21. Nie mogę Cię stracić...
Adrian
Od kilku dni chodzę jak tykająca bomba. Każdy schodzi mi z drogi, żeby się nie narazić na mój gniew. Jestem wściekły sam na siebie, że tak źle to rozegrałem, bo Ewela nie odzywa się do mnie od czwartku.
Najpierw wyłączyła telefon, a teraz w ogóle mnie ignoruje. Nie odbiera i nie odpisuje mi na smsy. Czuję się, jakby znów zniknęła. Mam ochotę pojechać do Białej i zmusić ją do rozmowy, ale kurwa nie mogę... utknąłem w pracy.
Jest niedziela rano i zamiast mieć wolne, muszę siedzieć na komendzie i czekać na wyniki sekcji zwłok, znalezionej w sobotę rano, nagiej dziewczyny w lesie. Razem z Kubą przesłuchujemy świadków, ale oczywiście nikt nic nie wie, a ciało znaleźli starsze państwo, kiedy byli na spacerze z psem.
- Adrian! - krzyczy Kuba, wchodząc do naszego biura.
- Czego? - warczę.
- Stary... co jest z Tobą? Znowu pokłóciłeś się z Adamem, czy...
- Gorzej... z Eve. - przyznałem.
- Wylecz się z niej w końcu.
- Ja się tak z niej wyleczę, jak Ty z Julii. - warknąłem, a on podniósł ręce, w geście poddania. - Coś się stało, że tak wpadłeś?
- Ewelina już jest i coś ma. Ja zaraz do was dołączę, muszę jeszcze zadzwonić.
- Dobrze. - z westchnięciem wstałem z miejsca i udałem się do niej.
Jak zwykle siedzi za swoim biurkiem, na którym jest idealny porządek i uważnie patrzy w ekran monitora.
- Co masz dla nas? - pytam, a ona wzdycha.
- Dopiero weszłam. Daj mi chwilę. - usiadłem przed jej biurkiem i czekam, aż się ogarnie. - Chcesz kawy? - podeszła do swojego ekspresu.
- Do rzeczy, Ewelina.
- I tak czekamy na Kubę, bo ja nie będę dwa razy tego samego tłumaczyć, więc jak? Napijesz się ze mną kawy, czy będziesz kolejny dzień siedział z miną "patrz na mnie, nie rusz mnie".
- Zrób.
- "Poproszę" się mówi. - spojrzałem na nią z politowaniem. Wiem, że wypada poprosić, ale naprawdę mam ostatnio chujowy humor.
Nawet ekspres mnie wkurwia, wydając z siebie te irytujące dźwięki, spieniania mleka. No tak... Ewelina pije latte... zupełnie jak moja Ewela, zaraz po kakale.
- Słyszałam od Kuby, że Ewelina wróciła i to z synkiem. To dlatego uciekła? Proszę. - podała mi czarną z cukrem, tak jak lubię.
- Nie uciekła, tylko zniknęła. Chciała chronić dziecko przed stresem. Już jedno przez to straciła.
- I niech zgadnę... wróciła do Adama, zamiast wybrać Ciebie. - przymrużyłem oczy. - Serio, Adrian? Czego ty się spodziewałeś, skoro mają dziecko? - siada za biurkiem.
- Nie będę z Tobą na ten temat rozmawiał.
- Rozumiem. W takim razie opowiem Ci o moim urlopie, który zaczynam od przyszłego piątku.
- Nie interesuje mnie to.
- A powinno... - uśmiecha się. - ...pamiętasz, jak oboje marzyliśmy o luźnych wakacjach w Toskanii? Nie w sztywnym hotelu, tylko w jakimś rodzinnym domu, który wynajmuje pokoje? - nie skomentowałem tego, ale bardzo dobrze to pamiętam.
To jedyna rzecz, jaką miałem z Eweliną, a nigdy z Ewelą. Z nią mogłem coś planować, marzyć, a z Malutką... nie było to możliwe.
- Muszę przyznać, że Ci zazdroszczę.
- To nie zazdrość... tylko jedź ze mną. - znowu przymrużyłem oczy.
- Wolałbym nie.
- Oj daj spokój. Nic od Ciebie nie chce. Proponuję Ci tylko wspólne wakacje i niezobowiązujący seks. - uśmiechnąłem się jednym kącikiem.
- Ty mnie?
- Tak. Na własnej skórze poczułam, jak bardzo nie lubisz się wiązać, dlatego wolę postawić sprawę jasno.
- Ja też ja stawiałem, a jednak...
- Nie martw się, uczę się na błędach. To tylko seks.
- Siema! - wszedł Kuba. - Co masz dla nas? Też dostanę kawkę?
- Jasne. - podeszła do ekspresu i znów go uruchomiła. Po chwili podała mu kawę. - Proszę.
- Dzięki.
- Więc tak... patolog stwierdził gwałt i zgon przez uduszenie między 3.00, a 4.00 nad ranem. Prawdopodobnie sprawca udusił ją w trakcie stosunku, bo swobodnie skończył na niej, nie w niej.
- Tak czy siak, mamy jego dna. - stwierdzam.
- No nie bardzo... - wyciągnęła zdjęcia, które wczoraj zrobiła na miejscu zdarzenia. - ...spójrzcie na brzuch ofiary. - obaj przyglądamy się zdjęciom.
- Co z nim? - pyta Kuba.
- No błagam, Was. Wy, mężczyźni nie widzicie tutaj żadnej nieprawidłowości? - znów się im przyglądam.
- Sperma, jak sperma. - odpowiada.
- Kuba... Ewelina ma rację... coś jest nie tak. Jest bardzo dziwnie nią ubrudzona.
- Bingo. Normalnie przy wytrysku powinno być kilka długich śladów, a tu ewidentnie widać, że... ktoś ją pokropił... jakby wylał zawartość z prezerwatywy.
- Mam rozumieć, że mamy zwyrola, który gwałci w prezerwatywie tylko po to, by później rozlać na ofierze nasienie?
- Albo ktoś chciał kogoś wrobić w ten gwałt i zabójstwo. - stwierdzam.
- Też tak sądzę. Na waszym miejscu, szukałabym najpierw właściciela nasienia i sprawdziła jego alibi. A ja jadę z chłopakami spowrotem na miejsce zbrodni, poszukać tej prezerwatywy.
- Dzięki, Ewela. - mówi Kuba. - Jesteś świetna.
- Wiem. - odparła. - Ja nie wiem, jak wy sobie poradzicie beze mnie przez miesiąc. - dopijam kawę i odkładam na blat.
- Dzięki za kawę.
- Przemyśl to i daj mi znać do środy. Mam jeszcze bilet mojego byłego. - szepnęła.
- Adrian! Jedziemy!
- Idę! Narazie.
- Pa... - odprowadziła mnie wzrokiem.
Muszę koniecznie porozmawiać z Malutką, musi się określić, kogo wybiera. Jeśli wybierze Adama, to mnie nie pozostaje nic innego, jak zafundować sobie wakacje i załatwić przeniesienie do Poznania.
Może, jak wyjdę, to wtedy o niej zapomnę... o ile jest to w ogóle możliwe.
Ewelina
Nie byłabym sobą, gdybym nie wbiła Adamowi małej szpilki. Myślałam, że się chociaż zdenerwuje, że jak zwykle w zaborczy sposób, dociśnie mnie do ściany i rozpali jednym ze swoich pocałunków, by pokazać mi, że ja też taka jestem i wystarczy tylko to, bym oddała mu się za gmachem świątyni.
A on?
Zrobił coś kompletnie odwrotnego. Zaczął mówić prosto z serca... szczerą prawdę... która uderzyła w moje serce, jak odbudowujący laser.
Nagle poczułam się wolna i niezmiernie szczęśliwa. Już nic co złe, nie miało dla mnie znaczenia. Wybaczyłam mu, wszystko.
Mówiąc mu to, poczułam się sto razy lepiej. Jakbym unosiła się nad ziemią. A patrząc na jego reakcję, miałam ochotę płakać ze szczęścia.
~***~
Nawet rok temu, na ślubie Moniki i Matuesza nie wytańczyłam się tak z Adrianem, jak dzisiaj z Adamem. Aż jestem zdziwiona, że nogi nadal mnie nie bolą.
Brunet dobrze wiedział co robi, zabierając mi telefon. Oczywiście, że nie zapomniałam o swoim dziecku, ale pozwoliłam sobie na zabawę i po tak długim czasie wyszalałam się.
Tak się "rozkokosiłam", że miałam jeszcze sporo siły, by zaszaleć w pokoju hotelowym. Jeszcze nigdy, tak ostro go nie ujeżdżałam, jak tamtej nocy. Biedny Adam, swój ryk tłumił w poduszkę, ale i tak było głośno. Po wszystkim poszliśmy wykończeni spać.
Grubo po 10.00 obudził mnie ból i duży dyskomfort piersi oraz silna potrzeba ze skorzystania z łazienki.
Piersi to mnie tak bolą od nie odciągania mleka, że aż nie mogę się dotknąć. Są strasznie twarde i pełne wyczuwalnych pod palcem okrągłych "zatorów". Powinnam przed snem użyć laktatora, ale ten oszałamiający orgazm, kompletnie zawalił mnie z nóg.
Próbuję wygramolić się z łóżka, ale odkąd znów śpimy ze sobą, to brunet bardzo mocno przytula mnie przez sen, jakby bał się, że ucieknę...
- Maleńka...? - pyta zaspany, kiedy z całej siły próbuję podnieść jego rękę, obejmującą mój pas.
- Spokojnie... muszę do toalety i koniecznie odciągnąć pokarm, bo mi zaraz piersi rozsadzi. - zabiera rękę i pochyla się nade mną. Ogląda moje nagi piersi, z nieskrywanym szokiem w oczach.
- Rzeczywiście wyglądają, jakby miały zaraz wybuchnąć. Bolą Cię? - pyta z troską.
- Bardzo.
- Mogę dotknąć? Będę delikatny. - kiwam głową, a on delikatnie bierze w dłonie moje ciężkie od mleka piersi. - Chryste... jak głazy. - od razu wstał z łóżka, jakby odbił się od sprężynki i zaczął szukać w torbie ręcznego laktatora.
Po wyjściu z łazienki, siadam w fotelu i zaczynam odciąganie. Z moich oczu automatycznie wypływa fala niekontrolowanych łez z bólu, co martwi bruneta.
- Boże... Maleńka... jak mogę Ci pomóc?
- Zastąpisz mnie? Za bardzo mnie boli, żeby skupić się na ściskaniu.
- Oczywiście. - wziął do ręki laktator i silnymi uściśnięciami, odciągał mi pokarm. - Za mocno? - pyta, patrząc na moje łzy.
- Tak musi być. - dosłownie szlocham z bólu i ulgi.
Skończył dopiero, kiedy już z obu piersi nie lało się mleko, którego było aż tyle, że aż musieliśmy przerwać i wylać zawartość.
- Lepiej?
- O wiele. - wzdycham, masując sobie piersi. Na szczęście już nie mam żadnej "grudy".
- Cieszę się. Widziałem, jak cierpisz. Chcesz się położyć?
- Nie. Chcę się zbierać. Nie wiesz, czy rodzice już wstali? Poszlibyśmy na śniadanie i ruszyli już w drogę. - uśmiecha się.
- Już dzwonię do nich.
- Ja też zadzwonię do mamy.
Niestety nie mogłam się do niej dodzwonić, więc lekko spanikowana dzwonię do Zuzki.
~ Halo?
~ Jak tam Aluś?
~ Och witaj, siostrzyczko! Jak pogoda na dolnym śląsku? Bo u nas jest pięknie!
~ Zuzka! - syczę.
~ Wiedziałam, że się wściekniesz. Spokojnie panikaro, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Tak aktywnie spędzamy czas z Alkiem, że nie ma czasu o was pomyśleć, a co dopiero zatęsknić.
~ A płakał w nocy?
~ Coś ty! Mama go uśpiła i poszła spać z tatą do swojego pokoju, a my spaliśmy u was. Jak tylko zaczął wydawać z siebie dźwięki, to wyjęłam go z łóżeczka, a Szymek podał mi wcześniej podgrzane mleku z podgrzewacza. Zjadł i poszedł spać dalej. No cudowne dziecko. Za kilka lat możesz mi takie samo urodzić lub oddać to, jak będzie już z podstawowych przeczy odchowane.
~ No chyba zgłupiałaś do reszty!? Jak się po ślubie weźmiecie w obroty, to tak się wyćwiczycie, że też wam wyjdzie taki skarb. - usłyszeliśmy śmiech Szymona w tle. Czyli oni też mają mnie na głośnomówiący. - A co robią rodzice i dziadki?
~ Gotują duży obiad na wasz powrót. O której będziecie?
~ Jeśli wyjedziemy o 12.00, to koło 17.00 powinniśmy być. - Adam kiwa głową, że na bank.
~ Okay, to szerokiej drogi!
~ Nie dziękuję. Pa!
- I jak?
- Już wstali, właśnie się szykują. - zerwałam się do torby i nie przejmując się jego śmiechem, szybko ubieram na siebie jasną bieliznę, poprzecierane ciemne jeansy, do tego białą bokserkę i kwiecistą, lekką narzutę.
W łazience myję zęby i zmywam wczorajszy makijaż, a potem maluję tylko oczy brązową kredką, nakładam cielisty cień z drobinkami złota i tuszuję rzęsy.
A włosy?
Ha! Poprawiam ręką... i już.
- Gotowa!
- Dosłownie zajęło Ci to 7 minut. Nowy rekord. - nabija się.
- Bardzo śmieszne. - popycham go w stronę drzwi.
Po pysznym śniadaniu, wymeldowaliśmy się z pokoi i mogliśmy ruszyć w drogę. Trochę się obawiam prowadzić auto Adama, ale widzę że on nie ma z tym problemu. Bez wahania daje mi kluczyki i wsiada do przodu z butelką wody.
- Przypomnij mi... - zaczynam, zanim ruszam - ...ile twoje auto ma koni?
- 435. - uśmiecha się szeroko brunet.
- Aha...
- Coś nie tak?
- Moja toyotka ma tylko 116. Powinnam wcześniej, wsiąść za kierownicą twojego auta i go wyczuć.
- Dasz radę.
Oczywiście jak przewidziałam, dałam za dużo gazu i przy ostrym hamowaniu, żeby w coś nie walnąć, Adam prawie się przywitał czołem, z deską rodzielczą.
- Wiedziałam, że tak będzie! - zaczęłam się śmiać, razem z teściami.
- Spokojnie.
Już po wyjeździe z parkingu na ulice, wiedziałam ile ta maszyna ma do zaoferowania, dlatego gdy tylko wjechałam na S8, gnałam na luzie 110km/h.
- Zwolnij trochę. - prosi już któryś raz, czym mnie wkurza. - Ewela...
- Przestań jęczęć, obudzisz mamę. - syczę.
- To zwolnij. Chcemy dojechać cali.
- Ucisz się w końcu, bo Cię wysadzę. - syczę. - Jadę przepisowo, nawet mniej o 10km. I nie zwracaj mi uwagi, bo sam w tamtą stronę gnałeś 120km/h.
- Ale ja to ja, a Ty... - zaciął się nagle.
- No dokończ, a obiecuję, że poproszę tatę i oboje wepchniemy Cię do bagażnika. - warczę, wymijając kolejne auto.
- A ja wam pomogę. - dodaje mama, czym nas cholernie rozbawia. - Co się wtrącasz? Przecież dobrze prowadzi.
- Mamo... - mówi teatralnym, płaczliwym głosem. - ...ja... nie chce zginąć! Umrzemy! - nabija się, a ja powoli zwalniam i zatrzymuję się na poboczu, właczjąc awaryjne.
- Wyjazd. - pokazuję ręką na jego drzwi.
- No chyba żartujesz? - zatkało go.
- Wcale nie.
- Jak ja wrócę?
- Nie wiem. - wzruszyłam ramieniem. - Ściągnij koszulę i łap stopa. - rodzice parsknęli śmiechem. - Może jak zaczniesz nią wywijać w powietrzu, jak striptizer, to w końcu ktoraś się zatrzyma. - teraz to już się śmiali na całego. W sumie on też.
- To moje auto.
- ALE JA JE PROWADZĘ! Albo siedzisz cicho i dojedziesz do Białej bez żadnych przygód, albo wracasz stopem i jedyne co mogę dla Ciebie zrobić, to wypisać Ci na nagiej klatce, czerwoną szminką napis "Łódź" i zaczniesz sprzątać dom. Słucham. Jaka jest decyzja?
- Zostaję. - mówi, ledwo wstrzymując śmiech.
- Ruszam... ale uwaga... jeszcze jeden komentarz, a wypchnę Cię w locie, zwalniając do setki na zakręcie. - to koniec. Pękł. I o to mi chodziło.
Droga była tak pięknie pusta, że w Białej byliśmy już po czterech godzinach. Po zaciągnięciu ręcznego, pierwsze co zrobiłam, to wyminęłam wszystkich i spojrzałam do wózeczka na śpiacego Alusia.
- Widzisz? Żyje. Jest cały i zdrowy. - mówi Zuza z przekąsem, a ja ją całuję mocno w policzek.
- Dziękuję.
- A co wy tak szybko? - pyta tata.
- Bo gnała do domu, jak szalona. - skarży się brunet.
- Ewelinka, bardzo dobrze prowadzi. - mówi teściu. - To nasz syn przesadza.
- Nie sądziłem, że tak będzie pomykać.
- To moja krew! - mowi dumnie ojczulek.
- W takim razie, ja już wstawię obiad. - mówi babcia.
- A my mamy do obiadu sporo weselnej wódki.
Po niecałej godzince obudził się Aluś i gdy tylko wzięłam go na ręce, to nie wiem, czy to z zaspania, czy z tęsknoty, ale wtulił sie we mnie jak małpiątko i zamiast wołać jeść, to dochodził do siebie z 20 minut w tej pozie.
O Bożenko... jak ja też tego potrzebowałam.
Tuliłam go i całowałam jego główkę, wdychając jego upajający zapach. Nikt nam nie przeszkadzał, nawet Adam, tylko siedzieli przy ogrodowym stole i patrzyli na nas w ciszy.
To była chwila tylko dla nas.
Kiedy tylko mały zaczął rączką szukać piersi, w ogóle się nie krępowałam i nakarmiłam go przy najbliższych.
Adam
Widziałem tą ulgę i szczęście na twarzy mojej blondyneczki, która wzięła naszego syna na ręce. Nie mogłem przestać ich obserwować, kiedy tak wtulił się w nią. Oboje potrzebowali tej chwili dla siebie.
Byłem zaskoczony, gdy Ewela zaczęła go karmić przy wszystkich, ale nie czułem zazdrości, że tata, dziadek albo Szymon mógł dojrzeć jej nagą pierś, do której natychmiast dossał się mały.
- Piękny widok. - szepcze babcia.
- To prawda. - dodał tata. - To jest ich chwila.
- Nawet gdybym był od początku z nimi, to nigdy nie nawiązałbym takiej więzi, jak matka z dzieckiem. - powiedziałem, patrząc na nich z miłością. - Mam wszystko, o czym marzyłem. - szepczę, czując zbierające się łzy. - Mam nie tylko piękną żonę, która wróciła do mnie i wszystko mi wybaczyła... - wszyscy spojrzeli na mnie z ogromnym uśmiechem, nawet ona. - ...ale mam też cudownego synka, wymarzony dom, pracę. Jestem spełniony.
- Brakuje Ci drzewa. - uśmiecha się Szymon. - Prawdziwy mężczyzna powinien wybudować dom, ty już go masz, spłodzić syna, też możesz odhaczyć i posadzić drzewo.
- No tak.
- Jest jeszcze jeden punkt, o którym autentycznie mówili w telewizji. - wtrącił się teściu.
- Jaki?
- Prawdziwy mężczyzna powinien chociaż raz, rozwalić auto z wypożyczalni. - zaśmiał się.
- Naprawdę?
- Tak. Ja niestety domu nie wybudowałem, syna nie spłodziłem, ale auto skasowałem, prawda Dorotka? - wybuchnęliśmy cicho śmiechem.
- Prawda.
Kiedy tylko Alek przestał jeść, usiadł i spojrzał na nas z uśmiechem. W końcu mogłem do niego podejść i wziąć go na ręce, tuląc do siebie
- Hej, kloniku... tęskniliśmy z mamą za Tobą. A ty? - tylko się uśmiechnął, ale za to Szymon odpowiedział za niego.
- No nie bardzo. Mam super dziadków, pradziadków i jeszcze lepsze wujostwo.
- Dobrze powiedziane.
- A tak w ogóle... - zaczęła Zuza. - ...to kto będzie moim kumą? - spojrzałem na Ewelę, a ona na mnie. - Nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale to ja będę chrzestną.
- Oczywiście, że od początku miałaś nią być... - odpowiada moja blondyneczka. - ...po prostu nie rozmawialiśmy jeszcze na ten temat. Wypadałoby, by to Adam wybrał kogoś na ojca chrzestnego. - spojrzałem na nią.
- Wybrałbym Szymona, ale będzie mężem Zuzy... - uśmiechnął się do mnie szeroko. - ...więc zostaje mi Adrian albo Mateusz.
- Natalce obiecałam, że będzie chrzestną do drugiego dziecka. - mówi moja mała.
- No to załatwione. Rodzicami chrzestnymi drugiego dziecka będzie Natka z Szymonem, a trzeciego Monika z... Adrianem.
- Co? Jakie trzecie? - zapytała moja blondyneczka, z przerażeniem w oczach, czym totalnie rozbawiła resztę.
- Skarbie... trójka to minimum. - tłumaczę jej powoli.
- I że niby ja mam je rodzić? - uśmiecham się do niej i całuję ją w skroń.
- Tylko ty, głuptasie.
Po pysznym obiedzie, opowiadaliśmy nie tylko o ślubie i weselu, ale także powiedzieliśmy, że wracamy do naszego domu, uszczęśliwiając tym nie tylko nas.
Wieczorem, dziewczyny poszły zrobić małemu kąpiel, a ja razem z Szymonem siedzimy na dworze przy piwku.
- Jak ten sikacz? - pytam.
- Całkiem spoko, jak na 0.0%. - cmoka. - Cieszę się, że Eve Ci wybaczyła.
- Ja tym bardziej... tak w ogóle... to dzięki tobie.
- Mnie? A co ja mam z tym wspólnego? - po cichu tłumaczę mu całą sytuację. Na jego twarzy pojawia się coraz większy uśmiech.
- No pięknie. Jak mogłeś pomyśleć, że chcę dać dyla?
- No nie wiem. Może dlatego, że nie znałem prawdy.
- Nie chciałem nic mówić, żebyście... nie drwili.
- Mnie mogłeś powiedzieć. Na pewno nie wyśmiałbym Cię. - zapewniam.
- Nie?
- Nie. Podziwiam Cię. Masz rację... nie wiem, o czym mówisz, ale próbuje sobie wyobrazić, jak jest Ci ciężko.
- Jest. - wzdycha. - Byłem cholernie szczęśliwy, gdy rodzice pozowlili jej zamieszkać już ze mną i nadal jestem, że jest tuż obok mnie, ale nie jest lekko... gdy po przyjemnych chwilach całowania i przytulania jej, idziemy po prostu spać... znaczy ona idzie. Ja czekam, aż zaśnie i wtedy idę do łazienki pod prysznic... wiesz po co. - uśmiechnąłem się. - No ciężko mi... ale wiem, że warto. Jest tylko jedna rzecz, której się boję. - wyznał.
- Czego?
- Że ją skrzywdzę. Boję się, że po tak długim czekaniu, nie będę w stanie się kontrolować.
- Będziesz musiał użyć ogromnej siły woli i na początku zrób to szybko, ale potem musisz być bardzo delikatnym. - mówię ze swojego doświadczenia.
- Wiem.
- Jeśli chcesz mojej rady... to poczekaj z tym, aż wyjedziecie w podróż poślubną.
- Co? - wzdycha z bólem.
- Nie wiesz... jak Zuza zareaguje na pierwsze... zbliżenie i nawet jak będziesz się bardzo starał, może być obolała, a przed wami jeszcze poprawiny.
- O Boże... masz rację. - złapał się za czoło. - Dam radę. - odparł z samozaparciem.
- Dasz.
~***~
Tak bałem się tu przyjechać, a okazało się, że same najlepsze rzeczy się tutaj wydarzyły. Nie tylko pogodziłem się z dziadkiem, ale też odzyskałem moją Maleńką.
Mimo to, cieszę się, że już wracamy. Dzwoniłem już do profesjonalnej ekipy sprzątającej, która ogarnie cały dom w jeden dzień, czyli w środę.
Odwiozłem moje skarby do domu i pojechałem do rodziców, co było głupim pomysłem...
Jest 20.00, a ja nie mogę przestać o niej myśleć. Może jestem szalony, ale nie potrafię po takiej rozłące i po takim pogodzeniu się, spać sam.
Piszę do Janka.
Ja: Czy miałbyś coś przeciwko, żebym przyjechał i spał u Was przez 2-3 dni?
Jan: Sprecyzuj u Was ;-D
Jan: Bo wiesz... gdyby nie Dawid, chętnie bym Ci udostępnił drugą połowę łóżka xD Nie masz pojęcia, jak mi zimno nieraz jest w nocy ;-D
Zaśmiałem się głośno.
No tak! To gej.
I co ja mam mu na to odpisać?
Ja: Muszę Cię rozczarować, ale mnie zawsze chodzi tylko o nią. Jest moją obsesją.
Jan: Wiem xD gratuluję wam pojednania. Jestem ogromnie szczęśliwy, widząc ją taką... inną.
Ja: Czyli jaką?
Jan: Szczęśliwą? Uskrzydloną? Nie wiem, jak to opisać. A odpowiedź na twoje pytanie brzmi: Nawet się nie pytaj, tylko przyjeżdżaj. Chcę was widzieć szczęśliwych i nawet nie będą mi przeszkadzać dzwięki, dochodzące z waszej sypialni xD
No co za człowiek... jakbym miał wręczyć komuś pokojowego Nobla, to naprawdę bym się wahał między nim, a Adrianem... swojego czasu.
Ja: Za niedługo będę. Potrzebujecie czegoś?
Jan: Dziękujemy, wszystko mamy. Dyskretnie tylko zrobię więcej kolacji, by starczyło dla naszej trójki.
- Mamo, tato, jadę do Eweli.
- Coś się stało? Coś z Aleksym? - pyta zmartwiona.
- Nie. Wszystko w porządku. Po prostu ja... nie potrafię już nawet być bez niej. - uśmiecha się razem z ojcem.
- Nie masz pojęcia, jak jesteśmy szczęśliwi, że się pogodziliście. Zobaczycie, że wasze szczęście i miłość odbije się na dziecku. Będzie wam się lepiej rozwijało.
- Wróciliśmy do siebie, bo się kochamy, nie dla dobra Alusia, ale jedno nie wyklucza drugiego. - prostuję.
- Dlatego jestem z Ciebie taki dumny, synu. - mówi tata, a ja chcę skakać ze szczęścia. - Od razu było widać w niej zamianę, w piątek rano. Znów była taka, jak dawniej. Uśmiechnięta, zadziorna, swobodna. Odzyskałeś ją. - wyściskałem ich.
- Dziękuję za wasze rady. To one mnie zmobilizowały.
- Jedź już do nich.
Całuję ich oboje i biegnę do "swojego" pokoju, spakować torbę. Już po kilku minutach, rzucam torbę na tylne siedzenie i wsiadam do auta.
Cały w skowronkach, otwieram sobie z... uwaga... własnych kluczy, które dorobił mi Janek i po cichu, wchodzę do ich mieszkania.
Już z korytarza słyszę ich rozmowę.
- Czy ja słyszałam otwierające się drzwi? - pyta Ewela, będąc czujna.
- Nie wiem. Może. - odparł lekko.
- I ty mówisz to tak spokojnie?
- A co mam zrobić? - mam ubaw po cichu.
- No idź sprawdź.
- Oszalałaś? Ja się boję.
- Jasiek, kurwa... tam jest moje dziecko! - mój kochany anioł, zrywa się i biegnie do ciemnego korytarza, w którym stoję.
Od razu zapalam światło, a ona staje jak wryta i gdy tylko mnie dostrzega, na jej twarzy pojawia sie ulga, szczęscie i złość.
- Co ty tu robisz i skąd masz klucze? - mówi zakładając ręce pod biustem.
Wygląda bosko w zwykłej białej bokserce i jasnych i bawełnianych szortach.
- Nie potrafię już żyć bez ciebie, mała. A klucze mam od Janka. - uśmiecha się i kompletnie mnie zaskakuje, kiedy się rozpędza i wskakuje na mnie.
Od razu ją chwytam i podnoszę, cholernie mocno ją całując.
- Aż miło się na was patrzy. - mówi Janek, a my się od siebie odklejamy z uśmiechem. - Może usiądziecie w salonie, a nie bedziecie tak stać w korytarzu? Mnie nie będzie przeszkadzać wasza czułość, ani seks w nocy. Nie to, żebym podsłuchiwał, czy coś. - zaśmialiśmy się.
- Kocham Cię, Jasiek. - mówi blondynka, schodząc ze mnie i wtula się w niego.
- A ja Ciebie, Myszko. - całuje ją w czoło. - Cieszę się, że się pogodziliście. Chodźcie, zjemy razem kolację.
Zostawiam torbę w korytarzu i idę z moją małą do salonu. Ledwo usiadłem na kanapie, jak zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Spodziewacie się kogoś?
- Nie. - Janek jest zdziwiony, ale Ewela się zmartwiła.
Wstała, jak w transie i poszła otworzyć.
- Co ty tu robisz? - pyta.
- Musiałem Cię zobaczyć... - to Adrian. Od razu wstaję i idę do nich.
Dosłownie widzę, jak Ad ją chwyta mocno za ramiona.
- Musisz ze mną porozmawiać. Dać mi szansę.
- Zostaw ją. - ewidentnie jest zaskoczony moim widokiem.
- A co ty tu robisz?
- Chwilowo pomieszkuję. - przyznaję.
- Tak szybko? - spojrzał na nią.
- Adrian... - ominął ją i wyszedł.
- Jasiek, przypilnuj małego. - prosi i w mig ubiera buty i biegnie za nim, a ja za nią, biorąc w locie jakąś bluzę dla niej.
Ewelina
Kiedy tylko wróciliśmy do siebie, przebrałam się w wygodniejsze ciuchy i oczywiście musiałam wszystko Jaśkowi opowiedzieć.
Bardzo się cieszył, że się pogodziliśmy.
Już miałam mu mówić, że w naszym domu jest miejsce dla niego, ale zadzwonił do niego Dawid i Jasiek cały w skowronkach wyszedł, do swojego pokoju.
Sama z ciekawości spojrzałam w swój telefon i miałam sporo smsów od przyjaciół, którzy również cieszyli się z naszego powrotu do siebie, ale to na smsie od Adriana się skupiłam.
Adrian: Powiedz, że to nieprawda... że nie wróciliście, tak szybko do siebie.
Ja: Wróciliśmy. Dałam nam szansę.
Adrian: Dlaczego...
Ja: Bo go kocham, Ad.
Adrian: Mnie też przecież kochasz.
Ja: Kocham... ale nie tak, jak jego. Dobrze, o tym wiesz.
Już mi nie odpisał, czym bardzo mnie zmartwił.
~***~
Przed ósmą, wykąpałam małego, nakarmiłam i położyłam spać, po czym poszłam do salonu, gdzie już czekała kolacja.
Byłam zajebiście szczęśliwa, kiedy przyjechał do mnie Adam i przerażona, gdy w drzwiach stał załamany blondyn. Byłam też w szoku, kiedy wybiegł z mieszkania.
On nigdy nie ucieka.
Ubrałam buty i pobiegłam za nim.
- Adrian! - krzyczę, kiedy zmierza szybkim krokiem w stronę parku, ale nie reaguje.
Dogoniłam go dopiero w parku, chwytając go za rękę.
- Adrian...
- Co? Co chcesz mi powiedzieć? Że przejrzałaś na oczy i zrozumiałaś, że to ze mną chcesz być? - zaczęłam płakać.
- Nie...
- To daj mi odejść. Niedługo wracam do Luboni. Będziecie mogli żyć szczęśliwie. - próbuje mnie wyminąć, ale zagradzam mu drogę.
Kątem oka dostrzegam, jak Adam stoi w pobliżu, ze zmartwioną miną, trzymając w ręce bluzę Jaśka.
- Adrian... proszę Cię. Nie odchodź. - chwytam go za rękaw bluzy, by spojrzał na mnie.
- Czego ty ode mnie chcesz!? - krzyczy z bólem.
- Ciebie! Nie mogę Cię stracić...
- Zdecyduj się w końcu, którego z nas chcesz. Obu nie możesz mieć.
- Mogę... - mówię cichutko, ale w tym pustym parku słychać to było, jak rozpaczliwy krzyk. Zbieram się na odwagę i mówię im prawdę. - Ja... chciałabym... powrotu trójkąta. - obaj robią zaskoczoną minę, a ja kontynuuję. - Wasz wcześniejszy świat, nie tylko mnie wciągnął... on stał się też moim światem, za którym tęsknię. - spojrzałam na bruneta i z bólem zwróciłam się do niego. - Adam... tylko z tobą jestem tak szczęśliwa i dobrze wiesz, że kocham Cię, nad życie. Jesteś moją drugą połówką i jestem w stanie wybaczyć Ci wszystko, bo nie wyobrażam sobie już mojego życia bez ciebie. I mam nadzieję, że zaakceptujesz moją skrytą naturę i zgodzisz się, by znów małymi kroczkami wrócić do trójkąta, bo ja... po prostu taka jestem.
Podszedł do mnie i stanął bardzo blisko, patrząc mi głęboko w oczy. Nie wiem, czy to przez stres, czy on tak bardzo stara się ukryć przede mną swoje emocje, ale nie potrafię nic wyczytać z tych jasnych oczu.
Odezwał się już po kilkunastu sekundach, które wydawały się trwać godzinami moich wewnętrznych tortur.
Pragnęłam ich obu... ale tylko za pozwoleniem Adama, będę żyć z nimi w trójkącie. Jeśli nie, muszę się pogodzić ze stratą przyjaciela, do którego czuję coś wiecej i skupić się na rodzinie.
4180 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top