22. Nadal jest u niego.
Adam
Nie wierzę... to się nie dzieje naprawdę...
Jak mogłem ją tak skrzywdzić, wciągając w mój popaprany świat?
Chryste... co ja mam robić?
Ona jest tylko moja.
Co będzie, jak się nie zgodzę?
Wszystko wróci nie daj Boże, do punktu wyjścia.
W najgorszym przypadku stracę ją, bo przez swój egoizm, nie jestem w stanie zaakceptować czegoś, w co sam ją kiedyś wpakowałem.
Nie mogę na to pozwolić... nie mogę znów jej stracić!
Boję się powrotu trójkąta, boję się... bo nie mam już z Adrianem, tak dobrego kontaktu.
Patrzę w jej oliwkowe oczy, które czekają na moją reakcję, na jakąkolwiek moją odpowiedź. Ona potrafiła zaakceptować prawdziwego mnie i nadal kocha, mimo wszystko.
Boże... jak ja ją kocham... chcę ją mieć przy sobie i uszcześliwiać do końca moich dni.
Delikatnie chwytam w dłonie jej twarz i patrząc głęboko w oczy, mówię:
- Zgadzam się... - otworzyła szerzej oczy, chyba niedowierzając w to, co słyszy. - ...ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? - prawie szepcze, szukając czegoś w moich oczach.
- Zanim zaczniemy, musimy naprawić relacje. Nie tylko nasze, ale też z Adrianem. Żebyśmy mogli zacząć, musi być tak jak kiedyś. Musimy mieć wszyscy do siebie, ogromne zaufanie. Musimy odbudować więź, jaka nas łączyła, inaczej z tego nic nie będzie. Wszyscy zaczniemy się wzajemnie ranić i stracimy wszystko. No i pytanie brzmi... - zakładam na nią bluzę, która na bank należy do Janka. - ...czy... w ogóle Adrian tego chce. Jeśli nie, musisz zapomnieć, że pozwolę komukolwiek innemu na taki układ.
- Nie chcę tego z nikim innym.
Odwracam się do przyjaciela i czekamy na jego reakcję. Stoi niedaleko i patrzy na nas nieodgadnionym wzrokiem.
- Zrobisz wszystko, byle tylko jej nie stracić, co? Godzisz się na coś, czego nie chcesz. Przyznaj, że nie chcesz się nią dzielić. - zauważa.
- Tak. - przytulam ją do siebie. - Masz rację, nie chcę... ale wcześniej to ona zaakceptowała mnie i spróbowała. Weszła w ten świat, nic o nim nie wiedząc, bo mi ufała. Ja też jej ufam i też akceptuję ją, taka jaka jest. Dlatego dam nam szansę spróbować, czy jesteśmy w stanie nadal tak żyć. Wiadomo, że nie będzie dokładnie tak, jak wcześniej, bo w naszym życiu pojawił się Aleksy, ale nic nie jest niemożliwe.
- A co jeśli powiem, że nie chcę? Że nie chcę mieć jej tylko w 40%, a może nawet i mniej? - o dzięki Ci Boże...
- Zrozumiem to. - odezwała się. - Zaproponowałam to, bo Cię kocham i jestem egoistką. Nie wyobrażam sobie mojego życia bez ciebie, Ad. Przyzwyczaiłam się, że zawsze byłeś blisko nas, bliżej niż reszta. Ale nie mogę oczekiwać, że zostaniesz tylko ze względu na mnie. Dlatego masz rację... rób tak, żeby to tobie było dobrze. Zasługujesz na to.
- Nie chcę tylko cząstki Ciebie. Chcę Cię całą. Tylko dla siebie.
- Przykro mi... - zaszunrowałam usta. - ...zawsze należałam i należę do Adama. - opuścił głowę. - Przepraszam, że zaproponowałam Ci... takie ochłapy.
- Malutka... - patrzy na nią z takim bólem, że aż ja to czuję.
Podeszła do niego i delikatnie ucałowała jego policzek, a on przymknął oczy, jakby chciał go zapamiętać.
- Obiecaj tylko, że nie wyjedziesz bez pożegnania. Przypominam Ci, że jesteś gliną i że nigdy nie uciekasz, Ad. Cześć. ‐ odeszła w stronę mieszkania, nie czekając na nas.
Podszedłem do niego i spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Jeśli chcesz wiedzieć, ja też boję się Ciebie stracić. - wyznaję. - Kocham Cię, jak brata i jestem tego samego zdania, co Ewela. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze.
- Dlatego chcę ją. - mówi z płaczem.
- Przykro mi, przyjacielu. Ona jest moja. Nigdy Ci jej nie oddam. Trzymaj się, narazie. - mijam go i wracam do mojej małej.
Odchodzę, mając mieszane uczucia. Z jednej strony cholernie się cieszę, że Adrian nie chce już żyć w trójkącie, a z drugiej wiem, że karty zostały położone. Każdy z nas je odkrył, bedąc szczery do bólu i pytanie brzmi, co dalej z naszą trójką?
Wchodząc do mieszkania i nie wiedzę jej butów, ani bluzy na wieszaku. Zaglądam do ich pokoju, ale jej nie ma. Tylko Aluś smaczenie śpi, w łóżeczku. Idę do salonu i widzę, jak Janek siedzi na kanapie i z nerw podryguje nogami.
- No w końcu... - wstał. - ...martwiłem się o was.
- Gdzie jest Ewela? - pytam.
- Nie ma jej z tobą? - serce zabiło mi szybciej.
- Nie ma... wróciła szybciej... myślałem, że wróciła prosto do domu. - wyciągnąłem telefon i dzwonię do niej, ale jej komórka podskakuje na stoliczku, od wibracji.
- Tylko bez paniki... - mówi Janek, ale to nic nie daje i tak zaczynam się denerwować. - To niemożliwe, żeby z nim uciekła... Ciebie kocha bardziej.
- Wiem to. Z resztą, rozmawiałem z nim chwilę, kiedy poszła.
I nagle mnie olśniło... przecież ona ma na sobie bransoletkę!
- Zaraz będziemy wiedzieć, gdzie ona jest. - uśmiecham się
- Skąd?
- W bransoletce, która ma na nadgarstku, jest nadajnik. - mówię, namierzając jej sygnał na telefonie.
- To w taki sposób ją wtedy znalazłeś, kiedy porwał ją Michał.
- Byłbym jeszcze szybciej, gdyby jej nie zniszczył, nie mając przecież pojęcia o nadajniku. - kładzie rękę na moim ramieniu.
- I tak ci się udało. Nie zdążył jej zabić. - na samo wspomnienie, zabolało mnie serce.
- Mam! Jest... przed blokiem?
- Co ona robi pod blokiem? Przecież zaraz się rozchoruje w samymy podkoszulku.
- Na szczęście w pośpiechu, wziąłem twoją bluzę dla niej, żeby właśnie nie zmarzła.
- I wszystko jasne... w bluzie miałem kluczyki do auta. Idź do niej, ona siedzi w moim samochodzie. Ja zostanę z małym i zrobię wam gorącej herbaty.
- Dzięki, stary. Nie wiem, jak ja Ci się odwidzięczę.
- Nie ma za co. - uśmiecha się.
Nie mam czasu czekać na windę, więc zbiegam po schodach i udaję się od razu do miejsca gdzie może być mój anioł.
Już z daleka widzę z ulgą, jak siedzi za kierownicą i opiera czoło o nią.
Ewelina
Kurwa... czuję się teraz tak okropnie, jak Ci biedni ludzie z programu "Strefa P" na MTV, kiedy wyznają swoje uczucia przyjacielowi, a on je odrzuca. Nie mogę mu dać więcej, dlatego doskonale rozumiem jego wybór, ale to tak cholernie boli...
Co ja sobie myślałam? Że się ucieszy i zgodzi się bez wahania?
Dokładnie tak pomyślałaś, Ewela... miałaś nadzieję, że on nadal by tego chciał. Ale jednak nie...
Mam ochotę płakać, gdy moje sumienie dobija mnie, mówiąc mi: "Okropnie go potraktowałaś, proponując mu jakieś tam ochłapy."
O Bożenko... nie o to mi chodziło...
Idąc w stronę mieszkania, tak naprawdę nie chcę tam wracać, dopóki nie ogarnę swojej głowy.
Na szczęście znajduję w kieszeni bluzy, kluczyki do auta Jaśka i tam się udaję.
Muszę pomyśleć w samotności.
Jestem w trakcie "aktualizacji swojego systemu" i czyszczenia dysku z niepotrzebnych zbędnych myśli, jak słyszę delikatne pukanie w szybę. Odskakuję, bo się tego kompletnie nie spodziewałam. Od razu w tych ciemnościach poznaję sylwetkę Adama i odkluczam zamek auta. Otwiera szeroko drzwi i kuca, opierając się o moje nogi.
- Tu się schowałaś, Maleńka. - mówi z ulgą w głowie.
- Musiałam pomyśleć... oczyścić umysł zanim wróciłabym do małego. - tłumaczę.
- Rozumiem... i jak?
- Daj mi jeszcze chwilę.
- A mogę poczekać na Ciebie w środku? - kiwam twierdząco głową.
Brunet zamyka drzwi i obchodzi auto, by usiąść na fotelu pasażera. Przez chwilę milczymy patrząc przed siebie, aż w końcu on nie wytrzymuje i zabiera głos.
- Znowu cierpisz.
- I tak i nie... - wzdycham. - Wracamy? Zgłodniałam. - uśmiechnął się i wysiedliśmy.
Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił, całując czule w czoło.
- Bardzo Cię kocham, mała. I nic, ani nikt tego nie zmieni. - uśmiechnęłam się lekko.
- Nawet jak jestem popaprana?
- Kiedyś zadałem Ci to samo pytanie, pamiętasz co odpowiedziałaś? - przeczę ruchem głowy. - Że w takim razie ty też jesteś popaprana, bo kochasz mnie i akceptujesz takiego jakim jestem, więc masz odpowiedź na swoje pytanie, skarbie. "Jesteś taka jak ja." - uśmiechnęłam się, kiedy zanucił refren jeden z naszych ulubionych piosenek.
Wróciliśmy objęci do mieszkania, gdzie czekał na nas Jasiek z kolacją i ciepłą herbatą.
Blondyn nie pytał, o czym rozmawialiśmy z Adrianem. Od razu jak tylko weszliśmy, zaczął pytać o wszystko, tylko nie o niego. Pewnie czeka, aż zostaniemy sami.
- ...dlatego mamy nadzieję, że będziesz chciał się przeprowadzić razem z nami. - mówi Adam, a ja chcę pęknąć ze szczęścia.
- To bardzo miło z twojej strony, że chcecie mnie zabrać ze sobą, ale... muszę odmówić.
- Co!? - no jestem w szoku.
- Myszko... dobrze wiesz, że mieszkanie z tobą, to jeden z najwspanialszych okresów w moim życiu, ale na to kiedyś musi przyjść kres. Wróciłaś do męża, niedługo wracacie do własnego domu, wy potrzebujecie być teraz sami.
- Ale... - przerywa mi.
- Z resztą... też muszę Ci coś powiedzieć. Rozmawiałem z Dawidem... gdy się dowiedział, że wracasz z Adamem do waszego starego domu, zaproponował mi, czy nie chciałbym mu wynająć... Twojego pokoju.
- O Bożenko... - no teraz to już w ogóle mnie zatkało.
- Dobrze wiesz, że rzadko się widujemy, szczególnie przez moją pracę w przychodni i dyżury w szpitalu. Dlatego wspólne mieszkanie, w oddzielnych pokojach, to jest dobre rozwiązanie. Możemy częściej się widywać i nadal mieć swój kąt. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz... - kładzie mi rękę na kolanie. - ...jestem z nim szczęśliwy i... - przykrywam swoją dłonią jego i wchodzę mu w zdanie.
- Rozumiem i cieszę się, że jesteś szczęśliwy. - uśmiecham się. - Ale będziesz mnie odwiedzał, prawda? Oczywiście razem z Dawidem Cię zapraszamy, ale... czasami bym chciała spędzić tylko z tobą czas.
- Oczywiście. - zaśmiał się. - Ja też tego potrzebuję. Dlatego, gdy będę w domu sam, możecie się mnie spodziewać.
- Zawsze bedziesz miał drzwi otwarte w naszym domu. - powiedział brunet, uśmiechając się do niego.
- Dzięki. Naprawdę to doceniam.
Po kolacji, sprzątnęliśmy i poszliśmy do siebie. W czasie kiedy, Adam brał prysznic, ja zrobiłam mu miejsce w szafie, ale nie miałam odwagi grzebać po jego torbie i przekładać mu rzeczy.
Owszem... chciałam powrotu trójkąta, ale bardzo dobrze zdaję sobie sprawę, że najpierw sporo pracy byłoby przed nami, dlatego chciałam robić to bardzo małymi kroczkami.
Ale teraz, to już nie ważne...
Podeszłam do łóżeczka i spojrzałam na moje szczęście. Nigdy nie myślałam, że pokocham kogoś tak mocno i bezwarunkowo. Jest całym moim światem. Oczywiście, Adama też bardzo mocno kocham, ale nie można porównywać miłości do partnera, z miłością do dziecka. To kompletnie inna miłość i inne oddanie.
- Obudził się? - pyta brunet, wchodząc w samych bokserkach do pokoju.
- Nie. Po prostu od ponad pół roku, nie mogę przestać się nim zachwycać. Nadal nie mogę uwierzyć, że był w moim brzuchu i tam rozwijał się z małej fasolki, w małego człowieka. - objął mnie od tyłu, kładąc brodę na moim ramieniu.
- To jest właśnie niesamowite. Teraz rozumiem, dlaczego Janek tak kocha swoją pracę. To maleństwo jest cudem, szczególnie w naszym przypadku.
- Tak się bałam, że zrobiłam mu krzywdę, nieświadomie biorąc te tabletki na uspokojenie. Na szczęście Janek mnie uspokoił mówiąc, że w pierwszych tygodniach, zarodek jest chroniony, właśnie przez taką nieświadomość.
- Świetnie o nie zadbałaś, dbając o siebie. Dzieki tobie urodził się taki zdrowy i silny. Nigdy Ci za to nie podziękowałem. - schylił się i ucałował moje dłonie. - Dziękuję, mój aniele. Za to, że nas ratujesz poświęcając wszystko.
- Kocham Was... nad życie.
- A my Ciebie. - przytuliłam się do niego.
Tak się cieszę, że jestem w jego ramionach. Mimo tego iż chciałam uprawiać seks we troje, to Adam jest dla mnie najważniejszy. To jego kocham nad życie i to z nim chce być. Niestety jest mi przykro, bo wiem że straciłam przyjaciela.
Czuję to.
~***~
W czwartek rano nie mogłam się ogarnąć, ale na szczęście przy pakowaniu, pomagała mi Monika i Zuza, a chłopaki pomagali Adamowi znosić meble takie jak łóżeczko, fotel i popakowane ciuchy w walizki.
To dziś wracam do swojego domu i to nie sama.
Płakałam jak bóbr, zamykając drzwi na klucz, dlatego to Monia usiadła za kierownicą mojego auta, bo ja nie byłam w stanie prowadzić. To mieszkanie było moim domem przez rok. Spędziłam tutaj wspaniałe chwilę, z fantastycznym człowiekiem, którego pokochałam całym sercem.
Uspokoiłam się dopiero w połowie drogi do domu. Ale przyszło mi kolejny raz się wzruszyć, kiedy Adam wyszedł z domu z wielkim bukietem czerwonych róż. Po czułym pocałunku, wyjał naszego syna z fotelika i zaprowadził do środka, mówiąc:
- Witajcie w domu, moje skarby.
Teraz dostrzegam różnicę, bo wnętrze aż lśni i pachnie świeżością. Mateusz i Szymon wstali z miejsc na mój widok, ale ja byłam zbyt zajęta rozglądaniem się po czyściutkim domu.
Od razu przeszłam do naszej sypialni, gdzie stanąłem jak wryta na widok fotela stojącego w rogu przy panoramicznym oknie, obok stoi Alusia łóżeczko, a w drugim kącie na ścianie stoi jego komoda z przewijakiem.
Nasze łóżko jest pięknie przyścielone narzutą i poduszkami, ale spod niej widać zmienioną, świeżą pościel. W łazience stoi stojak z wanienką i nasze kosmetyczki, a w garderobie wszystkie walizki.
Spojrzałam z miłością na Adama, który uważnie obserwuję mija reakcję na powrót do domu.
To mój dom... zawsze nim był i zrobię wszystko, żebyśmy byli tu cholernie szczęśliwi.
Adam
To jest szczyt moich marzeń. Wyobrażałem sobie nieraz, jak to będzie wyglądać, ale to przechodzi moje najśmielsze oczekiwania.
Jestem w trakcie kąpieli naszego szczęścia, dzięki któremu, tak szybko odzyskałem swoją miłość. Ewela w tym czasie szuka w walizkach ubranek dla małego i niektóre rzeczy, już układa w jego komodzie.
Gdy po karmieniu, przytulam go do nagiej klatce piersiowej, mój anioł patrzy na nas z miłością w oczach, po czym wyciąga telefon, kładzie się obok nas i robi nam pierwsze wspólne zdjęcie.
- Zróbmy sobie sesję zdjęciową. - proponuję.
- Świetny pomysł. Pogadam z Moniką, by poprosiła Justynę o jakiś wolny termin. - całuje mnie w ramię i wstaje.
- Gdzie idziesz?
- Idę zrobić nam kolację. - włącza szumisia przy łóżeczku i zanim wychodzi, całuje Alusia w czółko.
Rozkoszuję się tą chwilą z synem. To nasz cud. Nasz bohater, nasze szczęście. Po pół godzinie, powoli wstałem i włożyłem go do łóżeczka.
- Już jesteś w swoim prawdziwym domku, synuś. - smyram go po policzku i przykrywam kocykiem.
Uruchamiam elektryczną nianię i idę do mojej blondyneczki. Już w holu czuć smakowity zapach dobiegający z kuchni.
Chryste... jak dawno nie czułem takich zapachów w tym domu.
- Co robisz? - pytam kładąc ręce na jej biodrach.
- Robię nam grillowaną pierś z kurczaka w przyprawach i sałatkę z mozzarelli.
- To prawie jak mój stek. - mruczę jej do ucha.
- Chciałam zrobić stek, ale nie mamy... - całuję ją za uchem, co bardzo na nią działa. - ... świeżej wołowiny.
- Mogą być piersi. - delikatnie ściskam jej.
- Najpierw kolacja... - odgania mnie. - ...a później kąpiel i dopiero chwila dla nas.
- Jedno nie wyklucza drugiego.
- No nie... - sama zaczyna mruczeć.
Po pysznej i lekkiej kolacji, Ewela sprzątnęła talerze, a ja poszedłem naszykować nam kąpiel.
Pozapalałem w łazience wszystkie świeczki, wannę wypełniłem gorącą wodą i nalałem jej ulubiony olejek i wrzuciłem musujące kule, o zapachu mango.
Kiedy weszła do łazienki, szeroko się uśmiechnęła. Oczywiście z przyjemnością, pomogłem się jej rozebrać, przy okazji całując każdy odkryty kawałek boskiego ciała.
To nie tylko przygotowanie do kąpieli, to nasza gorąca gra wstępna, która będzie się ciągnęła przez całą kąpiel, by później przejść do rzeczy w naszym pokoju zabaw. Jestem wdzięczny chłopakom, że pojechali sami na zakupy, bo ja w tym czasie mogłem tam posprzątać.
Wszystko jest gotowe, by zacząć w tym domu naszą bajkę od nowa.
~***~
Od poniedziałku Adrian nie odezwał się do nas ani razu. Owszem, dzwoniłem do niego, ale nie odbierał i nie oddzwaniał. Na smsy też nie odpowiadał.
Widziałem, jak Ewela dusi w sobie te emocje.
Brakuje jej go, martwi się i tęskni, a ja nic mogę z tym zrobić. Mogłem tylko do niego pojechać pod pretekstem zrobinia zakupów.
Może uda mi się go przekonać, by nie wyjeżdżał.
Zapukałem do jego drzwi, które mi otworzył, ale nie wpuścił mnie do środka.
- Cześć...
- Cześć. Czemu się nie odzywałeś? - pytam.
- Miałem sporo spraw do... załatwienia. - westchnął.
- Wyjeżdżasz? - pytam, widząc w przedpokoju walizki.
- Tak. Dzisiaj. W sumie to za godzinę. - mówi bez wyrazu.
- Chciałeś się pożegnać? - zwiesił głowę.
- Miałem zadzwonić, jak będę na miejscu.
- Naprawdę musisz to robić? - serce mi pęka.
- Tak. Ja też chcę być szczęśliwy.
- Rozumiem. Oczywiście, po prostu... będzie nam Ciebie brakować. Czemu nie chcesz pożegnać się z Ewelą? - zacisnął pięści.
- Bo... ma na mnie za duży wpływ. Gdy tylko zobaczyłbym jej łzy, byłbym w stanie zrezygnować ze swoich planów i znów żyć obok was, cierpiąc.
- Ona Ci tego nie wybaczy.
- Wybaczy. - szybko starł rękawem jedną zbłąkaną łzę z policzka. - Tobie wybaczyła, to i mi z czasem wybaczy.
- Co mam jej powiedzieć?
- Prawdę. Że nie miałem odwagi spojrzeć w jej oczy.
- Najgorszą rzecz zostawiasz mnie. - kręcę głową.
- Przepraszam.
- Kiedy znówu Cię zobaczymy, przyjacielu?
- Kiedy będę na tyle szczęśliwy, żeby wrócić do was i znów nim dla Was być, ale bez bólu.
- Będziemy czekać.
- Błagam Cię, Adam... dbaj o nią i o Aleksego. Daj jej wszystko czego zapragnie i kochaj z całych sił... za nas dwóch...
- Dobrze wiesz, że tak będzie. - wchodzę mu w zdanie.
- ...i nie spierdol tego... już nigdy więcej, bo ona będzie mieć już tylko ciebie...
- Obiecuję. Uważaj na siebie, bracie.
- Obiecuję. Przekaż jej tylko, że będę na siebie uważał. - wyściskałem go, klepiąc po plecach.
- Będziemy w kontakcie?
- Czasami. - uśmiecha się jednym kącikiem ust. - Trzymaj się, bracie.
- Ty też.
Schodzę z wielkim bólem w sercu wiedząc, że mój przyjaciel wyjeżdża i nie wiem, kiedy go znów zobaczę. Będzie mi go cholernie brakować.
Sam wycieram jedną zbłąkaną łzę z policzka, po czym wsiadam do auta i ruszam do moich skarbów. Boje się jej o tym powiedzieć. Boję się jej reakcji, ale muszę wziąć się w garść i być silnym.
Za nas dwoje.
Ewelina
Nieraz miałam ochotę, jechać do Adriana, ale nie mogłam tego zrobić.
Nie za plecami Adama.
Z resztą... co bym mu powiedziała? Co mogłabym mu zaoferować, oprócz przyjaźni?
Nic...
Nie mam odwagi do niego zadzwonić, czy napisać. W ogóle nie wiem, co mam ze sobą zrobić, bo wiem że najgorsze przede mną. Wiem, że przyjdzie tu, a jak już przyjdzie, to tylko po to... żeby się pożegnać.
I tego najbardziej się obawiam.
Kiedy Adam wrócił z zakupów z miną, która zwiastowała najgorsze wiedziałam, że zakupy to była bujda.
- Hej, skarbie... co Ci jest? - pytam, przytulając go.
- Alek śpi?
- Tak, niedawno zasnął. Co się stało?
- Chodź... musimy porozmawiać. - złapał mnie za rękę i zaprowadził do salonu.
Kazał mi usiąść na kanapie, a sam usiadł na przeciwko mnie na stoliczku.
- Adam... zaczynasz mnie martwić. - bardzo się denerwuje.
- Widziałem się z Adrianem. - wiedziałam...
- I?
- Wyjeżdża. - mówi z bólem, a ja czuję wzbierające się już łzy.
- Tak myślałam. Kiedy wyjeżdża?
- Dzisiaj. To znaczy... O 16.00. - serce mi stanęło.
- Co...? Ale jak to? Tak bez pożegnania? - łzy to już mi ciurkiem lecą.
- Nie miał odwagi spojrzeć Ci w oczy. - zerwałam się na równe nogi.
- To tchórz!
- Maleńka... - chwyta mnie za rękę i patrzy błagalnym wzrokiem.
- Błagam Cię, Adam, puść mnie. Ja muszę do niego jechać. Rozumiesz? Muszę się z nim zobaczyć!
- Uważaj na siebie i nie gnaj tak. - puścił mnie, więc dałam mu buziaka w usta i szybko pognałam do auta.
Nie mogłam jechać przepisowo wiedząc, że nie mam za dużo czasu. Musiałam go zobaczyć. Musiałam wtulić się w niego. Poczuć jego ramiona i zapach.
Dojechałam na miejsce i parkując byle jak, na wolnym miejscu, pognałam schodami na górę, do jego mieszkania, mijając jakiegoś gościa po drodze.
- Adrian! Adrian, ty tchórzu, otwieraj! - walę w drzwi i czekam z nadzieją, że mi otworzy.
- Przepraszam... - powiedział, ten facet którego mijałam na schodach. - ...jestem Jacek, Adrian wynajmował ode mnie mieszkanie. Niestety, ale już go nie zastaniesz. On wyjechał jakieś 15 minut temu, z Eweliną w podróż.
Więcej mi nie trzeba było...
Uciekł z Eweliną.
Usiadłam na schodach i chowając głowę w ramiona, zaczęłam żałośnie płakać. Serce mi pękało z bólu. Nie byłam o nią zazdrosna, on też zasługuje na szczęście... po prostu zrobił to... bez pożegnania się ze mną.
- Jak mogłeś mi to zrobić, blond mendo!? - płaczę, mówiąc do siebie.
- Wszystko w porządku? - pyta ten facet.
- Nie... nic nie jest w porządku... facet którego kocham, a z którym nie mogę być, wyjechał nie żegnając się ze mną. Ten tchórz nawet nie zostawił mi listu. Nic. Po prostu wyjechał, łamiąc mi serce. Nie sądziłam, że kiedykolwiek to on mnie tak zawiedzie i tak zrani. Był moim wsparciem, najlepszym przyjacielem, a teraz? Nienawidzę go, za to w jaki sposób mnie opuścił.
- To ty jesteś tą Ewelą. - wzruszyłam ramionami. - Mogę Ci jakoś pomóc?
- Nie... - wstałam. - Przepraszam za tą histerię.
- Może zadzwonię po Kubę?
- Nie trzeba. Dziękuję za troskę. Do widzenia.
- Cześć.
Schodzę powolnym krokiem, cała zapłakana i kompletnie załamana. Mam ochotę krzyczeć, dlatego daje upust swoim emocją w moim aucie.
Nagle rozlega się mój telefon, pokazując mi uśmiechniętą twarz bruneta.
~ Halo? - płaczę.
~ Maleńka...
~ Nie zdążyłam... ta blond menda... - nie mogę się wysłowić, bo się zanoszę płaczem. - ...wyjechała... z Eweliną.
~ Co? Skąd wiesz?
~ Ten facet... u którego wynajmował mieszkanie... mi powiedział.
~ Gdzie jesteś?
~ Pod jego blokiem. W aucie.
~ Nie ruszaj się stamtąd. Zaraz po Ciebie będę.
Czekając na Adama, cały czas płaczę i głośno krzyczę, zwijając się w kłębek z fizycznego bólu.
Już dawno nie bolał mnie brzuch i nie zbierało mi się na wymioty.
W tamtej chwili cierpiałam przez niego, tęskniłam za nim i nienawidziłam go.
Adrian
Jesteśmy właśnie w terminalu i czekamy, aż wpuszczą nas na pokład samolotu. Wyciągam telefon, by go wyłączyć i dostrzegam sporo nieodebranych połączeń od Jacka.
Coś nie tak z mieszkaniem?
~ No siema, co tam?
~ Posłuchaj... była tu... Ewelina. - moje serce ominęło jedno uderzenie.
~ Co? - odszedłem od Lisieckiej, by móc swobodnie rozmawiać.
~ Przyjechała, żeby Cię złapać. Akurat minąłem ją na schodach. Była zrozpaczona.
~ Skąd wiesz, że to ona?
~ Śliczna blondyneczka, w krótkich włosach, która wyzwała Cię od Blond Mendy, to na pewno ona. -
...tak... to ona.
~ Mówiła coś?
~ Tak. Że nigdy się na tobie tak nie zawiodła. Wyzwała Cię jeszcze od tchórza i miała pretensje, że tak ją zostawiłeś bez pożegnania. Nawet listu jej nie zostawiłeś. Stary... złamałeś jej serce. Ona Cię nienawidzi za to. - czuję ból w klatce piersiowej. - Chciałem jej pomóc, zadzwonić po Kubę, ale odmowiła. Wsiadła do auta i nie ruszyła się z miejsca. Pilnowałem jej. Widziałem jak płakała i krzyczała, uderzając w kierownicę. To była okropna rozpacz. Już miałem reagować i zabrać jej kluczyki, żeby w tym stanie nie prowadziła, ale pojawiła się taksówka, z której wysiadł jakiś wielki brunet, pewnie jej mąż, bo chwilę ją przytulał, uspokajał i zamienił się z nią miejscami, po czym odjechał.
~ Boże...
~ Ona Cię kocha.
~ Wiem, ja ją też... bardzo... ale nie możemy być razem.
~ To też powiedziała. Tak czy siak... źle zrobiłeś, stary, wyjeżdżając bez słowa. Jeśli chciałeś, żeby Cię znienawidziła, to brawo... udało Ci się to. - ronię kilka gorzkich łez.
- Adrian! - woła mnie Ewelina.
~ Muszę już kończyć. Zaraz wchodzę na pokład. Dzięki, że jej przypilnowałeś.
~ Nie ma za co. Trzymaj się, chłopie. Mam nadzieję, że wiesz co robisz.
~ Ty też się trzymaj. Do zobaczenia... kiedyś.
Wyłączam telefon, biorę uspokajający oddech i chowam telefon, po czym podchodzę do rudej.
- Kto dzwonił?
- Jacek. Pytał o kilka rzeczy, które zostawiłem, ale są mi niepotrzebne.
- Aha... - przytula się do mnie i całuje mnie prosto w usta. - Gotowy?
- Tak.
- A co jesteś taki bez humoru? - dopytuje.
- Głowa mnie rozbalała. - kłamię.
- Prześpisz się w samolocie.
Siadamy na miejscu i od razu zamykam oczy. Mam ochotę płakać. Wiedziałem, że ją zranię, ale że aż tak?
Co ty sobie debilu myślałeś?
Że uroni łzę i zaraz pocieszy się w ramionach Adama?
Ona cierpi... i to przeze mnie.
Kurwa... mogłem chociaż coś napisać do niej.
Ściskam poręcz fotela, co zauważa Lisiecka, bo kładzie swoją dłoń na mojej. Tak chciałbym, żeby to ona tu ze mną była i mnie trzymała.
Oczami wyobraźni widzę jej piękne błyszczące oczy i zniewalający uśmiech. Nadal czuję na ustach słodki smak jej ust i delikatność skóry.
Słyszę jej głos oraz śmiech.
Lecz po chwili, wyobrażam sobie, jak płacze z mojego powodu. Okropnie ją zraniłem.
Ja, który przyrzekał, że nigdy tego nie zrobi.
Nie mogę jej tak zostawić. Zanim wyjadę, muszę ją zobaczyć. Ona musi mi wybaczyć!
Zrywam się z miejsca i nie przejmując się Eweliną ide zdecydowanym krokiem do wyjścia.
Drogę zastępuje mi stewardessa.
- Proszę usiąść i zapłać pas. Zaraz będziemy kołować.
- Pani nie rozumie. Nie mogę lecieć.
- Już za późno. Drzwi są zamknięte. - ...za późno...
- Adrian? - odwracam się na dźwięk jej wystrasznego głosu. - Co się dzieje?
- Nie dobrze mi. Chciałem skorzystać z toalety.
- Może Pan skorzystać, jak już znajdziemy się w powietrzu. A teraz proszę usiąść i zapłać pas.
Wracam na miejsce i siadam. Zaciskam pięści i oczy do granic możliwości, nie mogąc znieść swojej głupoty.
Dałem dupy i muszę żyć, ze świadomiscią, że zraniłem kobietę, którą kocham. Miałem być lepszy od niego, a wyszło na to, że jestem słabym tchórzem.
Już jest za późno... na cokolwiek...
Mogę mieć tylko nadzieję, że czas uleczy nasze rany i że Malutka mi kiedykolwiek to wybaczy.
Że po moim powrocie, oboje będziemy szczęśliwi, ale osobno i że znów będę mógł być jej przyjacielem...
Adam
Po wyjściu Eweli, zacząłem się zastanawiać, czy zdąży go złapać. Jeśli tak, czy przekona go do pozostania. Czy odda mu się i rozpocznie trójkąt, mimo braku mojej akceptacji, byle by go zatrzymać.
Bałem się tego... pierwszy raz zwątpiłem.
Serce mi podskoczyło do gardła, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Na szczęście to nie były żądne służby powiadamiające mnie, że uległa wypadkowi przez pośpiech, tylko Janek.
- Cześć, co słychać? Źle wyglądasz. - mówi, wchodząc do środka.
- Adrian odszedł bez pożegnia z Ewelą...
- Co?
- ...i ona w pośpiechu pojechała do niego.
- Jak mógł jej coś takiego zrobić? - tłumaczę mu całe nasze spotkanie oraz swoje najgorsze obawy. - Boże, Adam... ja nie wiem, co Ci powiedzieć... tak samo jak ty... nie wiem, co ona może zrobić. - sprawdzam na GPS jej położenie.
- Nadal jest u niego. - mówię z bólem.
- Zadzwoń do niej.
~ Halo? - pyta cała zapłakana.
~ Maleńka... - mówię, zmartwiony.
~ Nie zdążyłam... - strasznie się zanosi od płaczu. Nie moge jej prawie zrozumieć. - ...ta blond menda ...wyjechała... z Eweliną. - Chryste... czuję niesamowitą ulgę.
~ Co? Skąd wiesz?
~ Ten facet... u którego wynajmował mieszkanie... mi powiedział. - ona nie może prowadzić w takim stanie.
~ Gdzie jesteś?
~ Pod jego blokiem. W aucie.
~ Nie ruszaj się stamtąd. Zaraz po Ciebie będę.
- Słyszałeś?
- Tak. Jedź po nią. Ja zostanę z małym.
- Dzięki Ci, Janek.
Na miejscu szybko płacę za kurs i szukam wzrokiem jej czerwonej toyoty. Od razu zauważam, jak niedbale zaparkowała i jak siedzi skulona za kierownicą, okropnie płacząc.
Podchodzę do niej i pukam cichutko w okno. Nie patrząc na mnie, otworzyła drzwi.
- Maleńka... - kucam przy niej.
- Ten dupek wyjechał... bez pożegnania... nawet listu mi nie zostawił.
- Kazał Ci przekazać, że będzie uważać na siebie. - załkała.
- Sama chciałam mu to powiedzieć! Chciałam go przytulić, powiedzieć mu, że będzie mi go brakować... - Boże jakie ja mam wyrzuty sumienia. Jak mogłem pomyśleć, że mnie zdradzi!? - ...że będę za nim tęsknić, żeby uważał na siebie! A on? Wyjechał... potraktował mnie, jakby nic nie znaczyła dla niego.
- Nieprawda. Kocha Cię.
- Jakby mnie kochał, to by wiedział ile dla mnie znaczy pożegnanie! Czuję się, jakby zginął w pracy. Umarł, a ja nie miałam możliwości go pożegnać. Po prostu zniknął bez słowa. Wyparował. - Boże...
Z jednej strony miała rację, a z drugiej on też miał. Za bardzo ją kochał, by odejść mimo jej łez.
Nie zrobiłby tego. Boli mnie utrata przyjaciela i jej cierpienie. Mógł coś jej zostawić. Ona też zniknęła, ale napisała do niego list.
- Jak mogę Ci pomóc, skarbie?
- Przytul mnie. - pomagam jej wsiąść z auta i mocno ją przytulam. - Spraw, żeby przestało to tak boleć. Pomóż mi o nim zapomnieć.
- Zrobię wszystko, żebyś nie cierpiała i była szczęśliwa. Pamiętaj, że jestem przy tobie i bardzo Cię kocham. Ja i Aluś potrzebujemy Cię.
- A ja was. Jesteście całym moim światem... O boże gdzie jest Alek? - zmartwiła się. - Chyba nie zostawiłeś go sa...
- Oczywiście, że nie. - wchodzę jej w zdanie. - Janek z nim jest. - wyraźnie odetchnęła z ulgą. - Wracamy do nich? - skinęła głową.
Pomogłem jej wsiąść, a sam usiadłem za kierownicą jej auta. Zanim ruszyłem musiałem, odsunąć fotel do tyłu, co sprawiło że nieznacznie uśmiechnęła się przez łzy. Wciąż płakała.
Uspokoiła się dopiero w naszym garażu.
Gdy tylko zobaczyła Janka, wtuliła się w niego jak miś koala. Po czym głęboko odetchnęła, chyba po to by powstrzymać łzy i wzięła na ręce naszego synka.
Kiedy tylko go nakarmiła, przeprosiła nas i poszła się położyć.
- Jak się trzyma? - pyta, bawiąc Alka. - Widzę, jak próbuje tłumić emocje, ze względu na małego.
- Okropnie płakała. Mówiła, że czuję się, jakby nagle zginął w pracy i nie miała możliwości, pożegnania się z nim.
- Boże... bardzo ją zranił.
- Próbuje sobie wyobrazić, jak ona musiała się czuć, kiedy tak źle ją traktowałem.
- Nie myśl już o tym. Wybaczyła Ci. Teraz musisz być silny jak nigdy i wspierać ją.
- I tak będzie. - złapałem się za głowę - Chryste Janek... jak mogłem pomyśleć, że ona... może mnie zdradzić. Pojechała nie po to, żeby go błagać by nie wyjeżdżał, tylko żeby go pożegnać, rozumiesz?
- Tak... mi też jest źle, że mogłem tak pomyśleć. Po prostu... Ewela rozmawia ze mną, jak ze swoim sumieniem. Ona kocha was obu, choc nie potrafi tego wytłumaczyć, jak to jest możliwe. Zawsze była szczera ze mną i sama ze sobą. Zawsze to Ciebie najmocniej kocha, ale on też znalazł miejsce w jej sercu.
- Wiem... to wszystko przeze mnie. To przeze mnie tak cierpi.
- Nieprawda. Nawet gdybyś nie wprowadził jej nigdy w ten świat, ona też by cierpiała. Może nie tak mocno jak teraz, ale byłoby jej cholernie przykro, że przyjaciel ją opuścił, bez słowa pożegnania.
- Może masz rację. - wzdycham.
- Mam. Nie obwiniaj się, Adam. To on zrobił ogromny błąd. Chronił siebie, zamiast ją.
Janek bardzo chętnie został z nami na kolację, którą pomógł mi przygotowywać, ale przerwał mi telefon.
To Adrian.
- Janek, spojrzysz na małego? Ja pójdę odebrać ten telefon na zewnątrz.
- To on?
- Tak.
Wychodzę do ogrodu, zamykając za sobą drzwi.
~ Halo?
~ Jak ona się czuje?
~ Kiepsko. Ma do ciebie ogromny żal.
~ Wiem. Dzwonił do mnie Jacek. Adam... ja...
~ Zjebałeś po całej linii. Wiesz, jak ona cierpi? Powiedziała, ze czuje się jakbyś zginął w pracy, rozumiesz? Że nie miała możliwości pożegnania się z Tobą. - słyszę, jak pociąga nosem.
~ Uwierz mi, że chciałem się wycofać, ale było już za późno. Nie mogłem wydostać się z samolotu. Zaraz znajdę jakiś powrotny i...
~ Nie. - wchodzę mu w zdanie. - Już za późno... niczego nie zmienisz. Teraz ona jest na etapie żalu i złości. Twój nagły powrót niczego by nie naprawił. Dlatego zostaw to tak, jak teraz jest. Ułóż sobie życie i wróć, kiedy będziesz gotów. Będziemy czekać.
~ Ty tak, a ona?
~ Też... nadal Cię kocha. - ściskam pięść.
~ A ja ją. Myślisz, że mi wybaczy?
~ Kiedyś tak.
~ Kiedyś... - prychnął z bólem.
~ Tym będziesz się martwił, jak wrócisz. Narazie myśl o sobie i o Ewelinie.
~ Jednak wiecie.
~ Twój kumpel jej powiedział.
~ Pewnie mnie nienawidzi teraz.
~ Tak. Ale kiedyś minie jej złość i żal.
~ Pomóż jej zapomnieć. Spraw by tak nie cierpiała, przeze mnie.
~ Ona mnie też o to poprosiła... dlatego obiecuję wam to.
~ Dzięki. Odezwę się za jakiś czas, do ciebie.
~ Będę czekał.
~ Cześć.
~ Cześć.
Wzdycham głośno i wracam do Janka.
- I jak?
- Nie wiem, czy dobrze zrobiłem, mówiąc mu to.
- Bardzo dobrze. Niech wie, że też ją skrzywdził. Przynajmniej nie bedzie zdziwony, kiedy wróci, a Ewela nie będzie się tym przejmować.
- Tak myślisz?
- Zdążyłem poznać ją i jej wady, choć nie na własnej skórze. Wiem, że jest pamiętliwa i mściwa. Możesz mi wierzyć, że będzie musiał się bardzo starać, by odzyskać jej przyjaźń i zaufanie, a ona nie będzie mu tego ułatwiać. Z resztą... ty wiesz o tym najlepiej.
- Taa... - uśmiecham się krzywo, wpominając jak było. - Na szczęście moim ratunkiem był Aleksy. To dzięki niemu zbliżyłem się do niej. Mogłem być z nią dzień w dzień.
- Dokładnie... on tej pomocy nie będzie miał. - wzdycham.
- Już mi go żal.
- Mnie też... mimo tego co jej zrobił.
Po kwadransie, Ewela obudziła się sama i przyszła do salonu z opuchniętą od płaczu buzią, ale uśmiechała się i bawiła się z małym.
Prawdopodobnie znów stłamsiła w sobie emocje, by nie pokoić naszego syna. Znów skupia sie na nim, żeby nie myśleć. Zamienia cierpienie w miłość i przelewa to na niego.
Nagle spojrzała na mnie i uśmiechnęła się słodko, a co najważniejsze szczerze.
- Co tam moi mężczyźni robią dobrego na kolację? - uśmiechnęliśmy się szeroko, widząc jak podchodzi do nas z małym na rękach i całuje Janka w policzek, a mnie czule w usta.
Pogłębiam pocałunek, czując całe jej serce.
Cofam to co powiedziałem... ona przelewa tą miłość nie tylko na małego, ale i też na mnie.
W końcu jest tylko moja...
5300 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top