48. Po moim trupie!
Ewelina
Byliśmy tak szczęśliwi, że moja mama nie miała serca nas rozdzielać i dziś jadę spać prosto do Adama. Odpuszczamy sobie też basen, bo spodziewam się jutro dostać okres i w razie czego wole dmuchać na zimne i nie mieć na basenie, przykrej niespodzianki.
Po wspólnym prysznicu, gdzie myliśmy siebie nawzajem, przy okazji zaliczając szybki numerek, ja wzięłam się za suszenie włosów i wybalsamownie całego ciała, a Adam poszedł przygotować nam kolację.
Widząc koszulę bruneta na podłodze, wpada mi do głowy, pewien pomysł. Chcę go zaskoczyć.
W swojej szufladzie na bieliznę, znajduję czerwony, koronkowy komplet bielizny, który między innymi, kupiłam z Natką. Szybko założyłam go na siebie, na to jego koszulę i zapięłam tylko kilka guzików. Tak ubrana weszłam do salonu i usiadłam przy kuchennej wyspie.
- Co dobrego robisz? - pytam.
- To, co nam ostatnio Mario zeżarł. - zaśmiałam się.
Odwrócił sie do mnie, ale przez to, że opieram się przedramionami o blat, widzi tylko koszulę, a nie to co mam pod nią. Mimo to, jego oczy się zaświeciły.
Po zrobionej przez niego kolacji, posprzątałam po niej, a Adam w tym czasie wykonał jeden telefon, umawiając się z kimś na jutro i usiadł na kanapie, z laptopem na kolanach.
- Jestem padnięta. - dosłownie padłam na kanapę obok niego i westchnęłam, udając szopkę. - Co oglądasz? - pochylam się tak, by zobaczył mój dekolt.
- Znalazłem dom dla nas. - nie odrywa wzroku od monitora.
- Ale że już? - zainteresowana, zapomniałam już o swoim planie.
- Tak. - pokazuje mi domek i czyta rozkład. - Trzy pokoje, dwie łazienki, salon z jadalnią i aneksem kuchennym, spiżarnią oraz pomieszczeniem gospodarczym i garażem na dwa auta. Parterowy, z dużym ogródkiem.
- O Bożenko...
- Coś nie tak?
- Po co taki duży?
- Duży? 120m²? Wydaje mi się idealny. Spójrz na zdjęcia. - pokazuje mi galerię.
Muszę przyznać, że to przepiękny, nowoczesny domek.
- To nowy dom, czy po remoncie?
- Po kapitalnym remoncie. Jutro po szkole, jedziemy go obejrzeć.
- Myślałam, że kupimy coś po ślubie. - powiedziałam zawiedziona.
- Chcę, jak najszybciej go kupić.
- Ale po co? Przecież masz to mieszkanie. - nie rozumiem jego pośpiechu.
- Mamy. Ty też tu mieszkasz.
- Ale to jest twoje mieszkanie. I ten dom też będzie twój, jak kupisz go teraz. - zauważam.
- Nieprawda, będzie nasz.
- Będzie nasz, jak będę miała jakiś własny wkład w niego, na przykład z kopert. A jedyne co teraz mam, to tylko ponad 3 tysiące na koncie.
- To ogromnie dużo, jak na nastolatkę.
- Mówiłam Ci, że nie wydaję tak dużo pieniędzy.
- Wracając do tematu. Nawet jeśli kupimy teraz dom...
- Ty kupisz. - wchodzę mu w zdanie.
- ...to będzie to też twój dom. Przepiszę go na Ciebie notarialnie.
- Ale ja tak nie chcę. - burzę się. - Chcę mieć wkład w ten dom.
- Wystraczająco, że go urządzisz po swojemu.
- I może jeszcze za twoje pieniądze, co?
- Oczywiście.
- Nie wkurzaj mnie, Adam. - wstaję i idę do kuchni zrobić sobie kakao. - Chcesz, to mieszkaj sobie w nim sam.
Wstaje i idzie za mną. Kompletnie go ignorując podchodzę do lodówki i sięgam mleko. Odwraca mnie do siebie i odpina mi dwa guziki.
18+
- Wyglądasz zajebiście, w tej bieliźnie i mojej koszuli.
- Nie dam się omamić. - zakładam ręce pod biustem, co powoduje podniesienie piersi, ale na amory to mi całkowicie przeszła ochota.
Adam mruży oczy i w jednej chwili sadza mnie na blacie, moszcząc się między moimi nogami i atakując moje usta. Oddaję pocałunek, ale nie mam zamiaru dać się omamić.
Przecież nie jestem głupia!
- Ostrzegam Cię. Nawet najlepszym seksem, nic nie ugrasz. - mówię, kiedy schodzi pocałunkami do mojej szyji. - Nie zmienię zdania.
- Zobaczymy. - szepcze i rozrywa swoją koszulę, z mojego ciała.
Guziki właśnie latają po całej kuchni, a nasze usta walczą ze sobą, w zaciekłej walce.
Nie mam pojęcia, kiedy on odpiął spodnie, jedyne co poczułam, to jak jestem pozbawiona wysokich bokserek w gwałtownych sposób, przez rozerwanie.
Kurwa!
Mój nowiuśki komplet!
- Adam! - krzyczę zła. - Zniszczyłeś mi bokserki!
- Odkupię Ci. - śmieje się.
- Nie. Nie niszcz i nie odkupuj. ADAM! - wszedł we mnie gwałtownym ruchem.
- Tak, kurwa! - bluźni i wchodzi we mnie raz zarazem, bardzo szybko i mocno. - Będziesz posłuszna.
- Zapomnij!
Co jak co, ale bzykać to on umie. Czuję się fenomenalnie, kiedy wchodzi we mnie tak ostro i całuje mnie tak namiętnie.
- Jesteś moja? - cisza. - Odpowiedz!
- Tak!
- Kochasz mnie?
- Tak!
- Kupimy teraz ten dom?
- Nie!
- Ty, mała... - nie dam się tak łatwo.
Kiedy jestem blisko orgazmu i już sięgam go palcami, nagle brunet zwalnia, zostawiając mnie na krawędzi.
- Adam! - krzyczę zła.
- Nie tak szybko, Maleńka. - cieszy się jak głupi i na nowo zaczyna mordercze tempo. Po chwili sytuacja się powtarza.
- Co ty robisz, do cholery? - jęczę z frustracji.
- Buduje napięcie.
Jestem już na granicy wytrzymałości.
- Będziesz mnie kochać już zawsze?
- Tak! - dyszę.
- Nie zostawisz mnie nigdy? - warczy.
- Nie!
- Kupimy teraz ten dom?
- Tak! - jestem już blisko.
- Dziękuję. To chciałem usłyszeć. - uśmiecha się szeroko, a ja próbuję ogarnąć... o co mu chodzi.
Niestety nie mam możliwości, by przeanalizować to, bo zbliża się tak upragniona bomba.
- Oczy! - otwieram w ostatniej chwili i krzyczę.
- Adam! TAK, Adam!
- O tak! Taką chcę Cię widzieć co noc. Cudownie się na mnie zaciskasz. O kurwa! EWELA! - doszedł, pompując we mnie ile się da, wydłużając tym mój orgazm.
♡♡♡
- Kurwa, jak ja Cię kocham! - łapie mocno moją twarz i gwałtownie całuje.
- Nie użyłeś gumki...
- Nie bój się. - całuje mnie w nos.
- Adam, bądź rozsądny. Chcesz być teraz ojcem?
- Szczerze? Tak, chcę. - zatkało mnie.
- A to przepraszam, ale nie ze mną. - próbuję zejść z blatu, ale on mi nie pozwala. - Ja mam szkołę, a później chcę iść do pracy.
- Wiem, dlatego cierpliwie poczekam. Nie bądź zła... przecież przed okresem, nie ma dni płodnych.
- Strzeżonego i tak dalej.
- Nawet jeśli, to damy sobie radę.
- Adam, błagam Cię. Ja mam tylko 16 lat.
- Po prostu wiedz, że chcę je mieć z Tobą. Dlatego pojedziemy jutro zobaczyć i kupić ten dom.
- Mowy nie ma! Nie zgadzam się, rozumiesz?
- Zgodziłaś się. - uśmiecha się cwanie.
- Nieprawda.
- Prawda. Zgodziłaś się podczas seksu. - i wtedy mnie olśniło...
- Ty dupku! - śmieje się z mojego wybuchu. - Specjalnie to zrobiłeś! Nie liczy się takie wymuszone!
- Wszystko się liczy. Powiedziałaś tak.
- Na wszystko bym Ci wtedy pozwoliła! - uderzam go pięściami w klatkę, ale nie robi to na nim żadngo wrażenia. - Puść mnie! - krzyczę zła, na co on się tylko uśmiecha.
- Maleńka...
- Nie, Adam! Jeśli mam wyjść za Ciebie, to musisz zacząć liczyć się z moim zdaniem! - wymuszam na nim krok do tyłu i zsuwam się, co nie jest łatwe, bo mi się tyłek przykleił do blatu. - Ostatni raz wymusiłeś coś na mnie seksem! - stoję przed nim w bojowej pozie, w samym biustonoszu i pozbawionej guzików koszuli, grożąc mu palcem. - Jeszcze jeden taki numer, a przysięgam Ci, że do ślubu będziesz żyć w celibacie! I zapamiętaj sobie, że nie będę żyć pod twoje dyktando, bo jestem o tyle lat od Ciebie młodsza. Jeśli chciałeś uległą nastolatkę, to źle trafiłeś! Nie będę chodzić, jak w zegarku, bo Ty tak chcesz! Zrozumiałeś!? - nic nie odpowiedział, tylko uważnie mnie obserwuje.
Nie czekam na odpowiedź. Rzucam mu krótkie "Dobranoc" wychodząc z kuchni i idę do sypialni. Oczywiście bez słowa, rusza za mną.
Nie ma mowy... na cokolwiek.
Biorę z szafy prowizoryczną piżamę do spania i udaję się do łazienki, mijając go w drzwiach, wściekła jak osa. Bez pośpiechu, ale niestety cała w nerwach, ubieram na siebie koszulkę, z wielkimi czerwonymi ustami i czarne bawełniane bokserki, z ochronną wkładką na noc.
Gdy wracam do sypialni, widzę jak siedzi na łóżku i uważnie mnie obserwuje. Omijam go i kładę się do łóżka od swojej strony, od okna. Po nastawieniu budzika w telefonie, przyłożyłam głowę do poduszki i przymknęłam oczy.
- Nie zapomniałaś czegoś? - westchnełam.
- Nie. Powiedziałam wszystko co chciałam.
- Zapomniałaś o naszej zasadzie. Nigdy nie chodzimy spać pokłóceni. - ma racje, ale zamierzam postawić na swoim. Nie ugnę się.
Za to łóżko ugina się pod jego ciężarem i już po chwili, czuję jego rękę na moim brzuchu.
- Porozmawiajmy... - odwracam się do niego i siadam.
- Słucham. Co masz mi do powiedzenia? - westchnął.
- Czemu jesteś taka uparta? Przecież ja to wszystko robię dla Ciebie.
- Adam, ja się o żadne mieszkanie, a tym bardziej dom, nie prosiłam.
- Chcę, żeby żyło nam się wygodniej.
- A nie możemy po ślubie? Przecież i tak narazie nie będziemy mieć dzieci. - no po cholerę nam taki do, na naszą dwójkę?
- Dlaczego się przed tym tak bronisz?
- Bo to będzie twój dom, nie nasz.
- Ale o czym Ty mówisz, Maleńka? - odgarnia mi włosy z twarzy.
- Boję się, że jeżeli kupisz go teraz, bez żadnego mojego wkładu, ja w życiu nie poczuję się w nim, jak u siebie.
- Dobrze. - wzdycha. - Pójdźmy na kompromis. A co jeśli... pozwolę Ci robić zakupy, tak jak chciałaś?
- Zaczynasz mówić z sensem. - uśmiechnął się.
- To zróbmy tak. Pojedziemy zobaczyć ten dom i jeżeli spodoba się nam na żywo, to umówimy się na podpisanie umowy przedwstepnej, a ty będziesz robić zakupy, ale tylko spożywcze i tylko dwa razy w miesiącu.
- Czemu tak mało? - burzę się.
- Bo to ja jestem facetem w tym związku i chcę nas utrzymywać. Mnie też musisz zrozumieć, Maleńka.
- W takim razie, jak pójdę do pracy, nadal będę na twoim utrzymaniu? Nie chcę tak.
- Będziesz robiła wtedy wszystkie zakupy, cały czas.
- A reszta rachunków?
- Będę płacił ja. Koniec dyskusji. - wzdycham z bezsilności.
- Dobrze. - mówię załamana.
- Zgadzasz się? - pyta zaskoczony.
- Tak. - całuje mnie.
- Kocham Cię, nawet jak mi się sprzeciwiasz. Nie będę miał lekko, ale tylko Ciebie chcę. - spojrzał mi głęboko w oczy. - Przepraszam. Obiecuję, że najpierw będę konsultować z Tobą każdy pomysł i razem będziemy decydować co dalej.
- Cieszy mnie to i już się nie gniewam. - daję mu buziaka.
- Co jak co, ale nieźle potrafisz wyrazić swoje zdanie, a nawet trochę mnie ustawić. - mówi, kiedy oboje kładziemy się i on bierze mnie w ramiona.
- A da się w ogóle Ciebie ustawić? - wtulam się w niego mocniej.
- Próbuj, moja śliczna pyskolino.
Z uśmiechem na twarzy, zasnęłam jak niemowlę, przy cieple jego ciała.
Dzięki Ci Bożenko za te zasady, które wprowadził. Jednak żyje się z nimi, o wiele lżej.
~***~
Na drugi dzień, nie obudził mnie budzik, tylko mocny ból podbrzusza.
O tak... zaczyna się...
Próbuję się wydostać spod jego ręki, ale ona jest cholernie ciężka. Przez ból, nie mam siły się z nim szarpać.
- Adaś... puść mnie.
- Chryste... Ewela... masz jeszcze tyle czasu do budzika. Nie możesz tak po prostu się ze mną poprzytulać?
- Skarbie... muszę do łazienki. - mówię łagodnie. - Chyba dostałam okres. - od razu mnie puszcza i patrzy na mnie jednym okiem, jak wstaję i trzymając się za brzuch idę, jak gejsza do łazienki, spodziewając się najgorszego.
O dziwo, jest tylko kilka plamek na wkładce, ale ten ból zwiastuje, że najgorsze dopiero przede mną.
Wchodzę pod prysznic, żeby się tylko obmyć i zabezpieczona już tamponem i wkładką, idę do kuchni po piętkę od chleba, by nie brać na pusty żołądek, moich tabletek. Wracam do pokoju i zamaist się położyć, na co pewnie brunet liczył, usiadłam na krawędzi i trzymając się za podbrzusze, jakby kiedykolwiek to pomagało, czekam aż mi przejdzie.
Tak... jestem z tych dziewczyn, co umierają przez pierwsze dwa dni.
- Maleńka... - wstaje do siadu i głaszcze mnie po plecach. - ....wszystko dobrze?
- Tak. Wzięłam tabletkę przeciwbólową... zaraz mi przejdzie. Czemu ty się nie kładziesz? - pytam po dłuższej chwili?
- Bo nie wiem... jak mam się zachować, jak Ci pomóc. Nigdy nie byłem tego świadkiem.
- Nigdy?
- Nigdy. - powtórzył. - Zazwyczaj Marta pisała, że właśnie dostała okres i przez te kilka dni, nie spotykaliśmy się.
- Rozumiem. Tak czy siak, nic nie musisz robić, ale dziękuję za dobre chęci. - daję mu cmoka w nos.
Położył się, ale nadal mnie smyra ręką po krzyżu, tworząc małe kółeczka. Już po niedługiej chwili, czuję się znacznie lepiej i kładę się obok niego.
- Zawsze tak cierpisz? - pyta.
- Od 4 lat.
- A powiedz mi... bo przez to, że szukaliśmy wczoraj sali, nie zapytałem jak było w szkole? - trochę się spięłam, mając nadzieję że tego nie zauważył.
- Dobrze.
- Tylko tyle?
- Zależy, o co pytasz. Jak o naukę, to staram się jak mogę, tylko fizyka mnie przerasta. - zaśmiał się.
- Pytałem raczej o reakcję ludzi, na nasze zaręczyny.
- Natka z chłopakami, złożyła mi gratulacje, a zainteresowane koleżanki, tylko chwaliły pierścionek.
- A jak zareagował Michał?
- Nie wiem. Trzyma się z daleka. - nie okłamuję go przecież... prawda?
- I prawidłowo.
~***~
Z ogromną ulgą odetchnęłam, kiedy chłopaki powiedzieli, że Siwego nie ma dzisiaj w szkole. Dopiero dzisiaj, tak naprawdę mogłam się cieszyć z zaręczyn i z zarezerwowania sali, nie czując na sobie jego wzroku.
Po szkole pojechaliśmy zobaczyć ten dom. Patrząc na okolicę, to wydaję mi się, że chyba niedaleko mieszka Szymon. Podchodzimy do drzwi i Adam mocno puka. Po chwili otwieram nam mężczyzna po 40-stce.
- Witam. To pan dzwonił?
- Tak. Chcieliśmy z narzeczoną obejrzeć dom i czegoś się dowiedzieć. - wow... jak to pięknie brzmi, w jego ustach
- Oczywiście, proszę wejdźcie.
Spędzamy czas, uważnie słuchając opisu pomieszczeń. Wnętrze samo w sobie jest wkończone, ale surowe. Wszędzie są jasnoszare panele, a ściany są pomalowane, na kolor kości słoniowej. Pomieszczenia są puste, tylko w kuchni i łazienkach stoi armatura.
- Jak państwo widzą, wnętrze jest przystosowane do własnej adaptacji.
- Czemu sprzedaje Pan ten dom?
- To biznes. Kupuje domy, remontuję i sprzedaję z zyskiem.
- Rozumiem.
- To ja państwa na chwilę zostawię samych. - wychodzi z domu do samochodu.
- I jak? Podoba Ci się? - pyta.
- Dom i rozkład sam w sobie jest ładny, ale reszta jest do remontu. Trzeba mnóstwo pieniędzy w to włożyć. - mówię, bedąc ceptycznie nastawiona, rozglądając się uważniej po wnętrzu.
- Stać nas na to. - przewróciłam oczami.
- Ciebie. - złapał mnie za rękę.
- Chodź. Coś Ci pokażę. - zaprowadził mnie do największej sypialni. - To byłby nasz pokój, z osobną łazienką i garderobą. - uśmiecham się. - Obok zrobilibyśmy Ci miejsce do nauki, a kolejny pokój byłby dodatkowy dla gości. - idziemy powoli do salonu. - Urządzisz sobie to wnętrze, jak tylko będziesz chciała.
- Możemy porozmawiać o tym jeszcze w domu?
- Oczywiście. - zmierzamy do wyjścia i w drzwiach spotykamy właściciela. - Możemy się jeszcze rozejrzeć się po działce?
- Ależ proszę. W razie czego będę czekał przed garażem w aucie.
- Dobrze, dziękujemy. - idziemy sobie pomału dookoła domu.
Muszę przyznać, że bardzo mi się spodobała działka. Jest pięknie zarośnięta w około wysokimi tujami, dając mnóstwo prywatności.
- Podoba Ci się. - stwierdzam, gdy widzę jak Adam uważnie obserwuje otoczenie.
- Bardzo. Na zdjęciach wyglądał interesująco, ale po obejrzeniu tego na żywo, wyobrażam sobie nas tutaj. - ściska moją dłoń, nie odrywajac wzroku od ogrodu i tarasu.
- Tuje pięknie porosły i zasłoniły widok na sąsiadów. Można tu poczuć się swobodnie. - zauważam.
- Masz racje, niczego nie widać, bo są gęsto posadzone i wyrośnięte.
- Jak sam wiesz, nie mam dobrych stosunków ze sąsiadami, dlatego bardzo mi się podoba, że jest tak szczelnie ogrodzony zielenią przed wścibskimi spojrzeniami.
- Wiesz czemu chciałem dla nas dom, a nie mieszkanie? - pyta zatrzymując się i z uśmiechem patrzy na mnie.
- No właśnie nie. - pochyla się nade mną i mówi z cwanym uśmiechem.
- Uwielbiam, jak głośno krzyczysz moje imię. Tutaj nikt nas nie usłyszy. - czeka na moją reakcję.
- Masz racje. Bierzemy. - ciągnę go za rękę, czym wywołuje u niego głośny wybuch śmiechu. - Skończyłeś? - pytam, kiedy się uspokoił. - Mówię poważnie, bierzemy. - patrzy na mnie, jak na kosmitkę.
- Ale przecież chciałaś porozmawiać w domu, na ten temat. - podchodzę do niego bliżej.
- Chcę, żebyś był ze mną szczęśliwy. Jeżeli podoba Ci się ten dom i widzisz nas w nim, to kupmy go i bądźmy w nim szczęśliwi, cholernie szczęśliwi.
- Cytujesz Judytę z filmu "Nigdy w życiu". - uśmiechnął się, na co tylko potwierdziłam skinieniem głowy. - Naprawdę tego chcesz? - odgarnia mi włosy z policzka.
- Adaś... robisz wszystko w ekspresowym tempie i nie zamierzam Cię hamować, bo Cię kocham. Jeśli ma Cię uszczęśliwić, kupno tego domu już teraz... to tak, zgadzam się.
- Chcę, żebyś była tu szczęśliwa ze mną, żebyś czuła się tu jak u siebie.
- Będę... - usmiecham się. - ...bo bedziesz obok. Mogę mieszkać z Tobą nawet, w jakiejś zapyziałej klitce, byle by z Tobą.
- Wyjdź za mnie. - powiedział poważnie.
- Wyjdę.
Po czułym pocałunku, w naszym przyszłym ogrodzie, umówiliśmy się z panem na podpisanie umowy przedwstępnej w sobotę. Wracamy do mieszkania, z uśmiechem na twarzach.
- Nie interesuje Cię, skąd mam pieniądze? - wypalił tak nagle.
- Nie bardzo. - mówię szczerze. - I chyba... nie chcę wiedzieć.
- Będziesz moją żoną i wszystko co należy do mnie, będzie należeć też i do Ciebie.
- Adam...
- Nie przerywaj mi. - westchnął. - Dziadki od strony mamy, przepisali na mnie cały swój majątek i ziemię, które też już kiedyś sprzedałem.
- Czemu Tobie, a nie twojej mamie? - zauważam.
- Bo byli skłóceni. Z resztą mama nigdy nie chciała od nich niczego. Bez zgody swoich rodziców, wyszła za mąż za ojca na studiach i urodziła mnie po roku od ślubu. - słucham i obserwuję go uważnie. - Nie byłem planowany, przynajmniej nie wtedy, pewnie dlatego jestem jedynakiem. Choć dziadki bardzo mnie kochali, nigdy nie pogodzili się z faktem, że mama nie spełniła ich woli. Miała wyjść za swojego kuzyna, jakąś piątą wodę po kisielu i przejąć jego majątek, by wszystko było w rodzinie, ale ona nie chciała takiego życia, na gospodarstwie. Rodzice ojca zaopiekowali sie mną, by synowa mogła się dalej kształcić. Została lekarzem tak samo jak mój tata i jeździła z nim po świecie, a ja byłem wychowywany przez dziadków. - mówi z urazą w głosie. - Kiedy miałem 10 lat, wrócili na stałe do Polski i chcieli, żebym z nimi zamieszkał w mieście, ale nie zgodziłem się. Po kilku próbach przekonywania mnie, w końcu odpuścili. Odwiedzałem ich, ale wolałem mieszkać z dziadkami. Teraz już wiesz, dlaczego miałem taki uraz do niej. Wolała robić karierę, jak zająć się mną.
- Rozumiem.
- Ale dzięki Tobie, nasze stosunki się polepszą. Już jestem z nią pogodzony.
- A ja jestem z ciebie bardzo dumna. - uśmiechnął się. - Mam jednak małe "ale".
- Jakie?
- Zanim za Ciebie wyjdę, sporządzisz intercyzę, którą ja podpiszę. - nagle gwałtownie zahamował i stanął na awaryjnych światłach na krawężniku.
Patrzę na niego nic nierozumiejącym wzrokiem, bo on mnie dosłownie nim zabija.
- Po moim trupie! - wysyczał wściekły.
Zajebiście... mamy kolejny problem...
2930 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top