Chapter 4
- To było... Dziwne - powiedział blondyn, kiedy weszliśmy do domu. Na jego słowa zmarszczyłam brwi, jednocześnie przekręcając klucz w zamku. Nie rozumiałam o co mi chodzi. Usłyszałam jak odkłada torby ze swoimi nowymi ubraniami i wzdycha cicho. Przeszliśmy do salonu, a on po prostu stanął na środku pokoju.
Ja zaczęłam chodzić po pokoju w poszukiwaniu mojego telefonu, którego nie wzięłam na zakupy. Na pewno gdzieś tu był.
I mimo tego, że nie sprawiałam wrażenia jakbym przejmowała się, że w moim domu jest chłopak, dosłownie nie z tej ziemi, to było zupełnie na odwrót. Nie miałam pojęcia o czym myśli, co chce zrobić, dlatego trzymałam się na baczności. Chłopak jest u mnie już dwa dni, a ja dalej nie wiem co mam o tym myśleć. Nie ufam mu, mimo, że mam wrażenie, że on naprawdę nie chce zrobić nikomu krzywdy.
On po prostu uciekł i jest odrobinę zagubiony.
Czasami mam wrażenie, jakbym rozmawiając z nim, rozmawiała z pięcioletnim dzieckiem. Tam gdzie do tej pory żył, nie było dużo rzeczy, które są u nas. Wczoraj przez dwadzieścia minut musiałam tłumaczyć mu jak działa pralka i po co jest czajnik. Oh no i dlaczego po wzięciu prysznica koniecznie ma zakładać na biodra ręcznik, a nie wybiegać z łazienki kompletnie nago, bym potem znalazła go stojącego przy lodówce, jedzącego łyżeczką nutellę i zupełnie nie martwiącego się o to, że mogłam zobaczyć jego części intymne. Gdybyście widzieli jak bardzo zdziwiony był, kiedy powiedziałam mu, że u nas nie lata się nago, kiedy się chce.
Z przemyśleń wyrwał mnie głos chłopaka.
- Widziałaś to? Jakaś skrzynka pod ziemią właśnie przywiozła nas byśmy byli bliżej domu... Co to było? - spytał i mogłam wyczuć, że opierał się o ścianę.
Wiedziałam o co mu chodzi. Niedaleko domu jest przystanek metra i to właśnie nim przyjechaliśmy do domu.
- To było metro, ludzie tym jeżdżą, by być szybciej w domu. To normalne - Odpowiedziałam mu, nadal szukając zguby.
Usłyszałam jak chłopak mówi ciche ,,wow'', po czym wzdycha kolejny raz.
- Ale widziałaś ile tam było ludzi? Jak szybko to jeździło? Jakim cudem nikt nie rozpoznał, że nie jestem z tego świata? - zadawał kolejne pytania, a ja jak zwykle byłam gotowa na nie odpowiadać.
- Nikt cię nie rozpoznał, bo nie odróżniasz się wyglądem od normalnego człowieka - powiedziałam no i miałam rację. Prawie.
Luke był strasznie przystojny, a to było trochę inne. Znaczy, nie żeby nie było na świecie przystojnych facetów, ale Luke przebijał ich wszystkich, jakimś dziwnym darem. Był przystojny, ale również bardzo spokojny, co dawało mu trochę tajemniczości, poruszał się strasznie cicho, jego kroków nie było w ogóle słychać, a jego postawa świadczyła o tym, że gdziekolwiek by te zaświaty nie były, on faktycznie musiał tam coś znaczyć. Dlatego uwierzyłam mu, że jest synem przywódcy tamtego świata. Nawet wyglądał na takiego... Dostojnego? Wyrafinowanego? Tak, to chyba to.
I to, jak bardzo przystojny jest, zdążyły zauważyć kobiety, które były w galerii, wtedy kiedy my. Nie było ani jednej, która by się za nim nie obejrzała, a w metrze wszystkie patrzyły tylko na niego, otwierajac szeroko usta. A gdy zaczął do mnie tam mówić, lub zadawać mi kolejne pytania, myślałam, że za chwilę zginę przez ich lodowate spojrzenia.
- Super - powiedział i tyle go słyszałam. Nadal nie znalazłam telefonu, a przetrząsnęłam już prawie wszystkie zakamarki pokoju. Na pewno zostawiłam go gdzieś tutaj.
- Gdzie jesteś ty mały, podstępny- -Nie dokończyłam.
- Tego szukasz? - usłyszałam jak Lucas mówi do mnie, trzymając usta strasznie blisko mojego ucha i wystawiając do mnie telefon. Wstrzymałam powietrze i odebrałam od niego zgubę. Był strasznie blisko.
Czy przed chwilą przypadkiem nie mówiłam jak bardzo cicho się porusza? Teraz mam dowód. Gdyby się nie odezwał, nawet nie wiedziałabym, że jest tak blisko mnie. Że jest tuż za mną.
- Dziękuję - powiedziałam, odwracając się do niego. Nadal był strasznie blisko, lekko pochylając się do przodu, by jego twarz była bliżej mojej. Tym sposobem zawsze się do kogoś zwracał. Zauważyłam, że zawsze stara się mieć twarz na tej samej wysokości co jego rozmówca, co musi być dla niego męczące, bo nie należy do najniższych osób. Co ja mówię, w całym swoim życiu nie widziałam osoby wyższej niż Hemmings.
Ale teraz był strasznie blisko, niemal czułam jego oddech na twarzy. On wydawał się nie być tym poruszony, ale ja owszem. Ludzie zazwyczaj nie stoją tak blisko innych.
- Nie ma sprawy. Na początku nie wiedziałem czego szukasz, ale gdy zauważyłem, że nie masz tego klocka przy sobie, to pewnie o niego ci chodzi. Był na stoliku do kawy, a dokładniej pod książką - odpowiedział, a ja przełknęłam głośno ślinę, patrząc w jego niebieskie do bólu oczy.
Położyłam ręce na jego klatce piersiowej, delikatnie go odpychając, a on zmarszczył brwi, ale dał krok w tył. Teraz jest dobrze.
- Luke, musisz wiedzieć, że nie stoi się tak blisko drugiej osoby. Zawsze trzymaj mniej więcej taką odległość jaka jest między nami teraz, okej? Bo gdy przysuniesz się tak blisko to ludzie czują się onieśmieleni. - powiedziałam, a on przytaknął głową, pokazując mi, że rozumie. Spojrzał na czubki moich tenisówek i spojrzał potem na swoje, chcąc zakodować o jaką mniej więcej chodzi mi odległość. Zawsze tak robił kiedy dowiedział się nowej rzeczy, analizował, zapamiętywał.
- Ty teraz też byłaś onieśmielona? - zapytał niewinnie, a ja zarumieniłam się delikatnie. Ugh.
- Troszeczkę. Ale mniejsza, to potrzebujesz jeszcze czegoś? Wiesz... Do życia? - zapytałam, a on wygladał jakby nad czymś myślał. Po chwili odparł:
- Nie, już nie. Mam ubrania, swój własny klocek... - uśmiechnęłam się lekko, kiedy znów usłyszałam jak chłopak powiedział na telefon. Już przyzwyczaiłam się, że tak mówi, czasami nawet tego nie zauważam.
- O ale jest takie małe coś... Bardzo tego chcę... - zaczął i przygryzł wargę, patrząc na mnie błagajacym wzrokiem. Chyba wiem o co mu chodzi. - Jest jeszcze nutella? - zapytał, a ja uśmiechnęłam się do niego.
Wiedziałam. Od kiedy dałam mu ją na kanapki, pokochał ją. Teraz bierze małą łyżeczkę i je ją bezpośrednio ze szklanego opakowania.
- Jasne. Ale nie możesz jej jeść tak dużo, nie jest zdrowa w dużych ilościach. Możesz dostać cukrzycy, albo przybierzesz na wadze - powiedziałam i skierowałam się do kuchni. Nie była ona mała, ale nie była też specialnie ogromna. Stół był przyciśnięty jednym bokiem do ściany, a za nim była lodówka. Był też zestaw brązowych mebli. Uwielbiam moją kuchnię, jest w niej... Tak przytulnie.
Chłopak od razu siadł przy stole i oblizał wargi, kiedy wyciągnęłam słoik z szafki. Widziałam jak się cieszy.
- Nie martw się, nie grozi mi to. Jestem aniołem śmierci, my nie chorujemy, nie tyjemy, nie wychodzą nam nawet pryszcze... No chyba, że tego chcemy. - odpowiada, a ja marszczę brwi.
- No chyba, że tego chcecie? Po jakiego grzyba? - pytam, ale nie pozwalam mu odpowiedzieć zadając kolejne pytanie - Chcesz na kanapkę czy łyżeczką?
- Łyżeczką proszę - mówi, a ja daję mu słoik z łyżeczką i patrzę jak otwiera go szczęśliwy i nabiera troszeczkę na łyżkę. - A co do tych pryszczy to czasami są nam potrzebne, do naprzykład zmienienia wizerunku lub do zwyczajnego dopasowania się do innych. Wiesz, czasami jak jest ich dużo to potrafią całkowicie zmienić człowieka. To jest dobre kiedy się ucieka - odpowiada, a ja siadam naprzeciwko niego i widzę jak wkłada łyżeczkę z nutellą do buzi i zamyka oczy. Uśmiecha się, a ja się śmieje. Chyba na serio to lubi, nawet bardzo.
- Rozumiem, że w zaświatach tego nie było? - pytam, a on otwiera oczy i wyjmuje pustą łyżeczkę z ust.
- O tak. Nie było. Całe sto dziewiędziesiąt lat żyłem bez tego, a teraz zastanawiam się jak mogłem? - mówi, a ja kręcę głową z rozbawieniem. Wierzę mu. Teraz wierzę mu na pewno.
Sięgam po drugą łyżeczkę i patrzę na chłopaka.
- Daj trochę - mówię, a on wysuwa słoiczek na środek uśmiechając się. Wkładam do niego łyżeczkę i biorę trochę nutelli, która po chwili ląduje mi w buzi. Oh, tak ja też to uwielbiam.
- Wiesz, jest dużo rzeczy, które mógłbyś jeszcze polubić. Nie wszystkie byłyby do jedzenia, ale te pierwsze owszem. - mówię, a on zainteresowany wychyla się trochę w moją stronę. Oczy błyszczą mu się z podniecenia sytuacją. W końcu, za chwilę znów mu pokażę coś nowego.
- Naprawdę? Co? - pyta, a ja uśmiecham się do niego tajemniczo. Schodzę z krzesełka i otwieram jedną z szafek gdzie chowam zapasy.
- Co powiesz na żelki? - pytam i wyjmuję paczuszkę kolorowych misiów, a jego oczy błyszczą się.
- Żelki? Żelki. Żelki. Co to za nazwa? Chcę to - powtarza nazwę jak małe dziecko. Słyszy to pierwszy raz w życiu. Potem wyciąga rękę, a ja siadam z powrotem na miejsce i podaję mu paczuszkę. Zainteresowany i podekscytowany deliakatnie otwiera ją i wyjmuje po jednym z każdego koloru, kładąc je przed sobą na stole w jednym rzędzie.
- Jakie ładne... W kształcie misiów... Takie kolorowe - mówi i patrzy na nie, oblizujac usta. Bierze czerwonego w palce i patrzy na niego.
- No dalej... Pokochasz je - mówię, a on patrzy na mnie i bierze żelka do buzi i zaczyna żuć. Uśmiecha się i zamyka oczy. Żuje i zaczyna się cicho śmiać. Ja sięgam po jedego i również go jem.
- Ale śmieszne. Kurczę są genialne... - mówi i bierze kolejnego. Ja teraz sięgam po dwa różne i wrzucam je sobie do ust. On otwiera szeroko oczy.
- Można po dwa? Po dwa różne? - pyta wniebowzięty, a ja śmieję się.
- Można tak dużo jak się chce, w dowolnych kolorach. - na to chłopak mówi ciche ,,wow''.
- Czy mogę...? - pyta niepewnie, a ja biorę parę na rękę.
- Śmiało. - na to on wybiera z siedem różnych i wrzuca je sobie do ust. Żuje i uśmiecha się.
To takie urocze, lubię patrzeć jak się tak cieszy z tych wszystkich małych rzeczy.
- Violet, to jest genialne... Uwielbiam to tak samo jak nutellę... - mówi i bierze jeszcze, kolejny raz oblizując usta, a ja uśmiecham się.
- Przed tobą jeszcze dużo takich smakołyków.
- Serio? A pokażesz mi je? Będę mógł je zjeść? - pyta z ustami pełnymi kolorowych misiów.
- Pewnie. Musi być jakiś ze mnie pożytek co nie? - pytam, a on wygląda teraz na najszczęśliwszego faceta na świecie.
***
Witam! Jak wam się podoba? Jeszcze do końca nie ma akcji ani nic, ake to dopiero początek.
Książka jest WOLNO PISANA więc nie wiadomo kiedy nowe rozdziały, więc proszę komentujcie i dajcie votes by trochę się tego uzbierało.
Do następnego! Jesteście najlepsi!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top