21. To jeszcze nie koniec.

Adam

Po powrocie do domu, długo nie mogłem zasnąć. Bardzo za nią tęskniłem. Jak pies, wtulałem się w pościel, która przesiąkła jej słodkim zapachem.

W głowie odtwarzam każdą upojną chwilę, skupiając się na jej oczach i ustach, które doprowadzały mnie do obłędu.

Chryste... dziewczyno... co ty ze mną zrobiłaś?

Ja, Adam Winer... do niedawna kochający spokój, puste łóżko i mieszkanie, nie może zasnąć bez niej. Nagle mam dość, tej wszechobecnej ciszy.

W końcu padam, ze zmęczenia, myśląc tylko o mojej małej.

~***~

Przebudził mnie telefon. Sięgnąłem go spod poduszki i kompletnie nieprzytomny odebrałem.

~ Tak?
~ I jak? Wiesz co u Eweliny? - pyta Adrian.
~ Nie, jeszcze nie wstałem.
~ Co? Jak to nie? - usiadłem i zacząłem przecierać oczy.
~ Była 7.00, jak wróciłem do domu. Zanim zasnąłem, też trochę minęło.
~ Stary, jest 7.00, ale wieczór. Nie byłeś u niej cały dzień? - zerwałem się jak poparzony i spojrzałem na swój elektroniczny zegarek na szafce nocnej.

Kurwa! Jest 19.21!

~ Sorry, Ad... ale muszę kończyć. - rozłączam się.

Jeszcze w życiu, tak szybko się nie zbierałem. Już po półgodzinie, siedziałem w aucie i jechałem do niej.

Parkując przed szpitalem, moją uwagę przykuwa, szybko biegnąca z autobusu postać. Od razu rozpoznałem blondyna.

Szybko wysiadłem i ruszyłem za nim.

Oby nie skorzystał z okazji i mi jej nie odebrał.

Niestety, nie zdążyłem na windę, którą pojechał, więc biegiem lecę po schodach, na oddział ortopedii na 3 piętrze.

Widzę tylko jego znikającą kurtkę za drzwiami, do jednej z sal. Podchodzę bliżej i podsłuchuję.

- Co ty tu robisz? - pyta, zapłakana?
- Jeszcze się pytasz? Od kiedy ty tu jesteś? - siada na krześle obok niej.
- Trafiłam tutaj w nocy.
- W nocy? Co się stało? Gdzie był wtedy Adam? - nie odpowiedziała na to pytanie.
- Wiesz jaką jestem niezdarą. - pociągnęła nosem. Czemu ona płacze? - Spadłam ze schodów.
- Wiem i gdybym był przy tobie, nie doszło by do tego. - złapał ją za dłoń. - Czemu ty płaczesz? Tak bardzo boli Cię noga, czy kryje się za tym coś jeszcze? - spojrzała na niego i zaszlochała, chowając twarz w dłoniach.

Zaciskam szczękę i pięści do granic możliwości widząc, jak Michał wstaje i przysiada na jej łóżku, obejmując ją ramieniem.

- Skrzywdził Cię? - wtuliła się w niego. - Ewela... ja wiem, że ty się nigdy nie skarżysz, ale musisz mi to powiedzieć.
- Po prostu... zrozumiałam, że jestem za młoda i za głupia. Nie pasuję do niego... - nie prawda!
- Rozstaliście się?
- Tak. - znowu się rozpłakała.

Przysięgam, Maleńka, że to tylko chwilowa sytuacja.

- Nie płacz. On nie jest wart twoich łez. - mam ochotę wejść tam i pierdolnąć mu w ryj, za ten pocałunek w czoło.
- Dziękuję, że jeszcze dzisiaj przyjechałeś, ale proszę... zostaw mnie samą.
- Nie ma takiej opcji. Zostanę z Tobą, aż się nie uspokoisz.
- Nie możesz tu zostać.
- Wyjdę, jak zaśniesz.

Nie wiem ile tak stoję, ale w końcu gówniarz wstaje powoli z jej łóżka i widząc co zamierza zrobić, wchodzę do pokoju i dosłownie warczę na niego. Spojrzał na mnie z przymrużonymi oczami, stojąc pochylony nad nią, z zamiarem pocałowania jej w usta.

- Nie radzę. - syczę szeptem.

Zignorował mnie i ucałował jej czoło, po czym wyprostował się i czekał na moją reakcję. Pokazałem mu ruchem głowy, żebyśmy wyszli na korytarz.

Naprawdę musiałem się kontrolować, żeby mu nie zajebać.

- Nie zbliżaj się do niej. - warczę.
- Ja? Śmieszny jesteś. To ty się od niej odpierdol. Nie wiem, co jej zrobiłeś, ale dopilnuję, żebyście już nigdy do siebie nie wrócili.
- Ona mnie kocha. - prychnął.
- Nie, ona myliła to z fascynacją, bo ktoś się nią zainteresował.
- Co ty pieprzysz?
- Przyznaj się. Znudziło Ci się pieprzyć modelki i chciałeś zobaczyć, jak to jest z dziewczyną w rozmiarze XXL. No dalej... opowiedz, jak to jest zaliczyć grubaskę? - złapałem go za poły kurtki i przycisnąłem do ściany.
- Jak śmiesz nazywać się jej przyjacielem, mówiąc o niej w taki sposób? Ona jest piękna. - odpycha mnie.
- Doskonale o tym wiem. W przeciwieństwie do ciebie, kocham ją od trzech lat. - syczy.
- Jakoś słabo, skoro tyle lat z tym zwlekałeś. Radzę Ci, zapomnieć już o niej. Ona jest moja.
- Była. - uśmiechnął się cwanie. - I radzę Ci, przyzwyczaić się do tej myśli. - poprawił kurtkę i ruszył do wyjścia.

Nie podoba mi się, jego pewność siebie.

Wchodzę po cichu do jej pokoju i tak jak gówniarz przed chwilą, pochylam się nad nią, by skraść jej buziaka.

- Nie dotykaj mnie. - jestem zaskoczony, słysząc jej szept. - Wyjdź i nie nachodź mnie więcej.
- Maleńka...
- Masz trzy sekundy, by opuścić ten pokój, inaczej wzywam pomoc. - widzę, jak zaciska w dłoni pilot. - Raz. - mam ochotę wyrwać jej tego pilota, przygwoździć ręcę nad głowę i całować tak długo, aż skruszę ten mur, jaki przede mną postawiła. - Dwa. - ale nie robię tego. Nie dziś...
- To jeszcze nie koniec. - mówię i podchodzę do drzwi.
- W twoich snach. Jeden.
- Dobranoc, moja śliczna pyskolino. - a jednak włączyła guzik.

Rozbrzmiał dźwięk, przywołujący pielęgniarkę. Spojrzałem na nią ostatni raz i wyszedłem na korytarz, gdzie już w moją stronę zmierza pani Jola.

- Pan Adam? O tej godzinie?
- Już wychodzę. Zapomniałem czegoś. Dobranoc.
- Dobranoc. - weszła do niej.

Wziąłem głęboki wdech słysząc, jak Ewelina, prosi o środek przeciwbólowy i nasenny. Uśmiechnąłem się pod nosem, idąc do schodów.

A to szczwana lisica... ale moja...

Ewelina

Specjalnie udałam śpiącą, by Michał zostawił mnie samą. Wiedziałam, że z nim nie wygram i siedział by tu tak długo, aż nie zasnę, co jest niemożliwe, po przespaniu większości dnia.

Zastanawiałam się, co tak długo robi, po wstaniu z mojego łóżka, dopóki nie poczułam jego ciepły oddech przed moją twarzą.

Już chciałam się zerwać, jak usłyszałam szept, który przyprawił mnie o gęsią skórkę. Moje zranione serce, w tym momencie zachowuje się jak wierna psina. Mimo złego taktowania przez właściciela, ono go wita, z miłością i radością. Jest złamane, potłuczone, ogólnie jest w kiepskim stanie, ale i tak szybciej i mocniej bije dla niego.

O Bożenko, co on tu robi?

Po ich wyjściu, nie zmieniłam pozycji, tylko sięgnęłam pilota, by w razie czego wezwać pomoc, gdyby się zaczęli bić.

Chcąc nie chcąc, słyszałam ich rozmowę i jestem zawiedziona tym, co powiedział Michał. Wiem kim jestem i jak wyglądam, ale usłyszeć takie określenie z ust przyjaciela, jest jeszcze bardziej dołujące.

Już przez Adama, czuję się dwa razy grubsza i dwa razy brzydsza, a Michał dowalił mi jeszcze po razie.

Słysząc, że ktoś wchodzi do pokoju, moja głowa nadal nie wiedziała, kto to jest, za to serce biło tak mocno, że aż sprawiało mi to ból. To na pewno brunet.

Stanął nade mną i wtedy poczułam jego boski zapach. Serce i ciało błagały, by mnie pocałował, potrzebowały jego uwagi, dotyku. Za to rozum nie potrafił tego znieść.

Mimo, iż było 2:1 dla bruneta, urażona duma i poczucie własnej wartości, a raczej jej resztki, kazały mi szanować się i nie pozwolić na takie traktowanie.

Po wyjściu pielęgniarki, która przyniosła mi dwie tabletki, wtuliłam się w poduszkę i cichutko płakałam, aż nie zasnęłam.

~***~

Obudziłam się wypoczęta, chwilę przed podaniem śniadania. Ochoczo zjadłam zupę mleczną z zacierkami i te dwie kromki chleba z masełkiem i wędliną. O dziwo ich herbata, też mi bardzo smakowała, choć piję tylko jedną, swoją ulubioną.

Chciałam poczekać na kogokolwiek z rodziny, by iść do łazienki, ale czuję silną potrzebę skorzystania z kibelka, dlatego niestety muszę sama doskoczyć do niej, przytrzymując się ścian, co jest cholernie trudne, z kosmetyczką w ręku.

Kolano mnie napieprza, ale muszę to wytrzymać. Za chwilę powinny działać leki.

Po umyciu buzi i zębów, szybciutko zaczęłam rozplątywać swojego dobieranego, który po nocy, wygląda jak plac zabaw dla wesz.

Bez rozczesywania ich, mocno związałam pofalowane włosy, w wysoką kitkę i umalowałam tylko rzęsy tuszem. Na koniec, użyłam antyprespirantu i raz z daleka spryskałam się delikatnymi perfumami.

Zdążyłam doskoczyć do łożka, jak do mojej sali, weszło kilku lekarzy, pielęgniarki i... on... w swoim ośrodkowym stroju.

- Dzień dobry.
- Dzień dobry. - uśmiecham się lekko tylko do lekarzy, stojąc na jednej nodze przy łóżku.
- Jak się dziś panienka czuję.
- Dziękuję, całkiem dobrze.
- A dlaczego ty stoisz na jednej nodze, słoneczko? - pyta mój lekarz prowadzący.
- Ból mi nie pozwala obciążyć tą nogę, a także boję się stanąć na niej, bez żadnego zabezpieczenia. - wyznaję szczerze.
- Proszę nam wierzyć, że kolano po zabiegu nie ma już prawa wypaść ponownie. Już od wczoraj, możesz poruszać się normalnie bez ortezy.
- Panie doktorze... - wzdycham z uśmiechem - ...ja bardzo dobrze zdaje sobie sprawę, że problem tkwi w mojej głowie, ale tych zwichnięć było za dużo, żebym uwierzyła panu na słowo. - wszyscy uśmiechnęli się pod nosem, nawet on, choć starałam się nie patrzeć wprost na niego.

Doktor Krawczyk podszedł do mnie i podał mi dłoń.

- Rozumiem, że przed naszym przyjściem, chciałaś iść do łazienki.
- Już z niej wróciłam.
- A jak Ty się do niej dostałaś sama, skoro nie chcesz na niej stanąć? - zapytał z szerokim uśmiechem.
- Doskoczyłam do niej. - westchnęłam.
- I co my mamy z Tobą zrobić?
- Z gipsem czułabym się bezpieczniejsza. - sugeruję, sprawdzoną w moim przypadku metodę, ale on kręci głową na boki.
- Nie założymy Ci gipsu. - aż zamarłam ze strachu.
- A chociaż orteza?
- Będzie Cię tylko uwierała w ranę. Zaufaj nam. - spojrzałam na niego z politowaniem. - Po obchodzie, przyjdzie do Ciebie pan Adam i pokaże, jak zacząć ćwiczyć kolano.
- Co? - szepnęłam, ale on zignorował moje przerażenie i kontynuował dalej.
- Adam. - zwrócił się do niego inny, mniej przyjemny doktor. - Skoro panienka, jest jak narazie jedyną pacjentką na ortopedii, która może się poruszać, to skup się na niej i jeszcze przed obiadem ma chodzić, chociaż o kulach, a nie skakać. Zaraz nam tu drugą nogę złamie.
- Oczywiście.

Mój doktor uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco i pomógł mi położyć się na łóżku, po czym deliaktnie uniósł moją koszulę, i zaczął badać operowane kolano.

- Rana nie jest zaczerwieniona, wszystko ładnie się goi. Pani Teresko... nie będziemy już zakładać opatrunku. Rana po drenie, też pięknie się zaślepiła.
- Dobrze, panie Doktorze.

Cały czas czuję na sobie jego wzrok i nie było by w tym nic dziwnego, bo jestem jedyną pacjentką tutaj, gdyby nie kryła się za tym, nie tylko praca.

Chciałam, żeby zniknął, ale los uwielbia płatać mi figle i będę zmuszona z nim współpracować.

A tak w ogóle, co on do cholery tutaj robi!? Nie powinien wrócić na swoją zmianę i pracować popołudniu?

- Boli kolano?
- Boli. - odpowiadam szczerze.
- od 1 do 10?
- 7. - pewnie przesadzam, ale ja mam niski próg bólu.
- To czemu nie prosisz o lek?
- Już dostałam.
- Rozumiem. A jak głowa?
- Nie boli. Kiedy będę mogła wyjść do domu?
- To zależy, jak panienka będzie się starać podczas ćwiczeń, z panem Adamem. Zostaniesz wypisana dopiero wtedy, kiedy będziesz chodziła samodzielnie bez kul i ortezy. - o Bożenko...
- Po południu, pielęgniarki zabiorą Cię na badanie do okulisty i neurologa. - dodał jeszcze mój lekarz.
- Dobrze.
- W takim razie, to wszystko.
- Dziękuję.

Wychodząc, spojrzał na mnie z błyskiem w oku. Miałam ochotę, by jak małe dziecko ostentacyjnie się odwrócić, ale to by było bez sensu, skoro przychodzi do mnie za chwilę.

O Bożenko... dlaczego to musi być on?
Nie ma innych fizjoterapeutów na zmianie?

Wyciągam telefon spod poduszki i odczytuję wiadomości.

Natka: Przyjedziemy do ciebie dzisiaj, po szkole ;) coś potrzebujesz?

Ja: Przepraszam, Nat... ale mam popołudniu badania, więc to bez sensu żebyście przyjeżdżali.

Natka: Rozumiem... no szkoda. To będziemy jutro. Jak się czujesz?

Ja: Dziękuję, dobrze. Boli mnie to kolano, ale ciągle proszę o leki przeciwbólowe.

Natka: Pytam o serduszko... Michał nam powiedział, że rozstałaś się z Adamem ;(

Przymknęłam oczy i wzięłam głębszy wdech.
Nie mam pretensji, że im powiedział, po prostu na niego... też nie mogę patrzeć.

Ja: Szczerze?

Natka: Zawsze i tylko między nami.

Uwielbiam ją za to.

Ja: Źle. Jestem zakochana, więc bardzo cierpię.

Natka: Widziałam to po tobie, ale... po nim też. Oboje jesteście w sobie zakochani.

Nie odpisałam już jej, bo nie wiedziałam, co.

Z resztą chciałam odpisać jeszcze reszcie i zobaczyć co napisał Michał, ale to wiadomość od Piotrka najbardziej przykuła moją uwagę.

Pietruszka: Uważaj. Michał zajebiście się cieszy, że się rozstałaś ze swoim chłopakiem.

Jemu też nie odpisuję, ale ciśnienie mi się podniosło.

To ja tu kurwa cierpię, a on szuka okazji?
Po moim trupie.

Siwy: Hej, Słonko. Jak się czujesz? Będę dzisiaj u ciebie, po szkole.

Ja: Nie przyjeżdżaj ani jutro, ani przez kolejne dni. Słyszałam waszą rozmowę wczoraj wieczorem i nie mam ochoty na twoje towarzystwo.

Nie czekam na jego odpowiedź, bo do pokoju wchodzi on... niestety pan i władca mojego serca.

O Bożenko... spraw, żebym była twarda i się przy nim nie rozbeczała.

2030 słów.






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top