Część 23

Rozdział 29

Trzy tygodnie później

Elle

- Hej tatko, obiad zaraz będzie gotowy. Mam nadzieję, że masz smaka na zapiekankę makaronową- uśmiecham się do taty gdy wchodzi do kuchni.

- Pewnie słonko. Uwielbiam twoją zapiekankę.- podchodzi do mnie i całuje w czoło. Zawsze był czułym ojcem, ale ostatnio częściej mnie przytula i daje buziaki. To taki jego sposób na powiedzenie "jestem przy tobie, wszystko będzie dobrze". Po zerwaniu z Ryderem wiem, że tata nie za bardzo chce z nim rozmawiać. Poprosiłam go by mu odpuścił. Wiem, że Ryder wiele dla niego znaczy i nie chcę być powodem ich zmiany relacji.

- Tato nie musisz się o mnie martwić wiesz? Poradzę sobie- uśmiecham się do niego i oboje siadamy do kolacji. Prez patrzy na mnie uważnie i chyba nie jest do końca przekonany. Wiem ,że ostatnio jestem przygaszona. Mało się uśmiecham i czuję jak mój cały optymizm gdzieś na chwilę uleciał.

- Ciągle chodzisz przygnębiona i nie zaglądasz do siedziby...

- Wiesz dlaczego, to za szybko...

- On też unika nas wszystkich.

- Ooo nie wiedziałam.

- Bo nie chciałem o nim mówić w twojej obecności. Uważam, że źle zrobił. Nie sądze nawet, by coś było między nim i tą Sandrą...

- Tato nie musisz tego mówić, w końcu kiedyś i tak ich spotkam...

- To wszystko jest chore, nie tak powinno być!

- Nie denerwuj się. Ze mną wszystko dobrze. Znasz mnie, poradzę sobie ze wszsytkim. W końcu jestem córką Prezesa Stormów, muszę być silna, mam to zapisane w genach- tata uśmiecha się na moje słowa. Muszę się pozbierać, nie chcę by się martwił.

- Przyjdę dzisiaj wieczorem do siedziby, co ty na to?

- Świetnie słonko, wszyscy za tobą tęsknią.

Ciekawe czy Ryder też za mną tęskni...czy czasem o mnie myśli. Nie powinnam się zadręczać takimi myślami. Ma u swego boku seksbombę, długo nie będzie za mną tęsknić. Nie wiem czy to możliwe, ale też sobie obiecuję, że o nim zapomnę. Tylko czasami, jak nikt nie będzie widział, dam do głosu moje zruzgotane serce...

Ryder

Wchodzę do siedziby razem z Sandrą i Claire. Trzymam małą za rączkę i człapie jak mała kaczuszka. Z dnia na dzień jest coraz większa. Już się boję jak będzie nastolatką. Będę musiał za nią chodzić krok w krok, by jakiś palant się do niej nie doczepił. Broń palna będzie moim stałym dodatkiem do garderoby. Kiedy wszyscy ją zauważają , szybko podchodzą i te wielkie skurwiele zaczynają do niej gruchać. Wyglądają teraz nadzwyczaj groźnie. Nawet Knox podchodzi i zgarnia Claire w swoje ramiona. Daje jej buziaka w policzek i pozwala szarpać za swoją brodę. Zabawny widok. Chłopaki witaja się ze mną, a Sandrze tylko kiwają głową. Nie akceptują jej. Nie tylko ze względu na Elle, ale też za to ,że zostawiła córkę. Ja do dzisiaj tego nie pojmuję i zawsze będę miał do niej żal. Udaję, że jest dobrze tylko ze względu na Claire. Chcę by wychowywała się w szczęśliwym domu. To mój jedyny cel. Moje szczęście już tak się nie liczy. A propo mojego szczęścia...dostrzegam Elle jak siedzi na stołku przy kuchennej ladzie. Jej wyraz twarzy jest tak smutny, że mam ochotę podejść do niej i mocno przytulić. Zabrać ją w ustronne miejsce i błagać o wybaczenie.

-Ryder, gdzie jest łazienka kochanie?- świergocze Sandra i nie lubię tego. Nie lubię jak mówi do mnie pieszczotliwie. To nie ona powinna to robić!

-Knox popilnujesz małą? Pokażę Sandrze drogę...- mój głos jest beznamiętny, nie ma we mnie żadnej energii.

- Pewnie- odpowiada i kieruje się w stronę kuchni. Kiedy już idę w stronę łazienki z Sandrą u boku, obserwuję uważnie jak Elle szybko zeskakuje ze stołka i chwyta Claire. Mocno ją przytula i obsypuje jej całą twarz buziakami. Znikają mi z oczu, ale słyszę w oddali jak mała chichoczę. Czuję jak w moim przełyku zbiera się wielka gula . Tak bardzo tęskniłem za tym widokiem. Uświadomiłem sobie właśnie, że zraniłem Elle podwójnie. Kocha moją córkę jak własną, a teraz nie ma z nią częstego kontaktu. Moje serce krwawi, nie tak miało być...

Elle

- Moja mała księżniczka, jaka ty jesteś już duża- mówię do Claire i czuję ogromną radość trzymając ją w objęciach. Mała też cały czas się uśmiecha. Jak ja za nią tęskniłam. Zawsze będzie mogła na mnie liczyć. Mogę omijać Rydera i Sandrę, ale ona nigdy nie straci mojej miłości.

-Tęskniłaś za nią co?- pyta Knox , który stoi na przeciwko nas.

- Nawet nie masz pojęcia...

- Mam ochotę go zabić a ją ...zresztą ją też i to chyba nawet w pierwszej kolejności- mruczy pod nosem i nie mogę się nie uśmiechnąć na to jak stoi po mojej stronie.

-Knox , wszystko ok. Nie musisz nikogo zabijać...takie jest życie nie? - patrzy na mnie smutnym wzrokiem.

- Przestań tak na mnie patrzeć, bo pomyślę, że zaraz się rozpłaczesz- żartuję z niego i w odpowiedzi prycha lekceważąco...

- Ja nie płaczę słonko.

Kiedy zjawia się Danny z Jane, oczywiście porywa moją Claire. Jest taki zaborczy.

- My też sobie zrobimy takiego bąbla...prawda Jane?

- Nie sądzisz , że to zdecydowanie za szybko szalony człowieku?- pyta z irytacją Jane. Są tacy zabawni, ale idealnie to siebie pasują.

- Oj tam, jeśli teraz nie jesteś gotowa na poród, to możemy do tego czasu zabrać to dziecko- łaskocze Claire i ta wybucha śmiechem.

- Czujecie coś?- pytam bo cholera naprawdę coś czuję mało przyjemnego, a skoro Danny trzyma małą to może być to tylko jedna rzecz...

- Oczywiście , że czujesz. Jakby mogło być inaczej skoro tu jestem? To staje się irracjonalne ale chyba już się z tym pogodziłem.- Danny mówi poważnie i ciężko wzdycha. No cóż...taki jego zasrany los.

- Pójdę z tobą i ci pomogę- oznajmiam i kierujemy się do pokoju Rydera. Kiedy już jesteśmy na korytarzu nagle widzimy Rydera i Sandrę. Oboje zatrzymujemy się nagle. Ryder stoi plecami do nas a Sandra zarzuciła na jego szyję ręce i...go całuje...

Ryder

- Ryder dlaczego jesteś taki markotny? -pyta mnie Sandra i mam ochotę wykrzyczeć jej, że wszystko zepsuła...że powinienem być teraz z Elle!

- Daj mi spokój, nic się nie dzieje.

- To przez nią? Myślałam, że to już koniec.

- Nie jestem już z Elle.

- Hmmm może mogę pomóc ci o niej zapomnieć...-nawet nie wiem kiedy zarzuca na mnie swoje ręce i przyciąga do pocałunku. Jestem tak zszokowany, że nie reaguję przez moment. Czuję jej usta i język, a ja nawet przez sekundę nie mam z tego najmniejszej przyjemności. Odsuwam ją lekko i mam już powiedzieć , żeby przestała, gdy widzę jak patrzy na coś za mną. Odwracam się i piekło mnie pochłania. Na korytarzu stoi Danny z małą na ręcach i...Elle. Wygląda jakby ktoś kopnął ją w brzuch. Ja czuję się dokładnie tak samo. Przez chwilę patrzymy sobie w oczy i nie wiem absolutnie co robić. Danny z kamienną twarzą ciągnie Elle do pokoju i już po chwili ich nie ma. Gdyby ktoś przyłożył mi teraz lufę do skroni, powiedziałbym "strzelaj śmiało". Tak właśnie się czuję...martwy w środku...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top