16. Odwieź mnie do domu.
Ewelina
Po wyjściu z kawiarni, udaliśmy się prosto do jego domu, tylko by wsiąść w auto i pojechać na małe zakupy. Dlatego widząc Galerię Łódzką, zdziwiłam się, że to tu mieliśmy je zrobić.
Na szczęście Adam zaparkował blisko wejścia, więc mogliśmy kurtki zostawić w aucie. Trzymając się za ręce, chodzimy spacerkiem po Galerii, przykuwając uwagę innych.
No tak... wszyscy myślą, co taka grubaska, robi z takim Bogiem. No cóż...
Sama się nad tym zastanawiam.
Moje zdziwinie sięga zenitu, kiedy wchodzimy do MediaMarkt.
- Co chcesz sobie tutaj kupić? - pytam.
- Nie sobie, a tobie? - stanęłam, jak wryta, przez co i on się zatrzymał. - Co się stało?
- Jak to "mnie"?
- Potrzebujesz mieć kilka...
- Co? - wchodzę mu w zdanie. - Ja nic nie potrzebuję.
- Potrzebujesz, na przykład suszarki i prostownicy. No chyba... że za każdym razem, będziesz pakować swoje sprzęty ze sobą.
- Dla mnie to nie problem.
- Nie? - pochyla się nade mną. - Nawet, jak znów będziesz chciała prysnąć z domu? Twoja mama zorientuje się, gdy zobaczy ich brak, w łazience. - no dobra... ma racje.
- Owszem... masz rację, ale pozwól że sama za nie zapłacę.
- Co!? Ty chyba żartujesz. - dziwi mnie jego zaskoczenie.
- Nie, w ogóle. Nie lubię naciągać rodziców na cokolwiek, a co dopiero ciebie.
- Chcę Ci kupić i to zrobię. - mówi z determinacją.
- Adam... ja naprawdę nic nie potrzebuję, a jak już... pozwól mi za to zapłacić.
- Trzymajcie mnie... - wzdycha. - Każda normalna dziewczyna, rzuciłaby się swojemu chłopakowi na szyję, a Ty się wykłócasz.
- Ale jak zauważyłeś, nie jestem normalną dziewczyną. Dlatego, proszę Cię... chodźmy stąd. - ciągnę go za rękę, ale on nawet nie rusza się z miejsca.
Za to ja dostrzegam, tak znaną osobę przed nami. Przestaję walczyć z brunetem, bo staję jak wryta na widok kompletnie zaskoczonego blondyna. Adam widząc, na kogo tak patrzę, zbliża się do mnie, nie wypuszczając mojej dłoni z ręki.
- Cześć... Michał. - odzywam się pierwsza, choć nigdy tego nie robię.
To chłopak powinien pierwszy witać się, ze znajomą dziewczyną.
- Cześć. - podchodzi bliżej, trzymając w ręku nowe słuchawki z mikrofonem do komputera, które chciałam mu kupić na gwiazdkę. Jednak jego stare, już musiały zakończyć swój żywot.
- Przedstawisz nas sobie? - pyta brunet.
- Tak... Adam, poznaj mojego przyjaciela, Michała. Michał, to jest Adam... mój chłopak. - brunet wyciąga, do niego rękę, którą blondyn ściska.
- Cześć.
- Hej. - spojrzał na nas z bólem. - ...więc macie tu randkę? Oryginalnie. - powiedział z przekąsem.
- Nie. Przyjechaliśmy tu tylko po to, by kupić Ewelinie kilka rzeczy.
- Powodzenia. - prychnął Siwy. - Ona nie da sobie nic kupić. Nawet jak ma urodziny, czy imieniny, ma pretensję że dostaje prezenty.
- I jak? Słuchasz się jej?
- Oczywiście, że nie.
- To ja, jako jej chłopak, tym bardziej nie zamierzam, w tej sprawie. - mówi pewnie, jeszcze bardziej przytulając mnie do siebie.
- Zapytam wprost... - blondyn zakłada ręce na klatce piersiowej. - ...to Ty jej nie puszczasz na imprezę, do naszego znajomego, czy Ewela nic Ci o tym nie powiedziała? - spiął się.
- Nic nie wiem, na ten temat. - spojrzał na mnie.
- Przecież mamy już plany, na weekend. - tłumaczę spokojnie, patrząc mu w jasne oczy.
- Od teraz każdy weekend, będziesz tylko z nim spędzać?
- Tak. - odpowiedział za nas Adam. - Nawet i kilka dni w tygodniu.
- Zdajesz sobie sprawę, że ona ma szkołę i swoje życie? - syczy.
- Zdaję i nie będę jej tego zabraniał.
- To w takim razie, widzimy się dzisiaj na imprezie. Start o 20.00. Adres wam wyślę smsem. To jest sala na ogródkach działkowych.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł, żebyśmy szli na prywatną zabawę. - zauważam.
- To nie jest prywatna zabawa. Ojciec Błażeja zarządza między innymi tą salą i tymi działkami. On robi tylko tam imprezy, w wolne terminy.
- Skoro tak, to przyjedziemy. - potwierdził brunet.
- Świetnie... - odparł bez entuzjazmu. - ...to do zobaczenia. - zrobił w tył zwrot i odszedł.
- Cześć.
Odwróciłam się z głośnym westchnięciem do bruneta, który nie wiedzieć czemu, uśmiechał się szeroko.
- To co? Idziemy się dzisiaj zabawić. - pocałował mnie w nos.
- Nie chcę tam iść. - mówię szczerze.
- Dlaczego? Wstydzisz się mnie?
- Oczywiście, że nie... po prostu to znajomy Michała, nie mój. Z resztą... nie wiem, w co mam się ubrać, a tym bardziej nie wiem, co będę tam robić, skoro nie mogę tańczyć.
- Posłuchaj... najpierw kupimy Ci tą suszarkę, a potem pójdziemy znaleźć Ci jakąś sukienkę.
- Co!?
- Nie "co", tylko tak. A potem w domu, poćwiczymy bezpieczne kroki... - zaśmiałam się, przerywając mu.
- Oszalałeś.
- Zgadnij przez kogo. - przerwał, by dalej kontynuować. - Później pojedziemy na tą zabawę, przedstawisz mnie swoim przyjaciołom, trochę się pobawimy, a potem pojedziemy do klubu, do moich przyjaciół. - o Bożenko...
- No dobrze. - wzdycham.
- Super, w takim razie... chodźmy. - ja robię krok, w stronę wyjścia, a on krok w głąb sklepu.
- No mieliśmy iść. - mówię.
- Najpierw suszarka i...
- Ale...
- Nie, Ewelina. Musisz się nauczyć, że od teraz masz chłopaka, który chce Cię rozpieszczać. - teraz to on mnie ciągnie, na odpowiedni dział, a ja nie mam co się wyrywać, bo i tak nie mam z nim szans.
~***~
Idę do kasy bardzo niezadowolona, bo Adam nie chciał mnie słuchać, że najtańsza suszarka, kompletnie mi wystarczy i na przekór mnie, wziął z tych droższych. A jak ja nie chciałam mu powiedzieć jaką chcę prostownicę, poprosił panią z obsługi, która wcisnęła mu najdroższy egzemplarz, dodatkowo zmieniając także jego wybór, na cholędarnie drogą suszarkę.
- Radzę Ci... - mówię, kiedy wykłada dwa pudełka na taśmę. - ...zapuszczać włosy, żeby te rzeczy nie leżały kompletnie nieużywane. - spojrzał na mnie z przymrużonymi oczami i pochylił się.
- Uwielbiam ten twój cięty języczek. - całuje mnie, przygryzając mi dolną wargę. - Jestem bardzo ciekaw, co jeszcze potrafisz nim robić. - to koniec. Kompletnie zamknął mi usta i uśmiechnął się na widok moich rumieńców.
Spędziliśmy większość czasu w Galerii, by tak naprawdę nie kupić nic. Chodziłam coraz bardziej sfrustrowana i wkurwiona, a przede wszystkim zażenowana, że w większości sklepów do których zabierał mnie brunet, nie było mojego rozmiaru.
To było strasznie upokarzające i...przykre, kiedy znalazłam już coś na siebie i po spytaniu zmęczonej życiem ekspedientki, które podchodziły do nas nagle ożywione, mówiąc ze satysfakcją w głosie, że na mnie to nie będzie rozmiaru, po czym bezczelnie podrywały Adama, w mojej obecności.
Przy ostatnim, w końcu powiedziałam sobie dość i bez warczenia, po prostu opuściłam sklep, nie czekając na bruneta.
- Maleńka... - dogania mnie.
- Nie mów tak do mnie. - mówię powoli, trzymając nerwy na wodzy. - Odwieź mnie do domu.
- Mowy nie...
- Mam tam jakąś sukienkę, do cholery! - wybucham.
Bez słowa kierujemy się, na parking, a potem do mojego domu.
- Przyjedziesz po mnie, przed 20.00?
- Myślałem, że... weźmiesz ją i będziesz szykować się u mnie.
- U siebie w domu, jestem bardziej zorganizowana. Z resztą... musiałabym też wziąć swoje kosmetyki i...
- Rozumiem. Przyjadę. - uśmiechnął się lekko.
- Super. Widzimy się później. - dałam mu cmoka w policzek i już chciałam wysiadać, jak usłyszałam.
- Wróć się i popraw. - kręcąc głową, wróciłam na swoje miejsce i pożegnałam go, jak trzeba.
- Może być?
- Zawsze masz mnie tak całować. - skradł mi jeszcze cmoka. - To będzie nasza zasada. Czy jest między nami dobrze, czy źle, zawsze mamy witać i żegnać się, właśnie w ten sposób.
- Coś jeszcze? - uśmiecham się.
- Narazie nie. - przymrużył oczy. - Będę po ciebie, o 19.00.
- O 19.00? - zdziwiłam się.
- Tak. Musimy jeszcze coś zjeść przed zabawą, skoro nie byliśmy na obiedzie.
- No dobrze. - wzdycham.
Szybko wysiadam i idę do swojego mieszkania.
Mam ponad dwie godziny, do jego przyjazdu, dlatego od razu kieruję się do swojego pokoju i z samego końca swojej szafy, sięgam sukienkę. Kupiłam ją na 18-stkę do kuzna, na którą miałam iść z z Michałem, ale w końcu nie pojechałam.
Bo?
Bo dwa dni wcześniej wypadła mi rzepka i lekarze w szpitalu unieruchomili mnie, zakładając na noge gips. Od prawie biodra, aż po samą kostkę! Dobrze, że chociaż palce oszczędzili.
O Bożenko... mam dwie nadzieję.
Po 1. Że się w nią zmieszczę, a jak już ją włożę, to po 2. Że się nie rozpieprzy na ekspresie, przy siadaniu.
Jest to czarna sukienka w cekiny, z rękawem 3/4, która sięga mi do połowy ud i dzięki Ci Bożenko, że koronka, na której są poprzyczepiane cekiny, wystaje za krój sukienki, trochę ją wydłużając.
Niestety do niej nie pasują baleriny, a tym bardziej orteza. Jestem zmuszona założyć swoje niewysokie, ale mega wygodne szpilki. W końcu idę na imprezę, z chłopakiem, który jest fizjoterapeutą.
Niech on się martwi.
Włączam sobie muzyczną stację w telewizorze i biorę się za kręcenie włosów prostownicą. Potem wzięłam się za robienie pełnego makijażu, którego dawno nie robiłam, ale na szczęście, nie wyszłam z wprawy. Pięknie wykonturowałam sobie twarz, nie wyglądając przy tym, jak wywoskowana lalka. Za to z oczami poszalałam. W rogach nałożyłam iskrzący się szampan, potem dodałam trochę złota, by na końcach dać czarny cień, którym podkreślam mój migdałowy kształt oczu.
Po sprzątnięciu swojej toaletki, wzięłam się za ubieranie. W razie czego, włożyłam wyższe koronkowe, majtki i bardziej zabudowany biustonosz. Na to zakładam cieliste rajstopy i swoje czarne szpileczki, które pasują na każdą okazję.
No i teraz napięcie wzrasta.
Czy Ewela się zmieści?
Powolutku, nie spiesząc się, zakładam na siebie sukienkę, która... o dziwo... leży jeszcze lepiej, niż miałam ją na sobie w maju.
Czyżby basen i 5 posiłków, to mój klucz do sukcesu?
No naprawdę się sobie podobam, ale co na to powie Adam?
Zdążyłam przejrzeć się w lustrze i wstrząsnąć dłońmi swoje loki, jak słyszę dzwonek do drzwi.
Biorę głęboki wdech i idę otworzyć. Dźwięk moich obcasów rozbrzmiewa w pustym domu, jak echo.
Otwieram drzwi, nie patrząc na niego, bo boję się jego reakcji. Na dodatek przypomniało mi się, że jeszcze potrzebuję znaleźć wizytową torebkę i wyciagnąć płaszcz.
- Hej, wchodź... daj mi jeszcze chwilkę i będę gotowa. - mówię i idę do korytarza, gdzie w jednej z szaf, są nasze torebki.
Mimo obcasów, mam problem z jej sięgnięciem, w czym wyręcza mnie Adam, który słowem się jeszcze do tej pory nie odezwał.
- Ta? - zapytał.
- Tak. - wzięłam ją od niego i poszłam do swojego pokoju, przepakować torebkę.
- Ewelina.
- Tak?
- Możesz stanąć na chwilę bez ruchu? - wzięłam głebszy oddech i spojrzałam na niego.
O Bożenko... wygląda fantastycznie w białej, sportowej koszuli ze stójką i ciemnych spodniach.
Podchodzi i chwyta mnie rękami w pasie.
- Masz pojęcie, jak wyglądasz? - warczy.
- Coś... nie tak? - chciałam spojrzeć w lustro, ale mi to uniemożliwił, chwytając w dłonie moją twarz.
- Wyglądasz zjawiskowo. Ja... chyba zmieniłem zdanie.
- Co? - marszczę brwi.
- Nigdzie nie idziemy. Zostajemy i zrobimy sobie imprezę tutaj, sami. - zaśmiałam się.
- Ty chyba żartujesz.
- Nie, Maleńka... ja nigdy nie żartuję. - popycha mnie lekko w stronę łóżka, ale mu uciekam.
- O nie! Cały dzień się stresowałam, a teraz mi mówisz, że nie idziemy? Mowy nie ma!
- Każdy będzie się na Ciebie gapił. - warczy.
- Czy ty jesteś poważny? Niby kto chciałby się na mnie gapić? O dziwo, podobam się tylko Tobie i pewnie dlatego, że podoba Ci się seks ze mną.
- Dlaczego masz tak niską samoocenę?
- Zastanówmy się... - znów drapię się teatralnie po brodzie. - ...może dlatego, że moja figura nie należy do ideału kobiety...
- Bzdura. - wszedł mi w zdanie.
- ...a może też dlatego, że jeszcze do czwartku byłam sama? Że nikogo przed Tobą nie było? - podszedł do mnie, przez co musiałam oprzeć się pośladkami, o biurko.
- I to, uszczęśliwa mnie najbardziej. - całuje mnie. - Jesteś moja... tylko moja, Maleńka. - odsuwa się krok ode mnie, tylko po to, by odwrócić mnie tyłem do siebie.
18+
- A teraz... pokażę Ci, jak działasz na mnie w tej sukience. - ...co? - Pochyl się i oprzyj rękami o biurko.
- Ale mieliśmy już wychodzić. - mówię, patrząc na niego w moim lustrze.
- Spóźnimy się trochę. - wypina mój tyłek, bardziej ku sobie i próbuje podciągnąć do góry sukienkę.
- Adam... zanim ty się do mnie dobierzesz, to Ci się odechce. - śmieję się. - Mam na sobie, rajstopy i wysokie majtki, jak Bridget Jones. - mówię szczerze, bo i tak będzie je widział, czy teraz czy później, po imprezie.
Uśmiechnął się do mnie, z błyskiem w oku.
- A ja, jak filmowy Daniel Cleaver, z przyjemnością się do nich dobiorę. - zaśmiałam się.
Nie wierzę, ze oglądał ten film!
Jego jasne oczy, cały czas obserwują mnie w lustrze. Czuję, jak odnalazł skraj koronki moich majtek i opuścił je razem, z rajstopami. Przewróciłam oczami, gdy z kieszeni wyciągnął prezerwatywę.
- Patrz cały czas na mnie. Nie spuszczaj wzroku, nawet na chwilę.
- Dobrze. - złapał mocniej moje biodra i niesamowicie mocno się wbił, przyprawiając mnie o mini orgazm.
Mimo, iż przed chwilą potwierdziłam, że będę posłuszna, nie kontrolowałam swojego ciała i opuściłam głowę. Nagle poczułam klapsa w pośladek.
- Aach! - spowrotem podniosłam głowę.
- Masz się cały czas patrzeć, bo inaczej zmienimy pozycję, idąc na łóżko, a możesz być pewna, że szybko z niego wyjdziemy.
- Ale ja... - kolejne uderzenie. - ...Aaach! - zagryzam wargę, bo bardzo mi się podoba to co robi.
- Bez dyskusji, rozumiesz?
- Tak. - jęczę.
Moje podniecenie sięga zenitu, gdy przy tak mocnych i szybkich pchnięciach, patrzymy sobie w oczy. Jego penis, brutalnie wdziera się w moją dziurkę, doprowadzając mnie szybko na sam szczyt.
- Należysz do mnie... tylko do mnie. - warczy. - Prawda? - kolejny klaps.
- Taaak! Adam!
- Czuję Cię, Maleńka. - jęczy.
- Adaaaam! - dochodzę patrząc mu w oczy.
Za to on patrzy na mnie, z nieopisaną fascynacją i jeszcze bardziej przyspiesza, wydłużając mój orgazm. Po chwili i on marszczy brwi, szczytując z moim imieniem na ustach. Ja też uwielbiam na niego patrzeć.
Powoli zwalnia natarcie, aż zatrzymuje się, głośno przy tym dysząc.
- Nie pamiętam... czy kiedykolwiek... tak często uprawiałem seks.
- Naprawdę? - podniósł mnie do pionu i odwrócił do siebie.
- Tak. - pocałował mnie. - Kiedyś robiłem to dwa, góra trzy razy w tygodniu.
- Dlaczego?
- Innym razem Ci opowiem. - podniósł mi majtki, ale z rajstopami miał już problem, więc z uśmiechem go wyręczyłam.
♡♡♡
Sam szybko doprowadził się do porządku, a gdy chciał wyjść z pokoju, pewnie by wyrzucić zawiniętą w chusteczkę gumkę, złapałam go za rękę.
Zaskoczony spojrzał na mnie, a ja śmielej pociągnęłam go w swoją stronę. Stanął na przeciwko mnie i czekał, aż się zbiorę się na odwagę i zapytam go.
- Adam... - zaczynam niepewnie.
- Tak? - patrzy na mnie z nadzieją?
- Ty też należysz tylko do mnie... prawda? - najpierw pomrugał kilka razy, a potem się uśmiechnął.
- Myślałem, że zdajesz sobie sprawę, że to działa w obie strony.
- Nie wiem... pierwszy raz jestem w związku.
- Tak, Ewelino... jestem tylko twój. - złapałam ręką za jego kark i pocałowałam go mocno, by nie powiedzieć tego, co ciśnie mi się na usta.
Skoro teraz się cieszę w duchu jak dziecko, to co będzie gdy, kiedy usłyszę od niego te dwa... tak ważne słowa?
2355 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top