Kawa | Dzień III - Smak

Żaden.

Żaden poranek w Hasetsu nie mógł równać się z każdym porankiem w Petersburgu.

Zanim rozchylił oczy, poczuł zapach kawy. Uśmiechnął się na miłe doznanie. Usłyszał stąpanie czterech puchatych łap po drewnianej podłodze.

– Yuuri... – Ciepłe powietrze potraktowało ochłodzony policzek z niewiarygodną czułością. Usta spoczęły na nie do końca obudzonych wargach Japończyka. – Zrobiłem nam pyszne śniadanie.

Uśmiechnął się delikatnie, siląc się na rozchylenie powiek.

Jego umysł nie rejestrował jeszcze dotyku. Wiedział, że rosyjskie ręce i nogi splątały się z jego własnymi. Zdawał sobie sprawę z bliskości i nago...

– Victor?! – Jakby porażony prądem, wyrwał się ze ścisłych objęć narzeczonego. Szybko odzyskał pełnię rozbudzonej świadomości. Wzrokiem szukał czarnych bokserek, rzuconych w nocnym amoku w bliżej nieokreślonym kierunku, ale wada wzroku nie pozwoliła mu cieszyć się znaleziskiem. Okulary również gdzieś przepadły...

Rosjanin sięgnął po duży, brązowy kubek i upił kilka łyków aromatycznego naparu.

Sprytne kończyny oplotły jego klatkę piersiową i mocno przyciągnęły do pragnącego bliskości narzeczonego. Na próżno starał się uciec.

Zaborcze usta, niepokojąco radosne, ponownie spoczęły na jego własnych – tym razem jednak Victor językiem sforsował sobie drogę do wnętrza ust kochanka. Yuuri omal nie zachłysnął się powietrzem, które mocno wciągnął, czując gorąc, gorycz i resztkę cieczy, spływającą z kącika jego warg.

Zadowolony, delikatnie zarumieniony trener odsunął się, obserwując reakcję na jego szaleństwo. Japończyk był zaskoczony, bez dwóch zdań! Rozszerzone zabawnie ślepka patrzyły na niego z wyrzutem, a drobne łapki powędrowały na kawowe usteczka, kiedy posłusznie połykał zaserwowaną mu w nietypowy sposób kawę. To była inwazja smaku. Wspaniały napar połączył się ze słodyczą, tożsamą tylko i wyłącznie wargom Victora.

Sądził, że wytrzyma. Podejrzewał, że jest w dobrej formie.

Yuuri zamknął oczy, oblizując wilgotne, różowiutkie wargi.

Chrzanić to!

Na nowo przylgnął do ciała Japończyka, tym razem nie szczędząc sobie przyjemności. Nie do końca panował nad ruchami własnych bioder, ocierających się powolutku o podniecające, słodkie udo Katsukiego.

– Jesteś okropny! – Głęboki głos wybrzmiał wprost do ucha bruneta. – Powinieneś przestać mnie kusić.

Zimne, zgrabne palce prawej ręki Victora zdecydowały się na powolną wycieczkę po niespokojnym torsie mężczyzny. Zawracały się dopiero przy pachwinie, zaś pod obojczykiem raz za razem robiły sobie przystanek, gładząc wystającą kostkę.

Zdusił jęk. Wspaniałe usta oparzyły jego skórę obok sutka, kiedy Victor ucałował cenną pierś, by od razu wessać blady aksamit do ich wnętrza.

– J-ja nic nie robię, Victor... – urwał, ponieważ nie mógł. Nie mógł powiedzieć nic więcej. Wplótł palce w platynowe kosmki. Naprawdę chciał odciągnąć szaloną głowę od swojego ciała. Wydawało mu się, że nawet szarpnął jasne, łaskoczące go po lewym żebrze włosy. Nie wiedział, dlaczego usta, cholernie niesamowite usta rozpaliły jego skórę.

Odessały się z głośnym cmoknięciem, a chłodny paluch momentalnie wylądował na wrzącym siniaku.

Blondwłosy szatan ponownie nabrał kawę do ust – tylko po to, by powoli wysączyć ją na blady, naznaczony tors. Po opróżnieniu pojemnych policzków, zabrał się za zlizywanie resztek, całując, delektując się smakiem ciała Yuuriego.

Gorący język zaliczył krótką wycieczkę przez unoszącą się, wilgotną klatkę piersiową, delikatny obojczyk (który Rosjanin szczególnie sobie upodobał), zagłębienie w szczupłej szyi. W końcu dotknął jabłka Adama, a Yuuri zwątpił.

Zwątpił w to, że kiedykolwiek nasyci się tą ulotną wilgocią, która jakimś cudem przepłynęła przez wszystkie możliwe sploty nerwowe i echem odbiła się w jego twardym penisie, ocierającym się o umięśnione udo niesamowitego kochanka i gładką, okrywającą go kołdrę.

– W takim razie twoje ciało samo do mnie przemawia. Skoro bez udziału twojej woli tak wspaniale woła o rozkosz... – Policzek mistrza również domagał się własnej porcji czułości. Otarł się o męską, gęstą brew Katsukiego, kiedy ten nagle jęknął głośniej.

– Victor, Makka... och!

Nie zareagował. Było mu niezwykle wspaniale. Policzek czuł się wspaniale, członek miał się jeszcze lepiej, a jego kolega, leżący nieopodal, był tak samo, cholera, twardy! Wróżyło to sukces, ale w głębi serca czuł, że zaczyna brakować mu silnej woli, by nie wycałować najcudowniejszych, pulchnych warg.

Spojrzał na nie i wyobraził sobie, że właśnie te rozchylone usteczka zaciskają się na jego uwięzionym, łkającym penisie.

– Nnghwiem! – krzyknął Nikiforov. – Szaleję, bo twoje bokserki są dla mnie za ciasne.

– C-co? Victor, ale... M-Makkachin!

Nie rozumiał karcącego tonu japońskiego głosu – i nie chciał rozumieć. Szybkim ruchem sięgnął w dół, zrzucając z tyłka czarną bieliznę. Nie zdołał zdjąć tych wąskich, małych majtek – niewdzięczny materiał zatrzymał się w połowie wyćwiczonych ud. Zbyt niecierpliwy był, by się tym przejmować.

Padł prosto na Katsukiego, pragnąc czułości, przyjemności, bliskości. Jego zachłanne usta wessały malutki płatek słodkiego uszka.

– Yuuri... Miałbym drobną prośbę... – wyszeptał.

Japończyk roześmiał się głośno, nie reagując na łkanie ukochanego. Złapał narzeczonego za ramiona i popchnął mocno, zrzucając z siebie.

– Yuuri, obciągnij mi!

– Victor, trzeba nakarmić Makkachina. Zjadł nasze kanapki. – Rozbawiony brunet cmoknął go w czoło, chcąc wstać z łóżka. Trener miał jednak inne plany.

Sięgnął po dłoń mężczyzny i mimo słownego i cielesnego oporu, udało mu się wciągnąć go z powrotem w pościel.

Nie obchodziło go, że jego kochany pudel powinien zostać wypuszczony z sypialni i nakarmiony. Nie zaprzątał sobie głowy dosłownie niczym – miał jeden, dosyć duży i znaczący problem.

Utulił szczupłe plecy śmiejącego się, bezsilnego narzeczonego i zdobywając się na najbardziej uwodzicielski ton swego głosu, wypowiedział mu wprost do ucha:

– Z powodu zaistniałych okoliczności...

– Taak, Victor?

– ... na śniadanie skosztujesz mnie, Yuuri... – po czym ułożył się wygodnie na łóżku i przyciągnął przystojną twarz do zarumienionego, kapiącego zapowiedzią przyjemności penisa.

I nie pozostało mu nic innego, jak odpłynąć, po podaniu jak na tacy upragnionego posiłku.

*

Ekhem... to był mój pierwszy raz. Jak mi poszło? 😊

Mam nadzieję, że wszyscy żyją.

Jak wiadomo, wydarzenia z tego rozdzialiku mają miejsce po poprzednim. Muszę jednak wspomnieć, że mam coś więcej, ale nie pasowało mi to do żadnego zmysłu, więc się nie pojawi... na razie.

Dziękujmy wszyscy Dziabara za rozdziewiczenie mnie pod względem fanfikowych shotów; pierwszy raz je piszę, pierwszy raz dane mi było stworzyć nibyseksy.

Jak zawsze: chętnie dowiem się, jaką macie opinię o mojej bazgraninie.

Dodatkowo zachęcam do zapoznania się z twórczością innych dzielnych biorących udział w wyzwaniu artystów! Ja już znalazłam wśród nich swoje perełki 💖

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top