44. Nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia.

Ewelina

Albo trafiłam na wyjątkowego faceta, albo Adam robi wszystko, żebym się tak nie stresowała. Tak czy siak, dzięki śpiewaniu, kompletnie zapominam o stresie, nawet wtedy kiedy wjechaliśmy na podwórko.

  - Gotowa?
  - Tak. - uśmiechnęłam się.
  - Wiedz, że Cię kocham i że jestem tuż obok. - super, poczułam leki ucisk w brzuchu.
  - Nie pomagasz. - pocałował mnie i wysiadł, by otworzyć mi drzwi i pomóc wysiąść. Wziął też wielki bukiet kwiatów i złapał mnie za rękę, prowadząc po kostce do domu jego dziadków.

Szybko okiem ogarnęłam podwórko, na którym stoi już mnóstwo aut. Czyli nie jesteśmy pierwsi.

Nie pukając, wchodzimy jak do siebie, do domku jednorodzinnego. Jesteśmy w pomieszczeniu gdzie wiszą okrycia wierzchnie. Brunet pomaga mi się rozebrać z płaszcza i całuje mnie jeszcze krótko w usta, po czym otwiera drzwi i wprowadza nas do wnętrza domu.

Jesteśmy w jakimś korytarzu gdzie jest kilkoro drzwi i schody na górę. Z oddali słychać rozmowy.

Moje serce chce teraz wyskoczyć z piersi.

  - Adam przyjechał. - powiedział jakiś kobiecy głos.
  - Pójdę sprawdzić. - nie zdążyliśmy dojść do końca korytarza, gdzie wyszła nam na spotkanie starsza pani, która wygląda niezwykle sympatycznie i bardzo dobrze, jak na swoje lata. - Adaś dziecko, nie mogłam się was doczekać. - podchodzi do niej i najpierw całuje jej dłonie, a potem mocno ją przytula, wręczając kwiaty.
  - Witaj, babciu. Wszystkiego najlepszego.
  - Dziękuję kochanie, są piękne... ale nie tak, jak twoja wybranka. - spojrzała na mnie z ciepłym uśmiechem.
  - Babciu, poznaj proszę moją dziewczynę, Ewelinę. - podchodzę do niej, bo wyciąga rękę. - Ewelino, to moja ukochana babcia, Ewa.
  - Bardzo mi miło panią poznać. - uśmiecham się do niej.
  - Mnie również, kochanie. - nawet nie wiem kiedy dołączył do nas jego dziadek. Dopiero go zauważam, jak babcia bruneta, przytula mnie do siebie. - Tyle dobrego słyszeliśmy o tobie, od Adasia.
  - Mam tu skromny prezent. Upiekłam ciasto.
  - Dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony. - uśmiechnęła się.
  - Dziadku przedstawiam Ci swoją dziewczynę, Ewelinę. - podchodzi do mnie rosły mężczyzna.
  - Witam, Adam Winer. Jestem dziadkiem Adasia. - podaje mi rękę, ale gdy tylko ja podaję mu swoją, on delikatnie całuje jej wierzch. - Musisz być wyjątkowa, skoro Adaś zdecydował się przedstawić nam Ciebie. - mówi, uśmiechając się.
  - To prawda. Nigdy nie przywiózł tutaj, żadnej ze swoich dziewczyn, nawet ze szkoły. - potwierdza jego babcia, a ja patrzę jak urzeczona w jego jasne oczy.

Od samego poczatku zrobiło się cicho za drzwiami, każdy pewnie przesłuchuje się naszym powitaniem.

Nie wiem co mam o tym myśleć.

  - Wchodźcie do środka, już wszyscy są.
  - Spóźniliśmy się? - pyta brunet.
  - Skądże, jesteście o czasie. To oni jak nigdy przyjechali wcześniej. - zacisnął zęby i rękę z moją dłonią.

Mimo wszystko wchodzimy do salonu, a ja przyklejam do buzi swój najbardziej szczery uśmiech. Oczy wszystkich są skierowane tylko na mnie.

  - Dzień dobry. - witam się ze wszystkimi.
  - Cześć. - Adam rzuca krótkie przywitanie, omiatając wszystkich wzrokiem.
  - Dzień dobry. - odpowiadają nam tylko niektóre osoby, w tym ojciec Adama.
  - Widzę, że jak nigdy jesteście przed czasem. - mówi brunet z przekąsem.

Czyżby ich atakował?
Tylko nie to!

  - Kogo ze sobą przywiozłeś, Adamie? - pyta mężczyzna, w wieku mojego taty.
  - Ewelino, poznaj moją rodzinę. - o nie! Nie powinien mi ich przedstawiać, tylko mnie, im. - Od prawej mój wujek Tadeusz z żoną Teresą i synem Karolem. Wujek Andrzej z żoną Moniką i dwójką dzieci Nikolą i Kacprem. I ciocia Ania z mężem Sławkiem i dwójką dzieci Amelką i Alanem. Rodziców już znasz. - powiedział beznamiętnym głosem.
  - Bardzo mi miło, państwa poznać. - uśmiecham się, ale nikt nie wstaje, by się z nami przywitać, ani nikt nie odwzajemnia uśmiechu.
  - Siadajcie, dzieci. - mówi jego dziadek, wchodząc z wazą do jadalni.
  - I to dosłownie. - odpowiedział któryś z wujków.

Adam odsuwa mi krzesło, patrząc na niego z mordem w oczach, a ja siadam nie przejmując się komentarzem.

Wzięłam dyskretnie głębszy wdech i ścisnęłam dłoń bruneta na moim kolanie, by jego uspokoić i dodać sobie otuchy i siły.

~***~

Jesteśmy po obiedzie, a ja nadal jestem w ogniu pytań. Odpowiadam na wszystko zgodnie z prawdą, nie wstydząc się siebie, co resztę ewidentnie śmieszy.

Wystarczyło pół godziny, bym wiedziała z kim mam doczynienia. Czuje, że brunet wychodzi z siebie i często też odpowiada za mnie.

  - Ale daj się jej wypowiedzieć, Adam. Chyba umie mówić?
  - Umiem, tylko nie rozumiem, o co Pan pyta. - na mojej twarzy już dawno przestał gościć uśmiech.
  - To nie było trudne pytanie. Pytałem czy uciekasz z domu, bo tak źle mieszka Ci się z rodzicami, czy oni mają dość mieszkania z nastolatką, która uważa się za dorosłą i wypychają Cię z domu? - muszę koniecznie powiedzieć tacie, że jego sława, go wyprzedza.

Mama Adama patrzy na mnie z wyższością. Specjalnie przyjechała wcześniej, żeby nie wiadomo co im naopowiadać na mój temat.

  - Ani jedno, ani drugie. Rodziców mam najwspanialszych na świecie i rozumieją, że chcemy się z Adamem często widywać i nie zabraniają nam tego. - odpowiadam na każde pytanie, z podniesioną głową i pewnym głosem.
  - W tym wieku, to powinnaś się uczyć, a nie romansować. - naśmiewa się ze mnie, ale nie dam się złamać.
  - Uczę się i to bardzo dobrze.
  - Każdy kit, możesz nam wcisnąć.
  - Andrzej! - upomina go dziadek Adama. - Możesz przestać?
  - Nie rozumiem, o co Ci chodzi, tato?Sprawdzam tę za młodą kobietę, czy jest warta mojego bratanka.
  - Jest. - mówi wściekły brunet.
  - To my będziemy to oceniać.
  - Mam gdzieś wasze zdanie. - warczy.

Cały czas delikatnie go smyram po dłoni, by to uspokoić. Już nie raz chciał wybuchnąć.

  - Widać. Myślałem, że stać Cię na coś lepszego. Dlaczego nigdy nie poznaliśmy Marty, która w oczach mojej szwagierki, była idealną kandydatką, na twoją żonę?
  - Bo Marta, była gówno warta. - syczy.
  - Adam. - upominam go, widząc jak zabija własnego wujka wzrokiem.

Po chwili niezręcznej ciszy, podbiega do mnie najmłodsza dziewczynka, chyba córka tego Andrzeja.

  - Proszę. To dla Ciebie. - wręcza mi nieśmiało laurkę.
  - Dziękuję. Jaki piękny rysunek. To twój kotek?
  - Tak. Pankot.
  - Śliczne, ma rude futerko... Wiesz co? Też mam coś dla Ciebie. Zapomniałam, że mam coś dla wszystkich dzieci. Przepraszam. - wstaję od stołu, biorąc swoją torebkę. - Zaprowadzisz mnie do brata?
  - Dobrze. - podaje mi rączkę i idę za nią do pokoju obok.

  - Hej maluchy. - witam się z nimi, wchodząc do pokoju.
  - I kto to mówi. - słyszę komentarz z jadalni.
  - Możesz przestać, Andrzej? - broni mnie mój brunet.
  - Mam coś dla Was. Proszę. - każdemu rozdaje czekoladę.

Na sam koniec podchodzę do najstarszego, który jest tylko rok, może dwa młodszy ode mnie.

  - Dla mnie też masz czekoladę? - pyta bez wyrazu.
  - No tak. - uśmiecham się.
  - A jaką?
  - Moją ulubioną. - podaje mu czekoladę Kinder.
  - Też ją lubię. - uśmiecha się. - Dziękuję.
  - Nie ma za co.
  - Pobawisz się z nami? - pyta mnie ta dziewczynka od laurki.
  - Dzisiaj nie mogę, ale jak przyjadę następnym razem, to przywiozę fajne gry dla Was i wtedy się pobawimy.
  - Masz zamiar tu wrócić? - pyta Karol.
  - Jeśli tylko Adam, będzie chciał mnie tu przywieźć jeszcze raz, to tak. - słyszę rozmowy na mój temat z tamtego pokoju, albo raczej wykłócanie się.
  - Przecież oni zjedzą Cię żywcem, do deseru.
  - To odbiję im się czkawką. Jestem za tłusta. - parsknął śmiechem.
  - Fajna jesteś.
  - I vice versa.
  - Pójdę ją zawołać. - mówi Adam.
  - Siedź. Zostaw ją. Tam jest jej miejsce. Wśród dzieci.

O Bożenko, daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę to zacznę strzelać do niektórych, ale najpierw wyprowadzę dzieci, w bezpieczne miejsce.

Adam

Nigdy nie wstydziłem się za swoją rodzinę, aż do teraz. Matka specjalnie przyjechała wcześniej, by nabuntować resztę przeciw niej i choć sama się nie odzywa cieszy się, że Andrzej atakuję moją małą.

Tylko dobre wychowanie, przez dziadków hamuje mnie, by nie przypierdolić własnemu wujkowi.

Na szczęście po chwili wraca moja śliczna, która dzielnie znosi wszystko i to z podniesioną głową.
Jak zwykle siada obok mnie z uśmiechem i odnajduje moją dłoń pod stołem. Jej dotyk sprawia, że się trochę rozluźniam, bo od samego początku jestem zajebiście spięty.

Andrzej uważnie ją obserwuje z rozbawieniem, co ewidentnie mnie wkurwia. 

  - Macie ją szanować, bo czy chcecie, czy nie, ona wejdzie do tej rodziny. - zwracam się do wujka, znów się spinając.
  - Bardzo się cieszymy, że planujesz swoje życie, u boku Ewelinki. - ucieszyła się babcia.

Moja śliczna, spojrzała na mnie trochę zdezorientowanym wzrokiem, ale zaraz wróciła do siebie, gdy usłyszeliśmy głos mojej matki.

  - Co też mama opowiada? Przecież jej może zależeć, tylko na pieniądzach.
  - Nie bądź niemądra, Elżbieto. Skoro Adaś, chciał ją nam przedstawić, to możesz być pewna, że on jest jej pewny. - broni nas dziadek. - Nie rozumiem, waszego negatywnego nastawienia wobec niej. Jest sympatyczna, ułożona i grzeczna, pomimo waszych uwag. - mówi podnosząc palec. - Jest dobrze wychowana, a do tego śliczna. Uważam, że Adam dobrze wybrał.
  - Tata, to zawsze widzi tylko zalety.
  - Za to Ty, tylko wady, których ja w ogóle nie dostrzegam.
  - Przecież ona jest za młoda dla niego. Nadal się uczy. Jak to w rodzinie będzie wyglądać?
  - Przypominam, że sama nie miałaś o wiele więcej lat, jak poślubiłaś mojego syna.
  - Ale jestem od niego tylko 2 lata młodsza, a nie 10!
  - Nie unoś się. Jestem stary, ale nie głuchy. - zdusiłem w sobie uśmiech.

Jednak po chwili, już nie było mi do śmiechu.

  - Naprawdę chcecie, by Adam się z nią ożenił i to już za półtora roku!? - wykrzyczała matka.

Moja Maleńka tak się spięła, że aż zabrała mi swoją rękę.

Chryste... tylko nie to...
Nie uciekaj ode mnie, Maleńka.

No dajcie mi kurwa jeden dobry argument, żebym nie ubił zaraz własnej matki.
To, z wydaniem mnie na świat, już nie pomaga.

  - Adaś? - spojrzałem na mojego zastępczego rodzica.
  - Tak, dziadku?
  - Kochasz ją? - znalazłem jej dłoń pod stołem i uścisnąłem ją. Dzięki Bogu, że mi jej nie wyrywa.
  - Tak jak ty babcię.
  - Słyszałaś? Jest zakochany, niczym go nie powstrzymasz i nawet nie próbuj. - spojrzał na nią. - A nam nie pozostaje nic innego, jak szykować garnitur, a tobie kupić piękną sukienkę. Prawda, Ewuniu?
  - Tak. - uśmiecha się w naszą stronę.

Ewela lekko się uśmiecha, ale nadal jest w wielkim szoku. Unika też patrzenia na mnie.

Nie tak miała się o tym dowiedzieć. To wszystko miało być niespodzianką, a o szybkim ślubie miałem z nią porozmawiać po zaręczynach. Miałem tyle naszykowanych argumentów, żeby się na niego zgodziła od razu. A tak?

Będzie teraz o tym myśleć... i znajdować argumenty na "nie", a w najgorszym wypadku wystraszy się i będzie chciała uciec.

No zajebiście Ci dziękuję, kochana mamusiu.

  - Przecież to jest jakiś cyrk. Nas na tym ślubie nie będzie. - odpowiada wujek.
  - Nie jesteś nam do szczęścia potrzebny, Andrzej. - syczę.
  - Adam, przestań. - prosi mnie moja Maleńka.
  - Co przestań? Nie pozwolę żeby... - nie kończę bo wchodzi mi w zdanie.
  - To są urodziny twojej babci, nie rób jej przykrości i przestań się kłócić z mojego powodu. Proszę. - w końcu spojrzała mi w oczy.

Chryste... jaka ona jest śliczna.

  - Pusia, ma racje. Zachowuj się.
  - Co ty powiedziałeś? - wkurwiłem się na cacy, przez co prawie zmiażdżyłem jej dłoń.
  - Słyszałeś. A co, mam udawać, że jej nie widzę? Przecież siedzi na przeciwko mnie, a do zgrabnych, to ona nie należy. Ale ty tego nie widzisz, skoro zasłoniła Ci cały świat i pół galaktyki. - kurwa... trzymajcie mnie!
  - Dość! - wstałem. - Nie będę tego dłużej znosił. Przepraszam Cię, babciu. - wyciągam do niej rękę. - Chodź, Ewel. Wychodzimy. - patrzę na nią niecierpliwie, a ona nadal siedzi i wpatruje się w Andrzeja.

Teraz dokładnie widzę, że skończyła się jej cierpliwość.

  - Mowy nie ma! - prostestuje, czym cholernie mnie zaskakuje. - Przyjechaliśmy do twojej babci, która jako jedyna razem z twoim dziadkiem i ojcem są dla mnie mili. Nie będę uciekać jak jakiś tchórz, tylko dlatego, że ktoś ma o mnie mylne wyobrażenie. - mówi, będąc bardzo pewna siebie. - Siadaj. - no zatkało mnie.
  - Ale oni Cię obrażają, a ja na to nie pozwolę.
  - Siadaj. - odsuwa mi krzesło. - Nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Gorsze rzeczy w życiu słyszałam. Reszta twojej rodziny niczym nowym się nie popisała. - mówi totalnie na luzie, nakładając sobie jeszcze trochę jarzynowej sałatki.

Kompletnie oniemiały siadam spowrotem na miejsce i gapię się na nią.

  - Sałatki? - pyta mnie słodkim głosem, a ja nie potrafię powstrzymać uśmiechu. Bez mojej odpowiedzi, nakłada mi dwie łyżki. - Jedz, bo w domu tego nie masz. Jestem Ci w stanie wszystko ugotować, ale nie mam cierpliwości do krojenia. - to koniec.

Parsknąłem śmiechem razem ze swoimi dziadkami widząc, jak moja śliczna, ma już kompletnie gdzieś to, co sobie o niej myśli reszta.

Kurwa... jak ją kocham.

  - Głupi bedziesz, jak się z nią nie ożenisz, Adaś. - mówi dziadek, a ja nie marzę o niczym innym, jak po prostu to zrobić.
  - I taki mam zamiar. - kładę jej rękę na kolanie, po czym wstaję i odsuwam krzesło.

Ewela patrzy na mnie nic nierozumiejącym wzrokiem. Nagle zaczyna ciężej oddychać, kiedy klękam przed nią na jedno kolano. 

  - Adaś, wstań. - prosi mnie drżącym głosem, ale ją ignoruję.
  - To chyba jakiś żart. - komentuje to Andrzej.
  - Ucisz się. - mówi dziadek surowym tonem. - Nie każ mi, wyrzucać Cię z domu. Dość już krwi dziś napsułeś.

Nie mam czasu podziękować mu w myślach, bo skupiłem się na jej oliwkowych oczach.

  - Zamierzałem to zrobić, w bardziej romantyczny sposób i bez świadków, ale po tym jak nie dałaś się krytyce i jak z klasą przyjęłaś wszystko, nie wyobrażam sobie, żeby nie pokazać im, jak bardzo Cię kocham i że nie obchodzi mnie ich zdanie. - widzę, jak w jej oczach wybierają się łzy. Oby ze wzruszenia, a nie strachu. - Jesteś nie tylko śliczna, mądra i zadziorna, jesteś także wyrozumiała, zabawna i co najważniejsze odważna i bardziej dojrzała od niektórych tu osób. Jesteś moim ideałem i chcę być z Tobą już na zawsze. - wyciągnąłem z kieszeni drewniane pudełeczko, z napisem Apart. - Ewelinko, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną, miesiąc po tym, jak ukończysz 18 lat? - patrzę na nią, czekając na odpowiedź.

Mam nadzieję, że pomimo tego, co dziś usłyszała i jak została potraktowana, przez większość mojej rodziny, zgodzi się wyjść za mnie... na moich warunkach.

2240 słów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top