37. Jak mogłeś chcieć, zniszczyć mi życie!?

Ewelina

Budzi mnie śmiech Alka, który jest uciszany przez rozbawionego Adama. Gdy otwieram jedno oko, oni właśnie wychodzą z pokoju. Turlam się po łóżku i przyciągam, jak kotek, głośno przy tym mrucząc. Po stronie Adama, czuję jego intensywny zapach.

Czyżby spał wczoraj ze mną?

Odrzucam kołdrę i patrzę na swoje prawie nagie ciało. Śmieję się cicho, bo zachowuję się trochę, jak te laski, które po niezłej imprezie, budzą się na kacu, po upojnej nocy z nieznajomym, ledwo co pamiętając poprzedni wieczór.

Wyciągam się jeszcze na stojąco, czując się bardzo dobrze. Nawet nie mam ochoty na wymioty, podchodzę do toalety, tylko w celu załatwienia swojej potrzeby fizjologicznej.

Po umyciu rąk spojrzałam w lustro i byłam lekko rozmazana po wczorajszym makijażu. Szybko go zmyłam i po umyciu zębów, wskoczyłam pod prysznic. Wychodząc spod natrysku, czułam się lekko i świeżo, czyli tak jak lubię. Rozpieściłam swoje ciało balsamem i po rozczesaniu wilgotnych włosów, roztrzepałam je i wyszłam z łazienki kompletnie naga.

Miałam zamiar się ubrać, ale zobaczyłam na łóżku wczorajszą bluzkę Adama. Wzięłam ją do ręki i zanim ubrałam, zaciągnęłam się jego zapachem, który tak uwielbiam. Odkąd dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży, brunet przestał używać perfum, które mógłyby mi przeszkadzać. Dlatego z przyjemnością, zakładam jego bluzkę.

W takim o to wydaniu wyszłam z pokoju i poszłam wprost do kuchni, po coś do jedzenia. Uśmiecham się szeroko, widząc naszykowane dla mnie śniadanie. Biorę kubek z gorącym kakaem i wychodzę na taras. W drzwiach obserwuję, jak Adam uczy grać w piłkę Aleksego.

Brunet chyba mnie wyczuł, bo odwrócił się w moją stronę. Chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, ale nagle nasz kontakt jest przerwany, kiedy Alek rzuca piłką w niego, która odbija się od jego krocza. Biedny Adam, łapie się za klejnoty i klęka z bolu, a ja nie mogę powstrzymać chichotu, kiedy Aluś go naśladuje i prawie tak samo jęczy.

- Obyś nigdy, nie musiał tak klęczeć z bólu, synuś.
- Pomóc Ci? - pytam.
- Ta-ta!
- Ma-ma! Ma-ma. - poprawiam go i otwieram ramiona, kiedy do mnie biegnie.
- Ma? - pyta, a ja mam ochotę skakać ze szczęścia.
- Ma-ma. - pomagam mu.
- Ma. Ma. - nadal mówi pojedyńczo, ale mamy postęp.
- Prawie mu wychodzi. - mówi brunet, podchodząc do nas. - Jak się czujesz?
- Fantastycznie. - uśmiecham się.
- I tak wyglądasz. - kładzie mi ręce na biodrach.
- A ty? - spojrzałam na jego krocze.
- Przechodzi. - wzdycha i zbliża się, żeby dać mi buziaka.

Czuję cudowne ciepło w podbrzuszu, kiedy łączy nasze usta. Moje motylki fruwają, jak oszalałe, ale niezbyt długo, bo odpycham go od siebie.

- Spałeś dzisiaj ze mną?
- Tak. - założył mi wilgotny kosmyk za ucho. - Martwiłem się o ciebie. Spałaś, jak zabita i nie mogłem dobudzić Cię na kolację. Bardzo potrzebowałaś tego odpoczynku.
- Tak... Dziękuję, że się wszystkim zająłeś, ten bardzo długi sen, pomógł mi dojść do siebie. Czuję się bardzo dobrze, nawet nie wymiotowałam dzisiaj rano.
- To super. - uśmiechnął się. - Chodź, zjemy śniadanie.

Gdy tylko odwróciłam się do wejścia do domu, szepnął mi do ucha, gładząc moje plecy.

- Masz pojęcie, że mnie szczujesz?
- Szczułabym Cię, gdybym Ci powiedziała, że nic pod nią nie mam, a takto tylko ją ubrałam. - aż się zapowietrzył.

Chciał sprawdzić, czy mówię prawdę, ale mu uciekłam do stołu i z apetytem zjadłam więcej niż zwykle.

~***~

Po leniwie spędzonym dniu, wczesnym wieczorem odwieźliśmy Alusia do dziadków, a sami wróciliśmy do domu, szykować się na wieczór panieńsko-kawalerski.

- Jesteś pewna, że chcesz iść? Na pewno, dobrze się czujesz? - pyta, wychodząc spod prysznica. Próbuję na niego nie patrzeć, ale widzę go w odbiciu lustra, kiedy kończę się malować.
- Tak.
- Wiesz... moglibyśmy spędzić ten wieczór, we dwoje.
- Adam... naprawdę dobrze się czuję. Mam ochotę się zabawić, dopóki jeszcze mogę.

Widzę, jak podchodzi do mnie kompletnie nagi, wyglądając niczym grecki Bóg, z gotową erekcją. Szczuje mnie, a sam fakt, że ja jestem tylko w bieliźnie i satynowy szlafroku, w ogóle mi nie pomaga.

Staje bardzo blisko za mną, wbijając mi swoją erekcję w krzyż i rozwiązuje poły, mojego szlafroka, całując mnie za uchem.

- Adam... odsuń się. - jęczę. - Muszę jeszcze zrobić sobie loki.
- Błagam Cię, Ewela... przestań się gniewać. Pozwól mi wrócić do sypialni. Żyjmy normalnie, jak mąż z żoną.
- Adam... - pękam, kiedy błądzi rękami, po moim ciele.
- Tak bardzo tęsknię za Tobą. Wiem, że Ty też za mną tęsknisz. Przestań nas katować.

18+

Odsuwa na bok, materiał moich koronkowych fig i wkłada we mnie palec.

- Ach... - jęczę cicho, czując przyjemny prąd.
- Pragnę Cię. Jestem na głodzie i nie myślę o niczym innym, jak zatopić się w tobie. - ustawia się za mną i ociera główką, o moje spragnione wejście.
- Zrób to. - dyszę, a on się uśmiecha i wchodzi we mnie powolnym, ale stanowczym ruchem, sam przy tym jęcząc.
- Skarbie... jesteś niesamowita. To mój raj.
- Przyspiesz.
- Powinienem Cię dręczyć, tak jak ty mnie. - wkurzył mnie tym, więc przerwałam seks. - Ewela?
- Należało Ci się! Dopóki nie zrozumiesz, o co mi tak naprawdę chodzi, nie licz na powrót. - biorę prostownicę i idę do drugiej łazienki.

Cipka mnie boli, dając znać o swoim niezadowoleniu, ale nie dam się zmanipulować!
Wytrzymam.

♡♡♡

Po zrobieniu sobie bardziej fal, jak loków, wracam do pokoju, by ubrać się w garderobie w srebrną sukienkę, z marszczeniem w pasie i sporym dekoltem. Do tego zakładam srebrne sandałki, z błyszczącymi cekinami na obcasie i paseczkiem na kostce. Poprawiam włosy w wielkim lustrze i wychodzę z pokoju.

- Jestem gotowa, a ty?
- Też. - wstał, z uwaga... obrażoną miną.

Jestem tak zaskoczona, jego zachowaniem, że jeszcze chwila stoję sama w salonie, gdzie on już mnie minął i poszedł do garażu.

Adam może być zły, może być wręcz wkurwiony, ale obrażony? Na mnie? Nigdy.

Zamknęłam dom od strony garażu i o dziwo, brunet czekał na mnie w swoim aucie.

- Dlaczego jedziemy twoim? - pytam, po otworzeniu drzwi. - Nie będziesz pił?
- Będę. - odburknął.
- To jedźmy moim.
- Czemu nie chcesz jeździć NASZYM autem? - warczy.
- Bo mam swoje? I grzeczniej.
- Wsiadaj. Spóźnimy się. - wkurzył mnie na cacy.
- No w ogóle jestem Ci wdzięczna, że na mnie poczekałeś, dupku.

Dojechaliśmy w kompletnej ciszy do klubu, gdzie mieliśmy okazję się już bawić. Tutaj loże VIP, są oddzielone i trochę wygłuszone jak pokoje, z panoramicznymi oknami na parkiet.

Wysiadam, nie czekając na niego i sama wchodzę do klubu. Oczywiście, jak tylko przekroczyłam próg, dogonił mnie i łapiąc, za łokieć, prowadzi do strefy VIP. Ochroniarz przy wejściu, sprawdza nasze nazwisko i każe kierować się do ostatniej.

Jesteśmy zaskoczeni wchodząc do środka. Jest tutaj mnóstwo osób, ale wśród nich widać znajome twarze. Dyskretnie wyrywam się Adamowi i zostawiam go, idąc do dziewczyn.

Wieść o mojej ciąży, rozniosła się przez Maksa bardzo szybko, co jeszcze bardziej wkurwiło bruneta.

Loża była wypełniona nieznanymi nam ludźmi, Natka przedstawiła nas swoim koleżankom z pracy i dyskretnie pokazywała nam znajomych Oskara i Maksa. Kilka osób poznawałam ze szkoły, ale nie na tyle, żeby się witać i rozmawiać. To ona była wsród szkolnej elity przez trzy lata. Mnie to już mało kto kojarzy i pamięta.

Oczywiście jest też Ewelina, która trzyma się Adriana. Jest wręcz do niego przyklejona, ale w sumie się jej nie dziwię. Nikogo nie zna, oprócz nas i widać, że wolałaby być gdzie indziej.

Często spoglądam na Adama, który również mnie pilnuje, ale gdy tylko krzyżuję z nim wzrok, odwraca się jak obrażone dziecko. Mając dość jego fochów, wychodzę z Moniką z loży i idziemy na dół na parkiet. Obie na tej imprezie jesteśmy całkowicie trzeźwe, ale bawimy się, jak na najbardziej wstawione. Tańczymy ze sobą, jakbyśmy były lesbijkami, przez co bardzo przyciągałyśmy wzrok innych mężczyzn. Niektórzy próbowali do nas podbijać, proponując trójkąt, ale my ich spławialiśmy.

No co za, debile.
Nie widzieli obrączek na naszych palcach?

Ocieramy się o siebie, a Monika nawet wkłada mi rękę pod i tak już krótką sukienkę. Kto by pomyślał, że mamuśki tak zaszaleją!?

Nagle zostajemy od siebie oderwane, i prowadzone, przez naszych mężów na górę. Chętnie z nimi idziemy, bo tam jest o wiele ciszej i możemy ich nieźle opierdolić.

- Was już kompletnie pogięło? - mówi zdenerwowany Mat.
- No co?
- Każdy facet w tym klubie ślini się na wasz widok, poprawiając sobie spodnie w kroku. - warczy Adam.
- I co z tego? Każdego spławiłyśmy. - odpowiada tylko Monia, bo ja próbuję się uspokoić.
- Jesteście matkami do cholery, a zachowajcie się, jak...
- No dokończ, Chojnar! - zasznurował usta. - To kurwa źle, że się dobrze bawimy? To co, że jesteśmy matkami? Mamy siedzieć na dupach w loży i gapić się na resztę? Tańczyć nie możemy, pić tym bardziej, to co my mamy robić?
- Monia...
- A ty się, Adam, zamknij. - uuu... jest zaskoczony. - Ostatnio przestaję Cię lubić. Tłamsisz Ewelę na każdym kroku i założę się... - mierzy w niego palcem. - ...że gdyby to nie był panieńsko-kawalerski, to już byś wynosił ją do domu! Co się z Tobą dzieje, do cholery!? Masz fantastyczną żonę, a zachowujesz się tak, jakby Ci na każdym kroku robiła rogi! A to co zrobiłeś, z tymi tabletkami, to już szczyt wszystkiego!

Kolejny raz tego dnia, byłam totalnie zaskoczona. Nie musiałam opieprzać Adama, bo Monia zrobiło to genialnie za mnie.

- Nie powinnaś się wtrącać w ich sprawy. - mówi Mat.
- Och... przestań, Mat! Ja rozumiem, że to twój przyjaciel, ale dobrze wiesz, że źle robi. Tylko nikt z was, nie ma jaj, by mu to powiedzieć.
- Co tu się dzieje? - pyta Adrian.
- Nic nowego. Nasi mężowie, nie pozwalają nam się bawić. Stwierdzili, że jako matki, mamy siedzieć na dupie. - spojrzał na mnie, takim wzrokiem, że aż musiałam odwrócić głowę. - Chodź, Ewela. - załapała mnie za rękę i prowadzi do drzwi. - Idziemy grzecznie usiąść. Nosz kurwa... żałuję, że nie wzięłam drutów i włóczki! - jest zajebiście wściekła.

Mijamy blondyna, który szybciej oddycha i patrzy na mnie takim wzrokiem, jak kiedyś. Jakby chciał mnie porwać Adamowi, na drugi koniec świata.

Nie... tylko nie to...

Wchodzimy do loży i udajemy się na kanapę, po czym siadamy obok siebie i zamawiamy wodę. Naszych mężów nadal nie ma. Mam nadzieję że nie wyszli bez nas z klubu.

- Zajebista impreza... nie ma co. - cmoknęła Monia, nalewając sobie Cisowiankę do szklanki.

Adrian

Kurwa... nie wiem, co mam robić.

Najpierw Natka z Mateuszem przyznali przed ślubem Zuzy, że coś się dzieje z Adamem. Gdy wracam, między nim a Ewelą, jest dziwna atmosfera. A później wpadł Maks, robiąc niezłą zadymę, którą owszem... Ewela wytłumaczyła, ale gdy teraz Monia tak zareagowała, sam nie wiem, czy ona go tylko nie broniła.

Ja pierdolę... tyle osób mi mówi, że coś się dzieje w ich małżeństwie, a ja nic z tym nie robię.

Obiecałem sobie, że jeśli on rzeczywiście ją krzywdzi w jakiś sposób, odbiorę mu ją.

Kocham Ewelinę, ale tak... jak Ewela mnie.
To blondynka jest dla mnie najważniejsza. To ona jest na moim pierwszy miejscu.

- Adam... możesz mi wytłumaczyć, co się z Tobą dzieje? - pytam.
- O co Ci chodzi?
- Kilka osób mówi, że tłamsisz Ewelę, kontrolujesz. Jeśli ona jest z tobą nieszczęśliwa, to...
- To co? - pyta prowokująco.
- Odbiorę Ci ją.
- Przypominam Ci dwie istotne rzeczy. Po 1. To moja żona i zawsze nią będzie! A po 2. Oświadczyłeś się Ewelinie i radzę Ci, skupić się na niej. - warczy.
- No właśnie. - powiedziała ruda, stojąc za nim.

Spojrzałem na nią i widząc jej zraniony, zawiedziony i załamany wzrok, powinienem być przerażony, a nie czuje nic...

Podeszła do mnie i ździeliła mnie mocno w twarz.

- Po co mi się oświadczyłeś, skoro wystarczy jeden błąd Twojego przyjaciela, żebyś mnie zostawił i walczył o nią?
- Bo Cię kocham.
- Przestań pierdolić. - warczy. - W twoim sercu nie ma dla mnie miejsca. Zawsze liczyła się tylko ona!
- Ewelina... - próbuję coś powiedzieć, ale mi przerywa.
- Nigdy nie byłabym dla Ciebie najważniejsza. Owszem, zaproponowałeś mi, żebym przeniosła się z Tobą, ale nie walczyłeś o mnie. Odpuściłeś i wyjechałeś do Poznania. Nigdy też nie zwróciłeś się do mnie tak czule, jak do niej. Zawsze byłam dla Ciebie "Eweliną", nigdy "Ewelą" czy "Ewelką". Pewnie są to dla Ciebie głupoty, ale mnie boli ta różnica. Boli mnie, że za każdym razem byłam tylko pocieszeniem. To dlatego tak jej nienawidzę. - syczy. - Jak mogłeś chcieć zniszczyć mi życie!? - nie odzywam się, bo nie mam nic na swoją obronę.

Ona ma rację... nigdy nie byłaby dla mnie tak ważna, jak Ewela. Byłaby tylko kobietą, w ramionach której, szukałbym pocieszenia i choć na chwilę zapomnienia, o pani mojego serca.

- Przepraszam...
- Tylko tyle jesteś w stanie mi powiedzieć? Kurwa! Ja mogłam wejść w niezłe gówno, wychodząc za Ciebie, bo miałabym nadzieję, że kiedyś mnie pokochasz, tak jak ją! - z nerwami, próbuje ściągnąć pierścionek i po chwili udaje jej się to. - Wiesz co? Jesteś żałosny. W sumie, to nawet mi Ciebie trochę żal, że uganiasz się za dziewczyną, której nigdy nie będziesz mieć. Sam niszczysz swoje życie, przez to chore uczucie. - wciska w moją dłoń pierścionek i wraca się do loży.

Patrzę za nią, nie czując nic. Owszem, kocham ją i naprawdę chciałem z nią być, ale nigdy nie bylibyśmy szczęśliwi. Każde udawałoby szczęście, bo ja kocham Malutką, a ona próbowałaby kochać za nas oboje.

Gdybym tylko potrafił zapomnieć o Eweli i o tym co do niej czuję, mogłoby się nam udać. Ale co jeśli... to nigdy nie nastąpi? Zmarnuję nie tylko swoje, ale także i jej życie.

Zignorowałem chłopaków, którzy byli świadkiem tej sceny i wróciłem się do loży, by ją zatrzymać i przeprosić, że chciałem ją wykorzystać, bo nie zasługuje na to, ale pochwili widzę coś, przez co straciła wszystko w moich oczach.

Ewelina

Siedzę obok Moniki i w kompletnej ciszy, obserwujemy ludzi, jak świetnie się bawią. Nie wiedzieć czemu, mam ochotę się rozpłakać, dlatego mocno zaciskam zęby i próbuję się uspokoić. W ogóle mam ochotę stąd wyjść, bo źle się czuję, a złość i te nie wylane łzy, nie pomagają mi. Dlatego przybieram na twarz maskę i udaję, że się bawię całkiem spoko, bo nie chcę robić przykrości Natce.

W pewnej chwili czuję, jak Monia puka mnie łokciem, bym spojrzała na Ewelinę, która weszła wściekła do loży. Podeszła do nas dumna, jak paw i wzięła torebkę.

- Co się stało? - pytam.

Odwróciła się ze wzrokiem mogącym zabić i spojrzała na mnie z góry, z wyraźną odrazą.

- Jeszcze się pytasz? Samo to, że istniejszesz, wkurwia mnie najbardziej. - zauważyłam brak pierścionka na jej palcu. Czyżby...
- O co Ci chodzi? - warczy Monika.
- Mam dość tej gówniary. Dziwi mnie, co wy wszyscy w niej widzicie. - blondynka wstała, a ja za nią, żeby ją uspokoić.
- Ta "gówniara" jest o wiele dojrzalsza od Ciebie. - prychnęła. - To my się dziwimy, co w tobie widzi Adrian. Na początku sądziłam, że widzi w tobie coś z Eweli, ale Ty w ogóle nie dorastasz jej do pięt. Jesteś jej marną imitacją. - nagle Ewelina chwyciła Monikę za włosy i zaczęła ciągnąć w dół.
- Zostaw ją! - krzyczę, chwytając ją za rękę i próbując ją odsunąć, od zwijającej się z bólu Moni, ale ona wtedy uderza mnie z łokcia w brzuch.

Dosłownie uklęknęłam z bólu.

- Ewela! - krzyczy Janek i podbiega do mnie, a Szymon z Maksem, próbują rozdzielić dziewczyny.
- EWELINA!!! - rozdarł się Adrian i zaraz do loży wpadli chłopaki.

Trzymam się za brzuch czując okropny ból i płacząc, żeby nic się nie stało mojemu maluszkowi. W jednym momencie pojawiła się nade mną tyle osób, że zaczynało brakować mi powietrza i zemdlałam.

~***~

- Maleńka... otwórz oczka. - słyszę gdzieś z oddali bruneta, jakby był za szybą. A może to ja za nią jestem?
- ...i wtedy ta psycholka, uderzyła ją z łokcia w brzuch! - burzy się Szymon.
- Boże, Janek... co z nimi? Może trzeba było jechać od razu na pogotowie? - pyta zmartwiony Adam.
- Wszystko z nimi w porządku. Ewela dostała cios w żołądek, nie w podbrzusze.
- O dzięki Ci Bożenko. - mówię, dochodząc do siebie.
- Jak się czujesz, skarbie? - ściska moją dłoń.
- Dobrze. Brzuch mnie tylko boli.
- Nie strasz mnie tak więcej. - skinęłam głową.
- Gdzie ja jestem? - próbuję wstać, ale zostaje przetrzymana przez Jaśka.
- Poleż jeszcze chwilkę.
- W domu, Maleńka.
- A co z Monią? - martwię się.
- Jestem, kochana. Nic mi nie jest. - uśmiecha się lekko, siadając obok mnie. - To o Ciebie się martwiliśmy.
- Pewnie popsułam Natce i Oskarowi wieczór. - jęczę z niezadowolenia i znów wstaję.
- Myszko, połóż się. Przestań się stresować. - wzdycham ciężko i opadam na poduszki. - Gdy tylko wstępnie ich uspokoiłem i Adam Cię wyniósł z klubu, oni dalej się bawili.
- Dziękuję wam za wszystko.
- My się już będziemy zbierać do domu.
- Tak, dokładnie. Zdzwonimy się. - mówi Zuza, ciągnąc Szymona.

Każdy pożegnał się z nami i wyszli prawie wszyscy razem. Adam ukucnął przede mną i spojrzał na mnie zatroskanym wzrokiem.

- Powiesz mi, co się stało? Dlaczego zaczęła się mnie czepiać? - pytam.
- Nie mam pojęcia. Chyba się o coś pokłócili z Adrianem. Proszę Cię... nie myśl o tym. Myśl o naszym maleństwie. - wkłada mi rękę pod sukienkę, i głaszcze okrężnymi ruchami, mój brzuch. - Bardzo Was kocham. - uśmiecham się lekko.
- My Ciebie też.
- Chodź... weźmiesz prysznic i się już położysz.
- Dobrze.

Po wspólnym prysznicu, który skończył się namiętny seksem, za którym oboje bardzo się stęskniliśmy, zasnęłam tak szybko, że nie zdążyłam dobrze się przykryć.


Adam

Zajebiście się za nią stęskniłem, ale nie mogłem się z nią kochać, tak jak oboje lubimy. Teraz, jak jestem świadom, że w jej brzuszku rozwija się nasze dziecko, boję się z nią kochać tak na ostro.

Wróciłem do salonu, żeby zadzwonić do Adriana i zapytać o tą sukę, ale gdy tylko usłyszałem: "Pod drzwiami.", poszedłem otworzyć.

- Co z Ewelą i dzieckiem? - pyta, mając przewieszoną przez ramię, małą torbę.
- Nie martw się. Wszystko w porządku. - wyraźnie odetchnął z ulgą. - A co z Lisiecką?
- To koniec. Nawet jakby nas nie usłyszała i tak bym z nią zerwał. Nie mogę być z kimś, kto nie szanuje Eweli.
- Rozumiem.
- Mogę u was przenocować? - pyta niepewnie.
- Oczywiście, że tak. - uśmiecham się.
- Ad... powiesz mi... co się z Tobą dzieje? - westchnąłem.
- Sam nie wiem. Mam silną potrzebę kontrolowania jej, bo boję się, że gdy tylko odpuszczę, ona znajdzie jakąś lukę i znów ode mnie odejdzie. - wyznaję szczerze.
- Przecież ona Cię kocha, jak nikogo innego.
- Wiem.
- Musisz jej zaufać i dać jej trochę swobody, bo ona w końcu zacznie się od ciebie oddalać, a ty nie możesz jej stracić. Umrzesz bez niej. - spojrzałem na niego i skinąłem głową, potwierdzając jego słowa.
- Chodź... zmienię Ci pościel, w dodatkowym pokoju.
- Nie trzeba. - machnął ręką.
- Trzeba... od tygodnia tam śpię.
- Jednak nadal masz szlaban. - wzdycham.
- No mam, ale dzięki Tobie, już dziś wracam do siebie. A właśnie... nie chcesz zostać na dłużej? - zaśmiał się.
- Szczerze? To chętnie. Zanim znowu coś dobrego znajdę, to może trochę potrwać.
- Nie śpiesz się z szukaniem. - kładę mu rękę na ramieniu. - Nie dlatego, że wrócę dzięki temu na stałe do sypialni, ale będę spokojniejszy, jak ktoś będzie z nią w domu, gdy ja jestem w pracy, a tobie też się teraz przyda towarzystwo.
- Dzięki, Ad. Wybacz, że tak na Ciebie naskoczyłem w klubie. Po prostu...
- Wiem. Wszystko, wiem. Nie przejmuj się. - objąłem go ramieniem. - Chodź.

Poprowadziłem go do pokoju, który razem przygotowaliśmy, a przed snem, napiliśmy się jeszcze whisky, rozmawiając o wszystkim.

Ewelina

Pierwsza myślą po przebudzeniu było "Zabiję go!", ale za nim to zrobię, musiałam szybko lecieć do łazienki. Po umyciu zębów, założyłam na siebie szlafrok i poszłam do kuchni. Przyjęłam bojową pozę i obswrwuję przez chwilę, jak szykuje zapiekane kajzerki, chyba dla wojska.

- Dlaczego lekceważysz naszą tymczasową separację?
- Dzień dobry, kochanie. - odwraca się z zawadiackim uśmiechem. - Jak Ci się spało? Bo mnie wyjątkowo dobrze.
- Dlaczego znów ze mną spałeś?
- Bo jestem twoim mężem od 5 lat, skarbie? - robi sobie ze mnie żarty, czym cholernie mnie wkurza.
- Adam... - warczę.
- No ale przecież, bardzo miło spędziliśmy wczoraj czas pod prysznicem.
- Bo mi się do niego wpakowałeś! - krzyczę.
- Ależ, Maleńka. Przecież było nam tak cudownie. - przyciąga mnie do siebie. - Tak głośno krzyczałaś z rozkoszy.
- Bo mnie omotałeś dotykiem i pocałunkami! - no wkurza mnie, ten jego uśmiech. - Dzisiaj wracasz do siebie, Winer! - odsuwam się od niego.
- No z tym może być problem. - mówi. - Moja tymczasowa sypialnia jest zajęta.
- Co? Kto? - pytam, a on pokazuje mi ruchem głowy, żebym spojrzała za siebie.

Oby to nie była Natka, bo to w końcu zacznie być tradycja.

Gdy się odwracam, zamieram. Tuż za mną stoi blondyn, tylko w krótkich dresowych spodenkach.

- Co..co Ty tu robisz? - obejmuję się rękami i robię krok do tyłu, wpadając na bruneta.
- Zerwałem z Eweliną i przyjechałem do Was, bo bardzo się o Ciebie martwiłem.
- To przeze mnie, tak? Ja... ja przepraszam.
- Nie przepraszaj. To nie przez Ciebie. - uśmiechnął się lekko. - Nikt nie ma prawa podnosić na Ciebie ręki. Tym bardziej, w twoim stanie.

Zapadła krępująca cisza, którą w końcu przerwał brunet.

- Za jakieś pół godziny będą kajzerki. - całuje mnie w kark, a ja mu uciekam. - No co?
- Nawet mnie nie dotykaj! I nie myśl, że pozwolę Ci wrócić do łóżka!
- No chyba nie chcesz wygonić Adriana?
- Oczywiście, że nie. On zawsze ma miejsce w naszym domu. - mówię pewnie.
- A ja mam w naszej sypialni. - upiera się.
- Chwilowo nie.
- To gdzie ja mam spać? - zwiesza ramiona.
- W pokoju zabaw, albo na kanapie w salonie.
- Ależ, skarbie...
- Bez dyskusji. - grożę mu palcem, na co blondyn parska śmiechem. - Jadę po Alusia.
- A śniadanie?
- Nie czekajcie na mnie. Smacznego.
- Ewela... widzę Cię spowrotem, za góra pół godziny. Nie będziesz głodzić nasze dziecko! - odwróciłam się i popukałam w głowę.

Udałam się do garderoby i po ubraniu na siebie krótkich szortów i asymetrycznego lekkiego sweterka, który troszkę odsłania, jeszcze płaski brzuch oraz beżowych sandałek na płaskim obcasie, byłam gotowa jechać po naszego syna.


Adrian

Widząc jej minę, kiedy się odwróciła w moją stronę, zauważyłem że coś jest nie tak. Oczywiście bez mrugnięcia okiem zgodziła się, bym u nich pomieszkiwał, ale czuję że coś wisi w powietrzu.

- Obrazisz się, jak Cię zostawię i pojadę z Ewelą? Muszę z nią porozmawiać.
- O czym?
- Chcę się dowiedzieć, dlaczego się mnie boi.
- Też to zauważyłem. - odparł. - Jedź. Wyjaśnijcie sobie wszystko.

Szybko poszedłem do swojego pokoju się przebrać i od razu udałem się do garażu. Już po chwili przyszła, trzymając w ręku torebkę i kluczyki do auta. Stanęła, jak wryta na mój widok, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że coś do mnie ma.

- Jedziesz gdzieś? - pyta.
- Tak... z Tobą. Mamy do pogadania. - westchnęła ciężko.
- Zapraszam. - otworzyła auto Adama.

Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc jak ustawia wszystko pod siebie, zanim rusza. Chwilę siedzimy w ciszy, aż w końcu ona nie wytrzymuje napięcia.

- Dobra... miejmy to za sobą. O czym chcesz porozmawiać?
- Czemu mnie unikasz? Zrobiłem coś nie tak? - pytam wprost.
- Nie... to ja, zrobiłam. Nie wiem co, ale to przeze mnie rozstałeś się z kobietą, z którą chciałeś się ożenić.
- Malutka... - przerywa mi.
- Boże, Ad... ja Cię przepraszam! Naprawdę się starałam, mieć z nią dobre stosunki. Starałam się zaakceptować ją, jako twoją narzeczoną, ale ona od samego początku była wrogo do mnie nastawiona. Mimo to, znosiłam dla Ciebie jej przytyki i dwulicowe zachowanie. Nie mam pojęcia, czemu zaczęła się mnie tak nagle czepiać i przez to wybuchła ta awantura.

Westchnęła, robiąc przerwę, a ja jej nie przerywałem, a tym bardziej nie popędzałem jej. Chciałem wysłuchać ją do końca. Chciałem wszystko załatwić za jednym zamachem, żeby jej więcej nie denerwować.

Nadal nie rusza z garażu, a to oznacza, że najważniejsze przede mną i że nie będzie teraz w stanie dalej prowadzić.

- Przepraszam... - widzę w jej oczach zbierające się łzy.
- Za co? - pytam.
- Za wszystko. Czuję się winna, że to znowu przeze mnie, nie możesz ułożyć sobie życia.
- Nie chcę być z kimś, kto Cię nie szanuje.
- Ale, Adrian... nie możesz tak na to patrzeć. Nie możesz szukać sobie partnerki, którą ja w końcu zaakceptuję, bo być może nigdy takiej nie znajdziesz. A wiesz czemu? Bo choć zamknęliśmy nasz rozdział, ja nie mogę od tak... - pstryknęła palcami. - ...wyzbyć się uczuć do Ciebie. - opuściła głowę. - Choć nie wiem, jakim jeszcze dupkiem, może stać się Adam, ja nigdy od niego nie odejdę. Już nigdy nic, między nami nie będzie. Nasza relacja jest już czysto przyjacielska. Koniec kropka. - spojrzała na mnie z bólem. - A jednak... potrzebuję mieć Cię blisko. - ja Ciebie bardziej... - Czasami potrzebuję się do Ciebie przytulić, nie tylko by poczuć twój wewnętrzny spokój, który wpływa na mnie i mnie wycisza oraz wsparcie, jakie zawsze mi dajesz, ale także by poczuć twoje ciepło i zapach.

Kurwa... czy ona, aż tak bardzo zawładnęła moim sercem i duszą, że podświadomie wie, że ja sam, tak bardzo potrzebuję tego, od niej?

- Malutka... ja też potrzebuje być blisko Ciebie. Potrzebuję czasami przytulić się do Ciebie, by poczuć twoją energię, siłę i radość z życia. - w końcu się uśmiecha.
- Co teraz zrobisz? - pyta.
- Muszę zabrać wszystkie swoje rzeczy, z jej mieszkania i chwilowo wprowadzę się do was. - chwyta mnie za dłoń.
- Możesz zostać tyle, ile potrzebujesz.
- Dziękuję.
- To co? Wracamy się na śniadanie, potem jedziemy po twoje rzeczy i na koniec po Alka? - pyta.
- Świetny pomysł.

Gdy wysiadamy, czekam za nią z wystawioną ręką, a ona już bez skrępowania, wtula się we mnie.

- Uciekłem od Ciebie, co było okropny błędem, bo okazało się, że wszystko wydaje się prostsze i lepsze, kiedy jesteś blisko.
- Nie był to twój najlepszy pomysł.
- Owszem, to był bardzo kiepski pomysł, ale dzięki temu zrozumiałem, że bardziej cierpiałem z dala od Ciebie, jak nadal byłbym blisko. Mogę Ci powiedzieć coś, co przekracza naszą przyjaźń? - odsunęła się ode mnie i spojrzała prosto w oczy.
- Możesz.
- Kocham Cię. - uśmiechnęła się słodko i pocałowała w policzek, po czym znowu się wtuliła.
- Ja Ciebie też. - ucałowałem czubek jej głowy i ruszyliśmy spowrotem do domu.

Adam

Nie usłyszałem, żeby Ewela wyjeżdżała z garażu, więc nie dziwi mnie, kiedy po kilkunastu minutach wrócili do domu, w dobrych humorach, mówiąc o planach po śniadaniu.

Z przyjemnością pojadę i pomogę mu się spakować.

Zatrzymaliśmy się pod jedną z łódzkich kamienic. Choć widziałem, że moja blondyneczka, nie odpięła pasów, to jednak musiałem się odezwać.

- Poczekasz tu na nas, dobrze?
- Dobrze. - odetchnęła z ulgą.
- Za niedługo wrócimy.

Wysiadamy z auta, biorąc torby, by spakować go raz, a dobrze. Wchodzimy do mieszkania na 3 piętrze, w którym nie zastaliśmy Eweliny, a szkoda... bo chciałem powiedzieć jej kilka słów.

Od razu wzięliśmy się za pakowanie jego rzeczy. Zrobiło mi się przykro, widząc jak mały dorobek ma mój przyjaciel i że kolejny raz musi zmieniać dach nad głową.

Na szczęście zawsze może na mnie liczyć... nawet po tym, co nas kiedyś poróżniło.

Gdy wpakowaliśmy wszystkie rzeczy do bagażnika, widać było na jego twarzy ulgę, jakby się uwolnił. Jeszcze tylko musi oddać jej klucze od mieszkania i nie będzie go łączyć z nią nic, oprócz pracy.

Na koniec zajechaliśmy do moich rodziców po Alusia, ale oni już czekali na nas z obiadem. Byli zaskoczeni widokiem Adriana, ale jak zwykle ciepło go przyjęli, a my od razu wytłumaczyliśmy rodzicom, że Ad zamieszka chwilowo z nami.

Ewelina

Wchodząc do domu, Alek nas prawie taranuje w holu, biegnąc do swoich zabawek, ja za to stawiam pierwsze kroki do kuchni.

- Rany... ale jestem głodna. - wzdycham, zaglądając do lodówki. - Co robimy na kolację? - obaj stanęli w bezruchu i spojrzeli po sobie.
- Kochanie... przecież jedliśmy dwie godziny temu obiad, a później deser.
- Ta? - minęło dopiero dwie godziny?
- No..no tak. - uśmiecha się Adam.
- Mhm... - wzięłam jogurt i usiadłam na kanapie.

Chłopaki dziwnie się na mnie patrzą, więc nie wytrzymuję i pytam.

- Jeśli macie ochotę na jogurt, to jest w lodówce. Weźcie sobie. A nie patrzycie na mnie, jakbym zjadła "ostatni mlecyk, w tym sezonie". - wybuchnęli śmiechem i owszem, brunet podszedł do lodówki, ale sięgnął zamiast jogurtów, dwa piwa.
- To jakie mamy plany na wieczór? - pyta.
- Stare kino i popcorn, czy karty i koreczki? - proponuję.
- Karty i koreczki! - mówią chórem, więc wstaję i idę szykować przystawki na wieczór.

~***~

Po uśpieniu Alusia, poszłam się kąpać i teraz ubrana w letnią piżamę i szlafrok, przypominający bardzo cienką i długą bluzę z kapturem, idę do jadalni, gdzie czekają na mnie chłopaki.

- Sexy łapcie. - śmieje się Adrian, widząc moje klapki z szarym futerkiem.
- Ha! Wiedziałam, że Cię nimi rozpalę. - z uśmiechem siadam do stołu i od razu pochłaniam koreczek z sera, ostrego salami, pomidorka koktajlowego i oliwki.
- O tak... przed snem, będę myślał tylko o nich. - nawet Adam się zaśmiał.
- To co? Tysiąc.
- No ba! - pochłaniam drugiego.
- Jak wygram, wracam do naszej sypialni i naszego łóżka. - mówi brunet, tasując karty.
- A jak ja wygram, śpisz w pokoju zabaw.
- Ale z Tobą. - prychnęłam. Uwielbiam się z nim droczyć.
- A ja nawet nie mam co wygrać... - mówi blondyn ze zbolałą miną, a my parsknęliśmy śmiechem. - Czyli już od razu, mogę się poddać i patrzeć, jak rywalizujecie.
- O nie! Jak wygrasz, mogę zrobić Ci masaż ramion. - ostentacyjnie poprawił się na krześle do pionu.
- I nagle gra, stała się o wiele przyjemniejsza.
- Nie dam Ci wygrać, Ad. Nie chodzi tu o masaż, tylko o mój powrót do małżeńskiego życia!
- Życzę szczęścia. - uśmiecham się słodko do męża, który mruży oczy.
- Trzeba jeszcze ustalić, co robi przegrany. - zauważa blondyn.
- Przegrany, sprzata po tym wieczorze.
- No i git. Tasuję.

Cały wieczór spędziliśmy na świetnej zabawie. Brakowało mi takiego relaksu w ich towarzystwie. Dzięki nim, kompletnie się odstresowałam i śmiałam, że aż mnie brzuch bolał.

Tęskniłam za takimi wieczorami.
Tęskniłam za naszą trójką, w takiej relacji.

Czuję, że każdy z nas jest zadowolony z tego, co mamy.


4770 słów.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top