50. Żebyś wiedziała.
Ewelina
Nie wiem co się dzieje. Nie mogę się poruszyć, nie mogę otworzyć oczu. Słyszę wokół siebie dziwne pikanie i czuję, jak ktoś masuje mi dłonie.
- Córeczko, kiedy ty się obudzisz? - to mama.
- Lekarz powiedział, że obudzi się, jak tylko leki przestaną działać. - ucieszyłam się w duchu, słysząc jego głos.
- Bardzo za nią tęsknię.
- Nie ma mama pojęcia, jak ja za nią tęsknię. - czuję czuły pocałunek w dłoń.
Dlaczego nie mogę się ruszyć?
Dlaczego moje powieki, są takie ciężkie?
Co się stało?
I nagle wspomnienia zaczynają wracać, z siłą tsunami.
McDonald, kłótnia, pocałunek, auto, odpechnięcie i uderzenie.
O Bożenko...
- Dorotko... mama dzwoni.
- Mówiłam, że jak się obudzi, to do niej zadzwonię.
- Chodź, powiesz jej to sama. - westchnęła niezadowolona i już po sekundzie, słychać było szuranie krzesła i jak wychodzi z sali.
Znów czuję pocałunki na dłoni. Tak bardzo chcę go dotknąć.
Ogromną siłą woli, próbuję poruszyć ręką. Nagle się zerwał i stanął nade mną, bo poczułam jego ciepły oddech na twarzy.
- Maleńka...? O Boże... moja Maleńka... zrób to jeszcze raz. - nieznacznie ruszyłam palcem w jego dłoni. - Brawo, tak! - smyra mnie po policzku. - Jestem tu, kochanie. Budź się, moja śliczna. Pokaż mi swoje oliwkowe oczy. - coraz lepiej udaje mi się poruszać palcami, ale bardzo szybko mnie to męczy. - Świetnie Ci idzie. Proszę Cię... otwórz oczka. Tak dawno ich nie widziałem.
Z ogromnym trudem, udaje mi się je otworzyć. Pierwsze co widzę, to rozmazany obraz przede mną, ale rozpoznaję mojego bruneta. Światło wokół jest trochę za jasne, przez co przy mruganiu, ucika mi kilka oczyszczających łez, które Adam zciera.
- Maleńka... - z każdym mrugnięciem widzę coraz wyraźniej, aż skupiam się na jego ustach, które lekko się uśmiechają, a potem widzę jasne oczy, pełne łez. - Dzień dobry, moja śpiąca królewno.
Starałam się uśmiechnąć, ale pewnie wyszedł mi z tego brzydki grymas. Nie mam czasu się tym przejąć, bo brunet delikatnie całuje moje usta. Gdy kończy, przykłada czoło do mojego.
- Powinienem Ci przetrzepać dupsko, za to co zrobiłaś, ale narazie tego nie zrobię. Poczekam, aż dojdziesz do siebie.
- Ko..a..m Ci..e. - szepczę.
Każde słowo, jest jak papier ścierny, na moje bolące gardło.
- Wiem, moja Maleńka. Ja Ciebie też bardzo kocham. - przycisnął mocniej czoło do mojego. - Dlaczego to zrobiłaś? - ścisnęłam mocniej jego rękę. - Gdybyś... tego nie prze..żyła... - ciężko mu przeszło przez gardło to słowo. - ...to przysięgam, że najpierw zabiłbym Michała, za to co Ci zrobił... - ...co? - ...a potem skończył ze sobą, rozumiesz? Moje życie bez ciebie, jest nic nie warte. - płacze.
- Csiiii... - podnoszę zastałą rękę i smyram go po mokrym policzku, którą on od razu chwycił i ucałował jej wnętrze.
- War..to było. - szepczę.
- Nie mów tak. - mówi przez zaciśnięte zęby. - Gdybym to ja Cię odpechnął i przyjął na siebie uderzenie, moje obrażenia byłyby mniejsze i na pewno nie musiałabyś mi robić masażu serca. Umierałaś mi na rękach.
- Ale żyję... dla Ciebie, a ty... dla mnie. Jesteś na mnie skazany, Adaś. - uśmiechnął się i znów mnie pocałował.
- Kocham Cię nad życie, moja śliczna.
- Ja... ciebie też. Adam...?
- Tak?
- Pić mi się chcę. - od razu się zerwał i przybliżył do moich ust szpatułkę, zakończoną opatrunkiem.
Zasysam wilgotny materiał, próbując wycisnąć z niego wszystko, by ulżyć sobie w cierpieniu, ale Adam mi go zabiera.
- Jeszcze. - mówię już wyraźniej.
- Nie mogę, kochanie. Byłaś w śpiączce farmakologicznej prawie miesiąc.
- Co? Chcesz powiedzieć, że...
- Przespałaś święta i nowy rok. - westchnęłam.
Super... na kolejne święta, znów będę czekać rok.
- Ewelinka...? - Adam zrobił im miejsce, przez co zauważyłam, że moje biodro i lewa noga, wiszą na wyciągu, ale nie jest mi niewygodnie.
- Mamo... - podbiegła do mnie i delikatnie mnie przytuliła, tata tylko ucałował moje czoło.
- Nie masz pojęcia, jak my wszyscy się o Ciebie martwiliśmy. Adam był u ciebie kilka razy dziennie, choć nie mogliśmy Cię odwiedzać. - spojrzałam na niego czując, jak moje serce pęka z miłości.
- Jak się czujesz?
- Chcę wstać i bardzo chcę mi się pić.
- Nie możesz narazie. Musimy poczekać na doktora.
Jak na zawołanie, do pokoju wchodzi kilku lekarzy, więc wszyscy moi bliscy odchodzą na drugi koniec pokoju, po czym i tak tata i Adam zostali wyproszeni.
Zostałam dokładnie zbadana oraz powiadomiona, o formie leczenia, jakie mnie czeka. Nie powiem... trochę się podłamałam słuchając, jak poważne były moje obrażenia i jak długo będzie trwała rehabilitacja.
Choć brunet był w pobliżu, tego dnia już nie miałam okazji, by z nim porozmwiać. Byłam badana przez wszystkich lekarzy, a gdy już skończyli, nie miałam siły na nic.
Chciałam zapytać go, o mnóstwo rzeczy, w tym o Michała... ale pod dotykiem jego dłoni, usnęłam sama nie wiem kiedy.
~***~
Na drugi dzień, ze zniecierpliwieniem czekałam na niego. Po nocnym śnie, czułam się o wiele lepiej, jak w tym po śpiączce. Mogłam też usiąść, ale przez ból, była to bardziej pozycja półleżąca.
Z samego rana była u mnie mama i pomogła mi się trochę ogarnąć. Najgorsze jest to, że chciałam wstać i móc wykąpać się jak człowiek, ale nie mogłam. Brakowało mi moich rytuałów, a odrastające włoski na nogach doprowadzały mnie do szaleństwa. Niestety nic nie mogłam z tym zrobić, dopóki nie stanę na nogi.
Gdy wszedł przed południem do mojej sali, na naszych twarzach gościł ten sam uśmiech. Wyglądał jak zwykle fantastycznie, choć dostrzegam na jego buzi niewyspanie.
- Hej, skarbie...
- Hej.
- Jak się czujesz? - zapytał podchodząc do łóżka.
- Dziękuję. Coraz lepiej. - dał mi krótkiego buziaka.
- Tęskniłem za Tobą.
- Ja za Tobą też. -
- Ale nie tak, jak ja. - zauważył.
- To prawda. - spojrzał na mnie z miłością w oczach.
- Ktoś chce się z Tobą zobaczyć. Mogę ich poprosić?
- Jasne. - wstał i podszedł do drzwi.
Byłam bardzo zdzwiona, kiedy do sali weszli jego rodzice ze szczerymi uśmiechami na twarzy, a sam brunet wyszedł.
- Witaj, Ewelinko.
- Dzień dobry. - uśmiecham się.
- Jak się czujesz?
- Dziękuję. Coraz lepiej. - powtarzam to, jak mantrę.
Mama bruneta usiadła obok na krześle i uścisnęła moją dłoń, a jego ojciec, stanął za nią i trzymając ją za ramiona, patrzył na mnie ze szczęściem.
- Tak się cieszymy, że dochodzisz do siebie. - powiedział.
- To co zrobiłaś... - zaczęła jego mama, kręcąc głową na boki, z oczami pełnymi łez. - ...dziękuję. - szepnęła.
- Proszę mi za to, nie dziękować. Zrobiłbym to ponownie, gdyby zaszła taka potrzeba. Kocham go.
- Nasz syn ma szczęście, mając Ciebie. Zmieniasz go na lepsze. - uśmiechnęłam się lekko.
- Ewelinko... - zaczął pan Paweł. - ...z naszej strony obiecujemy wspierać was, a przede wszystkim Ciebie. Gdybyś cokolwiek potrzebowała, możesz na nas liczyć.
- Dziękuję.
- To my Ci dziękujemy, Aniele.
Jeszcze chwilę z nimi porozmawiałam i szczerze się ucieszyłam, kiedy nasi rodzice się już poznali, a co najważniejsze polubili. Kiedy się ze mną pożegnali, do sali wszedł Adam, trzymając coś w dłoni.
- Co tam masz? - pytam.
- Twoje rzeczy. O dziwo... telefon przetrwał wypadek. Naładowałem Ci go i powpisywałem numery telefonu moich przyjaciół, którzy też bardzo się o Ciebie martwili. - podał mi go. - Wszyscy czekają na wiadomość od Ciebie.
- Później do nich napiszę. - złapałam go za rękę. - Adam...?
- Tak, Maleńka?
- Czy to prawda, co wczoraj powiedziałeś? To Michał mnie potrącił? - zacisnął szczękę.
- Tak... ale tak naprawdę, chciał zabić mnie, a nie Ciebie. - aż wstrzymałam oddech.
- Co?
- Kiedy zobaczył, że mnie odepchnęłaś, zaczął hamować, ale było za późno.
- Boże... co teraz z nim?
- Obecnie znajduje się, w areszcie i czeka na proces. - mówi patrząc przed siebie.
- Adaś...
- Moje modlitwy zostały wysłuchane. Żyjesz i znów się uśmiechasz. - kładzie twarz zwróconą ku mnie, na moim brzuchu.
Kiedy zaczęłam bawić się jego włosami, przymknął oczy i się rozluźnił.
- Taki mi było źle bez ciebie, Maleńka. Nie rób tego nigdy wiecej.
- Powiem to, co powiedziałam twoim rodzicom. Zrobiłbym to samo jeszcze raz, bo Cię kocham. Cieszę się, że tobie nic jest.
- To ja mam Cię chronić, a nie...
- Mamy chronić siebie nawzajem. - podniósł głowę.
- Zrobię wszystko, żeby Cię szybko postawić na nogi. - uśmiechnęłam się.
- Wiem, mój prywatny fizjoterapeuto.
- Żebyś wiedziała. - pocałował mnie tak, jak wtedy przed Mac'iem. - Kocham Cię.
- Kocham Cię. - znów mnie pocałował.
Niestety po chwili musieliśmy przerwać, bo do sali wszedł jakiś lekarz i wyprosił bruneta. Zbadał moje biodro i nogę.
Nie znajdowałam się w szpitalu, w którym pracuje mój lekarz, więc wypytał o wcześniejsze operacje i zapowiedział, że jeszcze dziś rozpocznę rehabilitację. I tak w ciągu dnia przychodził do mnie tutejszy rehabilitant, który ewidentnie wkurwiał bruneta.
Co rusz, wykłócał się, że ten robi coś niepoprawnie i gdy tylko tamten kończył swoją pracę nade mną, brunet z przyjemnością i o wiele większą delikatnością, ćwiczył mnie dalej.
Pomimo podwójnej rehabilitacji w ciągu dnia, miałam problemy z poruszaniem się. Lekarze zdecydowali, że o wiele szybciej dojdę do siebie w sanatorium. I ja i Adam byliśmy zdruzgotani na sama myśl, że musiałam wyjechać do Kołobrzegu i to jak się okazało, na kilka miesięcy...
Najgorsze jest to, że brunet nie może mnie odwiedzać, bo jestem niepełnoletnia, a mój stan nie pozwalał, bym mogła opuścić ośrodek.
Na początku, codziennie wisieliśmy na telefonie, rozmawiając ze sobą godzinę, ale... z czasem nie mieliśmy o czym rozmawiać. Nasze rozmowy stawały się coraz krótsze i rzadsze, nawet smsów było już tylko kilka.
Tęskniłam za nim, za rodzicami, nawet za Zuzką, ale nic nie mogłam zrobić. Nie mogłam ich prosić, żeby przyjechali do mnie, chociaż na weekend, taki kawał drogi. Jestem już dużą dziewczynką i muszę radzić sobie z tęsknotą.
Najcieższa była dla mnie wielkanoc. Niby nie są to moje ulubione święta, ale jednak byłam z dala od domu. Dlatego zacisnęłam zęby i wykupywałam sobie więcej zabiegów i basen. Chodzę na niego dwa razy dziennie.
Dzięki niemu, nie tylko wpływało to zbawiennie na mój ruch, ale i też na figurę. Przy dietetycznych posiłkach i sporym ruchu, udało mi sie zgubić ponad 10kg w ciągu tych 4 miesięcy. Lekarz powiedział, że z moją nową wagą 75kg, wyglądam dobrze, ale to nadal jest, 10kg nadwagi.
Ja jestem zadowolona, widząc się w lustrze. Moja sylwetka, bardzo się wysmukliła. Nie mam już żadnych wałeczków. Skóra stała się jędrniejsza, od kabiny kriogenicznej i jeszcze bardziej gładsza, od solankowej wody. Nawet uzyskałam mały, jędrny tyłeczek. Jedne co się nic nie zmieniło, to moje piersi, z czego cholernie się cieszę.
Została mi tylko ta mała, minimalnie wystająca oponka, której za chiny nie mogę zgubić. Przypomina mi ona, kim tak naprawdę jestem i kim byłam. Na dodatek blizna po usunięciu śledziony, nie dodaje mi atrakcyjności, ale z nią już nic nie zrobię.
Niestety wszystkie moje ciuchy, strasznie na mnie wiszą. Koniecznie muszę iść na jakieś zakupy, ale nie chcę naciągać rodziców. Zapłacę ze swoich oszczędności. Dlatego na tydzień, przed powortem do domu, zamierzam wyjść ze współlokatorką na zakupy i z zaprzyjaźnioną panią fizjoterapeutką, iść w sobotę do fryzjera i kosmetyczki.
Od wypadku, nie byłam na takim rozpieszczaniu. Mam na głowie spory odrost, bo moje włosy rosną pieruńsko szybko, brwi proszą się o wyregulowanie ich i potraktowanie je henną, a paznokcie profesjonalnego zadbania.
Zapłaciłam małą fortunę, za zrobienie odrostu i odświeżenie wszystkich kolorów oraz za zabiegi kosmetyczne, ale warto było.
Czuję się tysiąc razy lepiej!
Wchodzę na swoje konto, by zobaczyć, na jaki budżet mogę sobie pozwolić, na kupno nowych ciuchów i doznaje szoku, widząc taką sumę.
To chyba jakaś pomyłka!
Dlaczego mam na koncie ponad 100 tysięcy?
Przeglądam historię przelewów i widzę, że jest to przelew zrobiony od taty. Migusiem dzwonię do niego.
~ Hej, córuś. Co tam słychać?
~ Tato, dlaczego na moim koncie w banku jest ponad 100 tysięcy? Skąd macie takie pieniądze?
~ Skarbie... to są pieniądze z odszkodowania. Sąd zarządził przelania takiej kwoty. Rodzice Michała już kilka dni później, przelali te pieniądze na moje konto.
~ Ale ja ich nie chcę.
~ Kochanie, one Ci się należą. Nie wrócą Ci straconych miesięcy oraz tego bólu co przeszłaś, ale dzięki nim, możesz wrócić szybciej do zdrowia, wyjechać na jakieś wakacje, by odpocząć.
~ No nie wiem. Nie mogłeś ich zatrzymać?
~ To są twoje pieniądze, córuś. Zrobisz z nimi co uważasz. Będziesz mieć może na studia, samochód lub ślub.
~ Taa... ja kierowcą? Zejdź na ziemię. A co do ślubu... - zacięłam się.
Nie wiedziałam, czy nasza relacja się nie popsuła. Niby codziennie dostawałam smsa, o treści: "Kocham Cię, Maleńka... nad życie.", to jednak... nie wiem, czy Adam nadal chce się ze mną ożenić.
No bo dlaczego, nie oddał mi pierścionka?
~ A wy nie potrzebujecie pieniedzy? - pytam.
~ Nie, kochanie.
~ Ale przecież, musieliście zapłacić za moją rehabilitację tutaj.
~ Owszem, ale zrobiliśmy to z pieniędzy z wypłaconej polisy, po twoim wypadku.
~ Rozumiem. To dlatego stać nas na moje sanatorium.
~ Dokładnie. Ewela, przestań o tym myśleć. Kiedyś będą Ci potrzebne. Niech sobie będą i niech czekają.
~ Masz racje.
~ Zawsze ją mam, Tylko nie chcesz mnie słuchać.
~ Oj tam, oj tam. Muszę kończyć. Do zobaczenia za tydzień.
~ Pa, kochanie. W końcu Cię zobaczymy.
Trochę dziwnie mi było z takimi pieniędzmi na koncie, ale jak przyszło mi płacić w sklepie za nową garderobę, już nie miałam z tym problemu.
Musiałam sobie kupić nową bieliznę, bluzki, spodnie, a nawet skusiłam się na krótkie spodenki, sukienki i spódniczki oraz stroje kąpielowe. W końcu mogłam sobie na to pozwolić i udało mi się wszystko dostać, bo teraz noszę rozmiar 40-42, a nie 48-50.
- Co zamierzasz zrobić z tymi ciuchami? - pyta moja współlokatorka Agnieszka, pomagając mi składać stare ubrania i wkładać je do worków próżniowych.
- Nie wiem.
- Może oddasz do jakiegoś domu samotnej matki? - proponuje.
- To świetny pomysł, ale... mam inny, trochę bardziej samolubny.
- Jaki?
- A gdyby tak... zabrać je do domu i wynieść je na strych?
- Po co?
- Jak kiedyś przytyję, na przykład w ciąży, to mam już ciuchy.
- Ty wiesz... to nie głupi pomysł. - uśmiechnęła się. - Takie ciążowe ciuchy kosztują majątek i trochę szkoda ich kupować, a ty już je będziesz mieć.
- No właśnie.
Przerywa nam dzwonek mojego telefonu. To Adam...
~ Halo?
~ Hej, Maleńka. Jak tam?
~ Hej. Dobrze, a u Ciebie?
~ Znośnie. Już nie mogę się doczekać, aż za tydzień Cię stamtąd zabiorę.
~ Serio?
~ No tak... czemu pytasz? Dobrze wiesz, że cholernie za Tobą tęsknię.
~ Jakoś nie widać...
~ Ewela...
~ Porozmawiamy, jak wrócę... a teraz wybacz... muszę już kończyć. Cześć.
Nie czekam nawet minuty, jak dostaję smsa.
Adam: Nadal mnie kochasz, prawda?
Ja: Kocham.
Oczywiście, że Cię kocham... ale dopóki nie odbudujemy tego, co straciliśmy przez odległość i znów nie będę pewna twoich uczuć, nie potrafię się tak otworzyć.
2320 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top