32. Dlaczego to przed nim ukrywasz?
Ewelina
Minął rok... od kiedy nie ma go, w moim życiu.
Od 12 miesięcy, nie wiedziałam jego oczu i uśmiechu. Choć bardzo się z tym kryję, czuję pustkę od pieprzonych 365 dni. Cholernie mi go brakuje.
Jestem popieprzona, bo mimo szczęśliwej rodziny jaką mam, nadal go kocham i pragnę.
Muszę zbierać siły, bo za tydzień go zobaczę.
Po akcji na wieczorze panieńskim Zuzki, chłopcy doszli do wniosku, że od teraz będziemy spędzać te wieczory na wspólnej zabawie. Dlatego ma być nie tylko na ślubie Natki i Oskara, ale także na wspólnym wieczorze kawalersko-panieńskim.
Znając Adriana, będzie próbował zbliżyć się do mnie, a ja mimo swoich uczuć, nie zamierzam mu niczego ułatwiać. Nie chcę go widzieć. Skoro podjął taką decyzję, niech tak zostanie.
Pieprzony tchórz.
Nie mam teraz ochoty o tym myśleć, co się będzie działo. Martwić się będę za tydzień, chociaż nie... od tygodnia stres mnie męczy. Boli mnie brzuch i wymiotuję.
Wchodzę do salonu i z uśmiechem obserwuję, jak Adam razem z Aleksym, bawią się samochodzikami na podłodze.
- Nie chcę wam psuć zabawy, ale za niedługo musimy go wykąpać i położyć spać. - przypominam.
- No, mama! - brunet udaje małe dziecko. - Jeszcze trochę. Tu się wyścig o puchar rozgrywa! - kręce głową z rozbawienia. Nagle słyszymy dzwonek do drzwi.
- Nie "mama", tylko tak. - mówię, idąc do wiatrołapu. - Proszę to zacząć sprzątać!
Otwieram drzwi, nie patrząc przez wizjer, na osobę za nimi. Choć serce przyspieszyło mi do zawrotnej prędkości, moja twarz nawet nie drgnęła, na jego widok.
O Bożenko... jaki on przystojny.
Tak bardzo za nim tęskniłam.
Patrzymy na siebie tylko trzy sekundy, a ja zdążyłam wyczytać wszystko, w jego oczach kolorze bursztynu.
Strach, obawa, nadzieja i szczęście.
Jestem zła na siebie, bo wszystko we mnie krzyczy, żeby wtulić się w tą blond mendę, poczuć jego ciepło, zapach, to uczucie bezpieczeństwa i bycia wyjątkową.
Tak... przy nim czułam się wyjątkowo. Kiedyś tak czułam się przy Maksie, ale gdy przez gwałt przestaliśmy być z Adrianem, to on wzbudzał we mnie też wszystkie uczucia, co kiedyś Wójcik. Jego zainteresowanie moją osobą, uczucia, którymi mnie darzył i to uwielbienie w oczach, kiedy na mnie patrzył, łechtało moje ego i podnosiło poczucie własnej wartości. Czułam się piękna, kobieca, pożądana, po prostu... wyjątkowa.
No właśnie, "czułam"... czas przeszły.
- Cześć...
- Adam! Ktoś do ciebie! - zostawiam Adriana w drzwiach i wracam do salonu.
- Kto? - pyta zdziwiony.
- Nie znam. - wzruszam ramionami.
- Cześć, Ad.
- Adrian... - wstał z klęczek.
- Idę naszykować małemu kąpiel. - nie patrząc na blondyna, mijam go i idę do łazienki.
Może tęskniłam za nim, ale pamietam w jaki sposób mnie zostawił. Jak płakałam za nim w samochodzie pod jego klatką, jak serce mi pękało z bólu.
Adam
Widząc minę Eweli, dopiero po chwili zorientowałem się, że to może być Adrian, który właśnie w tamtym momencie, wszedł do środka.
Zanim się przywitaliśmy, oboje odprowadziliśmy ją wzrokiem, każdy bojąc się o najbliższą przyszłość.
- Kiedy wróciłeś, Ad? - przytulam go po męsku, czego nie może odwazjemnić, bo ma zajęte ręce.
- Dzisiaj, rano.
- Cieszę się, że Cię widzę. - uśmiecham się.
- Dobrze, że chociaż Ty. - podchodzi i kuca przed Aleksym. - Młody, aleś ty wyrósł! Czym Cię ta mama karmi? - mały uśmiecha się do niego. - Proszę... wujek Ci kupił... samochód policyjny! - zaśmiałem się, kiedy próbował go wyjąć z pudełka.
Dopiero po chwili, dał mu fajny samochód, który gra i święci się, jak prawdziwy radiowóz.
- Czy on powinien być taki duży w tym wieku?
- Jest dużym dzieckiem... po mnie. - mówię dumnie, zbierając zabawki.
- Mówi już "tata"?
- Taa... na wszystko mówi "tata". - uśmiechnął się.
- Jak myślisz... powinienem... - zaczyna, ale przerywa mu zbliżający się głos Eweli.
- No dobra... dosyć tego dobrego. Idziemy się kąpać. - mówi, wchodząc do salonu.
- Ta-ta. - uśmiecha się mały, wyciagając do niej rączki, a ona wzdycha zrezygnowana.
- Ma-ma, mama... - poprawia go, kucając przed nim. - Jestem ciekawa, kiedy usłyszę "kocham Cię, mamo." - patrzy na niego z miłością.
- Za dwa lata na dzień matki? - przewiduję, a Adrian próbuje ukryć uśmiech.
- Nawet tak nie mów. - jęczy niezadowolona. - No dobra, chodź... - wstaje i wyciaga do niego rękę. - ...idziemy myju-myju. - ale mały się upiera i wyciąga dwie rączki. - No chyba żartujesz, chłopie? Masz dwie nóżki? Umiesz chodzić? To zapraszam.
Kurwa... uwielbiam ją taką stanowczą. Wspaniałą jest matką, bo kocha go nad życie, dużo okazuje mu miłości poprzez przytulanie i całowanie, ale się z nim nie cacka.
Jak ją kiedyś ugryzł w rękę, na rodzinnym grillu, to mu oddała. Wszyscy byliśmy w szoku, kiedy to zrobiła, ale widząc reakcję młodego, nikt się nie odezwał. Spojrzał na nią zaskoczny, masując sobie nieduże ugryzienie, a ona wtedy zapytała go czy boli. Skinął głową, bo cieżko u niego z mową, ale bardzo dużo rozumie. Wtedy Ewela zaczęła mu tłumaczyć, że nie wolno tak robić, bo to właśnie tak boli. Od tamtej pory, już tego nie zrobił. Tak samo postąpiła, kiedy pociągnął ją w nerwach za włosy.
A te teksty w stylu "Dziecko... ile ty masz lat, żeby tak płakać?", "Weź się w garść, chłopaki nie płaczą." rozwalają mnie na łopatki.
- To może... ja go wykąpie. - mówię, bo to jest mój rytuał.
- Jeśli myślisz, że będę bawić Twojego gościa, to jesteś w błędzie.
- Ewelka... - mówi Ad błagalnym głosem.
- Dla Pana, jestem Pani Winer. - odpowiada patrząc na niego pustym wzrokiem. Już mu współczuję, bo to dopiero początek jej zemsty. - Chodź, Aluś. - mały w końcu wstaje i łapie ją za rękę. - Adam, zrób za pół godziny mleko.
- Jasne.
- Cześć, Alek. - żegna go wujek, doprowadzając ich wzrokiem. - Jest niesamowita. Świetnie go chowa.
- Nieprawdaż? Kocha go, ale nie da sobie wejść na głowę. Ja już dawno bym się ugiął. - prychnął.
- Ciepła klucha.
- Powiedz... wróciłeś na stałe, czy tylko na panieński i ślub? - dopytuję.
- Chyba na stałe.
- Czyli jesteś szczęśliwy.
- Będę... jeśli Ewela mi wybaczy. - cmokam.
- Może być ciężko. - wzdycha ciężko.
- Dlatego przyjechałem wcześniej. Mogę do was przyjeżdżać?
- No pewnie.
- Chciałbym ją odwiedzać codziennie i zacząć naprawiać relacje.
- Trzymam kciuki. - ...już mi się to nie podoba, choć.
Na szczęście mój plan się powiódł, choć jeszcze nikt o tym nie wie, nawet sama Ewela...
Zrobiłem butelkę i zaniosłem mojej Maleńkiej, która wyjątkowo wyręczała mnie w moim ulubionym rytuale, czyli kąpanie, kremowanie i masowanie Alusia przed snem.
Gdy młody dostaje butelkę, pije ją sam w łóżeczku i jak tylko ją kończy, odwraca się na drugi bok i zasypia sam, przy dźwiękach szumisia i świetle delikatnej lampki nocnej.
- Skoro Ewela nawet nie chce wyjść z pokoju, to ja już będę leciał.
- Zostań... zaraz będziemy sami, to sobie porozmawiamy. - muszę się wywiedzieć, jak mu się układa z Eweliną.
- Sami?
- Ewela idzie na ćwiczenia.
- Jakie ćwiczenia? - zmarszczył brwi.
- Trenuje Zumbę i chodzi na basen. - wzdycham.
- I pozwoliłeś jej się odchudzać? Ty?
- Oczywiście, że nie. Nie jestem zachwycony, że urywa się z domu i idzie albo na basen, albo poćwiczyć. - ściszam ostatnie zdanie, bo słyszę jak wychodzi z sypialni.
- Okay... to ja lecę. - podchodzi do mnie z małą sportową torbą, przewieszoną na ramieniu i nie tylko mocno mnie całuje, ale także wręcza pustą butelkę po mleku. - Będę za półtorej godziny.
- Dobrze. Będę czekał. - uważnie się jej przyglądam, jak bierze kluczyki do auta z komody i bez pożegnania, nawet zwykłym "cześć" z Adrianem, wychodzi do garażu.
- Mam przejebane. - wzdycha ciężko.
- Owszem. - zgodziłem się z nim.
Ewelina
Jak burza wpadłam na salę po przebraniu się w krótkie spodenki i bokserkę. Witając się z innym raczej odburkniętym "siemka", wiążąc kitkę z włosów.
Szybkim krokiem podeszłam do Maksa, który patrzył na mnie z podniesioną brwią.
- A coś Ty taka nie w sosie? - pyta, gdy bez słowa, zaczynam się rozgrzewać.
- Nic. - zasyczałam, a on do mnie podszedł bliżej.
- A może tak grzeczniej, bo to nie przeze mnie masz parszywy humorek.
- Masz rację. Przepraszam. Nie powinnam się na tobie wyładowywać. Zrobię to na worku. - uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
Po rozgrzewce, pomógł mi założyć rękawice, a sam trzyma łapy, w które trafiam. Skupiam się na nich i oddaję dobre precyzyjne ciosy.
Prawidłowy rozstaw nóg... pozycja... głębszy wdech... i przerzucając ciężar ciała z prawej na lewą, zadaję cios z wydechem.
- Brawo! Jednak gdy jesteś na coś wściekła, o wiele lepiej Ci idzie. Poćwiczmy teraz bloki. - Maks poprawia swoją pozycję i zaczyna lekko łapami atakować.
Przyjmując gardę, odpieram ataki, a nawet udaje mi się blokować kilka niespodziewanych uderzeń, robiąc uniki, a zarazem kontratak.
- Dobra. Starczy. - krzywię się.
- Nie. Poćwiczmy jeszcze.
- Nadal jesteś zła? - pyta, patrząc na mnie z troską.
- Tak.
- Mam pytać, co się stało?
- Nie teraz.
- Dobrze... - westchnął. - ...chodź do worka.
Zakładam słuchawki na uszy i dosłownie wyżywam się, na Bogu ducha winien, worku. Ale on właśnie od tego jest, by przyjmować każdą niemą złość. Jest idealnym terapeutą, który przyjmuje wszystko na "klatę".
Po jakimś czasie, ciemnooki brunet, łapie mój worek i ściąga mi z uszu słuchawki, gdy przestaje wymierzać ciosy.
- Lepiej?
- Nie. - jęczę, czując niebezpieczne pieczenie pod powiekami.
- Widać musisz to z siebie wyrzucić, żeby było Ci lżej. No dajesz... co znowu zrobił Winer? - westchnęłam ciężko.
No tak... gdy Adam przechodził nieraz ludzkie pojęcie w swoim zachowaniu, zaborczego Alfy i pana tego świata, Maks zawsze kazał mi się wyżyć, a gdy to nie pomagało, słuchał mnie.
Tak samo robił to Janek i Monika, ale oni próbowali jakoś to załagodzić, a on tylko słuchał. Nie stawał po żadnej ze stron.
Patrząc też na jego reakcje, nie wie o najświeższymi newsie, albo udaje żeby mnie chronić.
- To ty nic nie wiesz? - ryzykuje i pytam.
- A co mam wiedzieć?
- Sawicki wrócił do Łodzi. - zmarszczył brwi.
- Skąd to wiesz?
- Bo przyszedł do nas, jak gdyby nigdy nic! - spojrzał na mnie uważniej.
- I jak się z tym czujesz?
- Jestem zła! Myślałam, że mam jeszcze tydzień, żeby się na to przygotować psychicznie, a on? Przyjechał wcześniej, nie wiem po co. - podniósł brew.
- Ty już dobrze wiesz, po co.
- Ale ja tego nie chcę, Maks. To co zrobił, w jaki sposób wyjechał, bardzo mnie zranił.
- Nadal go kochasz? - wzruszyłam ramionami, choć bardzo dobrze znam odpowiedź na to pytanie.
Podziękowałam brunetowi za dziś i nie umawiałam się z nim na za tydzień, bo mogę mieć ręce pełne roboty, choć to nie ja jestem świadkową Natki. Znaczy miałam nią być, ale jej siostra się wprosiła na to miejsce, a ona nie miała serca, by jej odmówić. Ja też nie mam żalu.
Nat jest moją przyjaciółką od zawsze. Nie ważne, że mamy teraz kruchy kontakt, przez jej ciągłą pracę, a ja zajmowaniem się dziekciem, ale jak tylko się spotykamy, to nie możemy się od siebie odkleić.
Teraz najlepszy kontakt mam z Moniką. Obie jesteśmy dumnymi matkami i razem możemy spędzać całe dnie, w swoim towarzystwie, co nigdy nam się nie nudzi. Mała Aurelka jest przecudowną dziewczynką, o blond włoskach, których ma sporo, jak na prawie 4 miesięczne dziecko, a czekoladowe oczka, aż się błyszczą, kiedy się uśmiecha.
Malutki aniołeczek, podobny do tatusia.
- Skoro tak dobrze Ci idzie, to może dasz się namówić, na prawdziwy sparing. - mówi tak nagle, że nie od razu, dociera do mnie znaczenie tych słów.
- Oszalałeś? Jak wrócę do domu z podbitym okiem? Co powiem Adamowi? - wystraszyłam się, co zauważył.
- Dlaczego to przed nim ukrywasz? - założył ręce na torsie. - Powiedz mu prawdę.
- Nie. Adam...
- Co, Adam? - ponagla mnie.
- On... odkąd wróciliśmy do siebie, stał się bardzo... - szukam w głowie odpowiedniego słowa, a on patrzy na mnie, jakby chciał wejść do mojej głowy. Tylko po co? Pomóc mi szukać? - ...opiekuńczy.
- Opiekuńczy... - powtórzył, jakby się oswajał z tym słowem.
- Tak. Gdyby się dowiedział, to...
- To co? - ale jest wścibski.
- ...to albo zacząłby przychodzić tu ze mną, albo w ogóle mi zabronił, a ja muszę czasami... uciec z domu. - mruży czarne oczy, jak otchłanie.
- Ewela... - zaczyna, ale przerywa nam, jeden z jego kolegów.
- Maks! - brunet skacze wzrokiem z jednego oka na drugie i bierze głębszy wdech.
- Idę!
- To ja już się będę zbierać. Do zobaczenia za tydzień. - uśmiechnęłam się lekko do niego, a później do reszty. - Cześć!
- Narazie.
Parkując w garażu, mam ochotę walić głową, o kierownice.
On nadal tu jest!
A najgorsze jest to, że jestem ubrana w ciuchy do ćwiczeń, bo nigdy nie biorę prysznica tam na miejscu. Kończę te rzeczy tak późno, że wolę to zrobić w domu, w towarzystwie Adama.
Biorę głęboki wdech i wysiadam z auta. Na moje nieszczęście, słyszę ich jak zbliżają się do wiatrołapu. Mogłabym uciec do garażu, by nie musieć go jeszcze dzisiaj oglądać, ale będzie lipa, kiedy nie zdążę i mnie przyłapią.
- Dzięki za wieczór. Tęskniłem za tym. Mam nadzieję... - przerywa, kiedy niechcący prawie nokautuję go drzwiami.
- Jestem.
- A co ty tak wcześnie?
- Wcześniej się zaczęło. - mijam ich, by nie nawiązywać żadnego kontaktu z blondynem.
- Gdzie idziesz?
- To chyba oczywiste. Idę do wanny się zrelaksować. - odpowiadam, nie odwracając się.
- Nie. Czekaj na mnie pod prysznicem. Za chwilę do Ciebie przyjdę. - nakazuje.
- Okay.
Znikam w sypialni i po odłożeniu torby do garderoby, sprawdzam co u Alusia i idę do łazienki.
Adrian
Stojąc pod drzwiami ich domu i słysząc jej głos, wydobywający się z wnętrza domu, moje serce robiło fikołki, a motyle w brzuchu, latały jak oszalałe.
Tak dawno jej nie słyszałem, tak dawno jej nie widziałem, bo Natka dostała zakaz udostępniania ich wspólnych zdjęć, jakby wiedziała, że tylko na to czekałem i robiła mi na złość.
Nie potrafiłem dłużej żyć bez niej. Oczywiście, że się z niej nie wyleczyłem, ale mając przy swoim boku Ewelinę, mogę żyć obok nich, nie cierpiąc aż tak bardzo.
Czyli dokładnie tak, jak było kiedyś.
Nie boję się jej reakcji, jestem gotów na wszystko. Boję się tylko, że nigdy już nie odzyskam tego co było wcześniej. Że już nigdy, nie będę dla niej przyjacielem.
Gdy otworzyła drzwi, jej widok zaparł mi dech w piersiach, za to ona stała niewzruszona i patrzyła na mnie, jak na obcego człowieka. W jej oczach widziałem malutki błysk zaskoczenia, ale od razu pojawiła się obojętność.
Wygląda pięknie, choć znowu schudła. Jej włosy urosły, ale nie wróciła do rudości. Choć pięknie jej w tym blondzie, to jednak w rudości była ostrzejsza, pikantniejsza, dosłownie diablica. Bardziej jej pasował rudy kolor włosów, jak mojej Ewelinie...
Wcale nie byłem zdziwiony, gdy potraktowała mnie, jak obcego. Owszem... poczułem nieprzyjemny ucisk w sercu, ale jeśli myśli, że się poddam, to się grubo myli.
Muszę też uważniej przyjrzeć się ich relacji. Natka nieraz mi pisała, że Adam robił Eweli, okropne sceny zazdrości, a ona sama rzadko się z nim kłóciła, co jest aż dziwne i przez to każdy się o nią martwi.
Po długiej rozmowie z Adamem, zacząłem się zbierać do wyjścia, zanim ona wróci. Nie chcę jej już dzisiaj drażnić, szczególnie że od jutra już nie dam jej spokoju.
- Będę się zbierał.
- Fajnie, że wróciłeś.
- Dzięki za wieczór. Tęskniłem za tym. Mam nadzieję... - przerywam, bo muszę zrobić unik, przed szybko otwierającymi się drzwiami.
- Jestem. - weszła do holu, w krótkich dresowych spodenkach i białej bokserce, w ogóle nie patrząc na mnie.
- A co Ty tak wcześnie? - dziwi się.
- Wcześniej się zaczęło. - mija nas.
- Gdzie idziesz?
- To chyba oczywiste. Idę do wanny się zrelaksować. - odpowiada, nie odwracając się.
- Nie. Czekaj na mnie pod prysznicem. Za chwilę do Ciebie przyjdę.
- Okay.
Co to kurwa było?
Spojrzałem na niego uważniej, jak odprowadza ją wzrokiem. Już miałem się coś odezwać, ale wolę jeszcze to sprawdzić. Gdybym teraz się odkrył, Adam mógłby zabronić mi widywać się z nią, a wtedy nie tylko nie odzyskam jej zaufania i przyjaźni, ale mogę nie zareagować w porę, gdyby coś się działo.
Mam nadzieję, że wszyscy przesadzają i że Adam nie manipuluje Ewelą, a tym bardziej, nie zamyka jej w domu.
Jeśli tak, to go chyba zatłukę.
Adam
Po wyjściu Adriana, od razu udałem się do łazienki. Podszedłem do Eweli, która zaczyna się rozbierać.
Cholernie się martwię, bo nie mogę rozszyfrować, co siedzi w jej głowie, po powrocie Adriana.
Z jednej strony, chcę żeby się pogodzili, a z drugiej, nie na tyle, by znowu nie wpadł jej do głowy pomysł z trójkątem.
Odpinam jej biustonosz i całuję jej ramię, biorąc w ręce jej piersi. Odchyla do tyłu głowę, leciutko wzdychając.
- Jak się czujesz? - pytam ostrożnie.
- Dali nam dzisiaj wycisk.
- Pytam, o powrót Adriana.
- Jakiego Adriana?
Odpowiada to co zwykle, gdy poruszam jego temat, dlatego nie zamierzam mu pomagać i kłócić się z nią. Sam musi odpracować, to co zjebał.
A patrząc, jak Ewela idzie w zaparte i jak go traktuję, to aż mu współczuję.
- Mam wielką ochotę na Ciebie. - mruczy.
Rzeczywiście... ostatnio jej libido przechodzi ludzkie pojęcie.
- Coś ostatnio nie możemy się od siebie odkleić, nieprawdaż? - uśmiecham się.
- Też to zauważyłam. - wzdycham. - Chyba nie tak, powinni zachowywać się rodzice. Zamiast trochę spoważnieć i się uspokoić, my się robimy coraz bardziej niemożliwi, odważni, wręcz coraz bardziej perwersyjni.
- Przeszkadza Ci to? - pytam, szukając w jej oczach potwierdzenia.
- Ale czy ja narzekam? - uśmiecham się szeroko, kiedy przede mną klęka.
- Nie... i to sprawia, że kocham Cię jeszcze bardziej, mała. - mówię, prowadząc ją pod prysznic.
18+
Obserwuję z zachwytem, jak moja bogini, zaczyna całować i pieścić mój cały sprzęt. Jestem tak cholernie podniecony, tym widokiem, jak liże i od góry do dołu Bena, bawiąc się przy tym jądrami, że nie wytrzymam dłużej.
Chwytam penisa i nakierowuję go.
- Mam ochotę wypieprzyć Ci usta, Maleńka. - spojrzała na mnie zaskoczona, ale dostrzegłem w jej oczach błysk. - Otwórz buzię. - chwytam ręką jej głowę.
Zrobiła to, a ja wsunąłem się w nią, patrząc jej w oliwkowe oczy. Czuję się jak w raju. Kocham jej usta.
Przez tyle lat, bałem się zabawiać z nią w ten sposób. Ona nie była Martą, czy inną kobietą, którą bez skrupułów, mogłem tak pieprzyć. Ją szanuję od samego początku, ale poniosło mnie tego wieczora, co byłem wściekły za te szybkie randki. A ona jak zwykle mnie zaskoczyła, bo spodobało jej się to. Od tamtej pory czasami pozwalam sobie, pokazać jej tą część mnie, która ona oczywiście akceptuje, będąc zachwycona.
Chwytam delikatnie dłońmi jej głowę i nadaję tempo, który wprawia mnie w wibracje, a z jej ust słychać pomruk zadowolenia. Czuję się niesamowicie, że mogę to robić z miłością mojego życia. Niestety po chwili ponosi mnie i wbijam się w nią za bardzo, bo moja Maleńka zaczyna się krztusić.
- Chcesz mnie udusić? - zaśmiała się, mając w oczach łzy..
- Przepraszam, skarbie. - uśmiecham się przepraszająco. - Chodź. - pomogłem jej wstać, od razu biorąc ją na rece i przyciskając do ściany.
Wchodzę w nią jednym płynnym ruchem, czując każdą zaciskającą na mnie się jej ściankę.
Z kolejnym pchnięciem, Ewela chowa głowę w mój bark, by stłumić krzyk i nie obudzić Aleksego. Każdy jęk, każdy szybszy oddech i westchnięcia, cholernie mnie nakręcają.
Mimo szybkiego tempa, wchodzę w nią mocno, do samego końca, dając nam ogromną satysfakcję. Słychać tylko jej cichutkie jęki, moje dyszenie i ciężkie uderzanie o siebie mokrych ciał.
Zaciskam dłonie na jej udach, za które ją trzymam, bo czuję jak ona mnie miażdży swoim nadchodzącym orgazmem. Po chwili dochodzi, ciągnąc mnie za sobą i dosłownie widze gwiazdy, kiedy wgryza mi się mocno w ramię, by stłumić krzyk.
♡♡♡
Po wszystkim, mocno ją trzymając, zamieniam nas miejscami i gdy tylko czuję na łopatkach oparcie płytek, zsuwam się po nich na podłogę.
Moja mała, wtula się we mnie i nadal drży od uniesienia, a ja odychlam głowę do tyłu i rozkoszuję się własnym orgazmem, głaszcząc ją po plecach.
- O Boże, Adaś!
- Co się stało? - patrzę na jej przerażoną minę.
- Przepraszam.
- Ale za co? - pokazuje mi miejsce ugryzienia przez nią. - Aaa... to. To, skarbie... dało mi orgazm wszech czasów.
- Co ty gadasz?
- No tak. - ująłem jej podbródek. - Bardzo mi się to podobało. Możesz częściej mnie oznaczać.
- Skoro to takie fajne... następnym razem ty ugryziesz mnie. - uśmiecha się słodko, patrząc na moje usta.
- Z największą przyjemnością, mała. - łącze nasze usta, gryząc ją delikatnie w wargę.
Po chwili wstajemy i zaczynamy się myć nawazjem. Kiedy Ewela wychodzi w ręczniku z łazienki, nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego, to znak dla mnie, że to nie koniec dzisiejszego dnia. Dlatego zakręcam pospiesznie kurek, biorę ręcznik i idę za nią do pokoju zabaw.
3265 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top