Chapter 30
| Sapnap POV |
- Wracam do Ameryki. - powiedziałem, pakując szybko swoje rzeczy w hotelu.
- Ale, trasa. - zaczął brunet, na co obróciłem się w jego kierunku, patrząc na niego wściekle.
- Jebie mnie ta trasa, jebie mnie nawet cała moja jebana kariera. Karl jest w niebezpieczeństwie i nie wrócę tu, dopóki go nie znajdę. - odpowiedziałem, a następnie zapiąłem swoją walizkę, wychodząc z pokoju hotelowego.
Byłem wkurwiony i równocześnie przerażony, więc pojechałem taksówką na lotnisko, z którego wynająłem samolot, który od razu mógłby mnie zawieść do Ameryki. Cały lot trwał o wiele krócej niż ten normalny, więc po szesnastu godzinach byłem w swoim kraju. Zgarnąłem pierwszą lepszą taksówkę, która mogła mnie zawieść do budynku, w którym pracował detektyw. Wjechałem windą na odpowiednie piętro a chwilę później bez pukania, wszedłem do głównego gabinetu, od razu uderzając dłonią w blat. Mężczyzna spojrzał na mnie, wyrwany nagle z wykonywanej czynności.
- Nick? Co ty tutaj robisz? - zapytał, na co popatrzyłem na niego wkurzony.
- Czego w zdaniu, że Karl ma być bezpieczny, kurwa nie zrozumiałeś?! - powiedziałem, a następnie chwyciłem jego koszulkę, podnosząc go z krzesła. - To naprawdę nie było kurwa takie trudne.
- Karl nie był ze mną kiedy to porwanie się stało. - odpowiedział Jack, a ja puściłem go, przez co opadł z powrotem na swój fotel. Ruszyłem do wyjścia, wiedząc, komu muszę przywalić. - Karl także nie był u Jimmiego. - dopowiedział, na co się zatrzymałem.
- To gdzie kurwa był?! Pod mostem sobie spał i ktoś stwierdził, że go porwie?! A jeśli to jacyś mordercy albo nielegalni handlarze ludźmi?! - wykrzyczałem do niego, na co mężczyzna pokazał mi dłonią fotel, pewnie chcąc, abym usiadł naprzeciw. - Postoje sobie kurwa. - dopowiedziałem, patrząc na niego, z gniewem w oczach.
- Karl po waszym koncercie w Londynie, dostał wiadomość od nieznajomego numeru, już go zbadałem, ale do nikogo mnie on nie doprowadził. Później dostałem telefon, że ktoś się włamał. Przyjechałem tam i ewidentnie ktoś wszedł do ich domu, zostawił kartkę, a później wszedł. - powiedział, a następnie z szafki z biurka, wyjął w foliowym worku prawdopodobnie wiadomość, którą dostał mój ukochany. Przeczytałem ją szybko, a następnie odsunąłem ją od siebie. - Nie mógł zostać dalej z Jimmym, więc musiałem zapewnić mu inne schronienie. - dopowiedział, na co zaśmiałem się ironicznie.
- No kurwa to ci trochę nie wyszło. - odpowiedziałem, a mężczyzna puścił moją uwagę mimo uszu.
- Miał być u Alexa. - powiedział, na co jeszcze raz spojrzałem na niego, zaraz po tym ponownie uderzając dłonią w stół.
- Kurwa popierdoliło cię?! To pewne, że to właśnie on go porwał. - wręcz wykrzyczałem prosto w twarz detektywa. Ten jednak niewzruszony nadal siedział na swoim krześle, patrząc prosto na mnie.
- Prosiłbym, abyś się jednak uspokoił, nie jesteśmy w stu procentach pewni, że to on więc prosiłbym cię o niewyciąganie pochopnych wniosków. - powiedział, a ja miałem ochotę go normalnie udusić, jednak wiedziałem, że i tak byłby mi potrzeby więc musiałem się na razie powstrzymać o tego.
- To, kto jak nie on? Ma powód, dla którego mógłby to zrobić. Był z nim przez ten tydzień, więc dosłownie tylko z nim się spotykał. - odpowiedziałem, zaczynając myśleć jakoś bardziej logicznie.
- Tak, ale on także ma swoje alibi. Ma za jakąś godzinę tutaj być, więc możesz na niego ze mną poczekać. Od razu informuje, cokolwiek mu zrobisz, nie zawaham się wezwać ochronę. - powiedział, na co ponownie wywróciłem oczami, opierając się z powrotem na krzesło.
- Jasne rozumiem. Zrobię mu coś, wzywasz psy. Mam siedzieć grzecznie. - wymamrotałem, pomimo niechęci.
W ciszy czekaliśmy na mojego menadżera, podczas gdy próbowałem zebrać w sobie jakąś siłę, która mogłaby powstrzymać mnie przez dosłownym zabiciem go. Jednak widząc go wchodzącego do gabinetu, wszystko, co zebrałem wcześniej w sobie, nagle magicznie wyparowało i nie kontrolując się, wstałem od razu, chwytając starszego za koszulkę.
- Gdzie on jest?! - spytałem podniesionym głosem chłopaka, który przestraszony chwycił mój nadgarstek, próbując jakoś wyrwać materiał spod mojej pięści.
- Nick, mówiłem ci coś. - usłyszałem głos, detektywa, na co niezbyt delikatnie jednak puściłem mężczyznę, który upadł na ziemię. - Przepraszam za niego, wiesz emocje. - dopowiedział, na co wywróciłem oczami.
Słuchałem tego, o czym rozmawiali, co jakiś czas prychając na odpowiedzi siedzącego na krześle obok mnie bruneta. W końcu kiedy Jack powiedział, że to tyle na dzisiaj, brunet czym prędzej opuścił pomieszczenie, a ja zrobiłem to samo. Szedłem za nim, aż na podziemny parking gdzie zatrzymałem go, przytrzymując przy ścianie.
- Gdzie on jest? - spytałem, patrząc z nienawiścią w oczach na mężczyznę naprzeciw mnie. Ten powoli podniósł wzrok z ziemi, a następnie popatrzył mi prosto w oczy.
- Nie porwałem go. Odkąd rozwiązujemy tę sprawę, nic mu nie zrobiłem. - powiedział, na co zaśmiałem się ironicznie, zaciskając dłoń na jego szyi.
- Kłamliwa suka, zawsze kurwa byłeś kłamliwą suką. Żywisz się jebanymi kłamstwami i wciskasz je każdemu, aby mieć, co chcesz. Naprawdę musisz być zdesperowany, aby nadal kurwa kłamać. - odpowiedziałem, na co chłopak spuścił wzrok, w podłogę. - Nienawidzę cię, rozumiesz? Nie chce cię już nigdy widzieć w swoim życiu, Alex. Żałuje tego co było pomiędzy nami, żałuje tego, że kurwa pozwoliłem takiej dziwce jak ty zbliżyć się do mnie. - dopowiedziałem, a chwilę później jedyne co poczułem to mocne uderzenie w policzek, na który puściłem go. Pomiędzy nami zapanowała cisza, a po chwili powoli czując, jak tracę nad sobą panowanie, popatrzyłem ponownie na niego, chcąc zaatakować. Jednak coś zablokowało mnie kiedy zobaczyłem na jego twarzy słone łzy, a usta wąsko zaciśnięte w prostą linię.
- Powtórzę kolejny raz, nie porwałem go. Możesz mnie wyzywać, jak bardzo chcesz, ale nie masz prawa mnie osądzać o coś, czego nie zrobiłem. Odnajdę go Nick i jeszcze kurwa sam będziesz mnie całował po stopach za to, że to zrobiłem. - odpowiedział, a następnie wyszedł z parkingu, zostawiając mnie samego. Uderzyłem pięścią w ścianę, chcąc wyładować emocje.
Kurwa, muszę się porządnie zapierdolić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top