Rozdział 3
Rozdział 3
Kamila
Nie marzyłam o niczym innym, jak tylko o powrocie do domu i zakopaniu się w pościeli. Niestety Maurycy miał zupełnie inny plan. Gdy ledwo żywa i w pełni ubrana leżałam na łóżku on postanowił urządzić sobie po mieszkaniu spacer. Jego przydługie pazurki stukały o panele, powodując u mnie tępy ból głowy. Odniosłam wrażenie, że cieszył się moim cierpieniem. Chodził z dumnie uniesionym ogonem po pokoju i mruczał cicho zadowolony. W ciągu pół godziny zajrzał do każdego kąta, ścierając przy okazji kurz. Jedyny plus jego eksploracji.
Zasłoniłam uszy poduszką, ale nawet ten zabieg nic nie pomógł. Nadal dochodziły do mnie dźwięki wydawane przez kocura. Wściekła rzuciłam w niego pluszakiem w kształcie żaby, ale tu mogłam poszczycić się zerową celnością. Zabawka wylądowała dwa metry od jego głowy. Nie mając wyjścia odpuściłam sobie popołudniową drzemkę i ku radości Maurycego wstałam z łóżka.
Pół godziny później siedziałam na kanapie w salonie, a na kolanach trzymałam kocura i piłowałam mu pazurki. Po ostatniej wizycie u weterynarza i zdemolowaniu gabinetu przez Maurycego, doktor poradził mi, by na kolejną wizytę udać się do egzorcysty. Oczywiście słysząc przytyk mężczyzny moja niewyparzona gęba dała o sobie znać, co skutkowało tym, że każda lecznica dla zwierząt w mieście była dla nas zamknięta. Ale nie żałowałam swojego zachowania. Nie mogłam pozwolić, by obrażano Maurycego, tylko ja miałam do tego prawo. W końcu dawałam mu jeść.
Kot zaczął syczeć i wyrywać się z mojego uścisku. Chwyciłam mocniej jego łapę i zagroziłam:
– Przestań się wiercić, bo pomaluję twoje pazury na różowo. – Posłał mi ściekłe zielone spojrzenie. W odpowiedzi odwdzięczyłam mu się tym samym.
Przez chwilę prowadziliśmy cichą wojnę. Przegra ten, który pierwszy mrugnie. Po kilku sekundach oczy zaczęły mi łzawić. Ze wszystkich sił powstrzymywałam powieki przed zamknięciem. W końcu skapitulowałam i uznałam wyższość Maurycego. Zamrugałam kilka razy, aby odgonić łzy, a następnie popatrzyłam na kota. Na jego pyszczku malował się triumf.
Zła wróciłam do piłowania pazurków. Przez kilka minut pracowałam w pełnym skupieniu. Maurycy połechtany zwycięstwem siedział spokojnie i przestał mnie drażnić. To dobrze, bo naprawdę miałam ochotę wyrzucić go przez okno. Mieszkałam teraz na czwartym piętrze i jego lot mógł być spektakularny. Ostatnio zakupiłam nowy telefon z kamerą dobrej jakości i przydałoby się ją przetestować. Potem w kółko odtwarzałabym filmik z ostatnich chwil Maurycego. Moje usta wygięły się w nikczemny uśmiech.
– Wypróbujemy mój nowy aparat? – zwróciłam się do kota, puszczając jego przednią łapkę i sięgając po tylną.
Chyba wiedział, co chodziło mi po głowie, bo skulił się w sobie i żałośnie zamiauczał. Czasami się zastanawiałam, czy mój kot nie czyta mi w myślach, bo zbyt często potrafił przewidzieć mój kolejny ruch.
Aby udobruchać bestię, podrapałam go za uszkiem. Wygiął szyję i delektował się moim dotykiem. Kryzys zażegnany.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo stresowałam się dzisiejszym dniem.
Z racji tego, że w mieszkaniu oprócz mnie i kota nie było nikogo, postanowiłam zwierzyć się zwierzakowi z traumy, jakiej się nabawiłam podczas obiadu. Spotkanie z rodzicami Marcina minęło w przyjaznej atmosferze, ale do samego końca czułam napięcie. Bałam się, że ponownie chlapnę coś swoim jęzorem i przez to stracę w oczach swoich przyszłych teściów. Mój narzeczony zamiast mnie wspierać w tym trudnym momencie, to dał nogę, pozostawiając mnie samą na polu bitwy. Czułam, że tu nie chodziło o sprawy firmowe. Jego oczy zdradzały, że coś ukrywał. Gdy tylko wróci do domu, zamierzałam wydusić z niego prawdę... nożem. W szafce kuchennej znalazłam najdłuższy i najostrzejszy. Gdy tylko z nim skończę będzie cienko piszczał. Zarzycki: ostatni kastrat.
Zachichotałam pod nosem, przypominając sobie tytuł filmu, jaki ostatnio oglądałam z siostrą.
– Pani Zarzycka oszalała i chce zorganizować ślub w miesiąc – kontynuowałam zwierzenia. – Nie żeby mi ten pomysł przeszkadzał, ale tak szybko nie da się ogarnąć całej ceremonii. W ogóle chciała kontakt do twojej babci. To skończy się katastrofą, czuję to w kościach. Nie daj Boże, jak zaczną spierać się o jakąś pierdołę. Chyba namówię Marcina na ucieczkę z kraju. Może pojedziemy do Vegas i Elvis udzieli nam ślubu? A potem zaśpiewa mi „Love Me Tender" – przerwałam na chwile, by zastanowić się nad tym pomysłem. Wcale nie był zły, ale świadomość, że matka za ucieczkę urwałaby mi łeb, skutecznie mnie do tego planu zniechęciło.
Nagle przypomniałam sobie, że miałam z Maurycym porozmawiać o pewnej sprawie.
– Jeśli już jesteśmy przy temacie mojego narzeczonego, to chciałabym wiedzieć, co to się wydarzyło dzisiaj rano? – zapytałam. Potrząsnęłam lekko kocurem by zwrócić na siebie jego uwagę. Przez chwilę gapiłam się na szary pyszczek i czekałam. W sumie nie wiedziałam na co, ale chyba na odpowiedź.
– Rozumiem, że go nie lubisz i wierz mi, ale ta niechęć jest odwzajemniona. Nie możesz się jednak tak zachowywać. Marcin dokłada się do twojego utrzymania, a ty mu taki codziennie numer odwalasz. Wstyd mi za ciebie. – Sięgnęłam po biszkopcik, leżący na talerzyku i już miałam go sobie wepchnąć do ust, ale wtedy oczy kota rozbłysły jak dwa wielkie szmaragdy, a z jego ust pociekła ślina. Może to pierwszy objaw wścieklizny?, pomyślałam. Po chwili jednak mnie olśniło. Westchnęłam ciężko i podsunęłam mu pod nos ciasteczko. Odgryzł połowę, a drugą część pozostawił dla mnie. Gdy tak oboje żuliśmy swoje porcje, naszła mnie pewna myśl.
– A może tobie się nudzi i potrzebujesz jakiegoś przyjaciela? Może to jest twój sposób na zwrócenie na siebie uwagi? Taki nastoletni koci bunt.
Na samo tylko wyobrażenie, że do domu sprowadzam kolejnego kota, dostawałam wysypki. Marcin również nie byłby entuzjastycznie nastawiony do tego pomysłu. Wydawało mi się, że nie lubił zwierząt, a Maurycego tolerował tylko przez wzgląd na mnie.
– Wiesz co, kupię ci pluszowego – zdecydowałam. – Przynajmniej jego karma nie zrujnuje moich finansów. W piątek przed pracą skoczę na bazarek do chińczyka i sprowadzę ci nowego towarzysza do domu.
Uśmiechnęłam się szeroko, po czym zgarnęłam go w swoje ramiona i mocno przycisnęłam do piersi. Kot zaczął wierzgać łapami, najprawdopodobniej również się dusił. Ale nie poluzowałam uścisku, po potrzebowałam teraz przytulasków. Marcina nie było w pobliżu, więc Maurycy stał się moją ofiarą.
– No, kto jest ulubionym zwierzaczkiem mamusi? No kto? – Cmokałam go w główkę.
Nie doczekałam się odpowiedzi, bo w pomieszczeniu rozbrzmiały słowa piosenki.
„Moje ciało tamtej nocy oszalało..."
Skrzywiłam się, bo ciocia Gertruda znów majstrowała przy moim dzwonku w komórce. Na szczęście dla niej, tym razem melodia zagrała w zaciszu domowym, a nie w moim miejscu pracy.
Wypuściłam z objęć Maurycego, który pognał przed siebie z szybkością, o jaką nigdy bym go nie podejrzewała, po czym sięgnęłam po telefon. Zerknęłam na wyświetlacz i zmarszczyłam brwi, gdy przeczytałam imię „Alicja". Bardzo rzadko dzwoniła do mnie kuzynka Marcina. Musiało stać się coś złego, pewnie ktoś umarł.
– Tak? – zapytałam niepewnie. Moje serce stanęło w oczekiwaniu na złą wiadomość.
– Cześć, co słychać? – zapytała.
Otworzyłam szeroko oczy, zaskoczona jej spokojnym tonem. Czy nie powinna być zdenerwowana? W końcu ktoś z jej rodziny, właśnie leży w kostnicy, a za kilka dni zaczną zjadać go robaki.
– Oderwij szybko ten plasterek. – Przygryzłam wargę.
Naprawdę chciałam mieć to już za sobą. Nie wiedziałam jeszcze, jak przekażę Marcinowi druzgocącą nowinę. Może to i lepiej, że jeszcze nie wrócił do domu. Przynajmniej będę miała czas, aby jakoś się przygotować.
– Jaki plasterek? – dopytała.
Wydała mi się jakoś mało rozgarnięta. Ale w sumie co się dziwić, taka tragedia ją spotkała.
– Wiem, że to dla ciebie trudne i łączę się w bólu z twoją rodziną.
W słuchawce zapanowała cisza. Pewnie zrobiła sobie przerwę na wytarcie łez rozpaczy. Moje serce ścisnęło się z żalu. Nieboszczyk musiał być dla niej kimś ważnym, że tak przeżywała jego odejście.
– Kamilo, czy ty się naćpałaś?
Zamrugałam zaskoczona jej pytaniem.
– Jeszcze nie, ale jest młoda godzina i wszystko przede mną – wypaliłam.
Boże, Kamilo, trochę powagi w obliczu śmierci.
– Wiesz, czasami nie nadążam za twoim umysłem – wymamrotała.
– Nie ty jedna, kochana, nie ty jedna. Postanowiłam po śmierci przekazać swoje ciało nauce. Niech sprawdzają co tam mam w głowie. Jeśli okaże się, że nic, to trochę będzie wstyd, ale wtedy będę już nieżywa, więc mi w sumie wszystko jedno. – Wzruszyłam ramionami, choć Ala nie mogła tego zobaczyć.
Kobieta wetchnęła ciężko, po czym zapytała:
– Co robisz jutro wieczorem?
– Postanowiłam przygotować sobie domowe spa i niczym Kleopatra popluskać się w kozim mleku i miodzie. W końcu o takie boskie ciało, jak moje trzeba dbać. Wiesz, człowiek już po trzydziestce, gdzieniegdzie jakaś zmarszczka, czy fałdka się pojawi, więc muszę szybko reagować.
– A poważnie?
– Legnę przed telewizorem z paczką chipsów i nadrobię odcinki Familiady – wyznałam prawdę.
Zapowiadał się niesamowicie ekscytujący wieczór, pełen kalorii i sucharów Strasburgera.
– To zmień swoje plany. Jesteś mi potrzebna.
– Do czego? Do zakopania zwłok? Szczerze, to prace fizyczne mnie męczą, więc chyba odpadam. Ale może Marcin będzie zainteresowany dodatkową fuchą. Jaka stawka?
W słuchawce usłyszałam warkniecie. A może się przesłyszałam?
– Moja przyjaciółka poprosiła mnie o pomoc.
– Aaa, to już wiem. Pewnie uśmierciła męża i teraz musi pozbyć się dowodów. Podobno ciało dobrze rozpuszcza się w kwasie. Ale skąd go wziąć to już nie wiem. Niezbyt uważałam na chemii.
– Kamilo, proszę, skup się – jęknęła do słuchawki. W jej głosie usłyszałam nutkę desperacji.
– Przecież jestem skupiona i staram się wymyślić jakieś rozwiązanie problemu. Doceń to.
– Ale tu nie chodzi o taki problem.
– Czyli nikt nie umarł?
Usłyszałam trzask talerzyka. Wbiłam wzrok Maurycego, który z niewinną miną stał nad resztą biszkoptów. Jeśli on był niewinny, to ja byłam dziewicą.
– No... nie – odpowiedziała moja rozmówczyni.
– No to kamień z serca. Już się bałam, że będę musiałam nałożyć żałobne ciuchy. Ładnemu we wszystkim ładnie, jednak w czerni moje biodra wyglądają na dwa razy szersze, więc wole unikać tego koloru.
– Moja przyjaciółka to autorka romansów mafijnych, których nikt nie czyta – wypaliła na jednym wydechu.
– I co potrzebuje inspiracji? Jeśli są to erotyki, to mogę jej opowiedzieć o swoim życiu seksualnym. Niezły z tego by pornos wyszedł.
– Nie o to chodzi. Organizuje ona spotkanie autorskie i jest strasznie na nie nakręcona. Obawiam się jednak, że nikt na nie nie przyjdzie. Dlatego wymyśliłam, jak mogę jej pomóc.
– I jaka jest w tym moja rola?
– Czy razem z Marcinem możecie przyjść na to spotkanie?
– Rozumiem, że mamy robić za sztuczny tłum.
– No, coś w tym stylu. Jak masz jeszcze jakieś koleżanki, to fajnie, aby też się pojawiły.
W głowie przeanalizowałam listę kontaktów i stwierdziłam, że oprócz Malwiny nikt z moich znajomych nie będzie potrafił zachować się na poziomie.
– W sumie możemy się stawić. Przynajmniej trochę się odchamię.
– To cudownie! – pisnęła. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę.
– A jak nazywa się autorka, może mam jej książkę w zbiorach. – Powiodłam wzrokiem po regale i oprócz kryminałów z psychopatycznymi mordercami w roli głównej, nie posiadałam innej literatury.
– Wątpię. To Magdalena Sieszwenda.
Zmarszczyłam brwi, analizując jej słowa. W końcu zapytałam:
– To, gdzie się szwenda?
W słuchawce zapanowała cisza. Przez chwilę myślałam, że przerwało połączenie, ale ono nadal trwało.
– No... nigdzie – w końcu odpowiedziała.
– Ale przed chwilą wyznałaś, że się szwenda.
– Boże, Kamilo, ona ma tak na nazwisko! – krzyknęła do słuchawki. Musiałam oderwać telefon od ucha, bo bałam się o swoje bębenki.
– Trochę dziwne, nie sądzisz?
– Twoje nie lepsze – odpyskowała.
W sumie racja. Nie powinnam krytykować drugiej osoby, skoro sama nosiłam paskudne nazwisko.
– Dobra, to o której to spotkanie? – zapytałam, w myślach przeglądając szafę z ubraniami. W co ja się do cholery ubiorę? Ostatnio mój ulubiony szmateks został zamknięty i nie miałam w garderobie nic nowego, a szczególności nic odpowiedniego na eleganckie wyjście.
– O dziewiętnastej się zaczyna.
– To przyjdę spóźniona, aby mieć dobre wejście.
– Przypominam ci, że to nie ty jesteś gościem honorowym.
– Łamiesz moje ego. – Uśmiechnęłam się szeroko. Lubiłam drażnić Alicję, bo większość moich słów brała na poważnie. – Okej, to widzimy się jutro o dziewiętnastej. Wyślij mi wiadomość z miejscem spotkania.
– Jeszcze raz dziękuję, że się zgodziłaś.
– Nie ma problemu, grunt, że nikt nie umarł.
– Eee... no tak, masz rację.
Minutę później pożegnałam się z Alą i gdy odkładałam na stolik komórkę usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
– Kochanie, już jestem! – zawołał od progu Marcin.
Spojrzałam na Maurycego, który na dźwięk głosu mojego narzeczonego cały się najeżył.
Uśmiechnęłam się nikczemnie. O, tak, zemsta będzie słodka.
***
Kamila, krótko mówiąc jest specyficzna :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top