8 - Nudam veritatem.


- Jack -

Następny dzień~. 

(ignoruję; wybacz, że postaram się Ciebie dziś ignorować, Hades)
Ile to czasu nie minęło, odkąd budzenie się zaczęło sprawiać mi aż tyle przyjemności? Nigdy wcześniej na myśl, że zaraz nastąpi kolejny dzień tak bardzo... mnie nie ekscytowała. To dziwne?
Nie. Nie jest dziwne, zwłaszcza odkąd... odkąd to Chase...
...hehe, aż robi mi się tak dziwnie na sercu na samą myśl~! Ciepło... Nawet jeżeli doskonale wiem, że ciało ma za niską jak na ludzkie standardy temperaturę, tak z tą jedną myślą staje się tak ciepło.
Nie zawiodę go. Nie tym razem. Postaram się już nigdy więcej tego nie zrobić, dla niego. Może... może jeżeli będę się wciąż tak starać, to On... 
-Dlaczego niby miałby chcieć coś tak zepsutego?- 
Ach. Znowu ty... 
-Widzisz? Wiedziałem, że mówienie do mnie na ,,ty'' szybko ci się znudzi. Chcę imię. Chcę mieć wszystko, na co nie zasłużyłeś, a i tak to posiadasz.- 
Nie teraz. Mam ważniejsze sprawy do zrobienia, przykładowo... 
-Popatrzeć sobie na nagrania Chase'a w twoim laboratorium?-
...lepsze to niż rozmowa z kimś, kto nie istnieje. 
-A jednak ty istniejesz; jeżeli jesteś ty, to dlaczego nie mogłoby też być mnie?- 
Nie myśl o tym, nie myśl... 
-W twoim przypadku nigdy nie wiadomo, co kiedy gorsze; myśleć, czy też nie. Obie te rzeczy zdają się doprowadzać cię do upadku. Tak...-
Chase; teraz powinienem się na tym, na nim skupić. Muszę coś zrobić, coś, cokolwiek, żeby tylko...
-Boisz się głosów we własnej głowie? Jak bardziej żałosny się staniesz?- 
Nie boję się! To nie jest kwestia strachu, po prostu... 
-Oczywiście, że się boisz; a dokładnie tego, że powiem prawdę, że powiemy prawdę, przez którą tak uporczywie uciekasz, przed którą próbujesz uciekać...-
Dość, dość, dość, dość, przestań, przestań, przestań, przestań już...!

-...a jednak doskonale wiesz, że przed tym, że przed nim, przed nimi, nie uda ci się.-
Przestań, nie chcę o tym myśleć; Chase, to o nim, zwłaszcza teraz, powinienem myśleć, to o tym, co planuję zrobić na następny pojedynek, ale nie o... o... 
-Boisz się nawet wymówić tamto imię. Jak bardzo... się jeszcze staniesz...?-
Dlaczego w ogóle o nim myślę? O nich? Mam przecież jeszcze czas, mam jeszcze czas, czas...!

-Nie masz go dużo.-
To... do moich urodzin, wciąż... wiele miesięcy.

-Za mało, żeby w tak krótkim czasie wywołać takie wrażenie, by wziął cię pod swoje skrzydła... a raczej pod swój ogon, tak?-
Kuriozum. 
Wystarczy, powinno wystarczyć; pragnę, żeby... 
-Więc, co ty tu jeszcze robisz, rozmawiając ze mną, zamiast pracowania?- 
To ty jesteś tym, który... 
-Nie potrafisz nawet zapanować nad głosami we własnej głowie, tak żałosny, żałosny, żałosny, żałosny...-

Dość...
...ha, dopiero kiedy osunąłem się na podłogę, z dłonią we włosach... zrobiło się cicho. Teraz... teraz potrzebuję ciszy; spokoju; pomyśleć. W ciszy.

Głębokie, niemalże bolesne oddechy; zaczynam zwalniać wraz z pociągiem wspomnień. Palce na głowie... równy rytm... powinno być podobnie, a jednak... dłoń Chase'a jest zupełnie inna; duża; ciepła. Tak... tak bardzo ciepła, nawet odziana w rękawiczkę.

Mimo tych jakże nieprzyjemnych wspomnień z wczoraj, jak... naprawianie siebie przyniosło mi tyle wspomnień... Mimo jak bardzo by Hades nie odstępowała, nie odstępuje nawet na krok; nie mogę się poddać, pozwolić sobie na odpoczynek. Już i tak zbyt dużo straciłem na śnie, a nie chcę wciąż o tym myśleć; nie, jeżeli Chase ma w zawiązku ze mną jakiekolwiek plany... bo ma, prawda? Chociaż... chociaż coś najmniejszego, ale zawsze lepsze, niż chłodne nic. Bo po co by inaczej mnie odwiedził? Nie wspominając już o tym, jak nie tylko mnie nie skrzywdził, mimo że mógł to zrobić z łatwością - pogłaskał mnie; tak to można nazwać, prawda? Pogłaskał  ciepłą dłonią, i nie tylko; użył jeszcze magi; na pewno, bo... bo ten koc, którym mnie owinął, kilka godzin wcześniej był cały we krwi, potem wyprany i mokry, tak zimny - a teraz jest tak bardzo ciepły. Tworzy przyjemny kontrast ze skórą; niemalże wygrała we mnie ochota, by zawinąć się w taki, uch, kokon i z niego nie wychodzić; niemalże...
...ha... haha... Zasłaniam usta, nim wyrwie się śmiech. Radość? Skoro Chase podarował mi coś tak przyjemnego; innego; oznacza to, że zrobiłem coś dobrze... prawda? Dobrze, a on wciąż pragnie, żebym kontynuował. 
...myślę, że nie wie, że nie spałem... ale, z drugiej strony, gdyby wiedział, co robiłem kilka godzin wcześniej, to by mi się nie dziwił; przez kilka dni nie będę w stanie zasnąć, raczej, nawet otoczony tak cudnym ciepłem; nie, jeżeli każdy ruch sprawia aż tyle... dyskomfortu, z braku lepszego słowa.
Nie żałuję zwłaszcza, jeżeli mam szansę znowu nabyć takie wspomnienie... Pewność, że to nie był sen... usypia w cieple; jest to więcej, niż wystarczająco, by mogła zapanować Cisza.

-

Hehe, ile to czasu nie minęło, odkąd praca nad botami sprawiła tyle przyjemności? Tak, jak mój uprzedni plan z Ninja-botem był absolutnie genialny... tak to dzisiaj (wczoraj? kilka godzin temu?), przy naprawie, wpadłem na jeszcze jeden, liczę, że równie dobry pomysł... Pomieszanie nieco funkcji Ninja-Bota i Diphy...
-A ja wciąż nie mam imi...-

Wracając.
Tak, jak po raz enty upewniam się (z dłonią we włosach; ale to tylko drobny szczegół), czy aby najnowszy wynalazek nie ma żadnych usterek, tak nie tknąłem jeszcze żadnego z moich... normalnych botów, a znając szczęście głupców, alarm rozbrzmi, zanim zdążę je sprawdzić.
Zwracając uwagę na inne aspekty ubiegłych godzin, to dostałem wiadomość od Rodziców; nie wrócą do domu przez przynajmniej tydzień. Z jednej strony, tak, będę za nimi tęsknić, oczywiście; w końcu to moi Rodzice; a z drugiej, jestem poniekąd wdzięczny, że mam czas, żeby jakoś... przyzwyczaić się do tego wszystkiego.
...może zrobię sobie krótką przerwę? Wiem, że dopiero co zacząłem, ale w pełni relaksując umysł przed rozpoczęciem pracy, będę mógł funkcjonować o wiele dłużej bez żadnego przystopowania. Nie ,,jadłem'' od przynajmniej miesiąca... Hehe, zwłaszcza po tym, jak ostatnio wiele mi wychodzi, to chyba zasłużyłem na małą nagrodę, prawda~?
Skierowałem się do jednej nieco chłodniejszej części laboratorium, po czym wyjąłem z umieszczonej tutaj lodówki mały, wypełniony beżową substancją pojemniczek. Jeszcze tylko łyżeczka...

Z wielką ostrożnością zacząłem ten swój taki mały rytuał.

Otworzyć wieczko. Łyżeczką ostrożnie zaczerpnąć zawartości, uważając na drżenie dłoni.

A teraz... teraz tylko oddychać. Wdech, wydech.

Dasz radę, tak, jak zawsze.

Skierować do ust, które powinienem otworzyć.

A t-teraz tylko...

Sam nie wiem dlaczego, ale zawsze pierwsze sekundy to Hades. Wizyta, której absolutnie nie rozumiem.

A potem... a potem jest tak przyjemnie.

Tak błogo.

Uśmiech wkrada mi się na twarzy, ilekroć ten smak się nie rozpływa w moich ustach. Tak słodki. (słodki, prawda?)

Tak przyjemnie.

Ukłucie w lewym ramieniu. Otwieram oczy i widzę, jak jeden z moich botów wstrzykuje mi w żyły substancje odżywcze. A jednak, i tym razem, mając tak przyjemne odczucie na języku; nie mam nic przeciwko.

-Zbyt do tego przyzwyczajony...-

Zazwyczaj... zazwyczaj miałbym problemy z przełknięciem chociażby najmniejszego kęsa, czegokolwiek.

-W końcu, taki potwór, jak ty; nie zasługuje na jedzenie, nie zasługuje; pamiętasz, jak skończyło się to ostatnim razem? Oczywiście, że tak. Powód, dla którego nie jesteś w stanie nawet teraz przełknąć niczego innego-

Ale skoro Mama powiedziała, że mogę to zjeść bez potrzeby martwienia się o wszelką karę...

-Chociaż, sam nie wiem, czy można to jeszcze nazwać jedzeniem-

Komu miałbym zaufać, jak nie własnym Rodzicom? Zwłaszcza, że jeszcze nigdy nie złamali żadnej przysięgi.

-Znowu się powtarzasz... Dlaczego tak bardzo lubisz upominać siebie o takie oczywistości? Jest to przynajmniej siedemnasty raz, kiedy słyszę te słowa.-

Wiem, że mogę Im zaufać w każdej możliwej kwestii. Zwłaszcza... zwłaszcza, że zdecydowali się nie wyrzucać takiego potwora jak ja na próg. A mogli to zrobić, doskonale to wiem.

-Nawet, jeżeli i tak, na twoje ,,osiemnaste urodziny''...-

...

Jedna dłoń ponownie zawędrowała do moich włosów.

Głos ucichł... ale nie moje myśli.

Nienawidzę tego, jak on zawsze musi wszystko mi przypominać; zwłaszcza w momentach, w których bym tak bardzo chciał o niczym innym nie myśleć...

...i tak jakoś nagle nie mam ochoty na jedzenie.

Odłożyłem pozostałość waniliowego puddingu wraz z wieczkiem na półkę.

Oooch, a propos; kolejny z moich genialnych wynalazków.~ Lodówka przyszłości; dzięki zastosowanej nano-technologii jest w stanie przechowywać jedzenie, nie zmieniając jego smaku, wartości odżywczych, przydatności do spożycia i konsystencji przez ponad dobre dwadzieścia pięć lat!

To tak na wypadek apokalipsy zombie, tak jak w jednym z tych plakatów, który widziałem zwiedzając jedno z miejsc pojedynku Sheng Gong Wu...

...no co? Lepiej dmuchać na zimne. Jest to tym bardziej realne, skoro istnieje Sheng Gong Wu które jest w stanie ,,ożywić'' ludzkie zwłoki.

Och, a właśnie; ciekawe, czy gdyby mi się udało coś takiego osiągnąć za pomocą własnych wynalazków, to czy Chase byłby ze mnie dumny... Nie dowiemy się, póki nie spróbuję, prawda?

~ * ~

Ok, ok, niby miałem zrobić sobie krótką przerwę...

-...dlaczego w ogóle o tym pomyślałeś? Przecież i tak jesteś...-

...ale w momencie, w którym już kierowałem się w stronę koców, żeby się zdrzemnąć, kątem oka złapałem swój najnowszy wynalazek. I tak jakoś zamiast położyć się we wciąż ciepłych kocach, ponowiłem pracę nad swoim botem.

(z kocem przerzuconym na ramieniu, ale to taki... kolejny drobniasty szczegół. W końcu; to ciepło, to swego rodzaju prezent, prawda? Nic się więc nie stanie złego, jeżeli z niego skorzystam... prawda?)

Może nieco więcej o samym projekcie. Jakoś... kiedy się, ach, naprawiałem, wpadłem na pewien pomysł. Pomysł, który planuję z resztą za chwilę zacząć realizować.

Połączenie mojej Diphy i poprzednich botów. ,,Ilusion-bot'' może i nie brzmi najbardziej oryginalnie, ale na razie musi wystarczyć.

-Nazywasz te swoje żałosne kreacje, a mi wciąż nie nadałeś imienia. W tym tempie sam sobie jakieś wybiorę.-

Zaprogramowałem w nim nanity w ten sposób, w jaki w swojej Diphy; zamienią go w moją idealną kopię...

-Ignorujesz mnie? Jesteś pewien, że to taki dobry pomysł?-

...dzięki czemu będę mógł najspokojniej w świecie poszukiwać Sheng Gong Wu, kiedy ,,Drugi ja'' będzie zajmował mnichów. Genialne, czyż nie?

-Może więc ci tylko przypomnę o tym, co dokładnie wymsknęło ci się spod kontroli, kiedy się te kilka godzin temu naprawiałeś?-

J-jak tylko uda mi się ich już wystarczająco rozkojarzyć, to zgarnę im Sheng Gong Wu sprzed nosa. A n-nawet jak nie uda mi się znaleźć go przed pojedynkiem...

-O tym, jak niemalże nie umarłeś przez swoją głupotę?-

...t-tak jestem niemalże pewny, że Illusion Bot będzie w stanie wygrać ów pojedynek ze zwiększonymi szansami; z-zwłaszcza z tym, jak nie ma on żadnych...

-Tak żałosny, żałosny, żałosny...-

DOŚĆ.

Dość, dość, dość, dość...

-Imię. Chcę mieć imię. Jestem częścią ciebie, tak jak Hades, która ci towarzyszy, tak jak Diphyllea, która kłamie w twoim imieniu, tak jak Helios, który płynie w twoich żyłach, tak jak...-

Nie chcę, nie chcę, nie chcę, żebyś miał imię; ty nie istniejesz, nie istniejesz, nie istniejesz...

-A jednak ze mną rozmawiasz.-

Nie chcę z tobą rozmawiać.

-Ale to robisz.-

To ty mnie zmuszasz.

-To ty nie jesteś w stanie kontrolować własnych myśli.-

!

Alarm, alarm Sheng Gong Wu. To o tym, o tym powinienem był myśleć; nie o tych bez sensownych rzeczach, nie o nim, nie o...

-Przyznajesz, sam we własnej głowie; przyznajesz się do mojego istnienia.-

Przestań; to nieprawda, nieprawda, ty nie...

-To wszystko, to i tak jest tylko twoja...-

Dlaczego, dlaczego z każdym dniem robi się coraz głośniejszy?

Nie czas, nie czas o nim, o tym myśleć; Sheng Gong Wu, lokacja, teraz; o tym, o tym powinienem myśleć.

Nie biorę wszystkich innych swoich botów; tak na wszelki wypadek. Wciąż nie zdążyłem każdego z nich sprawdzić; wezmę jednego, może dwa, a może i kilku, ale tylko z tych już sprawdzonych. Nie chcę w końcu, nie chcę żadnej kolejnej porażki; każda następna coraz bardziej mnie oddali od mojego celu, coraz bardziej oddali mnie od Chase'a... a na to sobie pozwolić nie mogę. 

Nie po tym, jak już zaznałem, co bycie blisko niego może znaczyć. Albo przynajmniej tak blisko, jak tylko taki potwór jak ja będzie mógł sobie pozwolić.

~ * ~

Zamiast zabrać ze sobą całą armię botów, jak to zazwyczaj bym zrobił, w końcu zdecydowałem wziąć ze sobą tylko cztery; po jednym na każdego mnicha. Mogę tylko liczyć na to, że i tym razem Katnappe nie będzie chciała bawić się w walkę wręcz, a wszystko powinno być w porządku... już nie mówiąc o tym, że wziąłem ze sobą również swojego Illusion-bot'a.

Nie mogę się doczekać, żeby go wypróbować~!

I jeszcze ta szansa; szansa, że Chase; może On znowu, mnie, znowu; tak jak wczoraj; wspomnienie, wspomnienie, tak ciepłe, ciepłe...

...a jednak wystarczyło tylko, że przyuważyłem gdzie dokładnie zaprowadził mnie mój detektor, i jakoś od razu część tego zapału zdawała się wyparować.

Kopalnia. Sądząc... sądząc po umieszczonym na drzwiach napisie w języku mandaryńskim, jest to kopalnia soli.Opuszczona, ale wciąż... w-wciąż...

-Ile razy w przeciągu zaledwie kilku godzin będziesz jeszcze ponownie udowadniał tę swoją żałosność?-

Już... już po wejściu zadrżałem, czując ten charakterystyczny zapach. Może i jest opuszczona, ale wciąż... Muszę tu naprawdę, n-naprawdę uważać.

-Chcesz mi powiedzieć, że wcześniej się nawet nie starałeś być uważny?-

Ja w-wciąż... wciąż p-pamiętam, jak bardzo sól... jak wiele bólu jest w stanie spowodować...

-Co z tego, że wszystko pamiętasz? Nic to nie zmienia. Jeżeli naprawdę chcesz zmiany, przestań, przestań myśleć o bezużytecznych rzeczach.-

Po raz pierwszy... po raz pierwszy mogę przyznać, że masz rację.

-A jednak wciąż dla ciebie nie istnieję. Ranisz moje uczucia...-

~ * ~

C-cholerna Katnappe i jej armia zmutowanych kotów... powinienem był się domyślić, że tak szybko mi nie odpuści.

Nie zdążyłem wziąć udziału w pojedynku. Nawet nie wiem, o jakie Sheng Gong Wu tym razem poszło. Może to i nawet dobrze? Nic nie zyskałem, ale też nic nie straciłem... nie licząc może tych nacięć na mojej skórze.

Chwilę po zakończonym zwycięstwem mnichów (a dokładniej tej teksańskiej baryłki tłuszczu), ta cholerna kocica wykorzystała chwilę mojej nieuwagi, zsyłając na mnie te swoje odziane w jakże ostre szpony kreatury.

Na szczęście to tylko lekkie zadarcie... Może i wystarczająco głębokie, żeby przedrzeć się przez zarówno mój płaszcz, jak i wierzchnią warstwę skórę, ale nawet nie wzdrygnąłem się już na to. Helios działa tak, jak powinien, więc i ja nie muszę się martwić o to, że nagle mnie to powstrzyma.

Może i... może i nie są to tak bardzo lekkie nacięcia, jakbym chciał, już nie mówiąc o tym, że otworzyły się jeszcze inne, starsze, i może muszę być jeszcze bardziej ostrożny, niż zazwyczaj; w końcu jest to kopalnia soli, a za dobrze, za dobrze wspominam to, jak bardzo sól potrafi boleć...

Dobrze, że pamiętałem o Diphy. Jak tylko wrócę do domu, będę musiał się pilnować, żeby nie zapomnieć ją naładować. Im więcej powierzchni musi ona pokrywać, tym szybciej dochodzi do wyładowania; a na to z całą pewnością nie mógłbym sobie pozwolić, zwłaszcza nie tu, nie teraz.

Teraz muszę tylko, wciąż jakże ostrożnie, ewakuować się na zewnątrz, a stamtąd do domu, a...

!

Najpierw ból. Potem krzyk. Może na odwrót? Krzyknąłem, wiem, że krzyknąłem, ale nie mogłem tego powstrzymać. Czeka mnie za to kara? Potem Hades przyćmiła mi umysł, nic nie rozumiem.

Mijają minuty, i dopiero wtedy odzyskam zmysły. -Hades, Hades, mogłabyś, proszę, proszę, proszę, puścić?-

Powoli. Najpierw; z Hades, wciąż w mojej głowie, na moim ciele, dlaczego nawet Helios nie działa?; najpierw czucie. Chłód, chłód. Zimno; wilgoć.

Dlaczego? Dlaczego ta woda tak bardzo rani?

Ciche syczenie, ciche syczenie; odpowiedź.

Boli, boli, t-tak bardzo boli; z-zaraz, c-co?

D-dlaczego...!?

Cały w wodzie, ale ten zapach, ten odgłos...

...solanka?

To, jak wżera mi się w skórę na plecach; dlaczego, dlaczego akurat tutaj musiały koty Katnappe rozedrzeć płaszcz?

Dlaczego akurat ja musiałem stać w takim miejscu, że ta woda; woda, zmieszana z solą, solą, tak bardzo bolesną solą...

-Nie cieszysz się z wizyty Hades?-

Drżę, drżę na tej równie zimnej podłodze, na boku; wszystko, żeby tylko nie zobaczyli moich pleców, żebym tylko ponownie nie natrafił plecami na tę wodę pode mną; wiem, wiem, wiem, doskonale wiem, jak bardzo mnie to zaboli...

Obserwują mnie, wiem, że mnie obserwują; wiem, że są zdziwieni, zwłaszcza z tym, jak bardzo drżę, jak bardzo.... jak ja mogłem tak głośno krzyknąć?

Oddech, tak ciężki, tak ciężki; próbuję się uspokoić, próbuję, ale to nie działa; zaczynam się dławić.

Szybko, szybko, pozbieraj się; rusz się, rusz się, rusz...

...wszystko, żeby tylko się stąd wydostać, szybko...

- ...d-dlaczego n-nie ma w-więc najmniejszego śladu?

Dopiero teraz zaczynają dobiegać do mnie pojedyncze odgłosy. Oczywiście, oczywiście, oczywiście, że nie ma, i nie będzie żadnego śladu...! W końcu, moja obroża; nie pozwolę, nie chcę, nie pozwolę; wy nie możecie, nikt nie może tego zobaczyć... Nie pozwolę, żeby ktokolwiek, ktokolwiek, ktokolwiek przejrzał przez moje kłamstwo. To moje kłamstwo, moje, moje i tylko moje; moje i tylko dla mnie, nie dla nich prawda, nie dla nich, więc... w-więc...!

Jak to boli, boli, boli, tak bardzo boli...

-A już myślałem, że stęskniłeś się za Hades...-

T-to nie to, nie to, nie to; nie przy nich, nie przy nich, nie...

Nagle odczułem to charakterystyczne pieczenie przy szyi.

Ciche pikanie, a ja już doskonale wiem, co to oznacza.

Diphy zaraz się rozładuje.

...z-zaraz, tylko nie to...!

...!

- Złote pazury tygrysa!

~ * ~

Źle, źle, źle, źle, jest źle...!

- JB-06! Natychmiastowe naładowanie. Już.

Nie mam czasu, nie mam czasu... proszę, żebym tylko zdążył...

- Master, ale ciebie również wtedy porazi...

- Nie obchodzi mnie to! Szybko!

Roboty zaczęły krzątać się wokół mnie, a ja już zaciskałem zęby na swoim ramieniu.

Muszę się pospieszyć. Nie mogę się nawet teraz zastanowić, jak udało jej się obejść Berło Sindbad'a... nie czas o tym myśleć, nie czas.

Zobaczyłem go. Widziałem go, tam, w kopalni. Wiem, wiem, doskonale wiem, że nie minie długo, a On... Wiem, że nie mam dużo czasu.

Kiedy tylko się tu zjawi... przegram. Nie mogę przegrać.

Nie chcę, żeby On mnie takiego zobaczył. Nie, on po prostu... nie może mnie takiego zobaczyć. Wiem, że... że jeżeli tylko zobaczy, to wszystko, to wszytko... Nie chcę, żeby nienawidził mnie jeszcze bardziej. Jeszcze bardziej niż teraz.

Nie mija kilka sekund, a czuję już ten tak dobrze mi znany gorąc.

Potrzeba za dużo prądu, aby Diphy działała, żebym mógł sobie pozwolić na naładowanie jej w jakikolwiek inny sposób; nie teraz...

Drugie, i słyszę ciche syczenie dobiegające z mojej skóry.

Nie jest to nic, czego nie byłbym w stanie wytrzymać.

Dobrze, że nie zdecydowałem się na metalowe szwy.

Trzecie porażenie, a ten ja nareszcie, nareszcie, znowu cały niewidzialny.

Nienawidzę, nienawidzę tego uczucia; bycia porażonym prądem... ale teraz to była jedyna możliwość.

Pozwalam sobie na chwilę oddechu, na chwilę pozbierania tych wszystkich myśli. Zaraz nie będę miał takiej możliwości, doskonale o tym wiem.

Chase. Widziałem jego twarz, widziałem go, chwilę zanim... zanim się teleportowałem za pomocą Sheng Gong Wu...

(-sól, sól, wciąż tam jest, na plecach, w ranach, wciąż tam jest, ale nie mam nawet czasu jej wypłukać-)

Nie mógłbym, nie mógłbym już mu skłamać. Wiem to.

Nie uwierzy, że to wszystko, że to wszystko jest tylko zadrapaniami od kotów Ashley; nie z tym, jak niektóre z ran są bardziej zagojone, niektóre o zupełnie innych kształtach, w zupełnie innych miejscach.

Będzie wściekły. Znienawidzi mnie.

Nie mogę... nie mogę pozwolić, żeby zobaczył...! A-a może... po prostu spróbuję ukryć to... woskiem? Zrobię tak, żeby tylko kilka nacięć było widocznych, a z resztą powiem, że to od pojedynków...

-Skłamiesz mu? Temu, kto nigdy tobie nie skłamał?-

...

...nie chcę mu kłamać, nie chcę, naprawdę nie chcę, n-n-nie...

-Ale to właśnie zamierzałeś zrobić, obrzydliwy, obrzydliwy, tak bardzo obrzydliwy-

...nie mogę mu skłamać. A jednak nie mogę mu też powiedzieć prawdy.

To... to co powinienem zrobić?

Nie ma nawet wystarczająco dużo czasu, żebym mógł się zastanowić.

Chase tu jest.

~ Słowa 3 363 ~

Edit 26.06.17 - Było: 3 081 słów.




Naga prawda.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top