Chapter 3

| Sapnap POV | 

Wyszedłem spod prysznica i po wytarciu się oraz założeniu na siebie swojej czarnej, świeżej bielizny, poszedłem do swojej garderoby, gdzie miałem zamiar wybrać ubiór, w jakim pójdę do klubu z resztą zespołu. Chcieliśmy się trochę rozluźnić, więc postanowiliśmy się, udać na imprezę w dobrze znanym nam klubie. Zabrałem z wieszaka swój jeden z bardziej lubianych czarnych T-shirtów, dobrałem do tego także swoje najukochańsze czarne rurki, z doczepianym łańcuszkiem. Nie chciałem wychodzić tylko w koszulce, więc zacząłem szukać także jakiegoś okrycia na moje barki i ostatecznie postawiłem na zwykłą czarną marynarkę. Jako iż ostatnio mi się schudło, musiałem założyć na swoje biodra jeszcze pasek, który przytrzymałby spodnie w swoim miejscu. Na swoje wytatuowane palce wsunąłem kilka srebrnych pierścieni, a na szyję założyłem, delikatny naszyjnik. Psiknąłem się kilka razy swoimi ulubionymi perfumami z Calvina Kleina i wyszedłem z garderoby, do swojej sypialni, w której miałem portfel. Zgarnąłem go tak samo jak kluczyki do swojego samochodu i wcześniej zamykając apartament, zjechałem windą do podziemnego parkingu, gdzie stało moje Audi RS7. Otworzyłem go swoimi kluczykami, a następnie wsiadłem za kierownicę, rozsiadając się w wygodnym fotelu. Odpaliłem silnik, uśmiechając się lekko na jego niski warkot. Bez większego problemu wyjechałem z parkingu i włączyłem się do ruchu ulicznego. Kiedy stałem na światłach, na ekranie w samochodzie pojawiła mi się informacja o przychodzącym połączeniu. Nacisnąłem przycisk umieszczony na kierownicy, dzięki któremu odebrałem słuchawkę. 

- Tak Clay? - spytałem, sprawnie skręcając tak, jak nakazywały pasy na ulicy. 

- Wyszliśmy z mieszkania, jak dobrze pójdzie, do piętnastu minut będziemy na miejscu. A jak z tobą? - odpowiedział chłopak, podczas kiedy ja wyciągałem z kieszeni swoje papierosy. Zmarszczyłem brwi jednak, widząc, jak paczka jest pusta. 

- Zostało mi około pięć minut, ale skoczę jeszcze do sklepu monopolowego obok. Fajki mi się skończyły. - zakomunikowałem, przyśpieszając na pustej ulicy. 

- Okej to widzimy się za parę minut. - odpowiedział blondyn, a następnie rozłączył się. Dzięki temu, że na ulicach nie było zbyt dużo samochodów, na miejsce dojechałem przed planowanym czasie. Wyszedłem z niego, porządnie go zamykając, a następnie spokojnym krokiem ruszyłem na pasy, aby przedostać się na drugą stronę drogi. Na moje szczęście nie musiałem nawet czekać, bo ulice i tak były puste. Przy okazji zaczepiło mnie kilka naszych fanek, z którymi zrobiłem sobie zdjęcie wedle ich prośby. Uśmiechnąłem się do nich miło, a następie odszedłem w kierunku sklepu. Wszedłem do niego, wywracając oczami, widząc przy ladzie jakiegoś pijaka, który próbował coś wytłumaczyć młodemu chłopakowi stojącemu za nią. Widać było, że bał się trochę tego mężczyzny. Stanąłem za nim wypychając językiem policzek kiedy naprawdę już zbyt długo. 

- P-Proszę pana, musi pan zapłacić, aby to wziąć. - powiedział chłopak, a jego głos zdawał mi się zbyt znajomy. Podniosłem głowę znad telefonu i zamarłem w miejscu, widząc swojego ukochanego, który miał już od czterech lat nie żyć. Mężczyzna podniósł dłoń, prawdopodobnie chcąc uderzyć bruneta, dlatego mocno chwyciłem jego nadgarstek, blokując go. 

- Spróbuj tylko, a osobiście złamię ci rękę. - zagroziłem, na co mężczyzna, skulił się lekko, bełtając coś pod nosem, a następnie wyszedł ze sklepu. Popatrzyłem na Karla, uśmiechając się po raz pierwszy od lat do niego szczerze.

- Dziękuję za pomoc, proszę pana. - powiedział chłopak, rumieniąc się delikatnie.

- Karl, czemu uciekłeś? Kochanie. - spytałem, patrząc na bruneta, który popatrzył na mnie z wyraźnym szokiem na twarzy.

- P-Przepraszam, ale nie znam cię. - odpowiedział, a ja poczułem, jak moje serce zaciska się boleśnie.

- A-Ale, jak to? Byliśmy razem przez siedem lat. - powiedziałem, czując, jak w moich oczach zbierają się łzy.

- Naprawdę, przepraszam, ale nie znam cię. Cztery lata temu miałem wypadek, w którym straciłem pamięć. - odpowiedział, a do mojej głowy wleciał pomysł jak utwierdzić chłopaka w moich słowach. Wyciągnąłem z kieszeni swój telefon i pokazałem chłopakowi swoją tapetę, na której byliśmy razem na wspólnych wakacjach w Paryżu na wieży Eiffla. Stałem wtedy za chłopakiem, przytulając go oraz całując w policzek, a on wykonał zdjęcie, uśmiechając się szeroko do obiektywu. Patrzyłem na zmieniającą się mimikę twarzy chłopaka.

- Teraz mi wierzysz? - spytałem z nadzieją w oczach. On popatrzył na mnie, zaciskając lekko swoje usta.

- Wiem, że mieliśmy jakąś relację, jednak teraz niestety nie wiem o tobie nic.

- Poznajmy się na nowo. Błagam. - powiedziałem, biorąc do dłoni długopis leżący na blacie i napisałem na wolnym kawałku kartki szybko swój numer telefonu. - Proszę to mój numer. Zastanów się nad tym co ci pokazałem i napisz lub zadzwoń. - dopowiedziałem, idąc do wyjścia, jednak zatrzymała mnie dłoń chłopaka na mojej.

- Przyjdź tu ponownie za tydzień, dam ci wtedy odpowiedź. - odpowiedział cicho chłopak, patrząc w ziemię tak jak miał w zwyczaju kiedy był zawstydzony. Uśmiechnąłem się szeroko, a następnie chwyciłem jego dłoń i pocałowałem jej wierzch, tak jak robiłem to kilka lat temu, aby utwierdzić chłopaka w swoich słowach.

- Przyjdę. - potwierdziłem jeszcze, a następnie wyszedłem, zostawiając chłopaka, z mocno czerwonymi rumieńcami na policzkach. Czułem w brzuchu znajome motylki, a moje serce biło o wiele mocniej niż na co dzień. Popatrzyłem w stronę swojego samochodu, przy którym stał już dobrze mi znany motocykl blondyna. Szybko przeszedłem przez ulicę, podbiegając do nich. Wręcz rzuciłem się blondynowi na szyje ze szczęścia, na co ten mocno zaskoczony popatrzył na mnie jak na ducha.

- Stary ja wiem, że się tydzień nie widzieliśmy, ale uspokój swoją chcicę. - powiedział z lekkim śmiechem chłopak, na co uderzyłem go w ramię, wyzywając go pod nosem.

- Po prostu jestem szczęśliwy. - odpowiedziałem szczerze, idąc w kierunku klubu, oraz nucąc jakąś piosenkę pod nosem. Oni po chwili stania w kompletnym szoku w końcu ruszyli za mną i razem weszliśmy do nowoczesnego klubu. Kolorowe światła, litry alkoholu, papierosy, prochy i dziwki. Czyli to, co geje i nie tylko lubią najbardziej (może poza tym ostatnim). Z naszymi przejściówkami weszliśmy do strefy VIP, gdzie spędziliśmy szaloną noc. Było picie Tequili, a chłopaki nawet już tak bardzo napaleni na siebie, pili ja zlizując wcześniej sól z ciała partnera. Ja za to popijałem szklankę zimnego Jacka Danielsa równocześnie, śmiejąc się z żartów, które rzucał pijany już blondyn. Nie miałem w planach wypić za dużo, bo jednak ktoś musi odwieść tę bandę do domu. Popatrzyłem na zegar umieszczony na ścianie i widząc, że siedzimy już tu cztery godziny, postanowiłem zebrać imprezę i eskortować ją do domu. Bezpiecznie udało mi się zaprowadzić dwójkę do mojego samochodu, gdzie zostawiłem ich przy sypiających na tylnych siedzeniach. Wróciłem do sklepu, w którym spotkałem swojego ukochanego, od razu podchodząc do kasy. Zdziwiłem się jednak, nie widząc za ladą nikogo, więc zadzwoniłem umieszczonym na blacie dzwoneczkiem. Po jakiś trzech minutach zza zaplecza wrócił Karl i dopiero teraz zauważyłem, w jak opłakanym stanie były ubrania chłopaka. Spodnie całe pobrudzone, koszulka lekko kleiła się do jego ciała, a buty już się praktycznie rozwalały.

- W czym mogę panu pomóc? - spytał, przysypiając lekko, na co mimowolnie uśmiechnąłem się ze słodkości bruneta. 

- Zapomniałem wcześniej kupić to, po co tu przyszedłem. Macie tu te papierosy. - spytałem, wyciągając z kieszeni pustą paczkę. On popatrzył na nazwę, a następnie poszedł w miejsce, gdzie prawdopodobnie trzymali papierosy i wyciągnął jedną paczkę. 

- Ile potrzebujesz? - spytał, nadal kucając przed szafką z papierosami. 

- Możesz dać trzy, jak masz. - powiedziałem, wyciągając z portfela kartę, którą zapłaciłem za produkt, które schowałem do kieszeni. Uśmiechnąłem się jeszcze ostatni raz do chłopaka, a następnie wróciłem do samochodu, w którym moi znajomi się prawie gwałcili. Kurwa, z kim ja muszę żyć. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top