58. Chyba nie chcesz jej zniszczyć?
Ewelina
Mimo ośmiu godzin spania, wstałam nieprzytomna o 9.00 i po umyciu się, przygotowałam śniadanie.
Trzeba coś zjeść, bo następny posiłek, to będzie zapewne rosół na weselu i to dopiero po 18.00. Przy dobrych wiatrach...
Pogoda jest piękna, ale tu w Łodzi, nie wiem jak jest w Kole. Mam nadzieję, że również dobra.
Naszykowałam kanapki z własnej roboty twarożkiem, z rzodkiewką i szczypiorkiem.
18+
Jestem w trakcie robienia kawy, gdy nagle czuję jego sprzęt w sobie, który wręcz wślizgnął się do mojego środka.
- O Bożenko... Adam! Ja na zawał zej... Ach!
- Nie lubię tej pozycji, ale chciałem Cię zaskoczyć i przy okazji tak słodko się wypiełaś.
- My nic innego nie robimy, tylko się bzykamy.- śmieje się, jęcząc.
- Moja wina, że tak na mnie działasz? Z resztą, nie mów że Ci się to nie podoba.
- Bardzo mi się podoba. Jak dla mnie możemy nie WYCHODZIĆ... - krzyczę kiedy wbija się we mnie znowu. - ...z łóżka.
- I za to Cię kocham, mała. Jesteś nienasycona i zawsze dostępna. - szepcze mi do ucha, a mnie się nogi uginają.
- Zawsze... i tylko dla Ciebie.
- Grzeczna dziewczynka. - ściska mi piersi, wchodząc we mnie raz po raz.
♡♡♡
Ja chyba jestem w raju.
Po ostrym bzykanku w kuchni, właśnie jemy razem śniadanie na tarasie pod parasolem.
Jest po prostu cudownie.
- Co się tak uśmiechasz? - pyta.
- O to samo mogę zapytać Ciebie. - popijam kawę.
- Marzyłem o takich porankach. - uśmiecha się.
- Ja też jestem szczęśliwa. - westchnęłam zadowolona, opierając głowę o oparcie krzesła.
- Maleńka... - zaczął. - ...chciałbym Cię zabrać gdzieś na wakacje, na przykład do Hiszpani, ale obiecałem pomóc dziadkom. Chcesz jechać ze mną na wieś? - pyta, trochę dukając.
- Oczywiście. - uśmiecham się. - I osobiście wolę jechać do twoich dziadków, jak podróżować nie wiadomo gdzie. - zdziwił się.
- Ale jak to? - wstałam i pod jego czujnym wzrokiem, usiadłam mu na kolanach. Od razu mnie objął i przytulił mocniej do siebie.
- Adam, ja najpierw bym chciała zwiedzić dobrze swój kraj i nim się pozachwycać. Dopiero potem mogę jeździć za granicę. - spojrzał na mnie z niedowierzaniem w oczach.
- Mówiłem Ci już, że jesteś niesamowita? - nie wiem o co mu chodzi, ale uśmiechnęłam się.
To takie dziwne, że kocham swój kraj i nie chcę go opuszczać, mimo że czasami mnie wkurwia?
Usiadłam przed swoją toaletką i zaczęłam się szykować. Włosy bardzo mocno pokręciłam prostownicą i tak jak wczoraj rozstrzepałam je, ale użyłam sporej ilości lakieru, by wytrwało to przez całą noc... no przynajmniej, żeby były fale.
Na koniec spinam je wsuwakami po bokach i wpinam ozdobną spinkę na prawym boku.
W między czasie, Adam zniknął w garderobie i wyszedł po kilku minutach, ubrany w ciemnoszary garnitur, białą koszulę i srebrny krawat. Aż przerwałam układanie włosów, by się nim pozachwycać.
- Wyglądasz bosko, mój Bogu. - uśmiecham się do niego w lustrze.
- Mam nadzieję, że chociaż w połowie, będę tak przy tobie wyglądał. - mrugą do mnie oczkiem.
Podchodzi do mnie, bym pomogła mu zapiąć guziczki przy mankietach, a potem poprawiam mu krawat.
- Dziękuję, mała.
- Nie ma za co, duży. - pocałował mnie krótko, ale bardzo gorąco i po zabraniu czegoś z szafki nocnej oraz naszej torby, w której mamy ubrania na poprawiny, wyszedł ze sypialni.
Teraz biorę się za pełny makijaż. Po nałożeniu kremu BB i wykonturowaniu twarzy, na powieki nałożyłam lekko szare cienie, z ciemnym fioletem. Resztę wykańczam grafitową, diamentową kredką i tuszuję rzęsy.
Na takie uroczystości, jak zwykle rozświetlam swoje ciało olejkiem z drobinkami złota i tym razem używam perfum Calvina Kleina Euphoria.
Wchodzę naga do garderoby i po założeniu na siebie ciemnoszarego kompletu bielizny, włożyłam na siebie moją długą, kopertową suknię, w szaroniebieskim kolorze, z dosyć sporym dekoltem w serek, marszczeniem i wiązaniem w pasie oraz długim rozcięciem na lewej nodze.
Do tego ubieram jasnoszare szpilki i biorę srebrną torebkę, do której chcę schować kopertę z kartką i pieniędzmi dla młodych.
Staram się zawsze dawać tyle, ile prawdopodobnie może kosztować talerzyk.
Wesele prawie nigdy się nie zwraca, ale ja się zawsze staram, żeby za mnie i za partnera się zwróciło, więc włożyłam 600zł.
Zdążyłam wziąć do ręki torebkę, jak wchodzi Adam, gwiżdżąc na mój widok.
- No, Maleńka... dziejszej nocy muszę Cię uważnie pilnować. - uśmiecha się i bierze mnie w ramiona. - Wyglądasz olśniewająco.
- Dziękuję, ty też. - całuje go.
- A właśnie... w ogóle nie zapytałem... jaki dajemy prezent?
- Już naszykowałam pieniadzę w kopertę.
- Sama? - podparł boczki.
- No tak, to moja rodzina.
- Ale to nie jest ważne. Daj mi proszę, się dorzucić.
- Nie trzeba. Dałam tak, żeby się zwróciło za talerzyki.
- Ile dałaś?
- 600zł.
- Możesz dać mi tą kopertę? - wyciągam ją z torebki, a Adam wyciąga z niej 300zł i dokłada całą pięćsetkę. Czyli w sumie 800zł. - Schowaj sobie te pieniądze.
- Ale...
- Ciesz się, że cokolwiek pozwoliłem Ci dać, więc podziękuj ładnie buziakiem. - zrobiłam to z uśmiechem. Ma rację, mógł się uprzeć na swoim i oddać mi wszystko.
Wziął mnie za rękę i podprowadził do wielkiego lustra w garderobie.
- Co robisz? - pytam.
- Robię nam zdjęcie. W sumie pierwsze nasze zdjęcie. - oparłam się uśmiechnięta przodem o jego bok, a on objął mnie ramieniem, robiąc drugą ręką zdjęcie naszego odbicia. Tylko, że on nie patrzy na nas w lustrze tylko zwrócił twarz ku mnie. - Jak wyśle chłopakom, to im kopary opadną, że mam dziś takę laskę u swojego boku. - parsknęłam śmiechem. - Gotowa?
- Tak.
- To zapraszam. - przepuszcza mnie w drzwiach, przy okazji łamiąc mnie za tyłek.
~***~
Pojechaliśmy prosto po moich rodziców, którzy już gotowi z Zuzą, czekali na nas. Cieszę się widząc Zuzię w pięknej, koralowej sukience z koronki, sięgającą jej do kolan. Mama też świetnie wygląda w swojej chabrowej, dopasowanej sukience o kroju wody. Te marszczenia, wspaniale ją wyszczuplają.
Nie miałam serca, by kazać tacie jechać z tyłu, a Adam chyba też nie chciał zwracać uwagę przyszłemu teściowi, więc zdzierżyliśmy to i tak jak z Kołobrzegu, usiadłam za nim, Zuza w środku, a mama za ojcem. Mimo nas trzech, jest mnóstwo miejsca z tyłu i każda siedzi swobodnie, nie gniotąc sobie sukienek.
Po godzinie jazdy, byliśmy już na miejscu.
brunet wjechał na podwórko, a tuż za nim Ola z Jarkiem i dziadkami, ale bez dziewczynek, bo się pochorowały.
Po przywitaniu się z rodziną i przedstawieniu wszystkim Adama, jako mojego narzeczonego, każdy ucieszył się, że za ponad rok, bedą bawić się na naszym weselu. Tu na wsi nikogo nie dziwi mój wiek, tylko w mieście, jest to nie do pomyślenia.
Nagle czuję ostre, wbijające mi się w ramię, paznokcie. Od razu wiedziałam, że to moja babcia.
- Jak to możliwe, że dowiaduję się ostatnia o tym, że już razem mieszkacie?
- To nie jest ani miejsce, ani czas na takie rozmowy. Ale jedno Ci powiem, właśnie dlatego. - odrywam jej rękę, z mojego ramienia.
- Przecież to grzech. Tak nie można. - burzy się.
- Może na mamę miałaś wpływ, ale ze mną Ci się to nie uda. Nie będę żyć pod twoje dyktando, bo tak nie wypada. To nie te czasy. - brunet patrzy na nas zaskoczony i trochę zły.
- Jak ja będę wyglądać w oczach swoich koleżanek, gdy dowiedzą się, że moja wnuczka żyje w nieczystości. - wkurwiła mnie.
- A pochwalilaś się im, ile ty miałaś lat i z jakiego powodu wyszłaś za dziadka? - Adam zaczął smyrać palcem wnętrze mojej dłoni.
- Dorota była spłodzona po ślubie. - powiedziała hardo.
- Błagam Cię, każdy wie że to bujda i każdy umie liczyć. Nie psuj naszego szczęścia, tylko dlatego, że sama popełniałaś błędy i teraz wszystkich wokoło chcesz nawracać. - bardzo cicho syczę w jej stronę. Spojrzała na mnie surowym wzrokiem i dumnym głosem zwróciła się do bruneta.
- Współczuję Ci Adamie, takiej pyskatej dziewuchy.
- Proszę się nie martwić. Poradzę sobie. - przytula mnie.
Babcia zostawia nas pod pretekstem przywitania się z kuzynką. Spojrzałam na niego, ale chyba pierwszy raz, nie mogłam nic wyczytać z jego oczu.
- Przesadziłam, prawda? - szepczę, na co on westchnął.
- Maleńka... - przytulił mnie mocniej. - ...z jednej strony tak, ale z drugiej wiem, że z twoją babcią dokładnie tak musisz postępować, żeby nie weszła Ci na głowę.
- Będę musiała ją przeprosić. - wzdycham.
- I to jest w Tobie niesamowite. - całuje mnie tuż przy uchu, sprawiając że po moim ciele przeszedł przyjemny prąd.
W końcu pojechaliśmy do kościoła i czekaliśmy na parę młodą.
Asia ma super figurę, więc mogła sobie pozwolić na przepiękną suknię o kroju syrenki. Wygląda niesamowicie, a sukienka przylega do niej jak druga skóra.
- Wow... Asia robi piorónujące wrażenie w tej sukience. - mówię do Zuzy.
- Mnie się one nie podobają. - odpowiada cicho.
- Co ty gadasz. Jest piękna i subtelna. - chwalę.
- Owszem, ale jestem ciekawa jak ona bedzie w tym tańczyć.
- Normalnie.
- Ty masz mi takiej sukienki nie kupować. - słyszę szept za uchem.
- Zapomnij. Do tego trzeba mieć figurę taką jak ona. - prycham. - A co Ci się w niej nie podoba?
- Wygląda, jak ekskluzywna koszula nocna. - spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Faceci się nie znają.
Usiedliśmy w tylnych ławkach i obserwujemy piękną ceremonię.
Gdy Państwo młodzi składają sobie przysięgi, czuję jak ręka Adama chwyta moją i delikatnie ściska. Spojrzałam na niego, a on ruchem warg powiedział, bo przecież on nigdy nie zapyta.
- Wyjdź za mnie. - uśmiechnęłam się.
- Wyjdę. - uścisnęłam jego dłoń.
Miejsca na sali mieliśmy wyznaczone i byłam mile zaskoczona, gdy na winietce Adama było jego imię i nazwisko.
Moje dalekie kuzynki ze swoimi partnerami, namówiły mnie na wypicie kieliszka pigwówki, która mi bardzo zasmakowała, ale nie piłam na równi z nimi. Ten jeden kieliszek sączyłam sobie przez cały długi obiad.
Jedzenie było tak dobre, że chciałam spróbować wszystkiego, ale nie mogłabym się ruszyć z miejsca, więc zaczęłam się dzielić z Adamem.
- Co ty wyprawiasz? - pyta rozbawiony, kiedy przekrawam drugą sztukę mięsa i większą część oddaje jemu.
- Dzielę się z Tobą. - tłumaczę.
- Adam, nie przejmuj się. Ona tak ma. Musi popróbować wszystkiego, ale całości nie jest w stanie zjeść. - tłumaczy Zuza. - Zazwyczaj robi to z mamą, ale niestety jesteśmy rozsadzeni, więc padło na Ciebie. - zaśmiała się.
- To dlatego zawsze masz siłę tańczyć po obiedzie. - śmieje się kuzynka. - Świetny patent. - i zrobiła to samo ze swoim chłopakiem.
- Jesteś niemożliwa. - szepnął brunet.
No może trochę...
Adam
Po pierwszym tańcu państwa młodych, wesele rozkręciło się na dobre.
Myślałem, że pierwszą piosenkę zatańczę z Ewelą, ale została wręcz porwana przez kuzyna, a potem przez wujka i kompletnie nieznanego mi mężczyznę.
Tańcząc z Zuzą, tylko patrzyłem z uśmiechem na moją śliczną, która z każdym złapała rewelacyjny kontakt. Gdy tylko piosenka się skończyła, od razu zamknąłem ją w uścisku.
- No w końcu Cię dorwałem. - zaśmiała się. - Zatańcz ze mną.
- Tylko o tym marzę. - pocałowałem jej dłoń i zacząłem nią kręcić, do dość szybkiej muzyki.
- Chryste... przy takich obrotach, trochę widać Ci bieliznę, przez to rozcięcie na nodze. - mówię jej do ucha.
- O Bożenko... widać? - pyta trochę wystraszona.
- No coś mi migło. - przymknąłem na chwilę oczy. - Wykończysz mnie. - zbliżyła mnie do siebie i dała buziaka.
Tańczy nam się rewelacyjnie. Owszem, Ewela ma talent, ale daje się też świetnie prowadzić i wystarczył jej jeden taniec ze mną, by zapamiętać moje skomplikowane przejścia. Przy drugim tańcu, robiliśmy to jak profesjonaliści, wzbudzając niemałe zainteresowanie. Po tańcu z rodzicami i innymi członkami rodziny, w końcu usiedliśmy przy stole.
- Bardzo dobrze tańczysz, Adam. - chwali mnie Zuza, która też umie nieźle wywijać. Obie mają to po tacie.
- No naprawdę. - potwierdza moja mała. - Gdzie się nauczyłaś tak tańczyć?
- Maleńka, przecież mieszkałem z dziadkami na wsi. Jako nastolatek, chodziłem latem na dyskoteki w remizie, co weekend.
- I wszystko jasne. - całuje mnie, chwytając za marynarkę.
W pewnej chwili Ewela zniknęła mi z oczu, ale zaraz wróciła uśmiechając się szeroko, trzymając w ręku, jakiegoś damskiego buta.
- Po co Ci ten but? - pyta tata, który niesie w rękach niebieską podwiązkę.
- Żeby wygrać flaszkę.
- Po 1: Jesteś za młoda, a po 2. Ty nie pijesz. - śmieje się.
- Obiecałam chłopakom, przywieźć flaszkę weselną. - uśmiecha się i odwracam się do mnie i pokazuje mi buta, który swoją drogą jest piękny. Niewysoki i bardzo błyszczący. - Takie bym chciała na naszym ślubie.
- Dobrze... poszukamy takich.
- No zobaczymy, co każą Ci robić. - śmieje się tata.
Później było rzucanie welonem i muszką, ale wszystko złapała rodzina młodego. I dobrze, bo gdyby Ewela złapała welon, musiałbym rzucić się jak lew po muszkę.
No i w końcu nadchodzi czas wykupu.
- Muszę to uwiecznić. - mówi Zuza i wyciąga telefon z torebki.
- Prześlij mi później. - uśmiecham się do niej.
- Nie ma sprawy, szwagier.
Moja śliczna staje razem z Olką i innymi, naprzeciwko pary młodej. Ona też ma damskiego buta.
- Która pierwsza? - pyta wodzirej, a Olka popycha ją przed siebie.
- Najpierw młodsza. - wszyscy wybuchli śmiechem, a Ewela zabija ją wzrokiem.
- Tchórz. - mówi do niej, tak żeby wszyscy usłyszeli, a ona się śmieje jak kot Cheshire.
- Jak masz na imię? - pyta wodzirej.
- Ewelina.
- Piękne imię, dla pięknej dziewczyny. - mówi. - Powiedz, słodziutka. Co byś chciała za bucika?
- Połówkę. - uśmiecha się do młodej.
- Tylko? Warto było zabierać buta, za jedną flaszkę? Trzeba było ze stołu zabrać i się nie kłopotać. - podpuszcza ją. - Weź jeszcze jedną.
- Nie bądź głupia, bierz jak dają! - krzyczy tata, który stoi obok mnie, na co cała sala się zaśmiała.
- No dobrze. Chcę za buta połówkę czystej i połówkę tej dobrej pigwówki.
- No i teraz widzę konkrety. Więc tak. Nie ma nic za darmo. - westchnęła. - Za te dwie flaszeczki, musisz w ciągu minuty... - o boże, już się boję. - ...pocałować każdego Pana na tej sali w policzek. - aż buzie otworzyła, a Olka zaczęła się histerycznie śmiać, z resztą nie tylko ona.
Kurwa... z tego szoku dopiero teraz do mnie dotarło co ma zrobić. Jak nic dostanie po dupie, jak wrócimy.
- O Bożenko... - złapała się za czoło. - Wiedziałam, że coś takiego będzie. - marudzi i spoglądam na mnie.
- Gotowa? - pyta wodzirej.
- Moment! Muszę buty zdjąć! - zdejmuje szpilki i razem z butem panny młodej, oddaję mi na przechowanie.
- Później się z Tobą policzę. - szepczę z uśmiechem przez zęby, na co ona się uśmiechnęła.
- Nie ja to wymyśliłam.
- Nie ważne. - daję jej cmoka.
- Jeszcze nie zaczęliśmy! - krzyczy wodzirej.
Staneła na środku, w ustalonym przez wodzireja miejscu, na bosaka.
- Czaaaas... start!
Biegiem ruszyła przed siebie, uważając żeby się nie zabić, do muzyki z Benny'ego Hilla. Każdy ma ubaw, ale mężczyźni chętnie wystawiają policzki. Do niektórych to kontorlowanym ślizgiem podjeżdżała.
Co jak co, ale miałem z niej niezły ubaw.
Ucałowała wszystkich, nawet kamerzystę, został tylko jeszcze pan młody, orkiestra i ja, ale mnie zostawiła sobie na końcu.
W ostatniej chwili podbiegała do mnie i całuje gorąco w usta. Kończy, gdy kończy się czas, a wraz nim piosenka.
- Masz szczęście. - szepczę, uśmiechając się.
- Zaraz, zaraz... czemu on miał wyjątkowego buziaka w usta? - pyta wodzirej.
- Bo za rok będzie moim mężem. - mówi zakładając buty, przytrzymując się mnie.
- Teraz rozumiem. - uśmiecha się. - Brawa dla Eweliny. - teatralnie się kłania i bierze buta, by go założyć młodej.
Dostała dwie obiecane flaszki, które zwycięsko podniosła do góry i wróciła grzecznie do mnie.
- Jak zwykle się wybroniłaś, przed karą. - szepczę jej do ucha, mocno przytulając od tyłu. - Jak mamy się bawić w Greya, jak nie zdążę wymierzyć Ci kary, bo wszystko w mig naprawiasz? - zaśmiała się.
- Miałam być uległa.
- Ale z pazurem. Po co mi taka grzeczna, jak nie mam za co wymierzyć Ci klapsa. - to koniec. Wybuchła śmiechem.
- Nie musisz mieć powodu. - szepcze i całuje mnie w szczękę.
Wodzirej chyba się zemścił, bo Olce kazał zatańczyć erotyczny taniec, przed panem młodym. Teraz moja ukochana ma ubaw, a ja razem z nią.
- A śmiała się ze mnie. - mówi.
Na koniec był mój przyszły teściu, który zażądał trzy flaszki, za podwiązkę, której nawet wodzirej się nie spodziewał.
- Aż trzy? - pyta.
- To nie jest bucik, panny młodej.
- A co to jest?
- To najważniejsze. - uśmiecha się tata, kręcąc nią na palcu. - Widzisz młody, to tego Ci będzie w nocy brakować. Dlatego to ja stawiam warunki. Chcę trzy flaszki i oddam ci buta jak coś zaśpiewasz.
- Twój ojciec to jest agent. - mówię rozbawiony.
- Młodego w to nie mieszajmy. - mówi wodzirej. - Mam propozycję. Damy Ci 3 flaszki z popitką i coś słodkiego dla żony, ale to pan musi zatańczyć. Słyszeliśmy co nieco o panu. - uśmiechnął się wodzirej.
- No dobra. Dorota!
- A daj mi spokój, człowieku! - zbuntowała się i usiadła.
- Ewela!!!
- O Bożenko... - zajęczała i podeszła do niego.
- Zatańcz z tatusiem.
Puścili najszybszą piosenkę jaką się dało, czyli Lou Bega "Mambo number 5".
Tata wziął ją w ramiona i jak zawodowy tancerz, zgrabnie zaczął ją obkręcać wokół siebie, po czym ruszył szybkim krokiem, tańcząc z nią jakiś styl tańca towarzyskiego.
Wirują na parkiecie, dając niezłe show. Jestem zafascynowany, jej umiejętnościami. Po chwili zaczęli ściszać piosenkę, a oni zwalniać. Zauważylem ulgę na jej buzi i coś jeszcze...
Przy dużych barwach, ładnie się ukłonili, a tata na dodatek pocałował ją w polik, mówiąc do wszystkich, że to jego krew.
Lekko uśmiechnięta, zeszła z parkietu idąc w moją stronę. Wiedziałem, że coś jest nie tak.
- Co Ci jest, Maleńka?
- Noga, ale tylko przez chwilę. Chyba już przeszło, ale bardzo się wystraszyłam.
- Wiedziałam, że bedzie to dla ciebie za szybkie - mówi mama.
- Mamo, wyjdziemy na zewnątrz do auta sprawdzić co z kolanem. - powiedziałem, ale nie było nam to dane.
Poprosiliśmy Zuzę, żeby przypilnowała nam flaszki, bo zostaliśmy akurat teraz przez młodych zaproszeni do zabawy.
Zabawa polegała na tym, że tańczymy z partnerkami i kiedy muzyka przestaje grać, zdejmują one z nas marynarkę, wywijają ją na drugą stronę i spowrotem nas w nie ubierają.
Kto ostatni ten odpada.
Wszyscy mieli wielki ubaw i uczestniczy i reszta gości, kiedy robili zmyłki.
- Ewela, aleś Ty napalona! - krzyczy Olka, robiąc sobie jaja, a my wybuchamy śmiechem.
W pierwszej rundzie prawie odpadliśmy. Dopiero przy drugiej, wychodziliśmy na prowadzenie, bo wymyśliłem, że będę trzymać rękawy już w dłoniach, żeby szybciej wywinąć marynarkę.
I w taki o to sposób, doszliśmy do finału. Zwycięzcy dostawali trzy flaszki wódki, drugie miejsce dwie, a trzecie dostali tylko jedną.
Nie mogę uwierzyć, ale wygraliśmy, ale tylko dlatego, że tamta para nie wyciągnęła do końca dobrze rękawa, gdy my już skończyliśmy.
- Mamy zwycięzców! To Ewelina, łamaczka męskich serc i jej narzeczony...
- Adam. - odpowiadam dumnie, przytulając ją i całując.
- Wielkie brawa dla nich!
Wzięliśmy wszystkie te flaszki i idziemy z nimi do auta, żeby się nie potukły pod stołem.
- Kocham Cię, jak wariat. - mówię zamykając bagażnik.
- Też Cię bardzo kocham. - przybliża mnie do siebie za marynarkę, całując namiętnie.
Po chwili zarzuciłem ja na nią, żeby nie zmarła i posadziłem bokiem, na tylnych siedzeniach. Delikatnie sprawdziłem rękami kolano.
- Boli Cię?
- No właśnie, już nie. - odpowiada.
- Nic nie widzę, mała. Nawet nie ma opuchnięcia.
- Może mi się coś wydawało. - uśmiechnęła się.
- Co robisz? - pytam, gdy wstaje i zamyka drzwi, po czym wywraca moją marynarkę na lewą stronę i zakłada ją spowrotem. - Czemu ją tak ubrałaś?
- Chyba nie chcesz jej zniszczyć? - uśmiecha się kokietryjnie.
- Jak? - podnoszę brew, również się uśmiechając.
- Chodź. - bierze mnie za rękę i prowadzi za remizę.
Tuż za nią jest mnóstwo drzew. Opiera się o jedno i przyciąga mnie do siebie.
- Mam nadzieję, że masz przy sobie gumkę. - mówi między pocałunkami. Kurwa... kocham ja nad życie.
- Mam, ale nie sądziłem, że nam się tutaj przydadzą. - wyciągam ją, z wewnętrznej kieszeni marynarki, przy piersi i po rozpieciu spodni, szybko zakładam ją na siebie. - Jesteś kurwa ideałem. - mówię, podnosząc ją i dociskając do drzewa. Po odsunięciu na bok jej miasteczek, od razu w nią wchodzę, po samą nasadę. Jak zwykle jest na mnie gotowa. - Teraz już wiem, że przy tobie, nie mogę się bez nich nigdzie ruszać. Ale już niedługo. - całuję ją namiętnie i mimo warunków, kocham ją czule opartą o drzewo.
Podczas naszego namiętnego uniesienia, pod rozgwieżdżonym niebem, słychać muzykę z remizy, kilka osób na papierosie przed nią i nasze cichutkie jęki z rozkoszy.
Chryste... jestem zajebiście z nią szczęśliwy.
Nie chcę, żeby to się skończyło.
3205 słów.
Witajcie, kochani!
W tym, wbudzającym wiele sprzecznych uczuć dniu, życzę Wam:
• Tym, co obchodzą i mają z kim:
niesamowitej randki,
trafionych prezentów
i upojnej nocy.
😉😊🥰
• Tym, co obchodzą, ale solo, szukając szczęścia, życzę:
żeby trafiła Was strzała Amora
i to koniecznie ze wzajemnością.
❤❤❤
• A tym, którzy tego święta nienawidzą i obchodzą je, ale szerokim łukiem, życzę:
cierpliwości, niestety przez cały weekend.
Na pocieszenie, już w poniedziałek, wszystko powinno wrócić do normy.
😁😆😅
Przesyłam Wam gorące buziaczki i chcę powiedzieć,
że każdy z Was, jest moją walentynką.
Każda gwiazdka i komentarz, są jak pyszne czekoladki dla mojej duszy.
Dziękuję...
😘😘😘
Wasza VillEve.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top