2. Mam przesrane.
Ewelina
Po sporych zakupach, wracamy do domu naszym "Karolem", czyli skromną, czarną Toyotą Corolla Verso.
Nie jesteśmy bogaczami, rodzice zarabiają pieniądze, jak normalny szary człowiek. Raz bywa lepiej, raz gorzej, ale nigdy nie brakowało nam do "pierwszego".
Mieszkamy w jednej z łódzkich kamienic, na dość nieciekawej ulicy. Nie chodzi tu o jakąś przestępczość, ale o syf. Nikt nie sprząta po swoim psie, kubły na śmieci są wypełnione po brzegi, a w niektórych bramach śmierdzi moczem i alkoholem. Po prostu wstyd zaprosić kogoś w gości.
Sąsiadów mam cudownych, do takiego stopnia, że jak cierpisz na niskie ciśnienie, to oni Ci je podwyższą w naturalny sposób, bez ingerencji leków. Każdego dnia, o każdej porze, fachowa pomoc. Co jest najlepsze w tym wszystkim, żaden z moich sąsiadów nie pochodzi z patologii. Wydają się być normalnymi ludźmi, którzy żyją własnym życiem, bez żadnych burd i tłuczonego szkła.
No dobra... jest jeden taki element, wieczny recydywista. Ciągle tłucze swoją kobitę. Zawsze wtedy wyciągają swoje brudy, na środek podwórka i zazwyczaj kończy się tak, że ona wzywa policję, ten spierdala bo ma zawiasy, a ona wtedy pakuje manatki i się wyprowadza.
Ostatnio ta "lalka" wyskoczyła na nas z japą, kiedy dźwigała torbę ze swoimi rzeczami z jego chaty, że my nie interweniujemy, kiedy on leje ją na podwórku.
No kurwa, po co?
Jak i tak po 2-3 dniach, wracasz jak bumerang i utrzymujesz ten margines społeczny, na własne życzenie.
Najbardziej z nich wszystkich nienawidzę właśnie tego człowieka. Już dawno dostał eksmisję z tego mieszkania, ale nadal w nim mieszka, jako dziki lokator i kradnie kurwa prąd na lewo, z klatki schodowej.
Nawet nie wiecie, jak to wkurwia, kiedy my oszczędzamy na ogrzewaniu zimą, żeby rachunki za prąd nie przychodziły z sumą z kosmosu, bo niestety mamy ogrzewanie elektryczne. Ja muszę wtedy ubierać ciepłe swetry, a ta kanalia popierdala po swojej chacie w samych slipach, bo nagrzeje do 24°C i ma wyjebane, bo przecież nie płaci.
No żeby go chuj strzelił!
Dlatego z niechęcią burknęłam "dzień dobry", mijając sąsiadów, z którymi rodzice się zagadali.
Od razu po wejściu, rozpakowałam zakupy i wzięłam się za robienie kanapek. Wiem, że nie powinnam już jeść, o tej godzinie, ale kto powiedział, że jestem na diecie?
Z resztą... na ilu to ja dietach nie byłam, to główka malutka. Nawet mój dietetyk powiedział, że jestem niemożliwa. Jak już porobiłam wszystkie badania, a on na ich podstawie, wypisał mi menu na cały miesiąc, to aż oczy mi wyszły, na te kosztowne bzdury.
Ludzie kochani... koszt tej miesięcznej diety kosztowałby mnie 1500zł. Przecież to jakiś kosmos! Nie stać mnie na dietę, a głodna chodzić nie będę.
Oczywiście, że można się ograniczać w jedzeniu, ale mój żołądek już zdążył rozciągnąć się do sporych rozmiarów, a głodzenie się nie wchodzi w grę. Przecież to byłby w końcu efekt jo-jo.
Kończę robić sobie kanapki, jak obok mnie przeciska się tata z zakupami.
Nasza kuchnia nie jest mała, ale bardzo nie ustawna. Jest w brązowych i beżowych płytkach, stylizowanych na a'la marmur, do tego są piękne meble, które zrobił mój tata, w kolorze ciemnego brązu z jasnymi słojami i jasnym blatem. W rogu stoi duża dwudrzwiowa lodówka, a w drugim kącie jest zlew, piekarnik z płytą kuchenną i zmywarka.
W kuchni 1/4 miejsca, zajmuje dodatkowe pomieszczenie, gdzie zrobiona jest malutka łazienka. W rogu stoi mała toaleta, zaraz obok kabina prysznicowa i pralka na której znajduje się chemia do prania. Na kolejnej ścianie jest fajna miniaturowa umywalka, z mała szafką pod spodem, a nad nią wisi spore lustro, które zostało od spodu oświetlone lampkami LED. Oczywiście pod lustrem jest szklana półka, na której trzymamy mnóstwo perfum. Wszystko jest utrzymane w kolorach skandynawskich.
Nie narzekam na to co mam, ale czasami marzy mi się kąpiel w wannie, najlepiej z hydromasażem, pełnej piany i olejków.
Kiedy siadam przy stole u rodziców w pokoju, dostaję smsa.
Siwy: Spacer. Park. 19?
Oho... coś jest nie tak.
- Mamo, po kolacji idę do parku z Michałem. - mówię, trzymając telefon w ręku.
- Dobrze, nie wróć późno.
- Będę najpóźniej na 21.00.
Ja: Będę punkt, na naszej ławce
Siwy: :D :*
Szybko wsuwam te dwie kanapki i idę się szykować.
- Zuzka! Kupić Ci coś, bo wychodzę? - macha głową na tak, jak małe dziecko.
- Kupisz mi czekoladę milkę oreo i podpaski?
- Miałam wejść tylko do monopolowego, ale wszystko rozumiem i wejdę Ci specjalnie do Biedry. - uśmiecham się do niej znając ten ból. - Pierwszy dzień? - pytam.
- Tiaa... - odpowiada ze zbolałą miną, a ja wyciągam z torebki Panadol Femina i podaję jej opakowanie.
- Dzieki, już miałam brać No-spę. - jak Zuza bierze tabletkę, to naprawdę jest kiepsko i bardzo ją boli. To najdzielniejsza osoba, jaką znam!
- Spoko, to od razu Ci pomoże.
Poprawiam swoją kitkę i po spryskaniu się ulubionymi perfumami, zakładam swój szary kardigan ze srebrną nitką i przerzucam przez ramię, czarną listonoszkę z ćwiekami, uprzednio sprawdzając, czy wzięłam wszystko i wychodzę.
Po drodze kupuję w monopolowym dwa Grześki w czekoladzie i Tarczyna pomarańczowego, po czym spokojnym krokiem zmierzam do celu.
Już z daleka widzę chłopaka, jak rzuca patyk czekoladowemu labladorowi.
Zanim blondyn się orientuje, że już jestem, widzę jak ta bestia omija swego tymczasowego pana i biegnie w moim kierunku, z tym badylem w pysku. Już jestem przygotowana na bliskie spotkanie z psiakiem, aż słyszę:
- MAAAX! STÓJ! - nagle pies staje w miejscu, upuszcza patyk i siada. Z wrażenia, aż buzię otworzyłam i głowę pochyliłam.
- Czemu nie dałeś mi się z nim przywitać?! - krzyczę, bo jeszcze jesteśmy daleko od siebie, ale Michał szybko skraca ten dystans. Podchodzi do mnie ze smyczą przewieszoną na ramieniu.
- Cześć, Słonko. - daje mi krótkiego buziaka w usta. - Pięknie wyglądasz.
- Dziękuję. - uśmiecham się.
- Nie dałem mu dobiec do Ciebie, bo mógł Ci zrobić krzywdę, jakby skoczył z tym badylem. A także chciałem Ci pokazać, że w końcu ujarzmiłem bestie. - uśmiecha się zwycięsko, pokazując na psa, który nadal siedzi tam gdzie siedział, a ja bije brawo z podziwu.
- Wow... jestem pod wrażeniem.
Kiedy podchodzi do Maxa i nagradza go jakimś chrupkiem, bardziej przyglądam się chłopakowi.
Jak zwykle jest fajnie, na luzie ubrany, w ciemne jeansy i białą koszulkę z napisem "Stay Cool".
Michał Bielecki jest moim przyjacielem od 3 lat. Chodziliśmy do tego samego gimnazjum, ale tylko przez dwa lata, bo Siwy jest rok starszy ode mnie.
Poznaliśmy się, czekając wspólnie pod klasą, na dodatkową lekcję historii, u jego wychowawczyni. Ja pisałam zaległy test, a Siwy coś poprawiał.
Lubię zawierać nowe znajomości, ale wtedy byłam bardzo nieufna, a on kupił mnie tym słodkim uśmiechem i pytaniem, czy też przyszłam poprawiać pałę. Tak zaczęłam się chichrać, że i on zaczął, nie wiedząc z czego się śmieję.
Od tamtej pory nie było dnia, by nie przywitał mnie, bądź zaczepił na chociaż jednej przerwie, by zamienić kilka słów.
Z czasem, zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim. Nigdy nie brakowało nam tematów do rozmów. Coraz częściej spotykaliśmy się poza szkołą, a mnie zaczął się coraz bardziej podobać, mój nowy kolega.
Nie dziwcie mi się.
Łatwo było się w nim zauroczyć. Zawsze umiał mnie rozbawić tak, że zapominałam co się wokół mnie dzieje. Przytulił, jak miałam gorszy dzień, lubił spędzać ze mną wolny czas i zawsze mnie szanował. Do tego nie był brzydkim chłopakiem. Wyższy ode mnie, misiowaty, ale nie gruby blondyn, z niebieskimi oczami i zawsze potarganą czupryną.
Pewnie, że ma też wady, ale dopóki one nie dotyczą bezpośrednio mnie, nie obchodzą mnie. Na przykład, czemu ma mi przeszkadzać jego bałaganiarstwo, skoro z nim nie mieszkam oraz jego wybuchowość, skoro my nigdy się nie kłócimy?
No właśnie...
Wracajac do tematu... oczywiście, nigdy mu nie powiedziałam, że mi się podoba, by nie psuć naszej relacji, którą bardzo sobie cenię do dziś.
Niestety... jak to w szkole, zaczęły się rozchodzić plotki na nasz temat. Było mi bardzo głupio, kiedy brali nas za parę, bo miałam wtedy zaniżoną samoocenę. Nie chciałam robić mu wstydu. Jak były jakieś przyśmiewki w naszą stronę, po prostu to ignorowaliśmy.
Najgorsze były dziewczyny, z jego klasy.
Straszne zazdrośnice. Na każdym kroku, potrafiły uprzykrzyć mi życie.
Któregoś dnia na dłuższej przerwie, siedzieliśmy na schodach i rozmawialiśmy. Ja siedziałam schodek niżej, między jego nogami. Byłam tyłem oparta o niego, a on położył brodę na moim raminiu. Obok mnie były jeszcze dwie koleżanki z mojej klasy.
Nagle zaczęły schodzić z 2 piętra, te moje "ulubione" dziewczyny i jedna z nich mocno nadepnęła moją dłoń, którą położyłam pod kolanem Siwego. Dopiero gdy głośno stanęłam z bólu, to zdjęła z niej nogę.
"- Co Ty wyprawiasz! - krzyknął Michał i poderwał się do pionu.
- Sorry, ale to nie moja wina, że ta świnia zajmuje tyle miejsca na schodach!
- Uważaj na słowa, Dominika!
- Siwy, daj spokój. - probowałam go uspokoić, nie chciałam wtedy dodatkowych kłopotów.
- Widzisz Michał, nic jej nie jest. Następnym razem, zabierz swoją dziewczynę tam, gdzie będzie się mieścić. - i nagle blondyn wybuchł, a do mnie dotarło, że moje ciche platoniczne uczucie, nigdy się nie ziści, nawet w marzeniach.
- TO JEST TYLKO MOJA PRZYJACIÓŁKA, którą masz szanować, tępa blacharo! - rozdarł się tak, że chyba każdy stanął w miejscu na chwilę."
Ja wtedy udawałam, że nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Tak, jakby się z nim zgadzałam i nadal masowałam dłoń, choć głeboko w środku dotarła do mnie ta brutalna prawda.
Od tamtej pory nic się między nami nie zmieniło, a wszystkie plotki przestały nagle istnieć. Nawet Anita i jej świta, ignorowały mnie jak tylko mogły. Moje uczucia z czasem wyparowały i był już dla mnie tylko najlepszym przyjacielem.
Najgorszy był czas, kiedy Michał skończył gimnazjum i poszedł do technikum ekonomicznego. Choć nie byłam samotna, bo miałam jakieś koleżanki z klasy, to jednak brakowało mi tych naszych przerw na schodach.
Ale jego brak miał też swoje plusy.
Zaczęłam się sama bronić i nie bałam się komuś sprzeciwić, czy odszczeknąć. Dzięki temu, stałam się silniejsza i nie dałam już sobie w kaszę dmuchać.
Nikomu już nie pozwoliłam się obrażać.
Teraz dostałam się, za namową Siwego, do technikum logistycznego, który jest w tym samym budynku co jego, więc nasze przerwy wyglądają tak samo, jak w gimnazjum.
Pewnie, że nieraz wracam myślami, tak jak teraz "A co by było gdyby...", kiedy tak na niego patrzę.
Nawet nie zauważyłam, jak do mnie podchodzi i wpatruje się z uwagą, w moją zamyśloną twarz. Dopiero, gdy jest wystarczająco blisko, spoglądam mu prosto w te jego niebieskie oczy, wracając z zamyślenia.
- O czym tak intensywnie myślałaś? Dosłownie słyszałem trybiki pracujące, w twojej głowie.
- Za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, co miałam kupić Zuzce w Biedronce. - wymyśliłam na poczekaniu.
Dostrzegając Maxa, u jego nogi, pochyliłam się nad nim i porządnie się z nim przywitałam.
- No słucham... jestem cała twoja od 19.00 do 20.55, więc mów, co Ci na wątrobie leży. - pytam nadal w kuckach, bo wciąż głaszczę Maxa. Gdy w końcu wstaję widzę jego zaciśnięte usta i determinację w oczach.
- Skąd wiesz, że coś mnie męczy?
- Od razu to wiedziałam, po twoim smsie. Zawsze, jak masz jakiś problem, to piszesz krótkie, wykropkowane wiadomości. Prawie, jak telegram. - otworzył usta by chyba coś powiedzieć, ale nic z nich nie wyszło. Dopiero po chwili usłyszałam:
- Mam przesrane...
1825 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top