem wtedy o Hayden. Wyjechała, zostawiła mnie, a on był tutaj - ze mną. W pewnym sensie zadeklarował, że mnie kocha; Nie wiedzieć czemu to słowo nie chciało przejść mi przez gardło.

Ale chwila.

Czy ja go kochałem?

Mogłem pokochać kogoś, kto zranił, a nawet zabił tak wiele osób? To normalne, że człowiek raz kocha jedno, a później nie wiadomo czemu zaczyna interesować się drugim?

Co jest w nim wyjątkowego?

Racja. To Theo Raeken - największa zagadka Beacon Hills.

Westchnąłem głośno. W mojej głowie panował kompletny zamęt. Odgarnąłem kosmyki włosów chłopaka, żeby lepiej dostrzec jego twarz.

W tym momencie uświadomiłem sobie, że gdy wejdzie do mojego życia pociągnie to za sobą wiele konsekwencji. Widziałem oczami wyobraźni jak przyjaciele odwracają się ode mnie. Jak rodzice wyrzucają mnie z domu.

Tracę wszystko. A on i jego potwory zostają.

Theo? Śpisz?

Szturchnąłem go. Otworzył leniwie oczy, najwidoczniej niezadowolony z tego, że wybudziłem go ze snu.

Theo... jeżeli potrzebujesz pomocy...

Nie dał mi dokończyć.

Nie potrzebuje pomocy, Liam. Uratowałeś mnie już dawno temu.

Położył dłoń na moim policzku. Zrobiło się bardzo cicho, jedynie spokojne uderzenia naszych serc zagłuszały perfekcyjną ciszę.

Nie mam pojęcia, co zaszło przez ostatnie dwa tygodnie. Może był to tylko wstęp do tego dnia, w którym uświadomiłem sobie, że Theo Raeken jest dla mnie ważny. Jest moją odpowiedzialnością, moją kotwicą. Uświadomiłem sobie, że jedynie przy nim nie miałem napadów agresji. Nagle przestało mnie obchodzić co pomyślą inni i pewnie dziwnie to zabrzmi, ale przy nim czułem się szczęśliwy.

Uratował mnie, a ja uratowałem jego.

I gdybym wiedział, że tak się stanie...

Nie. Nie zmieniłbym zupełnie nic.

Teraz jest idealnie.






T H E E N D




Takim oto szczęśliwym zakończeniem chciałam pożegnać to fanfiction i Was, osóbki, które z tego co zauważyłam bardzo polubiły te wypociny. Nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak będę za tym tęsknić, a kończę to z ciężkim sercem. Szczerze, nie spodziewałam się tak wielkiej aktywności i miłego przyjęcia tego ficka. Tak naprawdę to powstał on pod wpływem nagłej weny i nie sądziłam nawet, że napisze go do końca.

Okej, nie przedłużając już - chciałam serdecznie podziękować wszystkim za każde wyświetlenie, każdą gwiazdkę i oczywiście wspaniałe komentarze, które za każdym razem wywoływały uśmiech na mojej twarzy!!! <3

Kocham Was mocno! Trzymajcie się!


ps. zachęcam do zerkania na mój profil, bo niedługo pojawi się kolejny thiam hehehe

((to wcale nie jest tak, że mam w planach 5 ficków o nich... i idk kiedy ja to wszystko napisze))

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top