63. Powiedz, że żartujesz.
Ewelina
Biorę koc z namiotu, zarzucam go na siebie i siadam między Szymonem, a Moniką.
- O czym rozmawiałaś z Adamem i tą glizdą? - pyta Natka.
- Widzisz tą bluzę, którą ma na sobie ta glizda? - spojrzały wszystkie. - Jest Adama, dał jej.
- Tak po prostu, dał bluzę innej? Pozwoliłaś na to? - pyta zła Monika.
- O Bożenko... a już myślałam, że to ja jestem jakaś przewrażliwiona i przez chwilę miałam wątpliwości, że może za jakąś głupotę zrobiłam małą awanturę. - wzdycham.
- Oszalałaś? Powinnaś ją wywalić na zbity pysk. Przecież całą noc, kleiła się do chłopaków, a najbardziej do Adama. - mówi Natka.
Po około 10 minutach, wraca Malwina w jakimś swoim swetrze i siada jak najdalej ode mnie, unikając mojego wzroku.
Ciekawa jestem, co jej powiedział.
- Ewela... pozwól na chwilę. Musimy porozmawiać. - słyszę za sobą.
- Musimy, ale nie dzisiaj. Chcę się dobrze bawić z przyjaciółmi, a nie przeżywać dramę.
- Zdejmij ten koc i załóż tą bluzę. - roześmiałam się.
- Nie chcę resztek po niej. Zresztą pewnie ona teraz śmierdzi, jej przesłodkimi perfumami, od których boli mnie głowa. - wzdycha.
- Co mam z nią zrobić?
- Nie wiem. - nagle widzę, jak bluza wpada do ogniska.
- Czy porozmawiasz teraz ze mną?
- Przepraszam Was na chwilę. - mówię, wstając.
- Na dłuższą chwilę. - dodaje brunet.
- Zapomnij. - odpowiadam zakładając ręce pod biustem, a reszta wybucha śmiechem.
- Uuu... Stary, masz szlaban. - łapie mnie za rękę i prowadzi gdzieś w mrok.
- To się jeszcze okaże. - prychnął.
Odeszliśmy dosyć spory kawałek od ogniska i znajomych. W końcu stanęłam w tych ciemnościach, a on się odwrócił.
- Przepraszam...
- Ok. Przyjmuję przeprosiny. - robię w tył zwrot, ale mnie łapie z rękę, która od razu mu zabieram.
- Maleńka... naprawdę przepraszam, za wszystko.
- Dobrze. Zrozumiałam i przyjęłam przeprosiny. - okrywam się mocniej kocem.
- Ale nadal się gniewasz.
- Dziwisz mi się?
- Czy ty... jesteś zazdrosna? - pyta z szerokim uśmiechem.
- Jeszcze się pytasz? Dziewczyna ledwo po przedstawieniu się zapytała, czy zabrałeś mnie nad zatoczkę, gdzie przeżyłeś z nią swój pierwszy raz. - zacisnął szczękę. - Od wczoraj próbuje wejść między nas, a dzisiaj to już w ogóle się do ciebie przykleiła. A na koniec, dajesz jej swoją bluzę. - westchnął ciężko. - Więc odpowiedź na twoje pytanie brzmi, tak. Jestem cholernie zazdrosna o Ciebie i zawsze będę. A to świadczy tylko o tym, że bardzo Cię kocham i bardzo mi na tobie zależy.
- Wiem, Maleńka.
- Boli mnie tylko, że na to pozwalałeś, gdy ja cały czas odganiałam Wojtka. - zawiesił głowę. - Czemu na to pozwoliłeś?
- Bo... chciałem, żebyś była o mnie zazdrosna. - aż mnie zatyka.
Patrzę na niego, jak na kosmitę, po czym łapię się za nasadę nosa, i liczę do pięciu. Niestety nie pomaga mi to, więc kontynuuję do 17.
- Maleńka... proszę, powiedz coś. - wybuchnełam, ale nie jak bomba, tylko jak mała petarda.
Zacisnełam pięść i dość mocno uderzyłam go w bark, trochę go tym zaskakując.
- Następnym razem nie pij tyle, bo Ci głupie pomysły przychodzą do głowy. - syczę. - Jakiej reakcji się po mnie spodziewałeś? Że podejdę do was i za włosy wyrzucę ją na zbity pysk? - uśmiechnął się szeroko.
- Taką miałem nadzieję...
- Ty dupku! Ile ty masz lat, człowieku? Znudziły Ci się dwa tygodnie bez żadnej kłótni?
- Co? To nie tak!
- A jak!? - krzyczę zła.
- Miałem jej dość. Myślałem, że jakoś zareagujesz.
- Z tą bluzą też był twój chory pomysł? - popycham go, ale robi tylko pół kroku.
- Nie! Z tą bluzą, sam dałem ciała. Podeszła mnie. Zapytała dopiero... jak ją założyła, a ja nie umiałem jej odmówić. - złapał się zakłopotany za kark.
- A jak by Ci kazała przepchać sobie rurę, też byś nie umiał odmówić!? - to koniec.
Wybuchł wielkim śmiechem, zwijając się w pół i podtrzymując dłonie na kolanach.
Wściekła odwracam się i odchodzę, ale zaraz do mnie podbiegł i złapał w ramiona. Przytulił mnie mocno i położył brodę na mojej głowie.
- Maleńka... przepraszam. Przesadziłem. Po prostu chciałem zobaczyć twoją reakcję, której nigdy nie miałem okazji zobaczyć.
- A wiesz czemu, dupku? Bo Ci ufam! Do dziś wiedziałam, że nie dasz mi powodu do zazdrości, że nie pozwolisz żadnej się tak dotykać!
- I już więcej nie pozwolę, obiecuję.
- Nie wierzę, że rok przed ślubem odstawiasz mi takie hocki- klocki!
- Przepraszam, nie gniewaj się już. To był głupi pomysł. - wkłada mi ręce pod bluzkę, a ja uciekam kilka kroków i zaczynam grozić mu palcem.
- Nigdy więcej nie graj na moich uczuciach, Adam... bo w tym momencie, nie różnisz się od Michała. - zacisnął szczękę. - Nie mam ochoty spowrotem na huśtawki emocjonalne. Chcę być w końcu do cholery szczęśliwa, czy z Tobą czy bez... - uciszył mnie, atakując moje usta.
- Wybacz mi, Maleńka. W ogóle nie pomyślałem o tym, w ten sposób.
- Wybaczam, bo Cię kocham i mam nadzieję, że to pierwsza i ostatnia taka akcja.
- Przysięgam, najdroższa. Już wiem, co w tobie drzemie i już nie będę tego sprawdzał. Kocham Cię nad życie. - znów mnie całuje, ale tym razem jego ręka łapie mnie za pośladki. Odsuwam się od niego. - Proszę, daj się przeprosić, tak jak trzeba.
- Dobrze. Ale nie dziś. - odwracam się.
- Ale... poczekaj. Pójdziemy spać pokłóceni?
- Przecież przeprosiłeś, a ja Ci wybaczyłam. - trzymam szczelnie koc.
- Ale nie jest w 100% dobrze.- marszczy brwi.
- No nie. - odparłam szczerze. - Chodź, wracamy.
- Jak wrócimy za szybko, chłopaki będą się ze mnie śmiać. - mam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymuję.
- Przeżyjesz. - lekko się uśmiecham.
Przyciąga mnie bliżej siebie i wdycha mój zapach.
- No dalej, mała... oddaj mi się. Wiem, że tego chcesz. - szepcze, a ja już mam ochotę się rozebrać. Dlatego wtulam się w niego, jak miś koala.
- Kocham Cię, Adam. Nawet jak czasem zapominasz używać głowy.
- Kocham Cię, Ewela. Nawet jak czasem dajesz mi popalić. - całuje mnie w czoło.
- Wracajmy.
- No dobrze. - wzdycha.
Idziemy za rękę do naszych znajomych, którzy już z daleka nas widzą, ale nie ma żadnych gwizdów czy żartów.
Każde z nas, poszło do swojego grona, czyli ja do dziewczyn, a Adam do chłopaków. Malwina nadal siedzi sama i w ogóle nie jest mi jej szkoda. Dopiero po chwili dosiada się do niej Mario, ale ona w ogóle nie jest nim zainteresowana.
Nikt o nic nie pyta, ani nie ma żadnych docinków. Każdy z nas zachowuje się normalnie i dobrze się bawi. Co trochę przyłapuję bruneta na gapieniu się na mnie, wtedy się uśmiecha i puszcza mi oczko.
Uwielbiam ten kontakt wzrokowy z nim.
Gdy rozmawiałam z dziewczynami na temat sukienek na wesele, nagle usłyszeliśmy głośne chrząkanie.
Chłopaki zbliżyli się do nas wręczając nam kubeczki, w których o dziwo był szampan. Spojrzałam zdziwiona na Adama, a ten tylko się uśmiechnął.
- Chciałem prosić, o chwilę uwagi. Kochani... - brunet spojrzał po wszystkich. - ...dziękuję, że przyjechaliście i jesteście tutaj z nami. - przybliżył się do mnie i złapał mnie ręką w pasie. - Nie długo wybije północ, a ja chcę niektórych z was uświadomić, że za równy rok, o tej godzinie, ja i Ewela będziemy już małżeństwem i będziemy się świetnie bawić razem z wami, na naszym weselu.
- O tej godzinie, to będziemy walczyć o flaszki, za wasze buty. - śmieje się Mario.
- To prawda. - zaśmiał się brunet. - Dlatego cieszę się, że możemy razem z wami świętować ten równy rok. Życzę każdemu z was, znalezienia swojej drugiej połówki tak jak ja, dla których stracicię głowę, która będzie dla Was całym światem i będziecie chcieli z nią być na dobre i złe, już na zawsze. - uśmiecha się do mnie, wzrokiem pełnym miłości. - Kocham Cię, mój pyskolu nad życie, nawet jak dajesz mi popalić. Już nie mogę się doczekać, aż ten rok zleci i zostaniesz moją Panią Winer, która będzie trząść całym moim światem. - zbliżyłam go do siebie, ciągnąc za bluzkę i pocałowałam przy wszystkich tak, jak nieraz oddając mu się w nocy.
- Wypijmy za Ewelę i Adama, żeby ten rok szybko im zleciał! - krzyczy Adrian.
- Hej, zakochańce! Zostawcie coś sobie na później! - krzyczy Szymon, a Adam jeszcze mocniej przyciąga mnie do siebie i pogłębia pocałunek. Chwilę później, przerywa ze zniewalającym uśmiechem.
- Nie zdziwcie się, jak jutro rano ich namiot bedzie o kilka metrów dalej. - śmieje się Mateusz.
- Będzie? - pyta mnie cicho, a ja z uśmiechem lekko kręcę głową na boki. - A ja Ci mówię, że będzie. - uśmiecha się.
- To po co się mnie pytasz?
- Z grzeczności. - parskłam śmiechem.
Ja, Natka, Julia i Szymon, posprzątaliśmy i popakowaliśmy resztę jedzenia i zawieźliśmy do domu. Gdy wróciliśmy, na polu bitwy wytrwał tylko Adam, Adrian, Kuba i Dawid... no i Malwina.
- Mam nadzieję, że mi nie wejdzie do namiotu. - odparł szatyn.
- Nie chcesz małego numerku zaliczyć? - nabijam się.
- Aż tak zdesperowany to nie jestem.
- Czemu przyjechałaś sam?
- Tak jakoś wyszło. - uśmiechnął się. - A tobie? Dobrze tutaj?
- Tak. Choć mało się widzieliśmy ze sobą w ciągu dnia, to wieczory były nasze. Dziadki Adama są kochani, a ja jak wiesz, lubię pracować więc jestem zadowolona.
- To dobrze... a kiedy wracacie?
- No właśnie niedługo, ale zabieram Ewelę na prawdziwe wakacje. - spojrzałam na niego.
- A gdzie?
- Nad morze. - uśmiecha się. - Idziemy już spać? - rozejrzałam się i chyba każdy był już gotowy, zamknąć się w swoim namiocie.
- Tak.
Wchodzę do sporego 3osobowego namiotu, w którym leżą dwie duże poduszki i kilka kocy oraz ta mała torba, z naszymi rzeczami.
- Nie jestem pierwsza kobietą,w tym namiocie. - bardziej stwierdzam, jak pytam kiedy Adam zamyka za nami namiot.
- A tu się zdziwisz... - szepcze mi do ucha, a mnie przez jego ciepły oddech przeszły ciarki. - ...jesteś pierwsza, mała.
- Spałeś sam na 3osobowym materacu?
- Tak. Było mi za ciasno, w 2osobowym. - uśmiecham się.
- Czemu tu tak miękko?
- Bo spód wyłożyłem miekką pianką, żeby było nam ciepło, nawet jak będziemy spać nago.
- Nie powinneś dzisiaj w ogóle umoczyć. - mówię z podniesioną brwią.
- Pragniesz mnie, jak ja Ciebie i nie dasz mi kary. - kusi mnie.
- Nie, Adam. Nie potrafię być cicho. - odganiam go.
- A kto Ci karze?
- Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Jak? Przysłuchaj się. Już każdy namiot chodzi i słychać jęki. Nikt się nikim nie przejmuje. - zaśmiałam się cicho i złapałam za usta.
18+
Z rozbawieniem w oczach, zaczął się rozbierać do naga. Gdy skończył, ukleknął przede mną z gotową erekcją i pomału zdjął ze mnie bluzkę i biustonosz. Kładzie mnie gorącym pocałunkiem, który przerwał by rozebrać mnie ze spodenek i majtek, całując mnie po brzuchu.
- O Bożenko... słyszysz to? - pytam, bo nie wierzę, że któraś tak głośno krzyczy.
- To Mal... - nie dokończył, a mnie ręce opadły.
Oboje na chwilę przestaliśmy skupiać się na sobie, ale nie po to żeby ją słuchać, tylko po prostu wkradła się do naszego namiotu niezręczność.
Nie mogę być zła, że ma przeszłość, ale jest to nieprzyjemne.
- Adam...
- Tak, Maleńka?
- Czy mnie też tak okropnie słychać? - pytam, by rozładować napięcie i udało mi się, bo się zaśmiał.
- Nie, kochanie. Ty tak nie skrzeczysz. - parskłam śmiechem. - Twoje jęki są bardzo podniecające. - wraca do pieszczot, schodząc coraz niżej pocałunkami.
Zamykam oczy rozkoszując się przyjemnością jaką już mi zadaje. Zaciskam usta, żeby nie zacząć jęczeć, tak głośno jak ta glizda.
Jego język wyprawia cuda na moim punkcie, doprowadzając mnie do wspaniałego orgazmu.
Ale jedyną oznaką mojego spełnienia, był szybszy oddech i zaciskające się moje dłonie na włosach bruneta.
Mimo iż mój orgazm minął, moje ciało nadal się rozkoszuję pieszczotami jakie daje mi brunet, całując mnie raz po raz na nabrzmiałym guziczku.
Wstaję opierając się rękoma i obserwuję jak Adam odrywa w końcu głowę od mojego łona i patrzy na mnie wzrokiem pełnym żaru. Skrada się, wchodząc pomiędzy moje nogi i całuje mnie wilgotnym od moich soków ustami.
Może to i chore, ale mój smak mnie podnieca i nakręcam się jeszcze mocniej. Nie ma nic bardziej intymnego, jak móc smakować siebie z ust partnera. To jest coś niesamowitego.
Nie przerywając pocałunku, wsuwa się we mnie bardzo powoli. Uwielbiam go czuć bez gumki. To jest dopiero niewyobrażalna przyjemność.
- Kocham Cię, Adam... - dyszę i bardzo cichutko jęczę mu w usta. - ...tak mocno, że nie jesteś w stanie sobie tego wyobrazić. - zatrzymuje się na chwilę, by spojrzeć na mnie i wytrzeć mi dwie łzy.
- Wyobrażam, bo ja kocham Cię tak samo, a nawet jeszcze bardziej, Maleńka. Jestem pieprzonym szczęściarzem, bo każdy mi Ciebie zazdrości, a ja jestem dumny, że wybrałaś mnie. że należę do Ciebie. - złapałam go za twarz.
- Tylko do mnie. Zrozumiałeś? - wsunął się we mnie mocniej. - Ach...
- Jestem cały twój, mała. Tylko twój.
Kochaliśmy się wolno, leniwie, ale bardzo namiętnie. Przeżyłam dwa orgazmy w ciągu jednego bardzo długiego stosunku, a naszej nocy nie było końca.
♡♡♡
Może byliśmy najciszej ze wszystkich, ale kochaliśmy się do samego rana bez opamiętania.
Mimo, iż zasneliśmy nad ranem, obudziłam się dość wcześnie. Nie byłam wyspana, ale warto było zarwać noc.
Przytulam do siebie bruneta, który przez sen bardzo chętnie wtulił twarz, w mój nagi biust. Głaszczę go po włosach i całuję po czole.
- Czemu nie śpisz, Maleńka? - pyta.
- Przepraszam. Nie chciałam Cię obudzić.
- Nie obudziłaś. Chcę tylko, żeby każdy nasz poranek tak wyglądał. - uśmiechnęłam się.
- Ja też tego chcę, ale nie zawsze będziemy mieli na to czas, gdy zacznie się szkoła.
- Wiem. Dlatego przez całe wakacje nie uciekaj mi z łóżka.
- Dobrze... Adaś?
- Tak?
- Kiedy wracamy do Łodzi? - pytam z nadzieją.
- W połowie przyszłego tygodnia, a co?
- Chciałabym pójść na zakończenie roku szkolnego. Zobaczyć się w końcu z klasą i wychowawczynią.
- Dobrze, mała. - całuje mnie.
~***~
Po szybkim porannym numerku, nie poszliśmy dalej spać, tylko ubraliśmy się w czyste rzeczy i wyszliśmy z namiotu.
Okazało się, że Natka z Dawidem, też już nie spali.
- Dzien dobry. Czemu nie śpicie? - pytam, podchodząc z brunetem do nich.
- Byliśmy na porannym spacerze do łazienki. - uśmiechnęła się. - A wy?
- No właśnie mi też się chcę. - marszczę nos do Adama.
- Dawid, ćwiczyłeś już jazdę samochodem?
- Umiem już jeździć.
- To masz. - rzucił mu kluczyki. - Ja bym mógł przejechać ten kawałek, ale wolę nie ryzykować.
- Nie ma problemu.
Pojechaliśmy pod domem dziadków i każdy po cichu skorzystał z łazienki na dole.
W miedzy czasie, gdy my się malowałyśmy, chłopaki pakowali spowrotem do auta całe jedzenie z wczoraj. Przyszykujemy już dla wszystkich śniadanie.
Jest dopiero 9.00, a upał już daje w kość. Biorę z torby kostiumy kąpielowe i ręczniki, bo mam zamiar wyciągnąć wszystkich nad zatoczkę.
- Po co Ci ręczniki? - pyta brunet.
- Już jest upał, a co dopiero będzie później. Pójdziemy wszyscy nad zatoczkę popływać.
- Że niby ty w kostiumie? Przy nich? - spytał na poważnie brunet, a Natką parsknęła śmiechem.
- A w ciuchach mam się kąpać?
- Przecież Ty nie masz kostiumu.
- Owszem, mam. Wzięłam z domu dwa i....
- Nie założysz tego w paski.
- No dobrze... to będzie bikini.
- Co!? Mowy nie ma.
- Ale...
- Pokaż to. - zabrał mi z rąk oba kostiumy i porównuje je. - Chryste, jeden jest gorszy od drugiego. Nie idziemy nad żadną zatoczkę.
- Adam nie bądź taki. - marudzi Natka.
- Dawid, czy ty się zgadzasz żeby każdy oglądał Natalię w kostiumie?
- O nie! Nie będziesz buntował mi chłopaka. - grozi mu palcem z uśmiechem.
- Nie mam nad nią takiej kontroli, jak ty nad Eve.
- Ja też nie mam. - odburknął. - Dlatego nie będzie kąpieli.
- A właśnie, że będzie, Adam. Jeśli chcesz mnie zabrać nad morze, to radzę Ci się przyzwyczajać, bo ja nie będę chodzić po plaży, w kurtce.
- O ja pierdole... no tak. - złapał się za czoło, a my parsknełyśmy śmiechem.
- Dam ci możliwość wybrania.To który? Bikini czy jednoczęściowy?
- Cały. - syczy.
I tak miałem ubrać cały. Nie to że się wstydzę blizny na brzuchu, tylko tej oponki, a przecież Malwina ma idealne ciało. Zero grama tłuszczu.
- Okay. Dziękuję. - uśmiecham się i staję na palcach, żeby mu dać buziaka, ale on mi tego nie ułatwia podnosząc jeszcze wyżej głowę. - Będziesz się jeszcze prosił o buzi.
- Sam sobie wezmę.
Adam zalał wrzątkiem wielkim imprezowy termos i wróciliśmy na pole biwakowe, gdzie już nie spał Szymon i Kuba z Julią.
- Wypakujemy tylko wszystko z bagażnika i możecie jechać z Dawidem lub Szymonem do domu, skorzystać z łazienki.
Przy przygotowaniu śniadania, nie byliśmy cicho, nawet Adam włączył już głośnik, który dostaliśmy od Radka i Kamili na pamiątkę. Po niedługim czasie, powstawali wszyscy. Niektórzy szczęśliwi na gotowe śniadanie, inni z muchami w nosie.
O Malwinie niczego innego się nie spodziewałam, ale żeby Mario siedział jak chmura gradowa?
Pukam ramieniem Adama i dyskretnie pokazuję głową na Mariusza.
- A jemu co? - szepczę.
- Sam nie wiem. Nawet na kacu, robi żarty. -
- Zaraz wracam. - złapałam go za kolano i wstałam.
Usiadłam obok Mario jak gdyby nigdy nic i mrugnełam okiem do bruneta, po czym lekko szturchnełam go w ramię.
Nie zareagował.
Zrobiłam to drugi raz i też nic. Potem ostentacyjnie westchnęłam i nadal cisza.
Adam zaciska usta, żeby się nie roześmiać, a ja wznoszę wzrok do nieba.
- Mario! Do cholery! Możesz się ogarnąć!? - spojrzał na mnie zaskoczony. - Jeszcze nigdy nie zabiegałam tak o uwagę faceta, tak jak teraz. - prawie wszyscy parsknęli śmiechem.
- O Boże... Eve, to ty! A ja myślałem, że Mateo robi sobie jaja. - złapałam się za czoło, a on lekko mnie objął, patrząc na Adama. - Co tam?
- Martwię się o Ciebie? Siedzisz cicho, nic nie jesz. Gdzie jest Mario, którego znam?
- Mam kaca.
- Gówno prawda. To na pewno, nie jest ten powód. - komentuję, a on wzdycha.
- Co mam Ci powiedzieć? Że każdego kaca, leczyłem z Radkiem, a Kamila robiła nam jajecznicę na boczku z 20 jaj.
- Mario, tyle jedzenia, a tobie jajecznica się marzy. - mówi Adam.
- To nie o śniadanie tu chodzi. - tłumaczę. - Jemu brakuje Radka. - objęłam go.
- Kamili też. - uśmiechnął się.
- Nam też ich brakuje, ale pamietaj, że jesteśmy jeszcze my. - pokazuje palcem na wszystkich.
- Dzięki, Eve. - szepnął. - No dobra! Adam, podaj mi ten talerz. Cholernie zgłodniałem!
- Boże, jak gorąco! - wachluje się Monika.
- Nieprawdaż? - pytam. - Co wy na to, żeby iść...
- Mowy nie ma. - wzdycham, na słowa mojego bruneta.
- Gdzie?
- Nad...
- Nigdzie. - ciągle mi przerywa, ale nawet nie mogę być zła. Kocham tego zazdrośnika.
- Zatoczkę! - pomogła mi Natka, na co Adam westchnął.
- To zajebisty pomysł! - krzyczy Szymon.
- No nie wiem. - odburknął brunet.
Przeprosiłam Mario i poszłam do niego. Usiadłam mu przodem na kolanach.
- No chodź, będzie fajnie. - łapie mnie w pasie.
- Oczywiście, że pójdę. Samej Cię nie puszczę z nimi. - całuje go.
- No to super.
- Zakochańce? Jak minęła wam nocka? - pyta Szymon.
- Aktywnie. - odpowiada patrząc na mnie.
- Jakoś nie słyszeliśmy krzyków Eve.
- Bo była skupiona na czym innym. - uśmiecha się do mnie.
- Nienawidzę Cię, wiesz? - mówi Mario, a reszta wybucha śmiechem.
- Weź się za siebie, to w końcu jakąś znajdziesz. - mówi Mateo.
- Dokłdnie. Od stania i obserwowania nas na siłowni, nie zgubisz tego piwnego brzucha. - śmieje się Adrian.
- Mario, nie słuchaj ich. - mówię. - Wiesz, że facet powinien mieć trochę brzucha?
- Naprawdę? - pyta. - Dlaczego?
- Żeby panienka mogła się lepiej odbijać. - wszyscy parsknęli śmiechem, tylko Mario wstał, podszedł i ukleknął przed nami.
- Wyjdź za mnie. - złapał mnie za rękę.
- Kurwa, oszalałeś do reszty? - mówi Adam.
- Dam Ci wszystko to, co on Ci nie może dać. - mam ubaw.
- Czyli co takiego? - prychnął brunet.
- Nie wiem, ale coś znajdę. Na przykład mam brzuch, którego ty nie posiadasz. Pewnie jest jej niewygodnie. - mówi wstając i uśmiechając się szeroko.
- Mała... jest Ci niewygodnie?
- Jest, ale mogłabym skakać wyżej. Ale nie martw się. Jeszcze 3 tygodnie tutaj i będę mieć moją trampolinkę.
- Powiedz, że żartujesz. Naprawdę przytyłem? - przytakuję głową.
- No tak. Odkąd Eve wróciła, to przytyłeś, Stary. - mówi Adrian.
- Jak to wróciła? - zapytała Malwina, ale nie otrzymała odpowiedzi, bo wyszła by z tego dyskusja.
- Podobam Ci się taki? - pyta cicho.
- Bardzo. - mruczę, całując go po szczęce. - Jesteś przyjemniejszy w dotyku. - wkładam mu rękę pod bluzkę i pieszczę jego brzuch, który nadal jest idealny, ale już nie tak twardy.
- Teraz już wiesz, dlaczego tak bardzo podoba mi się twoje ciało. Nie chcę żebyś chudła.
- Dobrze. Ja też nie chcę Cię takiego twardego. No chyba, że mówimy o Benie, którego kocham, nawet jak jest w stanie spoczynku, ale największą mam frajdę, gdy stoi na baczność.
- Czy ty nazwałaś mój sprzęt "Ben"? - zaśmiał się cicho.
- Tak. Jak Big Ben, chociaż od 2012 roku nosi już oficjalnie nazwę Elizabeth Tower. To od teraz, mianuję twojego kolegę... - przykładam dyskretnie palec po obu jego stronach krocza, patrząc na jego zaskoczoną, ale rozbawioną minę. - ...rycerzem do sprawowania nam obupólnej uciechy i rozkoszy tylko w moim ciele. Nadaje mu na imię "Ben", więc powstań rycerzu i czyń swoją powinność. - to koniec. Wybuchł gromkim śmiechem.
Wszyscy patrzą się na nas zaskoczeni szczególnie, że Adam zachwiał się do tyłu i runeliśmy razem w dół z ławki, ale i tak brunet nie przestał się śmiać, tylko jeszcze mocniej mnie przytulił.
- Co mu powiedziałaś, że jest w takim stanie? - pyta Mateusz, robiąc nam zdjęcie.
- Nie mogę Ci powiedzieć. - sama zaczynam się śmiać.
- Teraz macie potwierdzenie moich słów. - mówi Adrian.
- Jakich?
- To, że tylko ona jest dla niego jak najbardziej odpowiednią kobietą, skoro tylko ona umie sprawić, że powściągliwy jak dotąd Adam, leży i zwija się ze śmiechu.
- To prawda. - mówi uspokając się. - Tylko Ty to potrafisz, mała. - wstaję z niego i podaję mu rękę, której w sumie nie potrzebował, ale chętnie ją przyjął, by wstać. - Jesteś niesamowita.
Nie wiem, czy od razu taka niesamowita, ale staram się jak mogę, by zawsze był taki szczęśliwy i uśmiechnięty.
3425 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top