54. Nie udawaj, że nic się nie wydarzyło.
Ewelina
Po pysznym obiedzie u jego rodziców, gdzie znów z ulgą, miałam na palcu pierścionek, wróciliśmy prosto do domu. Adam nie tylko pokazał mi jak uruchamiać i wyłączać alarm, ale też wręczył mi własną parę kluczy i w czasie gdy ja robiłam sobie pranie i układałam wszystko w garderobie, on szykował lekką kolację.
Wieczorem, leżę w naszej wannie, która jest o wiele większa od starej. Jak zwykle nie muszę nic robić, brunet bardzo chętnie mnie myje szorstką częścią gąbki.
- Adaś...?
- Hmm?
- Po co jest ta rurka pod prysznicem? - pokazuję palcem.
- To poręcz. - zaśmiał się.
- To wiem, ale czemu tak wysoko? - całuje mnie kilka razy w ramię i wstaje.
- Zaraz Ci pokażę. - wyszedł kompletnie mokry z łazienki, zostawiając za sobą smugę wody. Po chwili wraca, trzymając coś w ręku i wystawia do mnie drugą. - Chodź. - wychodzę z wanny na ciepłe kafelki i idę z nim pod prysznic.
Stawia mnie pod poręczą, która jest naprawdę wysoko, ciekawe po jaką cholerę?
Z rozbawieniem patrzy na mnie zakładając gumkę.
- Nadal nie wiesz po co? - włączył prysznic i czekamy na ciepłą wodę.
- Patrząc na twoją dolną część ciała, zaczynam się domyślać. - przygryzłam wargę.
- Mądra dziewczynka. - powiedział i podniósł mnie. Automatycznie oplotłam go nogami w pasie.
18+
Przycisnął mnie do ściany i już wiedziałam, że ta poręcz jest dla mnie. Złapałam się jej, głośno się śmiejąc. Jest na idealnej wysokości.
- Trzymaj się mocno, mała... bo będzie ostro. - uśmiecha się łobuzersko.
- Dobrzeeee! - krzyczę z rozkoszy.
Bardzo gwałtownie we mnie wszedł i nawet nie dał mi, przyzwyczaić się do siebie, bo naciera na mnie raz za razem.
- Ach!!! - jęczę głośno, bo w końcu nikt tu mnie nie usłyszy.
- O tak, mała.
Dzięki temu, że trzymam się tej poręczy, Adam ma większą swobodę w ruchach.
- Kurwa, jak mi dobrze. - jęczy, nie przerywając tempa.
Po niedługim czasie najpierw dochodzę ja, ale to tak silnym orgazmem, że aż zamknęłam oczy, co nie spodobało się to brunetowi, bo dostałam klapsa w udo. Otworzyłam je, ale było już po.
- Ostatni raz zamknęłaś oczy. - syczy, dysząc. - Ale i tak Cię KOCHAM!!! - krzyczy, dochodząc.
Gdy zwalnia, w końcu mogę go przytulić. Uwiesiłam się na nim jak mała małpka, którą i on chętnie przytulił.
♡♡♡
- Jesteś moją boginią. - uśmiecham się wtulona w niego.
- To proszę Cię, zanieś ją do łóżka, bo sama nie da rady.
- Twoje życzenie, jest dla mnie rozkazem. - mówi i nie wycierając nas, wyłącza prysznic i zanosi mnie do łóżka, gdzie kochaliśmy się jeszcze kilka razy.
~***~
Rano budzą mnie przyjemne pocałunki. Przeciągam się, mrucząc jak kotek.
- Marzyłem, o takich porankach z Tobą. - całuje mnie namiętnie, wchodząc pomiędzy moje nogi. Uśmiecham się, patrząc na niego jeszcze zaspanym wzrokiem. - Chryte... jaka Ty jesteś piękna.
- To znaczy, że pasuję do Ciebie.
- Idealnie, Maleńka.
Zaczęliśmy się kochać leniwie, na dobry początek dnia. Potem razem udaliśmy się do kuchni, zrobić śniadanie. Gdy Adam w samych bokserkach, robił nam jajecznicę, ja otworzyłam szeroko drzwi na taras i zachwycałam się pogodą, stojąc tylko w jego koszuli.
- O Bożenko... jak tu pięknie.
- Będzie jeszcze piękniej, jak udekorujesz ten dom, po swojemu. - uśmiecham się szeroko. - Brakuje tu kobiecej ręki, która sprawi, że ten dom zacznie żyć.
- Czy ty wiesz, o co prosisz? Ten dom utonie w ozdobnych poduszkach, kocach i świecach.
- Dokładnie o tym marzę.
- Wow... mogę wyjść za Ciebie, choćby za tydzień. - uśmiechnął się.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo bym tego chciał, ale za tydzień jedziemy na wesele, do twojej kuzynki.
- Tak... słyszałam. Mama od 2 miesięcy mi o nim przypomina. - usiadłam przy kuchennej wyspie.
- Masz sukienkę?
- Mam. Kupiłam ją w centrum handlowym, w Kołobrzegu. - z uśmiechem podał mi talerz, ze smakowicie wyglądającą jajecznicą.
Po śniadaniu wzięliśmy krzesła z jadalni i usiedliśmy na tarasie w słoneczku, by dokończyć pić kawę.
- Niee... - marudzi Adam. - ...to bez sensu. - wstaje i podaję mi rękę. - Chodź, jedziemy kupić meble ogrodowe.
- To sobie posiedziałam. - wzdycham i wstaję. - Chociaż nie, zwracam honor. Też muszę kupić kilka rzeczy. - pobiegłam się szykować.
Włosy zostawiłam lekko pofalowane, tylko je wygładziłam olejkiem, a oczy delikatnie umalowałam cieniami nude z brązem.
Z automatycznej suszarki, wyciągnęłam świeżo wypraną bieliznę i w walizce znalazłam letnią sukienkę z rękawami ¾ i kilkoma falbankami, sięgającymi mi do połowy uda, w kolorze butelkowej zieleni. Do tego włożyłam swoje letnie beżowe koturny i brązową listonoszkę.
Wychodzę z garderoby i od razu jestem uważnie oglądana od dołu do góry, przez bruneta.
- Uwielbiam tą garderobę. - uśmiecham się, opierając o drzwi.
- Widziałem, jaką miałaś radochę. - uśmiecha się siadając. - Podejdź do mnie. - robię to i staję mu w kroku. Jego ręce od razu znalazły się na moich nagich udach. - Nie za krótka ta sukienka?
- Adam... nie będziesz mi się rządził, w czym mam chodzić, czy też nie. - mierzę go wzrokiem, na co on wzdycha.
- Wykończysz mnie.
- Nie mów, że Ci się nie podoba.
- W tym rzecz, że aż za bardzo. Odwróć się do mnie tyłem, zrób kilka kroków i pochyl się. - wywracam oczami, ale robię to. - Bardzo krótka. Trochę Ci widać te białe koronkowe majteczki. - czuję, jak ściska mnie za pośladki, kiedy się prostuje.
- Przeżyjesz.
- A mam wyjście?
- Nie. - wzdycha niezadowlony.
~***~
Uwielbiam chodzić na zakupy, nawet jak nie zamierzam nic kupować, a dziś będę kupować dużo rzeczy, razem ze swoim narzeczonym, do naszego domu. No bajka!
Adam jedną ręką pcha duży Ikeowski wózek, a za drugą mnie trzyma.
- Chcesz coś zmienić w domu? - pyta.
- Nie, jest idealny.
- To co zamierzasz wziąć?
- Różnego rodzaju pudełka. Lubię mieć wszystko poukładane i może jakieś ozdoby. No i koniecznie świeczki.
- Zobacz, mała. - łapie mnie w pasie. - Tyle łóżek. - pokazuje ręką. - A na żadnym nie mogę Cię teraz bzyknąć. - parsknęłam śmiechem.
- Tobie to tylko ciupcianie w głowie.
- I tylko Ciebie. - pochyla się i mocno mnie do siebie przyciąga, składając za gorący pocałunek, jak na takie miejsce. - Chodź wejdziemy do tego mieszkania co ma 55m2. Zamknięmy się i zrobimy szybki numerek. - zaśmiałam się.
- Tu nie ma drzwi.
- Będę się sprężał. - zaśmiał się i cmoknął w nos.
- Adam! - odwracamy się wtuleni, na kobiecy głos.
Podchodzi do nas ładna, krótko obcięta brunetka, o piwnych oczach i idealnej figurze. Szczupła, bez grama tłuszczu, z małymi biodrami i biustem w sam raz. Czuję, jak brunet mocniej napiął mięśnie i bardziej mnie do siebie przytulił.
- Cześć. - uśmiecha się. - Czy mi się wydaję, czy mnie unikasz? Przecież widzieliśmy się ostatnio. - ...ostatnio?
Podchodzi bliżej i ewidetnie chce go przywitać buziakiem, ale ten się odsuwa.
- Cześć, Marta. - i wszystko jasne. To jego była. - Skarbie, poznaj moją znajomą, Martę. Marta, to moja narzeczona, Ewelina. - nic nie odpowiada, tylko bezczelnie mnie skanuje od góry do dołu.
- Tylko znajoma? - uśmiecha się do niego. Wywracam oczami. - Byliśmy razem i to dość długo.
- Było minęło. Nikim szczególnym nie byłaś.
- Czemu jej to robisz? - pyta, pokazując głową na mnie.
- Marta... ostrzegam Cię. - syczy.
- Niby co takiego? - pytam.
- Bawi się tobą. Obiecuje Ci szyszki na wierzbie.
- O czym Ty mówisz?
- On nie jest zdolny, do ustatkowania się. Albo oszukuje Ciebie, albo siebie.
- Jeśli to wszystko, to wybacz, ale chcemy spędzić razem miłe popołudnie.
- On Cię zostawi. - mówi zanim się odwrócimy.
- Wątpię. - odpowiadam.
- Na pewno nie spełniasz wszystkich jego oczekiwań.
- Ty tym bardziej, skoro Cię zostawił. - odparłam z uśmiechem.
- Jestem od ciebie lepsza, ładniejsza i zgrabniejsza. - koniecznie chce mnie zgnoić.
- Oraz pusta i żałosna. Jeszcze coś? Bo nie robisz na mnie żadnego wrażenia. - odpowiedziałam, za co zostałam chyba upomniana, bo Adam mocno... za mocno ścisnął moją dłoń.
- Co ty możesz mu zaoferować? Jesteś tylko gówniarą, nic o nim nie wiesz. Co lubi i jak się to robi.
- Skończyłaś? - warczy brunet.
- Wystarczy, że nie mam tak rozepchanej pizdy, jak Ty. - ściszam głos, czując niemiłosierny ból dłoni, ale mimo to zamierzam to dokończyć. - Żebyś cokolwiek poczuła, to musieli by Cię pchać lufą od czołgu. Ogarnij się, bo w twoim wieku to nie wypada być, aż tak zazdrosną o byłego.
- Tobie tylko powiem, że nigdy nic do Ciebie nie czułem i nie planowałem z Tobą niczego. To Ewela jest miłością mojego życia...
- Skąd wiesz, że to miłość, skoro Ty nie umiesz kochać. - weszła mu w zdanie, ale on kontynuuje dalej.
- ...a z Tobą porozmawiam sobie w domu. - mówi do mnie, również wściekły.
No chyba kurwa żart!
Czy on potraktował mnie przy niej, jak dziecko!?
- Nie był Ci wierny, jak byłaś w sanatorium.
- Przestań pieprzyć.
- Jest z Tobą tylko z wdzięczności, bo go uratowałaś. - ale ona go ignoruje i pokazuje mi w telefonie zdjęcie.
Leży obok niego wtulona w łóżku, a on śpiący ją obejmuje.
- A poznajesz ten ciuch? - pokazuje mi jeszcze jedno zdjęcie, jak jest przebraną w moją bluzkę w słodycze. - Swoją drogą bardzo duży rozmiar. Utopiłam się w niej. Co on w tobie widział? - Adam wyrywa jej telefon i sam ogląda zdjęcia.
- Kiedy zrobiłaś te zdjęcia? - pyta ją, a ja zaczynam się histerycznie śmiać. - Ewela?
- Nie tylko jesteś żałosna, ale i śmieszna jeśli uważasz, że uwierzę, że Adam mnie zdradził i to z Tobą.
- Zdjęcie nie kłamie.
- Owszem, ale nie jest z okresu, w którym ze mną był. Przykro mi, ale jestem od ciebie bystrzejsza. Na zdjęciu dokładnie widać w tle obraz, którego nie było u Adama w mieszkaniu, kiedy się poznaliśmy. Jesteś spalona. - strefiła.
- A jak wyjaśnisz, że mam na sobie twoją bluzkę? Powiem Ci. Po ostrym bzykanku, braliśmy razem prysznic i musiałam się przebrać w twoje ciuchy, bo moje się do niczego nie nadawały.
- Zamilcz już. Upokarzasz się tylko.
- Przecież to jej bluzka.
- Tak, moja. Ale o tym to sobie sama porozmawiam, z Adamem w domu. Ostrzegam, nie wchodź mi drogę, bo może jestem dużo młodsza od Ciebie, ale za to bardziej kreatywna. Jak jeszcze raz zaczniesz coś mieszać między nami, to na własnej skórze poczujesz, jak potrafię być mściwa. - spojrzałam wściekłym wzrokiem na bruneta. - Wracam do zakupów. Jak coś, to wiesz gdzie mnie szukać. - biorę wózek i idę przed siebie, zostawiając za sobą ten cyrk.
Moja ręka trochę spuchła, od tego jego ściskania i zaczyna mnie bardzo pobolewać.
Jak to możliwe, że poczułam się przy niej, jak ta zakompleksiona dziewczyna z gimnazjum, przed poznaniem Michała?
Ten sam ucisk w żołądku, ta sama gula w gardle i szczypanie w oczach.
Poczułam się znowu gruba, brzydka i taka mało pewna siebie. Ona ma rację... co on we mnie widzi, skoro miał taką kobietę?
O Bożenko... co się ze mną dzieje?
To niemożliwe, że przez tą małpę straciłam to, na co tak ciężko pracowałam.
Moją pewność siebie i akceptację.
Muszę skupić się na zakupach, jakoś się odstresować.
Zapomnieć o niej.
Wybrałam sobie piękne ozdobne, materiałowe pudełka. Do tego kilka rzeczy do kuchni, których mi brakuje, kilka ozdób by ożywić pomieszczenia, dekoracyjne poduszki i kilka milusich kocy.
Właśnie jestem w dziale świeczek, gdy czuję jego obecność za sobą. Dotknął mojego nadgarstka i sunie dłonią w górę do ramienia, delikatnie pieszcząc mnie palcami.
- Maleńka...
- Bardziej podoba Ci się zapach jabłkowy, pomarańczowy, czy truskawka? - pytam obojętnie.
- Nie udawaj, że nic się nie wydarzyło.
- Jestem na zakupach. To jest coś co uwielbiam i przy czym się relaksuję. Choć przez chwilę, daj mi z tym spokój. Nie chcę i nie będę tutaj na ten temat rozmawiać. - mówię przez zaciśnięte zęby, w ogóle się do niego nie odwracając.
- Dobrze. - wzdycha. - Kocham Cię. - podnoszę opuchniętą od jego uścisku dłoń.
- Tak mi to właśnie okazujesz.
- Chryste... Ewela... - wchodzę mu w zdanie.
- Które, wziąć? Bo wybiorę sama. - cisza.
Chodzę między regałami i nie żeby specjalnie, ale wącham po jednej, z każdego rodzaju. Skupiam się na zakupach, by zapomnieć o nim i o tym cyrku. Wkładam do wózka mnóstwo świeczek, według własnych upodobań. Niektóre są w szkle, niektóre w paczce. Do tego dorzucam stylowe podstawki pod te bryłowe.
Uwielbiam świeczki, teraz we własnym domu mogę je sobie poustawiać gdzie chcę, czyli wszędzie.
Brunet chodzi za mną jak cień, pchając wózek i uważnie mnie obserwując.
Adam
Odprowadziłem wzrokiem moją śliczną, która po chwili zniknęła za zakrętem. Była strasznie wściekła, ale w sumie jej się nie dziwię.
Spojrzałem na brunetkę, chcąc udusić ja gołymi rękami.
- Kiedy zrobiłaś to zdjęcie?
- W piątek. - uśmiechnęła się cwanie. - Jesteś nieostrożny, mój lordzie. Nadal nie zmieniłeś zamków.
- Skąd masz klucze do mojego mieszkania!
- Kiedyś sobie dorobiłam. - złapałem ją boleśnie za ramię, na co ona zaczęła jęczęć, jakbym ją doprowadzał do orgazmu.
Jest popieprzona, ale to przeze mnie.
- Uspokój się. - warczę. - Chcesz skończyć w kryminale? Wiesz co Ci grozi?
- Gówno mi obaj zrobicie, bo dobrze wiecie, że trzymam was w szachu. W sumie to Adrian nie ma nic do stracenia, ale nic mi nie zrobi, żeby tobie nie zaszkodzić. I ciesz się, że jestem słowna i nie wyjawiłam jej prawdy o tobie tutaj. Masz jeszcze 6 dni, mój lordzie. Już nie mogę się doczekać tych nocy. - chciała mnie pocałować, ale ją mocno odepchnąłem od siebie. - Pa!
Skręciła na jakiś inny dział, a ja szybkim krokiem przemierzam Ikeę, w poszukiwaniu mojej Maleńkiej.
Znajduję ją już pod koniec na świeczkach i jestem załamany jej chłodnym podejściem, a tym bardziej jej opuchniętą dłonią.
Jak ja musiałem ją mocno ściskać, że ma taki obrzęk?
Chodzę za nią, czując się fatalnie.
Jak mam powiedzieć jej prawdę, jak co rusz coś się miedzy nami komplikuje?
I jak mam to zrobić, gdy między nami jest tak wspaniale?
W końcu wchodzimy do magazynów, gdzie na środku są ekspozycje do ogrodów i tarasów. Moja śliczna zostawia mnie w tyle i rozsiada się na jednym z krzeseł, ale już po chwili zauważa leżaki i kładzie się na nim z uśmiechem.
- Wygodny? - pytam.
- Tak. - odpowiada, patrząc na spód parasola.
- Zmieścimy się na nim oboje? - zgaduję, choć wiem że to nie zadziała, ale nie potrafię inaczej.
- Nie. - odburknęła.
- To szukamy dalej.
Po obejrzeniu wszystkiego, zdecydowaliśmy się na jedne i zamówiliśmy z dostawą do domu, która będzie już we wtorek. Ewela wyraźnie się spięła widząc rachunek przy kasie, ale na mnie nie zrobiło to żadnego wrażenia.
- Po drodze wjedźmy do jakiegoś większego sklepu. Muszę zrobić zakupy. - mówi wsiadając do auta. - Może być ryba na obiad?
- Pewnie. - spojrzałem na nią, nie uruchamiając silnika. Od dawna, nie nawiązuje z mną kontaktu wzrokowego i teraz też widzę, że nie zamierza.
- Aaa... i pamiętaj, by kupić coś koniecznie na komary, na cały dom. - zapinam pasy.
- Dobrze. Jak ręka? - wzruszyła ramionami. - Przepraszam... nie chciałem, zrobić Ci krzywdy. - nie komentuje tego.
Zatrzymałem się nagle pod jakaś Żabką i bez słowa wyszedłem do niej. Po chwili wróciłem z torebką lodu.
- Przyłóż to. - zrobiła to i od razu na jej buzi dostrzegłem ulgę.
Gdy róciliśmy do domu, bez słowa wzięła się za przygotowanie obiadu. Pomagam jej go robić, widząc w jakim stanie jest jej nadgarstek.
Jestem zachwycony, że szykuje fileta z miruny w sosie śmietanowo-koperkowym Winiary, do tego ziemniaki z koperkiem, które obrałem i surówka z kiszonej kapusty.
Już wiem, że to będzie niebo w gębie.
Usiadła przy stole, by napić się lemoniady, więc dołączyłem się do niej.
- Możemy w końcu porozmawiać? - pytam, siadając na przeciwko niej.
- Nie. Za niedługo obiad, chce zjeść w spokoju.
- Dobrze. - westchnąłem cicho i poszedłem go nam nałożyć.
Jak nigdy jemy w ciszy. Nie spuszczam z niej wzroku, a ona wydaje się w ogóle tego niezauważać. Jak zwykle, je o wiele wolniej ode mnie, bo wie że będę brał dokładkę, a mimo swoich nerw, nie odejdzie od stołu.
Martwi mnie, jej dziubanie widelcem w talerzu, ewidentnie jest zamyślona, a to nie wróży nic dobrego. Znam ją nie od dziś i wiem, że gdy za dużo zaczyna coś analizować, w swojej głowie, zwykle źle to się dla nas kończy.
Już po chwili odsuwa od siebie talerz. Zjadła tylko połowę swojej porcji.
- Czemu nie jesz?
- Najadłam się już. Dziękuję. - oparła się o krzesło i w końcu spojrzała na mnie.
Przez chwilę widziałem w jej oczy jakiś błysk, ale zaraz zgasł.
- Dziękuję, było pyszne. - wstałem i zacząłem zbierać nasze talerze.
- Cieszę się.
Gdy wszystko zgarnąłem do zmywarki, wróciłem z Altacetem w dłoni, siadając obok niej. Delikatnie chwyciłem jej lewą rękę i zacząłem rozsmarowywać chłodny żel, lekko ją masując. Kiedy skończyłem wcierać żel, pochyliłem się i złożyłem na niej długi pocałunek.
Nagle zerwała się z miejsca.
Doskonale wiem czemu...
- Chcesz coś do picia? - wstaje i idzi do lodówki.
- Nie, dziękuję. - patrzę za nią.
Szybko sięga sok w kartonie i nalewa do szklanki, po czym wraca na moje wcześniejsze miejsce.
- Słucham. - rozsiadła się wygodniej.
- Nie zdradziłem Cię. - tłumaczę pewnie. - Ona musiała zrobić to zdjęcie, jak jeszcze byliśmy razem.
- To wiem. Sama do tego doszłam. Mnie interesuje, co robiła u Ciebie w mieszkaniu i dlaczego była w moich ciuchach. - mówi spokojnie, ale wiem że to cisza przed burzą.
- Dorobiła sobie moje klucze do mieszkania, a ja nie zmieniałem zamków od rozstania. Była w piątek, kiedy pojechałem po Ciebie.
- Widzę, że nie tylko ja mam chorego byłego.
- Najwyraźniej nie. - odparłem.
- Kiedy się z nią ostatnio widziałeś?
- Wczoraj w klubie.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
- Bo nie chciałem psuć Ci zabawy. - chwilę patrzymy na siebie w ciszy. - Skarbie... nie gniewaj się już na mnie. Zakończmy tą niepotrzebną kłótnię o nią. Przytul mnie. - wiem, że mój dotyk działa na nią kojąco i długo nie potrafi się gniewać.
- Zapomnij. Mamy jeszcze sporo do obgadania.
- Wyjaśniłem już wszystko. - zmarszczyłem brwi.
- Ale ja nie. Dlatego posłuchaj mnie uważnie. - spojrzałem na nią uważniej, kiedy oparła się przedramionami o stół. - Ostatni raz potraktowałeś mnie jak małe dziecko, szczególnie przy niej. - zdziwiłem się.
- Nie potraktowałem Cię tak.
- Jak nie? - pokazuje mi dłoń. - Ściskałeś mnie tak mocno z miłości, czy żeby mnie uspokoić? - zacisnąłem zęby.
- Nie chciałem, żebyś zniżała się do jej poziomu.
- To moja sprawa i ja o tym decyduję! - uniosła się. - Ale najlepszy był tekst typu mojego taty: "Porozmawiamy sobie o tym w domu". Brakowało jeszcze tekstu: "Masz szlaban na elektronikę i ucięte kieszonkowe". Kim ty do cholery jesteś dla mnie, Adam!? Moim narzeczonym, czy rodzicem zastępczym!? - kurwa...
Wstała i oparła się zdrową ręką o stół.
- Daruj sobie wychowywanie mnie, bo po pierwsze, nie ty jesteś od tego, a po drugie jest już dawno na to za późno. Albo akceptujesz mnie taką jaką jestem, od A do Z, albo nie ma dla nas przyszłości. Ja nie będę się zmieniać i od ciebie też tego nie oczekuję. - zacisnąłem pięści. Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. - Będę bluźnić i pyskować, bo tylko tak mogę dać upust swoim emocjom. Lepsze to od palenia, picia, bądź ropierdalania wszystkiego na swojej drodze. Zrozumiałeś?
- Tak.
- Bo jeśli nie, to powiedz to teraz i nie brnijmy w to dalej.
- Zrozumiałem. - wysyczałem.
- To się cieszę. Rozmowę uważam za zakończoną. - mówi i odchodzi, a ja chowam głowę w dłonie.
Kurwa mać!
Co zrobimy krok do przodu, to zawsze muszę coś spierdolić i robić znów jeden do tyłu!
Jeszcze dużo rzeczy musimy się, o sobie dowiedzieć i nauczyć się żyć razem, bez takich dram. Bo jedno jestem pewien... kocham ją i nie odpuszczę.
3060 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top