8. Nie ma za co, Aniołku.

Adam

Kiedy przedostatni pacjenci ćwiczyli na sali gimnastycznej, spojrzałem w okno i pierwsze co zobaczyłem, to jak Ewelinę żegna jakiś blondyn, całując ją prosto w usta.

Kurwa... ona ma chłopaka?

Nie wygląda mi na zakochaną... nie to co ten blondyn. Odprowadza ją takim zranionym wzrokiem, że od razu widać, co do niej czuje. Gdy pyskolina, zniknęła za drzwiami, nie musiałem go słyszeć, by wiedzieć że ze złości, zaklął siarczyste "kurwa".

Czyżby się pokłócili?
A może rozstali?

Tak czy siak, nie jestem na straconej pozycji i zamierzam działać.
I to jeszcze dziś.

Ewelina

  - Jesteś dziś dziwnie milcząca. - mówi pan Adam, kiedy opieram tył głowy, o ścianę i z zamkniętymi oczami myślę, o niepokojącym zachowaniu Michała.
  - Przepraszam. - wróciłam do pionu. - Zamyśliłam się.
  - O kim tak intensywnie myślałaś? O swoim chłopaku? - zmarszczyłam brwi.
  - Nie mam chłopaka. - podniósł jedną brew.
  - Nie? Czyli wszystkich żegnasz, buziakiem w usta? - aaa... o to mu chodzi.
  - Nie, tylko jego. - zakładam ręce pod biustem. - To mój najlepszy przyjaciel.
  - Przyjaciele się tak nie całują. - wykłóca się.
  - To był tylko cmok. - po cholerę ja się mu tłumaczę?
  - Ale w usta. - zmrużył oczy.

Kiedy maszyna skończyła swoją pracę, brunet podszedł i zaczął odwiązać mnie z elektrod. Złapałam spodnie, by je ubrać, ale mnie powstrzymał.

  - Po co się ubierasz, jak zaraz będę mroził Ci kolano? - zaśmiałam się.
  - Chyba pan żartuję, że będę bez spodni szła do drugiego pokoju.
  - Po 1. Zapamiętaj, że ja nigdy nie żartuję, a po 2. Dlaczego nie? Reszta już dawno jest na sali, a mnie nie musisz się wstydzić. - prychnęłam.
  - Nie, nie zrobię panu pokazu i nie będę szła w samej bieliźnie, jak Aniołek z Victoria Secret's, bo nim nie jestem. - uśmiechnął się.

O dziwo, byłam dzisiaj cały czas, pod jego opieką i było całkiem... fajnie. Szczególnie podobają mi się masaże w wykonaniu MisterGbura. Jest o wiele lepszy w te klocki, jak jego koledzy.
Ma to coś, w rękach.

Wiedząc, że mamy mały poślizg, szybko podpisuję listę obecności i po ubraniu kaptura na głowę, żegam się ze wszystkim uśmiechem, po czym wybiegam, nie czekając na odpowiedź, między innymi pana Adama, który patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. 
 
Pierwsze co zobaczyłam, to jak mój autobus podjeżdża na przystanek. Ruszam z miejsca, nie myśląc o konsekwencjach, ale i tak nie zdołałam go dogonić. Uciekł mi prawie sprzed nosa.

Super... kolejny jest za 20 minut.

Zrezygnowana, uiadłam na ławce, wyciągnęłam przed siebie nogi i zaczęłam rozplątywać słuchawki.

Nagle zatrzymuje się obok mnie, ogromny, czarny SUV, Audi Q8. Kiedy tylko szyba się opuszcza, poznaję kierowcę.

  - Wsiadaj. Podwiozę Cię. - mówi brunet.
  - Dziękuję, nie trzeba.
  - Szybko wsiadaj, bo nie mogę tutaj stać. - złapałam torbę i zrobiłam tak, jak kazał.
  - Dziękuję. Może mnie pan wysadzić na pętli tramwajowej.
  - Nie. Zawiozę Cię do domu. - aż ciary mnie przeszły, słuchając jego stanowczego tonu.
  - Ale ja jadę jeszcze na basen.
  - Dobrze, to basen. Który?
  - Zatoka sportu. - odpowiadam.

Nie wiem, czy ten basen to dobry pomysł, kiedy kolano mnie tak napieprza przez ten bieg, ale nie będę już zmieniać kursu darmowej taksówki... i to jakiej.
Piękne ma auto.

Zdejmuję ortezę i zaczynam masować sobie kolano.

  - Boli Cię? - pyta, marszcąc brwi.
  - Trochę. To przez bieg. Teraz nie wiem, czy powinnam iść na ten basen.
  - Jak najbardziej. Przyniesie Ci to ulgę. - uśmiechnęłam się lekko, co odwzajemnił.
  - Trzymam za słowo. Jak nie, to krio i masaż, będzie mi musiał pan wydłużyć.
  - No tak... - wzdycha.
  - Spokojnie, jeszcze dwa dni i uwolni się pan ode mnie.
  - Nie wiem... czy tego chcę. Będę się strasznie nudził.
  - Och! - złapałam się teatralnie za usta - Jeszcze pomyślę, że mnie pan polubił. - tylko spojrzał się na mnie.
  - Jesteśmy na miejscu.
  - Dziękuję, za dziś. Muszę przyznać, że było... nawet fajnie. - uśmiecham się.
  - Nie ma za co.
  - Do jutra. - wysiadam i wyjmuję torbę.

Wchodzę na basen i już w drzwiach uderza mnie zapach chloru. Pokazuję karnet przemiłej pani i idę się przebrać.

Obmyta i przebrana w jednoczęściowy strój, który pięknie kryje mój brzuszek swoimi marszczeniami, a uwydatnia biust, robię sobie na głowie ciasny kok i wychodzę, biorąc ręcznik pod pachę.

Na samym basenie nie ma już dużo ludzi. Można ich policzyć na palcach jednej ręki. I o to mi chodziło.

Idę na wolny tor i kładę niedaleko ręcznik oraz klapki. Zakładam na oczy okulary, biorę kilka głębszych wdechów i wskakuję do wody.

Robię już którąś długość z koleji, płynąc kraulem, jak dostrzegam jakąś postać, stojącą nad moim torem. Podpływam szybciej myśląc, że to ktoś z obsługi.

Gdy zdejmuję okulary, dosłownie zapominam jak się oddycha. Nade mną stoi, jeden z greckich bogów. Wysoki, prawie na dwa metry, szeroki w ramionach, o pięknym kolorze skóry, która jest napięta na każdym, cudownie wyrzeźbionym mięśniu. Ten istny adonis, ukucnął przede mną i uśmiecha się z błyskiem w jasnych oczach, kiedy bezczelnie go obserwuję. Może i jest czasami gburem, ale bardzo porzystojnym, szczególnie w obcisłych, czarnych bokserkach i okularami do pływania, zawieszonymi na szyji.

  - Co pan tu robi? - podpieram się przedramionami, o krawędź basenu.

Dzięki Ci Bożenko, że jestem w wodzie i nie widać za bardzo mojego ciała i że regularnie chodzę do kosmetyczki na hennę brwi i rzęs, dzięki temu nie wyglądam tak źle, bez ani grama makijażu.

  - Nabrałem ochoty na pływanie. Pojechałem do domu po kąpielówki i wróciłem się.
  - Że też się panu chciało. - prychnęłam.
  - Mów mi po imieniu. Adam jestem. - wystawił rękę, na którą patrzę przez dłuższą chwilę. - Nie gryzę. - uśmiecha się lekko.
  - No nie wiem. - udaję Ilonę, ściskając jego dłoń - Ewelina.
  - Nieźle Ci idzie.
  - To jest chyba jedyna forma ruchu, do której się przekonałam. Dlatego przepraszam, ale nie chcę marnować czasu. - zakładam okulary i odpycham się od ściany basenu, płynąc dalej.

Słyszę za sobą plusk i chwilę później widzę jego sylwetkę w wodzie, jak mnie wyprzedza.

O nie!
Nie mam zamiaru się ścigać.

Nadal nie zmieniając swojego tempa, robię kolejne długości, chcąc nie chcąc myśląc o dzisiejszym dniu. Chyba muszę kupić sobie jakieś wodoodporne mp3, żeby się wyłączyć i nie myśleć o niczym. Choć moje ciało pracuje, czuję że odpoczywam i chciałabym też odpocząć psychicznie.

Niespodziewanie na kogoś wpadam.

  - Co jest? Co robisz na moim torze? - opierdzielam MisterGbura.
  - Widziałaś co się dzieje na dnie? - zaskoczył mnie.
  - Nie.
  - Umiesz nurkować?
  - Nie umiem tak dobrze. - przyznaję.
  - Daj mi dłoń. - ufnie podaję mu rękę i zanurzamy się pod wodę.

Jestem zaskoczona, widząc na samym dnie kilka osób, w strojach nurków z butlami. Siedzą w kółku i nic nie robią.

Zawsze tu byli?

Adam pokazuje mi, czy chcę jeszcze bardziej podpłynąć, a ja daję mu znak głową że tak. Jeden z nurków nas dostrzega i macha do nas, na co reszta się odwraca i robi to samo. Ochoczo im odmachuję.

Czuję, że powoli zaczyna brakować mi tego tlenu. Ciągnę bruneta za rękę i pokazuje mu, że muszę już wracać. Puszczam go i szybko wypływam na powierzchnię, by zaczerpnąć powietrza.

Pokazuję ratownikowi, że wszystko w porządku i podpływam do drabinki. Widzę, jak w wodzie zbliża się sylwetka bruneta w moją stronę, bez zaczerpnięcia powietrza. Imponujące.

Wynurza się, ściąga okulary i chwyta się drabinki.

  - Nic Ci nie jest?- łapie mnie zmartwiony za rękę.
  - Wszystko w porządku. Po prostu nie mam takiej objętości płuc, jak Ty. Jestem pod wrażeniem. - uśmiecha się i przybliża do mnie, stykając nasze klatki razem. Moje piersi zaraz wyskoczą z miseczek.
  - Ja też jestem pod wrażeniem... - spojrzał na mój biust. - ...jak na lajka, dobrze Ci poszło. - już myślałam, że ocenia mój biust. A może robił to?
   - Dzieki. - odsuwam się od niego. - Wracam jeszcze popływać.
  - Ściagmy się? - prychnęłam.
  - Oczywiście, że nie.
  - Przestań. Przecież widzę, że pływasz raczej rekreacyjnie. Jakbyś chciała, popłynęłabyś szybciej.
  - Być może masz rację, ale i tak nie zdołałam z Tobą wygrać. - zauważam. 
  - Zawsze musisz wygrywać? - uśmiecha się cwanie.
  - Nie, nie muszę... ale byłoby miło.
  - Dam Ci fory i założymy się o coś. - zaśmiałam się.
  - Tym bardziej nie.
  - Pękasz.
  - Nie pękam, tylko jestem świadoma, że nie mam z Tobą szans.
  - Jeśli wygrasz, będę odwoził Cię do domu. - prowokuje mnie.
  - No nie powiem... kuszące. A co ty będziesz miał z wygranej?
  - Nie wiem. Jeszcze nie wymyśliłem. To jak? - dopytuje. - Dam Ci te fory.
  - Dobra. Może jakimś cudem uda mi się przepłynąć, przed Tobą do mety. - uśmiecha się.
  - Daje Ci 10 sekund.
  - No dobra.
  - Gotowa? - zakładam okulary i chwytam się drabinek, by móc się dobrze odepchnąć.
  - Tak.
  - 10. - odpycham się i szybko zmieniam pozycję płynąc kraulem.

Oczywiście, że go nie słyszę, ale sama liczę i rzeczywiście na moim zerze, słyszę plusk. Po kilku sekundach wyprzedził mnie i wygrał, tylko długością ciała.

A to dupek!
Z rozbiegu, to on pół basenu zrobił!

Dopływam do niego i ochalapuje go, na co on się głośno śmieje.

  - Oszukiwałeś! - ściągam okulary.
  - Co? Przecież dałem Ci 10 sekund forów.
  - Ale wskoczyłeś z rozbiegu, robiąc prawie 1/4 długości basenu!
  - Nie marudź. Gdybym nie wskoczył, to bym Cię nie dogonił. Byłaś fenomenalna.
  - Sraty taty. Straciłam szansę na darmową taksówkę. - robię z ust podkowę.
  - Za to ja wygrałem. - szczerzy się.

Pierwszy raz widzę go takiego.
Jest słodki.

  - Jestem przerażona, co wymyślisz. - wznoszę wzrok do góry, patrząc na cyforwy zegar, że zaraz koniec. - Zaraz trzeba będzie się zbierać. - wkładam okulary i płynę w drogę powrotną do drabinek.

Podpływam do nich widząc, że brunet dopiero zaczął płynąć. Siadam na krawędzi basenu mocząc nogi i rozplątując mokrego koka.

Czuję, jak MisterGbur delikatnie chwyta mnie z kostki i po sekundzie się wynurza, trzymając mnie teraz za łydki.

  - Dałem Ci fory.
  - A co wygrałam? - pytam, wyciskając wodę z włosów.
  - Podwiozę Cię do domu. - uśmiecha się, co odwzajemniam.
  - Wow.
  - Jak kolano?
  - Miałeś rację, nie boli. Kiedy pływam, nie czuję żadnego dyskomfortu.
  - Widzisz? Warto mnie słuchać.
  - Prosimy wychodzić z wody! Niedługo zamykamy basen! - krzyczy ratownik.

Kiedy brunet wychodzi z wody, ja szukam wzrokiem swojego ręcznika, ale przez to zanurzenie, pomyliłam tory i jest teraz o dwa tory dalej ode mnie. Wzdycham głośno na swoją głupotę.

No nic.
Muszę wstać i iść po niego.

O Bożenko... no wstydzę się, ale nie mam wyjścia.

Nagle czuję materiał na plecach, a obok spadają moje klapki. Patrzę w górę i widzę mokrego Boga seksu, który wyciera włosy swoim ręcznikiem.

Nie zdążę się odezwać, jak słyszę:

  - Nie ma za co, Aniołku. - uśmiecham się speszona.

Kurwa... nie rób tak... bo się w tobie zakocham.

  - Dzięki. - odpowiadam, odwracając wzrok.

Trzymając ręcznik, łapię się drabinek i wstaję. Wkładam klapki, czując na sobie wzrok Adama.

Patrzy na mnie dokładnie tak samo, jak ja na niego na początku, czego w ogóle nie rozumiem.

Mijam go i wchodzę do swojej szatni. Szybko opłukuje się z chloru i wycieram. Wychodzę ubrana z torbą na ramieniu i rozczesuję palcami wilgotne włosy.

Kieruje się do wyjścia, gdzie czeka na mnie oparty o ścianę MisterGb...Adam, patrząc w moją stronę.

  - Gotowa?
  - Mhm. - otwiera mi drzwi i wychodzimy na zewnątrz.

Nie przewidziałam, że dziś może się zrobić tak chłodno. Żałuję, że nie wysuszyłam włosów. Kaptur u cienkiej bluzy, nic mi nie pomaga.

  - Następnym razem, masz wysuszyć włosy. To już nie jest sierpień, by wychodzić z mokrą głową. - dobra... wrócił stary MisterGbur.
  - A było już tak fajnie. - wzdycham, a on z przymrużonymi oczami, podaję mi swoją bluzę.
  - Ubierz to.
  - Nie trzeba, rozgrzeję się w aucie.
  - Nie pyskuj, tylko ubieraj się i wsiadaj. - przewracam ostentacyjnie oczami i wkładam bluzę, która pachnie nim i jego perfumami.

Świeży, deliaktny, a zarazem bardzo męski zapach. Wyczuwam cytrusy, jabłko, miętę i drzewo sandałowe. No wspaniałe połączenie, bardzo pasujące do niego.

Brunet bierze moją torbę i wrzuca razem ze swoją do bagażnika.

  - Nie mogłeś wrzucić na tył?
  - Wsiadaj. - wzdycha.

Robię to co każe i czekam, aż ruszy. Na zegarku jest dokładnie 21.21, ładny mam czas.

Nie mogę się powstrzymać i dyskretnie wdycham jego zapach z bluzy, który jest upajający. Zastanawiam się też, czemu tak nagle jego humor się zmienił. Nie wytrzymałam i zapytałam.

A co mi tam zależy?

  - Zrobiłam coś nie tak?
  - Nie. Czemu pytasz? - spojrzał na mnie.
  - Twoja nagła zmiana humoru. Było tak fajnie, aż tu nagle znów pojawił się MisterGbur.
  - Jak mnie nazwałaś? - zmarszczył brwi, z lekkim uśmiechem.
  - MisterGbur. - odburknęłam.
  - Kurwa... jesteś niemożliwa. - kręci głową na boki z niedowierzania.
  - Teraz to już w ogóle mój świat runął. Pierwszy raz słyszę, jak bluźnisz.
  - Dużo rzeczy o mnie nie wiesz.
  - Poprawka, nic o Tobie nie wiem. - zauważam.
  - A co chciałabyś wiedzieć? - znów mnie prowokuje.
  - Wszystko. - mówię cicho.
  - Bo? - no właśnie, bo?

Czemu chcę wiedzieć o Tobie wszystko?
Po co mi ta wiedza, skoro i tak nic z nią nie zrobię?

Podjeżdżamy pod moją bramę.

  - Nie ważne. - wysiadam z auta, a Adam idzie w moje ślady, otwiera bagażnik i podaje mi torbę. - Dzięki za podwiezienie i mimo końcówki, to był pierwszy raz, jak spędziłam naprawdę miło czas w Twoim towarzystwie. - uśmiecham się i odchodzę, lecz jestem złapana za rękę.

Przyciągnął mnie bardzo blisko siebie. Teraz już nie ma nawet centymetra między nami.
Patrzę zaskoczona, w jego jasne oczy.

  - Masz pojęcie, co Ty ze mną robisz od półtora tygodnia? - zapytał.
  - Co takiego?
  - Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Nigdy nie spotkałem tak wkurzającej, a zarazem fantastycznej dziewczyny, jak ty. Nie mogę przestać o Tobie myśleć. - ...co?
  - Możesz przestać żartować? To przestaje być zabawne. - wściekła, próbuję mu się wyrywać, ale bezskutecznie.
   - Mówiłem Ci, że ja nigdy nie żartuję. Sam nie mogę uwierzyć w to, że zawróciła mi w głowie dziewczyna, która jest niepełnoletnia. - to na pewno jest jakiś chory żart.
  - Bawi Cię to? Bo mnie nie!
  - Ucisz się, choć na chwilę. - przybliża się i gdy tylko chwyta w dłonie moją twarz, wpija mi się w usta.

Serce chce mi wyskoczyć z piersi, nadając taki rytm pulsowi, że to bębnienie w uszach zagłusza wszystko, nawet mój zdrowy rozsądek. Niestety... czuję też te nieuchronne motylki w podbrzuszu.

A przecież prosiłam Cię Bożenko...

Całuje mnie tak delikatnie, smyrając koniuszkiem języka, jakby smakował moje usta. Jest mi tak przyjemnie, że odpuszczam walkę z samą sobą i oddaję pocałunek, pogłębiając go i zarzucając mu ręce na kark.

Nagle wybucha w nas coś, co można nazwać pożądaniem i całujemy się, jakbyśmy robili to nie pierwszy raz. Pocałunek jest teraz bardzo dynamiczny i namiętny. Nasze języki pięknie tańczą ze sobą, jakby były siebie spragnione. Jeszcze chwila, a zaczniemy zrzucać z siebie ubrania.

Na szczęście chwilę później, opamiętuję się i uciekam do domu.

  - Ewelina! - woła za mną, pierwszy raz po imieniu.

Zamykam za sobą drzwi i opieram się o nie, ciężko oddychając.

Ja pierdolę...

Co tam się wydarzyło?

Co to miało być!?

2345 słów.













































Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top