Odwiedziny
Już od dawna, kiedy akurat jadłam sobie na Olimpie, nie słyszałam kłótni. Może to być spowodowane tym, że Apollo gdzieś zniknął, Artemida też, Ares robi coś w swoim pokoju (nawet nie chcę wiedzieć co), Hera też gdzieś zniknęła, Zeus jest zajęty, Hades musi znosić Persefonę na ich wspólnym wyjeździe z Demeter, a Atena siedzi w pokoju albo w bibliotece, co robi Herkules nie wiem. Może chodzi na randki z tą durnotą od Prometeusza. Nie wiem, nie obchodzi mnie to. A teraz ktoś się kłócił. I to nie Hermes z Dionizosem. Przy kolejnym nabiciu makaronu na widelec usłyszałam głos Posejdona jeszcze jakiś głos i rżenie konia. To trochę dziwne. Posejdon nigdy nie kłóci się z końmi, bardziej z Zeusem i Hadesem, czasami z Aresem i Ateną. Co ten koń musiał zrobić? Z każą chwilą kiedy się zbliżali miałam nadzieję, że może jednak ominą jadalnię i sobie pójdą gdzieś indziej. Ale tak się nie stało. Do pomieszczanie wszedł Posejdon, Pegaz (czyli tak trochę jednak koń) i ten kretyn, Chrysaor, tylko że tym razem bez zbroi, w normalnych ubraniach. Po raz kolejny zadałam sobie pytanie: jak to możliwe, że on jest opalony jeśli cały czas chodzi w zbroi? Rozumiem, że opalił sobie twarz, bo czasami zdejmuje ten swój złoty garnek, który ma na głowie, no ale co z resztą ciała?! Nie zauważyli mnie, na szczęście. Nie wiem co prawda ile to szczęście potrwa, ale no cóż... Jak najwięcej czasu bez Chrysaora i jego całego, to dobry czas. A tak na marginesie, powinniście wiedzieć, że Pegaz zna bardzo dużo brzydkich słów - Arion go może nauczył, albo jakiś inny niewychowany boski koń - a skąd to wiem? Bo tak jakby go rozumiem, to dziwne, ale pomoce.
Posejdon: Mam was serdecznie dosyć! Cały czas się kłócicie, jakbyście nie mogli przestać!
Chrysaor: To jak ty i Zeus, no nie? Albo ty i Atena. Albo ty i Ares. Albo...
Pegaz: Zamknij się! Cały czas jesteś dla mnie nie miły! Ja tylko przyleciałem, żeby pogadać jak bart z bratem!
Chrysaor: Och, tak, jasne! Zawsze się tak bronisz, a później mnie wyzywasz od kretynów i debili!
Pegaz: Gdybyś nie był kretynem, to bym cię tak nie nazywał, proste.
Chrysaor: Lepiej żebyś dzisiaj nie spał, bo jak uśniesz, to przysięgam, że zakradnę się do ciebie i odetnę ci te twoje skrzydełka. Następnie obtoczę w panierce i włożę ci je do pyska!
Pegaz: Widzisz tato! On mi grozi! Tak jest za każdym razem! Czasami mam ochotę przemienić się w człowieka i...
Chrysaor: To to zrób, a nie ciągle o tym mówisz.
Posejdon: Po pierwsze, Chrysaorze, jeśli się zaraz nie uspokoisz, zniszczę twoją nową zbroję, a po drugie, Pegazie, wcale nie musisz się w nic zmieniać, kochamy się takim jakim jesteś. Tak samo ciebie, Chrysaorze.
Ja: Ja go nie kocham.
Ja: Kurcze, a ciągle mnie nie zauważyliście...
Posejdon: To bez znaczenia. Moja głowa i tak pęka.
Ja: Stukanie kopytami pewnie nie pomaga.
Chrysaor: Ha! Wiedziałem, że jest po mojej stronie!
Ja: Gdybym mogła, to chętnie bym cię zabiła, ale nie mogę, bo jesteś nieśmiertelny. Nie jestem po żadnej ze stron, po prostu tu sobie jem. I zwróciłam uwagę na to, że Pegaz za każdym razem kiedy chodzi stuka kopytami, jak każdy koń.
Pegaz: Nie jestem jakimś tam koniem. Jestem panem koni, jestem od nich lepszy. I mam skrzydła.
Chrysaor: Jeszcze.
Posejdon: Mówiłem coś, prawda?
Chrysoar: Pff. Nie przeproszę. Przepraszałem o wiele za dużo razy.
Ja: Wow.
Ja: Nie dotykaj mnie.
Pegaz: No właśnie, zboku.
Chrysaor: Ja jestem zbokiem? Ja chociaż noszę spodnie!
Pegaz: Mam cztery nogi, niby jak mam nosić spodnie na dwie nogi?
Chrysaor: Możesz tylko na dwie.
Pegaz: Nie patrz się i tyle. Nie jestem postacią z bajek.
Chrysaor: Wiem o tym, żaden koń z bajek nie zostawia tyle gnoju po sobie.
Pegaz: A ty jesteś piratem!
Posejdon: Zawsze tak na niego mówisz. I owszem, jest, bo nic innego nie potrafi zrobić.
Ja: To, pa.
Chrysaor: Nie zamierzam więcej z wami dzisiaj rozmawiać. A ty poczekaj.
Ja: Nie dotykaj mnie.
Chrysaor: Może...
Pegaz: Ops, sorka, bracie.
Chrysaor: Tato! On specjalnie walnął mnie skrzydłem!
Posejodn: Pegaz, mogę wiedzieć co ty robisz?
Pegaz: To niechcący. Przysięgam.
Ja: Dzięki. A teraz, pa.
Herkules: Gdzie idziesz?
Ja: Byle dalej od Chrysaora.
Chrysaor: A ja idę za nią. Pa.
Herkules: Co proszę?
Pegaz: Próbowałem ją ratować poprzez walnięcie go skrzydłem, ale się na to uodpornił.
Herkules: No cóż, trudno, ważne są chęci.
Posejdon: Zrobiłeś to specjalnie? Zawsze stoję po twojej stronie, a ty tak się odwdzięczasz?
Pegaz: No, może faktycznie nie powinienem się teraz do tego przyznawać.
Chrysaor: Mówiłem, że to kretyn.
Ja: Puść mnie.
Herkules: Puść ją.
Posejdon: Ja znikam, radźcie sobie z nimi sami.
Ja: Hej, zaraz! Weź stąd swojego syna! Ja go nie chcę!
Pegaz: Nikt go nie chce... Oprócz Gorgon.
Chrysaor: Zamknij się, stara szkapo.
Pegaz: Przesadziłeś, zaraz zmienię się w człowieka i cię uderzę, albo zabije. Spożytkuje przeciwstawne kciuki.
Herkules: Jeśli zrobisz to tutaj, to będziesz sprzątał.
Pegaz: Spokoj...nie!
Chrysaor: Czyżby ktoś tu nie potrafi chodzić na dwóch nogach?
Pegaz: Potrafię! Tylko muszę sobie przypomnieć jak to się robi...
Ja: Jak to dobrze, że wraz z przemianą w człowieka ze skrzydłami dostałeś ubrania.
Herkules: Może chcesz usiąść?
Pegaz: Tak.
Pegaz: Dziwnie czuję się bez ogona. I bez kopyt. I uszu.
Chrysaor: Masz uszy.
Pegaz: Ale takie dziwne.
Pegaz: I nie mam takich samych zębów. Już nie za bardzo mogę cię bardzo bardzo ugryźć.
Ja: Tak. Super. Czy mogę już iść?
Chrysaor: Jasne, możemy iść razem, jeśli chcesz.
Ja: Nie.
Chrysaor: Możemy iść do całkiem fajnej restauracji, podają tam wyśmienitą koninę.
Pegaz: Jadłeś konie?
Chrysaor: Tak, i nie wtrącaj się.
Ja: Bardzo kusząca propozycja, bo chętnie spróbowałabym jak smakuje konina, ale nie z tobą.
Chrysaor: Naprawdę nie rozumiem czemu mnie nie lubisz...
Ja: Przestrzeń osobista jest dla ciebie pojęciem nie znanym, tak?
Chrysaor: Nie, no oczywiście, że nie, ale wiesz, razem moglibyśmy...
Herkules: Musiałem.
Ja: Czy to go zabiło?
Pegaz: Nie, Chrysaor ma mocny łeb.
Herkules: Od razu czuję się lepiej.
Ja: Ja też.
Pegaz: Przetransportuje go na statek.
Ja: Po co?
Pegaz: Bo jestem dobrym, starszym bratem, a poza tym lubię go, mimo naszych kłótni.
Herkules: Może zrobisz to w swojej normalnej formie?
Pegaz: O innym rozwiązaniu tej sprawy nie myślałem.
Pegaz: No to pa. Może odwiedzimy was jeszcze później.
***************************************************************************
Kończymy nadawanie programu, bo muszę się umyć, żeby zmyć z siebie uczucie dotyku Chysaora. Ble. No i ogólnie trzeba się myć, bo inaczej się śmierdzi. I to niehigieniczne. Mam nadzieję, że on już tu nie wróci. Nie lubię go. Niestety, on nie podziela moich uczuć i chyba mnie lubi.
Do kolejnego rozdziału/odcinka/części.
HERMAFRODYTA I BOGOWIE
PS.
To trochę dziwnie brzmi, ale: pewnie przydały by się tutaj odpisy.
Ale to się nigdy nie stanie, ponieważ to są rozmowy i nie będzie tu opisów.
Musicie wysilić wyobraźnię. Jak za każdym razem, kiedy czytacie kolejne rozdziały tego.
Mam nadzieję, że się podobało, bo jeśli nie to trudno.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top