Miniaturka - Niereformowalny
Millick lubił swoją pracę. Nie wyobrażał sobie, aby któregoś dnia posterunek przestał być jego drugim domem. Pracował jako policjant trzydzieści pięć lat i to było całego jego życie. Miał tam swoje biurko, kosz na śmieci i małą tablicę korkową.
Oprócz wszystkich tych rzeczy materialnych czy lat doświadczeń, Millick miał swoją intuicję. Do tej pory zawiodła go tylko raz, ale zawsze tłumaczył, że to przecież wyjątek potwierdzający regułę. Pamiętał tamtą dziewczynę i sprawę, w którą została wplątana. Siedział przy tym samym biurku, obok niego stał kubek z posłodzoną kawą, ale był nieco młodszy niż teraz i miał mniej siwych włosów. Nastolatka siedziała naprzeciwko niego z podkulonymi nogami i głową opuszczoną w dół. Ubrana w dres, który dostała od innego funkcjonariusza i mokrymi włosami, z których kapała woda i moczyła bluzę.
– Pozbierasz się – powiedział z mocą. Patrzył na nią, ale dziewczyna unikała jego spojrzenia. – Kiedyś spojrzysz w lustro i uświadomisz sobie, że to wszystko jest za tobą. Zostawisz przeszłość i skupisz się na przyszłości. – Wysilił się na mały uśmiech.
Dziewczyna nadal się nie odzywała, ale Millick nie miał zamiaru milczeć. Bał się ciszy jaka może nastąpić. Nienawidził siedzenia i czekania nie wiadomo na co. Cisza nigdy nie była dobrym znakiem, bo potem zawsze przychodził sztorm, który niszczył wszystko.
– Może teraz wydaje ci się to niemożliwe, ale uwierz mi z każdym dniem będzie lepiej. – Westchnął głęboko i powstrzymał chęć przysunięcia krzesła bliżej dziewczyny, bo domyślał się jaka mogłaby być jej reakcja. Po prostu nie lubił takich sztywnych rozmów gdzie granicę wyznaczało jego służbowe biurko. A w szczególności kiedy rozmawiał z dzieciakami. – Na pewno nie nastąpi to jutro, ani może za miesiąc, bo to co cię spotkało nie jest czymś z czym łatwo sobie poradzić... Ale też nie jest czymś co może zniszczyć całe życie. To próba, a ty ją przejdziesz i staniesz na nogi. Wiem to. – Ostatnie słowo powiedział już patrząc w jej brązowe oczy, bo w końcu na niego spojrzała. Uśmiechnął się delikatnie i wziął kubek z kawą w dłonie. Może trochę łudził się, że dziewczyna mu coś odpowie. Nic takiego nie nastąpiło. Całe szczęście, że za chwilę ktoś przyszedł i powiedział, że rodzice dziewczyny właśnie przyjechali i są gotowi, by ją zabrać do domu. Nastolatka wstała i naciągnęła ściągacze bluzy na dłonie.
– Dziękuję – jej cichy głos dotarł do Millicka. Mężczyzna kiwnął głową.
Miesiąc później zrozpaczona matka dziewczyny wpadła do jego pokoju na komisariacie i powiedziała, że jej córka popełniła samobójstwo.
To był ten wyjątek, o którym Millick nigdy nie potrafił zapomnieć. I chyba nigdy nie będzie w stanie.
***
Millick ociężale schodził po schodach. Miał dość dzisiejszego dnia, a jeszcze czekał go powrót do domu. Liczył, że nie zaśnie za kierownicą samochodu. Przechodząc przez korytarz nawet nie spojrzał w prawo, gdzie było główne centrum zamieszania dzisiejszego wieczoru.
Był czwartek, a wtedy zawsze zbierali z ulicy prostytutki, które ubrane w skąpe ubrania i z wyzywającym makijażem siedziały na krzesłach, odsłaniając nogi i podrywając policjantów. Millick nie miał dzisiaj ochoty na żadne słowne gierki. Mijając dyżurnego, który siedział przy dużym biurku tuż przy drzwiach, kiwnął mu głową na pożegnanie i uniósł rękę, ale nią nie pomachał.
Kiedy tylko stanął na zewnątrz, automatycznie jego ręka skierowała się w stronę wewnętrznej kieszeni kurtki gdzie zawsze trzymał paczkę papierosów i zapalniczkę. W końcu jego żona przekonała go do rzucenia palenia. Wytrzymał już miesiąc i dla niego to była wieczność.
Zdążył zrobić całe trzy kroki kiedy go zauważył. Chłopak mógł mieć może z dziesięć lat. Cały czas nerwowo podrygiwał i obracał cos co trzymał w rękach. Miał na głowie założony kaptur i wytarte spodnie. Millick w tym momencie zaczął przeklinać siebie samego. Wiedział, że nie jest w stanie po prostu zignorować tego chłopca.
– Hej, młody, wszystko w porządku? – zapytał się jak tylko podszedł do chłopaka, ale nie na tyle blisko, by go spłoszyć.
– Nie – pokręcił głową. – Nic nie jest w porządku. – Głos chłopaka był dość pewny, ale tak bardzo smutny, że Millick nie mógł sobie wyobrazić co ten musiał przejść. Mężczyzna poprawił plecak, który zarzucił na plecy tylko na jedno ramię i kucnął przy chłopcu, by móc spojrzeć na jego twarz, ukrytą za kapturem.
– Chcesz pogadać?
Kiedy chłopiec kiwnął głową, położył mu dłoń na ramieniu i zaczęli iść w stronę drzwi wejściowych.
***
Kiedy Millick wszedł do pokoju z dwoma kubkami herbaty i opakowaniem z kanapkami, które były pokrojone w trójkąty, a w środku miały całą masę różnych rzeczy, zobaczył, że chłopak przegląda jego korkową tablicę. Były tam porozwieszane zdjęcia z jego aktualnej sprawy i małe karteczki z pytaniami, które odpowiedzi do nich mogły przyczynić się do rozwiązania zagadki.
– Hej, młody – odezwał się tylko po to, by zaakcentować fakt, że już wrócił. – Nie wiem czy lubisz, ale w automacie były tylko kanapki z tuńczykiem. – Postawił papierowe kubki na biurku i rzucił w stronę zaskoczonego chłopaka pudełko z jedzeniem. Dzieciak złapał je bez większego problemu.
– Dziękuję.
Policjant upił łyk herbaty parząc sobie język, ale musiał jakoś zająć ręce. Przyjrzał się dokładniej chłopcu. Czarne włosy i tego samego koloru oczy. Był chudy i blady, jakby długo nie widział słońca.
– Jestem James Millick. – Wyciągnął rozprostowaną dłoń w kierunku chłopca, którą ten niepewnie uścisnął. – A ty?
– Nico di Angelo, proszę pana.
***
Nico miał cięty język i smutek w oczach. Jednocześnie nadal utrzymała się w nim ta dziecinna ekscytacja kiedy opowiadał o swojej ulubionej grze czy o życiu w szkole z internatem. W tym wszystkim kryła się jakaś wielka tajemnica i masa smutnych historii, a Millick mógł to wyczuć, bo w swojej karierze widział tylu złamanych dzieciaków, że umiał to rozpoznać.
Rozmawiali już kilka godzin. Była już prawie dwudziesta druga i mężczyzna wiedział, że jego żona zaraz zacznie do niego wydzwaniać z pytaniami czy coś się stało, kiedy wróci i czy pamięta, że ma rodzinę oraz dom, który służy do czegoś więcej niż spania. Millick mimo wszystko nie miał pojęcia jak ma wypytać Nico o ważne rzeczy. O jego rodzinę, czemu pojawił się pod komendą, czy ktoś go skrzywdził. Jego koledzy z pracy zaglądali do niego zaciekawieni czemu jeszcze jest w robocie, ale widząc Nico, odpuszczali.
– Moja siostra nie żyje – wyznał nagle Nico. – Mama też.
Policjant nie spodziewał się takiego wyznania. Popatrzył zaskoczony na chłopaka. Nastąpiła dłuższy moment, w którym dominowały ich oddechy i cisza. Millick po raz pierwszy w życiu stwierdził, że nie przeszkadza mu ona. Nie chciał mówić nic typowego dla takich sytuacji. Prośba o przyjęcie kondolencji czy wyrazów współczucia, nie mogła przejść mu przez gardło.
– A twój tata? – wykrztusił w końcu z siebie i zadał pierwsze pytanie jakie wpadło mu do głowy. Potem pojawiło się jakieś milion innych.
– Nie wiem – wzruszył ramionami. – Nie chcę wiedzieć. To dla mnie obcy człowiek, który nigdy się nami nie interesował.
– A wiesz kto je skrzywdził? – Millick zrozumiał, że ta lekka kilkugodzinna rozmowa, którą prowadzili właśnie się zakończyła. Nico musiał go sprawdzić, ocenić czy może mu zaufać i powiedzieć co tak naprawdę się stało. Policjant wyprostował się na krześle i uważnie śledził każdy ruch chłopca.
– Nawet jeśli wiem, to nic to nie zmieni – wzruszył ramionami. – Jestem zbyt słaby, by ukarać winnych.
– To nie prawda – powiedział z mocą. – Znajdziemy winnych śmierci twojej mamy i siostry. Trafią do więzienia, a ty będziesz miał odpowiednią opiekę.
Nico zaczął się śmiać i pokręcił przecząco głową, jakby wiedział więcej niż mówił. Millick nie łudził się, że jest inaczej, ale z jakiegoś powodu ten chłopak wylądował przed budynkiem komisariatu i mężczyzna nie zamierzał odpuszczać.
W tym momencie jego telefon zaczął dzwonić, a głos Michaela Jacksona rozniósł się po pomieszczeniu. Millick spojrzał na wyświetlacz i zobaczył imię żony. Odrzucił połączenie.
– Wie pan – zaczął Nico i wstał z krzesła, by zacząć chodzić nerwowo po pokoju. – Ludzie są słabi. Ja jestem słaby – przyznał się. – Mam dość tego, że nie mam wpływu na to co się dzieje z moim życiem. Dorośli mówią mi co mam robić, gdzie iść, gdzie mieszkać, gdzie się uczyć, kiedy mam się ukryć, a kiedy walczyć. Tylko, że... jedyne na co mam ochotę to umrzeć.
– Śmierć jest dużo prostsza niż życie – odpowiedział pustym głosem. Millick nie miał pojęcia co miał myśleć o tym chłopcu. Od kilku godzin starał się go zrozumieć i kiedy myślał, że mu się udało, Nico nagle mówić czy robił coś takiego, że mężczyzna znowu stawał na początku drogi.
– A życie gdy otacza cię ciągle śmierć?
Na to pytanie, nie znał odpowiedzi.
***
– Millick? – Najpierw zza drzwi wyłoniły się rude kosmyki jednego z policjantów, a później jego twarz, która była nieco zmartwiona. James podniósł wzrok z śpiącego na jego fotelu Nico di Angelo i spojrzał na twarz kolegi.
– Co jest? – zapytał szeptem. Nie za bardzo miał ochotę gdziekolwiek się ruszać. Nico, w którymś momencie się rozpłakał i krzyczeć tak, że Millick miał problem, by go uspokoić. W końcu chłopiec zasnął, a policjant zaczął się zastanawiać, czy system, w który ten chłopak trafi jak tylko zacznie pisać raport o nim, nie zniszczy go jeszcze bardziej. Nico nie potrzebował rodzin zastępczych, zeznań w sądzie czy kuratora. Potrzebował pomocy psychologa i prawdziwego domu, który da mu poczucie stabilności. Przede wszystkim jednak potrzebował swojej matki i siostry.
– Ktoś zgłosił się po chłopaka.
Millick podniósł się jak tylko to usłyszał. Przecież nikogo nie zawiadamiał o tym, że Nico tu jest! Poza tym chłopiec jasno powiedział mu, że nikogo nie ma i na pewno nikt nie będzie po szukać.
Policjant przeciągnął się porządnie jak tylko znalazł się na korytarzu i zamknął drzwi do swojego pokoju, by nic nie obudziło Nico.
– Kto przyszedł? – zapytał się rudego policjanta, który w odpowiedzi wzruszył ramionami.
– Jakiś facet na wózku, który twierdzi, że jest jego prawnym opiekunem. No i jakiś chłopaczek, który zaraz rozniesie mi całe biuro jeśli tam nie wrócimy.
Millick kiwnął głową w geście, że zrozumiał i zaczął schodzić po schodach. Miał tyle pytań do tego mężczyzny!
– Panie Brunner? – policjant zwrócił się do mężczyzny w średnim wieku, który siedział na wózku inwalidzkim i w spokoju czekał, aż ktoś będzie w stanie mu pomóc. – To jest śledczy James Millick.
– Witam, panie Brunner – powiedział z uśmiechem i wyciągnął dłoń do uścisku, którą mężczyzna na wózku z mocą odwzajemnij.
– Jesteśmy tu w sprawie Nico di Angelo.
Dopiero po tych słowach Millick, zwrócił uwagę na może czternastoletniego chłopaka, który gniótł plastikowy kubek po wodzie w rękach i wydawał przez to okropne dźwięki. Jego nogi podrygiwały jakby niekontrolowanie, a zielone oczy skanowały otoczenie. Przynajmniej włosy miał ułożone, a nie tak roztrzepane jak u Nico. Chociaż kiedy chłopak obrócił się w ich stronę, Millick zobaczył białe pasmo, które mocno się odznaczało wśród czarnych włosów.
– Skąd panowie wiedzieli, że on tutaj jest? – zapytał podejrzliwie.
– Panie Millick – zaczął z smutnym uśmiechem pan Brunner. – Szukamy Nico od pół roku. Uciekł od nas po tym jak dowiedział się, że jego siostra nie żyje.
– I przez pół roku nie mogliście znaleźć jednego dziesięciolatka? – nie mógł się powstrzymać od zadania tego pytania. – A nagle dowiadujecie się, że jest tutaj?
Nie otrzymuje jednak odpowiedzi na te pytania. Pan Brunner i towarzyszący mu chłopak, wcale nie patrzą się na Millicka, tylko na coś za nim. Kiedy policjant odwracał się, spodziewał co – albo lepiej kto – stał za jego plecami.
Nico di Angelo, wyglądał jak mały upadły anioł. Opatulony niebieskim kocem, którym przykrył go Millick kiedy chłopiec zasnął, w samych skarpetkach, bo buty zostawił na górze. Z jeszcze bardziej rozstrzelanymi włosami, smutkiem w oczach i powagą na twarzy.
– Cześć, Percy.
***
James Millick nie może zrozumieć jakim cudem zgodził się, by pan Brunner i Percy zabrali Nico di Angelo. Chłopiec przekonywał go, że zna tych dwoje i chce z nimi iść. Policjant miał trochę związane ręce, bo nie wpłynęło nigdzie powiadomienie o zaginięciu, on sam nie napisał nawet notatki służbowej, ani raportu. Nie zgłosił tego komendantowi czy opiece społecznej, że znalazł Nico. Chłopiec jakby nie istniał. Nagle się pojawił i mógł równie nagle zniknąć.
Kiedy przytulał po raz ostatni, wątłe ciało Nico, nadal nie wiedział co ma o nim myśleć. Każdego dzieciaka, którego spotkał na służbie mógł przydzielić do jedne z dwóch grup. Do tych, którzy sobie z tym poradzą i staną na nogi, nieważne co ich spotkało, oraz tych, których ciemność przeszłości pochłonie całkowicie. Tamta dziewczyna, która popełniła samobójstwo... Millick był pewien, że się pozbiera. Ale z Nico sprawa była nieco trudniejsza.
– Nie jesteś słaby, Nico – wyszeptał mu do ucha, cały czas go przytulając. – Pamiętaj o tym.
Chłopiec kiwnął mu głową w geście, że zrozumiał. Potem wyszedł razem z Percym, który ciągle go za coś przepraszał i panem Brunnerem przez drzwi komisariatu. A Millick wrócił do domu, usiadł w ciemnym salonie z butelką burbonu i zaczął pić prosto z butelki, bo czuł, że popełnił błąd.
***
Kilka lat później, kiedy został mu już rok do emerytury, do której nie był do końca przekonany, siedział za swoim biurkiem i patrzył się tępo w połowie napisany raport. Był środek dnia, a Millick miał wrażenie, że byłby w stanie zaraz zasnąć.
– Masz gościa, Millick – rzucił jeden z policjantów, stojąc w progu jego pokoju. Nawet nie czekał na jakąkolwiek reakcje Millicka, tylko odwrócił się i odszedł. Mężczyzna zmarszczył brwi.
– Dzień dobry.
Millick nie mógł uwierzyć własnym oczom. Przed nim stał Nico di Angelo. Nadal tak samo chudy, ubrany w czarne spodnie i bluzę z kapturem, ale już nie wyglądały jakby przeszedł w nich Piekło, tylko były nowe i wyprasowane. Na głowie nadal czarne kosmyki układały się tak jak chciały. Coś się jednak zmieniło. Nie było to tak oczywiste jak fakt, że chłopak urósł i był starszy. Zniknął ten smutek w oczach, a na twarzy błąkał się mały uśmiech szczęścia.
– Nico di Angelo...
– Chciałem się tylko przywitać – powiedział i wzruszył ramionami. Był trochę niepewny i zestresowany, ale Millick na jego miejscu czułby się pewnie podobnie. – I podziękować.
Policjant nadal siedział za swoim biurkiem i kiedy tylko to do niego dotarło, zerwał się z krzesła i w kilku dużych krokach, podszedł do Nico. Przyjrzał mu się z bliska i przytulił szybko. Zaraz jednak odciągnął na długość ramion i spojrzał w czarne tęczówki. Tak, był pewien, że smutek i żal już zniknęły.
– Za co podziękować?
– Wie pan – zaczął nieco niepewnie, ale Millick pamiętał, że Nico wtedy też tak mówił. – Powiedział pan wtedy, że nie jestem słaby. Na początku panu nie uwierzyłem. Teraz jednak wiem, że gdyby nie pan wtedy ze mną nie porozmawiał, to nie dałbym rady. – Nico wziął głęboki wdech przed powiedzeniem ostatnich słów. – Uratował mnie pan.
Millick w odpowiedzi jeszcze raz przytulił chłopaka. Przez te lata często o nim myślał. Szukał go w bazie dzieci zaginionych, wychodząc z pracy sprawdzał czy nie stoi przed komisariatem, a podczas zakupów z żoną zwracał na każdego chłopaka z w ciemnych ubraniach i szopą na głowie. Słysząc przez radio, że znaleźli martwego chłopca, zawsze dopytywał o jego wygląd.
– Nie byłem pewien czy dobrze zrobiłem, pozwalając ci odejść – przyznał się chłopcu. – Wiedziałem, że potrzebujesz pomocy, ale bałem się, że zostaniesz zjedzony przez system. Ale oddanie cię i niewiedza co się z tobą stało też nie była zbyt dobra. Nie umiałem stwierdzić czy się pozbierasz, a w następnej chwili widziałem w tobie tyle siły, że sam siebie wyzywałem od głupców mogących myśleć inaczej.
– Udało mi się – odpowiedział z małym uśmiechem Nico. – Znalazłem spokój, przyjaciół, dom. Rodzinę.
– Jesteś.... Jesteś po prostu...
– Niereformowalny – dokończył Nico. – Wiem.
****
Właśnie dla napisania tej miniaturki, wróciłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top