61. Takiego Cię chcę.

Ewelina

  - Adam!
  - Co, Maleńka? - wchodzi do garderoby w samych bokserkach, myjąc zęby.
  - Nie mogę znaleźć kilka moich ciuchów. Masz coś z tym wspólnego? - pytam podpierając boczki.
  - Ja? Szkąd. - sepleni przez pastę, uśmiechając się perfidnie.
  - Radzę Ci, oddać je po dobroci. - syczę zła.
  - Bo co...? - wyszedł do łazienki.
  - Adam, do jasnej cholery! Nie zachowuj się jak dziecko! - wrócił. - Ja potrafię zdzierżyć to, że za wszystko płacisz sam, więc bądź honorowy i nie wtrącaj się w moją garderobę.
  - Coraz bardziej się odkrywasz. Nie podoba mi się to.
  - A, tu Cię boli! Dlatego nie pozwalasz mi się odchudzać, żebym nie kupowała i zakładała tego, o czym marzę! Tak?
  - A może być jeszcze gorzej?
  - Uwierz może, ale ja taka nie jestem! To są zwykle ciuchy na lato. - wzdycham. - Rozgryzłam Cię. To gadanie "Podobasz mi się taka jaka jesteś". - rozciągam dolną powiekę w dół. - Jedzie mi tu czołg?
  - Jedzie. - syczy, po czym otwiera szufladę z moimi rzeczami. - Naprawdę mi się podobasz.
  - Ostrzegam Cię, Winer. Jeszcze jeden taki numer, a tak mnie popamiętasz, że aż Ci się odechce żeniaczki ze mną. - grożę mu palcem, na co on się uśmiecha.

Ignorując go, składam swoje ciuchy i pakuje do drugiej walizki. Zabieram prawie wszystko, bo nie wiadomo jaka będzie pogoda, przez tyle dni.

Kątem oka widzę, jak nadal stoi w drzwiach.

  - Spakować Cię, czy sam to chcesz zrobić?
  - Sam to zrobię.
  - Dobrze. - siadam na walizce i zamykam zamek. - Łazienka wolna?
  - Zawsze jest wolna. - uśmiecha się. Mijam go i migiem zamykam się w łazience. Jak tylko przekręcam zamek, od razu łapie za klamkę. - Nie zrobiłaś tego.
  - Zrobiłam. - ściągam z siebie piżamę.
  - Ewela... otwórz.
  - Nie, nadal mam nerwy.
  - Nie wygłupiaj się, mała. Otwórz.
  - Idź się pakować.

Biorę szybki prysznic, po nim suszę włosy i robię loki prostownicą. Na koniec lekki makijaż i pakuje swoje rzeczy do podróżnej kosmetyczki.

Owinięta samym ręcznikiem, otwieram drzwi. W jednej chwili jestem spowrotem wepchnięta do łazienki i przygnieciona do szarych płytek.

  - Nigdy nie zamykaj się przede mną. - mówi, opierając czoło o moje.
  - Musiałam mieć chwilę dla siebie.
  - Aż tak Cię to zdenerwowało?
  - Tak, bo ja jestem grzeczna i nie marudzę Ci na każdym kroku, że wydajesz pieniądze, a nawet nie wiem czy zauważyłeś, proszę Cię czasami o coś.
  - Zauważyłem i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy.
  - To trzymaj się umowy, Adam.
  - Nie licz na to, że będę Cię prosił, byś coś takiego ubierała.
  - Nie musisz. Po prostu to zaakceptuj. Co Cię tak w nich boli?
  - Faceci się na Ciebie gapią, nie... nie gapią, oni Cię wzrokiem rozbierają.
  - Przesadzasz. To na twój widok kobiety się ślinią i co, mam Ci kazać chodzić z papierową torbą na głowie i w sutannie? - parsknął śmiechem.
  - Dobrze... już nie będę chował Ci ciuchów.
  - I nie będę narzekał, a podziwiał...  - pomagam mu.
  - No, no. - całuje mnie, a ja się uśmiecham.
Co za uparciuch.

Spakowani i gotowi do drogi zamykamy wszędzie okna i drzwi. Ja jestem ubrana w letnią, błękitną sukienkę, która kończy się w połowie ud, paskiem z delikatnej koronki. Troczki w pasie, pozwalają regulować marszczenie i wcięcie w talii, dzięki czemu czuję się komfortowo, że nic mi nie. Do niej zakładam wysokie koturny, z paseczkiem za kostkę

Adam wygląda świetnie w białych spodniach i w koszuli a'la jeans, której rękawy podwinął pod same łokcie.

Zanim wyjedziemy na kilka tygodni do jego dziadków, podjeżdżamy do moich rodziców na chwilę, żeby się pożegnać.

  - To nie bedą wakacje twoich marzeń. - mówi ni z gruszki ni z pietruszki, prowadząc auto drogą szybkiego ruchu.
  - Nie rozumiem.
  - Będziesz się strasznie nudzić, gdy ja będę w polu.
  - Wcale, że nie. Znajdę sobie jakieś zajęcie. Mogę pomóc twojej babci lub nawet tobie. Żadnej pracy się nie boję. - uśmiechnął się.
  - Kocham Cię, moja petardo.
  - Kocham Cię.

~***~

Wjeżdżamy na podwórko, gdzie jak w styczniu, znów wszyscy są przed nami, ale teraz już się niczego nie obawiam, bo najważniejsze osoby w życiu Adama, w końcu mnie zaakceptowały.

Z wielkimi uśmiechami, wchodzimy do domu kierując się prosto do jadalni, gdzie słychać już całą rodzinę. Adam trzyma wielki kosz egzotycznych owoców i te dwie weselne flaszki dla dziadków, a ja jak zwykle torebkę pełną jajek niespodzianek Kinder Joy, dla dzieci.

  - Dzień dobry. - witam się z uśmiechem wchodząc do jadalni.
  - Och! Dzień dobry, moi kochani. - wstali z miejsc jego dziadki i przywitali nas z otwartymi ramionami.
  - Ewelinko, jak ty pieknie wyglądasz. - chwali mnie jego babcia, mocno przytulając.
  - Dziękuję, pani również.
  - No,Adam... musisz jej pilnować, jak oka w głowie. - mówi dziadek.
  - Już to robię. - westchnął.
  - Jak dobrze Cię widzieć całą i zdrową. Dziękuję. - wyszeptała. 
  - Za co? - pytam.
  - Za twoją miłość do niego.

Po przywitaniu się z jego dziadkami, podeszłam to przyszłych teściów i również serdecznie się z nimi przywitałam. Tak samo, z takim samym uśmiechem na twarzy przywitałam się z tym "fajnym" wujkiem i jego rodziną. Był bardzo zaskoczony, że chyba nie chowam urazy i dosyć nieśmiało mnie przywitał.

  - Jak było na weselu?
  - Super. Rodzina Eweli jest wspaniała. Nawet przywieźliśmy weselną wódkę, którą wygraliśmy w konkursie. - odpowiada Adam siadając obok mnie.
  - No właśnie schowałem do zamrażarki, by ją schłodzić. - mówi dziadek bruneta.
  - A ty jak się czujesz? - pyta mnie wujek Andrzej.
  - Dobrze. Dziękuję. - uśmiecham się. - Adam nadal mnie jeszcze rehabilituje, ale już jest naprawdę dobrze, skoro mogłam przetańczyć całe wesele, nie zmieniając butów na płaskie.
 

Rozmawialiśmy o wszystkim, w naprawdę miłej i sympatycznej atmosferze. W miedzy czasie, brunet wyskoczył na chwilę, zanieść do swojego starego pokoju nasze walizki.

Później spotkanie przeniosło się na dwór pod parasol. Wujek Andrzej co trochę doglądał grilla, dzieciaszki bawiły nieopodal na wielkiej huśtawce, a my spędzaliśmy wspaniale czas z jego rodziną.

Siedzieliśmy do późnych godzin nocnych. Adam, jak nigdy pił wódkę razem z męską częścią rodziny.

Poprzątałam razem z przyszłą teściową po kolacji w letniej kuchni, gdzie panowie nadal siedzieli na zewnątrz tylko nad kieliszkami. Rodzice Adama również zostali, a wujkowie rozjechali się do swoich domów, a raczej to ich żony prowadziły najpierw ich, a potem auta.

Na samiutki koniec zostali tylko trzy pokolenia panów i ja, bo babcia i mama bruneta poszły już dawno spać. W sumie to mnie też już się chcę, ale Adam ciągle mnie do siebie przytula i zatacza pod stołem kółka na moim udzie.

W końcu po 2.00 i oni się rozeszli do spania. Adam prowadzi mnie na górę do swojego pokoju.

Czy jest pijany?
Jest, ale nie widać tego po nim. Tylko w oczach widzę zmianę.

Gdy rozbieram się do spania, on robi to samo patrząc na mnie niczym jastrząb na ofiarę, oblizując usta. To strasznie podniecające, ale nie mam ochoty już na żadne igraszki tego dnia, mimo że na piętrze jesteśmy sami i nikt by nas nie usłyszał.

Przebrana w piżamę idę do łazienki, by się umyć i nawet do niej musiał mi się wepchnąć.

Już mnie nie dziwi, a tym bardziej, nie gorszy widok bruneta, jak załatwia przy mnie swoją potrzebę. Gdy tylko umył ręce i zęby, przytulił mnie do siebie.

  - Czemu się już ubrałaś w piżamę?
  - Bo idziemy spać? - uśmiecham się.
  - Nie będzie żadnego bzykanka?
  - Adaś, jesteś zmęczony. Połóż się.
  - Dla swojej narzeczonej, zawsze znajdę siłę, a tym bardziej chęci. - łapie mnie za rękę. - Kochaj się ze mną, Ewela. Oddaj mi się. - pocałowałam go mocno, a on podniósł mnie i zniósł do sypialni, zamykając drzwi nogą.

Położył mnie na łóżku i zaczął namiętnie całować po szyji i dekolcie.

  - Kocham twój zapach. - wdycha raz za razem wgłębienie na obojczyku.

Coś długo mu to zajmuje.

Dopiero po chwili orientuje się, że zasnął!

Haha, zasnął!

Nawet nie jestem w stanie być zła, że mnie rozpalił i padł bez finału, wróć... nawet startu nie było. Padł na rozgrzewce.

Wzdycham, nie wiedząc jak się wydostać spod jego cielska. Udaje mi się go trochę przewrócić na bok. Przykryłam go lekką kołdrą i całując na dobranoc, przytulam tego mojego pijaka.

~***~

Rano budzą mnie pocałunki na brzuchu.

  - Kończysz to, co wczoraj zacząłeś? - mruczę z przyjemności.
  - Mhmm...
  - Czyli pamiętasz, że zasnąłeś w trakcie.
  - Twój zapach jest upajający. - cały czas mnie całuje.
  - Zostawiłeś mnie rozpaloną.
  - Dlatego chce teraz się Tobą zająć.
  - Niepotrzebnie. - przerwał całowanie. - Sama to skończyłam. - spojrzał na mnie.
  - Nie zrobiłaś tego.
  - Oczywiście, że zrobiłam. Nie mogłam z frustracji zasnąć. - droczę się z nim, a on nagle ściąga ze mnie dół od piżamy.
  - Pokaż, jak to robiłaś. - zdjęłam z siebie także górę.

18+

Zawisł nade mną i uważnie obserwuje, jak zaczynam ssać swój palec wskazujący, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
Po chwili wilgotnym palcem zaczęłam bawić się swoim sutkiem i to samo robię z drugim palcem.

Adam z pożądaniem w oczach, śledzi każdy mój ruch. Cichutko jęczę z rozkoszy zadawanej sama sobie. Jedna ręka pieści sutek, a druga schodzi na dół, do mojego czułego punktu.

To mega podniecające, kiedy zabawiam się sobą pod jego czujnym wzrokiem.

Zataczam malutkie kółeczka na swoim guziczku, które stają się coraz szybsze. Zaczynam coraz bardziej głośniej dyszeć czując, że mój orgazm jest blisko. Gdy już mam go przeżyć, Adam w ostatniej chwili odrywa moją rękę.

  - Co robisz? - mówię sfrustrowana.
  - Coś, co należy do mnie. - zsuwa się w dół i wystarczyło jego dwa liźnięcia, ciepłym i wilgotnym językiem na moim czułym punkcie, bym doszła spektakularnie, zaciskając ręce na pościeli i tłumiąc krzyk, zaciskając usta.

Ustawił się pomiędzy moimi nogami i patrząc mi w oczy, wszedł we mnie gwałtownie i ani na chwilę się nie zatrzymał. Wzięłam poduszkę, by w nią tłumić swoje okrzyki z niewyobrażalnej przyjemności, ale po kilku sekundach jestem jej pozbawiona.

  - Co ty wyprawiasz? - pyta z uśmiechem, głośno dysząc i zatrzymując się na chwilę.
  - Nie chcę, żeby mnie ktoś usłyszał. - uśmiechnęłam się i zajęczałam, gdy zaczął ze swoim sprzętem w środku poruszać się na boki.

Pochylił się i namiętnie mnie pocałował, znów rozpoczynając najazd na moją szparkę.
Każdy mój jęk, był stłumiony jego pocałunkami.

Taki seks podoba mi się najbardziej. W tym momencie jest cały mój, jak najbliżej się da. Kochamy się do utraty tchu, całując namiętnie. Moje ręce błądzą po jego plecach i włosach, a jego rozkoszne dyszenie pobudza moje zmysły.

Dochodzę drugi raz, razem z nim krzycząc cicho w nasze usta.

♡♡♡

  - "Kiedyś tańczyłem z diabłem... - mówi, gdy leżę głową na jego klatce, a on smyra mnie po ramieniu. - ...Teraz sypiam z aniołem, dziś kocham z bogini." - podniosłam głowę, by spojrzeć mu w oczy.
  - To Ty jesteś moim bogiem, który robi ze mną co chce. - uśmiechnął się i odgarnął mi kosmyk z twarzy.
  - Uwielbiam mieć nad Tobą kontrolę, a ty chętnie się temu poddajesz, co jeszcze bardziej mnie nakręca. Jesteś dla mnie idealna.
  - Nawet kiedy pyskuję?
  - Nawet. - z uśmiechem kładę się spowrotem na jego klatce i pieszczę rąką jego mieśnie na brzuchu. - Kocham Cię, Ewela. - głaszcze mnie po włosach.
  - Kocham Cię, Adam.

Już po chwili, czułam jak jego ręką opada, a klatka unosi się głębokim i miarowym oddechem. Spojrzałam na jego śpiąca, przystojną twarz i powolutku wstałam.

Na spokojnie umyłam się, rozczesałam włosy i delikatnie umalowałam.

Założyłam na siebie jasne rurki i luźny sweter bo dziś już nie jest tak pięknie jak wczoraj.

Daje brunetowi buziaka w usta i wychodzę po cichu z pokoju. Jest po 7.00 i nie wiem czy kogokolwiek zastanę w kuchni.
Jednak się mylę.

  - Dzień dobry. - witam się z uśmiechem z babcią i mamą bruneta, które siedzą przy stole kuchennym, pijąc kawę.
  - Dzień dobry, dziecko. Jak Ci się spało?
  - Bardzo dobrze. Cisza, spokój, to nie to co w mieście. - uśmiecham się siadając obok teściowej.
  - To cieszę się. - uśmiechnęła się. - Napijesz się kawy? - wstaje.
  - Proszę siedzieć, ja sobię zrobię. - wstaje i podchodzę do czajnika.
  - Ależ, dziecko... jesteś naszym gościem.
  - Wolę być członkiem rodziny, jak gościem nad którym trzeba skakać.
  - Jesteś, skarbeńku i masz rację, czuj się jak u siebie w domu. Kawa jest w szafce na górze, cukier też i mleko jeśli chcesz, to jest w lodówce. - bez skrępowania robię sobie delikatną kawę z mlekiem.

Usiadłam spowrotem na swoje miejsce i z radością przysłuchuje się, jak kobiety wspominają swoje zaręczyny i małżeństwa.

  - Może zrobię już śniadanie? - pyta mama.
  - A pan Adam i tata jeszcze śpią?
  - Mów mi dziadku. Dzień dobry. - wita się wchodząc do kuchni.
  - Dzień dobry, dziadku. - odpowiadam uśmiechnięta. 
  - Co jak co, ale Winerowie, to lubią pospać. - śmieje się mama.
  - No właśnie, a robota w polu. - mówi babcia, uśmiechając się do dziadka.
  - Już idę, idę.
  - A kawa?
  - Później. - mówi wychodząc.

Babcia wstała i z uśmiechem zrobiła kawę w kubku termicznym.

  - Mogę ją zanieść? - pytam.
  - Ale Adam jest w oborze. - mówi zaskoczona.
  - Domyślam się. - biorę z uśmiechem kubek i wychodzę.
 
Po założeniu w przedsionku gumiaków, chyba babci i związaniu gumką włosów, od razu wiem gdzie się kierować. Wchodzę pewnym krokiem i nie odstrasza mnie ani zapach, ani odgłosy zwierząt domagających się jedzenia.

  - A co Ty tu robisz? - pyta z uśmiechem, który posiada i tata i Adam.
  - Przyniosłam kawę. - podaję mu kubek.
  - Dziękuje. Sama chciałaś tu przyjść, czy Cię wysłały?
  - Sama. Chciałam się rozejrzeć, gdzie co jest. Mogę?
  - Pewnie.

Rozglądam się po oborze i porównując do obory mojej cioci, to dziadek ma bardzo mało zwierząt. Dwie krowy, byka, i cielaczka, trzy świnie w tym jeden knur, siedem prosiaków i kury.
To naprawdę mało.

Kucam przed dwoma workami z paszą i biorę trochę do ręki, by je powachać.

  - Ta jest dla prosiąt. - wskazuję palcem.
  - Tak. Skąd wiedziałaś?
  - Bardziej słodko pachnie.
  - Widzę, że nie jesteś zwykłą miastową dziewczyną. - uśmiecham się.
  - Co roku jeździłam na wieś do cioci i chętnie pomagałam na gospodarstwie.
  - A krowę umiesz wydoić?
  - No pewnie.
  - To chodź.

Wyprowadziliśmy ją na pole, gdzie z jednej strony jest mnóstwo warzyw, a z drugiej zwykła polana.

Dziadek wbił metalowy bolec w ziemię i podał mi zydelek (stołeczek) i wiadro.

Oczywiście najpierw czule pogłaskałam krowę, by ją uspokoić, a potem podłożyłam sobie zydelek po prawej stronie krowy. Ustawiłam wiaderko pod wymionem i złapałam delikatnie, ale pewnie za dwa strzyki, ściskając i ciągnąc do dołu. Już po chwili do strzyków napłynęło mleko i piękne białe bicze, wpadały do wiaderka z charakterystycznym dźwiękiem.

Gdy tylko czuję, że strzyki wiotczeją, zmieniam na kolejne dwa i robię to samo dalej, aż kończę dojenie. W wiaderku jest pełno spienionego mleka.

  - Jestem pod wrażeniem. - uśmiecha się dziadek.
  - Ja też. - odwracam się zakoczona i widzę Adama jak kuca niedaleko mnie.
  - Już nie śpisz? - pytam wstając ze stołeczka i klepie czule krowę.
  - Szukałem Cię. Nawet na chwilę nie mogę spuścić Cię z oka. - sięgam wiaderko. - Nie mówiłaś, że umiesz wydoić krowę.
  - Adam, ja każde wakacje spędziłam na wsi, tam gdzie byliśmy na weselu. Uwielbiałam pomagać cioci na gospodarstwie, a Zuza ciągle była w polu z wujkiem i Markiem. - podstawiam mu pod nogi wiadro, a sama biorę stołeczek.
  - Czym jeszcze mnie zaskoczysz? - z uśmiechem wzruszam ramionami.
  - Nawet pasze umie rozróżnić. - chwali mnie dziadek, a ja czuje, że puchne z dumy.
  - Chodźcie na śniadanie. - bierze wiaderko z mlekiem, a drugą mnie obejmuje prowadząc do domu.

Po umyciu rąk, wróciłam do kuchni na śniadanie.
Każdy był zdziwiony, że wydoiłam krowę, ale najbardziej zaskoczona była przyszła teściowa.

Popołudniu rodzice Adama pojechali, a ja miło spędzałam czas z narzeczonym i jego dziadkami w letniej kuchni.

  - Naprawdę chcesz to wszystko sprzedać? - pyta Adam.
  - Tak. Już chcemy z Ewunią odpocząć. Dlatego to są już ostatnie prosięta. Resztą też idzie na sprzedaż.
  - Jedyne co, to chcemy zostawić kury i ogródek. - dodaje babcia. - Już za rok, nie będziesz miał co tu robić.
  - Zawsze służę pomocą.
  - Wiemy, Adaś... ale ty musisz teraz zadbać o przyszłą żonę, a później o swoją rodzinę.
  - Nawet w tym roku już jest mniej do roboty.
  - Sprzedałeś coś?
  - Tak, trafił się kupiec i sprzedałem te pola za Lisikiem. - to chyba jakiś sąsiad.
  - Więc zostały tylko te w pobliżu?
  - Tak.
  - Przecież ja się z tym w miesiąc uwinę.
  - I dobrze. Możesz zabrać gdzieś Ewelinkę na prawdziwe wakacje. - spojrzał na mnie.
  - Nie musisz, możemy zostać tutaj. - przymrużył oczy.
  - Ależ oczywiście, że możecie zostać sobie tutaj.
  - Wybacz, babciu... ale chętnie gdzieś ją zabiorę. - uśmiecha się.
  - W razie czego, będzie nam bardzo miło, mieć towarzystwo. - uśmiechnęła się.

~***~

  - Co robisz? - pytam, wchodzę do łóżka po kąpieli.
  - Szukam nam jakichś wakacji. - po chwili odłożył telefon i zawisł nade mną. - Gdzie mam Cię zabrać? - pyta.
  - Wiesz, że nie musisz.
  - Daję Ci szansę. Wybierz coś, bo sam to zrobię. - wzdycham.
  - Obojętnę mi to, Adaś. Jak dla mnie możemy wrócić do domu, zrobić wielki zapas żywności i się w nim zamknąć, nikomu nic nie mówiąc.
  - To nie taki głupi pomysł. - zaśmiałam się, bawiąc się jego włosami.
  - To jest super pomysł. Pomyśl. Tylko Ty i Ja... - mruczę. - ...zamknięci w naszym domu, możemy cieszyć się sobą, bez żadnych niespodziewanych wizyt, gdzie wszystko co nam potrzeba, będziemy mieć pod ręką. A potem jak już się nam znudzi...
  - Nie znudzi. - zaczyna całować mnie po szyji.
  - ...wrócimy do domu jak gdyby nigdy nic i zaprosimy paczkę do nas na obiad.
  - Jesteś genialna.
  - O Bożenko... powtórz to. Muszę się napawać tym komplementem.
  - Jesteś nie tylko genialna, ale i spełniasz nieświadomie moje fantazje.
  - To zrealizujmy je po powrocie. - mruczę.
  - Już nie mogę się doczekać. Ale i tak pojedziemy na wakacje. - westchnęłam. Nie dał się nabrać. - Tylko muszę coś wolnego znaleźć.
  - No dobrze.

~***~

Dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Codziennie rano wstawałam wcześniej, by jechać na rowerze po świeże pieczywo do sklepu, które jest kilka kilometrów od domu.

Gdy tylko zjedliśmy śniadanie, Adam ćwiczył mnie przez godzinę, a później z dziadkiem jechali w pole, a ja zostawałam z babcią.

Nauczyłam się robić różne dżemy i konfitury oraz piec placek na kruchym cieście, z różnymi owocami.
Panowie wracali około 15.00 na obiad, by po nim znów wrócić do pracy. Chcą skorzystać ze słonecznych dni i jak najszybciej zebrać plony.

Całymi dniami nie widziałam się z Adamem. Były tylko przelotne pocałunki na przywitanie i pożegnanie. Bardzo za sobą tęskniliśmy, ale wynagradzał nam to wieczorami.

Po całym dniu rozłąki, miał jeszcze siłę, żeby zabrać mnie na spacery i kochać się czule w różnych miejscach, a to w stodole na sianie, czy na łące wśród kwiatów lub w magicznym miejscu nad zatoczką.

Gdy go nie było, zajmowałam się z nudów domem dziadków i chętnie im pomyłam okna, lub pieliłam w ogródku, bardzo zbliżając się z jego babcią.
Jak nie było co robić, to zazwyczaj siedziałam z lekturą w ręku na huśtawce.

W miedzy czasie schodziła się cała wieś, na przypadkowe odwiedziny. Nikt nigdy długo nie siedział, bo wiadomo że zawsze jest co robić, a przychodzili tylko po to, żeby mnie poznać.
W ogóle mi to nie przeszkadzało i chętnie wtedy rozmawiałam przy herbacie, poznając dalszą rodzinę czy sąsiadów.

W ten weekend przyjechali nasi rodzice z moimi dziadkami i jednymi i drugimi. Razem z babcią zrobiłyśmy wielki obiad. Jaka ja byłam szczęśliwa, mając tutaj wszystkich moich bliskich przy sobie i że nasze rodziny się polubiły. Nawet babcia Jasia, była w dobrym humorze i nie powiedziała nic, czym mogłaby mnie zdenerwować.

Wszyscy odjechali w niedziele po południu, a ja z utęsknieniem wyczekiwałam czwartku. Właśnie wtedy jest Boże Ciało, gdzie po południu zjadą się nasi znajomi. Już nie mogę się doczekać, żeby ich zobaczyć, bo bardzo się za nimi wszystkimi stęskniłam.

W środę babcia nie czuła się za dobrze. Powiedziałam jej żeby się położyła, a ja wzięłam się za szykowanie obiadu.

Urzęduję w letniej kuchni, gdy nagle wchodzi ładna, opalona dziewczyna, o jasnobrązowych włosach i niebieskich oczach.

  - Dzień... dobry. - zacieła się na mój widok.
  - Dzień dobry.
  - Zastałam Panią Ewę? - uśmiechnęła się.
  - Tak, ale babcia źle się czuje i położyła się.
  - Babcia?
  - Przepraszam, nie przedstawiłam się. - wyciągam rękę. - Jestem Ewelina, narzeczona Adama.
  - Coś obiło mi się o uszy. Miło mi, Malwina. Jestem wnuczką sąsiadki. - uśmiechnęła się, ale jej oczy nie sięgnęły oczu.
  - Pani Lodzi?
  - Dokładnie.
  - Napijesz się może czegoś?
  - A chętnie, bardzo gorąco jest dzisiaj. - usiadła przy stole i obserwuje mnie wielkimi niebieskimi oczami. - To kiedy ślub? - zagaduje. 
  - Dokładnie za rok. - uśmiecham się.
  - A jak się poznaliście? - podaję jej zimny kompot.
  - Byłam jego pacjentką. W sumie to nadal jestem. A wy? Chodziliście razem do szkoły?
  - Nie, nie, ja przyjeżdżałam tylko na wakacje do dziadków. Adam pewnie w polu? - upiła trochę kompotu.
  - Tak.
  - Pewnie bardzo się nudzisz, gdy ciągle go nie ma.
  - Nie jest źle. Wieczorami zabiera mnie na spacery. - spojrzała na szklankę.
  - To pewnie zabrał Cię już nad zatoczkę?
  - Tak, to bardzo fajne i romantyczne miejsce.
  - To, to wiem. Przecież tam przeżyliśmy swój pierwszy raz. - no zatkało mnie, powiem szczerze. Nie sądziłam, że powie coś takiego, jak gdyby nigdy nic. - No nic, nie będę budziła Pani Ewy, zajżę innym razem.
  - Dobrze.
  - Dziękuję za kompot. Do zobaczenia.
  - Cześć. - nadal stoję skonsternowana.

Jak nic, dziewczyna przyszła wybadać grunt.

Punkt 15.00, wraca Adam z dziadkiem. Podchodzi do mnie i mnie całuje.

  - A gdzie Ewunia?
  - Trochę źle się czuła i kazałam się jej położyć. Nadal chyba śpi.
  - Pójdę ją obudzić.
  - Nie trzeba, już wstałam. - weszła uśmiechnięta. - Zaraz szybko coś...
  - Proszę siadać, już podaję obiad. - kładę wazę.
  - Skarbeńku, zrobiłaś obiad?
  - Tak. Zrobiłam pomidorową ze świeżych pomidorów, a na drugie kotlety mielone z pieczarką i przesmażane buraczki. Smacznego. - uśmiecham się i siadam obok babci.

Przyjżałam się brunetowi.

Trochę przytył, ale wszystko poszło w mięśnie. Zawsze miał ciemniejszą karnacje, ale teraz widać po nim jak popieściło to słońce, gdy jest cały dzień w szczerym polu. Na dodatek ma na twarzy zarost, do którego nigdy nie dopuszczał, a w którym wygląda teraz mega seksownie.

Czy jestem na niego zła?
Nie.
Jestem tylko trochę zawiedziona tym, że zabrał mnie w miejsce swoich schadzek i jestem rozczarowana sobą.

Czy każda jego była musi być tak ładna i szczupła?

  - Dzień dobry. - o wilku mowa.
  - O dzień dobry, Malwinko. Kiedy przyjechałaś? - wstała babcia i serdecznie ją przywitała.
  - Dzisiaj, na długi weekend. Witam, Panie Adamie.
  - Witaj.
  - Cześć, miło Cię widzieć. - podchodzi do Adama, a on wstaje i daje się przywitać buziakiem w polik.
  - Cześć. Pozwól, że Ci przedstawię... - wyciąga do mnie rękę.
  - My się już znamy. - uśmiecham się do niej, ale nie jest to już tak szczere, jak wcześniej. Zamierzam być ostrożna.
  - Tak?
  - Tak, byłam w południe się przywitać, ale nie zastałam Pani Ewy. A właśnie, jak się Pani czuje? - usiadła obok niego.
  - Dziękuję, dobrze. Zjesz z nami? Ewelinka zrobiła pyszny obiad.
  - Nie, dziękuję. - spojrzała na mnie, a mnie odechciało się jeść.

Muszę wziąć się w garść, bo zaczynam wszystko brać do siebie.

  - Dziękuję za pyszny obiad. - mówi dziadek popijając kompot. - Mój wnuk będzie mieć z Tobą dobrze.
  - Już mam. - uśmiecha się do mnie, nakładając sobie chyba czwarty kotlet.
  - Przyjechałaś sama?
  - Tak. Jakoś nie mogę sobie znaleźć... tej drugiej połówki. - spojrzała na niego.
  - No nasz Adaś, już znalazł.
  - Słyszałam. Nie za szybko? - zapytała ze sztucznym uśmiechem.
  - Nie. Gdyby była pełnoletnia, już dawno byłaby moją żoną.
  - Nie masz 18lat? - patrzy na mnie roześmiana.
  - Nie mam.
  - To Ty jesteś bardzo młoda. Nie za młoda na ślub?
  - Nie. - odpowiada Adam.
  - Kochają się, a tu wiek nie gra roli. - mówi dziadek, troszkę ostrym tonem.

Czyżby on też zauważył jej dziwne zachowanie?

  - No nie wiem. Przecież ona pewnie jeszcze się uczy w szkole średniej. - Adam wstał i zaczął zbierać talerze, nie komentując tego. Odkłada naczynia do zlewu, po czym mocno mnie przytula od tyłu i całuje w szyję.
  - Dziękuję za pyszny obiad.
  - Nie ma za co. - uśmiecham się.
  - Chodź. Zbieramy się. - łapie mnie za rękę.
  - Gdzie?
  - Musimy jechać na zakupy do miasta.
  - Mogę zabrać się z wami? - pyta, a mnie zaczyna szlag trafiać.
  - Wybacz, ale chcę spędzić czas tylko ze swoją narzeczoną. - z uśmiechem daję się wyprowadzić z kuchni.

Gdy tylko weszliśmy na górę, przyciągnęłam go do siebie i cholernie gorąco go pocałowałam, a następnie zaczęłam całować jego szyję.

  - Maleńka, muszę najpierw wziąć prysznic, jestem cały brudny i spocony.
  - Takiego Cię chcę. - ściągam z niego koszulkę i aż przygryzam wargę widząc błyszczącą i zakurzoną skórę na jego torsie. - O tak! Dokładnie takiego. - zaczęłam go całować po klatce, czując na ustach słony smak jego potu. Moje zmysły szaleją, a jemu to się ewidetnie podoba, bo migiem rozpina spodenki i ściąga moje.
  - Adaaam!?
  - Nosz kurwa! - bluźnię, kiedy słyszę jej głos i kroki na schodach.

Szybko z nerwami podaje mu bluzkę, zapinam jego spodnie i wciągam swoje.
Adam patrzy na mnie z zaciekawieniem, a ona wchodzi jak do siebie w ogóle nie pukając.

  - Puka się. - zwracam jej uwagę, bo Adam jeszcze nie założył bluzki.
  - To Adama pokój.
  - Nasz. - złapał mnie za rękę. - Co chcesz, Malwina? Przerwałaś nam.
  - Niby w czym?
  - No domyśl się. - mówi surowo, ale go zignorowała.
  - Sory? Twoja babcia, powiedziała mi że przyjeżdżają jutro twoi znajomi i robisz biwak. Mogę się do was przyłączyć? Sama będę się strasznie nudzić.
  - Masz namiot? - zapytał, a ja westchnęłam.
  - Coś powinnam mieć na strychu. - przechyla głowę na bok z uśmiechem. Ona go kokietuje.
  - Wiesz gdzie jest pole Klinka?
  - Mniej więcej.
  - Tam będziemy się rozbijać po południu. - O Bożenko, nie...
  - Mam coś przynieść?
  - Co chcesz.
  - Dzięki. - podeszła do niego i dała mu buziaka w polik, a ja ścisnełam mocno jego dłoń. - To narazie.

Nikt jej nie odpowiedział, bo patrzyliśmy sobie w oczy. Ja wściekła jak osa, a on zdziwiony.
W końcu go wyminęłam i wzięłam się za rozczesywanie włosów.

  - No idź się szykuj. - mówię. - Ja już jestem prawie gotowa.
  - Daj mi 10minut.
  - Dobrze.

Wyciągam z szafy sportową sukienkę, w kolorze szary melanż i szybko ją na siebie wkładam. Do tego ubieram szare tenisówki i biorę swoją sportową torebkę i okulary przeciwsłoneczne.

Do pokoju wchodzi odświeżony brunet i chwilę mi się przygląda.

  - Pięknie wyglądasz. - uśmiecha się i podchodzi do mnie w samym ręczniku.
  - Dziękuję. - odwzajemniam uśmiech.

W kilka minut jest gotowy do wyjścia. Lecz zanim wyjdziemy z domu, brunet dosciska mnie do ściany i gorąco całuje sprawiając, że zapominam o tej żmiji.

4165 słów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top