31. Śnij dalej.
Ewelina
Stoję już 5 minut pod szkołą i boję się do niej wejść. Nie chcę być na ustach ludzi, a na pewno będę.
- Ewela... - zaczęła spokojnie blondynka, głaszcząc mnie po ramieniu. - ...posłuchaj... domyślam się, jak się teraz czujesz i co chcesz zrobić, ale nie rób tego. Pokaż wszystkim, że jesteś ponad to.
- Jak? Zostałam ośmieszona. - skrzywiłam się. - Z resztą... nie chcę go widzieć, a tym bardziej słuchać.
- Dlatego pokaż wszystkim, że nie mają racji. Że jesteś silna i masz gdzieś Michała. I nie bój się, chłopaki nie pozwolą mu, zbliżyć się do Ciebie. - wzdycham.
Coś czuję, że ten dzień będzie się zajebiście dłużył.
Z ciężkim westchnięciem, weszłam do szkoły, szykując się na psychiczną masakrę.
Dzięki Bożence, że mam dzisiaj tylko 4 godziny lekcji i tak wspaniałych przyjaciół, którzy nie odstępowali mnie na krok i nie odczuwałam tych wszystkich wścibskich spojrzeń.
Chłopaki też musieli coś powiedzieć Michałowi, bo choć był obecny w szkole, nie zbliżał się do mnie.
~***~
Piątek był ciut gorszy, ale ja czułam się już lepiej.
Po szkole, cała trójka zabrała mnie do Maca. Siedząc przy stoliku z Szymonem, uważnie obserwujemy, jak Dawid coraz to śmielej przytula Natkę, stojąc razem w kolejce.
- Będą zajebistą parą. - mówi szatyn.
- To prawda. - przyznaję.
- Przykro mi, że Michał Cię tak potraktował.
- Co zrobić... raz się jest ofiarą zakładu, a raz zdrady. - zmarszczył ciemne brwi.
- Jakiego zakładu? - machnęłam ręką.
Nagle do Maca wpada Siwy i chaotycznie rozgląda się po lokalu, zapewne szukając mnie. Jego nos nadal jest opuchnięty i zaczerwieniony.
Gdy odnajduje mnie wzrokiem, podchodzi szybkim krokiem, zaskakując tym Szymona.
- Co ty tu kurwa robisz? Miałeś się do niej nie zbliżać. - szatyn aż wstaje z miejsca, ale ten go ignoruje.
- Proszę Cię, porozmawiajmy. - patrzy na mnie błagalnym wzrokiem.
- Nie mamy o czym.
- Mamy. O nas.
- Nie ma żadnych nas, rozumiesz?
- Proszę, daj mi się wytłumaczyć. - wstaję i zabieram swoją kurtkę, ale tylko dlatego, żeby nie robił tutaj cyrku.
- Ewelcia?
- Zaraz wracam. - uśmiecham się uspokajająco do Szymona.
Wychodzę z Michałem przed Maca i staję trochę dalej, od wyjścia. Czekam, aż zacznie mówić, ale on tylko się na mnie gapi.
- Długo? Marznę. - mam oschły ton.
- Skarbie...
- Nie mów tak do mnie. Nie jesteśmy razem.
- Właśnie, że jesteśmy. Nie dam Ci odejść. - w jego głosie słychać, ciutkę przerażającą determinację.
- Ty chyba oszalałeś. Nie będę z kimś, kto mnie zdradza. I spójrzmy prawdzie w oczy, nasz związek był... do bani.
- Nie był. - upiera się.
- Był, skoro pieprzyłeś inną, będąc ze mną! I ty śmiałeś mi mówić, że mnie kochasz? - pytam.
- Bo Cię kurwa kocham, rozumiesz to? - warczy na mnie.
- Gdybyś mnie kochał, to byś cierpliwie czekał na mnie. Dzięki Bogu, nie zdążyłam ulokować w tobie żadnych uczuć, a jako przyjaciel też jesteś spalony. Daj mi spokój. Zrób coś w imię tej miłości i znów udawaj, że nie istnieję. - próbuję go wyminąć, ale mocno chwyta moją rękę.
- Jesteś i będziesz moja. - warczy, przybliżając mnie do siebie.
- Puść ją! - krzyczy Szymon, który prawdopodobnie cały czas nas obserwował.
- Śnij dalej. - syczę i wyrywam mu dłoń. - Ostrzegam Cię, nie zbliżaj się do mnie. Brzydzę się Tobą!
- Z nikim nie będziesz szczęśliwa! Skoro ja Cię nie mogę mieć, nikt Cię nie będzie miał!
Podbiega do nas szatyn i odsuwa mnie od niego.
- Jeszcze raz chcesz dostać po pysku!?
- Nie wtrącaj się!
Nie słucham ich, po prostu wracam do środka po torbę, gdzie przy stoliku, siedzi zmartwiona para.
- Ewela?
- Przepraszam, ale... nie mam ochoty na cokolwiek dzisiaj. Pojadę już do domu. Szymon mnie odwiezie. - biorę swoją torbę i specjalnie jego plecak.
- A jedzenie?
- Zjecie za nas. - uśmiecham się.
- Ale będziesz w poniedziałek w szkole?
- Jasne. - daję im buziaki. - Trzymajcie się. Bawcie się dobrze. - dyskretnie mrugam do blondynki i wychodzę.
Po drodze zgarniam Szymka, który nadal wykłócał się z blondynem.
- Szymon! Zostaw go i odwieź mnie do domu! - od razu ruszył w moją stronę.
- Dlaczego, wracamy do domów? - pyta zaskoczony.
- Bo ja mam ochotę znaleźć się już w swoim łóżku, a Ty nie będziesz robił za przyzwoitkę. - uśmiechnął się.
- Ty spryciulo.
- EWELA!!! - słyszę za sobą krzyk blondyna.
- Pierdol się! - krzyczę, podnosząc rękę z skierowanym środkowym palcem, w stronę Michała.
Wracając tramwajem do domu, poblokowałam mojego byłego chłopaka, a zarazem przyjaciela, na każdy możliwy sposób. Dzięki temu, mogłam w spokoju żyć.
Przynajmnie, tak mi się wtedy wydawało.
~***~
Minęły dwa tygodnie, od mojej ostatniej rozmowy z Michałem. Przez pierwszy tydzień, to był jeden wielki, zawracający dupę, monolog.
Nie wierzyłam mu już w żadne słowo i po prostu ignorowałam go, jak tylko się dało. Nieraz robiłam to na bezczela i zakładałam słuchawki, zazwyczaj wtedy, kiedy byłam sama, bo Natka w końcu spędzała czas ze swoim chłopakiem, a Szymona nie mogłam ciągle trzymywać przy sobie.
Z kolejnym tygodniem, już tylko mnie obserwował i reagował tylko wtedy, kiedy zbliżał się do mnie jakikolwiek chłopak. Skutecznie ich odstraszał. Ale najbardziej agresywny był wtedy, kiedy rozmawiałam z Rafałem. Nie raz dochodziło do rękoczynów.
Jeśli chciałam sobie znaleźć chłopaka wśród rówieśników, musiałabym zmienić szkołę, bo w końcu nikt nie chciał zadzierać z furiatem.
Nie mówię, że nagle miałam wzięcie w szkole, chociaż moja nowa fryzura wzbudzała spore zainteresowanie, ale po prostu niektórzy chcieli ze mną o czymś porozmwiac. Niestety od razu byli atakowani przez ciągle pilnującego mnie, blondyna.
To jest bardzo uciążliwe i wymaga ode mnie niesamowitej samokontroli, by na niego nie na wrzeszczeć, bo jemu dokładnie o to chodziło. Prowokuje mnie. Sprawia, że boję się każdego kolejnego dnia w szkole i każdej przerwy. Żyję w okropnym stresie. Prawie nic nie jadam i bardzo często wymiotuję ze stresu, co sprawia, że chudnę, ale w ten niezdrowy sposób. Na bank będę mieć efekt jo-jo, jeśli zrezyguję z basenu.
Mimo wszystko, fajnie jest widzieć wagę pod sobą i ogólnie siebie w lustrze. Nadal mam nadwagę, ale wyglądam jakoś znośniej. Na szczęście geny mamy wygrały i nie tracę nic w biuście.
Jedynie moja buzia, jest szara i bez wyrazu. A to wszystko przez strach. Tylko w weekendy, migę poczuć się wolna. Nie mam na karku oddechu Michała i mogę robić i rozmawiać z kim chcę i to też dzięki tacie. Choć nic nie mówię, tata domyśla się, co się dzieje, bo nieraz już go pogonił i zagroził, że ma się do mnie nie zbliżać.
Natalia widząc mój stan, odstąpiła mi tydzień temu, swój termin do jej fryzjerki i kosmetyczki, z czego chętnie skorzystałam.
Zdecydowanie chciałam skrócić włosy. Męczyła mnie już długość do tyłka, to teraz mam je za łopatki.
Z kilkoma farbami na głowie, siedziałam u kosmetyczki, która robiła mi manicure i pedicure. Nie lubię, jak paznokcie rzucają się w oczy. Lubię, jak są nie za długie i delikatnie zaokrąglone. Muszą być też pomalowane na kolor brudny róż, To samo z pedicure.
Gdy fryzjerka umyła mi głowę, odwróciła mnie od lustra, bym nie podglądała jak będzie je ścinać i kręcić loki prostownicą.
Jak przestała je układać w swoich dłoniach, na których miała pięknie pachnący olejek, w końcu odwróciła mnie do lustra, a ja aż zaniemówiłam.
- I jak? - zapytała fryzjerka.
- Wow... jestem... w szoku. Wyglądam lepiej niż odlotowo, wyglądam zajebiście. - uśmiechnęła się.
- Cieszę sie, że się podoba. Zmiana nie jest drastyczna, ale ostra. Bardzo pasuje do Pani i Pani charakterku. - nie mogłam oderwać wzroku od lustra.
Moje już półdługie włosy, mają cztery odcienie, które pięknie przechodzą z jednego w drugi i następny. Od samego czubka mam ciemny brąz, potem czerwień, pomarańcz i na końcach blond. Te przejścia są bardzo delikatne, co daje efekt płomienia.
Jestem kompletnie zachwycona i oczarowana moją nową fryzurą, z resztą... nie tylko ja.
Po dwóch tygodniach ogromnego stresu, dzisiaj z przyjemnością umówiłam się z Natką, w Manufakturze. Chciała kupić wcześniej prezenty na gwiazdkę dla bliskich, bo nie lubi tej świątecznej gorączki, którą ja tak uwielbiam.
Blondynka, jak zwykle bedzie wyglądać wystrzałowo i żeby za bardzo od niej nie odbiegać, usiadłam przed toaletką i zaczęłam się szykować.
Ale zanim cokolwiek zrobiłam, włączyłam sobie kolejną piosenkę, którą wysłał mi wczoraj Adam. To utwór Enrique Iglesiasa "Finally found you".
"Ty wiesz, że zamierzam Cię zdobyć, yeah.
Cokolwiek będę musiał oddać, oddam.
Nie, nie zostawię Cię,
jak wszyscy inni zostawiali.
W tym zwariowanym świecie, wyborów mam niewiele.
Albo Ty pójdziesz ze mną, albo ja pójdę z tobą.
Gdyż w końcu znalazłem, w końcu Cię znalazłem.
Nie musisz się martwić, czy to co mówię, jest prawdą.
Dziewczyno, szukałem Cię.
I kiedy zobaczyłem, wiedziałem,
że w końcu znalazłem, w końcu Cię znalazłem."
Cholera!
Tęsknię za nim...
Nucę piosenkę, robiąc sobie pełny makijaż. Podkreślam moje migdałowe oczy, jasnymi i ciemnym cieniami. Włosy pofalowałam, by wyglądały jak prawdziwe płomienie.
Zamiarzam ubrać się dzisiaj na czarno, ale z pazurem. Zakładam czarne rurki, z wysokim stanem i zaryzykował, bo kupiłam sobie czarną, trochę prześwitujacą koszulę. Do tego czarny zabudowany biustonosz i oficerki na wysokim i grubym obcasie sprawiają, że czuję się... sexy.
Tak odpierdzielona, poprosiłam tatę, by podwiózł mnie do Manufaktury.
Wchodzę do środka, by nie stać na mrozie i dzwonię do Natki, która już powinna być i czekać na mnie.
~ No hejka, ja już właśnie zmierzam do szatni, a Ty?
~ Cholera, Ewelka... spóźnię się.
~ Dużo?
~ Godzinkę? - o Bożenko...
~ Ale na pewno przyjedziesz? - dopytuję.
~ Tak.
~ W takim razie, sama rozpoczynam obchód po sklepach.
~ Ale z ciuchami czekaj na mnie! - zaśmiałam się.
~ Dobrze. - rozłaczyłam się i zmierzam do szatni.
Dzięki Bożence, że tata podrzucił mnie od tylnej strony Manu, bo nie wiem kto mądry wymyślił, żeby oddać kurtkę do szatni, trzeba przejść całe centrum!
Kiedy w końcu oddałam odzież wierzchnią, zaczęłam szukać w torebce słuchawek, których oczywiście nie wzięłam. Okay... musi mi wystarczyć muzyka puszczana w sklepach.
Kiedy podnoszę wzrok, by zacząć iść normalnym tempem, nagle staję jak wryta, widząc w sporej odległości ode mnie... jego.
W tym momencie, świat wokół nas przestał istnieć, a czas zwolnił. Dobrą minutę, patrzymy na siebie, z zaskoczonymi minami. Ludzie, wydają się mijać nas, w zwolnionym tempie.
Co on tu robi?
Robię pierwszy krok do tyłu czując, jak serce się wyrywa.
Drugi, bo rozum, zaczyna przegrywać i też każe mi rzucić mu się w ramiona.
Trzeci, zanim moje ciało rzeczywiście zdecyduje za mnie.
Choć jest spory kawałek ode mnie, dokładnie dostrzegam, jak marszczy czarne brwi, widząc moje cofanie.
- Ewelina...? - nie słyszę go, ale rozpoznaję to słowo, po ruchu warg.
Nie wiem czemu, nagle zrobiłam w tył zwrot i pospiesznym krokiem, szłam w przeciwną stronę.
- Ewelina!!! - krzyczy, więc pewnie biegnie za mną.
Muszę szybko go zgubić.
Nie jestem gotowa, na spotaknie z nim!
Adam
Dzięki Natalii, dokładnie wiedziałem, gdzie ją teraz znajdę.
Poprosiłem blondynkę, żeby się z nią umówiła. Chciałem, żeby to spotkanie było całkiem przypadkowe. Żeby nie domyśliła się naszego podstępu.
Całe 6 tygodni czekałem na ten dzień, by móc ją zobaczyć. Każdego dnia, próbowałem odtworzyć ją w głowie, ale ten obraz wydawał się być, jakby za mgłą.
A teraz?
Stoi przede mną, taka piękna, prawdziwa.
Słyszałem o jej nowym wyglądzie, ale to jedyna rzecz jaką Natalia, nie chciała mi powiedzieć. Stwierdziła, że będę miał niespodziankę.
I mam... wygląda obłędnie, w krótszych włosach, które wyglądają, jakby płoneły. Idealnie pasują do jej temperamentu i charakterku.
Mimo, iż wygląda teraz cholernie seksownie, bardzo mnie martwi to, że schudła. Ale jeszcze bardziej, martwi mnie jej reakcja. No cholera spodziewałem się wszystkiego, ale nie ucieczki!
Biegnę z nią, a raczej próbuję się przedostać przez te tłumy ludzi. No nie mogę jej zgubić! Biegnę drugą stroną za nią.
Serce mi bije jak oszalałe, ale to na pewno nie z wysiłku. Cieszy się, że ona znów jest w naszym życiu i już na zawsze w nim pozostanie. Widzę ją, jak już spokojniejszym krokiem, zmierza w stronę toalet.
Już jesteś moja, Maleńka.
Ewelina
Chyba go zgubiłam, bo nie widziałam go, kiedy co jakiś czas oglądałam się za siebie. Zmierzam teraz do łazienki, żeby się uspokoić.
Choć nie biegłam, bo bałam się robić to w tych butach, czuję się jakbym przebiegła maraton. Nie przejmując się innymi kobietami, podchodzę do jednej z umywalek i opieram się na obu rękach, dysząc jak astmatyk.
Spojrzałam w lustro i zauważyłam, jak zaczęły świecić się moje oczy.
Wrócił... ale kiedy?
Czy nadal... chce być ze mną?
Czy zrozumiał, że nic tego nie będzie, a teraz chciał się tylko po prostu przywitać i zapytać co u mnie?
Uderzam się w czoło, przykuwając tym uwagę innych pań.
Czemu uciekłam!?
Jaka ty głupia jesteś, Ewela!
Myje ręcę, by kompletnie nie wyjść na wariatkę i po osuszeniu ich, wychodzę z łazienki. Oczywiście, jestem tak zajęta wyciąganiem telefonu z ciasnych, opinających spodni, że wpadłam na kogoś.
- Przepra... - zacięłam się, widząc osobę przed sobą.
- Już mi nigdy nie uciekniesz, Maleńka. - mówi, delikatnie łapiąc mnie w pasie i dociska do ściany.
Mimo wysokich butów, nadal muszę zadrzeć głowę do góry, by spojrzeć mu w oczy.
Jeśli myślałam, że wcześniej oddychałam intensywnie, to jestem w błędzie. Moja klatka piersiowa unosi się i opada, jakbym rozpaczliwie łapała powietrze po duszeniu. Napięcie między nami jest tak namacalne, że aż mam ciarki, a jego zapach, za którym tak tęskniłam dosłownie mnie zniewala.
- "I finally found, I finally found you." - zanucił i ze zwycięskim uśmiechem, łaczy nasze usta, które są tak spragnione, że od razu zaczynają się pieścić nawzajem, a języki tańczą ze sobą, tak zmysłowo, jak my wtedy na imprezie.
O Bożenko... chyba zaraz zemdleje, od nadmiaru bodźców. Motyle w brzuchu, zrobiły sobie imprezę wszechczasów. Serce bije tak mocno, jakby chciało, żeby wyczuł je na swoim ciele, mimo dużego biustu. A nogi nie chcą mnie już trzymać, bo są tak miękkie, jak z waty.
Teraz zdaję sobie sprawę, jak cholernie za nim tęskniłam. Jaka byłam głupia, broniąc się przed nim. Kocham go, pragnę, chcę z nim być... ale zanim z nim będę, muszę jeszcze mu zaufać.
Nawet nie zauważyłam, kiedy położyłam mu dłonie na klatce piersiowej i choć niechętnie, używam ich teraz, by odsunąć go od siebie.
- Zostaw mnie. - mówię, łapiąc oddech.
- Maleńka...
- Co ty sobie wyobrażasz? Że padnę Ci w ramiona i będziemy cholernie szczęśliwi? - uśmiechnął się słodko.
- Tak to sobie mniej więcej wyobrażałem. Zajebiście za Tobą tęskniłem, Ewelino... i wiem... że ty za mną też.
- Przyznaję, tęskniłam... ale zapomniałeś o jednej rzeczy. - zmarszczył brwi. - Nadal Ci nie ufam, Adam. - odsuwam go jeszcze bardziej. - A teraz wybacz, jestem umówiona. - chcę go minąć, ale zastępuje mi sobą drogę.
- Z nim? - pyta.
- Nie. Z Natalią. - odpowiadam szczerze. - Uważasz, że pozwoliłaby Ci, tak się całować, jakbym nadal była w związku? - minęłam go, ale złapał mnie za rękę i znów przyciągnął do siebie.
- Nie masz pojęcia, jak bardzo mnie to cieszy. - ociera nosem o mój. - Proszę, porozmawiajmy. Daj zaprosić się na kawę.
- Dobrze. - zabieram rękę z jego uchwytu, ale on znów mnie za nią łapie i prowadzi do McCafe.
O Bożenko... czemu już czuję się taka szczęśliwa?
2405 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top