33. Pozwolę Ci wyjść drzwiami.

Ewelina

Dzięki Ci Bożenko, że Adam nie wypytywał, co dalej z Adrianem, bo po:

1. Na bank bym się z nim pokłóciła,
2. Sama nie wiem, co teraz będzie.

Jednego jestem pewna.

On nie odpuści, a ja nie jestem gotowa, by widzieć go teraz może i codziennie, a tym bardziej nie mam odwagi, by siedzieć w sobotę w domu.

Jak on się tu kurwa pojawi i to jeszcze w towarzystwie Eweliny, to chyba ich zamorduję na miejscu.

Dlatego z samego rana, spakujemy najpotrzebniejsze rzeczy i pojedziemy na weekend do teściów na działkę. Ale o tych planach poinformuję bruneta przed samym wyjazdem, żeby nie domyślił się, że teraz to ja uciekam przed Sawickim. Niech myśli, że jest mi obojętny. Mam zamiar unikać blondyna, jak tylko się da.

Po przyjemnym, a jednak trochę za delikatnym jak dla mnie seksie w pokoju zabaw, od razu odpłynąłam do krainy Morfeusza, przytulając się do męża. Byłam zmęczona fizycznie i psychicznie.

~***~

Kiedy Alek zawołał o 6.00 butelkę, Adam musiął mu ją zrobić i podać, bo ja siedziałam już 6 dzień na posadzce przy muszli, wymiotując.

Kurwa... mam dość tego stresu. Jak tylko otworzyłam oczy, myślałam że jeden coraz bardziej zbliża się termin, w którym miał sie pojawić, a on jak zwykle zrobił mi na złość i przyjechał wcześniej! Mam dość przejmowania się powrotem Adriana.
Po co to zrobił? Po co wrócił?

Adam kuca przede mną i patrzy na mnie z niezidentyfikowanym wzrokiem.

  - Jak się czujesz? - zakłada mi włosy za ucho.
  - Okay. To przez stres...
  - Maleńka...
  - Pomóż mi wstać. - podaje mi rękę, a ja od razu po wstaniu idę umyć zęby.

Kładąc się spowrotem do łóżka, próbuję rozmasować ból brzucha, jakbym miała dostać okres. Brunet widząc to, zabiera moją rękę i sam z chęcią zatacza delikatniejsze kółeczka. Robi to z taką czułością, że już po chwili odpływam.

Gdy tylko Alek się obudził rano, wyszedł z łóżeczka i wdrapał się do nas do łóżka. Robi to dzień w dzień, od kiedy nauczył się chodzić. Na początku kładliśmy mu poduszki, żeby lepiej mu się wchodziło, ale teraz radzi sobie świetnie sam.

Razem z Adamem zawsze udajemy, że nadal śpimy, bo mamy czujny sen, odkąd pojawił się w naszym życiu. Wtedy on siada między nas i chwilę na nas patrzy, ale jak tylko traci cierpliwość, że nadal śpimy, to ta mała cholera podnosi nam kciukiem powieki do góry. W końcu nie wytrzymujemy i zaczynamy się śmiać. Jest wtedy taki szczęśliwy, że widzi nas obudzonych.

  - To co? Ty zrobisz młodemu kaszkę, a ja nas spakuję. - mówię.
  - Jak to spakujesz?
  - No chyba nie myślałeś, że w taką piękną pogodę, będziemy siedzieć w domu. Jedziemy na działkę. - uśmiecham się promiennie.
  - Czemu ja nic o tym nie wiem? - marszczy brwi.
  - Bo teraz na to wpadłam? Zobacz jak już jest gorąco. Mały popluska się w basenie, my z resztą też. - uśmiechnął się szeroko.
  - No dobrze.

Byłam cholernie szczęśliwa, że wyruszyliśmy od razu po śniadaniu. Rodzice byli jak zwykle mile zaskoczeni naszym przyjazdem. Alek od razu pobiegł do małej, zamykanej piaskownicy, więc dziadek od razu mu ją otworzył.

Dobrze, że przed wyjazdem wysmarowałam małego filtrem przeciwsłonecznym, bo nie wyciągniemy go z stamtąd, przez najbliższe dwie godziny.

Adam

Tylko przez chwilę byłem zaskoczony jej propozycją, ale co ja się dziwię... moja mała uwielbia jeźdźić do moich rodziców na działkę, szczególnie w takie dni.

Pytanie brzmi, czy domyśliła się planu Adriana i próbuje odwlec nieuniknione?

Jeśli tak, zamierzam jej pomóc, ciesząc się, że nie jest nim zainteresowana. Dlatego dzwonię po cichu do niego, że swój plan będzie musiał zacząć od poniedziałku, bo wyjeżdżamy na weekend na działkę.

~ Powiedziałeś jej, czy się domyśliła?
~ Słowem się nie odezwałem, o naszej wczorajszej rozmowie. - westchnął głośno.
~ Nie doceniłem swojego przeciwnika. Zapomniałem, z kim mam do czynienia. - zaśmiałem się.
~ To prawda.
~ Dobra... dzięki za cynk.
~ Nie ma sprawy.

Wracam do mojej rodziny i z ogromnym szczęście patrzę na ten obrazek. Moja piękna żona, w samym bikini, bawi się z małym w piaskownicy, robiąc mu babki, które i tak po chwili on równa te babki z ziemią.

Wiążąc się z Ewelą te ponad 6lat temu, byłem gotowy poświęcić, swój i tak lichy kontakt z rodzicami, by tylko z nią być, a ona walczyła o to, by mama ją zaakceptowała i o naszą zgodę. Wtedy tego nie rozumiałem, nie wyobrażałem sobie tego... a dziś? Jestem jej wdzięczny, bo jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i będę jeszcze bardziej, gdy powiększymy naszą rodziną.

Szczególnie, że ja wiem o czymś, o czym ona jeszcze nie zdaje sobie nawet sprawy.

Moja Maleńka... jest w ciąży.

Skąd o tym wiem?

No cóż... bardzo się starałem...
Kochałem ją częściej i intensywniej.

Ale tak naprawdę, Ewela by mi głowę urwała, gdyby się dowiedziała, że raz specjalnie schowałem jej tabletki, kilka razy podałem jej witaminę C zamiast antykoncepcyjne lub specjalnie zajmowałem jej czas, oszałamiającym seksem, żeby zapomniała je wziąć.

Widząc, jak już szósty dzień wymiotuje rano, dotarło do mnie, że mój plan się powiódł i za mniej niż 9 miesięcy, nasza rodzina się powiększy. Pytanie tylko, kiedy ona się zorientuję, że nosi w sobie kolejne życie.

Mam nadzieję, że do przyszłej soboty, bo inaczej ja będę musiał ją uświadomić, że nie wolno jej pić.

Chryste... jestem taki szczęśliwy.

Już nic mnie nie powstrzyma, by być świadkiem tego wspaniałego okresu i zachodzących w niej zmian. Nie mogę się doczekać, by poczuć pod ręką, jak maleństwo kopie i spełniać każdą jej zachciankę. Być z nią na każdym badaniu, a co najważniejsze, być i wspierać ją przy porodzie.

Adrian też już przestał być dla mnie zagrożeniem.

Ewelina

Weekend minął nam bardzo miło, a co za tym idzie, bardzo szybko. Nim się zorientowałam, a już wyjeżdżaliśmy w niedzielę wieczorem, z działki.

Westchnęłam lekko opierając głowę o zagłówek i obserwuję mojego męża, jak wjeżdża na główną drogę.

  - Co tam, skarbie? - pyta, kładąc rękę na moim nagim udzie.
  - Spać mi się chcę. W ogóle kręci mi się w głowie.
  - To zdrzemnij się, tą godzinkę.
  - A co będę robić w nocy?
  - No domyśl się. - uśmiechnął się szeroko i jednym przyciskiem guzika, powoli opuścił moje oparcie.
  - Powiesz mi... co takiego robiłam, że jestem tak zmęczona?
  - Też mnie to dziwi. - spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. - Może powinnaś się przebadać?
  - Nie czuję się chora.
  - Dzisiaj rano też wymiotowałaś. - wzdycham.
  - To ta blond menda, wykańcza mnie psychicznie. - w końcu muszę z nim na ten temat porozmawiać.
  - Skarbie...
  - Nie mam ochoty go widywać. Po co wrócił i zamącił mój spokój?
  - Dlaczego tak bronisz się, przed pogodzeniem się z nim? Owszem, zjebał sprawę... ale to nadal nasz przyjaciel.
  - Adam... nie zabronię Ci kontaktów z nim. Możesz sie z nim spotykać na jakimś piwie, nawet u nas w domu, ale mnie w to nie mieszaaaaj. - ziewnęłam i wydawało mi się, że tylko na chwilę, zamknęłam oczy. A okazało się, że przespałam całą drogę.

W domu o dziwo, też poszłam spać po prysznicu, ale zanim to zrobiłam, napisałam do Jaśka by przyjechał do mnie jutro.

~***~

Zerwałam się ze snu i szybko pobiegłam do łazienki, w której Adam szykował się do pracy i dopadłam do muszli.

Od razu podszedł do mnie i przytrzymał mi włosy, gdy ja oddawałam chyba wczorajszą kolację i obiad.

Jasny gwint... co mi jest?

  - Może zostanę w domu. Nie wyglądasz za dobrze.
  - Dziękuję Ci, kochany mężu... naprawdę. - po umyciu zębów, położyłam się spowrotem do łóżka. - Dasz sobie radę? - pyta, gdy jest już gotowy do wyjścia.
  - No pewnie.
  - Kocham Cię, wiesz o tym?
  - Też pytanie. Ja Ciebie też kocham. - całuje mnie mocno.
  - Pa, skarbie.
  - Papa.

Leżę jeszcze chwilę, po jego wyjściu i niechętnie wstaję, by wykonać poranną toaletę.

W każdej wolnej chwili, myślałam o blondynie. Wiem, że nie odpuści, ale ja też nie. Nie chcę czuć tego, co czuję, dlatego nie zamierzam, mieć z nim dobrych kontaktów. Najlepiej jakby wrócił do miejsca, gdzie się ukrywał.

Stoję przed lustrem w łazience i zaczynam się malować. Przez to zatracenie się w obowiązkach, zaniedbywałam się. Nie miałam ani czasu, ani siły żeby zrobić swoje rytuały, czy wytuszować chociaż rano rzęsy.

To Zuza kazała mi się ogarnąć. Wzieła wtedy Aleksego na spacer, a ja po usłyszeniu kilku słów prawdy, patrzyłam się tępo w lustro, widząc obraz nędzy i rozpaczy. Tak zaczęłam głośno krzyczeć, że aż mnie gardło rozbolało, po czym wzięłam się w garść i poszłam do łazienki.

Od tamtej pory obiecałam sobie, że w życiu się nie doprowadzę do takiego stanu i że zawsze znajdę czas dla siebie. Obiecałam sobie, że nawet jak mi się nie będzie chciało, wstanę i zrobię sobie chociaż delikatny makijaż, być czuć się kobietą.

Włosy zostawiam rozpuszczone, bo poproszę Monikę, która na pewno mnie dziś odwiedzi z Aurelką, żeby zrobiła mi dobieranego.

I tak jak przewidziałam, przyszła idelanie na śniadanie, machając papierową torbą, pełną malusieńkich pączków.

  - Kupiłam do herbatki!
  - Czytasz mi w myślach! Skąd wiedziałaś, że potrzebuje zjeść coś słodkiego? Jak na złość nic nie mam! - szukam po szafkach, jakichś ukrytych ciastek, ale nic nie ma, zero, null. 
  - Wiem... że Adrian wrócił. - zaczęła ostrożnie, a ja zaczęłam głośno jęczęć.

Tylko przy niej mogę być sobą, jeśli chodzi o Adriana.

  - Nie mówmy o nim, proszę.
  - Eve...
  - Błagam Cię, Mon. - zasznurowała usta i zmieniła temat.

Po zjedzeniu śniadania, mała Aurelka przysypiała w leżaczku-bujaczku, mimo niezbyt cichej zabawy Alka, drewnianymi klockami, a Monia siedziała na kanapie i robiła mi dwa sportowe dobierane, kiedy siedziałam na dywanie, między jej nogami.

  - Mogę coś powiedzieć?
  - Jasne, mów. - wzruszyłam ramionami.
  - Byli u nas... wczoraj.
  - Chyba nie dam rady, tego słuchać. - wzdycham cicho, ale ona kontynuuje.
  - Eve... kur... - przerwała i spojrzała na Aleksego, zasłaniając usta ręką. - ...chciała wziąć na ręce Aurelkę, ale to było takie wymuszone. Jakby Adrian ją zmusił do przyprowadzenia jej do nas.
  - Może to głupie... ale zawsze się czułam przy niej gorsza. Ona patrzyła na mnie takim wyniosłym wzrokiem i nieraz dyskretnie dała mi do zrozumienia, że jestem za młoda, by coś wiedzieć.
  - Też to zauważyłam. Tak czy siak, widać że oboje są szczęśliwi... - zakuło mnie serducho. - ...ale... nie ufam jej. Zamierzam być ostrożna.
  - A ja nie. Mam dość chodzenia wokół niej, na paluszkach. Niech powie tylko jedno fałszywe słowo, a przysięgam że powiem jej, co o niej myślę. - dzwoni dzwonek do drzwi.

Wstaję i zachwiałam się, czując jak kręci mi się w głowie, ale szybko to opanowałam i ruszyłam do wiatrołapu. Zanim pomyślałam, żeby zajrzeć przez judasza, to oczywiście było za późno, gdy zobaczyłam jego twarz.

  - Cześć.- wita się uśmiechem.
  - Adama nie ma.
  - Ja do...
  - Kończy pracę o 15.00.  - przerywam mu i zamykam drzwi.

No co za tupet!

Co on sobie myśli?
Że odpuszczę mu i będziemy rozmawiać, tak jak dawniej?

Jestem zdziwiona, że nie dobija sie do drzwi i bardzo dobrze.

  - Kto to był? - pyta Monia, gdy wchodzę do salonu.
  - Jechowi.
  - Jestem wiary rzymsko-katolickiej. - mówi, wchodząc przez taras.
  - No nie wierzę. - wywracam oczami.
  - Cześć, Moniś. - podchodzi do niej i daje jej buziaka w polik.
  - Cześć... - chciała coś powiedzieć, ale weszłam w jej zdanie.
  - Jak się tu dostałeś? - warczę.
  - Jestem gliną. Nie straszne mi żadne ogrodzenie. - uśmiecha się bezczelnie.
  - Masz 5 sekund, by opuścić mój dom. Pozwolę Ci wyjść drzwiami. - widzę kątem oka, jak Alek podchodzi do niego.
  - Ewelka...
  - Nie życzę sobie Twoich odwiedzin, kiedy nie ma Adama. -
  - 5...
  - Proszę... porozmawiajmy.
  - 4... 3... - chwyta go za rękę i prowadzi do klocków.
  - Malutka... proszę...
  - 2... 1... wypad. - zamiast wyjść, on siada na podłodzę i zaczyna bawić się klockami. - Głuchy jesteś?
  - Twój syn zaprosił mnie do zabawy. Nie mogę mu odmówić. - zaraz mnie coś kurwa trafi!

Mam ochotę rwać sobie włosy z głowy, na ten cyrk. Patrzę z przerażeniem, że Monia wstaję i zbiera swoje rzeczy, a później wyciąga małą z leżaczka.

  - Co robisz?
  - Zbieramy się. Dzisiaj mamy wizytę patronażową i szczepienie. - szukam w jej oczach kłamstwa, ale ona tylko wzrusza ramionami. - Cześć, Adrian. - i żegna się z tym dupkiem. - Pa, zięciu. - targa włosy Alka.
  - Nie... błagam. - szepczę, kiedy mnie daje buziaka.
  - Naprawdę. Wybacz. - odszeptuje i wychodzi, wyprowadzając wózek. - Pa!
  - Pa. - odburknęłam. - Na Ciebie też już pora.
  - Nie mogę, przerwać zabawy.
  - Dokładnie za... - spojrzałam na zegarek z założonymi rękami - ...4 minuty, Alek będzie Cię mieć w czterech literach tak, jak jego mama, bo on punkt 12.00 idzie na drzemkę.
  - No zobaczymy.

Uśmiecham się zwycięsko jednym kącikiem ust, gdy minutę przed czasem, Alek wstaję z podłogi i podchodzi do mnie. Kiedy chwyta moją dłoń i wciera twarz w jej wierzch, to dla mnie znak, że jemu chcę się spać.

  - A nie mówiłam? - biorę syna za rękę i prowadzę go do sypialni - Żegnam. Wiesz gdzie są drzwi.

I tak po prostu zostawiam, persone non grata, mając nadzieję, że wyjdzie.

Po ściągnięciu mu spodenek, Aluś już automatycznie wchodzi sam do łóżeczka, odnajduje smoczek i gdy tylko włączam szumisia, on kładzie się na boczku i przykrywa sobie oczy przytulanką.

Normalnie bym go zostawiła i poszła do salonu, ale nie mam zamiaru z nim siedzieć, o ile jeszcze nie wyszedł. Dlatego usiadłam na łóżku i patrzyłam, jak moje szczęście zasypia.

Mama mówiła, że to szybkie zasypianie ma po Adamie. Wystarczyła, że położyła go do łóżeczka i jak tylko przymknął oczka, tak już zasnął.

W końcu ruszyłam się z miejsca i po pogłaskaniu policzka, mojego śpiocha, odwróciłam się do wyjścia i zobaczyłam jego, jak mi się przygląda z dziwną fascynacją, opierając się bokiem o futrynę. 

Patrzymy chwilę na siebie, aż w końcu odbija się i wychodzi. Mam nadzieję, że z domu, ale nadzieja matką głupich.

Przymykam drzwi i widzę, jak stoi oparty, o ściany w holu. Kompletnie go ignoruję i idę do garażu. Mam nadzieję, że połknie haczyk.

Adrian

Z jednej strony jest mi źle, gdy mnie tak odpycha, a z drugiej... podobają mi się te podchody.

My mężczyźni, jesteśmy prostymi stworzeniami. Uwielbiamy gonić króliczka.
Dlatego nie odpuszczę. 

Odprowadzam ją wzrokiem, kiedy idzie w stronę wiatrołapu i gdy nie wraca po chwili, idę za nią.
Drzwi od garażu są uchylone, więc musi tam być. Wchodzę do niego i szukam jej wzrokiem.
Może jest w aucie?

Jak tylko staję przy jej aucie, słyszę jakiś ruch i po odwróceniu się, widzę jak szybko znika za drzwiami do wiatrołapu.

Kurwa...

Rzucam się za nią od razu, ale zdążyła przekręcić zamek. Domyślając się, że główne drzwi też pewnie zamknęła, od razu biegnę ile sił w nogach na taras, który nadal jest otwarty.

Niestety, gdy dobiegłem do niego, drzwi były już zamknięte, a ona stała z niewzruszoną miną. Nawet nie cieszyła się ze swojego zwycięstwa, a było z czego.

No kurwa mać... wyrolowała mnie! Mnie! Glinę!

Nawet nie proszę, by otworzyła. Po prostu zbliżam się do szyby i kładę na niej dłonie i czoło, patrząc na nią błagalnym wzrokiem i wyglądając pewnie jak zbity pies. O ironio!

Kompletnie obojętna, odwraca się i odchodzi do kuchni. Dobrze, że to nie zima i mogę poczekać na tarasie na Adama. Nie pozbędzie się mnie tak łatwo.

Usiadłem przy stole, na której stoi plastikowy, dość dziwny dzbanek z wodą. Przynajmniej się nie odwodnie w ten upał.

Ewelina: Gdzie Ty jesteś?

Ja: Załatwiam sprawy.

Ewelina: O której wrócisz?

Ja: Wieczorem.

Nalewam sobie kolejną szklankę wody, o dość dziwnym smaku, gdy nagle dostrzegam ruch przy oknie. Dosłownie szczęka mi opada, kiedy czytam napis na kartce, którą Ewela przykłada do szyby.

"To jest woda do kwiatków, a ten kubek jest po płynnym nawozie.
Smacznego."


Od razu się zrywam w krzaki, żeby zwymiotować.

Ja pierdole... zanim z nią pogadam, to się chyba wykończę. Wracając na miejsce, uśmiecham się szeroko na widok, dużej butelki Sprite'a przy drzwiach.

A jednak nie jest totalnie bez serca.

Gdzieś tam głęboko w środku, jest moja stara Ewela. Wyobrażam sobie, jak siedzi skulona i cierpi, bo tak bardzo ją skrzywdziłem.

Po jakichś dwóch godzinach obserwowania jej z zewnątrz, widzę jak do salonu wpada Adam Junior, w samym pampersie i koszulce na krótki rękaw z Kaczorem Donaldem. Kiedy tylko mnie zauważa, podchodzi do szyby, przykładając małe rączki i z szeroki uśmiechem, mówi:

  - Ta-ta. - wiem, że mówi tak na wszystko, ale jednak chciałbym, żeby to była prawda. Chciałbym być na miejscu na Adama.
  - Hej, mały. - uśmiecham się, kucając przed nim.
  - Ta-ta. - uderza rączkami w szybę.
  - Szkoda, że nie dosięgasz do klamki. Od razu byś mnie wpuścił, co? - zaczyna gadać po swojemu, mocno gestykulując rączkami.

O tak... to gadulstwo, to ma po Eweli.

Adam mówi, że dużo rozumie, ale prawie nic nie mówi po "naszemu". A gdyby tak...

  - Aleksy... Alek... - spojrzał na mnie z uwagą. - Otwórz mi drzwi... wiem, że potrafisz. Trzeba złapać  za tą klamkę. - pokazuję mu, jak dureń, ale on uważnie śledzi każdy mój ruch.

O dziwo, próbuje się wyciągnąć i dosięgnąć klamki, świecąc przy tym gołym pępkiem, no ale sporo brakuje. Nagle się zrywa i próbuje wdrapać się na kanapę. Chyba zostanę tu do 15.00.

No kurwa nie uwierzycie, jak wam powiem, że mały  zrzucił wszystkie poduszki i zaczął się po nich wspinać.

Ja pierdolę... no geniusz!

Mam ochotę go wyściskać, kiedy dosięga do klamki i szarpie nią na wszystkie strony, nie wiedząc jaki jej kąt sprawia, że się drzwi otwierają, więc czekam i gdy tylko klamka pojawia się poziomo, delikatnie odsuwam drzwi na bok i chwytam małego, który traci równowagę.

  - Boże, Alek... jaki ty jesteś mądry! - biorę go na ręce i wchodzę do mieszkania z triumfem na twarzy - Dzięki, smyku. 

Rozglądam się po pomieszczeniu, ale nie widzę Eweli. Coś jest nie tak. Wątpię, by pozwoliła małemu biegać po domu, bez opieki.

Szybkim krokiem sprawdzam, każdy pokój w tym domu i znajduję ją nieprzytomną w ich łazience.

Od razu stawiam małego, na ziemi i podbiegam do niej.

  - Jezus Maria, Ewela.... Ewela obudź się! - sprawdzam, czy oddycha i czy ma jakiś uraz, po czym układam ją w pozycji bocznej i wyciagam telefon, dzwoniąc po pogotowie i Adama.

Na szczęście Alek, nie jest świadomy tego, co się dzieje i grzecznie się bawi w pokoju, w zasięgu mojego wzroku.

Pierwsze przyjachało pogotowie, a ona nadal nie odzyskała przytomności. Zostawiając ją w tej pozycji, szybko poszedłem otworzyć im drzwi.

Gdy tylko zaczęli ją badać, ocknęła się, ale była nadal zamroczona. Ja w tym czasie wziąłem młodego Winera i widząc jego pękaty pampers, modliłem się żeby nie było dwójki.

Znalazłem jakieś pampersowe gacie i wymieniłem mu je bez żadnego problemu, czy płaczu, dziękując Bogu, tylko za jedynkę, po czym włożyłem mu spodenki i założyłem sandałki.

Z niepokojem patrzyłem na Ewelę, którą ratownicy wynosili na noszach. Jak tylko, karetka ruszyła spod domu, z piskiem opon zatrzymał się Adam.

  - Jedź za nimi. Ja dojadę, jak Zuzka przyjdzie do małego.
  - Dzięki.

Patrzyłem za nim, jak dogania ambulans i jedzie tuż za nim.

  - Ta-ta.
  - Tak, młody. To był tata. Pojechał za mamą, ale nie martw się, Alek. Wszystko będzie dobrze. - uśmiecham się do niego. - Dzięki tobie, mały bohaterze. Być może uratowałeś, własną mamę.

3065 słów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top