31. W końcu... tylko ciebie mam.
Ewelina
Wstając rano do pracy, po dwóch miesiącach wolnego, mój brunet miał parszywy humor. Dosłownie wyglądał, jak dziecko zmuszone wstać rano do szkoły.
Spojrzał w łóżeczko, gdzie nasz synek nadal smacznie śpi i po pogłaskaniu go po policzku, przyszedł na śniadanie z ciężkim westchnięciem. Na szczęście udało mi się poprawić mu humor, śniadaniem i niedokończonym lodem z szybkim numerkiem na stole.
Zamierzam też zrobić mu dzisiaj niespodziankę i pojedziemy po niego z Alusiem, a przy okazji pokażemy się jego kolegom z pracy.
Ubrana w jasne jeansy z dziurami i białą, luźną bluzką z opadającym ramieniem, ubrałam Alusia w fantastyczny, oryginalny dres od cioci Natalki i pojechaliśmy komunikacją miejską do ośrodka. Mały był zachwycony, jadąc takim środkiem transportu i zaczepiał obcych ludzi swoim uśmiechem. No nikogo się nie boi.
Gdy wjechałam wózkiem do ośrodka, nikt mnie nie poznał.
- Dzień dobry, w czym mogę pani pomóc? - pyta pani Kasia.
- Kasiu... to ja, Ewelina Winer. - spojrzała na mnie z oczami jak 5 złotych i podskoczyła na krzesełku.
- O rany! Ale pięknie pani... znaczy ty, wyglądasz!
- Dziękuję. Ty też wyglądasz świetnie.
Wyszła zza lady i mocno mnie wyściskała.
- Tak się cieszę, że Cię widzę i że... wróciliście do siebie. - powiedziała ostrożnie.
- Ja też.
- Pokaż mi waszego synka. - podeszła do niego, a on jak zwykle, na widok kogoś nieznajomego, uśmiechnął się szeroko pokazując swoje ząbki. - Jaki on jest cudowny! No czysty Adam!
- To prawda. Mały klonik.
- Nie mogliśmy się doczekać, aż do nas przyjedziecie.
- No cóż... Adamowi nie spieszyło się, żeby tu przyjechać na swoim urlopie. - tłumaczę z zakłopotaniem.
- Widziałam w jakim humorze dziś przyszedł. - zaśmiałam się. - Chcesz wejść do niego? Możesz śmiało zostawić tu wózek i wejść z małym.
- Dziękuję.
Biorę Alusia na ręce i idę z nim na ośrodek. Jak na początek września, jest mało ludzi, więc usiadłam z małym w poczekalni i czekałam aż ktoś znajomy się pojawi. Nagle mały zaczął głośno gaworzyć, wywołując tatusia z pokoju gdzie są prądy.
- Wiedziałem, że to on. - uśmiecha się szeroko na nasz widok. - Hej, moje skarby. - całuje nas. - Co tu robicie? - bierze ode mnie syna.
- Chcieliśmy Ci zrobić niespodziankę i przyjechaliśmy do Ciebie autobusem.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Tak bardzo chciałem wrócić już do domu, do Was. - marudzi.
- A kogo my tu mamy? - pyta Łukasz.
- Hej. - uśmiecham się.
- Witam, panią. Pięknie pani wygląda. - mówi, całując moją rękę. - Nie dziwne, że Adam nie chciał wracać z urlopu. - spojrzał na małego. - Siema, młody. Jestem wujek Łukasz. - podał mu rękę, którą Alek chętnie złapał.
Potem przyszła pani Magda, z panem Kamilem i kilkoro studentów, których nie znam. Każdy zachwyca się naszym synem i moim nowym wyglądem, a Adam puchnie z dumy i szczęścia.
Na koniec Alek dostał prezent od wszystkich współpracowników bruneta. Kupili mu namiot Tipi, który bardzo chciałam mu kiedyś kupić do pokoiku i skoczek-huśtawkę w jednym, co jest strzałem w dziesiątkę. Nasz mały uwielbia kicać.
- Za tą niespodziankę, zabieram Was na obiad i deser. - mówi, całując mnie w aucie.
- Bardzo chętnie, bo tak się szykowałam, że nic nie ugotowałam. - zaśmiał się.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że siedzenie w domu z Alusiem, będzie wymagało ode mnie sporej siły i organizacji.
I rzeczywiście... tak skupiłam się na byciu wzorową matką, żoną i gospodyni domową, że zatraciłam się w tym.
Ciągle tylko opieka nad małym, który daje popalić, sprzątanie, pranie, prasowanie, gotowanie i tak w kółko. Nagle dotarło do mnie, że od kilku miesięcy, siedzę zamknięta w domu i jedyną moją rozrywką, jest spotykanie się z Moniką, której w ciąży bardzo się nudzi siedzenie samej w domu i odwiedza mnie co drugi dzień oraz z Jaśkiem i Dawidem. To są wspaniałe spotkania, które sprawiają, że jeszcze nie oszalałam, ale to wszystko. Z resztą naszych przyjaciół, mam kontakt tylko na Messengerze.
W końcu wybuchłam, jak gejzer i wykrzyczałam biednemu Adamowi, wszystkie moje żale i że muszę wyrwać się z domu na jakąś godzinkę, bo oszaleję!
Był w takim szoku, że nie potrafił z siebie wykrztusić nawet słowa, przez bite pół godziny. Później przeprosił, choć nie było w tym żadnej jego winy, bo to przecież ja, jak zwykle muszę dawać z siebie więcej niż 100%, tracąc przy tym rozum i zaproponował, żebym znalazła sobie jakieś zajęcie, aktywność, albo pasję.
Dlatego w poniedziałki chodzę na basen sama, bo w środę chodzimy z małym, we wtorki mam pool dance, za to Adam w czwartki ma siłownię, a ja w piątki chodzę na sztuki walki, o których brunet nie ma pojęcia. Myśli, że chodzę na Zumbę i że to właśnie na niej jestem w piątek, bo sale do ćwiczeń i treningu, znajdują się w jednym budynku.
To Maks mnie namówił na treningi, kiedy go przypadkiem spotkałam, w tym klubie.
Dzięki tym trzem rzeczom, zaczęłam mieć dystans do siebie i już nie przejmowałam się, że już drugi dzień leży pranie do wyprasowania, obiad nie zawsze musi być z dwóch dań, a dom się nie zawali, jak przestanę go sprzątać codziennie.
~***~
Trzymam tacę przed synem, który siedząc na kolanach taty, nie może się zdecydować, który przedmiot wziąć. Wszyscy w ciszy obserwują, jak przygląda się między innymi: kluczykom od auta, kieliszkowi, banknotom i bilonie. Leży też różaniec, długopis, obrączka, kajdanki, a nawet stetoskop.
To bardzo fajna i pełna śmiechu tradycja, ale jak każda matka chciałabym, by wybrał najlepsze rzeczy i się nie zawiodłam. Najpierw wybrał banknoty, potem obrączkę i na koniec kluczyki od auta.
- Myślałem, że chociaż kieliszek wybierze. - marudzi Mario.
- Przypominam Ci, że to mój syn. - mówi Adam, rozbawiając wszystkich.
Zaprosiliśmy całą rodzinę i przyjaciół na roczek naszego synka do restauracji. Razem z Adamem pomogliśmy mu zdmuchnąć jedną świeczkę i patrzyliśmy ze szczęściem jak nasza błyskawica, biega wśród gości z nowymi zabawkami.
Bardzo szybko zaczął nam raczkować, więc nie myśleliśmy, że szybko stanie na nogi... a jednak! Miał 10 miesięcy, kiedy zrobił pierwsze kroczki do uwaga... butelki piwa na stoliczku, w salonie.
Kurwa... ciężko było go dogonić, jak raczkował, a co dopiero gdy biega. Wszędzie go pełno i trzeba mieć oczy dookoła głowy, żeby czegoś nie zmalował, a potrafi... i to jeszcze z szerokim uśmiechem na twarzy.
Spojrzałam na Janka, który od dłuższego czasu mnie obserwuje z uśmiechem. Choć to on był przy mnie ten rok temu, to Adam zrobił mi dzisiaj ogromną niespodziankę.
Zanim poszliśmy spać po kilku uniesieniach, wstał i gdzieś wyszedł, każąc mi nie zasypiać. Po chwili, równo o 1:40, wrócił z ogromnym bukietem kwiatów i podziękował mi, że rok temu, wytrwałam poród i że urodziłam nasz skarb.
No nie urodziłam go, tylko został ze mnie wyciągnięty, ale ten gest mocno mnie rozczulił.
Rano też naszykował niespodziankę.
Obserwuję z Alkiem na rękach, jak szykuje na stole sztywny brulion w formacie A3 oraz trzy talerze z farbą.
- Co ten tata kombinuje? - śmieję się.
- Zobaczysz. - uśmiecha się, podwijając rękawy.
Nagle znurzył dłoń w szarej farbie, chwilę odczekał, by nadmiar farby zleciał spowrotem do miski i już po chwili mocno przyłożył do brulionu. Spojrzałam na jego dzieło, gdy poszedł do kuchni umyć rękę. Jego dłoń pięknie odbiła się na brulionie, nawet widoczne są linie papilarne.
- Teraz twoja kolej. - podszedł i wziął ode mnie małego, by na chwilę odłożyć go do krzesełka na jedzenie.
Z wielkim uśmiechem zanurzyłam swoją dłoń w żółtej farbie, ale nie było mi dane samej przyłożyć ręki do kartki, bo Adam miał swoją wizję. Koniecznie chciał, by nasze dłonie dotykały się palcami. To samo zrobił z rączką małego, po zanurzeniu jego malutkiej dłoni w niebieskiej farbie.
Efekt jest piorunujący... nasze dłonie wyglądają tak wyraziście mimo, że są w małym stopniu ze sobą połączone.
- Specjalnie zostawiliśmy tyle miejsca, żeby zrobić takie same odbicia naszym kolejnym dzieciom. - wzruszyłam się.
- To strasznie słodkie i piękne, wiesz? - ścieram łzę.
- Wiedziałem, że Ci spodoba. Uwielbiasz takie rzeczy.
- Tak. Mają dla mnie większą wartość, niż biżuteria.
- Dlatego jak tylko farby wyschną, powieszę to w antyramie w holu, by każdy widział, kto mieszka w tym domu.
I dobrze, że ten pomysł zrealizowaliśmy rano przed imprezą, bo nasz synek po całym dniu pełen wrażeń, padł nam jak kawka, zaraz po wieczornej butelce.
Adam
Nim się obejrzeliśmy, a przyszedł maj, a z nim nasze urodziny, które są jutro. Nie wiem, co mam zrobić, żeby zapomniała o tym, co się wydarzyło te 2 lata temu.
Widzę po niej, że równie jak ja, boi się tego dnia. Jest dziwnie milcząca i zamyślona. Oboje skupiamy się na dziecku i każda rozmowa jest tylko o nim.
Kurwa... czuję się, jakbyśmy wrócili do punktu wyjścia. Nie mamy ze sobą dzień wcześniej, żadnego kontaktu, co bardzo mnie boli.
Kiedy Ewela nakarmiła po 5.00 Alusia i poszła od razu spać dalej, ja wstałem i przygotowałem śniadanie, które przyniosłem jej do łóżka.
Tuż obok stosu kanapek, położyłem pudełko z prezentem. Nie miałem pojęcia co jej kupić, więc mam nadzieję, że spodoba jej się ten skromny prezent. Te urodziny powinny być dla nas wyjątkowe, bo pierwszy raz obchodzimy je razem po rozstaniu i mając dziecko, które kiedyś bedzie robić nam laurki, a my z dumą będziemy je wieszać na lodówce, za pomocą magnesów.
A jednak boję się, że wspomnienia wygrają i nie będzie to łatwy dzień.
Wchodzę do niej do łóżka i obsypuję jej nagie ramię, bardzo czułymi pocałunkami. Od razu słyszę mruczenie, które przez codzienną chrypkę z rana stało się bardziej seksowne i podniecające.
Widać nigdy jej już to nie minie.
- Dzień dobry, kochanie. Czego mam Ci życzyć w dniu urodzin? - pytam, nadal ją całując.
- Szczęścia, radości i miłości.
- Nie muszę Ci tego życzyć... ja Ci to dam. - uśmiechnęła się lekko, otwierając pomału oczy.
- A ja? Co ja mogę Ci życzyć?
- Żeby z twojej ślicznej buzi, już nigdy nie schodził uśmiech, który mnie tak uszczęśliwia.
- Postaram się.
- Zrobiłem śniadanie. Masz ochotę? - wstaję, by podać jej tace.
- No pewnie. - od razu siada i opiera się o miekkię wezgłowie.
Kiedy kładę przed nią ten mały stoliczek, od razu dostrzega pudełko z kokardą.
- Co to? - pyta niepewnie.
- Prezent dla Ciebie. - uśmiecham się.
- O Bożenko... Adaś, ja... nic dla Ciebie nie mam. - odparła z bardzo smutną miną.
- Ty i Alek jesteście moim najlepszym prezentem. - znów lekko się uśmiechnęła, a ja pragnę ujrzeć ten właściwy szczery uśmiech. - Otwórz.
Pomału wzięła pudełko i je otworzyła. Jej uśmiech robi się na szczęście coraz większy, ale też jest skonsternowana widząc na dnie, tylko jakiś mały pilot.
- Co to? Do czego to służy?
- Zobacz. - zabieram jej go i włączam.
Nagle na komodzie, w wielkiej elektronicznej 15 calowej ramce, wyświetlają się w slajdach nasze zdjęcia z Alusiem z pendrive. W końcu dostrzegam ten uśmiech, na którym mi najbardziej zależało.
- O Bożenko... to fantastyczny prezent. Dziękuję. - rzuca mi się na szyję, o mało nie wylewając soku.
- Nie ma za co, skarbie. Cieszę się, że Ci się podoba. Na bieżąco będę uzupełniał pendrive naszymi zdjęciami i jeśli chcesz, mogę go powiesić gdziekolwiek będziesz chciała.
- A mogę Cię prosić, żebyś kupił mi jeszcze jedną taką ramkę? - pyta, ze słodkim uśmiechem. No ja chyba śnię!
- Oczywiście, że tak.
- Chciałabym mieć drugą powieszoną w salonie, nad kominkiem.
- Świetny pomysł. - całuje mnie czule w usta, ale krótko, bo bierze się za jedzenie śniadania - Przepychota... - mówi z pełną buzią.
Zrobię dzisiaj wszystko, żeby nie rozpamiętywała tego, co było dwa lata temu.
Ewelina
Jestem bardzo mile zaskoczona porankiem, szczególnie że po pysznym śniadańku, Adam zaspokoił mnie ustami, jakby nie najadł się posiłkiem.
Potem razem poszliśmy pod prysznic, gdzie dzięki wysoko powieszonemu uchwytowi, którego się trzymałam, mogliśmy się kochać do utraty tchu.
Brunet robił wszystko żebym nie myślała o przeszłości i udało mi się to.
Zrobiłam sobie delikatny makijaż pomarańczowymi cieniami, a włosy prostuję, przeczesując je szczotką nagrzewającą.
Zakładam na siebie zwiewną bluzkę w pięknym kolorze, szorty i lekki sweter.
Ledwo wyszłam z łazienki, a mój telefon już się rozpisuje z życzeniami.
Olka: Sto lat! Życzymy wam dużo zdrówka, nieprzerywanego w nocy seksu i pociechy z synka!
Monia: Nie składam Ci życzeń, bo za niedługo u was będziemy. Szykujcie się!
Adrian: Wszystkiego najlepszego. Życzę Ci dużo zdrowia i szczęścia, byś zawsze była uśmiechnięta.
Westchnęłam głośno patrząc na tego smsa. To jego pierwsza wiadomość do mnie, po prawie roku.
Nie chcę o nim myśleć. Chcę zapomnieć.
Zdaję sobie sprawę z tego, jak teraz okropnie się zachowam, ale taka właśnie jestem.
Zraniona, pamiętliwa, podła i mściwa.
Adrian
Dziś są ich urodziny.
Mimo leżącej obok mnie nagiej rudej, która odyspia noc, po wczorajszym szaleństwie na mieście, a później super seksie do samego rana, ja nie śpię... myśląc tylko o niej.
W końcu decyduję się najpierw napisać do niej, bo nie mam odwagi zadzwonić.
Ja: Wszystkiego najlepszego. Życzę Ci dużo zdrowia i szczęścia, byś zawsze była uśmiechnięta.
Malutka: Dziękuję za życzenia, anonimie ;)
Co?
Wykasowała mój numer?
To niemożliwe.
Ja: To ja... Adrian.
Malutka: Nie znam.
Czuję ucisk w klatce, który nie ustępuje.
Ja: Malutka...
Malutka: Nie rozpędza się pan za bardzo? Tylko jedna osoba, mogła się tak do mnie zwracać, lecz niestety już nieistnieje.
Specjalnie mnie rani, bym poczuł jej ból.
Niepotrzebnie.
Czuję się tak samo źle, jak ona... a może nawet gorzej.
Ja: Przepraszam...
Malutka: To pomyłka.
Aż usiadłem, próbując rozmasować ból, ale to nic nie daje.
Nie mogę stracić jej i naszej przyjaźni!
Ja: Proszę Cię, wybacz mi. Żałuję, że zrobiłem to w ten sposób. Chciałem się wrócić, ale było już za późno.
Wiadomość nie została wysłana
Co jest kurwa?
Ponawiam próbę, ale znowu wyskakuje ten sam komunikat.
Czyżby...?
Nie, to nie możliwe.
Wstaję i wybieram jej numer.
~ Użytkownik o numerze XXX XXX XXX zablokował twój numer. Nie możesz wykonywać połączeń i wiadomości wychodzących.
Prawie miażdżę telefon w dłoni.
Bardzo ją skrzywdziłem, skoro ona po takim czasie, nadal nie chcę mnie znać. Nigdy nie sądziłem, że tak ją zawiodę, a tym bardziej, że poczuję na własnej skórze, jej prawdziwy gniew i żal.
Szukam w internecie poczty kwiatowej i zamawiam bukiet kwiatów, z dostawą do jej domu, mając nadzieję, że odblokuje mój numer.
Teraz dzwonię do Adama.
~ Sto lat, brachu!
~ Dzięki. - ucieszył się. - Co słychać?
~ Całkiem dobrze. - mówię bez entuzjazmu. - Przyjeżdżamy na ślub Natki.
~ To super... a rozmawiałeś z Ewelą?
~ Wysłałem jej smsa, co było błędem.
~ Poczekaj, wyjdę na taras. - słyszę jak się przemieszcza. - Co się stało?
~ Usunęła mój numer i nie wiedziała, kto do niej pisze. A jak już się przyznałem stwierdziła, że to pomyłka i zablokowała mnie. - wzdycham z bólem. - Mogłem od razu zadzwonić.
~ Nie wiem, co mam Ci powiedzieć.
~ Nic. Zasłużyłem na to. Okropnie ją potraktowałem. Ale jak tylko przyjadę, będę się starał odzyskać jej zaufanie i przyjaźń.
~ Trzymam kciuki. Muszę kończyć. Dziękuję za pamięć. Odzywaj się.
~ Będę. W końcu... tylko ciebie mam.
~ Zawsze będę twoim przyjacielem. Pamiętaj o tym.
~ Dzięki. Trzymaj się. Narazie.
~ Ty też. Cześć.
Wieczorem, wchodzę na maila, by sprawdzić czy odpowiedziała na bilecik, dołączony do bukietu. Okazało się, że w ogóle nie przyjęła ode mnie kwiatów.
To znak dla mnie, że pora wracać i zacząć to naprawiać, a dzięki Lisieckiej u boku, lepiej zniosę ich szczęście.
Adam
Po telefonie Adriana, poczułem strach. Podejrzewałem, że przyjedzie na ślub Natki i Oskara, bo na ślubie Kuby i Julii go nie było, ale gdy usłyszałem tą determinację w jego głosie, wystraszyłem się.
Z jednej strony bardzo chcę żeby się pogodzili, a z drugiej... mam wątpliwości. Może sam Adrian nie będzie chciał mi jej odebrać, ale boję się że ona może znów coś do niego poczuć, a ja... nie mogę na to pozwolić.
Nie pozwolę na żadne uczucia, czy tym bardziej trójkąt. Ona jest tylko moja.
Dlatego muszę zacząć działać i utrzymać nasze szczęście.
Ewelina
Nim się obejrzeliśmy a nadszedł dzień naszej 5 rocznicy ślubu.
Choć rok temu spędziliśmy już swoją rocznicę ślubu, czyli dałam się namówić na lody, to jednak ta rocznica jest dla nas ważna. To jest pierwsza rocznica od powrotu do siebie.
Z tej okazji, naszykowałam nam bardzo romantyczną kolację, ale Adam popsuł moje plany, mówiąc, że mam się szykować na wieczór.
Odwieźliśmy Aleksego na cały weekend na działkę do dziadków, a sami teraz szykujemy się na naszą randkę, którą on zaplanował.
Włosy, które sporo mi odrosły i nadal farbuję na blond, wyprostowałam na żyletę, a oczy mocniej podkreśliłam ciemnymi cieniami.
Oczywiście nie mam pojęcia, co planuje nam Adam, dlatego ubieram na siebie coś, co będzie pasować prawie do wszystkiego, czyli piękną, ale bardzo... bardzo krótką, koronkową, białą sukienkę, z długimi, rozkloszowanymi na końcach rękawami, z dekoltem w łódkę i odkrytymi ramionami, a do tego zakładam cholernie wysokie białe szpilki, z ekspresem z tyłu.
- Gotowa? - odwracam się i oboje obserwujemy się uważnie od góry do dołu i spowrotem.
Wygląda bosko, w białej sportowej koszuli i czarnych spodniach.
- T..tak, a Ty?
- Też. Chryste... Skarbie... wyglądasz obłędnie zjawiskowo. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Ty też. Wyglądamy, jakbyśmy po kryjomu wzięli ślub w urzędzie stanu cywilnego i zamiast wesela, idziemy na randkę. - zaśmiał się.
- Mnie więcej o tym samym pomyślałem. - pocałował moje usta i podał ramię.
Byłam bardzo zdziwiona, kiedy przyjechaliśmy do kina CinemaCity w Manufakturze.
O Bożenko... kiedy ja byłam ostatnio w kinie?
Na pewno nie z brunetem. To w sumie będzie nasz pierwszy raz!
Cały film, który o dziwo nie był komendą romantyczną, tylko tak jak lubię filmem sensacyjny, Adam mnie przytulał, obejmując jedną ręką, a drugą kręcił kółeczka na moim nagim udzie. Nie mogłam się skupić na filmie, gdy niby nie spostrzeżenie zbliżał się coraz bardziej do mojej spragnionej dotyku cipki.
O nie mój drogi... nie ma nakręcania i zabaw w kinie.
Delikatnie odkładam jego dłoń na jego nogę, czym go rozbawiłam i znowu położył rękę na moim kolanie.
- Możesz się uspokoić? - szepczę mu do ucha. - To jest nasz pierwszy raz w kinie.
- Wiem i chcę żebyśmy to zapamiętali... bardzo miło... - mruczy, a ja przegrałam.
Dosłownie większość filmu kręcił bardzo leniwe kółeczka na moim punkcie. Dopiero pod koniec, pozwolił mi łaskawie dojść. Mój jęk stłumił gorącym pocałunkiem.
Gdy światła się zapaliły, nadal dochodziłam do siebie, ciężko oddychając. Za to brunet ze zwycięskim uśmiechem oblizał palec, który nie dawno był w moim wnętrzu.
Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, było już szarawo na niebie. Adam zaborczo złapał mnie za rękę przy jakichś facetach i wróciliśmy do auta.
Po długiej chwili jazdy, wjechaliśmy na parking, jakiegoś ekskluzywnego hotelu. O dziwo, Adam wiedział gdzie iść i co wcisnąć.
- Byłeś już kiedyś tutaj?
- Nie. - uśmiecha się i wciska ostatnie piętro.
Kiedy tylko drzwi windy się otworzyły, ukazały nam restauracje, w bardzo intymnej atmosferze.
Stoliki są bardzo daleko od siebie poustawiane i dyskretnie oddzielone od reszty bujną zielenią. Światło w pomieszczeniu jest przyciemnione, a delikatna muzyka jest bardzo nastrojowa.
- Witam, państwa. Na kogo jest rezerwacja? - pyta jakiś kelner stojący przy drziwach.
- Na nazwisko Winer.
- Oczywiście. Zapraszam schodami na górę. - uśmiecha się o wskazuje na nie.
Brunet złapał moją rękę i poprowadził na górę.
- Adam, ja zaplanowałam bardzo romantyczną kolację, która... - milczę, bo właśnie przechodzimy przez wielkie panoramiczne drzwi... na dach? - ...O Bożenko... - złapałam się za usta.
- Co zaplanowałaś? - pyta, przytulając mnie od tyłu i mrucząc do ucha. - Kolację na swieżym powietrzu? W świetle świec, gwiazd i księżyca? Przy delikatnej, zmysłowej muzyce? Z dala od wścibskich spojrzeń? Tylko ty i ja?
- Tak. - wyszeptałam, kompletnie zaskoczona.
Obserwuję z fascynacją na scenerię przede mną. Jesteśmy na dachu jakiegoś budynku, który jest pięknie w bardzo subtelny sposób oświetlony. Jest tu kilka stolików, które można policzyć na palcach jednej ręki, są od siebie tak daleko ustawione, że kelnerzy muszą robić kilometry, chodząc od jednego do drugiego.
Oczywiście, każdy stolik jest na podwyższeniu i jest dyskretnie przysłonięty zielenią oraz oddzielony delikatnym parawanem.
Pośrodku jest dachu jest fontanna, która sama w sobie nie jest jakaś wyjątkowa w swoich rzeźbach, ale oświetlenie wokół niej i dźwięk szumiacej wody na tle muzyki, robi fantastyczne wrażenie.
- Witamy. Rezerwacja na nazwisko?
- Winer.
- Zapraszam państwa do stolika.
Kelner wskazał nam najbardziej oddalony stolik i po odsunięciu mi krzesła, przedstawił się.
- Witamy państwa w naszej restauracji Wyjątkowa. Mam na imię Krzysztof i będę dzisiaj państwa kelnerem. - rozłożył białą serwetę na naszych nogach i podał nam karty, z małym pilotem. - Proszę się na spokojnie zastanowić i jak będą Państwo zdecydowani złożyć zamówienie, proszę mnie przywołać tym pilotem.
- Dziękujemy bardzo. - mówi brunet, a on z uśmiechem odchodzi.
Spojrzałam na zapierający dech w piersiach widok na miasto.
- I jak? Podoba Ci się? Czy nadal wolisz kolację na tarasie?
- Jest pięknie. Ale skąd wiedziałeś o moich planach?
- To moja słodka tajemnica. - puszcza mi oczko, a ja czuję się jakbym znów miała 17 lat. Rumienię się i odwracam wzrok, od jego boskiego uśmiechu.
Jeśli chodzi o wybór dań, kompletnie się zdałam na Adama, który zamówił nam kolacje z czterech dań, ale patrząc na ekskluzywność tej restauracji, na pewno nie wyjdę stąd najedzona.
Gdy kelner przyniósł nam dosłownie wyborną wodę mineralną z gazem, podając nam go jak szampana, brunet wzniósł toast.
- Ewelino... - uśmiechnęłam się, sięgając swój kieliszek. - ...zgodzisz się ze mną, że ta rocznica jest wyjątkowa.
- To prawda.
- Skarbie... jestem naprawdę szczęśliwy, że możemy świętować kolejną naszą rocznicę i obiecuję Ci, że już nigdy nie będziemy ich spędzać osobno albo jak te rok temu. - uśmiechnęłam się. - Życzę nam wiele wspólnych lat, pełnych ogormnej miłości, wspaniałego szczęścia i najlepszego seksu... - parsknęłam śmiechem. - ...oraz spełnienia wszystkich naszych marzeń i gromadki dzieci.
- Dołączam się do tych życzeń, kochany mężu. - stukamy się kieliszkami, a nasz pilot zaczyna cicho pikać, powiadamiając nas, o zbliżającym się pierwszym posiłku.
Ta restauracja naprawdę jest wyjątkowa. Jest bardzo subtelna i dyskretna. Idealna na randkę.
Po pysznej kolacji, która może nie rozpieściła mojego żołądka ilością, ale na pewno moje podniebienie przeżywało za każdym razem orgazm. Każdy kęs tego dzieła sztuki, eksplodował mi w ustach, zaskakując łączeniem smaków. To nie gotował jakiś tam kucharz. To był wirtuoz, który doskonale wiedział, jakie emocje wywołuje tymi daniami.
Kurczę... chciałabym poznać tego kulinarnego artystę, który odwalał najsmaczniejszą grę wstępną.
Ktoś kto stworzył to miejsce, musi być jakimś bogiem, kto bardzo dobrze zna się na intymnym natroju, który przy takim widoku, takim oświetleniu, muzyce i przede wszystkim jedzeniu, wprawia w pary w bardzo sensulany nastrój. To tutaj powinny spotykać się pary, które chcą sie rozwieść. Po takiej kolacji w tym miejscu, na pewno odżyłyby uczucia i namiętność.
Na nas też miało to bardzo duży wpływ. Razem z Adamem jesteśmy tak na siebie napaleni, po tej kolacji, że brunet w pośpiechu reguluje niemały rachunek, dając też niemały napiwek, przemiłemu kelnerowi. Kiedy tylko weszliśmy do windy i drzwi sie za nami zamknęły, Adam docisnął mnie do jednej z ścian i zaczął zachłannie mnie całować.
- Dziękuję za niesamowitą kolację.
- Ależ proszę, skarbie. Wiedziałem, że zrobi na tobie wrażenie.
- Skąd wiesz o tym miejscu? - pytam z lekkim lękiem.
- Łukasz mi powiedział. Jemu też ktoś ją polecił. Uganiał się za jakąś niedostępną sztynką, która po wyjściu stąd chciała mu się oddać już w tej windzie. - zachichotałam. - Chłopak nigdy takiej nocy nie przeżył.
- O tak, to miejsce jest jednym wielkim afrodyzjakiem.
- Masz rację... nie masz pojęcia, jak od drugiego dania, płoną twoje oczy z pożądania.
- Zabierz mnie do domu, mój mężu i kochaj całą noc.
- Z przyjemnością, ale najpierw chciałem zabrać Cię do klubu...
- Pieprzmy klub i jedźmy prosto do domu. Możemy potańczyć u nas. - mruczę.
- Zachowujesz się, jak po alkoholu.
- No popatrz... - przygryzam jego szczękę. - ...a nie wypiłam nawet kropli. Myślisz, że dosypują do dań, jakieś wiagry dla kobiet? - zaśmiał się, wznosząc twarz do sufitu.
- Może, ale nie w naszym przypadku.
- Na pewno nie... - znów łączy nasze usta, ale znalezliśmy się już na poziomie -1.
Adam dosłownie mnie ciągnie do samochodu, co w tych szpilkach trucht, jest wyczynem kaskaderskim. Umiem w nich tańczyć, ale nie biegać. Na szczęście brunet mocno mnie przytrzymuje też drugą ręką w pasie.
Adam
Kurwa... wiszę Łukaszowi bardzo dobrą whisky, za polecenie tego miejsca. Ale co ja się dziwię, ja nie mam problemu ze swoją kobietą.
Moja bogini zawsze jest chętna i gotowa, by mnie wpuścić do swojego raju. Ale widząc ją w takim stanie upojenia, bez picia alkoholu, to miejsce musiał stworzyć chyba sam Bóg seksu.
Rzeczywiście odpuściliśmy sobie klub, bo napięcie między nami jest po prostu nie do wytrzymania. Gdy dojeżdżamy na miejsce, jesteśmy tak nakręcani, tak spragnieni siebie, że nie jesteśmy w stanie wejść do środka i dosłownie pieprzę moją seksowną żonę na masce mojego auta.
Tej nocy przeżyliśmy maraton i prawie każdy rozdział kamasutry.
Na drugi dzień prawie nie wychodziliśmy z łóżka, a w niedzielę z samego rana, wróciliśmy do naszego syna na działkę, gdzie zjechali się też teście z Janiakmi i razem zjedliśmy "poprawinowy" obiad, przygotowany przez moją mamę.
Mam nadzieję, że przez ten miesiąc, udało mi się wykonać mój plan, ale na efekt muszę jeszcze poczekać.
4005 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top