67. Miej otwarty umysł.

Ewelina

Mój płacz był głęboki i bardzo gorzki. Nie radzę sobie z tym, co teraz czuję.

Dlaczego, tak bardzo zaufałam Adrianowi? Dlaczego, tak na mnie działał ten pocałunek i czemu mi się to tak bardzo podobało?
Dlaczego tak łatwo, było mi zdradzić Adama?

A co najważniejsze, dlaczego on uważa, że nie była to zdrada?

Kurwa, co jest ze mną nie tak, że miałam ochotę oddać się blondynowi, tu i teraz?

Naprawdę jestem, aż tak łatwą kurwą?
Inaczej nie potrafię się określić, jeżeli mam ochotę pieprzyć się po jednym namiętnym pocałunku, a co najgorsze byłam cały czas świadoma, że jestem narzeczoną innego.

Nie jestem warta Adama, który z miejsca wybaczył mi taką rzecz. Pewnie pomyślał, że pomyliłam Adriana z nim lub wybaczył, tłumacząc sobie, że jestem w szoku po tym zdarzeniu.

Objęłam szczelniej kolana i mocniej schowałam w nie głowę, słysząc zbliżające się kroki.

  - Eve, skarbie? - to Natka. - Potrzebujesz wsparcia? - spojrzałam na nią błagalnie. Od razu weszła do środka i mocno mnie przytuliła, a ja się kompletnie rozkleiłam. - Płacz, laseczko, płacz. Dobrze Ci to zrobi.
 

~***~

  - Lepiej, już? - pyta, gdy już po jakimś czasie przestaję płakać.
  - Tttak.
  - Chodź zjesz śniadanko, ale najpierw Cię ubierzemy. Dziś nie jest już tak ciepło.

Dosyć flegamtycznie szło mi to ubieranie, ale Natka ani jednym słowem się nie odezwała.

Założyłam na siebie, to co mi wybrała, czyli komplet białej bielizny, do tego jasne, bardzo przylegające rurki, białą bokserkę i obszerny, ale krótki sweter w kolorze brudnego różu. Na nogi założyłam szare baleriny.

Gdy tylko wyszłam z namiotu, głowy wszystkich skierowały się na mnie. Złapałam sie za ramiona, czując się nieswojo i zrobiłam kilka kroków w ich stronę, lecz Adam nagle wstał i podszedł do mnie.

Nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy.

  - Maleńka... chcesz skorzystać z łazienki? - kiwam twierdząco głową i łapiąc Natkę za rękę, idę z nią do auta.

Jak nigdy, wsiadam do auta na tylne siedzenie.

  - Dziadków nie ma, pojechali na cały dzień do Andrzeja, więc nie musisz się martwić. - powiedział spokojnym tonem.

To dobrze.

Babcia na pewno by zapytała, dlaczego przestałam się odzywać i musiałabym się tłumaczyć lub nawet kłamać, a tego bym nie chciała.

Weszliśmy na górę i od razu udałam się do łazienki, zamykając się w niej. Wzięłam szybki prysznic, który był błogosławieństwem dla mojego ciała. Po ubraniu tych samych ciuchów i ogarnięciu się przed umywalką, wyszłam z mokrymi i rozczesanymi już włosami.

  - Już? - zapytała uśmiechając się lekko.
  - Ttak.
  - To siadaj, umaluję Cię już na wieczór. W końcu jedziemy niedługo do miasta, a potem na zabawę. - klaszcze w dłonie.
  - Nnie.
  - Czemu, Eve? Zobaczysz, dobrze Ci to zrobi. Rozerwiesz się w tańcu. - przeczę ruchem głowy. - No dobrze, w takim razie nie pójdziemy.
  - Wy iiidz... - kompletnie się zacięłam.

Spojrzałam w sufit i zaczęłam liczyć do pięciu przy głębokich wdechach. Jak tylko skończyłam, nie było jej w pokoju, za to poczułam za sobą jego obecność.

  - Zrobiłem Ci kakao. - przede mną pojawił się kubek termiczny. Wzięłam go, zaciskając usta.
  - Dzie..dzie..dzięki.
  - Możemy wracać? - skinęłam głową i chciałam go wyminąć, ale zastąpił mi drogę. Gdy chciałam od drugiej strony, zrobił to znowu.

W końcu spojrzałam mu w oczy, a on się przybliżył.

  - Nie unikaj mnie, Maleńka. - chciał złapać za moją twarz, ale moją uwagę przyciągnęła jego poraniona dłoń.

Automatycznie złapałam i zaczęłam ją oglądać. Spojrzałam na niego smutnym wzrokiem.

  - Nie przejmuj się. - znów spojrzałam na nią i mimowolnie ucałowałam każdą ranę na kostkach.

Kiedy kończyłam, złapał mnie z twarz i położył swoje czoło na moim.

  - Jesteś moim szczęściem. Chcę Cię kochać, chronić i dbać o Ciebie do końca moich dni. - odwróciłam głowę, ale on od razu ją poprawił i zaczął całować.

Przesunął mnie bliżej i pogłębił pocałunek, który oczywiście mu oddałam.

  - Kocham Cię nad życie.
  - Ja...
  - Wiem. - przerwał mi. - Wiem, Maleńka. - przytulił mnie mocno, wkładając nos w moje wilgotne włosy.

~***~

Gdy tylko wróciliśmy, udałam się już z nim za rękę do stołu. Oczywiście każdy obserwował nas z lekkim uśmiechem i troską w oczach. Byłam w stanie tylko lekko się uśmiechnąć i podnieść rękę w geście przywitania.

  - Hej, Eve... jak się czujesz? - zapytała Monika, więc pokazałam jej rękę pół na pół.
  - Zjesz śniadanie?
  - Nnnie.
  - Musisz coś zjeść. - mówi Adam, więc pokazuje mu kubek, że wystarczy mi kakao.

Pech chciał, że wolne miejsce było koło blondyna, który obserwował mnie niczym jastrząb. Nie chciałam robić afery, więc usiadłam obok niego, a nawet chętnie przyjęłam jego rękę, przy siadaniu w ławce.

Tuż obok mnie usiadł Adam i podstawił mi pod nos kanapkę z żółtym serem i pomidorem, którą niechętnie przyjęłam i zaczęłam raczej ją dziubać jak jeść, patrząc się w przestrzeń.

Ta cisza przy stole, jest okropnie niezręczna.

  - Boże, Eve... nie mogę patrzeć na twoją smutną buzię. - uśmiechnęłam się lekko do Mario. - To nie jest ten uśmiech, który chce zobaczyć. Ale zamierzam go z Ciebie dzisiaj wydobyć na tańcach.
  - Eve, nie chce iść na zabawę. - mówi Natka.
  - Co? Czemu?
  - No co ty, Eve. Chodź, rozerwiesz się. - namawia Szymon, a ja przeczę ruchem głowy.
  - W takim razie my nie pójdziemy bez Ciebie.
  - Ppppójdziecie. - każdy spojrzał na mnie z żalem.
  - Przyniosę Ci zeszyt. - mówi Adam i wstaje.

Biorę do ręki kakao, by przełknąć kawałek chleba, który stanął mi w gardle. Widzę, że Mateusz obchodzi stół i nie robi to na mnie żadnego wrażenia, dopóki nie złapie mnie za ramię.

  - Eve... - odskoczyłam jak poparzona, wylewając całe kakao na stół. Adrian natychmiast przesunął mnie do siebie, żebym się nie poparzyła. - O Boże, Eve... przepraszam, nie chciałem. - co się ze mną dzieje?

Czemu jestem znów wtulona w blondyna i trzęsę się jak galareta, na nie winny dotyk przyjaciela?

  - Już dobrze. - mówi Adrian.
  - Adrian, ale ja nic...
  - Wiem, ona ma uraz. Lepiej już usiądź.
  - Czemu ciebie się nie boi? - pyta Julia.
  - Bo byłem przy niej tuż po... - nie dokończył.

Odsunełam się od niego i zaczęłam sprzątać ten syf, od razu podeszła do mnie Natka z papierem, pomagając mi.

  - Co tu się stało? - zapytał Adam, wracając z zeszytem.
  - Eve się wystraszyła, kiedy złapałem ją za ramię. - mówi smutno Mateusz.
  - Podejrzewamy, że ma uraz do mężczyzn.
  - Tym bardziej nie może iść na zabawę. - mówi Kuba.
  - Rozumiemy to i zostaniemy z nią. - mówi Monika.

Wzięłam zeszyt i napisałam im wiadomość, która czyta Natka.

  - "Macie iść i świetnie się bawić, a nie siedzieć ze mną i mnie żałować."
  - Nie zostawimy Cię samej.
  - "Ja i tak jestem dziś kiepskim towarzystwem i zamierzam spędzić cały dzień w namiocie, by odespać noc. Naprawdę idźcie i bawcie się dobrze."
  - Ewela ma rację. Ja z nią zostanę, a wy pójdziecie na zabawę. - mówi Adam.
  - Ja też zostanę. - mówi Adrian.
  - "No pewnie, zaraz nikt nie pojedzie."
  - Zostaję. - mówi dobitnie, patrząc mi w oczy.
  - "Jak chcesz."

Wszyscy sprzątnęli po śniadaniu i zaczęli się szykować. Jadą najpierw do miasta na zakupy, a potem na dyskotekę.

Dziewczyny mnie wyściskały i nawet Szymon chciał, ale mimowolnie zrobiłam krok do tyłu, czym go zasmuciłam.

  - Uważajcie na nią. - mówi.
  - Będziemy.

~***~

Siedzę przy stole na polu, opierając ręką głowę i bazgrząc coś w zeszycie. Zostałam sama z Adrianem, bo Adam pojechał pozamykać chałupy i bramę za nimi.

Nie mogę już znieść na sobie jego wzroku.

  - "Nie gap się tak." - zgniatam kartkę w kulkę i rzucam nią w niego. Dostał w nos, na co przymrużył oczy i przeczytał.
  - Będę. - oparł łokcie o stół i złożył je jak do modlitwy, jeszcze bardziej skupiając swój wzrok na mnie. Przewróciłam oczami.
  - "Przestań używać na mnie swoje psychologiczne sztuczki. Nie jestem na przesłuchaniu." - znów w niego rzucam, ale tym razem łapie kulkę.
  - Piękne masz pismo. Ale wracając do rzeczy. No właśnie, porozmawiajmy.
  - "Nie mamy o czym."
  - Mamy, Eve. - wzdycham.
  - "Czego ty ode mnie chcesz?"
  - To proste, Ciebie... Pragnę Cię, Eve. - popukałam się w głowę, patrząc mu prosto w oczy. - Oddałaś pocałunek, dałaś się ponieść. - podjechał brunet i wsiadł z auta.
  - "To był błąd. Kocham Adama". - rzucam tą kartką z nerwami, którą czyta bezgłośnie.
  - Co robicie? - pyta brunet ogarniając wzrokiem pogniecione kartki na stole.
  - Rozmawiamy. - blondyn uśmiechnął się lekko.
  - Mówiłem Ci, że to za wcześnie.
  - Musisz jej to teraz wyznać. Lepiej żeby dowiedziała się tego od Ciebie, a nie od niej! - spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami.
  - Ccco tttakiego? - pytam.

Patrzy na mnie wzrokiem pełnym wątpliwości, zaciskając przy tym szczękę do granic możliwości.

  - Proszę Cię, żebyś wysłuchała mnie od początku do końca. Miej otwarty umysł. - usiadł z boku stołu, żebyśmy się wszyscy dobrze widzieli.

Przejechał zrezygnowany dłonią po twarzy, chyba nie wiedząc od czego zacząć, a we mnie rośnie coraz większa złość i napięcie.

  - No mów wreszcie! - krzyknęłam zła, już bez jąkania. Aż sama się zdziwiłam, z resztą nie tylko ja.
  - Nie jąkasz się już. - zauważył Adrian.
  - No.. chyba już nie. - mówię powoli, jakby testował najnowszy system mowy. - Ale to teraz nie ważne. Powiesz mi, co takiego musisz mi wyznać? I co mają oznaczać słowa, cytuję "Lepiej żeby dowiedziała się tego od Ciebie, a nie od niej."? - cisza. - Zapytam wprost. - wzdycham. - Zdradziłeś mnie z Malwiną, Martą, cholera wie z kim jeszcze!?
  - Co? Jak mogłaś tak... - przerwałam mu, by mówić dalej.
  - To dlatego, tak szybko wybaczyłeś mi całowanie się z Adrianem, bo sam odpieprzyłeś coś gorszego, prawda?
  - Nie zdradziłem Cię. - powiedział spokojnie, ale dobitnie.
  - Tylko mi kurwa nie mówcie, że znów się o coś założyliście. - spojrzałam na mnie z bólem.
  - Nie. Nigdy nie byłaś zakładem i nie będziesz.
  - To mi wytłumacz, to dziwne zachowanie.
  - Później. - westchnął. - Możesz się uspokoić i tak jak prosiłem, mieć otwarty umysł?
  - Dobrze. - opieram ramiona na stole. - Zamieniam się w słuch. - złapał mnie za rękę.
  - Możesz śmiało zadawać pytania. Odpowiem na wszystkie. Chcę też, żebyś wiedziała, że to jest jedyna i ostatnia rzecz, jaką przed Tobą ukrywam
  - Coś jeszcze?
  - Tak. Bądź ze mną, bez względu na wszystko. - mówi błagalnym głosem, a mnie serce chcę wyskoczyć z piersi.
  - Mów. - tylko tyle jestem w stanie mu odpowiedzieć.

Wziął głęboki oddech.

Nie wiem, co chce mi powiedzieć, ale to musi być dla niego bardzo trudne, bo dostrzegam jego wewnętrzną walkę.

  - Od 7lat... - zaczął. - ...aż do momentu w którym Cię poznałem... mieliśmy z Adrianem układ. - spojrzałam zdziwiona na obu.
  - Jaki układ?
  - Dzieliliśmy się partnerką. - ...co kurwa? Spojrzałam brunetowi w oczy.
  - Chcesz powiedzieć, że...
  - Sypialiśmy z jedną partnerką... naraz... w trójkącie. - o kurwa...

Przymknęłam oczy i liczę do pięciu.

Nie... nie pomoże mi nawet liczenie do miliona.

Ja pierdolę... może naprawdę Adam poprzepalał mi jakieś styki i mój mózg, płata mi teraz jakieś figle.

Błagam niech powiedzą, że to jakiś żart... chociaż Adam... nigdy nie żartuje.

O Bożenko...

1710 słów.

Moi kochani...

To koniec części pierwszej.

Jeśli chcecie poznać dalsze losy Eweliny i Adama, to zapraszam Was, do kolejnej części pt.:

Moje Niemoralne Życie

...którą możecie już znaleźć na moim profilu.

Pozdrawiam Was serdecznie.

VillEve




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top