47. Jak ja nienawidzę tej mendy.
Ewelina
Z jednej strony... chciałam jechać do rodziców, by móc pochwalić się pierścionkiem i zaręczynami, a z drugiej... nie chciałam się rozstawać ze swoim narzeczonym, tym bardziej że ma wolne, ale niestety taki był układ z moimi rodzicami.
Mama i tata, wydawali się szczerze cieszyć naszym szczęściem, ale nie ukrywali, że martwią się tak szybkim ślubem szczególnie, że Adam już bierze się, za organizację wesela.
- Wybraliście już termin? - pyta mama.
- No właśnie...
- Musimy jakiś wybrać. Mamy 13, 20, 27 czerwca. - mówi brunet.
- No to może 20 czerwca? - spojrzałam na niego, na co on szeroko się uśmiechnął.
- Mnie też się podoba ta data.
- Miesiąc po nas. - uśmiecha się tata.
- Państwo mieli ślub w maju?
- Tak. Jak poszliśmy do księdza znaleźć wolny termin, to kartkował ten kalendarz, omijając maj... więc stwierdziliśmy, że jak mamy być szczęśliwi, to nawet pobierając się w maju.
- Pięknie. - skwitował to brunet.
- Adam... - zaczął tata. - ...przemyśleliśmy z Dorotką wszystko i jednak nie możemy się zgodzić, żebyś za wszystko płacił sam.
- Nie przyjmę, żadnych pieniędzy. - powiedział kręcąc głową.
- Ale... - mama chciała chyba zaprotestować, ale jej przerwał.
- Proszę, niech chociaż mama, nie kłóci się ze mną na ten temat. - zdębiałam, ale nie tylko ja. Do bruneta też dotarło, co właśnie powiedział. - Przepraszam, zagalopowałem się. - roześmiał się tata.
- Adaś, nic nie szkodzi, mnie jest bardzo miło. - uśmiecha się mama. - Możesz tak już do nas mówić. Wasz ślub, to przecież już tylko kwestia czasu.
- Dziękuję. - uśmiecnął się słodko.
- A co? Ewelinka daje Ci popalić? - śmieje się tata.
- Tata mi wytłumaczy... skąd u niej taka duma? Nie podoba jej się, że będę ją utrzymywał dopóki nie skończy szkoły i nie pójdzie do pracy. Nie da sobie także nic kupić. - nawet nie mogę być zła na niego, że się skarży.
- Bo Ewelinka, dobrze zdaje sobie sprawę, że pieniądze nie leżą na ziemi. - odpowiada mama. - Ona już taka jest, Adaś. Od dziecka nie robiła nam cyrku w sklepie. Ona nigdy nic nie potrzebowała, a w liście do świętego Mikołaja pisała, że chce zdrowie dla wszystkich. Wiesz jaki mieliśmy problem co roku, by cokolwiek jej kupić pod choinkę? Ale nie ważne co dostała, bardzo się cieszyła i szanowała zabawki. I tak zostało jej do dziś. - Adam odwraca się do mnie i mierzy mnie spojrzeniem.
- Jesteś fascynuającą dziewczyną.
- Dziękuję? - odpowiadam nieśmiało.
- Mimo to, musisz nauczyć się przyjmować prezenty, bo zamierzam moją narzeczonę, a później żonę ropieszczać, rozumiemy się?
- Ale wystarczysz mi tyl...
- Rozumiemy?
- Tak. - wzdycham. Pochyla się i całuje mnie, ni przejmując się rodzicami.
- Adaś, ale jej też musisz trochę odpuścić. Jeśli chce Ci pomóc, niech Ci pomaga.
- Nie ma takiej potrzeby.
- Ale mogłabym kupować spożywcze rzeczy, prawda mamo? - szukam sojusznika.
- Oczywiście. Będzie mu lżej.
- Mamo, z całym szacunkiem, ale stać mnie na to, żeby nas utrzymać, żeby wyprawić wesele z poprawinami, na podróż poślubną i na kupno nowego domu. - rodzice spojrzeli po sobie, po czym głos zabrał tata.
- Dobrze... w takim bądź razie, dostaniecie te pieniadze od nas w kopertę. To będziesz musiał przyjąć. - uśmiecha się z triumfem tata.
- Rzeczywiście... na to już nie mam wpływu.
- Widzisz, Dorcia? Wyrolowaliśmy młodych. - śmieje się i przybija z mama piątkę, czym cholernie nas rozbawiają.
~***~
Mimo, że Zuzka jeszcze nie wróciła od koleżanki, leżymy na moim łóżku, grzecznie oglądając film i przytulając się do siebie.
- Zrób coś dla mnie... - szepczę mi do ucha.
- Co takiego? - odszeptuję.
- Pryśnij dzisiaj z domu i wróćmy do mnie. - zachichotałam. - Ja już dam Zuzce te 100zł.
- Nie 100, a 50 jak już i nic nie będziesz płacił, bo nie mogę tego zrobić.
- Czemu?
- Bo tata jest w domu, a on zwykle późno chodzi spać.
- To ćmychnij przez okno. - kusi.
- Oszalałeś. - kręcę głową.
- Z miłości do Ciebie. - jeździ nosem za moim uchem.
- Adam... - jęczę cicho. - ...nie rób tak.
- Jak? - całuje mnie za nim.
- Dokładnie tak. - już jestem gotowa.
18+
- Chcę Ci pokazać nową pozycję... - mruczy. - ...bardzo przydatną, w takich sytuacjach. Na łyżeczkę. - śmieję się. - Przykrywamy się kocem. - przykrywa nas. - Potem musisz odwrócić się do mnie tyłem... - odwraca mnie. - ...i podciągnąć sukienkę i zsunąć majteczki... - to też robi. - ...i troszkę się wypiąć.
- I co dalej? - szepczę, po czym muszę stłumić jęk, gdy wkłada we mnie palec.
- Skoro jesteś już gotowa. - oblizuje palec, czym zajebiście mnie zaskakuje, a zarazem jeszcze bardziej podniecił. - ...to przejdziemy od razu do rzeczy.
Zsuwa z siebie nieznacznie spodnie i bokserki i po założeniu gumki, wchodzi we mnie płynnym ruchem.
Gdyby ktoś wszedł do pokoju, to by zobaczył, że po prostu się przytulamy, a tak naprawdę delikatnym kołyszeniem się, wchodzi i wychodzi ze mnie, przyprawiając mnie o zawrót głowy.
- Adam... - jęczę cichutko. - ...tak mi dobrze.
- Wiem, Maleńka... mnie również. - wszedł mocniej we mnie. Musiałam przygryźć wargę, żeby nie jęknąć głośniej.
To cudowne tarcie i jego pocałunki za moim uchem, doprowadzają mnie na sam szczyt.
- Adaaaam... - szepczę, jeszcze bardziej się w niego wtulając.
- Moja... moja Ewela... - przyspiesza i już po chwili, dochodzi, wybijając mi palce w biodro. - Kocham Cię, kocham.
- Ja Ciebie też kocham.
Przez chwilę po prostu tak leżymy, dochodząc do siebie, aż w końcu zaczynamy się ogarniać.
♡♡♡
Kiedy tylko Adam, wiąże supeł na zabezpieczeniu i zawija je w chusteczkę higieniczną, ktoś puka do pokoju.
- Proszę? - drzwi się otwierają, a w nich pojawia się głowa Zuzki.
- Miałam rację, mamo! Oni tylko film oglądają!
- Zuza, na miłość boską! - zaśmialiśmy się, choć niewiele brakowało.
- Hej, Zuzia. Co tam? - zgadują ją brunet.
- Całkiem fajnie. Byłam na kręglach, ale nie udało mi się zbić wszystkich. A co u was?
- Adam mi się oświadczył. - mówię, wystawiając rękę z pierścionkiem.
- No słyszałam, od rodziców. Gratulacje.
- Dziękujemy.
- To co? Niedługo będę Ci mówić "szwagier". - uśmiechnęła się.
- W sumie to już możesz, bo zacząłem mówić do waszych rodziców, jak do swoich. - zaśmiała się. - Chcesz jechać z nami na basen?
- A wiesz, że chętnie?
Spojrzałam z uśmiechem na bruneta, który swobodnie rozmawia z Zuzą.
Kto by pomyślał, że MisterGbur jest tak kontaktowy i potrafi do siebie przekonać każdego?
~***~
Po basenie, na którym wszyscy daliśmy sobie wyscisk, Adam odwiózł nas do domu. Jestem zaskoczona, kiedy Zuza grzecznie dziękuje i po pożegnaniu się, wysiada z auta nie czekając na mnie.
Dzięki temu mogę się z nim pożegnać, tak jak należy, choć było to bardzo trudne.
No nie chcę się już z nim rozstawać!
Coraz bardziej się przekonuję do tego ślubu. Coraz więcej widzę zalet, jak mieszkanie ze sobą. Niestety tej nocy i przez kolejne trzy, jestem zmuszona zasypiać sama.
Jak zwykle przed snem, dostałam od niego link do piosenki, tym razem Mastersa "Kiedy gwiazdy gasną".
Jak tak dalej pójdzie, to pęknę z tego szczęścia.
~***~
Na drugi dzień wstałam rano i pierwsze co zrobiłam, to sprawdziłam czy jestem sama w pokoju i na w półprzytomna, zadzwoniłam do Adama.
~ Tak? - chrypie niewyraźnie, całkiem zaspany.
~ Dzień dobry, kochanie... - mruczę, jakby był tuż obok. - Jak Ci się spało? Bo mnie tak sobie. Bardzo mi Ciebie brakowało. Z przyzwyczajenia, nastawiałam wcześniej zegarek, by móc Cię w wyjątkowy sposób obudzić, a tu psikus! Nie ma mnie przy Tobie. I co ja mam teraz zrobić, z tym wolnym czasem? - wzdycham teatralnie. - Dlatego mam dla Ciebie dwie propozycję do wyboru. 1. Szybko po mnie przyjeżdżasz i jedziemy jeszcze przed szkołą do Ciebie na godzinkę, albo 2. Zabawimy się teraz w sekstelefon i dokończymy to wieczorem, przed basenem.
~ O propozycji numer 1.... - chrząka. O Bożenko! - ...mogę tylko skrycie pomarzyć, a na opcję numer 2. Bardzo chętnie się zgadzam, mała... ale najpierw musiałabym, uzyskać tytuł świadka koronnego, żeby uniknąć gniewu Adama...
~ O Bożenko... przepraszam.
~ Nie przepra... - rozłaczyłam się, całkowicie czerwona jak burak.
Kurwa!
Jak mogłam ich pomylić!?
No tak!
Obaj mają początek na Ad... kurwa!
Chowam twarz w poduszkę i zaczynam krzyczeć z własnej głupoty. Co za wstyd! Bałam się spojrzeć w telefon, który zawibrował. Wiedziałam, że to była wiadomość od niego. Chcąc, nie chcąc wzięłam telefon do ręki i przeczytałam.
Adrian: Jedno Ci powiem... zazdroszczę Adamowi, takiej kobiety. Dziękuję za przemiły poranek, ślicznotko. Tobie też życzę, tak udanego dnia ;)
Prychnęłam.
Ale wtopa... niestety... to cała ja.
~***~
Przez deszcz, Natka czekała na mnie w środku, więc gdy tylko pojawiłam się w szatni, rzuciła mi się z piskiem na szyję i zaczęła ogladać pierścionek, wykręcając mi rękę na wszystkie strony.
- O Boże... na żywo jest jeszcze piękniejszy!
- Cicho, wariatko!
- Daj spokój! Zdążyłam już powiedzieć Oliwce i Martynie, że się zaręczyłaś. - zapiszczała.
- Nat!
- No co? Masz się czym pochwalić. Gratulacje!
- Dziękuję. - uśmiecham się, ale zaraz zamieram.
- My też gratulujemy. - mówią chłopaki, którzy do mnie podchodzą, z uśmiechami na twarzy.
Normalnie odwzajemniłabym do nich ten uśmiech, gdyby nie stał za nimi Michał, który patrzy na mnie jeszcze gorszym wzrokiem, niż tydzień temu.
Aż ciarki mi przeszły po plecach.
Mimo, że nadal nie zbliżał się do mnie, czułam się gorzej zagrożona, niż wcześniej. Na szczęście, cały czas był ze mną Szymon. Nie wiem, czy robił to specjalnie, czy po prostu spędzał ze mną każdą przerwę z nudów, ale w duchu dziękowałam mu za to.
W między czasie dostałam smsa od Adama...
Adam: Jaki miałem piękny sen... śniło mi się, że zadzwoniłaś do mnie rano i kusiłaś, bym po ciebie przyjechał lub żebyśmy pobawili się w sekstelefon.
No nie...
Wysyłam smsa do Adriana.
Ja: Kabel z wtyczką -.-
Adrian: Haha... i tak Cię uwielbiam ;)
Aż mnie zatkało...
Nagle rozdzwania się mój telefon, to Adam.
~ Halo?
~ I zamiast mnie odpisać, to piszesz do niego. Nieładnie.
~ Mogłam się domyśleć, że jest z Tobą. - usłyszałam śmiech.
~ Więc wyjaśnij mi, kochanie... co takiego chciałaś zrobić, z moim przyjacielem. - robi sobie ze mnie jaja.
~ Dobrze wiesz, że się pomyliłam. Oboje macie dwie pierwsze litery imienia na A i D.
~ Wiemy, dlatego tak na siebie wołamy. - zaśmiali się.
~ Nie gniewaj się.
~ No coś ty, Maleńka. Żałuję tylko, że zaraz po tym, nie zadzwoniłaś do mnie. Zdecydowanie wybrałbym opcję numer jeden, ale dwójkę też musimy kiedyś...
~ Oj, ucisz się. - znów wybuchli śmiechem. - Nie zawstydzaj mnie, kiedy jestem w szkole.
~ Masz rację. To do zobaczenia później... kociaku. - mają ubaw ze mnie i to konkretny.
Dlatego nawet nie ukrywam zawstydzenia, kiedy brunet czeka na mnie przed szkołą, z uśmiechem którego nigdy nie widziałam, a chciałabym częściej go oglądać, byle nie moim kosztem.
Michał
Stoję pod szkołą i obserwuję, jak ten fagas przytula i całuję, moją dziewczynę.
Jak śmiał się jej oświadczyć?
Ona należy do mnie...
Pierwszy raz miałem ochotę udusić Natkę, kiedy tak świergotała, o ich zaręczynach i rychłym ślubie.
Jeszcze się kurwa zdziwią.
Do żadnego ślubu nie dojdzie.
Nie pozwolę na to.
Ona znów będzie moja.
Ewelina
- Mam pytanie. - zaczęłam.
- Tak, Maleńka?
- Czemu poprosiłeś moją mamę, żeby z nami jechała? Nie możemy sami wybrać sobie sali? - uśmiechnął się.
- I tak my ją wybierzemy. A zrobiłem to po to, żeby nabić sobie punktów, u przyszłej teściowej. - mrugnął do mnie oczkiem, a ja się zaśmiałam
- No okay. Niech Ci będzie. - pokreciłam głową.
Na szczęście dziś jest piękna pogoda i oboje wysiadamy z auta, czekając na mamę.
Adam przytula mnie do siebie i patrzy na mnie z uczuciem.
- Twoi sąsiąd się na nas gapi. - szepcze z uśmiechem ma twarzy.
Odwracam się i widzę sąsiada z góry. To kolejny palant, które ma zaszczytne drugie miejsce na mojej liście znienawidzonych, zaraz po recydywie.
- Jak ja nienawidzę tej mendy. - przewracam oczami widząc, że wychodzi z klatki i idzie w naszą stronę.
- To nie jest parking! - krzyczy.
- Ani szrot! - odkrzykuję.
- Tu nie ma miejsca na auta, jakiś gachów.
- Spieprzaj sąsiad i nie psuj nam dnia! - ostrzegam go. - Jak masz za mało miejsca, to zacznij sprzedawać te niejeżdżące złomy, a nie robisz z tego podwórka cmentarzysko motoryzacji. - Adam parsknął śmiechem, w moje włosy.
- Rodzice wiedzą, że się prowadzasz ze starszym kolesiem?
- A co to Pana interesuje? I tak wiedzą. - mówi mama, podchodząc do nas. Jak zwykle wygląda oszałamiająco. - Nawet więcej panu powiem. To nie jest jakiś koleś, a narzeczony naszej córki i może tu auto stawiać kiedy chce.
- Pięknie córkę wychowaliście, żeby się tak zwracała do starszych.
- Dokładnie tak ją wychowaliśmy, żeby umiała się bronić przed taką gnidą jak ty i radzi sobie fenomenalnie. Jestem z niej dumna. - prychnął i odszedł. - Hej, kochani. - uśmiecha się do nas słodko.
- Hej, mamo. - daję jej buziaka w polik.
- Dzień dobry. Pięknie mama wygląda. - i robi to samo.
- Dzień dobry, dziękuję. Naprawdę chcecie żebym z wami jechała?
- Oczywiście. Zapraszam. - otwiera jej tylne drzwi. - Mamy trzy sale do obejrzenia, w tym jedna w Aleksandrowie łódzkim.
- Tak daleko? - pyta mama.
- Niestety tak, ale właśnie ta... wydaje mi się najlepsza.
~***~
Wychodzimy z jednej sali, której nazwy w ogóle nie zapamiętałam. Przeraził mnie koszt takiego wesela szczególnie, że Adam chce full wypas menu i poprawiny, czyli wychodzi ponad 330zł za osobę i kwota może wzrosnąć z każdym nowym rokiem.
- Adaś, czy musicie robić tak duże wesele?
- Tak, mamo.
- To może chociaż zrezygnujcie z poprawin. Zaoszczędzicie sporo pieniędzy. Będziecie mieć na jakąś podróż lub wakacje.
- Na podróż też się znajdzie. - nic się nie odzywam.
- Jaka teraz będzie do oglądania?
- Amadeusz.
Chodzimy po tej sali, oglądając ją uważnie. Jest nawet fajna, ale ceny takie same jak w poprzedniej, czyli tak to wygląda mniej więcej w Łodzi.
- No fajna była ta sala. - chwali mama.
- Fajna, ale mnie nie urzekła, a ty co mylisz, Maleńka?
- Mogłaby być. - nie chcę decydować, bo to nie ja za nią płacę, ale cieszę się, że nie wybrał tej.
- Chodź. - złapał mnie za rękę. - Zobaczymy tą w Aleksandrowie.
- No dobrze.
Dojeżdżamy na miejsce, gdzie z zewnątrz w ogóle nie przypomina to sali, ale jak wchodzimy do środka od razu zmieniamy zdanie.
Sala "W dobrym stylu" jest przepiękna. Taka jasna, mnóstwo luster, które optycznie powiększają salę, do tego jest miejsce na odpoczynek, ze skórzanym kanapami, a dwa wielkie panoramiczne okna pokazują śliczny ogród, po którym można spacerować.
Chodzę z Adamem za rękę, jak zaczarowana. On też jest zachwycony.
- Tu jest pięknie, Adam. - mówi mama.
- A tobie się podoba?
- To jest bajka, a nie sala. - chwalę.
- Mnie też się bardzo podoba. - mówi podekscytowany. - Na żywo, wygląda to wiele lepiej.
- Ale jak goście tu dojadą? Nie każdy będzie autem. - pytam.
- Możemy wynająć autobus, który przywiezie ich z kościoła na salę. To jak? Rezerwujemy?
- No dobrze. - uśmiecham się.
- W takim razie idę poszukać właściciela lub menedżera. - całuje mnie i odchodzi.
- Pięknie tutaj. - mówi mama nadal się rozglądając.
- To prawda. - uśmiecham się i widzę jak idzie Adam z jakąś uśmiechniętą Panią.
Po wszystkim, wsiadam do auta trzymając się za serce.
- Ewela, co Ci jest? - pyta szczęśliwy brunet.
- Nie wierzę, że podpisaliśmy umowę. To się dzieje naprawdę. - uśmiecham się do niego.
- Będziecie mieć piękne wesele. - dodaje mama.
- To prawda. Szczęśliwa?
- Bardzo. Już nie mogę się doczekać. Dobrze, że byłeś przygotowany, na tak dużą zaliczkę.
- Już wcześniej sprawdzałem i liczyłem mniej więcej, ile będziemy musieli dać. - rusza z miejsca. - Wiedziałem, że wybierzemy tą salę.
Obserwuję go jak prowadzi, mając na twarzy szeroki uśmiech. On się cieszy, a mnie z tych wrażeń, aż się ręce trzęsą.
O Bożenko... mamy już zarezerwowaną salę.
Ja chyba śnię... naprawdę wychodzę za mąż!
2440 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top