9. Daj mi czas.

Ewelina

Tak się wystraszyłam, że Adam mnie szuka, że ostatnio rozmawiam tylko z rodzicami i to też rzadziej, niż wcześniej.

W nocy, gdy Alek spał, płakałam w poduszkę z nadmiaru emocji, które stłamsiłam w sobie na czas ciąży. 

• Kocham go, ale za bardzo mnie skrzywdził.
• Cholernie za nim tęsknię, ale nie chcę go widzieć.
• Tak bardzo pragnę przytulić się do niego, ale się brzydzę.
• Chciałabym dać Alusiowi normalną, szczęśliwą rodzinę, ale nie jestem w stanie wybaczyć jego tacie.

Jestem pełna sprzeczności i mam wielki mętlik w głowie.

Do samego końca wahałam się, czy dać mu te nagrania. Wiem, że robił to nieświadomie, ale chciałam mu pokazać, jak mnie niszczył.

Nie chciałam go dobić, bo wiem że cierpi, ale musi wiedzieć, że miedzy nami jest wszystko skończone. Jedyne co nas łączy, to Alek.

Nie liczyłam na to, że poczuję się lepiej, kiedy Janek to podrzucił i rzeczywiście tak nie było.
Nawet zaczęłam trochę żałować... ale tylko przez chwilkę.

~***~

Z każdym dniem, mój synek zaskakuję i zachwyca mnie, coraz bardziej. Było ciężko, szczególnie nocami, ale w dwa tygodnie nauczyliśmy się: ja prawidłowo przystawiać Aleksego do piersi, a on prawidłowo ssać.

W końcu się najadał, a nie mlaskał i już mieliśmy wyrobiony rytm dnia.

Nie mam pojęcia, jak odwdzięczę się Jaśkowi za jego troskę i opiekę. Przez tydzień spał ze mną i gdy tylko mały zakwilił, brał go na ręce, a ja w tym czasie pomału wstawałam i siadałam w fotelu, z poduszką do karmienia. Wtedy on mi go podawał i czekał, aż maluch skończy jeść, odbije mu się i po sprawdzeniu przeze mnie zawartości pieluszki, brał go ode mnie i kładł spowrotem do łóżeczka.

Dzięki temu, nie dźwigałam go, z jeszcze świeżą raną.

W ciągu dnia, sama zajmowałam się Alkiem, a Janek dbał o dom. Bardzo chciał mi pomagać, ale nie mógł, bo dziecko musiało przyzwyczaić się do rodziców, czyli tylko mnie.

Gdyby blondyn nie był tak wrażliwy i otwarty, nadal bym mieszkała sama w Andrespolu i nie mam teraz pojęcia, jakbym sobie sama poradziła.

Pierwszy szczery, odwzajemniony uśmiech mojego dziecka pojawił się miesiąc później. To było coś pięknego i od tamtej pory, nie przestaje to robić. Większość czasu, kiedy nie śpi, uśmiecha się szeroko.

To na bank ma po mnie!

Bardzo szybko też podnosi sam główkę, co mnie trochę nie pokoi, ale Janek mnie uspokaja mówiąc, że przecież urodził się wielki i ma więcej siły od reszty dzieci. W wieku prawie trzech miesięcy, trzyma już sam sztywno główkę.

~***~

Zbliżają się święta Wielkanocne i każdy czeka na telefon ode mnie, z wiadomością że przyjeżdżam. Otóż muszę ich rozczarować, nie przyjadę na święta.

To nie tak, że się boję. Po prostu nie mogę zostawić Jaśka samego, a wiadomo, że jak pojawię się u rodziny z Alkiem, nie wypuszczą mnie. Dlatego ostateczny termin mojego powrotu to 1 czerwca, czyli impreza 18-stkowa Zuzy.

Tylko jak ja jej to powiem...?

~ Halo? To ty, Ewela?
~ Hej, Zuzia. Co tam?
~ Błagam... powiedz, że będziesz za kilka dni na święta. - słyszę nadzieję w jej głosie.
~ No właśnie... nie.
~ Co!?
~ Posłuchaj... ostatecznie przyjadę na twoją imprezę 18-stkową. Przysięgam!
~ Ewela... rodzicom będzie bardzo przykro.
~ Wiem... zadzwonię do nich i wszystko im wytłumaczę.
~ Na pewno będziesz na imprezie?
~ Na pewno. W ogóle mam do Ciebie dwa pytania i dwie prośby.
~ Dajesz.
~ Zaprosiłaś Adama? - westchnęła ciężko.
~ Tak, jego rodziców też.
~ Kogoś jeszcze?
~ Ewela... to będzie taka sama impreza, jak u Ciebie. Cała nasza rodzina, wszyscy nasi przyjaciele i moi znajomi z klasy i szkoły.
~ Rozumiem. No dobra... prośba numer 1.
~ Słucham.
~ Czy mogłabyś w swoim imieniu, zaprosić naszą najbliższą rodzinę i wszystkich naszych przyjaciół, na tak zwane poprawiny 18-stkowe, w niedziele na 15.00 na sali? Wszystkie koszty biorę na siebie.
~ Ookeej? No dobrze.
~ Nie mów nawet Szymonowi, o tym pomyśle. Niech to będzie twój pomysł.
~ Co ty kombinujesz, Ewela?
~ W niedziele dowiecie się wszystkiego.
~ Dobrze. Ale na pewno będziesz już w sobotę?
~ Będę. Obiecuję, siostrzyczko.
~ Będziesz... sama? - pyta ostrożnie.
~ W sobotę, tak. W niedzielę musisz doliczyć jedną osobę.
~ O matko... rozumiem. A druga prośba?
~ Pogadaj z Adamem... że ma się do mnie nie odzywać na imprezie. Boję się, że wybuchnę, a nie chcę psuć Ci urodzin. Za to przekaż mu, że w niedzielę po "poprawinach" z nim porozmawiam.
~ Dobrze.

Złożyłam jej życzenia i zadzwoniłam do rodziców. Nie byli zachwyceni, że nie przyjeżdżam na kolejne święta. Za to uspokoili się, kiedy powiedziałam, że w imieniu Zuzy organizuję obiad dla wszystkich w niedziele.

Teraz już nie ma odwrotu...

~***~

W swoje 22 urodziny, jestem szczęśliwa, mogąc spędzać je z Jankiem, a przede wszystkim z moim synkiem, który jest bardzo roześmianym, zdrowym i już prawie 5-miesięcznym, sporym maluchem.

Ale co tu się dziwić, skoro waży 9kg i mierzy 76cm. Jest wielki, ale nie gruby.
Taki w sam raz.

Ja też pracowałam nad sobą. Może to śmieszne ale odkąd brzuch przestał mnie boleć, zaczęłam ćwiczyć z... Chodakowską na płycie w domu i muszę stwierdzić... że po tych 4 miesiącach regularnych ćwiczeń nawet 2 razy dziennie i bieganiu rano oraz długie spacery z Alkiem po parku, dało efekty. Mój brzuch się wchłonął. Owszem zostało kilka roztępów, ale na to już nic nie poradzę.

Niestety... zaczęły mi wypadać włosy i to garściami. Płakałam, kiedy dzień w dzień czyściłam szczotkę i odpływ w prysznicu.

Musiałam zdecydować się na ścięcie moich pięknych włosów. Dlatego w czasie, gdy Janek był na spacerze z Alusiem, ja poszłam do fryzjera i kosmetyczki.

Paznokcie, choć bardzo krótkie, wyglądają na zadbane i delikatnie umalowane cielistym różem. A fryzjerka obcięła mi włosy do ramion, może ciut za nie i zdjęła mi rudą farbę z włosów, robiąc ze mnie złocistą blondynkę, z lekko brązowymi pasemkami. Byłam załamana widząc ich długość, ale kolor był idealny, jak dla młodej matki.

Mogłam pokazać się wszystkim za tydzień, ale jak narazie planuje wyjazd do Białej.

Spakowałam sobie sporą torbę, bo jutro jadę do dziadków Adama, pokazać im Aleksego. Tylko ich nie będzie na imprezie Zuzy, więc chcę im przedstawić prawnuka wcześniej.
Zasługują na to.

Ale najpierw, jadę rano sama do mojej kruszynki.

Dosłownie się popłakałam, widząc na miejscu pomnika, świeży grób z mnóstwem kwiatów po pogrzebie. Ktoś wykupił chyba to miejsce i pochował jakiegoś starszego pana.

Jest mi bardzo przykro, bo pielęgnacja tego pomnika była dla mnie czymś ważnym. Mogłam być bliżej mojej kruszynki. A teraz?

Mimo to, ostatni raz, z trudnością zapaliłam dwa znicze jak zwykle z aniołkami, bo łzy zasłoniły mi widok i postawiłam je przed tym grobem.

Adam

W swoje 32 urodziny, siedziałem w domu sam. Prosiłem Boga, żeby nie spełniło się do końca moje zeszłoroczne życzenie.

  "- Wszystkiego najlepszego. - spojrzałem na nią, jak na kosmitkę.
  - Dlaczego w twoim ciastku, też jest świeczka?
  - Bo ja też mam dzisiaj urodziny. - aż otworzyłem buzię z zaskoczenia. Naprawdę? - No dalej... pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczkę. - zachęca.
  - Życzę sobie, żebyś się wprowadziła i dała mi rozwód. - zdmuchnąłem ją.

Spojrzała na mnie takim wzrokiem, że nie zdziwiłbym się, gdybanie ciastko wylądowało na mojej twarzy.

  - Uważaj z życzeniem, bo może się jeszcze spełnić. - powiedziała pustym głosem.
  - Tylko o tym marzę."

Jak ja żałuję tego życzenia... żałuję wszystkiego, co zrobiłem, powiedziałem i pomyślałem, po tym wypadku.

Odkąd wróciły moje wspomnienia, ciągle oglądam nasze zdjęcia, filmy, tęskniąc za nią.

  "- Wiesz co? Mam nadzieję, że odzyskasz pamięć i będziesz pamiętał, jakim chujem byłeś dla mnie. - syczy. - Wiedz, że już mnie tracisz i mimo tego, że nadal Cię kocham, to też zaczynam Cię nienawidzić. Nie odzyskasz tego, co już zniszczyłeś. - spojrzałem na nią z nienawiścią. - Zapamiętaj sobie to... - mówi, nie kontrolując już łez i grożąc mi palcem.
  - Radzę Ci szybko się spakować, albo... - warczę na nią swoim ulubionym tonem.
  - Co "albo"? Uderzysz mnie? No dalej! - popycha mnie wściekła. - Pokaż na co Cię stać. Zniszcz wszystko to co nas łączyło.
  - Ty jesteś jakaś pojebana! - wrzeszczę.
  - Czyli kurwa jednak mamy coś wspólnego, fiucie! - patrzy przez chwilę na mnie, po czym odchodzi dumnie do swojego pokoju i zamyka się w nim do końca dnia."

Boże... pozwól mi cofnąć czas, chociaż tylko do tego jednego momentu, jak wyścig na motocrossie.

~***~

Na drugi dzień, zebrałem się rano i pojechałem do naszej kruszynki. Mam nawet pomysł, by spędzić cały dzień na cmentarzu, z nadzieją że ją spotkam.

Niestety... już z daleka widzę, że po pomniku nie ma nawet śladu, bo jest zastąpiony świeżym po pogrzebie grobem. Poczułem ból, że miejsce do którego przychodziliśmy po ukojenie, zostało nam odebrane.

Zatrzymuję się, widząc przed tym grobem jakąś kobietę, ubraną w czarny dres. Przez opuszczoną głowę, jej krótkie, blond włosy zasłaniają zapewne zapłakaną twarz. Jedną ręką ściska reklamówkę, a druga wycięra oczy.

Musiała stracić kogoś bliskiego.

Kiedy ukucnęła i zapaliła dwa znicze, jeszcze przez chwilę patrzyła na grób i odeszła w przeciwną stronę.

Tylko z ciekawości podszedłem do grobu, by zobaczyć kto teraz tu spoczął.

Janusz Krzywy
Żył lat 88
Pokój jego duszy

Już miałem odchodzić, jak spojrzałem na te znicze. Jestem zdziwiony, że ta kobieta położyła... dwa znicze... z aniołakami...

Chryste... czy to była...?

  - Maleńka... - szepnąłem i z zajebiście szybko bijącym sercem, zacząłem się rozglądać.

Czy to możliwe, że przede mną stała moja Maleńka? 

Ruszyłem biegiem w kierunku, w którym odeszła. Muszę ją zatrzymać, jestem już pewien, że to była ona! Wiele rzeczy na to wskazuje!

Wybiegam z cmentarza, szukając jej wzrokiem, ale jej nie znajduję. Jedynie z parkingu wyjechała jakaś czerwona toyota. Pobiegłem w kierunku przystanku, na który podjechał autobus. Wskoczyłem do niego w ostatniej chwili i szukam jej po nim, ale jej nie ma.

Wysiadam załamany na następnym przystanku i wracam się pieszo.

Mogłem już dzisiaj z nią porozmawiać, zacząć się starać ją odzyskiwać, ale mi uciekła... znowu. Za tydzień, będę jej pilnował jak oka w głowie. Nie pozwolę, by znów się przede mną ukryła.

Znów będziesz moja, Maleńka.

Ewelina

Wróciłam podłamana do mieszkania Janka. Blondyn od razu zauważył mój humor i podszedł z Alkiem na rękach.

  - Co się stało?
  - Nie ma już pomnika. Ktoś wykupił miejsce i został tam ktoś już pochowany. - mówię smutno.
  - Przykro mi, Myszko.
  - Mnie też... - zmieniam temat. - ...o której mój król wstał? - uśmiechnęłam się lekko.
  - Zaraz po twoim wyjściu. Dałem mu mleko, ale chętnie też pomymlał pałkę kukurydzianą.
  - To przez te zęby. - z uśmiechem, daję mu buziaka w czółko, za co dostaję bezzębny uśmiech i pociągnięcie za włosy. - Auć... auć... puść. - delikatnie wyjmuję swój kosmyk, przy akompaniamencie śmiechu Jaśka.

W czasie gdy Janek zszedł na dół, żeby wyłączyć poduszkę powietrzną od strony pasażera i zamontować fotelik, a przy okazji zabrał moją torbę i wózek do bagażnika, ja zaczęłam się szykować na wyjazd.

Najpierw umalowałam się i ubrałam ciut ładniejsze rzeczy, niż czarny dres, czyli jasne jeansy i granatową, kopertową bluzkę, którą w razie czego, mogę rozwiązać i szybko nakarmić małego, nawet jaki mi zawoła jedzenie w drodze.

Mam nadzieję, że szybko zaśnie i nie będę musiała robić przystanków. To będzie mój pierwszy raz, jak wyjdę z nim sama w taką trasę, ale znam tą drogę na pamięć. Poradzę sobie.

Do tego wkładam jasne balerinki i zakładam na głowę okulary przeciwsłoneczne.

Alusia ubieram w białe body, na krótki rękaw, ale na to zakładam mu przeuroczy, jasnoszary, rozpinany dres z myszką miki.

Kiedy wpięłam małego w fotelik i dałam mu kilka zabawek, usiadłam za kierownicą i wzięłam głębszy wdech.

  - Wróćcie cali i zdrowi. - mówi Janek, zaglądając mi przez otwarte okno.
  - Oczywiście.
  - Będę za wami tęsknił. - robi podkówkę.
  - My za Tobą też. Dlatego, żeby nie było Ci przykro, zrobiłam Ci gulasz z warzywami. - pochylił się i dał mi buziaka.
  - Jesteś boska. - uśmiechnęłam się.
  - Będziemy jutro wieczorem. - zapewniam.
  - Będę czekał z kolacją.
  - Jesteś boski. - zaśmiał się.

Już po chwili ruszyłam spod bloku w tak dobrze znaną mi trasę. Nie zdążyłam wyjechać z Łodzi, jak Aluś zasnął.

Dobrze, że zdjęłam mu bluzę i naszykowałam sobie na oparciu fotela jego kocyk, dzięki temu mogę go przykryć, będąc nadal skupiona na drodze.

Gdy jestem prawie na miejscu, Alek wstał i zaczął się bawić grzechotkami i skopywać kocyk. Jadąc ostatnią prostą, widzę z daleka, że ktoś wyjeżdża z ich bramy. I bardzo dobrze. Lepiej żeby nikt nie wiedział, że przyjechałam sama i to z niespodzianką.

Dziadek jest zaskoczony, kiedy chciał zamykać bramę, ale wjechałam na podjazd. Jak tylko mnie poznał, w moment w jego piwnych oczach pojawiły się łzy i szeroki uśmiech na twarzy, po czym zrobił mi większy wjazd i wjechałam na podwórko.

Zdążyłam odpiąć swój pas, jak podszedł dziadek i otworzył mi drzwi.

  - Słoneczko ty nasze. - mocno mnie wyściskał, kiedy wysiadłam.
  - Witaj, dziadku. Tak bardzo się za wami stęskniłam.
  - Ewunia! Ewunia! Nasza wnuczka wróciła! - wzruszyłam się. - Gdzie byłaś? Wszyscy Cię szukali.
  - Musiałam uciec, przepraszam.
  - Ewelinka! - wybiegła babcia z letniej kuchni i zaczęła mnie przytulać. - Paweł nic nie mówił, że już wróciłaś.
  - Bo jeszcze nie wróciłam. Zrobię to za tydzień. Musiałam do was przyjechać i kogoś... wam przedstawić.
  - Kogo...?

Obeszłam auto i podeszłam do drzwi od strony pasażera. Zaciekawieni dziadki, ruszyli w moją stronę. Już w przedniej szybie zauważyli fotelik i babcia zaczęła płakać.

  - O Boże... - załkała.
  - Czy to...? - pyta dziadek.

Odwracam fotelik i ostrożnie go wyjmuję z niego.

  - Babciu, dziadku, to Aleksy... wasz prawnuk.
  - Boże, Ewunia... mamy prawnuka! - przytulił ją mocno, patrząc na małego, który uśmiechał się do nich.
  - Jaki on podobny do Adasia... ile ma?
  - Prawie 5 miesięcy.
  - To dlatego wyjechałaś... - rozpłakałam się.
  - Ja... musiałam zadbać o niego. Ja nie mogłam przez stres stracić kolejne dziecko. - płaczą ze mną.

Cała rodzina zna ta przykrą historię z poronieniem. Powiedzieliśmy im, kiedy wróciliśmy z miesiąca miodowego, z resztą mój tatuaż latem, bardzo rzuca się w oczy.

  - Mogę, czy będzie się bał? - pyta babcia.
  - Nie... to jest cygańskie dziecko. Nikogo się nie boi. - podaje jej go i patrzę z ogromnym szczęściem jak go przytula.
  - Witaj w rodzinie, Aleksy.
  - Adam wie, że jest... ojcem? - pokręciłam głową.
  - Nie. Nawet moi rodzice nie wiedzą. Jesteście pierwsi. - uśmiechnął się i zaczął głaskać małego po rączce.
  - Dziękujemy, że przyjechałaś.
  - Mimo, że... nie ułożyło mi się z Adamem... kocham was, jak własnych dziadków. - spojrzeli po sobie.
  - Chodźmy do letniej kuchni.

Zanim jednak poszłam, wyjęłam wózek i torbę. Wchodząc do kuchni uśmiecham się, widząc Alka na kolanach dziadka, a babcia robi herbatę i kroi ciasto.

Wypytali się o wszystko, począwszy gdzie się ukryłam, a kończąc na tym, czy wrócę do Adama. Ciężko było mi powiedzieć, że planuję rozwód z ich wnukiem, ale nie chciałam ich oszukiwać i obiecywać niewiadomo czego.

Oczywiście babcia, zaczęła go bronić, za to dziadek się w ogóle nie odezwał, tylko bawił prawnuka.

Wieczorem, gdy Aluś zasnął, włączyłam im moje wideodzienniki, gdzie mogli zobaczyć moją ciążę. Poprosiłam ich też o dyskrecję, żebym mogłam wszystkim zrobić niespodziankę za tydzień.

~***~

Płakałam, gdy miałam odjeżdżać, z resztą... nie tylko ja. Obiecałam im, że nie ważne co się stanie, zawsze już będę ich wnuczką i będę ich odwiedzać. Zapowiedziałam się już na lato, z czego byli bardzo szczęśliwi i serdecznie mnie zapraszali, nawet z Jankiem.

To był cudowny weekend, który dał mi sporo siły, by zmierzyć się z rzeczywistością za tydzień.

Adrian

Zapewne tak samo, jak Adam, nie mogę się doczekać jej powrotu. Mimo, że Ad... nadal jest moim przyjacielem... nasza relacja się popsuła. Stara się ją naprawić i doceniam to, ale nadal mam przed oczami stan Eweli i jak pieprzył Martę wiedząc, że ona jest tuż obok. Mam żal do niego, że nie widziałem jej prawie rok. Mimo to, jadę do niego. 

Wczoraj były ich urodziny, ale przez pracę nie mogłem przyjechać, więc robię to dzisiaj.

Bez problemu wszedłem przez otwarty garaż i wiatrołap, znalazłem go zamyślonego na tarasie, z butelką whisky na ratanowym stole i szklanką w ręku.

  - Sto lat, Ad. - mówię, klepiąc go w ramię i dając mu podobny prezent.
  - Dzięki.
  - Wybacz, że dopiero dziś, ale miałem ciężki dzień w pracy wczoraj.
  - Spoko... - patrzy się na bursztynowy płyn w szklance.

Ewela zawsze porównywała moje oczy do bursztynu lub właśnie whisky.

  - Co jest?
  - Dzisiaj jest 4 rocznica utraty naszej kruszynki. - ...no tak... 25 maja. Tatuaż na jej karku.
  - Jak ten czas leci... byłeś na cmentarzu?
  - Byłem... ale naszego pomnika już nie ma. Miejsce zostało sprzedane i ktoś inny został tam pochowany.
  - Przykre...
  - Widziałem ją... - odparł, a mnie na chwilę serce się zatrzymało.
  - Ewelę?
  - Tak... na początku jej nie poznałem. Przed tym grobem stała kobieta w czarnym dresie o krótkich blond włosach. Nawet odprowadziłem ją wzrokiem, kiedy odchodziła w przeciwną stronę. Ale gdy zobaczyłem, że zostawiła jak zwykle dwa znicze z aniołkami, dotarło do mnie, że to była ona.
  - I co? Pobiegłeś za nią? Rozmawiałeś z nią?
  - Pobiegłem, ale ona tak jakby, rozpłynęła się w powietrzu. Znowu mi uciekła. - ścisnął szklankę.

Spojrzałem na niego z przymrużonymi oczami. Owszem, zmieniała kolor włosów, ale zawsze to był jakiś odcień rudego. No nie wyobrażam sobie Eweli w blond włosach.

Aż do piątku...

Właśnie wracam po pracy do domu, ale nie z komendy, tylko z terenu, jak zatrzymuje się na jednych światłach. Moją uwagę, przyciąga śmiejąca się kobieta, która rozmawia przez zestaw słuchawkowy.

Znam ten uśmiech...

Dosłownie moje serce przyspiesza, widząc ją po takim czasie.

Gdyby spojrzała w moją stronę, od razu rozpoznałby moje auto i mnie w nim, ale niczego nieświadoma, przechodzi przez ulicę.

Odprowadzam ją wzrokiem, zachwycając się nią. Wygląda fantastycznie w tych krótkich, blond włosach. Jej ciało też się zmieniło.

Jak wariat, skręcam i parkuje auto, zaraz po zjeździe ze skrzyżowania, przed jakimś parkiem, starając się nie stracić jej z pola widzenia.

Nieodpowiedzialnie przeszedłem przez podwójną dwupasmówkę i pobiegłem za nią, w głąb parku. Bardzo szybko ją dogoniłem i delikatnie złapałem ją za ramię.

Zlękła się i nie odwróciła, dopóki się nie odezwałem.

  - Malutka... to ty? - pytam z uśmiechem, znając odpowiedź na to pytanie. Gwałtownie odwraca się do mnie ze łzami w oczach.
  - Adrian... - szepnęła i uśmiechnęła się.
  - Boże... jak ty pięknie wyglądasz. - wtuliła się we mnie, a ja od razu ją objąłem.
  - Tak bardzo za Tobą tęskniłam, Ad. - chlipie.
  - To dlaczego nie wróciłaś? Dlaczego ukrywałaś się przede mną? - odsunęła się ode mnie.
  - Musiałam... - próbuje się oddalić, ale chwytam ją za rękę.
  - Co się dzieje, Ewela? Co się wydarzyło, że uciekłaś ode mnie rok temu?
  - Zaszłam w ciążę... - powiedziała to tak cicho, że chyba bardziej się domyśliłem, jak usłyszałem.
  - I to dlatego uciekłaś?
  - Zrozum, Ad... nie mogłam stracić kolejnego dziecka przez stres, to raz, a dwa... jak mogłam Cię prosić, żebyś się nami zajął? Jak mogłam dać Ci szansę, nosząc pod sercem dziecko innego?
  - Co ty pleciesz? To oczywiste, że z przyjemnością zająłbym się wami. Pokochałbym je, jak własne, nawet moglibyśmy powiedzieć wszystkim, że to nasze. - uśmiechnęła się lekko.
  - Nie moglibyśmy.
  - Czemu?
  - Chodź... - złapała mnie za rękę. - ...zobaczysz.
  - Urodziłaś je? - pytam ze szczęściem.
  - Tak. Dzięki tej izolacji, żyłam bez stresu i urodziłam zdrowego i dużego chłopca.
  - Gratuluję, Malutka. Ale... jak ty sobie poradziłaś? - dopytuję.
  - Mam nowego przyjaciela, który zajął się mną jak starszy brat. - poczułem zazdrość. - Janek jest nie tylko moim lekarzem ginekologiem... - no zajebiście... - ...prowadzącym moją ciążę, ale także stał się... - stanąłem w miejscu, zatrzymując i ją.
  - Jesteście razem? - zaśmiała się.
  - Nie... Janek jest gejem. - patrzę na nią, jak na kosmitkę... przepiękną kosmitkę. - Może tak nie wygląda, ale naprawdę nim jest.
  - Ginekolog gejem? - znowu się zaśmiała.
  - Tak. Mimo swojej orientacji, jest bardzo oddany swojej pracy. Jest wrażliwy, sympatyczny i nigdy mu uśmiech nie schodzi z twarzy. Czeka na mnie w domu z Alkiem.
  - Z kim? - uśmiechnąłem się.
  - Aleksy... Aleksy Winer... mój syn.
  - Piękne imię.

Dzwoni jej telefon.

  - Właśnie dzwoni. - odbiera i daje na głośno mówiący.

~ Halo?
~ Czy Ciebie jakiś wilk porwał, czy co? - słychać roześmiany, sympatyczny głos.
~ Można tak powiedzieć. - śmieje się.
~ Przybywaj, mamo, bo choć świetnie dajemy sobie radę, to jednak go nie nakarmię.
~ Już idziemy.
~ "Idziemy"? Z kim jesteś? - dopytuje.
~ Złapał mnie zaprzyjaźniony wilk, o imieniu Adrian.
~ Super! To zwab go od razu do domu, to go nakarmimy, żeby Ciebie nie zjadł. - uśmiechnąłem się.
~ Zaraz będziemy.

  - To co? Chcesz poznać, dwóch kolejnych mężczyzn w moim życiu?
  - No jasne. Tylko musimy się wrócić po moje auto.
  - Prowadź.

W drodze do samochodu i tej krótkiej jazdy, pod jakiś blok, Ewela zaczęła opowiadać od początku. Z każdym argumentem, rozumiałem dlaczego to zrobiła i nie miałem już do niej żalu.

W końcu to matka, a ona zrobi wszystko dla swojego dziecka.

  - Jesteśmy!! - wchodzimy do mieszkania, z którego dobiega dziecięcy śmiech.
  - No nareszcie! - pojawia się w przedpokoju wysoki, niebieskooki blondyn, z dzieckiem na rękach.

Gdy spojrzałem na malucha, uśmiechnąłem się, za to uśmiech mojej Malutkiej, gdy bierze na ręce syna i całuję go w policzek, jest niedoopisania.

  - Witam, wilka. - podchodzi bliżej ze szczerym uśmiechem i wyciąga do mnie dłoń, którą uścisnąłem. - Jestem Jan Długosz. Były lekarz i przyjaciel Ewelci. 
  - Adrian Sawicki, jej...
  - Wiem o tobie wszystko. - rzeczywiście uśmiech nie schodzi mu z twarzy. - Cieszę się, że w końcu mogę Cię poznać. Mimo, że i tak bym Cię poznał w niedzielę, to jednak fajnie, że będę widział chociaż jedną znajomą mi twarz.
  - Mnie też jest bardzo miło i szkoda, że ja nic o tobie nie wiem. - przyznaję.
  - Zaraz się to zmieni. Zapraszam. - pokazuje ręką na pokój.
  - Dzięki. - nawet gdybym chciał, to nie potrafiłbym go nie polubić.

On jest taki sam, jak Malutka. Szczery, otwarty i ciągle uśmiechnięty.
Jakbym dosłownie poznał jej zaginionego, starszego brata.

Podchodzę do Eweli, która cały czas obserwuje nas ze wzruszeniem.

  - Masz rację... - smyram palcem malutką rączkę, która od razu mocno go chwyta. - ...on nie mógłby być nasz. To istny klon Adama. - spod oka uciekła jej łza. - Tęskniłem za Tobą, mała. - przytulam ją, uważając na Aleksego.
  - Ja za Tobą też.
  - Wiesz, że mogliśmy tego uniknąć, gdybyś mi zaufała? - mówię z wyrzutem. - Przecież nic bym Adamowi nie powiedział, a mógłbym Was odwiedzać. Poznać bliżej Jana i nie martwić się tak o Ciebie.
  - Przepraszam... ja... - rozpłakała się, chowając twarz w mój bark.
  - Już dobrze, Malutka. Jak zwykle, wszystko w mig Ci wybaczam. - spojrzała na mnie z dołu, z załzawionymi oczami i uśmiechem. - Pięknie Ci w tym blondzie.
  - Dziękuję.

Przeszliśmy do salonu i usiadłem na kanapie.

  - Wiesz, że Adam Ci widział. - spięła się.
  - C..co?
  - Spotkał Cię tydzień temu na cmentarzu. Najpierw Cię nie poznał, myślał że jesteś rodziną tego pana, co został pochowany w miejsce pomnika, ale jak po twoim odejściu zobaczył znicze od Ciebie, pobiegł za Tobą, ale Cię zgubił.
  - O Bożenko... nie wiedziałam i chyba dobrze... bo nie byłabym w stanie jechać do Białej. - zmarszczyłem brwi.
  - Byłaś u dziadków Adama?
  - Tak. Pojechałam z Alkiem, bo chciałam im przedstawić prawnuka. Tylko oni nie widzieliby go w niedzielę.
  - Z takim małym dzieckiem? Autobusem? - zaśmiali się oboje.
  - Adrian... - uśmiechnęła się. - ...zrobiłam prawo jazdy w ciąży. - ...co?
  - Prawo jazdy... ty... w ciąży. - powtarzam, przyswajając sobie te słowa. - Dobre... - roześmiałem się.
  - No naprawdę. - zaczęła się śmiać i wyciągnęła z torebki dowód na to.
  - O ja pier... - spojrzałem na małego. - ...dziele. - wybuchnęli śmiechem. - Autentyczne prawo jazdy.
  - Nie, podrobione. A moja 3 letnia CHR'ka na parkingu, to zabawka na pilota. - ironizuje, rozbawiając nas. - To co? Zjesz z nami obiad? - pyta.
  - Nie masz pojęcia, jak tęskniłem za twoją kuchnią. - wyznaję.
  - Przyznaj, że tylko za tym tęskniłeś.
  - No zobacz jak schudłem. - zaśmiała się. - A teraz opowiadajcie. - rozsiadłem się wygodniej.

Jestem zajebiście szczęśliwy, że ja zobaczyłem i porozmawiałem, zanim w jej życiu rozpocznie się chaos.

Ewelina

Gdy ktoś mnie złapał za ramię, od razu pomyślałam, że to Adam, ale jak tylko usłyszałam głos blondyna, poczułam tyle sprzecznych uczuć. Tęsknotę, szczęście, miłość, strach i wstyd, ale nie wahałam się odwrócić i sprawdzić, czy to naprawdę on...

Kiedy on też nie wahał się mnie przytulić, poczułam tak jakby rozgrzeszenie, jakby z miejsca wybaczył mi to wszystko. A potem już była tylko niesamowita radość, że mogłam mu wszystko powiedzieć, że wszystko zrozumiał i że mogę na niego liczyć.

Wyszedł od nas dopiero w środku nocy. Poszłam go odprowadzić na dół, bo ciężko było mi się z nim rozstać.

  - Dziękuję za obiad, kolację i w ogóle wspaniały wieczór. - wtulam się w niego.
  - To ja Ci dziękuję, Ad.
  - Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że znów jesteś w moim życiu, Malutka. - mocno mnie przytula. - Nie rób już tego więcej.
  - Nawet jakbym chciała, to Adam mi nie pozwoli. - odsuwam się od niego. - Łączy nas dziecko.
  - Kochasz go?
  - Kocham...
  - A wrócisz do niego? - kręcę głową. - A mnie.... - przerywam mu.
  - Ad... Ciebie też kocham, ale nie chcę Ci nic obiecywać. Daj mi czas. Muszę wrócić, przyswoić się z Alkiem do rodziny, przyjaciół. Chcąc nie chcąc, muszę porozmawiać z Adamem, ustalić jak będziemy się zajmować Alkiem. Daj mi najpierw się z tym uporać, jakoś to uporządkować.
  - Oczywiście, mała. Poczekam. - ucalował mnie w czoło. - Do zobaczenia jutro. - wsiadł do auta, ale zaraz otworzył okno. - Aaa... nie martw się. Nikomu nic nie powiem. Będę udawać, że widzę Cię pierwszy raz od roku. - zaśmiałam się.
  - Dziękuję.

Patrzyłam za nim, jak odjeżdża.

Jutro wielki dzień, ale dzięki Adrianowi i dziadkom, mam więcej w sobie siły i odwagi, by stawić jutro wszystkim czoło. W końcu najważniejszy dzień, będzie dopiero pojutrze...


4065 słów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top