Część 24

Rozdział 30

Dwa tygodnie później

Elle

Znowu unikam siedziby wieczorem. Zaglądam tam tylko kiedy wiem, że Ryder jest w pracy. Nie chcę go widzieć, nie chcę z nim rozmawiać. Myślałam, że może kiedyś znowu będziemy mogli się przyjaźnieć. Ok , może nie przyjaźnić, ale przynajmniej mieć koleżeńskie relacje. Chciałabym nadal uczestniczyć w życiu Claire. Ale kiedy zobaczyłam jak się całują...wiem , że nie dam rady. Zawsze kiedy będę na nich patrzeć, pomyślę o tym co ja i Ryder mieliśmy razem. To jak przy nim się czułam. Po raz pierwszy byłam tak szczęśliwa. Pewnie to dlatego upadek teraz tak mocno boli. Nie wyleczę się z niego póki go widzę...

- Tato możemy porozmawiać?

- Pewnie słonko- pokazuje na krzesło w swoim gabinecie i z ciężkim westchnieniem siadam.

- Co jest nie tak mała?-pyta podejrzliwie.

- Myślałam o tym, by poszukać gdzie indziej pracy.

- Nie podoba ci się praca w szpitalu?

- Nie chodzi o miejsce pracy, lecz o miejsce mieszkania i od razu uprzedzam ,że nie chodzi o mieszkanie z tatą, bo jesteś najwspanialszy na świecie i nawet nie zostawiasz brudnych skarpetek...i nie wtrącasz się do moich spraw...i myjesz naczynia- zaczynam go zapewniać, ale podnosi do góry dłoń bym przestała mówić...

- Chcesz wyjechać, bo Ryder tu jest?

- Tak, przynajmniej na jakiś czas i nie już tak daleko. Chcę móc przyjechać gdy tylko będę miałą ochotę. Myślałam może o jakimś mieście w sąsiedztwie...

- Słonko...

- Tato ja chyba naprawdę muszę...

- Wiem kochanie , nie podoba mi się to ale rozumiem. Twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze. Ale obiecaj , że będzie faktycznie blisko!!!- grozi mi palcem jak małemu dziecku i po prostu nie mogę się nie uśmiechnąć. Wstaję z krzesła i szybko do niego podchodzę. Tak jak w dzieciństwie wskakuję mu na kolana i mocno przytulam.

- Kocham cię tatku, najbardziej na świecie- obejmuje mnie ramionami i odwzajemnia mocny uścisk.

- Ja ciebie też Elle, zawsze możesz na mnie liczyć. Nawet jeśli kogoś zabijesz to ja wszystko zatuszuję...-wybucham śmiechem, cały Prez. Nagle pociąga nosem, czy on będzie płakać? Chrząka i mówi poważnie...

- Tęsknię za tym jak byłaś malutka.

- Oj tato.

- Ważyłaś wtedy zdecydowanie mniej.

Nie powiedział tego! Znowu się śmieję i w ramach zemsty delikatnie podskakuję na jego kolanach. Nie ma za co Prez...

Ryder

Wchodzę do domu i nikogo nie widzę w salonie. Mama pewnie jest jeszcze w pracy, a Sandra w pokoju z Claire. Idę w ich stronę i gdy słyszę głos Sandry przystaję pod drzwiami. Rozmawia przez telefon. Jej głos jest radosny i niemalże śpiewa z zachwytu...

- Jezu Matt , tak się cieszę, że w końcu zadzwoniłeś. Czekałam na ten telefon. Bałam się, że moja kariera modelki jest skończona po tym romansie z projektantem...tak, tak wiem, że mogę na ciebie liczyć...już nie mogę się doczekać kiedy wrócę do Los Angeles...znowo mogę zabłysnąć i tym razem zrobię wszystko by tak już zostało...przedmieścia nie są dla mnie, niby gdzie mogłabym pracować, za kasą w spożywczaku? Z moim wyglądem?

Słucham jak ta dziwka się śmieje. Co za suka jedna...

- Więc wyjeżdżasz? - pytam nagle i Sandra szybko odwraca się w moją stronę z szokiem wymalowanym na twarzy.

-Matt oddzwonię do ciebie- kończy rozmowę i próbuje do mnie podejść ale zatrzymuję ją gestem dłoni.

-Ryder, wytłumaczę ci wszystko...

- Ok, wytłumacz- mówię groźnie.

- Moja kariera ustała w miejscu, nikt mnie nie zatrudniał...

- Bo miałaś romans z projektantem- przerywam jej bezczelnie.

- Tak...myślałam, że to już koniec i nie wiedziałam co robić dalej...

- Kończyła ci się kasa i przypomniało ci się, że masz córkę i byłego, który może utrzymywać twoją żałosną dupę...

-Ryder nie mów tak do mnie! Jestem matką Claire i ją kocham.

- Ty co robisz? Kochasz ją? Dlatego zostawiłaś ją dla mody po raz pierwszy i cholera robisz to znowu po raz drugi? Dla jakiegoś pieprzonego wybiegu?! Kochasz tylko siebie!

- To moja praca, wiesz, że zawsze o tym marzyłam. Matt załatwił mi wielki kontrakt z firmą odzieżową, to wielka okazja...

- Gówno mnie to obchodzi.

- Zarobię dużo kasy, będę wysyłać na potrzeby Claire...

- Ona nie potrzebuje kasy, potrzebuje matki do kurwy nędznej!

- Przestań na mnie krzyczeć, nie masz prawa mówić co mam robić!

- Ale chciałaś bym miał takie prawo! Chciałaś bym do ciebie wrócił, po co to było skoro tylko czekałaś na okazję by wyjechać z tej dziury?

Sandra milczy a ja zaczynam gotować się w środku. Potem przychodzi do mnie pewna myśl...

- Bałaś się Elle...widziałaś jak bardzo ją kocham. Bałaś się , że przez nią wypieprzę cię z domu i skończy się twój darmowy hotel. Łatwiej było kiedy głupi Ryder jest singlem...ty zajełaś się małą a ja zapierdalałem by utrzymać cię na czas twoich wakacji...Jezuuu jaki ze mnie idiota. Na prawdę uwierzyłem, że żałujesz swojego czyny...bałem się, że odbierzesz mi córkę, a ty nigdy nie miałaś takiego zamiaru...znowu ją zostawiasz...

-Ryder, to moja wielka okazja.

- Zerwałem z Elle . Skrzywdziłem kobietę, którą kocham z całego serca i która też mnie kochała. I kochała Claire...była dla niej bardziej matką niż ty! - mówię i czuję otępienie. Jak mogłem tego wszystkiego nie zauważyć? Jak mogłem być tak głupi i zostawić słonko?

-Sandra...- czekam, aż na mnie spojrzy i wtedy wypalam.

- Wypierdalaj z mojego domu i naszego życia. Nie chcę byś przesyłała jakąkolwiek kasę, poradzimy sobie doskonale. A jak kiedyś będziesz na prawdę chciała poznać swoją córkę...to módl się o to by ci wszystko wybaczyła. Bo ja nigdy tego nie zrobię. Nie jesteś tu mile widziala, nigdy...- Sandra nic nie mówi, tylko zaczyna zmierzać w stronę drzwi. Nawet ta suka nie spojrzy na Claire , która śpi mocno w swoim łóżeczku.

- Jeszcze jedno Sandra, podpiszesz dokumenty.

- Jakie dokumenty?

- Zrzekniesz się praw rodzicielski. Chcę być jedynym prawnym opiekunem...a jeśli tego nie zrobisz to przysięgam, że pojadę za tobą do LA i zniszczę ci życie. Nawet nie wiesz do czego jestem zdolny gdy kogoś nienawidzę...- patrzy na mnie przestraszonymi oczami i wiem, że mi wierzy. Jej następne słowa to potwierdzają...

- Dobrze, podpiszę wszystko.

- A teraz bądź tak miła i spierdalaj.

Odwracam się od niej i podchodzę do łóżeczka Claire. Słyszę jak pakuje swoje rzeczy obok w swojej sypialni. Nie chcę już jej nigdy widzieć, a jak znowu będzie mieszać to przysięgam, że zrobię to co jej obiecałem. Ona nie ma litości dla Claire, więc ja tymbardziej nie będę jej miał dla niej. Pochylam się do małej i delikatnie palcem przesuwam po jej policzku.

- Kruszynko tak bardzo mi przykro, ale obiecuję ci , że zrobię wszystko,  by niczego ci nie brakowało- patrzę na jej smoczek motocyklowy i uśmiecham się przez łzy. Pamiętam jak Elle zbeształa mnie za to , że ma taki. " Jest dziewczynką, a nie chłopcem" mówiła.

- Wszystko zepsułem, przepraszam Claire. Przepraszam Elle...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top