38. Znów mam szlaban.

Adam

Po prostu nie wierzę, w to co widzę.

Moja Maleńka tak się dobrze bawi, że zanim się z Adrianem zorientowaliśmy, to wygrała tysiąca.

- Dziękuję... dziękuję, panowie. To była przyjemność z wami wygrać. - uśmiecha się słodko.
- No i nie będę mieć masażu, a byłem tak blisko.
- Co tam twój masaż. Ja będę musiał spać w salonie!
- Ale czy to moja wina, że skupiliście się na blokowaniu mnie, poświacając swoje wyniki?
- Skarbie... ja już zrozumiałem swój błąd. - mówię poważnie, zaglądając jej głęboko w oczy.
- A mnie tak plecy bolą... - jęczy blondyn, masując sobie ramię.
- Nie umiecie przegrywać.
- Bo nas do tego nie przyzwyczajałaś. - odparłem, zanim pomyślalem, a Ad nie powstrzymał parsknięcia.
- No wiesz? - prychnęła.
- Kochanie, ale co ja zrobię, że jestem od ciebie lepszy w każdej grze, czy to jest chińczyk, tysiąc, monopol, scrabble, czy jenga.
- Spoko... rozumiem, ale musicie wiedzieć, że jest jedna... no dobra są dwie gry, w których nie macie ze mną szans. Chociaż Ad jest gliną, więc mogę mieć ostrą konkurencję w tej jednej grze, ale w tej drugiej, na bank przegracie i to z kretesem. - mówi pewnie.
- No słuchamy. Jakie to gry?
- Cluedo. Gra planszowa na podstawie komiedii kryminalnej "Trop" z 1985 roku.
- A druga?
- Twister. - wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- Kurwa... aż jutro kupię tą grę. Koniecznie musimy w nią zagrać. - uśmiecha się Adrian.
- I tak długo nie pogramy, bo za kilka miesięcy, Ewela nie będzie mogła nawet butów zawiązać. - zauważam.
- Lepiej weź się za sprzątanie. - mówi moja mała, pokazując ostatnim koreczkiem, na prawie puste talerze.
- Pomóc Ci?
- Dzięki. Nie trzeba... umiem przegrywać z godnością. - odpowiadam.

Ad jednym duszkiem dopił piwo, po czym wstał i podał mi szklankę. Ukradkiem się przyglądam, jak całuje Ewelę w policzek i żegna się, idąc do swojego pokoju.

- Dobranoc.
- Dobranoc. - odpowiadamy.

Układając talerze w zmywarce, obserwuję z uśmiechem, jak moja mała, wyjada wszystko z talerzy. Jestem przeszczęśliwy, że ma apetyt i nie myśli już o odchudzaniu się.

Kiedy wrzucam kapsułkę i włączam program, czuję jej dłoń pod koszulką, jak smyra mnie krótkimi paznokciami po plecach.

Od razu przechodzi mnie przyjemny dreszcz.

- Torturujesz mnie. - mówię, prostując się.
- Chciałam przed snem, kochać się ze swoim mężem.
- Którego nie chcesz wpuścić do sypialni.
- Mój mąż ma szlaban, bo sobie na niego zasłużył. - odwracam się do niej.
- A na seks nie?
- Nie... mam potrzeby. Jesteś mi potrzebny. - kocham ją za to dwa razy mocniej.
- Chcesz mnie tylko wykorzystać? - udaję urażonego.
- I to bardzo. - mruczy, wkładając palce za gumkę moich bokserek.
- Idźmy na kompromis... ja Cię zaspokoję, a ty mi pozwolisz spać ze sobą.
- To nie jest kompromis. To jest cofnięcie szlabanu. - uśmiecham się pod nosem. - Więc jak? - odwracam się do niej.
- Jak długo zamierzasz mnie karać?
- Hmm... niech pomyślę. - teatralnie drapie się po brodzie. - Ile trwa ciąża, w której jestem przez Ciebie? - no chyba kpina...
- Ewela... - mówię ostrzegawczo, ale zaraz się uspokajam. Muszę być grzeczny inaczej spełni swoją prośbę. - Skarbie... tęsknię z Tobą. Dobrze wiesz, że nie mogę zasnąć bez ciebie. W ogóle okropnie mi się śpi, kiedy nie mogę się do Ciebie przytulić, poczuć Twojego ciała przy swoim.
- O tak... - zaśmiała się. - masz gadane. Potrafisz mnie omamić. - i mówi to kobieta, która owinęła mnie sobie wokół małego paluszka.
- Już Ci mówiłem, że nie będę Cię przepraszał za szczęście, które nosisz pod sercem...
- Nadal nie widzisz, w tym swojej winy? - pyta zła.
- A dasz mi dokończyć?
- Proszę.
- Dziękuję. - westchnąłem. - Przepraszam, że nie pomyślałem wtedy o tobie i nie zapytałem, czy jesteś już na to gotowa. Obiecuję, że to był ostatni raz, kiedy podjąłem sam jakąkolwiek decyzję.
- No w końcu.
- Wybaczysz mi?
- Wybaczam. - uśmiecham się lekko.
- Mogę wrócić do naszej sypialni? - pytam z nadzieją.
- Tak. Wróć już do tej sypialni. Ty się do samotnego życia nie nadajesz. - zacytowała wójtową z Rancza, na co cholernie szeroko się uśmiechnąłem.
- Żebyś wiedziała. Nie potrafię być, z dala od Ciebie. - pochylam się i łącze nasze usta, po czym biorę ją na ręce i idziemy do NASZEJ sypialni, gasząc po drodze wszystkie światła.

Byłem szczęśliwy, że po leniwym, ale bardzo czułym zbliżeniu, nie musiałem opuszczać łóżka. Zasnąłem bardzo szybko, przytulając ją do siebie i wdychając upajający zapach jej ciała i włosów.

Ewelina

Jak co rano, Adam budzi mnie czułym pocałunkiem, zanim wyjdzie do pracy. Normalnie bym się odwróciła na drugi bok i poszła dalej spać, ale maluszek daje o sobie znać.

O dziwo nie ciągnie mnie dziś na wymioty, za to głód nie pozwala mi dłużej pospać.

Wstając z łóżka, czuję nieprzyjemny chłodek, dlatego ubrałam szlafrok i po założeniu kaptura, poszłam w swoich futrzanych łapciach do kuchni. Wiedząc, że mamy teraz lokatora, wstawiam wodę na kawę dla blondyna, a sama robię sobie kakao. Oczywiście, że mam ochotę na kawę z mlekiem, ale nie mogę, dlatego kakao pije teraz dwa razy dziennie, rano i wieczorem.

Otwierając lodówkę, poczułam dziwny zapach. Zaczęłam każdą jedną rzecz ogladać, sprawdzając daty i wąchać.

- Dzień dobry. - mówi Ad.
- Hej, jak Ci się spało?
- Mogłoby być lepiej. - zmarszczyłam brwi, nadal szukając tego odoru. - Strasznie plecy mnie bolały. - zaśmiałam się. - Wygladasz, jak złodziej w tym kapturze.
- Bo mi zimno.
- To czemu ciągle stoisz przed otwartą lodówką?
- Szukam smrodu.
- Jakiego smrodu? - obchodzi wyspę i staję obok mnie.
- Nie czujesz?
- Nie. - biorę do ręki pojemnik z wędliną i gdy go otwieram, nawet nie mam szans dobiec do łazienki, po prostu wymiotuję do zlewu. Adrian bierze pojemnik i sam go wącha.
- Zdajesz sobie sprawę, że ta wędliną jest dobra?
- No chyba nie. - odpowiadam między torsjami.
- Widać ty jej nie możesz jeść. - mówi, wyciągając krakowską i wkłada do ust, po czym po kilku ruchach żuchwy, przestaje żuć i wypluwa spowrotem do pojemnika. - Zwracam honor. - krzywi się.
- A widzisz?
- Już więcej nie zwątpię w twój ciążowy węch. Jak się czujesz? - pyta, kładąc rękę na moim krzyżu.
- Będę Ci wdzięczna, jak od razu wyrzucisz to do śmieci na zewnątrz.
- Wedle życzenia. - uśmiecha się i idzie z tym pojemnikiem na zewnątrz.

Po chwili wrócił i razem robiliśmy śniadanie ze świeżego pieczywa, które oczywiście kupił po porannym bieganiu. Niedługo dołączył do nas Jasiek, który wpadł przed pracą, z torbą malutkich nadziewanych rogalików.

- Boże... jak ty mnie znasz. - daje mu buziaka w policzek i z wielkim uśmiechem wyciągam jeden i pochłaniam od razu - No... przepyszne...
- Wiedziałem, że tęsknisz za nimi.
- Zdecydowanie za daleko mieszkam tej piekarni. - obaj się uśmiechnęli.

Nagle w holu słychać szybkie "tup, tup, tup" i do jadalni wpada Alek, z przytulanką w dłoni i smoczkiem w buzi.

- Ach... dzień dobry, łobuzie. - nie zatrzymał się, widząc "gości", tylko od razu wdrapał mi się na kolana i kiedy tylko go objęłam, przytulił się do mojej piersi, ssąc smoczek.
- Coś się stało? - pyta Adrian.
- Nie. - uspokajam go uśmiechem. - Czasami potrzebuję dojść do siebie, po spaniu.
- Pewnie śniło mu się coś niedobrego. - mówi Janek.
- Pewnie tak. - całuję jego czółko raz po raz. - Aluś, zjesz rogalika? - pytam, ale nadal brak kontaktu.

Uwielbiam, gdy mój skarb, wstaje z szerokim uśmiechem i wolałabym, żeby było tak zawsze, ale po prostu ubóstwiam takie chwile, jak te, bo tylko wtedy czuję się mamą. Kiedy szuka w moich ramionach schronienia, chłonę te chwile jak gąbka, wyłączając się na wszystko inne. Moje dziecko mnie potrzebuje, więc z przyjemnością skupiam na nim całą uwagę.

Widzę, jak blondyni obserwują nas z uśmiechem, w kompletnej ciszy, jedząc śniadanie.

Dopiero po 15 minutach, Alek oderwał głowę ode mnie i spojrzał na chłopaków, po czym szeroko się uśmiechnął, wyciagając smoczka.

- No w końcu, gościu. Już myślałem, że pójdę do pracy, nie widząc Twojego uśmiechu. - mówi Janek i wystawia do niego ręce. - Chodź ze mną... przebiorę Ci tą bombę, by mama mogła dokończyć śniadanie.
- Dziękuję.

Mały natychmiast schodzi z moich kolan i idzie do niebieskookiego blondyna. Z uśmiechem odprowadzam ich wzrokiem, smarując rogala dżemem.

- Chyba zostanę gejem. - odparł cicho Adrian, a mnie zatkało.
- No co ty gadasz? Podoba Ci się Janek? - złapał się za nasadę nosa i lekko uśmiechnął.
- Nie... po prostu jestem zazdrosny. - uśmiechnął się szerzej.
- O co?
- O wasz kontakt. Jesteście bardzo blisko. Czuję, że przez mój wyjazd, sporo straciłem i jestem daleko w tyle.
- Nieprawda.
- Prawda... zobacz, Ewelka... straciliśmy dwa lata z naszego życia, bedąc z dala od siebie. Nie nadrobimy już tego. - złapałam jego rękę na stole.
- Już to robimy.
- Gotowe! - krzyczy Janek wychodząc, z sypialni.

Dosłownie otwieram buzię, kiedy Alek podbiega do mnie, krzycząc to wymarzone przeze mnie słowo.

- Ma-ma. Ma-ma. - mówi, szeroko sie uśmiechając, a ja jestem w szoku.
- Pięknie, a teraz mocno przytul mamę. - robi dokładnie to, co Jasiek powiedział, a ja totalnie się wzruszam. -
- O Bożenko, no pięknie Ci to wychodzi. - całuję jego czarną główkę. - Jak go tego nauczyłeś?
- To moja tajemnica. - wstałam i przytuliłam go.
- Dziękuję, za wszystko.
- Muszę uciekać, dzięki za pyszne śniadanie. Trzymajcie się. - całuję mnie w policzek, a sam się żegna uściskiem dłoni z Adrianem.
- Cześć.
- Ty też, paa.

Z uśmiechem podchodzę do Alusia, który już się bawi drewnianymi puzzlami.

- Powiedz mama. - kucam przy nim.
- Ma-ma. Ma-ma. - pogłaskałam go po główce i zaczełam klaskać.
- Brawo. Mój mądry chłopczyk.
- Szczęśliwa? - pyta Ad.
- Bardzo. - uśmiecham się szeroko - W końcu czuję się mamą, a nie nianią 24/7. - zaśmiał się.

Adrian

Niczego tak nie żałuję w życiu, jak tej ucieczki. Wystarczyło mi, spędzić z nią całą dobę, by poczuć się o niebo lepiej, jak po wyjeździe.

Nie ukrywam, że było mi przykro, po rozstaniu z Eweliną. Pokochałem ją, przez ten rok i naprawdę chciałem spędzić z nią życie. Miałem nadzieję, że między dziewczynami z czasem się polepszy i będziemy czwórką przyjaciół, takimi jak kiedyś.

A teraz? Cieszę się, że wszystko wyszło na jaw. Po wyprowadzeniu Eweliny z klubu, wykrzyczała mi wszystko to, co ukrywała głęboko w sobie na temat Eweli. Wtedy do mnie dotarło, że te zaręczyny, były jednym wielkim błędem i dobrze, że trwały tak krótko. Już wyobrażam sobie, jak Ewelina po ślubie, zaczęłaby zabraniać mi kontaktu z Ewelą i wtedy byłbym rozdarty miedzy miłością mojego życia... a żoną.

Gdy tylko spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy, to automatycznie przyjechałem taksówką do nich. Wtedy nie zastanawiałem się, że prawdopodobnie strzeliłem sobie w kolano, bo będę okropnie cierpiał wiedząc, że za ścianą, w wygłuszonym pokoju, pani mojego serca, krzyczy z rozkoszy, kochając się ze swoim mężem.

I o dziwo, tak nie jest. Nie boli mnie już ta świadomość, że mogą coś robić w swojej sypialni, ani to że mogę przyłapać ich, na jakiejś czułości. Mogę z czystym sercem zachwycać się nią, jak piękną i dojrzałą jest kobietą, jaką jest żoną dla Adama i matką dla Aleksego, nie czując zazdrości.

Cieszę się, że mogłem z nimi zamieszkać i spędzać z nimi czas. Ich towarzystwo, a szczególnie jej, od dawna była dla mnie terapią i tak jest do dziś. Chcę być blisko nich, bo wtedy czuję się szczęśliwy.

Nie wiem, czy to przez to, że otworzyłem się na inne możliwości, oświadczając się Ewelinie, czy bardzo szczere rozmowy z Ewelą, ale pogodziłem się z tym, że nie mogę jej mieć. Nie zamierzam być już zagrożeniem dla Adama.
Nie mogę rozbijać kochającej się rodziny.
Teraz zależy mi tylko na jej szczęściu i bezpieczeństwie.

Kończę jeść śniadanie, gdy nagle czuję jej ręce na ramionach, jak mnie masuje. Rozpływam się pod jej dotykiem.

- Skoro mnie masujesz, to znaczy że Adam wrócił do sypialni? - pytam z uśmiechem, rozkoszując się masażem.

Niestety jedna wada tej relacji jest taka, że mój penis reaguje na każdy jej dotyk. Nigdy nie przestanę jej kochać i pragnąć, ale to już jest tylko platoniczne uczucie.

- Tak... przyznał w końcu, że źle zrobił.
- Cieszę się, że dajesz sobie z nim radę i trzymasz go w ryzach. - przyznaję.
- Muszę, inaczej byłabym zniewolona, bez prawa głosu.
- Lubisz być zniewolona. - zauważam, a ona się zaśmiała.
- Tak, ale tylko podczas seksu. Powiedz mi... na którą zmianę idziesz do pracy?
- W tym tygodniu mam nocki.
- Uuu... to się nie wyśpisz za bardzo przy naszym Alku. Ten szatan nie jest cichym dzieckiem. - uśmiechnąłem się.
- Dam sobie radę.
- No nie wiem. - zacmokałam. - Jeśli chcesz, pościelę Ci w pokoju zabaw. Wyłączę interkom i po zamknięciu się, nie będziesz nic słyszał. - jest genialna.
- Dzięki.
- O nie! Szybko wstawaj. - przerywa masaż i chwyta syna za rękę. - Idziemy na nocnik. Raz, raz.

Śmieję się głośno, że tak przyjemną chwilę, musiała mi zepsuć dwójka Winera Juniora.
Takie już moje szczęście.

Adam

Na przerwie w pracy, zadzwoniłem do naszego architekta, który znalazł dla nas czas, dopiero w czwartek wieczorem.

Sprawdził dokumenty, jakie otrzymałem po zakupie domu i stwierdził, że przy wcześniejszym generalnym remoncie, tamten architekt brał pod uwagę, rozbudowę lub nadbudowę domu i wzmocnił fundamenty i ściany. Oczywiście, poradził nam nadbudowę, gdyż mamy miejsce w holu na schody, więc po uzyskaniu wszystkich pozwoleń, możemy ruszyć z pracą.

- Jestem przerażona, tą budową. - mówi moja mała, trzymając się za głowę.
- Ale dlaczego? - przytulam ją do siebie.
- Wyobrażam sobie ten hałas, bród. To będzie jakaś masakra. - wzdycha.
- Ale, skarbie... my na ten czas przeprowadzimy się do moich rodziców albo na działkę. Nie będziesz świadkiem tej "masakry".
- Ja będę. Zostanę tutaj i będę nadzorować budowę. - uśmiecha się Adrian.
- Będziesz tu sam? Cały czas? - pyta Ewela.
- I tak pracuję, Malutka. Ale będę do was przyjeżdżał na weekendy. - uśmiechnęła się.

Spojrzałem na nich i wystarczyło mi tych kilka dni, by zrozumieć ich relacje. Czują coś do siebie, są ze sobą bardzo blisko, ale jednak jest to platoniczne uczucie. Widzę też, jak pozytywnie wypływa na nich ich wzajemna obecność i nie zamierzam im tego zabraniać.
Znowu ufam im tak, jak kiedyś.

Niedługo, po wyjściu architekta, Adrian zaczął się zbierać do pracy. Akurat miał wychodzić, jak z pokoju wyszła Ewela w mojej rozpinanej bluzie.

Jak zwykle pożegnał ją buziakiem w policzek, a ona kazała mu na siebie uważać. Gdy tylko zamknęła za nimi drzwi, przyszła do mnie i już po drodze zrzuciła z siebie bluzę, pokazując mi się w bardzo seksownej, czerwonej bieliźnie.

Nie mogę oderwać od niej oczu, kiedy podchodzi i siada okrakiem na mnie, odpinając guziki mojej koszuli i całując mnie po szczęce.

Kurwa... mam zajebistą ochotę na nią, ale ze względu na jej stan, nie możemy się tak często kochać.

- Maleńka... przepraszam... brzuch mnie boli. - z bólem, odsuwam ją od siebie. Patrzy na mnie smutnym wzrokiem, ale zaraz pojawiła się złość.
- Przedwczoraj było Ci niedobrze... - wylicza na palcach. - ...wczoraj bolała Cię głowa, dziś znowu brzuch. Nie mów tylko głośno, co będzie Cię jutro bolało, po jeszcze dupa usłyszy i zacznie Cię boleć pojutrze. - syczy i próbuje zejść ze mnie. - Puść mnie.
- Ewela... proszę Cię...
- Czemu nie chcesz się ze mną kochać? A jak już to robisz, to robisz to z łaski na uciechę? To dlatego, że robię się gruba?
- Co? To nieprawda. Nie jesteś...
- Ale będę! Już przytyłam kilogram! Skoro Ci się nie podobam i nie chcesz się ze mną kochać, nie masz czego szukać w naszym łóżku. - zastrzelcie mnie...
- Ewela... poczekaj...

Idę za nią, ale staję jak wryty na widok Adriana, który stoi w drzwiach od wiatrołapu i patrzy na moją żonę, ubraną tylko w czerwony komplet. Za to ona jest tak zła, że ma gdzieś jego obecność i wściekłym krokiem wchodzi do sypialni, odprowadzana przez nasz wzrok.

- Co ty tu robisz? - pytam poirytowany.
- Zapomniałem blachy. A tu co się dzieje?
- Nic. Znów mam szlaban. - wzdycham.
- Dlaczego nie chcesz się z nią kochać? Ślepy jesteś, czy co? - teraz to on pyta z nerwami.
- Nie jestem. - pokazuję mu ręką na swoje krocze.
- To co ty odpierzasz? - syczy.
- Po prostu... - już miałem mu odpowiedzieć, ale przerwał nam jego telefon.

~ Sawicki... tak... już jadę.

- Sorry... muszę lecieć, pogadamy o tym jutro, przy piwie. Możesz się położyć u mnie. Narazie.
- Dzięki. Cześć.

Zamykam za nim drzwi i idę do mojej małej, jakoś ją udobruchać. Niestety nie znajduję ją ani w sypialni, ani w łazience, ani tym bardziej w garderobie.

Chwytam za klamkę od pokoju zabaw, wiedząc na 100%, że jest zamknięty. Wzdycham, utwierdzając się w tym przekonaniu. Próbuję porozmawiać z nią przez interkom, ale jest zablokowany od środka.

Zajebiście... znów będę spał sam...

Ewelina

Jeszcze nigdy nie było mi dane, mieć tak zwany "spacer wstydu". Ale widać, w końcu musiał nadjeść ten pierwszy raz.

Czuje się fatalnie. Moja samoocena spadła i nie mam już na nic ochoty. Zdjęłam z siebie to cudeńko, który miało sprawić, że rozpalę męża, a tu dupa! I to gruba.

Ubrałam na siebie, najzwyklejszą piżamę i polożyłam się do łóżka, by sama zająć się sobą. Naprawdę mam duże potrzeby w tej ciąży, a Adam mnie unika. Wzięłam zabawkę, której brunet nie akceptuje i położyłam się do łóżka, ale jak tylko otulił mnie zapach Adriana poczułam, że to niewłaściwe.

Westchnęłam głęboko i po nastawieniu budzika na jutro, wtuliłam się w czarną satynową poduszkę i chcąc nie chcąc zasnęłam, wdychając zapach blondyna... a nie bruneta.

2730 słów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top