Łazienka, Jezus, Makres i Gabichał, czy coś
Jestem w łazience, dokładnie to przed lustrem i umywalką. Patrzę na pastę do zębów w mojej dłoni i wzdycham. Znowu mi się pasta prawie skończyła. Od kiedy mam aparat na zęby, pasta kończy się w zastraszającym tempie. Nakładam pastę na szczoteczkę elektryczną w momencie kiedy drzwi do łazienki się otwierają. Dobrze, że ma na sobie już piżamy. Afrodyta wchodzi mi do łazienki i dopiera po kilku krokach i kilku przekleństwach, że jest tu „tak cholernie ciepło, że zaraz się rozpuści" mnie zauważa. Patrzymy na siebie przez chwilę, a następnie Afrodyta robi się czerwona. Tylko, że to jest czerwień stosowana, kiedy jest zła, nie zawstydzona, czy coś. Chyba jednak mogłam zamknąć drzwi. Albo przykleić do drzwi jakąś karteczkę. Albo tamci mogliby patrzeć czy jest światło, szkoda że tego nie robią. Wychodzi na to, że to jej wina, ale krzyczeć będą na mnie. Super.
Afrodyta: Czemu nie zamykasz drzwi?
Ja: Otworzyłam światło.
Afrodyta: Otworzyłaś?!
Ja: Tak, nie wiedziałaś?
Afrodyta: Przez kilka ostatnich dni, zapominałaś „zamykać" światło, kiedy wychodziłaś z łazienki.
Ja: Jestem u siebie w domu, nie u was na Olimpie.
Afrodyta: No i?!
Ja: No i to, że mogę sobie robić co chcę, a nie ciągle wchodzicie mi do łazienki!
Afrodyta: ...
Ja: A teraz wyjdź. Chcę umyć zęby.
Afrodyta: Nie możesz tego zrobić przy mnie?
Ja: Czy ja ci przeszkadzam kiedy sikasz?
Afrodyta: No, nie...
Ja: Więc ty mi, także w tym nie przeszkadzaj.
Afrodyta: Dopiero co mówiłaś, że będziesz myła zęby.
Ja: Zawsze po myciu zębów, idę po wodę do mojego pokoju, piję ją i idę siku.
Afrodyta: Dobrze, ale pospiesz się, jasne? Ja też chcę się umyć! I otwórz okno, udusić się tu można.
Ja: Pffff.
Ja: Jeszcze nie.
Ja: Ciągle nie.
Ja: Już!
Afrodyta: Nareszcie.
Ares: Ale wiesz, że na Olimpie masz własną łazienkę, prawda?
Afrodyta: Oczywiście, że wiem. Ale zapomniałam czegoś wziąć z tej i musiałam czekać.
Herkules: Biedactwo.
Afrodyta: Mój ukochany chociaż żyje.
Herkules: Mówisz o Adonisie?
Ares: Czemu każdy ich ze sobą paruje?
Ares: Przecież, wiadome jest to, że ten mały kretyn, do niej nie pasuje.
Herkules: To trochę tak jak ty, no nie?
Ares: Czy ty dzisiaj zjadłeś coś dziwnego? Nie chcesz jej powiedzieć, że już 20.05 i powinna iść spać?
Herkules: Yyymmm, no tego...
Apollo: Pomyśl o czymś innym. Pamiętasz naszą sesję?
Herkules: Tak, ale...
Ja: Idę do pokoju i tam będę już do rana... No chyba, że zachce mi się siku, to wyjdę, ale tak to nie. Będę sobie oglądać.
Herkules: A co takiego?
Apollo: Rozmawialiśmy już p tym.
Herkules: Pytam z ciekawości.
Ja: No, tego... Nic.
Ares: Na twoim miejscu bym to sprawdził.
Mitra: ARES!!!!!!
Ares: Co do...
Mitra: Och stary, ale ja się za tobą stęskniłem!!!!
Ares: Czy mógłbyś...
Mitra: Ares, a pamiętasz jak zlaliśmy Marsa? Owszem, on później zlał ciebie, no ale...
Ares: Mitra! Możesz nie być ze mną w takiej, hm... pozycji?
Mitra: No, nie za bardzo, bo wiesz, jesteście ode mnie wyżsi i ja też chcę się poczuć wyższy, więc nie.
Ares: I właśnie dlatego będzie mi siedział na ramionach, kroczem w stronę twarzy, tak?
Mitra: Hm. No dobra zejdę, ale...
Hypnos: ZŁAŹ Z NIEGO, NATENTYCHMAST.
Mitra: Dobra, już dobra.
Mitra: Ares, pomusz, bo ja nogą nie dosięgam podłoża.
Mitra: Albo ty, Herk! Ty wyglądasz na silnego, nie to co ten... no, nie to co Ares.
Herkules: Co mu się stało?
Hypnos: Przypomniał sobie wszystko.
Mitra: O, dzięki.
Mitra: Hej, Apollo. Co tam u ciebie, bogu Słońca, czyli, mój, tak jakby zastępco?
Apollo: Co?
Mitra: No, jestem bóstwem solarnym, tak? Więc, ty i tobie podobni, jesteście w hierarchii pode mną.
Apollo: Co ty nie powiesz.
Helios: Naprawdę?
Ra: Nie wydaję mi się.
Mars: Mitra!!!
Mitra: Snikers!!!
Ja: I zamykam drzwi.
Jezus: Tak, bardzo dobrze, nie będziemy z tymi kretynami.
Maki: Świetnie.
Ares: Co ty tu...?
Herkules: Wyrwałem ci żebra i nabiłem cię na nie.
Maki: Nie przyszedłem tutaj do ciebie Herk, ani do twojego... chłopaka, Apollo, przyszedłem tu do ciebie, Ares.
Mitra: Kto to?
Mars: No właśnie, kto to?
Kiwi: Psychopata.
Ares: I czego ode mnie chcesz?
Maki: Spędzić z tobą dzień, albo trochę więcej czasu, bo mi się podobasz.
Ares: Co...?
Afrodyta: ???????????
Mitra: Wiesz nie wiedziałem, że wolisz facetów, znaczy, tak ten jeden raz, albo więcej niż kilka razy z Apollem, no ale...
Mars: Och, Ares, czemu nam go nie przedstawiłeś? To twój... oblubieniec?
Ja: Wow, znasz takie trudne słowo.
Mars: Tak, wiem, ty wciąż nie wiesz co to znaczy.
Ja: Kretyn.
Mars: Z ciebie, moja droga.
Jezus: Chodź, nie będziemy z nimi rozmawiać.
Ja: Zostaw mnie.
Jezus: Daj spokój, nikogo nie zostawię, każdemu należy się druga szansa, ale niektórym nie.
Anioł Michał: Zdajesz sobie sprawę z tego, że to co właśnie powiedziałeś, nie miało sensu, prawda?
Jezus: Jego istnienie też nie ma sensu.
Mitra: Możemy go w końcu zabić? Wkurza mnie. Idź sobie pozamieniaj wodę w truciznę i się jej napij.
Jezus: Pfff. Niektórzy tu są nieśmiertelni, dzieciaku.
Mitra: No kurwa, zaraz nie wytrzymie.
Hypnos: Wyrażaj się, młody bogu.
Ja: Robi się coraz fajniej, nie uważasz?
Herkules: Nie.
Mitra: Mars, który to był palec?
Mars: Środkowy?
Mitra: Świetnie.
Maki: Hej, ty, tak ty. Możesz się na chwilę zamknąć, by mój urok osobisty sprawił, że Ares się ze mną umówi?
Afrodyta: Prędzej spytam Herę o jej sekret na piękno, niż oddam ci Aresa.
Maki: Słuchaj, blondi, Ares mnie zabił, więc jest mój.
Ares: Co proszę?
Maki: A to nie był przejaw miłości?
Kiwi: Normalne osoby tak nie robią.
Maki: Po co mam być normalny, jeśli mogę być sobą?
Mitra: Dobra! Nie możesz go wziąć, bo będzie mi potrzebny do obicia mord aniołków, jasne? Popatrzysz sobie na niego kiedy zdejmie koszulkę i pomdlejesz.
Maki: To ze zdejmowaniem koszulki mi się podoba.
Anioł Gabriel: To z „obijaniem mord aniołków", nie jest zbyt fajne.
Anioł Michał: Prawda?
Jezus: Pffff. To dziecko się nie odważy. Zresztą, dajcie spokój. Tata jest przy mnie.
Bóg: Nie, nie jestem. Coś ci się pomyliło.
Szatan: Ale mamy transparenty.
Anioł Gabriel: Tęczowe?
Szatan: Możliwe, że wziąłem złe. Ale nic to, tęcza do was pasuje.
Mitra: Na czym to ja... A tak!
Mitra: Środkuj się, ty... ty... ty... ty, tania podróbo mnie, ty!!!
Jezus: Oh, to... To zabolało.
Ja: Kiedy ich stąd wyrzucimy?
Mitra: Moja religia, jest dla wszystkich!
Jezus: Moja, też!
Mitra: Bez tatusia i Asklepiosa, nic być nie osiągnął!
Jezus: Ja chociaż mam przyjaciół!
Mitra: A ja, to nie?!
Ares: No właśnie?!
Mars: Czyli dla chrześcijan jestem niczym, tak?
Jezus: Co? Nie, nie, nie, nie. Ja po prostu... No...
Bóg: Powiedz coś o poganach.
Jezus: Mówię coś o poganach.
Szatan: Jednak widać, że to twój syn.
Święty Józef: No.
Ja: To zaczyna być żałosne.
Herkules: To jest żałosne od początku.
Apollo: Hej! Spokojnie! Przemoc nie jest najlepszym wyjściem!
Mitra: Ale jednym.
Apollo: Nie, nieprawda. Możecie sobie podać dłonie i odejść.
Jezus: Mam podać mu dłoń?
Mitra: Ale ja nie mam rękawiczek! A nie chce się od niego czymś zarazić.
Jezus: Czym na przykład?
Ja: Nietolerancją.
Szatan: Jeśli o to chodzi, to Bóg musi być tolerancyjny. Inaczej kilka aniołków byłoby moimi sługami.
Anioł Gabriel: O kim mówisz?
Anioł Michał: Hej, Gabr, mógłbyś wziąć swoją rękę z mojego tyłka, to że mam skrzydła i inni nie widzą, nie oznacza, że ja tego nie czuję.
Anioł Gabriel: To przypadek.
Szatan: Mówiłem.
Anioł Michał: Ciągle nie wziąłeś swojej ręki.
Anioł Gabriel: TO WCIĄŻ PRZYPADEK.
Ja: Posłuchajcie, zabraliście mi właśnie 30 minut. Streszczajcie się, chcę jeszcze coś pooglądać, a na razie oglądam was.
Jezus: Widzisz to dziecko? Ono wierzy we mnie, nie w ciebie. I chodzi na religię.
Mitra: Co to ta, religia?
Jezus: To przedmiot w szkole, gdzie uczą się o mnie. I o tamtych. Ale najbardziej o mnie.
Ja: Nie żeby coś, ale nie chodzę na religię.
Jezus: Co.
Ja: No wiesz, nie lubię się uczyć o głupich rzeczach, a później udawać, że w nie wierzę.
Jezus: Gdzie popełniłem błąd?
Bóg: Też zadaję sobie to pytanie.
Mitra: Oł jea, czyżby zabolało?
Mitra: No i kto tu ma mniej wyznawców? Co, kurwo?
Hypnos: Masz szlaban.
Mitra: Coooooo?
Hypnos: Wracamy, bo wiesz, mam wrażenie, że jak na dzisiejszy dzień, już za dużo cię spotkało.
Mitra: No to... Pa Ares, pa Mars.
Ares: Pa Mitra.
Mars: Pa.
Jezus: Panowie. Idziemy stąd.
Ja: Nareszcie.
Maki: No teraz będziesz mi musiał jakoś zadośćuczynić.
Ares: Co? Czemu niby?
Maki: Nie wałczyłeś i nie zdjąłeś koszulki.
Ares: To chyba masz problem, bo ja odę do siebie.
Maki: To ja...
Ares: Bez ciebie.
Maki: Oooo.
Afrodyta: I nigdy cię do siebie nie zaprosi, rozumiesz????
Ja: Jesteście dziecinni.
Hermes: Ty zakochałaś się w kolejnej postaci, która nie istnieje.
Ja: Zamknij się, dobranoc.
Herkules: Nareszcie spokój.
***************************************************************************
Przerywamy program ze względu na to, że poszłam do pokoju i wszyscy się tak trochę rozeszli, tak jakby nigdy nie chcieli się pozabijać. Bogowie to dziwne istoty, zupełnie jak ludzie. A teraz wybaczcie, ale idę do mojej nowej miłości.
Do następnego rozdziału/odcinka/części.
HERMAFRODYTA I BOGOWIE GRECCY
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top