57. Ty mnie blokujesz.

Ewelina

Po zjedzeniu dwóch gofrów, bardziej się zasłodziliśmy, jak najedliśmy, więc Adam zabrał nas jeszcze na małe śniadanie do McDonalda, a potem pojechaliśmy na spore zakupy. Brunet zaprosił na dzisiaj, wszystkich naszych przyjaciół i rodziców, bo jutro jedziemy na wesele do Asi i Damiana.

Dlatego, ostatnim naszym przystankiem jest apteka, w której zrealizowałam receptę na plastry antykoncepcyjne. Po długiej rozmowie z lekarzem, zaproponował mi plastry. Wyjaśnił mi ich działanie i stosowanie, a mnie to odpowiada, by zmieniać je raz na tydzień.

Od razu po wejściu do domu, biorę się za szykowanie obiadokolacji. Razem z Adamem marynujemy mięso na grilla, robimy też na szybko sałatki i inne przystawki.

Gdy już prawie kończę wszystko przygotowywać, pierwsze co czuję, to dłonie bruneta na moich udach, jak wchodzą pod spódniczkę i delikatnie ściska tyłek.

18+

  - Adam... daj mi skończyć.
  - Nie, bo mi uciekniesz zaraz się szykować. - zaśmiałam się.
  - Skąd wiesz?
  - Bo ja ci każę zmienić tą spódniczkę. - wyszeptał za moim uchem, trącając to wrażliwe miejsce nosem.

Rzeczywiście miałam się iść przebrać, ale nie dam mu tej satysfakcji...

  - Ależ kochanie, ja idę tylko poprawić sobie makijaż i włosy.
  - I jeszcze się przebierzesz. - ha! To się jeszcze zdziwisz.

Zrywa ze mnie delikatne, bawełniane figi i rzucił je w kąt kuchni.

  - Adam! Nie niszcz mi bielizny!

Jestem zajebiście zaskoczona, gdy od razu wchodzi we mnie. Czyli od samego początku, stał za mną bez dolnej części garderoby, w zabezpieczeniu.

  - Ach! Adam!
  - Już się nie mogę doczekać, aż zaczniesz używać tych plastrów. - jęczy, zatrzymując się we mnie.
  - Ja też... chociaż nie! Zostaw mnie! - udaję złą i próbuję się wyrwać, ale on prawie kładzie mnie na tym blacie. - Zniszczyłeś mi kolejne figi!
  - Odkupię Ci. - zrobił kolejne pchnięcie.
  - Aach! Nie!
  - Tak. - warczy i zaczyna sie poruszać, szybko i mocno, dając mi klapsa. Dokładnie o to mi chodziło.

Mocnym ruchem ściąga mi z włosów gumkę, po czym wkładaręce pod moją bokserkę i biustonosz. Jęczę głośno, gdy ściska moje piersi.

  - O Boże... tak!
  - Jesteś niesamowita.

Adam tak mocno mnie posuwa, że aż szafki kuchnenne trochę trzeszczą. Jego pocałunki za moim uchem oraz mordercze tempo, sprawiają że szybko osiągam spełnienie, a on tuż za mną.

  - Kocham Cię, Ewela. Kocham. - jęczy dochodząc. - Jesteś moim najlepszym prezentem i masz nim być, na każde moje urodziny, zrozumiałaś?
  - Masz to jak w banku. - dyszę.
  - Wszystkiego najlepszego, Maleńka. - całuje mnie w ramię, na co się zaśmiałam.
  - Wzajemnie, skarbie.

Kiedy w końcu wyszedł ze mnie, stanęłam pewniej na nogach i musiałam chwilę dojść do siebie, zanim wzięłam swoje zniszczone majtki i poszłam do naszej sypialni.

♡♡♡

Oczywiście, że już nie zamierzam się przebierać, dlatego poprawiam swój makijaż dodając cienie i eyeliner. Włosy kręcę prostownicą i mocno rostrzepuję je rękami, by zyskały na objętości.

Zdążyłam lekko spryskać się perfumami, jak usłyszeliśmy dzwonek. Spojrzałam na zegarek i widząc 14.22, wiedziałam kto pierwszy przyjechał.

Wychodząc ze sypialni, widzę jak w holu moi rodzice witają się z moim narzeczonym, dając mu tort i torbę prezentową, pewnie z alkoholem.

  - Nigdy nie sądziłam, że będę składać mojemu przyszłemu zięciowi, życzenia urodzinowe w tym dniu. - zaśmialiśmy się. - To mu być jakiś znak. Maciek?
  - Mam jeszcze minutę, Dorcia. - powiedział, patrząc na swój zegarek, na co brunet trochę strefił.
  - Tata zawsze składa mi życzenia punktualnie o 14.25. - uśmiechnął się.
  - Dokładnie. 17 latem przyszła o tej godzinie na świat. - dodaje mama. 
  - Już! Wszystkiego najlepszego, dzieci! Czego wam życzyć? - pyta tata, przytulając mnie mocno i wręczając mi kwiatka i małą torebkę.
  - By czas do ślubu szybko zleciał. - powiedziałam.
  - I żeby po nim się zatrzymał. - dodał brunet.
  - W takim razie, życzymy Wam tego.
  - Dziękujemy. - odpowiedzieliśmy chórkiem.
  - Jesteśmy pierwsi?
  - Tak. Zapraszamy na taras. - mówi Adam i przepuszcza ich, czekając na mnie. - Miałaś się przebrać.
  - Nie zdążyłam.
  - To idź teraz. - syczy.

Już mam się coś odezwać, jak nagle rozbrzmiewa kolejny dzwonek i tym razem przyjechali rodzice bruneta, z kolejnym tortem i prezentami.

  - Jesteśmy za wcześnie? - pyta mój tata.
  - Trochę tak, bo wszyscy przychodzą na 17.00. - uśmiechnął się Adam.
  - To my się do tego czasu zwiniemy. My starzy nie będziemy się bawić z młodymi. - odpowiada.
  - Nie przesadzaj.
  - Ale wiesz co, Maciek... to bardzo dobry pomysł. Możemy przenieść do nas. Zapraszamy z Elą na kolację.
  - Dokładnie.
  - Ale my jutro jedziemy na wesele do Koła i...
  - A właśnie... tato... - zaczął brunet. - ...jeśli pozwolisz, to pojedziemy moim autem i mogę robić cały weekend za kierowcę.
  - Jesteś pewien?
  - No jasne. - rozsiadł się wygodniej w krześle.
  - Zobacz, Dorcia... lepszy zięciu, nie mógł nam się trafić!
  - Adam... nie rób tego. - prosi błagalnym wzrokiem mama, przez co zaczynamy się śmiać.
  - Będę mógł się napić z Romanem, Witkiem, wujkiem Frankiem i Danielem. - wylicza na palcach.
  - Maciek... o kim ty mówisz? - spytała poważnie.
  - Mnie pytasz? To twoja rodzina. Widzę, że ja ją lepiej znam, niż ty sama. - wzruszyła ramionami, czym bardzo nas rozbawiła.
  - A propos wesela... musimy od października, zacząć szukać sukienki. - mówi mama
  - Już? Czemu tak wcześnie? - pytam zaskoczona.
  - Nie wiadomo jak szybko ją znajdziesz, a jak już wybierzesz, to trzeba zarezerwować termin, w którym będą Ci ją szyć.
  - No dobrze.
  - Co jeszcze musicie załatwić? - pyta jego mama.
  - Kamerzystę z fotografem i kościół. - odpowiada Adam.
  - A orkiestrę? - pyta tata bruneta.
  - Będzie DJ, bo Eweli nie lubi orkiestry. - spojrzałam na niego. - Umówiłem się z nim na przyszły tydzień.
  - Kamerzystę też trzeba zacząć szukać, a kościół po nowym roku.
  - A i jeszcze musicie iść na nauki przedmałżeńskie. - przypomina moja mama.
  - Wszystko na spokojnie załatwimy. - uśmiecha się brunet.

Wstałam i poszłam z Zuzą do kuchni, by pokroić torta, skoro rodzice nie chcą zostać z nami na kolację, a potem otworzyliśmy prezenty.

Ja dostałam piękny złoty łańcuszek ze znakiem nieskończoności od rodziców, a od przyszłych teściów, pasujące do niej złote kolczyki, jakby były od kompletu.

Adam dostał od moich rodziów ulubione perfumy w sporym flakonie, czyli Acqua di Gio Profumo od Giorgio Armani, a od swoich rodziców, złote grawerowane spinki do mankietów, z literkami AiE.

Piękne i bardzo trafione prezenty, ale też zapewne... bardzo drogie.

Gdy ledwo po 16.00, zadzwonił kolejny dzwonek, nasi rodzice zaczęli się zbierać. Dosłownie w drzwiach mijali się z Adrianem i Mario, którzy przyszli z kwiatami.

Oczywiście, Adam zabijał mnie wzrokiem, bo nadal nie poszłam się przebrać. Jeszcze do niego nie dotarło, że nie zamierzam tego robić?

  - Jak Ci się podoba taras? - pyta Mario.
  - Jest piękny. Dziękuję. - uśmiecham się. 
  - Napracowaliśmy się, ale było warto dla tego uśmiechu.
  - Taa... Ty to najwięcej zrobiłeś. - prycha brunet. 
  - To prawda, stał z piwem i udawał, że szuka części. - mówi Adrian.
  - Ja wszystko nadzorowałem. - zaśmiałam się. - Słyszeliśmy, że jutro bawicie się na weselu? I to wiejskim. 
  - Uwielbiam wiejskie wesela. - wtrącił się blondyn. - Nie chcecie mnie zabrać? Zaraz... Ty masz siostrę, mogę iść, jako jej osoba towarzysząca.
  - Ona ma tylko 13lat, z resztą nie zmieścisz się do auta. - tłumaczy Adam, trzymając rękę na moim nagim udzie.
  - Mam nadzieję, że przywieziecie jakąś weselną flaszkę.
  - Postram się. - obiecuję. - To co? Zacznę znosić przystawki.
  - Jeszcze nie, bo wszystko zjedzą. - odpowiadam.
  - Jaki ty jesteś okropny. Za co oni Cię lubią, to nie mam pojęcia. - zaśmiali się.
  - Nie oszukujmy się. Oni już dawno przychodzą bardziej do Ciebie, jak do mnie. - prychnął.
  - No jak byś zgadł. - zaśmiał się Adrian.
 
Adam poszedł do spiżarni po piwa, a ja wyjmuje wszystkie gotowe przystawki z lodówki, co chłopaki chętnie pomagają zanosić na stół. Na dodatek biorę się za dokończenie przystawek podawanych na ciepło.

Kiedy jestem w trakcie smażenia, jak nagle podskakuję wystraszona, na dotyk na brzuchu.

Adrian mnie złapał w pasie i szybko odciągnął od kuchenki, z której prawie spadła patelka, z wrzącym olejem i wątróbkami owiniętymi w plastry boczku  w panierce z bułki tartej.

  - Przepraszam, nie pomyślałem. - mówi poprawiając ją na miejsce. - Nic Ci nie jest? - nadal mnie trzyma w pasie.
  - Nie, ale miałam stan przed zawałowy. - uśmiecham się.
  - Cieszę się, że się pogodziliście. - uśmiecha się.
  - Ja też, bardzo mi go brakowało.
  - Na dobre wam to wyszło. - wychodzę z jego ramion i obracam wszystkie na drugą stronę. - Masz może jakiś napój w lodówce?
  - Zobacz. Jak nie będzie, sprawdź w lodówce w spiżarni.
  - Mam. - nalewa sobie Sprita. - Pomoc Ci jeszcze w czymś?
  - A chętnie. Weź talerze z tej szafki i sztućce z szuflady. A później szklanki na napoje.
  - Nie ma sprawy. - z uśmiechem zanosi zastawę.
  - Co jeszcze robisz, mała? - pyta Adam, zaglądając mi przez ramię i dotykając mnie tak samo, jak zrobił to Adrian przed chwilą.
  - Watróbkę w boczku. - całuje mnie za uchem, a ja rozpływam się pod jego dotykiem.
  - Mam ochotę na Ciebie. - szepcze mi do ucha.
  - Teraz? - zaskoczył mnie.
  - Tak, teraz. Chodź na szybki numerek.
  - No chyba żartujesz.
  - Nie. Ja nigdy nie żartuję. - wyłącza kuchnię i wpycha mnie do spiżarni.
  - Oszalałeś? - śmieje się. - Mamy gości.
  - Tylko chwilę nas nie będzie. Nie chcesz trochę dreszczyku? - przygryzam wargę.

18+

Widzę, jak Adam szybko rozpina spodnie i zakłada na siebie gumkę, którą miał w tylnej kieszeni spodni.

On już się bez nich nie rozstaje, ale już nie długo nie będzie musiał ich w ogóle nosić.

W jednej chwili zostaję podniesiona. Szybko oplatam go nogami w pasie, a on rozchylając mi na bok materiał fig, wchodzi we mnie gwałtownie i od samego początku narzuca takie tempo, że mam ochotę krzyczeć, ale nie mogę.

  - Kurwa... jaka ty jesteś zawsze ciasna.
  - Ach... Adam... - jęczę cicho, czując nadchodzący orgazm.

Nie wiem czy mi się wydaję, ale chyba nie jesteśmy tu sami.

  - Wiem, mała. Czuję to. Zajebiście się na mnie zaciskasz. - nie mogę się skupić na obrazie za brunetem, bo uderza we mnie orgazm.
 
Kompletnie się zapominam i odchylam głowę do tyłu, ciągnąc go za włosy i cicho jęcząc.
O dziwo nie słyszę sprzeciwu, że nie patrzę mu w oczy. Całuje moją szyję i po chwili słyszę jak szepcze moje imię.

  - Ewela, Ewela, tak... - doszedł składając mi pocałunek na ustach, a ja dopiero teraz wyraźnie dostrzegam, że rzeczywiście mieliśmy widza... Adriana.

Stoi oparty o drzwi, z założonymi rękami i uważnie nas obserwuje. Nie mam pojęcia, co mam wyczytać z jego twarzy. Patrzymy sobie w oczy, gdy nie świadomy Adam nadal mnie posuwa, przedłużając przyjemność.

Nagle oderwał się bezgłośnie od drzwi i z zajebistym uśmiechem oraz mrugnięciem do mnie oka, wyszedł.

♡♡♡

O Bożenko... Co się ze mną dzieje?
Dlaczego nie wstydzę się być przyłapana, w tak intymnej sytuacji?

To było bardzo podniecające, mieć widza. Napaliłam się jeszcze bardziej, mimo ze przed chwilą miałam orgazm.

  - Chcę jeszcze. - szepczę. Brunwt spojrzał na mnie zaskoczony.
  - Jak to jeszcze? Teraz?
  - Tak, chcę wiecej. - patrzę mu głęboko w oczy, nadal będąc na jego biodrach.
  - O Boże, stworzyłem ideał. - całuje mnie namiętnie. - Ale nie teraz. Musimy już wracać. Ale obiecuję, że w nocy Cię tak zerżnę, że jutro możesz nie wstać tak szybko z łóżka.
  - Koniecznie. - uśmiecham się i schodzę z niego, poprawiając spódniczkę.
  - Tu jesteście. - mówi Adrian, wchodzą do spiżarni, jak gdyby nigdy nic, uśmiechając się jak zwykle. - Coś długo was nie było. - opiera się tak samo o drzwi jak wcześniej.

Adam bez skrępowania zapina spodnie i odwraca się do niego.

  - Już skończyliśmy. - uśmiecha się perfidnie do blondyna.
  - Blefujesz, nic nie było słychać.
  - Bo wyjątkowo była cicho. - przytula mnie z uśmiechem.
  - Wracajmy do Maria. - mijam ich.
  - Widzisz, nie potwierdziła. - zaśmiałam się z tego cyrku.

Chłopaki wrócili na taras, a ja dokończyłam smażenie.

W między czasie przyszli wszyscy. Nawet Mateusz, przyszedł ze swoją randką. Monika, to śliczna, niewysoka blondyneczka, mojej postury i z bardzo sympatyczną buzią i uśmiechem.

Na początku była trochę zakłopotana, ale trwało to dosłownie kilka minut, bo od razu złapałyśmy bardzo dobry kontakt.

Przy kolacji, o dziwo nie było mi głupio, gdy krzyżowałam wzrok z blondynem. Uśmiechał się tak jak zawsze, więc i ja tak robiłam.

  - Jaką masz sukienkę na jutro? - aż przestałam pić, na pytanie Adriana.
  - Naprawdę chcesz wiedzieć jak baba, jaką mam sukienkę? - zaśmiałam się z dziewczynami.
  - Tak jestem ciekaw, a przeszkadza Ci to? 
  - No nie.
  - Adrian, weź ty sobie znajdź jakaś panienkę, bo zaczynam się o Ciebie martwić, Stary. - śmieje się Mateusz.
  - Nie wiem, o co Ci chodzi.
  - Stary, tylko nie mów że jesteś gejem. - śmieje się Mario.
  - A przeszkadzało by Ci to? - zapytał z uśmiechem.
  - Wiesz... dopóki nie macasz mnie po tyłku, to bądź sobie kim chcesz. - to koniec. Zwijamy się ze śmiechu.
  - Ty tak na serio? - dopytuje Szymon, a Adrian wzrusza ramionami.
  - O jaa... Ewela! Zawsze chciałaśmy mieć przyjaciela geja! - krzyczy Natka.
  - Naprawdę? - pyta Adam.
  - Pewnie. - wstaje i idę do Adriana, po czym bez ostrzeżenia, siadam mu na kolanach, szokując tym wszystkich. - Są lepszymi przyjaciółmi od dziewczyn, choć Natka mnie nigdy nie zawiodła. - uśmiechnęła się do mnie, a on delikatnie mnie objął i się zaśmiał.

Doskonale wiem, że to żarty, przecież z nim rozmawiałam w drodze do Srocka.

  - Ewela... złaź z niego. - mówi
  - Czym się martwisz? To ja powinnam być zazdrosna. - obejmuje go, kładąc mu rękę na karku.
  - Błagam Cię, Ewela... wierzysz mu? Przecież to był największy podrywacz dziewczyn w szkole. - mówi Mateusz.
  - On sobie z Ciebie jaja robi, a ty mu wierzysz. - dodaje Mario.
  - Naprawdę? - spojrzałam na niego, z udawanym szokiem, łapiąc się teatralnie za serce.  - To tylko jaja? - widząc ten teatrzyk, on już nie wyrabia i zaczyna chichotać. Straszny słodziak z niego.
  - Ewelka... przykro mi, ale nie pociągają mnie mężczyźni. W ogóle jak patrzę na Mario, to dziękuję Bogu za płeć piękną. - teraz to ja zachichotałam.
  - Goń się. - oburzył się Mariusz. Wstaję z kolan blondyna.
  - Ale... mogłaś jeszcze posiedzieć. - uśmiecha się.
  - Jakbyś był gejem, to bym siedziała, a jak nie... to sorry, ale wracam do narzeczonego. - idę do Adama który ma zwycięski uśmiech na twarzy i otwiera ramiona. Podchodzę i bez skrępowania mocno go całuję.
  - Po dłuższym zastanowieniu się... chyba podoba mi się Mariusz. Wróć. - nabija się.
  - Kurwa, zejdź ze mnie. - wkurzył się Mario, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
 
Impreza trwała w sumie do ciszy nocnej. Ledwo po 22.00 wszyscy zaczęli się zbierać, życząc nam jeszcze raz wszystkiego najlepszego i świetnej zabawy na weselu.

Byłam cholernie wdzięczna dziewczynom, że pomogły mi wcześniej troszkę ogarniać, więc jak już wszyscy wyszli, Adam powiedział że mogę iść już się kąpać, a on wszystko sprzątnie. Ucałowałam go za to mocno i szybko pobiegłam do łazienki, zrobić swoje rytuały.

Po niecałej godzinie, cała wybalsamowana, wychodzę z łazienki ubrana w tą koszulę, w której tydzień temu przyłapali mnie chłopcy i z bąbelkującą maseczką na twarzy.

Widzę, jak Adam leży z laptopem na kolanach i jest bardzo skupiony na czymś.

  - Czemu do mnie nie przyszedłeś? - pytam nadal smarując ręce kremem.
  - Szukam czegoś. - mówi nawet na mnie nie patrząc.
  - Co takiego?
  - Chodź zobacz.

Skradam się na łóżko i kładę obok niego, robiąc sobie masaż dłoni, mocniej wcierając krem. Patrzę na ekran laptopa, jak brunet serfuje wśród ogłoszeń kamerzystów na Youtube.

  - Wybrałeś kogoś?
  - Tak narazie oglądam. - odwrocił się i widząc moją twarz, przymknął oczy. - Co ty masz na twarzy?
  - Maseczkę.
  - A czemu ona żyje? - dotyka jej palcem.
  - Nie żyje, a bąbelkuje masując mi przyjemnie twarz.
  - Lubisz być masowana?
  - Lubię, ale mój narzeczony mnie zaniedbuję. O nie przepraszam, masuje... ale tylko moją cipkę. - wybuchł śmiechem. - Kiedy zaczynamy ćwiczenia?
  - No miało być od poniedziałku, ale dałaś nogę.
  - Od razu nogę. Tak wyjechałam sobie rekreacyjnie, przemyśleć kilka spraw.
  - Chcesz porozmawiać o Michale?
  - Nie, Adaś. Już wszystko wiem. To naprawdę zamknięty rozdział.
  - Dobrze. - uśmiecha się i mimo mojej maseczki, daje mi małego buziaka. - Co do kamerzysty, to nie mam pojęcia, którego wybrać. Wszystko jest takie oklepane. Jak dla mnie może w ogóle go nie być.
  - Ja też nie jestem za tym, ale musimy mieć pamiątkę. - wdycham.

Patrzę na jeden filmik, gdzie akurat, jest błogosławieństwo pary młodej przez rodziców.
 
  - Adam, nie chcę tego. - spojrzał na mnie zaskoczony.
  - Czego? Ślubu?
  - Nie, takiego filmowania błogosławieństwa. Chcę mieć pamiątkę, ale to już przesada. To do nas nie pasuje.
  - Jaki masz pomysł?
  - Niech kamerzysta czeka na nas pod kościołem.
  - Ok. A chcesz żebym po Ciebie przyjechał, czy chcesz być prowadzona do ołtarza przez ojca?
  - A Ty jakbyś chciał?
  - Chyba jak na filmach. Zostajesz mi przekazana przez tatę. - uśmiecha się.
  - A co z błogosławieństwem? Trochę bez sensu, jak przyjedziesz do mnie, rodzice zrobią co trzeba, a potem będziemy jechać na dwa auta do kościoła?
  - To zrobimy sobie błogosławieństwo dzień wcześniej. Zrobimy wczesną koalcje u nas, czy u któryś z naszych rodziców, na której oficjalnie nas pobłogosałwią.
  - To świetny pomysł. - uśmiecham się i schodzę z łóżka.
  - Masz coś pod tą piżamką?
  - Czy ja kiedykolwiek spałam w bieliźnie? - pytam.

Wchodzę do łazienki, by zmyć maseczkę i rozczesać wilgotne włosy.

  - Czemu w ogóle w niej śpisz?
  - Może tobie moje ciało się podoba, ale mi nadal nie, choć jest lepiej jak było.
  - No chyba żartujesz!?
  - Nie. Mówię poważnie, Adam. Nadal mam nadwagę 10kg i chcę to zgubić. - mówię zamykając drzwi do łazienki i spowrotem wchodzę do łóżka.
  - Po moim trupie.
  - Przestań, proszę Cię. - patrzę na niego spod byka. - Chcę się pozbyć tej oponki i jeszcze trochę z boczków i ud.
  - Ty masz jakąś paranoję. Jesteś idealna. - mówi z nerwami.
  - Ty to się już nie wypowiadaj na te temat.
  - A to niby czemu?
  - Bo podobałam Ci się nawet, jak byłam gruba. Jesteś nieobiektywny. - wstał i zaprowadził mnie za rękę znowu do łazienki. - Co robisz? - pytam, widząc że czegoś szuka pod szafkami.

Po chwili wyciąga wagę, a mnie aż zatyka.
 
  - Ty chyba żartujesz?
  - Mała, ja nigdy nie żartuję. Wskakuj na wagę.
  - No chyba Cię pogieło. - oburzyłam się, jak nigdy.
  - Ewela... uważaj na język. Proszę Cię, wejdź na wagę, albo sam Cię na niej postawię.
  - Ale po co?
  - Wchodź. - no kurwa. Jeszcze tego brakowało, żeby się przy nim ważyła. Nie chce tego robić przy nim.
  - Nie chcę. Nie przy tobie.
  - Czego Ty się wstydzisz? - kurwa, co za uparciuch.

Wchodzę na tą wagę i widzę, że waga od przyjazdu stoi w miejscu, czyli 75kg.

  - No super, wyszły mi te naleśniki i gofry oraz brak basenu. Od przyjazdu nic nie schudłam. - marudzę.
  - 75kg, to jest idealna waga dla Ciebie. Za tydzień znów tu staniesz i jeżeli ubędzie chociaż kilo, to nie ręczę za siebie.
  - Nie możesz decydować o tym jaka mam być. To moje ciało i będę dopiero ustysfakcjonowana, gdy z tej 7 zrobi się 6 i zginie to. - podnoszę dół bluzki i łapie się za małą oponkę i boczki.
 
Przyciąga mnie do siebie i głaszczę moje ciało dokładnie w tych miejscach.

  - Kocham Cię... to także moje ciało.
  - Wiem. - przerwałam mu. - Ale...
  - Nie... posłuchaj mnie. Mówię poważnie, masz już się nie odchudzać. Chcę Cię taką.
  - Aha... super, jak przytyję to mnie zostawisz? - położył głowę na moim ramieniu.
  - Wykończysz mnie. Na bank mam już gdzieś siwy włos przez Ciebie. Zrozum, kocham Cię taką jaką jesteś i będę, nawet jak przytyjesz w ciąży.
  - To kochaj mnie też szczupłą.
  - Ale czy ty nie rozumiesz, że już jesteś szczupła? Boję się, że popadniesz w jakaś chorobę.
  - Anoreksja, to mi nie grozi. - prycham.
  - Chodziło mi o wymuszanie wymiotów na przykład.
  - Nie jestem głupia, Adam. - nastroszyłam się. - Nie będę tego robić. Nienawidzę wymiotować.
  - To chociaż dobrze.
  - Chcę spróbować zgubić te 10kg, czy to Ci się podoba, czy nie.
  - Dobrze. Rób co chcesz. - mówi z nerwami. - Ale masz to robić z głową, zrozumiałaś?
  - Tak. - uśmiecham się do niego, ale on tego nie odwzajemnia. - Adam, no nie obrażaj się. Ty nie wiesz jak to jest, bo ty jesteś idealny.
  - Ty też, ale mnie nie słuchasz. Masz gdzieś moje zdanie. - mija mnie i wychodzi zły z łazienki.

Wzdycham i chowam wagę spowrotem pod szafki. Wychodząc z łazienki, widzę że siedzi na krawędzi łóżka, tyłem do mnie. Wchodzę i klęczę za jego plecami, kładę mu ręce na ramionach i przytulam się do niego.

  - Czemu się gniewasz? - cisza. - Bo chcę być piękna?
  - Przecież jesteś. Zawsze byłaś. Cały czas Ci to mówię.
  - Mówisz tak, bo mnie kochasz lub chcesz żebym i ja w końcu w to uwierzyła.
  - A ty nadal swoje. Jak kulą w płot. Wiesz co? Miałem Cię za mądrzejszą, a nieraz tak nie ograniasz, że aż mnie załamujesz.
  - No dzięki, wiesz. - prychnełam.
  - Co mam zrobić, żebyś sama dostrzegła, jak jesteś piękna i seksowna taka jak teraz? - wzruszyłam ramionami, jakby miał to zobaczyć. Rzeczywiście głupia jestem. - To przez Martę, prawda? Zasiała w Ciebie wątpliwości, których wcześniej nie miałaś.
  - Na początku tak, ale później mi przeszło.
  - No chyba nie, skoro chcesz się na siłę odchudzać. - zaczynam masować mu mocno ramiona.
  - Nie na siłę, ale chcę spróbować. - zaczęłam rozluźniać uchwyt, zdjąc sobie sprawę, że masuje pewnie nieudolnie fizjoterapeute.
  - Nie przerywaj. - zdziwiona znowu go masuję. - Jesteś piękna i cholernie na mnie działasz. Nie musisz tego robić. - poddaję się.
  - Dobrze. Wygrałeś. Dam sobie spokój.
  - I prawidłowo... myślałaś o tym żeby zostać fizjoterapeutką.
  - Co ty gadasz? - pytam z uśmiechem.
  - Wiesz, jak dobrze masujesz mi ramiona?
  - Serio? - uśmiechnęłam się.
  - Nie, wiesz żartuję. - prychnął. - Zapamiętaj, że zawsze będę z Tobą szczery.
  - Ten zawód już na starcie odpada.
  - Czemu?
  - Bo nie pozwolisz mi masować innych mężczyzn. - zauważam.
  - No tak, masz racje. - zaśmiał się.

Masuję go nadal, od czasu doc czasu składając czuły pocałunek na karku lub ramieniu.

  - Myślałam o czymś innym. - zaczynam.
  - O czym?
  - O seksuologi. - robię sobie jaja.
  - Po moim kurwa trupie. - syczy, a ja się śmieje po cichu, ale zaraz udaję poważną.
  - Adam... Ty mnie blokujesz. Ja przy tobie nie mogę rozwinąć skrzydeł... chyba nie powinnam wycho... - nie kończę, bo jestem przez niego wgnieciona w materac.
  - Ty mała jędzo, myślisz że nie wiem, jak robisz sobie ze mnie jaja? - świdruje jasnymi oczami moją rozbawioną buzie.
  - Ale kochasz mnie i tak?
  - Jak cholera. - uśmiecha się i zaczyna mnie całować. - Mam coś dla Ciebie z okazji urodzin.
  - Adam... mieliśmy nie robić sobie prezentów.
  - Wiem, ale... musiałem. - podaje mi pudełeczko.
  - Nic dla Ciebie nie mam. - jęczę niezadowolona.
  - Ty jesteś moim prezentem.

Otwieram pudełeczko i patrzę z uśmiechem na złotą delikatną bransoletkę, ze znakiem nie nieskończoności i dwoma literkami po bokach A i E. Jedynie zapięcie tej bransoletki, trochę nie pasuje do niej. Jest zbyt ciężkie, na tak delikatny łańcuszek, ale w ogóle mi to nie przeszkadza. No i chyba wszyscy się zmówili, bo ewidentnie jest to komplet.

  - Podoba Ci się?
  - Jest przepiękna. - mówię wzruszona. - Założysz mi?
  - Oczywiście. - delikatnie wyjmuje ją z pudełka i zakłada na prawą rękę. - Jak widzisz, na tych wypustkach można w przyszłości dołączyć, kolejne pierwszy literki imion naszych dzieci. - spłynęła mi jedna łza, którą scałował.
  - To najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam. Dziękuję. - uśmiecha się szeroko.

Kładę dłoń na jego policzku i całuję go czule, ale już po chwili nasz pocałunek staje się coraz bardziej gorący i zamiast iść spać, żeby się wyspać, my urządziliśmy sobie maraton seksu, idąc spać grubo po 2.00 w nocy.

Ale było warto... to były moje najlepsze urodziny, jak do tej pory. 

3670 słów.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top