Walka


Walczyłem z tym bachorem dosyć długo. Moja czaszka była pęknięta w trzech miejscach. Dzieciak miał wiele ran na swoim ciele. To wszystko sprawiało mu przyjemność. W pewnym momencie podbiegł do mnie i zadał cios. Poczułem straszny ból, lecz po chwili nic nie czułem. Żadnego bólu... Ten bachor jakby nigdy nic odszedł. Gdyby nie to, że zauważyłem Papsa idącego w moja stronę, dobiłbym tą gnidę. Podbiegłem do brata i chciałem go przytulić, ale... To co się stało...Przebiegłem przez niego. Wtedy zorientowałem się co się dzieje i dlaczego nie czuję bólu. Jestem martwy, jestem duchem...Podszedłem do brata. On podniósł moją bluzę, założył ją i przeszedł kawałek. Stanął pod ścianą i upadł bezwładnie. Zaczął płakać. Próbowałem go pocieszyć chwycić za rękę, przytulić... Ale, nic z tego. Usiadłem koło niego i patrzyłem jak cierpi. Poczułem jak łzy napływają mi do oczodołów. Już nigdy nie będzie tak samo... Już nigdy nie będę mógł przytulić swojego brata, ani powiedzieć mu, że go kocham...

Szczerze? Popłakałam się jak to pisałam... Mam nadzieje że się spodoba.^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top