30. Wiem, że czegoś mi nie mówicie.

Adam

Z bólem, nie tylko stopy, biegnę za nią.

Ona nie może znów ode mnie uciec!

Niestety, w ostatniej chwili, moja miłość odjeżdża z piskiem opon.

  - Czy ja dobrze kurwa słyszałem? - wściekł się Maks. - Przez Ciebie i tą dziwkę, Ewela chciała się zabić, a Ty po prostu tak sobie z nią rozmawiasz!?!? - ryczy na cały głos, wściekły Maks, a do mnie znów docierają te słowa...

Moja Maleńka, chciała się zabić?

Wracam do niego, patrząc w telefonie jej położenie. Martwi mnie prędkość z jaką się porusza i trasa.

Ona nie zmierza do domu.

  - Adam... ja... - zaczęła, ale przerwał jej Wójcik, krzycząc na nią.
  - Wypierdalaj stąd!
  - Marta... proszę... daj spokój... zniknij i już nigdy nie wracaj.
  - Przepraszam...
  - Czy ty zawsze musisz wszystko spierdolić, Winer!?
  - Co tu się dzieje? - pyta Mateusz, wchodząc ze wszystkimi - Słychać was, aż w środku.
  - Ja wam powiem. Przed chwilą Winer, rozmawiał ze swoją byłą, jak z dobrą koleżanką. Ewela ich zobaczyła i odjechała wściekła. I wiesz co? Miała rację! Ona się chciała przez was zabić, a ty broniłeś tą kurwę, która z premedytacją zaczęła z Tobą sypiać, by rozpieprzyć wasze małżenstwo, zanim odzyskałbyś pamięć, a ty jak ostatni naiwniak, łykałeś każde jej dobre słowo! No kurwa... nie wierzę!

Ja pierdolę... co jeśli on ma rację i Marta od samego początku była fałszywa?

  - Adam... - zaczęła Natka. - ...to prawda? Ewela chciała targnąć się na własne życie?
  - Ja... nie wiem... nie wiedziałem! - załapałem się za głowę.
  - Chciała się zabić, połykając garść tych tabletek na uspokojenie, kiedy nakryła Adama z Martą. - mówi Janek, a mnie świat się właśnie zawalił.
  - Chryste... co ja najlepszego narobiłem?
  - I ty tak po prostu rozmawiałeś z nią przy niej?
  - Nie wiedziałem, że była tego świadkiem.
  - Odbierz, Myszko. - mówi Janek, a ja znów sprawdzam jej położenie.
  - Co robisz? - pyta Mat.
  - Wzywam taksówkę i jadę do niej.

Nie miałem czasu żegnać się z kimkolwiek. W pośpiechu wsiadłem do taksówki i podałem adres, pod którym się zatrzymała, lecz po chwili ruszyła z miejsca i zaczęła jechać prosto do naszego domu.

O dzięki Ci Panie...

Wpadam, jak burza do naszego gniazdka i znając ją na wylot, pierwsze kroki stawiam do naszej sypialni, która... oczywiście jest zamknięta.

Wzdycham ciężko, opierając czoło o drzwi.
Coś czuję, że dzisiaj już jej nie ujrzę, nie przytulę się do niej.

  - Maleńka... otwórz drzwi. - mówię, pukając cicho, co jest głupie, bo przecież słyszę, że jest w łazience.

Czekam chyba z półtorej godziny pod drzwiami, aż słyszę ruch w pokoju.

  - Najdroższa... proszę, otwórz drzwi. Porozmawiajmy. - cisza. - Ewela... - nagle wychodzi z pokoju, z butelkami w ręku, z odciągniętym pokarmem.

Jej mokre włosy zasłaniają w zmysłowy sposób twarz, a zwykła bawełniana koszula, jaką ma na sobie i tak pobudza moje zmysły.

  - Maleńka... proszę, porozmawiajmy.
  - Możesz mnie przepuścić? Muszę włożyć to mleko do lodówki. - robię jej przejście, ale tak że musi się o mnie otrzeć swoim ciałem. No muszę je poczuć.

Wiem, jestem chory...

Idę za nią i choć wiem, że mam przejebane, patrzę się na jej kołyszące biodra i jędrne pośladki. Kiedy skończyła przelewać pokarm w specjalne woreczki i włożyła je do lodówki, ja stanąłem tak, że nie ma szans mi uciec.
No chyba, że wejdzie na wyspę.

  - Przepuść mnie. Idę spać.
  - Nie. - kładę ręce na jej ramionach. - Najpierw porozmawiamy.
  - Nie mam ochoty. Jestem zmęczona. Puść mnie.
  - NIE. Dlaczego mi nie powiedziałaś, że chciałaś się przeze mnie zabić? - płaczę.
  - Po co? Przecież żyje i mam się dobrze... prawie. Nie połknęłam tych tabletek, bo zebrało mi się na wymioty.
  - Boże, skarbie... wybacz mi.
  - Już dawno Ci to wybaczyłam. - kamień spadł mi z serca, ale sumienie... nadal mnie męczy. - Nie wracajmy do tego. Lepiej wytłumacz mi, co Cię łączyło z Martą. - co?
  - Nic mnie z nią nie łączyło!
  - Nie? Bo brakowało kurwa tego, żebyś zaprosił ją do nas na kawkę! - krzyczy wściekła.
  - Nie zrobiłbym tego.
  - Ale z mojej strony tak to wyglądało! Mówisz, że ty ją wykorzystałeś, a to gówno prawda! To ona wykorzystała Ciebie i twoją utratę pamięci. Ta dziwka z przyjemnością rozłożyła przed Tobą nogi, bo widziała że ma szansę! Mimo okropnego traktowania, pieprzyła się z tobą dzień w dzień, prawdopodobnie po to, by zajść z Tobą w ciążę. Ale nie spodziewała się, że aż tak będziesz się pilnował.
  - Chryste... Ewela... co ty mówisz?
  - A co ty myślisz? Że ja nie znam takich kobiet, które idą po trupach do celu? Zastanów się, Adam! Zjawiasz się u niej po kilku latach przerwy i ona z marszu Cię przyjmuje, jak prostytutka. Od razu wyczuła okazję, żeby Cię zdobyć za wszelką cenę! Nie dociera to do ciebie? Ona doskonale wiedziała, że gdyby zaszła z Tobą w ciążę, w życiu bym do Ciebie nie wróciła. - strzela argumentami, jak z karabinu, a ja próbuje przynosić te informacje.
  - Maleńka...
  - Ona prawie zniszczyła nasze małżeństwo, a Ty ją przeprosiłeś? Za co? Że pojechałeś pobzykać?
  - Ewela... ona podeszła i zapytała, czy Cię odzyskałem.
  - Bo badała teren! Boże! Jaki ty jesteś naiwny! - mówi, wymijając mnie.

Kurwa... to ma sens...

Jeszcze przez dwie sekundy stoję i ogarniam to co mam w głowie, ale nie mam narazie czasu tego poukładać, bo właśnie moja blondyneczka mi ucieka.

Łapią ją pod drzwiami naszej sypialni i dociskam ją swoim ciałem do ściany.

  - Zostaw mnie. - wzdycha.
  - Dobrze wiesz, że nie mogę. - jeżdżę swoim nosem po jej twarzy. - Jesteś moim narkotykiem. Potrzebuję Cię, mała.
  - Nie mam ochoty.
  - Na pewno? - uśmiecham się, bo wiem, że mnie kłamie. Nawet jak ma nerwy, to mnie pragnie.
  - Na pewno! Puść mnie... - próbuje się wyrwać, ale nie ma ze mną szans - ...chcę iść spać.
  - O nie, moja kochana pyskolino. Najpierw mnie przeprosisz za nadepnięcie mnie obcasem w stopę.
  - Co? - nie zdołała ukryć uśmiechu. - Nie bądź śmieszny.
  - No tak. Masz pojęcie, jak mnie boli? - prychnęła. - Potrzebuję zatopić się w twoim ciele, by zapomnieć o bólu.
  - No chyba Cię pogieło.- szarpie się. 
  - No to zobaczymy. 

18+

Jedną ręką przytrzymuję jej ręce na głową, a drugą zaczynam wędrówkę od jej nagiego uda, aż dotarłem do skraju jej bawełnianych fig.

  - Tylko sprób...Aach! - jęczy, gdy wkładam w jej wilgotne i ciepłe wnętrze palec.
  - O tak... jesteś gotowa. Pragniesz mnie.
  - Nie bądź taki pewny siebie. - syczy.
  - Mnie chcesz oszukać? Pana i władcę Twojego ciała.
  - Co ty pieprzysz? - próbuje stłumić uśmiech.
  - A nie jest tak? Tylko ja mam władzę i kontrolę na twoim ciałem. Twój rozum się buntuje, ale ciało zawsze mi się oddaje. - wsuwam i wysuwam palec z jej cipki.
  - Za dużo wypiłeś. Idź weź chłodny prysznic i kładź się spać. Aach... przestań!
  - O nie... - zaśmiałem się. - ...jesteś moja, kochanie i zamierzam wykorzystać fakt, że jesteśmy sami w domu.
  - Daj spokój! Co ci to da, skoro dzień w dzień kochamy się w pokoju zabaw. - zsuwam z niej figi i rozpinam swoje spodnie.
  - Och, skarbie... nie masz pojęcia, jak brakuje mi Twojego krzyku w domu. Jak cudownie odbija się od zwykłych ścian.
  - Ty jesteś nienormalny. 
  - Ja oszalałem już dawno z miłości do siebie. Od prawie 6 lat, pragnę tylko twoje ciało. - puszczam jej dłonie, by szybko podrzucić jej nogi do góry i wejść w nią, jednym płynnym ruchem, przyciskając do ściany.
  - Adaaam! - krzyczy.
  - O tak, mała. - jęczę z przyjemności. - To muzyka dla moich uszu.
  - Nienawidzę Cię. - zaśmiałem się i znów wykonałem ruch.
  - Kłamiesz. Kochasz mnie na zabój. Walczysz o mnie, jak lwica, czy to z Malinowskim, czy z Martą.

Już nic nie odpowiedziała. Próbowała nie jęczęć z rozkoszy, ale słabo jej to wychodziło, kiedy nacierałem na nią, jak maszyna.

  - Tak mi dobrze w tobie. To mój raj na ziemi. - dyszę jej do ucha. - Jesteś moim aniołem, mała.
  - A ty jesteś dupkiem, który perfidnie wykorzystuje moje słabe strony, aaach... - warczy.
  - Ale tylko twoim, skarbie. Przestań. Się. Gniewać.
  - Aach! Nie!
  - No dalej, mała. - nie przerywam natarcia, ale zwolniłem, by szybko nie doszła. - Nie kłóćmy się przez nią.
  - Adam... przyspiesz.
  - Nie. Najpierw mi powiesz, jak bardzo mnie kochasz. Jak szalejesz na moim punkcie. - zaciska paznokcie na moich ramionach.
  - Po co? Dobrze o tym wiesz!
  - Chcę to usłyszeć. Chce słyszeć jak to wykrzykujesz. - wibjam się mocniej.
  - Adam!
  - Kochasz mnie?
  - Tak!
  - Jak bardzo? - dopytuję.
  - Nad życie!
  - Potrzebujesz mnie i tylko mnie? - przyspieszam.
  - Tak!
  - Przestaniesz się gniewać?
  - Nie! - uparciuch.
  - No to od początku. - znowu zwalniam.
  - CO!? Byłam blisko! - uśmiecham się.
  - Wystarczą trzy twoje słowa, skarbie.
  - To jest wymuszenie!
  - To jest przypomnienie, Maleńka. Czasami zapominasz, że ze mną nie wygrasz. Więc jak?
  - Dobrze! Nie gniewam się! Przyspiesz do cholery! - zaśmiałem się i zacząłem ją pieprzyć tak, jak oboje lubimy.

Już po chwili czuję, jak jej ścianki zaciskają się na mnie, a ona sama krzyczy na cały głos moje imię.

  - Aaaadaaam!
  - O tak, Maleńka... tęskniłem za tym. - nie mam już siły walczyć, ze swoim orgazmem i wybucham w niej, jak gejzer. - Ewela! EWELAAAA!

Pompuje w nią ile się da, przedłużając nam przyjemność. Jej jęki wypełniają cały nasz dom.

Chryste... nawet mając amnezję, tęskniłem za tym. Dlatego tak przeszkadzały mi krzyki Marty i w końcu kazałem jej się zamknąć. Czułem w środku, że to ten głos chcę słuchać. Marzyłem o niej, ale głupi to wypierałem.

Gdy w końcu się zatrzmuję, oboje dyszymy, jakbyśmy przebiegli maraton.

♡♡♡

  - Jesteś idealna. - całuję jej usta.
  - A ty naiwny. - stawiam ją na ziemi.
  - Wiem... - wzdycham. - To jak? Wszystko już w porządku?
  - Właśnie o tym mówię. Myślisz, że po jednym numerku mi przejdzie? - prycha i odchodzi. - Loser... - mówi, przykładając literkę "L" z palców do czoła.
  - Przegięłaś! - uśmiecham się i ruszam za nią, a ona oczywiście ucieka.

O tak... tej nocy była moja jeszcze kilka razy.

Ewelina

Na początku nie chciałam w ogóle z nim rozmawiać, ale gdy tylko wykrzyczałam wszystkie swoje obawy, zrobiło mi się lżej.

Ale oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie podroczyła się z nim trochę.

Ta była nieziemska noc...

~***~

Rano wstałam, by odciągnąć pokarm. Na szczęście nie miałam piersi twardych jak głazy, bo odciągnęłam po prysznicu, a później Adam się nie mógł od nich odkleić.

Przyssał się jak Alek i to pewnie przez jego zboczenie, nie mogę zahamować latacji.

Całuje go w usta, kiedy jeszcze słodko śpi i już mam wychodzić, jak chwyta mnie za rękę.

  - A ty gdzie się wybierasz? - pyta kompletnie zaspany.
  - Jadę po naszego syna.
  - A która jest godzina?
  - Po 7.00
  - Skarbie... on pewnie jeszcze śpi. Ty też się kładź. - pociągnął mnie na siebie tak, bym leżała na jego nagim ciele.

Od razu poczułam te motylki w brzuchu i znów chciałam mu się oddać.

  - O wiele lepiej. - wzdycha zadowolony, gładząc moje plecy i pośladki. - Kochanie... jeszcze tego nie widzę, a już mi się bardzo podoba. - mruczy.

Założyłam dzisiaj na siebie krótką sportową sukienkę, a pod tym mam tylko delikatne i prawie niewidoczne stringi.


W jednej chwili podciągnął mi sukienkę i zerwał stringi, w drugiej rozłożył moje nogi, a w trzeciej nakierował na siebie i popchnął mnie delikatnie,  żebym na niego opadła.

Uwielbiam, jak jest taki władczy i dominujący.

  - Skacz, mała. - spojrzał na mnie już trzeźwym wzrokiem - Tak, jak w hotelu po weselu Floriana.

Z przyjemnością, zdjęłam z siebie sukienkę i biustonosz, żeby się porządnie spocić. Widok jego oczu, na mój falujący biust, był nie do opisania.

Teraz było jeszcze lepiej, bo żadne z nas się nie krępowało, że łóżko trzeszczy i obija się o ścianę, czy nasze krzyki. Oboje doszliśmy głośno, rozkoszując się swoimi uniesieniami, które zabrały nas w kosmos.

Po wszystkim zadzwoniliśmy do rodziców i wprosiliśmy się na śniadanie.

  - Z jednej strony... - zaczyna mówić, dociskając mnie do drzwi od domu teściów, swoim ciałem od tyłu. - ...bardzo się za nim stęskniłem, a z drugiej... mam ochotę Cię gdzieś porwać... - szepcze mi do ucha, czym cholernie mnie podnieca. - ...i kochać, że aż zobaczymy pieprzone gwiazdy. Co ty na to? - gryzie mnie w ucho, na co mruczę.
  - Kuszące, ale... - nagle drzwi się otwierają i wpadamy do środka, zderzając się z teściem.
  - Dzień dobry, kochani. - uśmiecha się lubieżnie, co tylko świadczy o tym, że słyszał naszą rozmowę i pewnie widział przez wizjer, całą tą akcję.
  - Dzie..dzień dobry. - zaczęłam się jąkać i po nerwowym poprawieniu sobie włosów za ucho, dałam tacie buziaka w policzek.

Dosłownie uciekłam do salonu czując, że zaraz będę czerwona ze wstydu, kiedy słyszę z ust teścia "Moja krew, synu."

Przywitałam każdego buziakiem w polik, a później wycałowałam mój roześmiany skarb.

  - Adaś! Co Ci się znowu stało? - spytała mama, kiedy zobaczyła jego rozciętą wargę.
  - Ewela mi tak przyłożyła. - zaśmiał się.
  - Bardzo śmieszne. - prycham.
  - A więc?
  - Widziała, mama, jaką ona wczoraj sukienkę założyła? Ja wiedziałem, że to się tak skończy i będę musiał odganiać innych. - przewracam oczami.
  - I co dałeś się pobić?- pyta tata.
  - Tylko raz trafił, za to on wyglądał gorzej. - mówi ze zwycięskim uśmiechem, biorąc ode mnie małego.
  - Jestem z Ciebie dumny. - mówi teściu.
  - Zobaczysz, Alek. Tata Cię nauczy, jak się walczy o swoją kobietę. - uśmiecham się, łapiąc za czoło.

Po śniadaniu u teściów, pojechaliśmy prosto do moich dziadków do Srocka. Bardzo chciałam ich odwiedzić i zobaczyć róże w szklarni dziadka.

Wzięłam Alusia na ręce i nie przeszkadzając nikomu w rozmowie, poszłam z nim do szklarni. Mały był zachwycony taką ilością kolorowych kwiatów.

  - Za rok będzie tu biegał razem z Hanką. - mówi dziadek.
  - Będzie tak samo jak ja, uwielbiał to miejsce.
  - Bo to MÓJ prawnuk. - z uśmiechem bierze go na ręce.

Mój dziadek nie jest złośliwy. Bardzo kocha przybranego syna i nigdy nie wspomniał wujkowi, czy jego dzieciom, że nie są spokrewnieni. Nigdy też nie powiedział tak dobitnie "MÓJ SYNU" mojemu tacie.

Tylko ja słyszę te słowa.

  - Perełko... nie masz pojęcia, jak się cieszę, że wróciłaś do Adama. Ten mały człowiek potrzebuje widzieć od maleńkiego ogromną miłość, jaką się darzycie i szczęśliwy dom.
  - Wiem, dziadku. Jest mi wstyd, że nie wytrwałam, że opuściłam go.
  - Zrobiłaś to dla dobra dziecka.
  - Tak naprawdę... nie wiedziałam, że jestem w ciąży, odchodząc od niego. Poddałam się. On by nigdy tego nie zrobił. - mówię z bólem.
  - Wiem, że czegoś mi nie mówicie. Znam Cię i z byle powodu, nie uciekłabyś od niego. Ale rozumiem... to wasze sprawy, które są już przeszłością. Ty wybaczyłaś jemu, a on tobie. Od teraz będzie już tylko lepiej. Prawda, wnusiu?
  - Prawda. - odpowiadam za niego.

Adam

Zaraz po wyjściu Eweli, mój telefon dzwoni już któryś raz, więc w końcu przeprosiłem babcię i wyszedłem do ogrodu, by odebrać.

~ No siema, co tam?
~ Dlaczego mi nie powiedziałeś, że Ewela chciała się przez ciebie zabić? - syczy Adrian. Ktoś mu doniósł o wczorajszej akcji.
~ Bo nie wiedziałem.
~ Kurwa, Adam... obiecałeś już niczego nie spierdolić, a Ty sobie z tą suką tak po prostu rozmawiasz?
~ Posłuchaj... rozstaliśmy się w dobrych stosunkach. Obiecała, że już nie wejdzie pomiędzy nas. A wczoraj spotkaliśmy się przypadkiem. Podeszła i zapytała, czy mi się udało odzyskać Ewelę.
~ Coś mi tu śmierdzi... od kiedy to Marta jest bezinteresowna?
~ Ewela też tak twierdzi. Że ona to wszystko zaplanowała, by na przykład wrobić mnie w ciążę. A wczoraj wypytywała mnie tylko po to, by sprawdzić teren.
~ Bo prawdopodobnie tak jest! Ona się marnuje w tej firmie farmaceutycznej. Powinna być u nas, na wydziale.
~ Przypominam Ci, że to Ty zabroniłeś jej tego zawodu.
~ Wiem... - wzdycha. - ...i chyba bardziej chodziło mi o mnie. Ona by świetnie dała sobie radę, za to ja bałbym się o nią. Nie wiem, czy skupiłbym się na swojej pracy wiedząc, w jak niebezpiecznym zawodzie pracuje.
~ Ja też bym tego nie chciał.
~ Jesteśmy egoistami.
~ To prawda. - wzdycham.
~ Wszystko już między wami w porządku?
~ Tak.
~ To dobrze... a jak ona się trzyma?
~ Dobrze... chyba.
~ Chyba?
~ Nie widzę po niej smutku, ale za to w ogóle Cię nie wspomina. Nawet nie uczestniczy w rozmowach o tobie. Tak, jakby się wyłączała, słysząc twoje imię.
~ Rozumiem. Słuchaj... muszę już kończyć. Uściskaj ją ode mnie, tylko nie mów jej tego.
~ Dobrze. Do usłyszenia.
~ Do usłyszenia.

Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co by było gdyby moja Maleńka się przeze mnie zabiła. Na pewno nie chciałabym dalej żyć bez niej i jak tylko odzyskałbym pamięć, zabiłbym się.

Moje życie bez niej traci sens.

Korzystam z okazji, że jestem sam i idę do szklarni i chwilę w ukryciu przysłuchuję się rozmowie Eweli z dziadkiem.

  - Perełko... nie masz pojęcia, jak się cieszę, że wróciłaś do Adama. Ten mały człowiek potrzebuje widzieć od maleńkiego ogromną miłość, jaką się darzycie i szczęśliwy dom.
  - Wiem, dziadku. Jest mi wstyd, że nie wytrwałam, że opuściłam go. - ...co?
  - Zrobiłaś to dla dobra dziecka.
  - Tak naprawdę... nie wiedziałam, że jestem w ciąży, odchodząc od niego. Poddałam się. On by nigdy tego nie zrobił. - mówi z bólem.

Ona ma do siebie pretensje?
Przecież nikt normalny by tego nie wytrzymał.

  - Wiem... że czegoś mi nie mówicie. Znam Cię i z byle powodu, nie uciekłabyś od niego. Ale rozumiem... to wasze sprawy, które są już przeszłością. Ty wybaczyłaś jemu, a on tobie. Od teraz będzie już tylko lepiej. Prawda, wnusiu?
  - Prawda. - odpowiada za niego.

W końcu wychodzę z ukrycia i patrzę na nią ze smutkiem.

  - O Adam! Zobacz, jak wasz synek, uwielbia róże. - spojrzałem na niego i z miłością pogłaskałem go po policzku.
  - Po pradziadku. - dziadek spojrzał na mnie z dumą. - Dziadku... czy mógłbym porozmawiać z Ewelinką?
  - Oczywiście. Chodź, Alek. - wziął to na ręce. - Babcia pewnie kroi ciasto z jabłuszkami. Ty jeszcze nie możesz ciasta, ale babcia zrobiła dla ciebie przecier z jabłuszek. Mówię Ci pycha! Skąd wiem? No dobra... zjadłem Ci jeden słoiczek. Ale tylko jeden. - mówi wychodząc z nim ze szklarni, a my odprowadzamy go wzrokiem z uśmiechem na twarzach.
  - Co się stało? - pyta.

Odwracam się do niej i podchodzę bliżej, biorąc w dłonie jej twarz. Zaglądam głęboko w zatroskane, oliwkowe oczy.

  - Maleńka... chcę żebyś wiedziała, że nie mam Ci czego wybaczać. Nic złego nie zrobiłaś.
  - Nie? Naprawdę tak uważasz? Poddałam się i odeszłam od ciebie, opuściłam dom. Mam do siebie pretensję, że nie starałam się o ciebie, jak Ty o mnie.
  - Skarbie...
  - Nie potrafiłam Cię w sobie rozkochać, a Ty mnie.
  - Kochanie... pamiętam wszystko. Pamiętam, jak przy mnie trwałaś, mimo moich fochów. Pamiętam każdy obiad, jaki dla mnie robiłaś i przynosiłaś do szpitala. Każdy twój czuły, skradziony pocałunek, kiedy udawałem że śpię. Pamiętam, jak chciałaś mi pomóc się kąpać. Może Ci się wydawać, że nie zrobiłaś wszystkiego, bo nie było widać na pierwszy rzut oka efektów, ale uwierz mi, robiłaś na mnie ogromne wrażenie. To mnie jest wstyd, że nigdy tak o ciebie nie walczyłem, jak Ty o mnie. A odchodząc ode mnie, uratowałaś jakąś cząstkę naszej miłości, bo gdybyś dłużej została i to nadal znosiła, wszystko miedzy by się nami wypaliło i nawet po powrocie moich wspomnień, nie miałbym czego ratować, bo przestałabyś mnie kochać, a zaczęła nienawidzić. Nawet Alek by mi nie pomógł. A tak... zdołałem rozniecić, tą maleńką iskierkę w... - załapała mnie za kark i przysuneła do siebie, łącząc nasze usta.
  - W wielki pożar. - uśmiechnąłem się. - Dziękuję, Adaś za te słowa. Nie miałam odwagi porozmawiać o tym z Tobą. - przytuliłem ją mocniej do siebie.
  - Bardzo Cię kocham, mała i uwierz mi, że odkąd odzyskałem pamięć i czekałem na Ciebie, dzień w dzień myślałem, jak pomału rozkruszałaś mój mur. A gdy odeszłaś, zaczął się walić jak domek z kart. Zacząłem czuć fizyczny ból. Zrobiłaś na mnie takie wrażenie, że myślałem o tobie całymi dniami, tęskniąc za tobą. Dzięki temu, poczułem że mi czegoś brak przed świętami, a dalej już wiesz jak było. Obiecałem sobie, że jak wrócisz, będę walczył o ciebie, tak jak ty o mnie.
  - Ja też Cię bardzo kocham, Adaś. Obiecaj, że już nigdy nie dasz mi uciec tak na serio.
  - Obiecuję. Obiecuję także, że zawsze będę Cię gonić, skarbie. Wiem, że to silniejsze od ciebie i czasami potrzebujesz przestrzeni, ale musisz mnie zrozumieć... ja już nie potrafię być z dala od ciebie, umieram z każdym kilometrem. Tylko w pracy będę musiał jakoś normalnie funkcjonować, bo wiem że będziesz czekać na mnie w domu.
  - Jesteś szalony.
  - To ty mnie doprowadzasz do szaleństwa. - łączę nasze usta, w bardzo namiętny sposób.

Jeszcze nigdy nie czułem się tak silny, a zarazem tak bezbronny. Od zawsze ją kochałem, od zawsze jej pragnąłem i tylko z nią chciałem być. Ale odkąd wróciła... nie chcę opuszczać jej nawet na krok.
Już nigdy.

3270 słów.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top