Chapter 4
| Sapnap POV |
Wysiadłem w samochodu na dobrze znanym mi parkingu biorąc z siedzenia obok pudełko z nowymi ubraniami dla chłopaka. Kupiłem mu kilka koszulek, trzy pary spodnie, oraz oczywiście kilka nowych bokserek. Szczęśliwy ruszyłem tak jak ostatnio, w kierunku małego sklepiku gdzie pracował chłopak. Wszedłem do niego i stanąłem w miejscu, nie widząc w nim nikogo, a jedynie z zaplecza słyszałem czyiś cichy płacz. Odłożyłem pudełko na ziemię i cicho ruszyłem w kierunku pomieszczenia, z którego słyszałem dźwięki. Poczułem jak moje serce kiedy zobaczyłem jak mój ukochany, siedzi na ziemi skulony płacząc. W dłoni ściskał wisiorek, który ode mnie dostał, a jego całe ciało się trzęsło. Podbiegłem do niego, od razu chwytając jego twarz w swoje dłonie i wycierając jego łzy. On mocno zdziwiony tym, że ktoś go znalazł, chciał się odsunąć, jednak przytrzymałem go, delikatnie chusteczką ścierając jego łzy.
- Co się stało, Karl, pomogę ci, tylko powiedz mi, co się dzieje. - powiedziałem, siadając naprzeciw chłopaka. On popatrzył na mnie, a następnie wziął głęboki wdech, pewnie chcąc uspokoić się trochę, aby być w stanie cokolwiek powiedzieć.
- M-Moja babcia leży ciężko chora w szpitalu. Nie mam jak, zapłacić za jej leczenie i d-dzisiaj dostałem wiadomość, ż-że jeśli nie zapłacę do k-końca tygodnia to p-przestaną ją l-leczyć. - opowiedział, na co w głowie przypomniałem sobie wygląd starszej, miłej kobiety. Poznałem ją już i często ją odwiedzaliśmy, więc byłem w jakimś stopniu przywiązany do niej. Wstałem i podałem chłopakowi dłoń, aby także mógł wstać. On popatrzył na nią, a następnie ujął ją delikatnie, wstając powoli z podłogi.
- Pracujesz tu sam? - spytałem, wyciągając telefon, aby zobaczyć, która jest godzina. Dochodziła już osiemnasta.
- T-tak, jest jeszcze taka młoda dziewczyna. O dwudziestej zaczyna zmianę. - odpowiedział, na co uśmiechnąłem się do niego lekko.
- Jest jakaś szansa, aby cię zastąpiła dzisiaj, a ty ją wyręczysz innego dnia? Chciałbym cię gdzieś zabrać. - wytłumaczyłem, od razu nie chcą przestraszyć chłopaka. On pokiwał głową, wyciągając naprawdę stary telefon, z klawiaturą numeryczną. Szybko wystukał na niej wiadomość do dziewczyny, a niecałą minutę później dostaliśmy odpowiedź, że nie ma sprawy i dziewczyna do dziesięciu minut powinna przyjść na miejsce. Staliśmy w ciszy na zapleczu, czekając na nią. Oparłem się o ścianę, patrząc na chłopaka, który lekko się trząsł z zimna. Za oknem lał deszcz a dodatkowo pomieszczenie, w którym przebywaliśmy, nie miało, żadnego źródła, z którego mogliśmy pozyskać ciepło. Zdjąłem z siebie swoją czarną, skórzaną kurtkę i podszedłem do chłopaka, zakładając ją na jego ramiona. - Nie chce, abyś zachorował, a już się cały trzęsiesz. - powiedziałem, uśmiechając się do niego, na co on zarumienił się lekko, dziękując cicho. Po kilku minutach do pomieszczenia weszła niska, niebiesko włosa dziewczyna z kolczykiem w wardze. Ta widząc mnie, otworzyła szeroko usta, zasłaniając je dłonią.
- O boże, ja jestem waszą wielką fanką. Mogłabym zdjęcie, proszę? - spytała, wyciągając telefon, uśmiechnąłem się niezręcznie, ale pokiwałem lekko głową, zgadzając się na to co zaproponowała dziewczyna. Szybko zrobiliśmy sobie zdjęcia, a później (po wcześniejszym zabraniu paczki) razem z ukochanym opuściliśmy sklep. Chwyciłem delikatnie chłopaka za dłoń, prowadząc do swojego samochodu.
- G-Gdzie chcesz mnie zabrać? - zapytał, idąc za mną grzecznie. Spojrzałem na niego przez ramię, uśmiechając się lekko.
- Mam dla ciebie prezent, a przy okazji pomogę ci się ogarnąć, za nim pojedziemy dalej. - odpowiedziałem, otwierając mu drzwi do samochodu. On ponownie rumieniąc się lekko, wsiadł na miejsce pasażera, zapinając się od razu. Zamknąłem drzwi za nim, a następnie obszedłem samochód, aby zasiąść za kierownicą.
- M-Mam prośbę. Mógłbyś -
- Tak, będę jechać wolno. - uprzedziłem słowa chłopaka, wiedząc, co będzie chciał powiedzieć. Pamiętałem, jak pierwszy raz jechaliśmy razem samochodem i poprosił mnie o to. Jego rodzice zmarli w wypadku samochodowym, w którym on także uczestniczył, więc rozumiałem, czemu teraz tak bardzo boi się szybkiej jazdy. Odpaliłem samochód i sprawnie, ale bezpiecznie wyjechałem z parkingu.
- Zapomniałeś się zapiąć. - powiedział, na co uśmiechnąłem się lekko do niego, przypominając sobie bardzo podobną sytuację.
- Nick, zapnij pasy albo dam ci celibat. - zagroził z uśmiechem chłopak, patrząc na mnie kiedy staliśmy na światłach. Niechętnie wykonałem to, o co poprosił mnie ukochany zaraz po tym, chwytając jego dłoń i całując jej palce. Chłopak zaśmiał się słodko kładąc nasze splecione dłonie na swoim udzie, oraz opierając głowę o zagłówek fotela, na którym siedział.
- Przepraszam skarbie, nie przepadam za nimi. - odpowiedziałem ze skruchą w głosie, patrząc przelotnie na bruneta siedzącego obok.
- Nic nie szkodzi, ja też jestem trochę przewrażliwiony na ich punkcie. - powiedział, uśmiechając się do mnie promiennie, na co sam nie mogąc powstrzymać uśmiechu, podniosłem trochę swoje kąciki ust.
- Po prostu jesteś ostrożny. - odpowiedziałem, skręcając, aby dojechać do naszego mieszkania.
Szybko zapiąłem się, przy okazji zatrzymując się na pasach. Podczas drogi prowadziłem z chłopakiem przyjazną rozmowę, gdzie podpytałem się tego co pamięta, oraz jak mu się żyło przez te cztery lata. Opowiedziałem mu także coś o sobie, oraz odpowiedziałem na kilka zadanych przez niego pytań.
- Czemu ona chciała mieć z tobą zdjęcie? Powiedziała, że jest waszą fanką, więc pracujesz ze swoimi kolegami i jesteście sławni? - spytał chłopak, na co zaśmiałem się cicho, na to jak szybko chłopak rozgryzł zagadkę zadanego przez siebie pytania.
- W ostatniej klasie liceum, razem z moim bliskim przyjacielem, Clayem postanowiliśmy założyć zespół muzyczny. Na początku dawaliśmy koncerty w małych kawiarniach, czy barach. Później dołączył do nas, basista - George. Zagraliśmy na jakimś festiwalu, gdzie zauważył nas szef dużej wytwórni muzycznej, zaproponował nam współpracę i tak gramy do dzisiaj. Jeździmy w trasy koncertowe i dajemy koncerty dla milionów fanów na całym świecie. - opowiedziałem mu, skręcając na parking pod budynkiem, w którym mieszkałem.
- Skoro George jest basistą, to musicie mieć także inne instrumenty. - wydedukował Karl, na co pokiwałem głową z uśmiechem.
- Ja jestem gitarzystą, a Clay gra na perkusji. Wszyscy dodatkowo śpiewamy. - opowiedziałem, wychodząc z samochodu. Szybko obszedłem go i otworzyłem chłopakowi drzwi, aby mógł wysiąść. On podziękował cicho i wyszedł ostrożnie, idąc w kierunku drzwi windy. Zabrałem z bagażnika paczkę dla niego i dołączyłem do chłopaka, który już stał w windzie.
- Musicie mieć ogromny talent, skoro osiągnęliście taki sukces. - powiedział, uśmiechając się do mnie, na co odwzajemniłem go.
- Długo pracowaliśmy nad tym sukcesem. Nawet był czas kiedy chciałem zrezygnować. Ale była przy mnie osoba, która wybiła mi to z głowy. - odpowiedziałem, patrząc w lustro oraz poprawiając swoje lekko rozczochrane włosy.
- T-To byłem ja, prawda? Powiedziałem ci wtedy "Nie pozwalam ci przestać robić tego, co kochasz." tak? - zapytał, cicho patrząc w moje plecy. Obróciłem się szybko w jego stronę, patrząc zdziwiony w jego oczy.
- Skąd ty? - spytałem, nie wiedząc nawet jak poprawnie sformułować pytanie.
- Przypominałem sobie, tę sytuację. - odpowiedział, uśmiechając się do mnie lekko. Odwzajemniłem jego uśmiech, czując zbierające się w moich oczach łzy. Mam szansę zwrócić mu pamięć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top