34. Życzę Ci tego samego.
Ewelina
Ledwo weszłam do mieszkania, a w kuchni już był tłum fanek.
- O rany, jaki on jest boski! - zachwyca się ciocia. - Jak całuje? - zaśmiałam się.
- Tak jak wygląda. - zaczęła się wachlować.
- Jest bardzo w tobie zakochany. - mówi mama z uśmiechem.
- To prawda.
- Poprosił nas jutro, o rozmowę.
- No nie gadaj, że chce poprosić o jej rękę? - rozmawiają ze sobą, wychodząc pomału z kuchni.
- Oszalałaś? Przecież Ewela ma tylko 16 lat.
No właśnie...
Bardzo jestem ciekawa... co on kombinuje?
Już miałam iść do dziewczynek, jak zadzwonił mój telefon. Widząc uśmiech blondynki na ekranie, odbieram zamykając drzwi od kuchni.
~ Halo?
~ Hej... jak bardzo się gniewasz?
~ Szczerze? Powinnam być na Ciebie wściekła, ale...
~ Ale?
~ O Bożenko... Nat... on wrócił. Spotkałam go w Manufakturze, gdy na Ciebie czekałam.
~ Mówisz o Adamie?
~ Tak.
~ I co? I co?- pyta podekscytowana.
~ Jak go zobaczyłam, to uciekłam, ale i tak mnie znalazł i pierwsze co zrobił, to zanucił mi tą piosenkę, co mi wczoraj wysłał i pocałował tak, że czułam go każdą komórką ciała. - musiałam odsunąć słuchawkę, bo zaczęła piszczeć.
~ Ale jazda!
~ Zaczęliśmy rozmawiać, aż w końcu mi wyznał, że mnie kocha i że od dziś jestem na niego skazana.
~ To znaczy... że jesteście razem?
~ Tak. - znów piszczy.
~ Boże, jak się cieszę!
~ Ja też... jestem taka szczęśliwa. Jak mogłam chcieć być z Michałem? To z Adamem, chcę być. Chcę, żeby się nam udało.
~ Uda się Wam, bo oboje jesteście w sobie zakochani. - uśmiechnęłam się. - To co? Mogę zapomnieć o tym, żeby Cię jutro zabrać na przeprosinowy obiad?
~ Tak, Nat. Innym razem. Muszę się nim na cieszyć.
~ Tylko go nie wykończ, w łóżku. - aż mnie zatkało.
~ Bardzo śmieszne.
~ Ale i tak mnie kochasz.
~ Bardzo. - odpowiadam szczerze.
~ Ja Ciebie też. Baw się dobrze. W poniedziałek, opowiesz mi wszystko, ze szczegółami.
~ Oczywiście. Narazie.
~ Paa!
Biorę głęboki wdech, pełen ulgi i wracam do gości, cholernie szczęśliwa.
Adam
Mimo położenia się o późnej godzinie, od samego rana jestem na nogach i z ogromną energią, jeżdżę po mieście, ze słuchawką bluetooth w uchu i załatwiam wszystko, co mi potrzebne.
Nagle rozdzwania się mój telefon, pokazując mi imię przyjaciela na wyświetlaczu.
~ No siema.
~ Siema. Właśnie podjeżdżamy pod jego blok.
~ Nie martw się, Adam. Tak go wystraszymy, że nie zbliży się już do twojej wybranki. - mówi Kuba.
~ Dzięki, chłopaki. Liczę na was.
~ Dobra, to ja chowam telefon do górnej kieszeni kurtki, a Ty Adam wycisz mikrofon, by w razie czego nie było Cię słychać.
~ Jasne. Bez odbioru.
Robię, to co kazał i załatwiając swoje sprawy słucham całego zajścia, jakbym słuchał jakiegoś dobrego audiobooka, z wątkiem kryminalnym.
Są świetni, w swoim fachu.
Michał
Minął drugi tydzień moich starań, a ja nadal nie mogę do niej dotrzeć. Muszę ją jakoś odzyskać... ona musi mi w końcu wybaczyć i do mnie wrócić.
To niemożliwe, że straciłem ją na zawsze!
Tylko ją tak kocham... tylko jej tak pragnę... ona musi być moja!
Codziennie zasypiam i budzę się z tą myślą.
Choć jest niedziela, wstałem wcześniej by wyjść z Maxem, ale... jego od tygodnia nie ma już z nami. Marek zabrał go już do siebie tydzień temu, a ja nadal nie mogę się przyzwyczaić, że nie muszę już wstawać.
Po ubraniu na siebie wczorajszego dresu, poszedłem zrobić sobie kawę. Niedługo po mnie do kuchni weszli rodzice.
- Dzień dobry, Michaś. - mówi mama, całując mnie w policzek.
- Nie mów tak do mnie. - odburknąłem. Chcę by tylko ona, tak się do mnie zwracała.
- A może tak grzeczniej, co? - warknął tata.
- Dziecko... co się z Tobą dzieje?
- Straciłem ją... tak ciężko to zrozumieć?
- Ale do nas masz pretensje? Ogarnij się. Nie ona jedna i ostatnia. - wkurwił mnie tym tekstem.
- Właśnie, że tak. - warczę.
- Nie tym tonem.
Nagle rozdzwania się dzwonek do drzwi i głośne uporczywe pukanie. Ojciec wstał z krzesła i poszedł otworzyć.
- Dzień dobry. Czy tu mieszka Michał Bielecki?
- Tak, a co chodzi?
- Aspirant sztabowy Adrian Sawicki i podkomisarz Jakub Werner. - policja?
Mama spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem, a ja nie mam pojęcia, o co chodzi.
- Pan jest ojcem?
- Tak, Mariusz Bielecki.
- Wpuści nas pan do środka, czy mamy rozmawiać na korytarzu?
- Zapraszam.
Już po chwili w kuchni zjawia się ojciec, z dwoma policjantami w cywilu, z przewieszonymi na szyji blachami.
- Michał. Panowie do Ciebie. - mówi surowym tonem.
- Michał Bielecki?
- Tak. - odpowiadam.
- A co chodzi? - pyta drżącym głosem mama.
- Zostaliśmy zawiadomieni, o prawdopodobnym stalkingu.
- Niejaka... - szatyn spojrzał w notes, a blondyn zabija mnie wzrokiem. - ...Ewelina Szulc, jest ofiarą nękania przez Michała Bieleckiego, w szkole i poza nią. - nie wierzę... złożyła na mnie skargę? - Tak twierdzi jej lekarz psycholog. - o Boże... - To on zawiadomił nas o przestępstwie.
- Słucham?
- Michał, do cholery! Coś ty na robił? - krzyczy ojciec.
- My też chcielibyśmy usłyszeć wyjaśnienia.
- Dlaczego nękasz tą dziewczynę?
- Nie nękam jej. - mówię niepewnie.
- Nie? Psycholog napisał, że pacjentka nie czuje się bezpieczna w szkole. Boi się przerw, na których jest przez ciebie, cytuję "osaczana". Podobnież odstraszasz każdego chłopaka, który się do niej zbliża, a nawet dochodzi do rękoczynów. Nachodziłeś też ją w domu. - zaciskam pięści.
- O Boże... - mama usiadła na krześle. - I co teraz z nim będzie?
- To zależy, czy Michał wyjaśni nam tą sprawę, jaką opinie wystawi szkoła i czy rodzice dziewczyny, nie wniosą oficjalnego oskarżenia, by starać się o sądowny zakaz zbliżania się.
- W coś ty się wpakował!? - krzyczy tata.
- Proszę się uspokoić.
- Zaczniesz z nami rozmawiać? - pyta blondyn.
- Tak.
- Możemy porozmwiać z synem na osobności?
- Ależ oczywiście. W styczniu syn kończy 18 lat. Niech już sam odpowiada za własne czyny. - powiedział ojciec.
- Zaprowadź nas do swojego pokoju.
Bez słowam ruszam w tamtą stronę, a oni idą za mną, jak cień. Ostatni wchodzi blondyn, który po zamknięciu za sobą drzwi, zaczyna się rozglądać po pokoju. Od razu wapada mu w oko moja tablica korkowa. Podszedł do niej i patrzy się na jej zdjęcia.
- To ona? - pyta.
- Tak. - chwyta jedno i po prostu je zrywa.
- Czy to są zdjęcia robione z ukrycia? - pokazuje mi zdjęcie, na którym Ewela, czeka na przystanku, nucąc pod nosem jakąś piosenkę.
- Śledzisz ją?
- Uwielbiam na nią patrzeć.
- To jest obsesja. - mówi blondyn, robiąc zdjęcie tablicy.
- Zdajesz sobie sprawę, że nie polepszasz takim czymś swojej sytuacji?
- Kocham ją! Próbuję ją odzyskać! - unoszę się.
- Nękając ją?
- Nie nękam... po prostu pilnuję, żeby nikt inny się do niej nie zbliżył. Mimo swojej figury, jest piękna i wzbudza duże zainteresowanie. Nie mogę jej całkiem stracić!
- Uspokój się i siadaj.
- Czemu nie jesteście razem? - pyta szatyn.
- A co was to...
- Odpowiadaj. - zawarczał blondyn.
- Zerwała ze mną, bo ją zdradzałem. - odwarknąłem.
- To co to za miłość, skoro miałeś inną na boku?
- Wszystko przez to, że nie chciała ze mną sypiać.
- Chciałeś ją zmusić do tego? - super... zaraz mnie wrobią jeszcze w próbę gwałtu.
- Nie. Po prostu wyszedłem wtedy od niej i poszedłem do innej.
- Wiesz, że możesz mieć poważne kłopoty? Jeśli jej rodzice, uzyskają zakaz zbliżania się, będziesz musiał zmienić szkołę i stracisz dwa lata w technikum. - kurwa mać...
- Ja tylko ją chroniłem przed innymi.
- Tak ją chroniłeś, że dziewczyna nie radzi sobie ze stresem i chodzi na terapię. Boi się Ciebie. - pochyliłem się i złapałem za głowę.
Boże... co ja narobiłem?
- Nigdy nie chciałem jej skrzywdzić.
- Musisz zaprzestać i wyleczyć się z niej. Nie marnuj życia, przez jedną dziewczynę.
- Ona jest całym moim światem. Tylko dla niej żyję. Rozumiecie?
- Michał... - podszedł szatyn. - ...potrzebujesz pomocy. To nie jest miłość, to jest obsesja. Jak nic z tym nie zrobisz, w końcu zrobisz jej lub sobie krzywdę.
- Jednak nie rozumiecie. Widać, że żaden z was, nigdy tak nie kochał.
- Dla własnego i jej dobra, trzymaj się od niej z daleka. Po co Ci brudy w dokumentach, które będą się ciągły za Tobą, przez całe życie?
- Gdzie znajdziemy twoich rodziców?
- Korytarzem w lewo. - odpowiadam bez życia.
Po niedługiej chwili, wpada do mojego pokoju rozwścieczony ojciec, a zanim mama.
- Masz dać Ewelinie spokój. Rozumiesz? Nie podchodzisz do niej, skręcasz w drugą stronę, kiedy staje Ci na drodze, nie patrzysz na nią i nie oddychasz tym samym powietrzem. Zapomnij o niej!
Nigdy...
Ewelina
Wstałam nad ranem, by zamknąć się w łazience, kiedy jeszcze wszyscy śpią. Robię sobie depilację i peeling, by potem wybalsamować całe swoje ciało, rozświetlającym olejkiem.
Muszę jakoś wyglądać w kostiumie, w końcu nie idę na basen sama.
Wchodzę na wagę i mam mieszane uczucia widząc, kolejny kilogram w dół. W sumie w ciągu 2 miesięcy, straciłam 5kg, co nie jest dobre. Powinnam gubić kilogram miesięcznie, żeby uniknąć efekt jojo.
Wyszłam z łazienki w samym szlafroku i odetchnęłam z ulgą, że dopiero teraz się wszyscy budzą i nikt nie czekał w kolejce za potrzebą, do toalety. Może to głupie, ale staram się żyć tak, by nikomu nie przeszkadzać. Jestem pierwsza do zwrócenia komuś uwagi, dlatego nie chcę wychodzić na hipokrytkę.
Mimo wczesnej godziny, siedzę przed toaletką i maluję się, ale muszę przerwać, bo dzwoni Adam.
~ Halo?
~ Hej, Maleńka. Jak Ci się spało?
~ Całkiem nieźle, a tobie?
~ Znośnie. Brakuje mi Ciebie. - przygryzam wargę. - Dzwonię, by Ci powiedzieć, że chłopaki byli już u Michała. On i jego rodzice, we wszystko uwierzyli, więc powinnaś mieć spokój od jutra.
~ Cieszę się... Adam?
~ Tak?
~ O czym... chcesz rozmawiać, z moimi rodzicami?
~ Właśnie w tej sprawie też dzwonię. Mam do Ciebie ogromną prośbę, Maleńka.
~ Słucham.
~ Obiecaj... że nie ważne co powiem, będziesz stać po mojej stronie. - zaskoczył mnie.
~ Ale... jak to?
~ Po prostu... bądź ze mną zgodna. Obiecuję, że wszystko Ci później wyjaśnię. - nadymałam policzki i powoli wypuściłam powietrze.
~ No... no dobrze.
~ Postaram się być punktualnie.
~ Nie mogę się doczekać.
~ Ja tym bardziej. Do zobaczenia wkrótce.
~ Pa.
Kończę robić makijaż i biorę się za robienie mocnych loków. Nie zamierzam się dzisiaj jakoś specjalnie stroić, dlatego zakładam na siebie czarne rurki, czarną bokserkę i moją ulubioną koszulę w czerwono-czarną kratę.
Siedzę przy biurku i odrabiam ostatnie zadanie domowe, ale nie z bardzo mogę się na nim skupić, gdyż cały czas zerkam na zegarek.
Spokojnie, Ewela...
Jest 11.30.
Ma jeszcze pół godziny, by się pojawić, a zapowiedział też, że może się spóźnić.
Nagle słyszę jakieś poruszenie w kuchni. Odunęłam się od biurka, by wstać i sprawdzić, czy to brunet, ale do pokoju wchodzi Zuzka z dziwną miną.
- Adam przyjechał? - pytam.
- Nie? Sąsiad przyszedł do taty.
- Aha...
- Ale Cię wzięło. - naśmiewa się.
- Życzę Ci tego samego. - mówię z uśmiechem, bo nikt nie jest w stanie popsuć mojego humoru.
Znaczy jest ktoś taki, ale nie chcę teraz o nim myśleć.
Adam
Po prostu, nie wierzyłem w to, co słyszałem. Dobrze, że Adrian przypomniał mi o tym mikrofonie, bo w życiu się tak nie nabluźniłem, jak w trakcie akcji. Prawie dostałem gorączki widząc zdjecie, które mi przysłał Ad.
Ten gówniarz, ją śledzi i robi jej fotki z ukrycia!
Czekam, aż chłopaki wyjdą od niego i Adrian mnie przywoła.
~ Jesteś? - odblokowuje wyciszenie.
~ Tak.
~ Wszystko słyszałeś? Widziałeś zdjęcie?
~ Tak. - mówię ciągle z zaciśniętymi ustami.
~ Wiesz, co to oznacza?
~ Wiem. On może być niebezpieczny.
~ Dokładnie. Musisz mieć na niego oko. - mówi Kuba. - Musisz dużo rozmawiać z Eweliną. Ona musi mówić Ci o wszystkim, by w razie czego moglibyśmy od razu interweniować.
~ Jasne.
~ Zawsze możesz na mnie liczyć, Ad.
~ Wiem. Jeszcze raz dzięki chłopaki.
~ Nie ma za co.
Rozłaczyłem się i westchnąłem ciężko. Po uspokojeniu się, co zajęło mi killa dobrych minut, mogłem zadzwonić do mojej ślicznej.
Specjalnie powiedziałem jej, że się spóźnię, bo zanim się z nią zobaczę, muszę porozmwiać z jej rodzicami.
Dlatego stoję pół godziny wcześniej, pod jej drzwiami i nawet gdybym chciał, nie mogłem zabrać się na jeden raz, dlatego zaparkowałem na podwórku, jak najbliżej jej drzwi i otworzyłem bagażnik.
Cichutko zapukałem, mając nadzieję, że jej nie będzie w pobliżu inaczej mój plan, spali na panewce. Na szczęście otworzyła mi Zuzka.
- Hej, gdzie Ewela?
- W pokoju... odrabia lekcje. - patrzy na mnie zdziwiona.
- Super. Mam prośbę. - wchodzę do środka i stawiam skrzynie na blacie w kuchni. - Poproś swoich rodziców do kuchni i zatrzymaj ją tam, nie mówiąc jej, że przyjechałem. Muszę porozmwiać z waszymi rodzicami.
- Nie ma sprawy.
Wracam się po resztę rzeczy do bagażnika, ale go nie zamykam, bo muszę jeszcze wrócić się po kwiaty. W drzwiach stoi już jej tata i patrzy na mnie zaskoczony, paląc papierosa.
- Co ty tam masz? - pytam.
- Dzień dobry. Za chwilę wszystko wytłumaczę.
Dopiero, gdy razem z panią Dorotą zobaczyli w moich rękach kwiaty, dotarło do nich, co chcę zrobić.
- To niemożliwe. - mówi jej mama, kompletnie zaskoczona, kiedy wręczam jej bukiet czarnych róż.
- Nie mów, że masz wszystko.
- Mam. - z uśmiechem wyciągam po kolei z reklamówki: złote jabłka, świecącą lampkami led gwiazdę na choinkę, figurkę dwóch przytulających się łabędzi i półtora litrową whisky Jacka Danielsa, a na koniec otwieram skrzynię, pełną złotych monet z czekolady.
- Matko kochana... Adam. - pani Dorota złapała się za usta.
- Świetnie wyszedł Ci ten żart. - zaśmiał się jej tata.
- Panie Maćku, pan wybaczy, ale ja nigdy nie żartuję. Wtedy w szpitalu, też mówiłem poważnie. Kocham państwa córkę i tylko z nią chcę być. Zdaję sobie sprawę, że ona jest niepełnoletnia, ale ja naprawdę mam wobec niej poważne zamiary. Chciałbym niedługo... oświadczyć się jej, ale nie zrobię tego, nie mając państwa zgody. Dlatego, pragnę prosić państwa... o jej rękę. - spojrzeli po sobie. - Jedynie, o czym muszę państwa uprzedzić, że jeśli się Państwo zgodzą, zacznę orgazniować ślub, który chciałbym z nią wziąć, miesiąc po jej 18-stce.
- Teraz to nas wgniotło w ziemię.
- Czemu tak szybko? - pyta jej mama.
- Proszę się nie martwić... nie musimy. - uśmiechnęła się lekko, wiedząc o co mi chodzi. - Nie jestem nastolatkiem, tylko dorosłym, odpowiedzialnym mężczyzną. O niczym innym nie marzę jak o tym, by Ewela została moją żoną. Bym mógł ją mieć, cały czas przy sobie. Mam stałą, bardzo dobrą pracę i dobrze mi się powodzi, więc jestem w stanie zapewnić jej wszystko, o czym marzy. Oczywiście priorytetem jest dla mnie to, by ukończyła szkołę i zdała maturę... ale już pod moim nazwiskiem. Pani Dorotko, panie Maćku... proszę państwa, o rękę Ewelinki.
Patrzą na siebie, jakby porozumiewali się w myślach między sobą. To trwa tylko chwilę, ale każda sekunda sprawia, że denerwuję się coraz bardziej.
Ja wiem, że z ich punktu widzenia to szaleństwo, ale ja nigdy nie byłem tak zdeterminowany i pewny tak jak teraz.
Pragnę, by ta śliczna pyskolina... została moją panią Winer.
2330 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top