42. Trochę sobie poczekasz.
Ewelina
Wchodzimy do jego mieszkania i po rozebraniu się, od razu udałam się do salonu. Mimo, że wstyd wręcz pali moje policzki, muszę stawić mu czoła. Nie mam jak się ukryć, dlatego usiadłam na kanapie i czekam, jak na wyrok.
Adam siada na przeciwko mnie, ale nie na fotelu, tylko na stoliku. Mam nadzieję, że się ten stolik pod nim nie załamie.
Jest bardzo blisko... za blisko. Nasze kolana się stykają, a oddechy mieszają się ze sobą. Nie wiem, czemu przedłuża tą chwilę, czym nieświadomie mnie jeszcze bardziej stresuje, ale jeśli liczy na to, że na niego spojrzę, to jest w błędzie.
Nie jestem tak twarda, jak mi się wydawało.
- Maleńka... - no w końcu. Powstrzymuję westchnięcie. - ...spójrz na mnie. - nie ma mowy. - Chcę Cię przeprosić. - westchnął ciężko. - Przepraszam, że wyszedłem i Cię zostawiłem. Byłem wściekły, bo... byłaś dobra, za dobra, jak na twój pierwszy raz. - ...co? - Dlatego pomyślałem, że mnie oszukałaś mówiąc, że między tobą a Michałem do niczego nie doszło. - spojrzałam na niego wściekła.
- Nie kłamałam. - syczę, a on chwyta moje dłonie.
- Teraz już wiem, ale wtedy... byłem wściekły. Naprawdę sądziłem, że nabrałaś wprawy w...
- Ty chyba oszalałeś! - zerwałam się na równe nogi.
- Na twoim punkcie, mała. - i on też się zerwał.
Stał zdecydowanie za blisko, by móc z nim rozmawiać, szczególnie na taki temat. Nasze ciała działają na siebie. Wystarczy jeden czuły dotyk, bym straciła zdrowy rozsądek.
O nie!
Nic z tego!
Odsuwam się od niego i staję za fotelem, którego używam, jako oparcia. Adam zaciska szczękę, ale nie rusza się ze swojego miejsca.
- Przepraszam, Ewela... że tak bardzo się pomyliłem. Teraz ogromnie się cieszę, że to naprawdę był twój pierwszy... wspaniały raz. - uśmiecha się lekko.
- Gdzie byłeś? - syczę.
- Na spacerze. Kompletnie straciłem poczucie czasu. - patrzy na mnie smutnym wzrokiem. - Maleńka... przepraszam, że byłaś sama, gdy niespodziewanie przyjechali moi rodzice. Że musiałaś znosić karygodne zachowanie mojej matki. - opuściłam głowę. - Adrian mi wszystko opowiedział. Mam do siebie pretensję, że mnie wtedy przy tobie nie było. Nie pozwoliłbym jej na takie zachowanie.
- Właśnie dzięki twojej nieobecności, poznałam jej prawdziwe zdanie na mój temat.
- To stek bzdur.
- Adam... twoja mama ma...
- Nie! Nie ma racji! - uniósł się. - A wiesz dlaczego? Bo częściej jej nie było w moim życiu, jak była. Nie zna mnie, jak babcia i dziadek. - podszedł do mnie. - Nie wie, co jest dla mnie najlepsze i kto jest dla mnie odpowiedni. Nie ma pojęcia, z kim jestem szczęśliwy i kogo kocham całym sercem.
- Dlaczego nic nie powiedziałeś im o mnie?
- Bo jak widzisz, nie utrzymuję z nimi zażyłego kontaktu. Za to dziadki, wiedzą o tobie chyba wszystko... - uśmiecha się szeroko, kładąc ręce na moich biodrach. - ...i już nie mogą się doczekać, żeby Cię poznać. Dlatego mam nadzieję, że pojedziesz ze mną w tą sobotę, na urodziny babci. - zatkało mnie. - Serdecznie Cię zapraszają. - o Bożenko...
- O..oczywiście, że pojadę. - uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Tak się cieszę, że będę mógł Cię im przedstawić. Tylko na ich zdaniu, najbardziej mi zależy.
- Skąd wiesz, że mnie zaakceptują?
- Wiem to na pewno. Już są Tobą, oczarowani. - uśmiechnęłam się lekko. - No w końcu... - ujął w dłonie moją twarz. - ...już myślałem, że nie zobaczę dzisiaj uśmiechu na twojej buzi.
- Narozrabiałeś, Winer.
- Wiem i bardzo tego żałuję. - wygląda na skruszonego. - Wybaczysz mi?
- Tak... ale nie licz dzisiaj na nic. - aż otworzył buzię.
- Chcesz powiedzieć, że mam szlaban?
- Skoro tak to ująłeś. - wzruszyłam ramieniem i ruszyłam do pokoju, po swoją piżamę.
- Ależ, Maleńka...
- Nie, nie ma mowy. Jestem zajebiście zmęczona tym dniem.
- A chociaż wspólna kąpiel i masaż na przeprosiny? - nie odpuszcza.
- Na to mogę się zgodzić. - z uśmiechem skręcił do łazienki.
Tak jak poprzednio, Adam naszykował kąpiel, włączając hydromasaż, a ja w tym czasie zdążyłam się rozebrać i wejść do wanny. Po chwili wszedł za mnie i już swobodnie mogłam oprzeć się o niego.
- Dobrze Ci?
- Jak w niebie, boję się że zaraz odpłynę. - przyznaję.
- Nie dziwię się, jesteś zmęczona.
- A ty to nie?
- Ja mam jeszcze siłę. - ucałował mnie w ramię.
Jestem zaskoczona, kiedy bierze do ręki, moją dwustronną gąbkę i wylewa na delikatną stronę mój żel, po czym okrężnymi ruchami myje mi ramiona, kark i plecy. Jego dotyk jest delikatny, czuły i taki odprężający.
- Używasz w ogóle tej szorstkiej strony?
- Tak. Szczerze mówiąc, to tylko nią się myję. - odparłam.
- Przecież ona jest za szorstka. - słychać zdziwienie w jego głosie.
- Wydaje Ci się. Nie umiem się myć tą gładką stroną, od kilku lat.
- Czemu? - zaśmiałam się.
- Kiedyś Ci powiem.
- Czemu nie teraz? - wzdycham.
- Bo to krępujące?
- Nic nie jest w stanie, mnie do Ciebie zrazić.
- O Bożenko, jak ty naciskasz. Pediatra mi kazał.
- Bo? - przewróciłam oczami.
- Bo za szybko się rozwijałam, jak na dziewczynkę i skóra na biuście nie wytrzymała od tak gwałtownego powiększenia i porobiły się rozstępy.
- Chcesz powiedzieć, że szorowałaś piersi, tą częścią gąbki?
- Tak. - westchnęłam. - Na początku płakałam, to było okropne. Bardzo bolało i było to nieprzyjemne. Ale jak tylko widziałam efekty, że rozstępy zaczęły blednąć lub całkowicie znikać, nie przestawałam. Aż w końcu się przyzwyczaiłam i teraz tylko w taki sposób, myję całe ciało. - Adam zmienił stronę i zaczął myć mi piersi.
- Więc już w podstawówce miałaś biust? - mruczy.
- Tak i to spory. Byłam zażenowana, szczególnie że chłopcy w tym wieku, raczej to wyśmiewali. Chodziłam cały czas zgarbiona, żeby nie rzucały się tak w oczy.
- Są cudowne. - ściska je dłońmi.
Coś czułam, że strzeliłam sobie w kolano, tą kąpielą razem z nim.
- Cała jesteś piękna. Pragnę Cię. - odwracam się do niego leżąc teraz przodem na jego torsie.
- Nawet w rozmiarze XXL? - chwyta mnie za podbródek.
- Tym bardziej. - i składa gorący pocałunek na moich ustach.
- Wiesz, że masz szlaban? - zmrużył oczy.
- Wiem... ale on jest bez sensu, kiedy i ty na tym cierpisz. - zaśmiałam się.
- Masz rację. - jęczę niezadowolona. - Chodźmy już do tego łóżka.
- Jesteś niesamowita. - kompletnie nie wstydząc się bruneta, wstałam i sięgnęłam ręcznik, który owinęłam sobie wokół swojego ciała i to wszystko pod czujnym wzrokiem, jasnych oczu.
Gdy Adam się już napatrzył, również wstał z wanny z gotową już erekcją. Patrzę na niego dokładnie tak samo, jak on na mnie wcześniej. Na sam widok jego nagiego i umieśnionego ciała, jestem już cała mokra i gotowa.
Kiedy tylko osusza swoje ciało ręcznikiem, podchodzi do mnie, ściąga ze mnie mój ręcznik, rzucając go gdzieś w kąt i podnosi, wynosząc z łazienki do sypialni.
- Zimno mi. - szepczę, gdy kładzie mnie na łóżku.
- Zaraz Cię rozgrzeję. - z uśmiechem, przykrywa mnie kołdrą.
18+
Obserwuję go, jak znika pod kołdrą, by po kilku sekundach, poczuć go pomiędzy swoimi nogami. Rozszerza moje uda i przykłada swoje usta do wrażliwego od podniecenia punktu.
Moje ciało, pod wpływem jego pieszczot, zaczyna się niekontrolowanie trząść. Zaciskam pięści na poduszce pod moją głową, a moje jęki słychać już pewnie na dole. Jestem już blisko, bo mój oddech staje się szybszy, a on to przerywa.
- Adam! - krzyczę. Słyszę jego śmiech i czuję, jak jego język, wchodzi teraz do środka. - O ja pierdolę... - uszczypnął mnie w udo.
- Nie bluźnij. - słyszę. No chyba kpina!
- To mnie nie doprowadzaj do takiego staaanu! Aaach! Adam! - jego język najeżdża na moją cipkę.
Jestem już bliska utraty zmysłów, gdy znów przerywa.
- Czemu mnie tak karzesz? - lamentuję, rzucając się na boki. - Przecież w końcu podobał Ci się lód. - zaśmiał się głośno i gwałtownie przyssał spowrotem do mojego punktu.
Nie wytrzymałam, wybuchłam jak fajerwerk. Krzyczę tak głośno, że aż gardło mnie boli. Moje ciało dygoczę, a zmysły się wyłączyły. Przeżywam swój najlepszy orgazm.
- Teraz, mocno się trzymaj, Maleńka. Mam zamiar Cię wypieprzyć na maksa.
- Mhmm... - tylko tyle jestem w stanie wychrypieć, bo mój mózg, nie łączy się z systemem mowy.
Adam ściąga ze mnie kołdrę i wchodzi we mnie z impetem, głośno krzycząc razem ze mną. Tempo jakie nadaje jest bardzo ostre i gwałtowne. Słychać jak uderzają się o siebie wilgotne ciała i nasze jęki.
Mój orgazm nie ma szans na odpoczynek, nadal czai się gdzieś w mojej głowie i w podbrzuszu.
Zaczynam płakać od ilości bodźców, jakie teraz doświadczam. Adam widząc moje łzy, trochę zwolnił zmartwiony.
- Błagam przyspiesz! Potrzebuję Cię! - krzyczę. Jego ruchy znów są mocne, całe łóżko się kołysze razem z nami.
- Jesteś kurwa moja, już na zawsze! Rozumiesz!?
- Taaak! O Boże, Adam... dochodzę! Boże, znowu! - czuję jak orgazm jest blisko.
- OCZY!!! - krzyczy na mnie, a ja ostatkiem sił je otwieram i zaciskam palce na jego plecach.
- Adam, Adam, Adaaam! Taaak! - doszłam, tracąc na chwilę kontakt ze światem, jakbym była w innym wymiarze.
Nie wiem kiedy brunet doszedł. Byłam w swoim wyimaginowanym świecie, a czułam się jakbym huśtała się wśród chmur.
♡♡♡
Chyba zaczynam powoli wracać na ziemię, bo czuję jego pocałunki na całym ciele.
- O Bożenko, ja chyba umarłam na chwilę. - złapałam się za czoło i zaczęłam mrugać oczami.
- Cieszę się, że wróciłaś, bo rzeczywiście kompletnie odleciałaś. - położył się obok i zwrócił mnie do siebie. - Nie masz pojęcia, jak bardzo do mnie pasujesz. Jesteś stworzona dla mnie... jak Ewa dla Adama.
- Chce być Twoją Ewą, Adam. - wyznaję.
- Jesteś. - posmyrał mnie po policzku. - I Ewą i Liną. Moją Eweliną. - aż wstrzymałam oddech.
To koniec. Wzruszyłam się i żeby to ukryć, wtuliłam się w niego jak miś koala. Brunet obejmuje mnie równie mocno, jak ja jego. Słyszę jego bicie serca, które tak mnie uspokaja, a z każdym jego wdechem i wydechem, delikatnie wznoszę się i opadam.
Jest mi tak błogo, że nawet nie mam pojęcia, kiedy odpływam. Jednego jestem pewna... chcę z nim być, już na zawsze... mimo, że przeszkadza mi brak akceptacji ze strony jego rodziców.
Dla mnie rodzina jest najważniejsza, ale... ja miałam od samego początku kochający dom i rodziców przy sobie. Dlatego muszę mu zaufać i przestać się przejmować tak bardzo.
Adam
Nie wiem, czym sobie zasłużyłem, na taką dziewczynę, którą trzymam teraz w ramionach. Przez swoje niedorzeczne zachowanie i moją matkę, mogłem ją znowu stracić. Na szczęście, wszystko dobrze, a nawet bardzo dobrze się skończyło i znów mogę odetchnąć z ulgą.
Masz kurwa więcej szczęścia, jak rozumu, Winer.
Czując, że moja śliczna już zasnęła, delikatnie sięgam swój telefon. Sprawdzam na którą jutro idzie i nastawiam jej budzik, tak na wszelki wypadek, gdyby zapomniała nastawić swój.
Zanim go chowam pod poduszkę, piszę do Kamili przypominającego smsa i do Adriana.
Ja: Kam... pamiętasz, że jesteśmy na jutro umówieni? Będę po ciebie o 11.00.
Ja: Udało mi się, sprowadzić ją do domu i wszystko wyjaśnić.
Ad odpisuje prawie od razu.
Adrian: I jak?
Ja: Jesteśmy pogodzeni, choć nie było łatwo. Była wściekła i nawet dała mi szlaban na seks, ale w jej żyłach płynie zbyt gorąca krew i szlaban jak szybko się pojawił, tak szybko znikł.
Adrian: Ty to masz szczęście, chociaż nie. Możesz zapomnieć na jakiś czas, o lodzie.
Ja: Nawet mnie nie załamuj. Choć już nie mogę się doczekać kolejnego razu, to zamierzam cierpliwie czekać. Nie chcę i nie będę jej namawiać. Znów będzie musiała sama wyjść, z taką inicjatywą.
Adrian: Trochę sobie poczekasz.
Ja: Wiem, ale warto. Z resztą... nigdzie mi się nie spieszy.
Adrian: Ewela już śpi?
Robię zdjęcie, na którym widać, jak moja śliczna śpi na mojej piersi, a ja ją obejmuję. Ująłem tylko jej nagie ramiona, spokojną w śnie buzię i rozsypane rude włosy, na łóżku i moim ciele.
I takie zdjęcie wysyłam przyjacielowi.
Adrian: Ty szczęściarzu.
Ja: Wiem. Spokojnej nocy, Ad.
Adrian: Dzięki. Dobranoc.
Już miałem chować telefon, jak dostaję kolejnego smsa.
Kamila: Kurwa, stary... nie teraz! I tak, pamięta. R.
Zatrząsłem się ze śmiechu, na co moja mała tylko słodko westchnęła. Co za czubek... przecież Kami, mogła mi rano odpisać. Z uśmiechem chowam telefon pod poduszkę i lepiej przykrywam Ewelę kołdrą.
Czując, że dokładnie tak powinna wyglądać każda moja noc, zasypiam bez problemu, tuląc ją do siebie.
Ewelina
Ja wiedziałam, że tak będzie!
Adam z rozbawieniem obserwuje mnie, jak w pośpiechu szykuję się do szkoły.
- To nie jest śmieszne! - warczę na niego. - Ostatni raz dałam się namówić na szybki numerek przed szkołą, który wcale szybki nie był. Kur... - upadła mi kredka do oczu.
- Nie gadaj, bo było Ci przyjemnie. - mówi, pijąc kawę.
- Owszem było, ale ja nie mam czasu na takie fiku-miku przed szkołą szczególnie, że za późno nastawiłeś zegarek.
- Ciesz się, że pomyślałem o tym, to raz, a dwa... jak twoim zdaniem powinniśmy robić to z rana?
- Albo bzykamy się jak króliki, albo wcale! - to koniec. Tak parsknął śmiechem, że aż popluł mnie kawą. - No zajebiście... - mówię zdejmując brudny, krótki sweter, pod którym miałam bokserkę i rzucam nim w niego, bo nadal się chichra.
- Chodź, zjesz śniadanie. - mówi rozbawiony.
- Muszę się umalować i ubrać jakąś bluzę. - marudzę.
- Ubierz moją, a umalujesz się w aucie. - to nie jest głupi pomysł.
W ekspresowym tempie, zjadłam jajecznicę na pomidorach, po czym daje mu gorącego, ale krótkiego buziaka za pyszne śniadanie i biegnę jeszcze do łazienki użyć perfum, a w aucie robię sobie niezbędne minimum, bo nasze łódzkie drogi, mogą pozbawić mnie oczu.
- Mimo wszystko, dziękuję za przyjemny poranek. - z uśmiechem przybliżam się do niego, by go pocałować.
- Do usług, Maleńka. - całuje mnie bardzo namiętnie. Trzymając mnie za podbródek, przedłuża pocałunek. - Do zobaczenia popołudniu.
- Pa. - wysiadam z auta i idę w stronę szkoły.
Nie zdążę przekroczyć progu szkoły, jak dzwoni mój telefon. Zatrzymałam się w drzwiach, bo dzwoni Adam.
~ Coś się stało?
~ Zapomniałem Ci coś powiedzieć.
~ Co takiego?
~ Kocham Cię. - totalnie mnie tym zaskakuje, ale na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
~ Też Cię kocham. - odpowiadam i z wielkim uśmiechem, kieruje się najpierw do szatni, a później na schody.
Z daleka widzę, jak stoi przy nich Michał, ale gdy tylko mnie dojrzał, powiedział coś do reszty i natychmiast zniknął.
Co za chora sytuacja...
- No już myślałam, że Cię dziś nie ujrzymy. - mówi Szymon, kiedy podchodzę do schodów.
- Siema. - witam każdego buziakiem w polik. - A to dlaczego?
- Ty już dobrze wiesz czemu. - uśmiecha się znacząco.
- O czymś nie wiemy? - pyta Natka.
- Nie... - odparł. - ...po prostu jestem ciekaw, czy Adam daje jej spać. - zaśmiał się. Cieszę się, że nie powiedział reszcie, o wczorajszej akcji.
- A no właśnie... - patrzy na mnie uważnie Natka. - Było coś rano?
- Zgaduj. - zaśmiałam się, siadając obok niej i opieram się o Szymona.
- Czyli było. - odpowiada pewnie.
- A skąd wiesz? - pyta Dawid.
- Bo kto z rana popieprzy, ten ma dzień lepszy, a ona aż promienieje. - parsknęliśmy śmiechem.
- Coś w tym jest. - mówię raczej sama do siebie.
- Masz rację. Ta bluza, na pewno nie należy do niej. W tym pośpiechu, ubrała byle co. - zaśmiał się Szymek.
Wyciągam telefon z kieszeni spodni, czując krótką wibracje. Uśmiecham się, widząc wiadomość na Messengrze od bruneta, z kolejnym linkiem ale tym razem na Spotify.
Nie skupiając się na rozmowie przyjaciół, podłączam słuchawki i uważnie słucham piosenkę Jorrgusa "Kiedy patrzę na nią".
Serce mi puchnie, kiedy wysłuchałam ją całą.
O Bożenko... czy można być jeszcze bardziej szczęśliwym?
2420 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top