55. Nie doceniasz jej, Ad.

Ewelina

Nie mam ochoty na jego towarzystwo. Dobrze, że dom jest duży i mam gdzie się zamknąć. Biorę swoją nową letnią piżamę, głośnik bluetooth, telefon i zamykam się na klucz w naszej łazience, na bardzo długo. Włączam sobie ulubioną playlistę i najpierw wchodzę pod prysznic.

Nie spiesząc się nigdzie, wydepilowałam sobie całe ciało i mocno je wypeelingowałam i wyszorowałam gąbką. Nie usłyszałam, ale dostrzegłam jak Adam łapie za klamkę od drzwi.

Mowy nie ma.

Nie będzie żadnego przeprosinowego bzykanka. Za bardzo mnie to wszystko boli.

Po spłukaniu maski z włosów i wiążąc wysokiego koka, nalałam sobie wody do wanny, wlewając olejek i musujacą kule o zapachu lawendy oraz sól do kąpieli. Kiedy wszystkie moje świeczki już się pięknie paliły, dając zniewalający zapach, wchodzę do niej z bąbelkującą maseczką na twarzy, która jest fenomenalna i próbuję się rozluźnić, słuchając muzyki.

Mimo, że zrobiłam wszystkie swoje rytuały, nie czuję się lepiej. Bez entuzjazmu smaruje ciało balsamem i pryskam się mgiełką do ciała. Ubieram się w nową piżamę, uważnie przeglądając się w lustrze.

Czemu się sobie nie podobam, tak jak wcześniej?
Naprawdę wzięłam sobie jej zdanie to serca?

A może przez radość ze zgubionych kilogramów, oszukiwałam się i teraz widzę, że wcale nie wyglądam w tym dobrze?

Trudno... nie będę chodzić ubrana po szyję w taki upał.

Wychodzę z łazienki z wilgotnymi i kręcącymi się już włosami, czując się niezbyt komfortowo w tym stroju, ale nie zamierzam się go pozbywać. Idę holem w stronę kuchni i dosłownie staję jak wryta, na widok Adriana i Matusza z Adamem.

Każdy jeden, nic się nie odzywa, tylko skanuje mnie wzrokiem.

- Hej? - w końcu się odzywam, robiąc kilka kroków do tyłu.
- Cz..cześć. - odpowiada Adrian. Chyba ich ocknęłam, bo zaczeli się peszyć.
- Czy ty możesz iść się ubrać!? - krzyknął Adam.
- Właśnie idę. - syczę.
- To szybciej! - warczy na mnie.

Wściekła odwracam się i zmykam szybko do sypialni, słysząc za sobą ich rozmowy. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie.

- Pojebało Cię? Nie krzycz na nią. Przecież nie wiedziała, że jesteśmy. - mówi Adrian.
- Jakby nie zamykała drzwi od łazienki i nie puszczała tak głośno muzyki, to by usłyszała, że przyjeżdżacie. - mówi z nerwami.
- Ej, uspokuj się! Co w Ciebie wstąpiło? - pyta Mat.
- Chodźcie do salonu. Jesteśmy trochę pokłóceni.
- O co? - słychać ich coraz ciszej.

Cofam to co mówiłam!

Jak to pełen uznania wzrok obcych mężczyzn, potrafi dowartościować kobietę.

Ta małpa dokładnie tego chciała, żebym zwątpiła w siebie i na chwilę jej się to udało.

Szybko ubieram się w dzisiejsze rzeczy i normalnie wyszłabym po prostu w szlafroku, nic nie robiąc ze sobą, ale chcę się czuć ładnie. Dlatego włosy przygładzam olejkiem od Elseve, robiąc piękne rude fale i maluję oczy na nowo.

Stoję chwilę w holu i przysłuchuję się ich rozmową.

- To Ty spierdoliłeś. Ona miała prawo się bronić. A to, że nie daje sobie w kaszę dmuchać, to tylko się chwali. - broni mnie Adrian.
- Ciesz się, że jest bardzo błyskotliwa i sama dojrzała, że to zdjęcie było robione dawno.
- Napijecie się czegoś? - słyszę jak zmierza do kuchni.

Udaję, że dopiero wyszłam i zamykam drzwi od sypialni. Zatrzymał się w połowie, patrząc na mnie, ale go ignoruję wściekła i skręcam w lewo do chłopaków, którzy siedzą na rogówce.

- Hej... - uśmiecham się słodko i witam każdego buziakiem w polik.
- Hej. - odpowiadają.
- Co tam słychać? - siadam w fotelu.
- Tak tylko wpadliśmy na chwilę.
- Byliśmy niedaleko.
- Czemu na chwilę? - pytam.
- Wiesz... nie chcemy wam przeszkadzać. - uśmiechnął się Adrian, wskazując głową w kierunku Adama.
- Tym to się w ogóle nie przejmujcie. - macham ręką. - Zostańcie. Dzisiaj jest mecz, a jemu się przyda towarzystwo. - pochyliłam się i złapałam blondyna za kolano. - To co? Zrobię wam coś dobrego na ten mecz? - uśmiecham się, na widok jego rozpromienionej twarzy.
- Nie rób sobie kłopotu.
- Dajcie spokój. Uwielbiam to robić. - wstałam i udałam się do kuchni. Minęłam bruneta, nie zaszczycając go żadnym spojrzeniem. - Za ile ten mecz? - pytam, będąc już w kuchni i zaglądając do pełnej lodówki.
- Za godzinę. - odpowiada Adam.

Wyciągam wszystkie produkty i zrobię im zapiekane kanapki z dużą ilością składników oraz sałatkę z zupek chińskich z przepisu Natki. Sama dawno jej nie jadłam.

Zrobione kanapki, a raczej całe dwa stosy, niosę do salonu.

- Nie będziesz się nudzić? - pyta Mat.
- Ja? W życiu. Lubię piłkę nożną.
- W życiu w to nie uwierzę. - zaśmiał się Adrian.
- No naprawdę. - złapałam się za serce. - Ha! Nawet wiem, co to jest spalony. - chwalę się podpierajac boczki.
- No dajesz. - zaśmiali się wszyscy, nawet Adam.
- Nie umiem tego tak profesjonalnie powiedzieć jak wy.
- To swoimi słowami.
- Okay. Spalony jest wtedy, kiedy zostanie podana piłka do zawodnika, a on jest bliżej bramki przeciwnej drużyny, niż obrońcy.
- O kurwa... - podchodzi do mnie Adrian i klęka na dwa kolana, po czym chwyta moją dłoń.
- Co ty wyrabiasz? Wstawaj. - mówi brunet.
- Zostaw go, on nie jest Ciebie wart. Wyjdź za mnie. - zaśmiałam się.
- No idiota. - komentuje brunet.
- Przysięgam, że będę Cię na rękach nosił i wyrabiał codzienną normę.
- No kurwa jeszcze czego. - burzy się Adam, a ja mam ubaw.
- Jaką normę? - pyta Mateusz.
- No Eve ma duże potrzeby... i Adam musi ją zaspokajać minimum 3 razy dziennie. - mina szatyna jest bezcenna, a na bruneta nawet nie patrzę. - Eve, kochanie, jak to było?
- Raz rano i dwa na wieczór... minimum. - dodaje Adam.
- No to dziś pewnie przekroczysz normę. - śmieje się Adrian, wstając i całując mnie w dłoń.
- Wręcz przeciwnie. Dziś nie zaliczy w ogóle. - szepczę, a blondyn próbuje powstrzymać wybuch śmiechu, zaciskając usta.
- Szkoda mi go, bo nakręciłaś go w tej piżamce. - mruga oczkiem i siada z talerzem.
- To dla wszystkich. - pokazuje palcem.
- No dobrze. - wzdycha.

Wracam się po sałatkę i przez przypadek strącam biodrem szklankę, roztrzaskując ją w drobny mak.

- Nic Ci nie jest?
- Nie. - wzdycham, pochylając się i zbieram największy odłamek, słysząc za sobą cichy gwizd i szybkie kroki.

Po chwili czuję jego biodra na moim tyłku i jak jestem złapana za opuchniętą rękę i podniesiona do pionu.

- Zostaw to. - warczy Adam.
- Daj mi to sprzatnąć. - trzymam się za dłoń.
- Nie! Ja to zrobię.
- A tobie co, odbiło? To tylko szklanka. - pytam zła.
- Prawie cały tyłek było Ci widać, tak samo jak w tej piżamie. Robisz to specjalnie? - syczy.

Mam dość.
Odwracam się i idę do chłopaków.

- Przepraszam, ale nie obejrzę z wami meczu. - całuję każdego w polik. - Idę się przejść, bo zacznę gryźć. Niedługo wrócę.
- Pa, Eve.
- Cześć.
- Narazie. - biorę torebkę z szafki i wychodzę, ale bez trzaskania drzwiami.

Idę powolnym krokiem w stronę domu Szymona. Nie dzwonię do niego, bo chcę mu zrobić niespodziankę i to był mój błąd. Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego.

Nie zdążyłam dobrze skręcić w jego furtkę, gdy nagle otworzyły się jego drzwi, a w nich stanęła osoba, której nie powinnam była spotkać.

Co on tu robi?

Stanęliśmy na swój widok, jak wryci. Jedno skanowało drugie wzrokiem niedowierzając, że do tego doszło.

- Ewela... - ten głos brzęczy mi w uszach.
- Co ty tu kurwa robisz? - w końcu znalazłam język w ustach. - Odpowiedz! - nagle znów otworzyły się drzwi i wybiegł z nich Szymon.
- Boże... Ewela, co Ty tu robisz?
- Ja!? Pytasz, co ja tutaj robię? - pokazuję na siebie. - Wiesz co? Odpowiem Ci. Przyszłam w odwiedziny do przyjaciela, ale się pomyliłam!
- Błagam Cię, nie mów tak. To nie jest tak, jak myślisz. - podnosi ręce, by mnie uspokoić.
- A jak kurwa? Wytłumacz mi, co on tu robi?
- Myślę, że powinieneś już pójść. - mówi do niego, jak gdyby nigdy nic.
- Nie! - protestuję. - Jak już tu jesteś, to wysłuchasz co mam Ci do powiedzenia. - warczę na blondyna.
- To nie jest dobry pomysł. - mówi szatyn.
- Nie wtrącaj się! - krzyczę do niego.
- Dobrze. W takim razie chodźcie do garażu, nie róbmy scen. - idzie i go otwiera.

Pokazuję ruchem głowy do Michała, że ma iść pierwszy. Patrzy na mnie chwilę i idzie. Mam zamiar wszystko mu wygarnąć, ale nie jestem głupia i zachowuję duży dystans między nami.

- Co tu się kurwa dzieje? Wyjaśni mi ktoś, czemu on nie jest w więzieniu?
- Ewela, on... dostał wyrok w zawieszeniu. - okłamali mnie.
- A co tu robisz?
- Przyszedłem do Szymona, żeby przekazał Ci to. - wyciąga do mnie rękę z kopertą.
- Nie chcę tego. Jak mogłeś mi to zrobić? Jak?
- Ewela... ja... byłem zaślepiony zazdrością.
- Chciałeś zabić miłość mojego życia! Mogłam też zginąć przez Ciebie!
- Myślisz, że tego nie wiem!? - skrzywił się. - Widziałem jak w Ciebie uderzam, jak wpadasz na maskę i odrzuca Cię kilka metrów dalej. To było straszne widząc, że osoba którą kocham, umiera i muszą walczyć o jej życie. Nie chciałem tego. - schylił głowę. - Co noc mi się to śni i żałuję tego, co zrobiłem. - robi krok w moją stronę. - Przecież Cię kocham, nie chciałem twojej śmierci.
- Nie zbliżaj się do mnie! Przez Ciebie, byłam prawie miesiąc w śpiączce, w okropnym stanie. Wiesz jak ciężka była moja rehabilitacja? - rozpłakał się.
- Nawet nie wiesz, jak mi jest przykro. Przepraszam, Słonko.
- Żadne, ale to żadne twoje słowo ani czyn, nie przywróci mi zdrowia, straconych chwil z bliskimi, ich nerwów i zmarnowanego roku szkolnego.
- Proszę Cię, weź ten list. Przeczytaj go.
- Nie. Nie chcę mieć z Tobą nic do czynienia. Daj nam w końcu spokój. Zniknij na zawsze z mojego życia.
- Zrobię to, tylko błagam weź go i przeczytaj. Już nie będę Cię niepokoił. Wyjeżdżam na stałe do brata, do Wrocławia. - podchodzi bliżej, a ja się odsuwam.
- Nie podchodź do mnie. Daj go Szymonowi i zejdź mi z oczu.
- Mogę coś jeszcze powiedzieć?
- Nie.
- Jednak powiem. - wywracam oczami. - Kocham Cię i zawsze będę i nie wiem czym sobie zasłużyłem, bo nawet nie marzyłem, by znów Cię zobaczyć. Wyglądasz przepięknie i taką chcę Cię zapamiętać.
- Skończyłeś?
- Życzę Ci żebyś była z nim szczęśliwa. Już wiem, że kocha Cię tak mocno jak ja. Proszę, przeczytaj list. - patrzy na mnie błagalnym wzrokiem.
- Nigdy nie miałam takiego zamiaru. Nienawidzę Cię Michał i nic, ani nikt tego nie zmieni. Nigdy nie wybaczę Ci tego, czego chciałeś się dopuścić i co mi zrobiłeś. Żegnam. - zacisnął usta w cienką linię.
- Nigdy Cię nie zapomnę i nigdy nie przestanę kochać. Żegnaj. - wychodzi z garażu, ale zanim wyjdzie z posesji, odwraca się jeszcze raz, by na mnie spojrzeć.

Daje mu tą chwilę, po czym odwracam się tyłem. Nie chcę go znać.

- Ewela... on tu przeszedł tylko po to, żeby się pożegnać i prosił, żebym Ci dał ten list,nie informując o tym Adama. Przysięgam, że odmówiłem i od razu go wyprosiłem. - wzdycham.
- Przytul mnie. - proszę.
- Chodź. - podchodzi do mnie z otwartymi ramionami. - Wszystko w porządku?
- Nie bardzo, ale sama muszę się z tym zmierzyć.
- Odwieźć Cię?
- Nie, przejdę się. - biorę list do ręki.
- Miałaś go nie czytać.
- I nie zamierzam. Dam go Adamowi. Narazie.
- Pa, Gwiazdko. - mówi smutno, opierając się o auto.

Wracam już szybszym krokiem do domu. List który mam w ręce, strasznie mnie pali, ale dzięki Bożence nawet nie korci mnie, by go przeczytać.

Wchodzę wściekła do domu i od razu kieruje się do salonu. Wzrok całej trójki ląduje na mnie.

- Adam, Adrian, macie mi coś do powiedzenia? - rzucam list na stolik, który od razu przechwytuje brunet.
- Co to jest? - pyta, otwierając go.
- Zanim go przeczytasz, zastanów się czy chcesz mi coś wyjaśnić.
- Nie. Od kogo jest ten list?
- Nie? Nic a nic? Daję Ci szansę. - syczę.
- Nie. - mówi nie patrząc na mnie, tylko ogarnia szybko wzrokiem kartkę z koperty. Wstał. - Skąd to masz!?
- Adam, co to jest? - pyta blondyn.
- No nie uwierzycie, kogo spotkałam u Szymona! Kogoś, kogo miałam nigdy już nie spotkać, bo miał siedzieć w więzieniu! - spojrzał na mnie nic nie mówiąc, tylko gniecie list w dłoni.
- Spotkałaś Michała? - spytał Adrian.
- Tak. Spotkałam swojego oprawcę, twarzą w twarz. Możecie mi powiedzieć, dlaczego nie powiedzieliście mi prawdy?
- Ewelka... zrobiliśmy to dla Twojego bezpieczeństwa. - mówi Adrian.
- Właśnie widać, jak Wam to wyszło. On mnie mógł swobodnie teraz porwać i nic byście nie wiedzieli.
- Zrobił Ci coś? - pyta wściekły Adam.
- Nie.
- Ewela...
- Nic nie mów, nie mam ochoty z Tobą rozmawiać. Zawiodłeś mnie dziś po całości. - spojrzałam się po nich i tylko Adrian nie miał piwa. - Adrian jesteś autem?
- Tak.
- Zawiózł byś mnie do dziadków?
- Yyy... jasne.
- Nigdzie nie pojedziesz. Tu jest twój dom. - mówi ze złością brunet.
- Muszę wyjechać i ochłonąć. Za dużo dziś się wydarzyło. - odwracam się i idę do sypialni, zamykając się w niej.

Szybko wyciągam z garderoby moją sportową torbę i pakuje do niej najpotrzebniejsze rzeczy.

Po chwili wychodzę z pokoju i idę holem do salonu.

- Jestem gotowa. - mówię patrząc na blondyna i kieruję się do wiatrołapu.
- Znowu uciekasz jak tchórz, zamiast zostać i porozmawiać! - słyszę jego wściekły głos. Odwracam się ze łzami w oczach.
- A wiesz czemu? Bo jestem do cholery tylko nastolatką, która nie radzi sobie z emocjami! Dobrze wiedziałeś, na co się piszesz, wiążąc się ze mną! - po moim policzku popłynęła jedna łza, której już nie potrafiłam powstrzymać. - Dziękuję Ci kurwa, za pięknie spędzony razem dzień, dupku. - wychodzę z domu, nie czekając na Adriana.

Nie musiałam długo czekać na niego. Wpuścił mnie do auta i po podaniu adresu ruszyliśmy przed siebie.

- Wszystko w porządku? - pyta łapiąc mnie za ramię na światłach. Wzruszam ramionami.
- Niestety nie. - wycieram jeszcze jedną łzę.

Siedzieliśmy już w ciszy, aż do granic miasta, bym mogła się uspokoić.

- Przepraszam, że Cię fatyguje taki kawał.
- Nie przepraszaj. Przecież powiedziałem Ci, że zawsze możesz na mnie liczyć. - spojrzał przez chwilę na mnie, więc i ja się odwróciłam. - Dobrze zrobiłaś, wyjeżdżając na kilka dni. Dasz mu czas, na przemyślenie swojego zachowania. - oparłam głowę o zagłówek, ciągle patrząc na niego.
- Jak to możliwe, że rozmawia mi się z Tobą tak lekko, choć mało się znamy?
- Też to zauważyłaś, co? - uśmiechnął się. - Czuję się, jakbym Cię znał od zawsze.
- Dokładnie. Adrian... dlaczego on nie jest w więzieniu?
- Bo miał dobrego adwokata, również biegli, po przebadaniu go, stwierdzili tylko zespół Otella, a ja też jako organ ścigania, muszę być prawdomówny. W sądzie powiedziałem, że przy zatrzymaniu, współpracował z nami i był bardzo przejęty tym wypadkiem. Wyraził skruchę mówiąc, że bardzo Cię kocha i że nie chciał Cię potrącić. Sąd wziął to pod uwagę, bo nie wiedział o prześladowaniu w szkole. Dostał wyrok w zawieszeniu. Sąd też skierował go na przymusowe leczenie oraz wypłacenie odszkodowania.
- Ale przecież wyjeżdża.
- Podejmie dalsze leczenie, we Wrocławiu. Szybko dostał pozwolenie, bo to oznacza, że będzie dalej od ciebie. Ma tylko zakaz opuszczania kraju.
- Powiem Ci szczerze... - spojrzał na mnie na chwilę. - ...że nie żałuję, że go spotkałam. - Mogłam spojrzeć mu prosto w oczy i wygarnąć mu wszystko. Czuję, jakbym na amen zamknęła ten rozdział. - uśmiechnął się.
- Czujesz się oczyszczona i wolna. - stwierdził.
- Dokładnie tak. Normalnie pomyślałabym, że dobrze mnie znasz, ale to za pewne cecha gliny. - mrugnął do mnie oczkiem, a ja się zaśmiałam.
- Koniecznie, musisz z nami pracować.
- Zanim ja skończę szkołę, której podkreślam jeszcze nie zaczęłam i się do was dostanę, to wy już dawno pójdziecie na emeryturę. - zaśmiałam się.
- Nigdzie sie nie wybieramy przez przynajmniej kolejne 23 lata. Lubimy swoją pracę.
- Dlaczego jesteś sam? - spojrzał na mnie. - Wybacz, nie powinnam pytać.
- Nie, spoko. To przez pracę. Nie chcę mieć nikogo na poważnie, bo wiem jak ciężkie życie miałaby ze mną moja partnerka. Praca gliniarza jest bardzo satysfakcjonująca, ale i też bardzo niebezpieczna. Owszem... są policjanci, którzy mają założone rodziny, ale widzę jak jest im ciężko i ten strach.
- Boją się, że mogą nie wrócić.. - stwierdzam.
- Dokładnie.
- Dobrze Ci w takich przelotnych związkach?
- Tak. Od razu stawiam sprawę jasno i w sumie umawiamy się tylko na... seks.
- Tak jak Adam, z tą całą Martą?
- Tak. - odparł.

Zauważyłam, że jesteśmy już niedaleko.

- To tu. Dziękuję Ci bardzo za podwiezienie.
- To mnie było bardzo miło z Tobą porozmawiać. Jesteś fantastyczna. W ogóle nie wyglądasz na 17 lat. - uśmiechnęłam się. - I nie jesteś tchórzem, Ewelka. Dobrze zrobiłaś, dając wam czas. Mogliście się jeszcze bardziej pokłócić i powiedzieć coś, czego byście później żałowali. - dałam mu mocnego buziaka w polik.
- Dziękuję za wszystko. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia, ślicznotko. - sięgam torbę i wysiadam.

Od razu muszę przywitać się z psami i po zamknięciu furtki, macham mu na pożegnanie.

Mój dziadki bardzo się ucieszyli na mój przyjazd. Oni również nie widzieli mnie te kilka miesięcy.

Wytłumaczyłam im z grubsza, spotkanie z moim oprawcą i bez mrugnięcia okiem, przyjęli mnie na kilka dni, żebym się uspokoiła. To samo powiedziałam rodzicom, przez telefon i też się zgodzili z moją decyzją.

Było już późno i bez kolacji naszykowałam sobie łóżko do spania, w pokoju na górze. Ale zanim się położyłam, poszłam się jeszcze przejść odetchnąć świeżym powietrzem.

Położyłam się na leżaku, głaszcząc Cacka po głowie. Włączyłam sobie playlistę i oglądam rozgwieżdżone niebo, którego w Łodzi tak dobrze nie widać.

Dostaje wiadomości, które od razu odczytuję.

Adam: Miałaś mnie już nigdy nie zostawić, a po kłótni wyjechałaś, nawet nie oglądając się za siebie.

Adam: Złamałaś każdą jedną naszą zasadę. Uciekłaś, nie dając sobie nic wytłumaczyć. Nie pożegnałaś się ze mną i oboje pójdziemy spać pokłóceni i to przez kilka dni.

Adam: A mimo to, bardzo Cię kocham i tylko Ciebie chcę najdroższa.

Załączył w wiadomości link, do kolejnej piosenki. Tym razem wysłał mi piosenkę Enrique Iglesiasa "Escape"

Adam: "Możesz biec, możesz się chować.
Ale nie uciekniesz przed moją miłością."

Znam tą piosenkę i potrafię ją przetłumaczyć, ale jemu chodziło dokładnie o ten fragment.

Adam

Siedzę w fotelu i patrzę się, w nieokreślony punkt na ścianie. Jestem cholernie przygnębiony i zawiedziony swoim, jak i jej zachowaniem.

Oboje daliśmy ciała...

- Adam... co się z Tobą dzieje? - pochyliłem się i opierając łokcie o uda, schowałem głowę w dłonie.
- Nie wiem, Mat. - wzdycham. - Zawsze byłem o nią zazdrosny, ale teraz... gdy ona tak wyszczuplała i ubiera się teraz bardziej wyzywająco, to teraz jeszcze bardziej przyciąga wzrok każdego faceta, a mnie... szlag najśniejszy trafia.
- Chcesz być taki jak Michał?
- Nie... oczywiście, że nie. Po prostu... nie radzę sobie z tym, co do niej czuję, z tym jak na mnie działa i jakie wzbudza zainteresowanie innych. Na dodatek... Marta chce namieszać między nami.
- Co ona od Ciebie chce?
- Żebym do niej wrócił. - nie mogę mu powiedzieć prawdy. Tylko Adrian ją zna.
- Czy ona jest normalna? Przecież dobrze wie, że jesteście zaręczeni i planujecie ślub. - wzruszyłem ramionami.
- Jeszcze ten cholerny Michał. - wzdycham.
- Myślisz, że może zagrażać Eweli?
- Mam nadzieję, że nie... ale będę musiał porozmawiać z Adrianem, jak wróci.
- Koniecznie. - odbiera smsa.
- Chryste... - zajęczałem. - ...już za nią tęsknię. Zbieraj się... jedziemy po nią.
- Uspokój się... potrzebujecie po takiej kłótni, trochę odpocząć od siebie. Musisz ochłonąć i zrozumieć, że Ewela jest... wyjątkowa.
- Wiem... doskonale, o tym wiem.
- To bądź bardziej ostrożny i delikatnijeszy w stosunku do niej. To jeszcze nastolatka, której wywróciłeś świat do góry nogami. Zaręczyny, wspólny dom, za rok ślub. Ona i tak świetnie sobie z tym radzi, ale jak tak na nią naskakujesz, nie dziwne, że potrzebuje czasu na przemyślenie. - spojrzałem na niego.
- Masz rację... muszę trochę wyluzować i odpuścić. - spojrzał na mnie z uśmiechem. - Tylko jak ja sprowadzę ją do domu?
- Na pewno coś wymyślisz. - mówi, uśmiechając się do telefonu, już któryś raz z kolei.
- Z kim piszesz? - uśmiechnął się szeroko.
- Po tym jak pojechaliście do domu, Natalia wyrwała mnie do tańca. Gdy wracaliśmy, wpadła na nas śliczna blondynka, wylewając na mnie drinka. Natka od razu się zwinęła, więc zostałem sam na sam, z uroczą Moniką, która z zakłopotania trochę się zagalopowała i zaczęła wycierać chusteczką moją spodnie, możesz domyśleć się gdzie. - zaśmiałem się głośno.
- I co dalej?
- No cóż... już nie wróciłem do naszej loży, tylko bawiłem się z niebieskooką, małą blondyneczką.
- Zakończyło się to jakoś? - uśmiechnął się szeroko. I wszystko jasne. - U ciebie, czy u niej?
- U mnie, bo ona mieszka w akademiku z koleżanką.
- Co studiuje? - dopytuję.
- Filologię angielską, na trzecim roku.
- I jak było?
- Zajebiście... - westchnął. - Jest słodka, zabawna, urocza, a w łóżku... tajfun. Dawno nie miałem tak dobrego seksu. - uśmiechnąłem się.

Sięgnąłem telefon, który zaczął wibrować. To Ad.

~ No co tam?
~ Odwiozłem ją bezpiecznie do dziadków. Właśnie wracam.
~ Dzięki, brachu. Bardzo płakała?
~ Trochę. - ścisnąłem mocniej telefon. - Za niedługo u ciebie będę, to pogadamy.
~ Czekam.

Mateusz nie czekał na niego i wrócił wcześniej do domu. Dlatego mogłem z nim swobodnie porozmawiać, oglądając prawie końcówkę męczu.

- Nie będę prawił Ci kazań, bo wiem, że Mat już to zrobił.
- Taa... - odparłem trzymając w dłoni szklankę z whisky.
- To wróćmy do tematu Marty. Co masz zmiar zrobić?
- Chyba jej zapłacę...
- Pojebało Cię? Jak jej pokażesz, że masz taką sumę, bedzie od Ciebie ciągła i ciągła. Sama przyznała, że nie masz gwarancji.
- To co mam zrobić, do cholery!? Sam widzisz, jak Ewela regauje na kłótnie. Stracę ją...
- Nie doceniasz jej, Ad. - spojrzałem na niego, mrużąc oczy. - Ona prawie poświęciła dla Ciebie swoje życie. Bardzo Cię kocha... i owszem, może się nie zgodzić z Tobą w tej kwestii, ale nie odejdzie od Ciebie. - wypiłem wszystko jednym duszkiem.
- Obyś miał rację. A co do Michała... myślisz, że może jej w jakiś sposób zagrozić?
- Z tego co wiem, wyjeżdża na stałe do Wrocławia, do brata. Oczywiście, każe swoim mieć na niego oko.
- Dziękuję. Cholernię się o nią martwię.
- Wiem, ja też. W razie czego, jestem do waszej dyspozycji. Informuj mnie o wszystkim.
- Jasne.

Westchnąłem ciężko... już odczuwam jej brak w domu, a co dopiero gdy zostanę tu sam... i to na kilka dni. I rzeczywiście po wyjściu Adriana, nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Znów poczułem tą pustkę w środku.

Już za dużo nocy spędziłem bez Ciebie, Maleńka.
Wybacz mi i wracaj do mnie szybko.

Znów tak bardzo mi Ciebie brakuje...

3520 słów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top