17. Nikt nie ma na mnie wpływu.
Adam
Mimo sporego poślizgu i tak mam zamiar zabrać ją na kolację. Kiedy wysiedliśmy z taksówki, która zatrzymała się pod restauracją, moja mała słodko się roześmiała, poznając ją.
- No co? Nie masz już argumentu, żeby tam ze mną nie iść. - biorę ją za rękę i wprowadzam do środka.
- Mam. - szepcze. - Tu nadal jest drogo i pewnie nigdy się to nie zmieni. - zaśmiałem się cicho.
Zdjąłem z niej płaszcz i razem z moją kurtką, powiesiłem na wieszaku, po czym zaprowadziłem ją do jednego z wolnych stolików.
- Ale dziewczynę, powinno zabierać się na randki, prawda? - uśmiecham się, odsuwając jej krzesło.
- Adaś... - aż przystanąłem z szoku, słysząc to zdrobnienie.
Tylko jedna osoba, tak się do mnie zwraca.
Moja ukochana babcia.
Słysząc to od niej, to jak najpiękniejsza muzyka dla moich uszu. Mimo szoku, od razu zrobiło mi się cieplej na sercu i szczęśliwy siadam na przeciwko niej.
- ...przepraszam. Nie powinnam się narzucać. Skoro nie lubisz na nie chodzić, to... - przerwam jej.
- Nie... to ja Cię przepraszam. Owszem, bardzo rzadko zabierałem kobiety na randki i nie dlatego, że nie lubię na nie chodzić... po prostu... moje relacje z kobietami, były... dosyć proste.
- Ze mną jest trudna?
- No nie mam z Tobą lekko. - uśmiechnęła się. - I chyba to, tak bardzo mi się w tobie spodobało.
- Jestem wyzwaniem. - zamieram, gdy wspomina moje słowa.
- Tak... - westchnąłem ciężko.
Chryste... nie sądziłem, że sumienie może sprawiać taki ból. Nie chcę, by tak o sobie mówiła. Nie chcę, by nieświadomie wspominała, jaki skurwielem wtedy byłem.
Z zamyślenia wyrywa mnie jej głos.
- Choć zapomniałam je teraz wziąć, to chciałam Ci podziękować za prostownicę i suszarkę. - chwyciła moją dłoń. - Dziękuję.
- Warto było się tak kłócić? - zauważam.
- Nie, ale nie rób mi więcej takich drogich prezentów.
- Dlaczego nie?
- Bo zależy mi na tobie, a nie na tym, co możesz mi dać. - wziąłem głębszy oddech.
Jestem cholernie szczęśliwy, słysząc to wyznanie. Choć to są małe kroczki, cieszę się że jestem coraz bliżej celu, czyli rozkochania jej w sobie, tak jak ona to zrobiła ze mną.
Ewelina
Jesteśmy spóźnieni prawie godzinę, ale muszę przyznać kolacja była wyborna i lekka. W innych okolicznościach miałabym nerwy, na tak małe dania, ale dzięki temu, mój brzuch nie jest wzdęty od przejedzenia, a głodna też nie jestem.
Widzisz, Ewela?
Można mniej wsuwać?
Taksówka zatrzymała się przed bramą ogródek działkowych, na której stoi sala. Adam widząc sporo osób, stojących przed nią na papierosie, mocniej ścisnął moją dłoń i poprowadził do wejścia.
Niestety, tak jak w Galerii, wzbudzamy jeszcze wieksze zainteresowanie. Może dlatego, że na tej imprezce, są ludzie z naszej szkoły i mnie kojarzą.
Od razu pp wejściu do środka, uderzyła w nas głośna muzyka, którą było już słychać na zewnątrz, zaduch i wszechobecny zapach potu, perfum i alkoholu.
Po oddaniu okryć wierzchnich, starszej pani w szatni, weszliśmy na salę. O dziwo, sporo ludzi tańczy na parkiecie, w drugiej części tej niezbyt dużej sali, są stoliki na środku i pod ścianami, skórzane kanapy, z mniejszymi stoliczkami. W końcu sali, jest nieduży bar, za którym stoi, jakiś facet, może w wieku mojego taty.
Już z daleka widzę na jednej z tych kanap, chrakterystycznego, platynowego boba i to tam kieruje swoje pierwsze kroki, prowadząc za rękę Adama. Kiedy jesteśmy już blisko, blondynka nagle się odwraca i te jej piwne oczy, chcą wyjść z orbit na mój widok.
- O Matko kochana, jak ty zajebiście wyglądasz, laseczko! - przytula mnie, by poźniej obejrzeć mnie z każdej strony.
Krzyżuję wzrok z Michałem, który na nasz widok, wstał razem z resztą i patrzy na mnie dziwnym wzrokiem.
- Dziękuję, ty również.
- A gdzie masz swojego chłopaka? Michał zdradził tylko, że go dziś poznamy. - rozgląda się, myśląc że brunet za mną, to jakiś obcy meżczyzna.
- Miło mi. Jestem Adam... - podał swoją dłoń, stając w końcu na równi ze mną. - ...chłopak Eweliny.
Jeśli myślałam, że mój widok zrobił na niej wrażenie, to grubo się myliłam. Blondynce, nie tylko oczy wyszły z oczodołów, to jeszcze otworzyła nieświadomie buzie, świecąc kolczykiem w języku.
- Chło..chłopak... - powtórzyła, jakby jeszcze nie dotarły do niej te słowa. Nagle się otrzeźwiła i ze serdecznym uśmiechem, uścisnęła jego dłoń. - Bardzo miło nam poznać. Jestem Natalia, przyjaciółka Eweli, dalej od prawej to Dawid, Szymon i... Michała, to już chyba znasz.
- Cześć, miło was poznać. - podeszliśmy się przywitać. Ja witałam się buziakiem w polik, a Adam przez podanie dłoni.
- Wyglądasz wystrzałowo, Gwiazdeczko. - uśmiecha się szatyn.
- Dziękuję. A gdzie jest Piotrek?
- No właśnie... nie chciał przyjść. - mówi Natka.
- Czemu?
- Nie zauważyłaś, jak odsunął się od nas? - pyta Siwy.
- Zauważyłam, ale myślałam, że to chwilowe. - westchnęłam i przywitałam się z nim.
Usiadłam na kanapie, a Adam w tym czasie, poszedł po coś do baru.
- Chciałam go wyrwać na tą imprezę, ale on stwierdził, że ma lepsze rzeczy do roboty na kompie, jak wyjść z nami. - żali się blondynka.
- Nie podoba mi się, to jego uzależnienie. - mówi Dawid. - Nie rozstaje się w szkole z telefonem, a poza nią, już w ogóle nie wychodzi.
- Dajcie chłopakowi spokój. - dodał Szymon. - Może się zakochał i nic nam nie mówi... tak jak Ewela. - serce mi szybciej zabiło. Dobrze, że go nie ma.
- Że niby co wam nie mówiłam?
- A chociażby to, że ten "chłopak", nie jest naszym rówieśnikiem. - uśmiecha się głupio.
- Nie nazwałam go chłopakiem. - zaśmiałam się.
- Ty nic nie zdradziłaś, oprócz tego że Ci się podoba.
- A kiedy to było? - docieka Adam, wracając z dwoma szklankami soku pomarańczowego i siada tuż za mną.
- Czekaj, czekaj...
- Szymon. - ostrzegam go warczeniem, ale tylko ich rozśmieszam.
- ...w środę? Tak, w środę! Bujała w obłokach, więc zapytałem, czy jest zakochana, a ona odparła, że nie, tylko że ktoś jej się podoba. - złapałam się za czoło. Kompletna kompromitacja.
- W środę, mówisz? - drapie się po brodzie.
- Tak.
- Powiedziała coś jeszcze? - specjalnie dopytuje, dupek jeden.
- Że zna Cię z rehabilitacji.
- Ty też na nią chodziłeś? - zapytała blondynka, popijając jakiegoś drinka.
- Tak, chodzę tam codziennie... do pracy. Jestem fizjoterapeutą. - aż się zakrztusiła, więc Dawid zaczął ją klepać po plecach.
- Serio? Ewela jest twoją pacjentką?
- Już nie.
- To o ile jesteś od niej starszy? - pyta Dawid.
- Równe 10 lat.
- Co masz na myśli mówiąc "równe"? - pytam.
- Mamy urodziny tego samego dnia. - uśmiecha się do mnie uroczo, a moje serce robi fikołka.
- Co!? - krzyknęła Natka.
- Masz urodziny 24 maja? - dopytuje Michał.
- Tak.
- O Matko! To musi być przeznaczenie! - cieszy się blondynka.
- Nie nakręcaj się tak. - mówi Siwy, uspokajając ją.
- To niech któryś z was, poprosi mnie do tańca. Nie chcę tylko tu siedzieć i pić. Nosi mnie.
- Chodź, marudo. - mówi Szymon. - Ale jak przez ciebie, nie wyrwę dzisiaj żadnej laski, to pijesz ze mną do końca.
- No dobra. Przeżyję. - uśmiecha się.
- Może... - brunet przyjemnie jeździ nosem za moim uchem. Cholera muszę się pilnować, żeby nie przymknąć oczu i zacząć mruczeć, szczególnie że blisko nas siedzi Michał. - ...my też pójdziemy potańczyć?
- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale nie mam na sobie ortezy, a w tych butach, też proszę się o zwichnięcie.
- Zaufaj mi. Jesteś przecież w najlepszych rękach. - wstaje i podaje mi dłoń.
Z westchnięciem udałam się z nim na parkiet.
Jestem trochę przerażona tym, co się dzieje wokół nas, ale pewnie dlatego, że to mój pierwszy raz na takiej imprezie. Na szczęście u boku Adama, czuję się bezpieczna.
Obserwuję go, jak zaczyna się przede mną bosko ruszać.
- No dalej. Przecież umiesz tańczyć. - krzyczy mi do ucha.
- Ale taniec towarzyski, a nie... takie coś. - zaśmiał się.
- Znów jestem tym pierwszym. - chwyta mnie za biodra.
- We wszystkim jesteś pierwszy. - zarzucam mu ręce na kark, a on szeroko się uśmiecha.
Wkłada kolano między moje nogi i zaczyna się poruszać, przy okazji wprawiając i mnie w ruch.
- Tutaj nie musisz znać kroków, nawet nie musisz ich robić, po prostu użyj reszty ciała i daj ponieść się muzyce. - biorę sobie jego wskazówki do serca i zaczynam ruszać biodrami.
Już po chwili totalnie się wkręciłam i robiłam coraz to odważniejsze ruchy, aż w końcu przykleiłam się do bruneta i teraz nasze ciała, wspaniale ze sobą współgrają. Sa tak idelanie dopasowane, że czuję się, jakbyśmy byli jednością... jak w seksie.
W jednej chwili, Adam chwyta mnie za rękę i delikatnie odwraca tyłem do siebie. Natychmiast chwyta mnie za biodra i przybliża się do mnie. Czuję na plecach, całe jego ciało, a tuż nad pośladkami, jego twardą erekcję.
Od tego momentu, zapominamy o Bożenkowym świecie i tańczymy bardzo zmysłowo. Jego ciepły oddech otula moją szyję, przyprawiając mnie o przyjemne dreszcze, a dłonie trzymają tak mocno, jakby zaznaczał teren.
- Masz pojęcie, jak seksownie się ruszasz? Mam ochotę zabrać Cię do domu i tańczyć tak z Tobą, ale nago. - zaraz dojdę... bez kitu.
To będzie pierwszy w historii bezdotykowy orgazm.
- Każdy mi Ciebie zazdrości, mała. Dopiero teraz widzą, jak piękną i seksowną jesteś dziewczyną. Ale się spóźnili... jesteś już tylko moja. - rozpływam się, kiedy całuje mnie za uchem.
Nagle ktoś kompletnie pijany, wpada na nas z impetem i musimy zrobić dwa kroki w bok, żeby nie stracić równowagi... i wtedy czuję ten ból. Nie mocny, bo rzepka do końca nie wypadła, ale strach już mnie paraliżuje.
- Ewelina...? Nic Ci nie jest? Jesteś strasznie blada. - patrzy na mnie zatroskanym wzrokiem.
- Rzepka.
- Wypadła? - pyta przerażony.
- Prawie.
- Możesz iść?
- Nie wiem, boję się zrobić krok. - pierwszy raz, spojrzał na mnie ze współczuciem.
Niespodziewanie wziął mnie na ręce i zaniósł do naszego stolika.
- Co się stało? - pyta Dawid.
- Wiedziałem, że to źle skończy! - krzyczy Siwy.
- Uspokój się i zrób miejsce. - mówi hardo brunet.
- Wszystko było dobrze, tylko jakiś pijany chłopak wpadł na nas, przez co straciłam równowagę i prawie rzepka mi wypadła. - tłumaczę, kiedy Adam kładzie mnie na kanapie i uważnie ogląda kolano.
- Jest spuchnięte.
- Przyniosę lód, od barmana.
- Boli Cię? - pyta z troską w oczach.
- Nie, już nie. Tylko wtedy zabolało.
- A jak dotykam? - delikatnie uciska w odpowiednich miejscach.
- Może trochę.
- Wracamy do domu.
- Przestań. Zaraz mi przejdzie. Z resztą jedziemy jeszcze do twoich przyjaciół. Tam też będę chciała potańczyć. - uśmiechnął się lekko.
- Starczy na dziś.
- Proszę. - Dawid przyniósł worek z kostkami lodu, ale zanim brunet przyłożył go do mojego kolana, położył na nim dwie chusteczki, które wyciągnął z mojej torebki.
Każdy stał nade mną, więc uspokoiłam ich i kazałam im usiąść. Po niedługiej chwili, wróciła Natka z Szymonem, którzy przez stoliczek nie widzieli mojego urazu.
- A może dasz się wyciągnąć, chociaż na jeden taniec? - pyta blondynka, mojego bruneta.
- Ja...
- Idź. - uśmiecham się.
- Ale...
- Nic mi nie jest, a to tylko jeden taniec. - nie patrząc na innych, mocno mnie pocałował i podał ramię rozradowanej Natalce.
- Zaraz Ci go oddam!
- Koniecznie! I grzecznie mi tam! - zaśmiali się.
Westchnęłam i zmieniłam trochę położenie worka na swoim kolanie. Kiedy chciałam sięgnąć swój sok, blondym mi go podał, siadając za mną, jak wcześniej Adam.
- Oprzyj się o mnie. - zrobiłam to.
- Dzięki.
- Nie ma za co. Od czego są przyjaciele. - odparł.
- Cieszę się, że nadal nim jesteś. - na to już mi nie odpowiedział.
- Ewela... proszę Cię. Uważaj na niego. - spięłam się. - Tacy jak on, chcą tylko jednego od dziewczyn.
- Co masz na myśli?
- Nie jedź do niego i... nie rób TEGO z nim, bo będziesz żałować. On Cię tylko wykorzysta. Dostanie to, co chcę i Cię zostawi. - czuję ucisk w żołądku.
- Jakoś nadal ze mną jest. - warczę.
- Co...? - spiął się. - Chcesz powiedzieć, że...
- Tak. - wchodzę mu w zdanie. - Już w czwartkowy wieczór, oddałam mu się. Gdyby było tak jak Ty mówisz, to nie zapraszałby mnie do siebie na weekend i nie zrobiliśmy tego, aż 9 razy, w ciągu tych dwóch dni. Przestań mnie buntować przeciwko niemu.
- Nie buntuję... tylko martwię się o ciebie.
- Oboje wiemy na czym stoimy. Jesteśmy parą. Wiem, że podjęłam słuszną decyzję i jestem z nim szczęśliwa.
- Rozumiem. Przepraszam na moment. - odsunął się i wstał, po czym gdzieś się udał.
Odprowadzam go wzrokiem dostrzegając, jak mocno zaciska pięści. Martwię się o niego, bo nie jest mi obojętny. Gdyby wyznał mi, te kilka lat temu uczucia, byłabym w siódmym niebie. Na pewno bylibyśmy wspaniałą parą. Ale teraz?
Tą wspaniałą parę, chcę tworzyć z Adamem.
Dlatego mam nadzieję, że Michał wyleczy się z uczucia do mnie i dalej będziemy przyjaciółmi.
Jestem tak zamyślona, że nawet nie zauważyłam powrotu Natki i Adama.
- Maleńka... - ukucnął przy mnie i odgarnął kilka kosmyków włosów. - ...co Ci jest?
- Nic... zamyśliłam się. Jak było? - pytam blondynkę.
- Super! Adam świetnie tańczy. - brunet nie reaguje na pochwały, tylko uważnie mi się przygląda, po czym wstaje i się rozgląda.
- Adam... - chwytam go za rękę, bo wiem, że szuka Michała. - ...jedźmy już, dobrze?
- Co? Tak szybko?
- Wybacz, Nat... ale jedziemy jeszcze na imprezę urodzinową, do przyjaciela Adama.
- Rozumiem... - zrobiła smutną minkę.
Brunet podał mi dłoń, którą chętnie ujęłam i pomału wstałam. O dziwo, noga w ogóle mnie nie bolała. Wzięłam swoją torebkę i zaczęłam się żegnać z nią i z chłopakami, którzy rozmawiali w drugim końcu kanapy.
Nie mogli usłyszeć, mojej rozmowy z Siwym, ale na pewno widzieli jego reakcje, dlatego nie zatrzymują nas.
~***~
- Powiesz mi, co takiego powiedział Ci Michał, że jesteś taka smutna? - pyta, gdy jedziemy taksówką do drugiego klubu.
- Nie chcesz wiedzieć.
- Chcę, cokolwiek to jest. - upiera się.
- Adam... ja nie chcę się z Tobą kłócić, przez niego.
- Nie pokłócimy. Po prostu muszę wiedzieć, by móc się jakoś obronić.
- Skąd wiesz, że Cię atakował?
- Nie trudno się domyślić. - wzdycha. - Jest w tobie zakochany i chcę namieszać między nami.
- Uważasz, że pozwoliłabym mu na to?
- Mam nadzieję, że nie... ale nie wiem, jak blisko jesteście ze sobą i czy on ma na Ciebie wpływ.
- Nie ma. Nikt nie ma na mnie wpływu. Ani on nie może mi kazać, z Tobą zerwać, ani ty nie możesz mi zabronić, przyjaźnić się z nim. Mam swój rozum i wiem, jak z niego korzystać. Jeżeli uznam, że Michał przekorczył granicę troski, przestanę się z nim przyjaźnić. - spojrzał na mnie z wyraźną ulgą i.. dumą w oczach?
- Cieszę się, że nie dajesz sobą manipulować.
- Nie martw się. Jak narazie, to była tylko troska.
- Co Ci powiedział? - westchnęłam głośno.
- Że mam na Ciebie uważać i nie jechać z Tobą do ciebie. Stwierdził, że jak tylko dostaniesz to, na czym Ci zależy, to zostawisz mnie. - spiął się.
- I... co mu odpowiedziałaś?
- Prawdę, że już w czwartek Ci się oddałam i jakoś nadal ze mną jesteś. - położył rękę na moim kolanie i delikatnie mnie smyrał, robiąc kółeczka.
Cała drogę nie zamieniłyśmy, już żadnego słowa. Być może dlatego, że każde z nas skupiło się na własnych myślach. Gdyby nie jego ręka, spoczywająca cały czas na moim kolanie, bałabym się, że i miedzy nami zaczanie się coś psuć, przez Siwego.
Dlatego położyłam rękę na jego dłoni i splotłam nasze palce. Z początku się wytraszyłam, kiedy podniósł dłoń do góry, ale po chwili fala cudownego ciepła, rozlała się niczym balsam na moim sercu. Podniósł ją tylko po to, by ją ucałować.
O tak... jestem cholernie z nim szczęśliwa.
2430 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top