Chapter 36

| Sapnap POV | 

Zapukałem do pomieszczenia, w którym przebywał mój ukochany od ostatnich czterech godzin. Postawił sobie zadanie, że uszyje parze garnitury ślubne tak jak nam. Martwię się o niego, ponieważ nigdy nie siedział aż tak długo w swojej pracowni bez żadnej przerwy. Jako że to on właśnie więcej przebywał kuchni, zamówiłem nam po kurczaku z restauracji niedaleko. Wziąłem jedno opakowanie i właśnie pukałem do jego drzwi, czekając na jego reakcje. Poczekałem chwilę, ale nie słysząc żadnej odpowiedzi, po prostu otworzyłem drzwi, wchodząc do środka. Westchnąłem cicho, widząc chłopaka, który aktualnie siedział, przy maszynie do szycia, prawdopodobnie zszywając jakieś materiały z sobą. Na parapecie stało kilka otwartych puszek po jego ulubionym napoju, więc domyśliłem się, że tyle musiał już ich wypić.

Podszedłem do niego, kładąc jedzenie bezpiecznie na szafce obok, a następnie pocałowałem jego włosy, chcąc zwrócić jego uwagę na siebie. Ten podniósł głowę, patrząc na mnie oraz uśmiechając się lekko.

- Hej, zaraz skończę garnitur dla Clay'a i mam już wycięte materiały na garnitur dla Georga. Myślę, że za dwa dni skończę wszystkie. - powiedział, a następnie obrócił się do mnie przodem. Odsunąłem puszki z parapetu, aby złapać Karla za dłoń, przyciągając do siebie, a chwilę później sadzając go na nim. On popatrzył na mnie zaskoczony, kładąc swoje dłonie na moim karku.

- Wiesz, że cię kocham skarbie prawda? - spytałem, w miarę cichym głosem chłopaka, na co ten pokiwał głową od razu. - I wiesz, że twoje zdrowie jest dla mnie najważniejsze? - dopytałem, na co ten ponownie pokiwał głową. - Przyniosłem ci posiłek. Chciałbym, abyś po zjedzeniu go położył się i odpoczął trochę. Nigdy tak długo nie pracowałeś i się martwię o ciebie. - powiedziałem, zaciskając delikatnie dłonie na jego udach, oraz wtulając twarz w jego szyję. Ten wplątał swoją dłoń w moje włosy zaraz przy karku, a następnie lekko pociągnął za ich końce, przeczesując je palcami.

- Wiem, przepraszam. Znowu się wkręciłem i nie patrzyłem nawet na zegar. - odpowiedział, a ja delikatnie ująłem jego twarz, szybko całując go.

- Nie przepraszaj, każdemu się zdarza, ale nigdy ty tak nie robiłeś, więc zacząłem się niepokoić. - powiedziałem, a następnie podałem ukochanemu pudełko z jeszcze świeżym posiłkiem. - Zjedz, a ja posprzątam te puszki. - dopowiedziałem, zgarniając pusta puszki, które wcześniej odsunąłem.

- Zawiózłbyś mnie jutro? - usłyszałem pytanie, na które obróciłem się, patrząc na niego z lekkim niezrozumieniem.

- Gdzie? Idziesz gdzieś jutro? - dopytałem, podczas dalszego sprzątania.

- Jutro mam tę rozprawę w sądzie. - odpowiedział, a mój umysł momentalnie się rozjaśnił.

- Okej, o której tam musisz być? - spytałem, wyrzucając puszki do śmietnika.

- Na dziewiątą. Byłbym wdzięczny, jeśli obudziłbyś mnie tak w okolicach siódmej. - odpowiedział, a następnie zamknął opakowanie, podchodząc do mnie, aby wyrzucić je do kosza, koło którego stałem. Wykorzystałem ten moment i schyliłem się trochę, przerzucając sobie chłopaka przez ramię jak worek ziemniaków. Słyszałem, jak krzyczał do mnie, abym go położył, oraz czułem, jak uderza mnie w mój seksowny tyłek, podczas gdy ja zaniosłem go do łazienki.

- Skoro tak wcześnie wstajesz, to przestajesz teraz pracować, myjesz się i do spania. - powiedziałem, odkładając ukochanego na ziemię. Ten szybko chciał mnie wyminąć i wrócić do pracowni jednak zatrzymałem go, chwytając jego nadgarstek, a następnie przyszpilając go do ściany obok. Nasze twarze znajdowały się kilka centymetrów od siebie, a ciepłe oddechy mieszały z sobą. Popatrzyliśmy sobie w oczy, nieświadomie przybliżając się do siebie. Widziałem, że chłopak przymknął oczy, oczekując, aż go pocałuje, jednak zatrzymałem się centralnie przed jego ustami.

- Dostaniesz całusa po wykąpaniu się. - powiedziałem, a następnie odsunąłem się od niego, chcąc wyjść z łazienki. Ten jednak przytrzymał mnie przy sobie, chwytając w dłoń moją koszulkę.

- Panie top, nie zostawia się tak swojego bottoma. Najpierw kusisz, a później zostawiasz? - odpowiedział, a następnie objął dłońmi mój kark.

- Czy mój ukochany chłopak robi mi wyrzuty, że poświęcam mu za mało atencji? - spytałem, z lekkim uśmiechem kładąc swoje dłonie na jego okrągłych biodrach.

- Dokładnie, w ramach rekompensaty, proponuje wspólny prysznic. - odpowiedział, ciągnąc mnie w stronę prysznica, gdzie dokładnie zająłem się swoim ukochanym, nie szczędząc sobie czułych słówek oraz pieszczot.

~~~

Wstałem rano wcześniej od leżącego obok mnie ukochanego. Tak jak zwykle pocałowałem go w czoło, a następnie zaspanym jeszcze krokiem ruszyłem do kuchni, aby przygotować dla niego pełnowartościowe śniadanie. Tym razem postawiłem na gofry z bitą śmietaną oraz (prawie) świeżymi owocami. Do tego nalałem do kubka z pokrywką ze słomką ulubiony świeżo wyciskany sok z pomarańczy z odrobiną soku z cytryny. Całość położyłem na tacce, dodając do tego jedną z różyczek, które (nie wiem jakim cudem) urosły w doniczce na naszym balkonie. Wszedłem do pomieszczenia, gdzie przywitał mnie przebudzony, ale nadal leżący chłopak, owinięty śnieżnobiałą pościelą.

- Dzień dobry, dzisiaj dla mojej miłości śniadanie do łóżka. - powiedziałem z uśmiechem, ostrożnie kładąc całość na kolanach chłopaka. - A różę - dopowiedziałem, a następnie zgarnąłem ją z tacki i chwyciłem delikatnie zębami, siadając obok niego na materacu. - Możesz odebrać ustami. - powiedziałem flirtacko, patrząc z kwiatem w ustach na ukochanego, który zaśmiał się delikatnie, a następnie przysunął do mnie, odbierając prezent słodkim jak miód pocałunkiem.

Reszta poranka minęła nad nadzwyczaj spokojnie, gdzie oboje ogarnęliśmy się tak, aby wyglądać w miarę galowo, a następnie ruszyliśmy na parking.

- Stresujesz się? - spytałem chłopaka, który siedział na fotelu obok. Nasze dłonie jak zwykle złączone leżały teraz na jego udzie okrytym czarnym materiałem eleganckich spodni.

- Nie bardzo. Szczerze nie mam nawet dużego żalu do niego. Odebrał źle całą sytuację i kierowała nim głównie zemsta. Nie sądzę, aby był złym człowiekiem. - odpowiedział, na co popatrzyłem na niego zdziwiony.

- Spowodował wypadek, w którym prawie umarłeś, nękał cię, porwał cię, groził ci i prawie pobił do nieprzytomności, ale nadal dla ciebie jest dobrym człowiekiem? Kochanie, puknij się czasami w głowę, bo jak bardzo cię kocham, tak teraz paplasz głupoty. Niech dostanie jak najwięcej lat, abym nie musiał go oglądać. Zasłużył sobie. - powiedziałem, skręcając w kierunku dużego budynku, w który mieścił się sąd.

- Tak, nadal uważam, że tak naprawdę jest dobrym człowiekiem. - odpowiedział, podczas gdy zaparkowałem przed budynkiem. Pokręciłem jedynie głową, nie komentując już słów chłopaka.


Zobaczmy, jak potoczy się rozprawa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top