20. Już nigdy mnie nie zostawiaj.

Ewelina

W sobotni poranek, czułam się okropnie smutna, bezsilna, ogólnie bez chęci na cokolwiek. Nie chciałam zostawiać swojego syna, na więcej jak ponad dobę. Stałam nad jego łóżeczkiem, smyrając go po policzku i tłumacząc, że na pewno do niego wrócę i to jak najszybciej się da.

  - Ewela, ogarnij się. Będzie przecież w najlepszych rękach. - mówi Zuza.
  - Wiem. - odburknęłam.
  - Współczuję Ci Adam tego wesela, jeśli ona będzie siedzieć z taką miną. - zaśmiała się.
  - Postaram się ją rozruszać.
  - Na moim ślubie nie chce widzieć takiej miny, rozumiesz? Jeszcze ktoś pomyśli, że nie chcesz żebym wychodziła za Szymona. - szatyn tylko się uśmiechnął i zaczął coś szeptać pod nosem, co usłyszał tylko Adam, bo zmarszczył brwi.
  - Jedźcie już.
  - No dobrze... pa.
  - Mimo wszystko, bawcie się dobrze! I nie wisz na telefonie!

Wsiadłam do auta, czując jak szczypią mnie oczy od powstrzymywanych łez. Teściu usiadł razem z Adamem, więc usiadłam za brunetem i bez humoru patrzyłam przez okno, jak Zuzka ma ze mnie ubaw.

  - Ewelinka... on jest w naprawdę dobrych rękach.
  - Wiem, mamo... ale to moje dziecko. Nie chcę go zostawiać. - poczułam jak ściska mi rękę.

Oparłam głowę o zagłówek i czując na sobie wzrok Adama we wsteczny lusterku, nie potrafiłam spojrzeć na niego. Bałam się, że się po prostu rozpłaczę, tak jak w nocy.

Tak... płakałam, wtulona w niego, że jestem zmuszona do pozostawienia swojego skarba.

Tak chciałam uniknąć rozmów, udając że zasnęłam, jak rzeczywiście naprawdę się zdrzemnęłam, co dało mi później siłę i energię na cały dzień i noc.

Przebudziłam się, kiedy wjeżdżaliśmy na posesję rodziców. Adam umówił się z nimi na 14.00, żebyśmy mogli gotowi jechać na ślub. Przesiadłam się na przód.

  - Maleńka... - spojrzał na mnie z lękiem w jasnych oczach. - muszę... wskoczyć do domu... po garnitur, koszulę i buty.
  - No dobrze... - westchnęłam.

W ogóle mi się nie uśmiecha, tam jechać. Nie chcę oglądać tego domu. Boję się, że wrócą złe wspomnienia i zniszczą to, co przez czwartkową noc nadrobiliśmy... bo wczoraj byłam zbyt przejęta tym wyjazdem, żeby myśleć o przyjemność.

~***~

Serce chce mi wyskoczyć z piersi, kiedy wjeżdżamy na znajomą mi ulicę. Już z daleka widzę ten dach i dom.

Adam otwiera pilotem bramę, więc od razu wjeżdżamy na posesję. Choćbym chciała, nie mogę oderwać oczu od tego pięknego domku.

  - Rozumiem... że chcesz poczekać w aucie? - pyta ostrożnie.
  - Tak...
  - To zaraz wracam.

Kiedy patrzę za nim, jak wchodzi do środka, coś mnie pcha, by iść za nim i nim zdążę to przemyśleć, jestem już w holu.

  - Ewela...? - pyta Adam, patrząc na mnie z przerażeniem.
  - Ja... nie wiem... czemu tu weszłam... - zaczynam głośniej oddychać, rozglądając się po wnętrzu.

Poczułam taki ból w sercu, że aż musiałam się złapać w mostku, kiedy spojrzałam na drzwi od tego pokoju. Brunet to zauważył, bo zacisnął pięści tak mocno, że aż kostki mu pobielały.

Wzdycham i przymykam na chwilę oczy.

Nagle moja głowa, zaczęła płatać mi figle. Dosłownie wyobrażam sobie, jak Aleksy biegnie przez ten hol, wprost do salonu i na taras i to tam stawiam swoje pierwsze kroki.

  - Ewela...? - słyszę za sobą jego głos, ale niepewnie idę przed siebie i otwieram drzwi od tarasu, wychodząc na niego.

Z moich oczu lecą łzy, bo oczami wyobraźni widzę, jak siedzę na kanapie i patrzę na bawiącego się Alusia w zrobionej, przez Adama piaskownicy. Później jak grają w piłkę, czy siedzą w namiocie.

  - Skarbie... - kładzie mi ręce na ramiona.

Nagle mnie olśniło... to mój dom.
Choć był już wyremontowany i urządzony, to ja sprawiłam, że te dom tętnił życiem.

Nigdzie nie czułam się swobodnie, tak jak tutaj.

Przypominam sobie wszystko... jak wieszaliśmy razem lampki na tarasie w każde święta, albo jak wcześniej ustawiałam tu wydrążone dynie.

Wróciłam do salonu i spojrzałam w kąt, gdzie zwasze stała żywa choinka. Nawet w nozdrzach poczułam jej zapach, co jest absurdalne. Potem szybkim krokiem kieruję się do "gabinetu", który zrobił dla mnie brunet.

O Bożenko... ile wspomnień...

Mijam kompletnie zaskoczonego Adama i idę do naszej sypialni. Uśmiecham się, widząc nasze łóżko, na którym spędziliśmy niezliczoną ilość przyjemnych chwil, a chwilę później widzę, jak Alek wchodzi nam do łóżka, w którym jeszcze leżymy.

Właśnie dotarło do mnie, że mamy w tym domu wiele pięknych wspomnień i jeszcze więcej może być przed nami. Załkałam z własnej głupoty.

To zawsze był mój dom...

  - Chryste... Ewela... powiedz mi, co się dzieje? - nie jestem w stanie mu odpowiedzieć przez szloch. - Chodź... zaprowadzę Cię do auta. Wrócę się po rzeczy i odjedziemy stąd. Kupimy inny dom, który zrobisz pod siebie i już nigdy więcej tutaj nie przy...
  - Nie. - przerywam mu. - To nasz dom, Adam. Nie chcę innego. - odwracam się do niego, wycierając łzy.
  - Ale... przecież... nie chciałaś po tym wszystkim... tu mieszkać.
  - Bo byłam zraniona. Nawet wchodząc tutaj, poczułam ból, ale nagle zaczęłam sobie przypominać, jak było tutaj wspaniale i jak może być. Dotarło do mnie, że mamy tyle cudownych wspomnień z tego miejsca i że jeszcze tyle przed nami. Wyobraziłam sobie, jak w ogrodzie grasz z Alkiem w piłkę, albo jak on biega po tym holu. Wszystko to sprawia, że zapominam o tym, co było. - zobaczyłam w jego oczach łzy i uśmiech na twarzy.
  - To co? Mam nie szukać nowego domu?
  - Nie. - uśmiecham się. - Wybieram ten. Już na zawsze.

Nagle porwał mnie w ramiona i cholernie mocno tulił do siebie.

  - Maleńka... nie masz pojęcia, jak się cieszę. Obiecuję, że każdego dnia będę Cię uszczęśliwiał i sprawiał, że w końcu zapomnisz o wszystkim. Przyrzekam.
  - To spraw już teraz, żebym zapomniała. Kochaj się ze mną tak, jak lubimy najbardziej.

18+

Sam widok szybko poruszającej się jego klatki piersiowej, tak mnie podnieca, że mam ochotę zerwać z niego koszulę.

Nie wytrzymujemy napięcia i rzucamy się na siebie, jak zwierzęta. Całujemy się tak gwałtownie, że aż to bolesne. Bierze mnie na ręce i niesie do pokoju zabaw. Kładzie mnie tam na łóżku i w kilkanaście sekund pozbawia nas wszystkich ubrań.

Z komody obok łóżka wyciąga gumki i żel. Po czym bez gry wstępnej, zakłada na siebie zabezpieczenie i obficie smaruje moje wnetrzę i Bena.

  - Adam!!! - krzyczę głośno, gdy wbija się we mnie jednym płynnym, ale gwałtownym ruchem.
  - O tak... Maleńka... tak dawno nie słyszałem, twoich krzyków. O kurwa... - dyszy, wchodząc we mnie raz po raz, jak maszyna.

Juz zapomniałam jakie to cudowne, kochać się bez żadnego powstrzymywania się, żeby nikt nas nie usłyszał. W tym pokoju, już zawsze będę mogła być sobą.

  - Aach!! Tak!!! - krzyczę z rozkoszy, czując jak rośnie we mnie ograzm.
  - Krzycz, kochanie. Daj mi całą siebie. - warczy, a ja mam ochotę płakać ze szczęścia, widząc go w takim stanie.
  - ADAM!!!
  - Zajebiście mocno Cię kocham, mała.

Już po chwili krzyczymy głośno, dochodząc razem. Opada obok i mocno mnie przytula do siebie.

♡♡♡

- Mam ochotę jeszcze dzisiaj jechać po wasze rzeczy, ale trzeba sprzątnąć cały dom... - wstaję do siadu i się rozglądam. No faktycznie, wszędzie pełno kurzu i pajęczyn. - ...i zrobić przemeblowanie.
  - Czy... Jasiek może... z nami zamieszkać?
  - No właśnie się zastanawiałem, czy spodoba mu się ten pokój... obok naszej sypialni. - rzucam mu się na szyję i całuję go.
  - Dziękuję.
  - To ja Ci dziękuję... za to że wróciłaś, dałaś nam cudownego synka, że w jakimś stopniu mi wybaczyłaś i wróciłaś do mnie, a na dodatek chcesz wrócić do NASZEGO domu. - podkreśla to słowo.
  - Tak. Do naszego. - całuję jego uśmiechnięte wargi i znów się zatracamy w sobie.

Adam

Leżymy w naszej wannie, wtuleni w siebie i rozmawiamy o przemeblowaniu oraz planach.

  - Już nie mogę się doczekać, aż zamieszkamy tutaj znowu razem.
  - Ja też. - potwierdziła.
  - Mam ochotę wykrzyczeć całemu światu, że odzyskałem miłość mojego życia. - uśmiechnęła się.
  - W jaki sposób wróciły Ci wspomnienia? - pyta.
  - Ty mi je przywróciłaś.
  - Ja? - zdziwiła się.
  - Rano, dzień przed wigilią... czułem się nieswojo. Czegoś, albo kogoś bardzo mi brakowało. Zacząłem szukać, sam nie wiem czego po szafkach, aż znalazłem album od ciebie. Po zdjęciach zrobionych w pokoju zabaw, doszedłem że te drzwi, są właśnie od tego pokoju. Gdy w końcu znalazłem klucz, zauważyłem kamerę i wyciągnąłem z niej kartę pamięci. Z każdym nakręconym filmem, jak się kochamy, jak oddajesz się bez reszty, zaczęła mnie coraz bardziej boleć głowa, aż straciłem przytomność. Gdy się obudziłem, chciałem umrzeć. Wszystko pamiętałem. Krzyczałem na całe gardło, wołając Cię. Zdemolowałem salon wiedząc, jak Cię potraktowałem. - wspominam. - Bałem się, że już nigdy nie wrócisz, że już Cię nie odzyskam.

Odwraca się do mnie i patrzy na mnie smutnym wzrokiem.

  - Pamiętam każde słowo jakie do Ciebie wtedy powiedziałem, każdy czyn jaki robiłem wtedy świadomie, każdą okropną myśl na twój temat. Jestem tak cholernie wściekły na siebie. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Nigdy nie powinnaś się dowiedzieć, nawet z opowiadań chłopaków, jaki kiedyś byłem, a tym bardziej odczuć to na własnej skórze. Wybacz mi Maleńka. - dostrzegam ból w jej oczach. - Nigdy nie chciałem Cię skrzywdzić ani zdradzić. Jesteś dla mnie całym światem.
  - Adam...
  - Już nigdy mnie nie zostawiaj... - chwytam ją za policzki, by pokazać jej, jak jestem zdesperowany - ...błagam.
  - Nigdy. Obiecuję. - pocałowałem ją bardzo czule, czym nakręciłem nas oboje, ale ona nagle się odsuwa.
  - Ewela...?
  - Przypominam Ci, że jedziemy na ślub, na który muszę się przygotować. - uśmiechnąłem się.
  - Jestem najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi. Mam piękną, cudowną żonę i wspaniałego synka. Mam nadzieję, że z czasem... - przyciąga ją spowrotem do siebie. - ...postaramy się o rodzeństwo dla Aleksego?
  - Myślę, że tak... - zaczyna się odsuwać. - ...ale dopiero za kilka lat.
  - Wiem... po cesarskim cięciu, wszystko musi się dobrze zagoić. 
  - Jestem pod wrażeniem. Nabiłeś sobie sporo punktów, czytając te poradniki.
  - Cieszy mnie to. - patrzę na nią pożądliwym wzrokiem. Jej włosy od wilgoci, zaczęły się kręcić. Wygląda cholernie seksownie.
  - Musimy jechać. - uśmiecha się.

W końcu wychodzimy z wanny, doporwadzamy się do porządku i zbieramy się do wyjścia.

Ewelina

Weszliśmy do pustego mieszkania, widać Janek albo jest w pracy, albo u Dawida. Tak czy siak, zaczynamy się swobodnie szykować.

Włosy tylko mocniej pofalowałam i spryskałam lakierem, za to nad makijażem trochę posiedziałam, ale zrobiłam sobie idealną kreskę.

Niestety stoję w samym szlafroku w pokoju i szukam w szafie sukienki.

  - Skarbie... co ty tam szukasz? - mówi, ubierając swoje buty. Już prawie jest ubrany. Ma na sobie granatowy garnitur i białą koszulę.
  - Nie mam w co się ubrać. - wybuchnął śmiechem.
  - No a te? - pokazuje palcem na kilka sukienek.
  - Są za małe. Nie mieszczę się w biuście. - mówię płaczliwym głosem, a on zasznurował usta.
  - I co teraz? - pyta ostrożnie.
  - Nie wiem. - przerzucam wieszakami, aż nagle trafiam na sukienkę, której nigdy nie miałam okazji założyć.

Ściągam ją z wieszaka i patrzę na całkiem ładny  zielony kolor. Nie ma zapięcia z tyłu, więc musi być ciągliwa, a krój jest lejący.

  - A ta?
  - Zobaczymy. - ściągam z niej folię. - Wychodź, muszę się ubrać.
  - Pokój masz duży, skarbie. Zmieścimy się oboje. - uśmiecha się, wiążąc krawat przed lustrem.
  - Oj wyjdź, bo jak będę głupio wyglądać, to będziesz się śmiać.
  - Nie będę, ale dobrze. - całuje mnie czule i wychodzi, zabierając jeszcze pasek i marynarkę.

Kiedy tylko wychodzi, pomalutku wkładam na siebie sukienkę tak, by nie zpsuć sobie fryzury i makijażu.

Owszem, jest ciasna w biuście, kiedy próbuję ją włożyć, ale gdy tylko piersi są na swoim miejscu, czuję się super wygodnie.

Przyjrzałam się sobie w lustrze i owszem wyglądam ładnie, ale czy ten kolor pasuje teraz do mojego koloru włosów? Kupiłam ją na poprawiny do Moniki i Mateusza, ale wtedy byłam ruda i pasowałaby idelanie.

No nic... innej nie mam. Dobieram do niej buty i torebkę i wychodzę z pokoju.

Adam

Wyszedłem z pokoju, żeby jej jeszcze bardziej nie denerwować. Uwielbiam jej pełniejszą figurę, nawet marzę, by była taka jak kiedyś, ale widzę jak nawet ta figura jej nie pasuje.

Usiadłem na kanapie i czekam. Mamy spore spóźnienie, więc dzwonię do rodziców, żeby ich uspokoić.

Nagle rozbrzmiewa stukot obcasów, więc wstałem i widzę grecką bogini, jak idzie w moją stronę. Jej widok zapiera mi dech w piersiach, dokładnie tak, jak wtedy kiedy jechaliśmy pierwszy raz do moich dziadków i dwa razy na naszym ślubie.

Piękne oczy są seksownie podkreślone, a w tych bardziej pofalowanych włosach, wygląda drapieżniej. Długa suknia odcinana pod biustem, który wygląda jakby był stworzony przez ręce samego Boga, wydłuża jej ciało i lekko opada na jej krągłe biodra.

  - I jak? - pyta, wchodząc niepewnym krokiem do salonu i odwraca się wokół własnej osi. Patrzę na nią i szukam w głowie odpowiedniego przymiotnika, ale żaden nie oddaje tego, co chcę jej powiedzieć.
  - Jesteś zbyt piękna. - w końcu się wysłowiłem, a moje słowa wywołały uśmiech na jej buzi.

Nie zbieraliśmy więcej rzeczy do Białej, bo chcieliśmy wrócić w poniedziałek i zacząć doprowadzać dom do stanu używalności, żebyśmy mogli się jak najszybciej wprowadzić, dlatego od razu pojechaliśmy po moich rodziców.

Kiedy weszliśmy do środka, bo jeszcze czekaliśmy na moją mamę, miałem ochotę zwrócić a nawet dać w gębę własnemu ojcu za ten wzrok, jakim patrzy na moją żonę.

  - Gdyby ta sukienka była biała, to brakowałoby ci tylko niebiański skrzydeł, Aniele.
  - Dziękuję. - uśmiechnęła się szeroko.

To prawda... ten anioł, ta grecka bogini, to moja żona. Moja kobieta.

Po kilku minutach zeszła mama, wyglądając super w ołówkowej sukience, w czerwonym kolorze i czarnych szpilkach i dopiero wtedy zobaczyłem ten wzrok ojca. On dosłownie pieprzy ją wzrokiem. Ma szczęście, że tak nie patrzył na moją żonę.

Wyprostował się i ze zwężonymi źrenicami, uważnie śledzi każdy ruch ciała mamy. Obserwując go, dociera do mnie, że prawdopodobnie tak samo wyglądam, patrząc na Ewelę.

Niestety nie miałem przyjemności mieć obok siebie, mojej blondyneczki podczas jazdy, bo ojciec znowu wpakował mi się do przodu, a panie usiadły razem na tył. Na szczęście tym razem na buzi mojej blondyneczki gości radość, z powodu powrotu do domu. Właśnie rozmowia o tym z moją mamą, jak będzie wyglądał Alusia pokój. Nawet ściszyłem radio, żeby chłonąć to szczęście razem z ojcem, który od piątku rano jest z dziadkiem ze mnie zajebiście dumny.

Ja z siebie też jestem... ale będę spełniony, kiedy Ewela mi wybaczy i będziemy szczęśliwi jak dawniej, a nawet bardziej.

~***~

Przyjechaliśmy pod kościół prawie na sam styk. Tylko 5 minut czekaliśmy na młodych, którzy przyjechali razem.

  - Jak sobie pomyśle, że za dwa tygodnia moja siostrzyczka wyjdzie za mąż, to aż mnie ciarki przechodzą. - szepcze.
  - A no właśnie... muszę Ci coś powiedzieć. Zmartwił mnie Szymon. - spojrzała na mnie uważniej.
  - Coś się stało?
  - On chyba się boi tego ślubu.
  - Szymon? To niemożliwe. - uśmiechnęła się. - Jemu najbardziej zależy na tym ślubie.
  - Czemu tak uważasz? - pytam.
  - Bo Zuza jest... czysta...
  - Co? - nie odrazu dotarło do mnie znaczenie tych słów.
  - Dopiero mężowi odda swój wianek w noc poślubną. Rozumiesz? - pyta, patrząc na moją minę.
  - Naprawdę? Powiedz, że żartujesz.
  - Nie.
  - O ja pier... - w porę się zorientowałem gdzie jestem i nie dokończyłem.

Tylko niestety przez to się zapowietrzyłem i zacząłem kasłać jak astmatyk. Od razu wyszedłem z Ewelą z kościoła, by nie zakłócać ceremoni.

  - Co Ci jest? - pyta, patrząc na mnie z troską. - Zapowietrzyłem się z wrażenia.
  - A widzisz. Tylko Zuza z dumą będzie mogła wpiąć we włosy welon. 
  - Podziwiam go... przecież oni są ze sobą 4 lata, w tym... od roku mieszkają razem. O Chryste... teraz rozumiem, o co mu chodziło. - zaśmiałem się cicho, trzymając się za nasadę nosa.

Nagle moja mała, uderza mnie w ramię.

  - A to za co?
  - Nie śmiej się z niego. On się zakochał w niej taka jaka jest, a nie dlatego, że jest dobra w łóżku. - spojrzałem na nią z przymrużonymi oczami. - Co? Zabolało? A teraz się zastanówmy, czy w ogóle chciałbyś się ze mną ożenić, gdybym trzymała Cię do nocy poślubnej. - założyła rece pod biustem i czeka na moją odpowiedź, lekko się uśmiechając.

Niestety nie wiem, co mam jej odpowiedzieć. Za długo czekała na moją odpowiedź, bo chciała wrócić do kościoła, ale ją złapałem za rękę i przyciągnąłem do siebie. Chcę być szczery z nią i samą sobą.

  - Posłuchaj... nie mam pojecia, co by było gdybyś nie chciała mi się oddać po miesiącu, dwóch. Codzień, dziękuję Bogu za Ciebie i za to, że wtedy mi się oddałaś. Nie możesz mieć do mnie pretensji, że ten niesamowity seks, przekonał mnie do Ciebie. Że zakochałem się wtedy w tobie. Oboje jesteśmy ulepieni z tej samej gliny, dlatego Bóg postawił Cię na mojej drodze. Dobrze wiedział, że w ten o to sposób, rozpoczniemy swoją bajkę. Dobrze wiedział, że swoim urokiem, blaskiem i miłością, zaczniesz mnie nieświadomie zmieniać. Niestety poznałaś tą ciemniejszą stronę mojej duszy, która już nigdy nie miała wyjść przy tobie, na światło dziennie. Oddając mi się wtedy podczas amnezji, nie tylko spłodziliśmy syna, ty zaczałaś niszczyć mój mur... Choć byłem, dla Ciebie okropny, ty znów zawróciłaś mi w głowie. Mimo, że nie chciałem się sam przed sobą przyznać, ale gdy odeszłaś, zaczęło mi Ciebie brakować, cały czas o tobie myślałem, tęskniłem za tobą. Kurwa... Ewela... wybacz, że to powiem, ale nawet podczas seksu z Martą, wyobrażałem sobie Ciebie, ale ona Tobą nie była. Nie była tak namiętną, gorącą jak wulkan i oddaną kochanką. Ona przy tobie była jęczącą, dmuchaną lalą. - opuściła głowę. - Tak bardzo Cię kocham, moja Ewelino. Całą sobą zawróciłaś mi w głowie i od tamtej pory pragnę tylko ciebie. Masz rację, nie wiem czy bym się z Tobą ożenił gdybyś mi się nie oddała i zawsze otwarcie mówiłem, że zakochałem się w tobie po naszym pierwszy razie, ale zrobiłem to. Pokochałem Cię całym sercem do końca życia. Jesteś moim wszystkim i nigdy świadomie bym Cię nie zdradził, bo od tamtej pory pragnę tylko ciebie, Maleńka. - spojrzała na mnie z przepięknym uśmiechem.
  - Wiedziałam, że jakoś się wybronisz, bo w końcu jesteś Winer, ale nie spodziewałam się, że aż tak. - założyła mi ręce na karku. - Masz rację, jesteśmy ulepieni z tej samej gliny i nie mogę mieć do ciebie pretensji, że połączył nas nieziemski seks, tworząc z tego coś pięknego i niespotykanego. Kocham Cię, Adam... nad życie. Z całego, szczerego serca, wybaczam Ci wszystko, mój mężu. - ...Chryste...
  - Co powiedziałaś?
  - Że Ci wybaczyłam, kochanie... wszystko. - porwałem ją w ramiona, roniąc kilka łez.
  - Chryste... Maleńka... naprawdę mi wybaczasz?
  - Tak. - z uśmiechem mnie całuje.

Mam ochotę krzyczeć i skakać z radości. Chcę zabrać ją do domu, wyściskać Aleksego i powiedzieć mu, że jego rodzice wrócili do siebie nie tylko pod względem ciała i serca, ale także i duszy.

Znów jesteśmy jednością.

Po długim pocałunku, który jednak różnił się, od tych co wcześniej były, uśmiechamy się do siebie, opierając czołami.

  - Kocham Cię, mała.
  - Kocham Cię, duży. - tak... kurwa tak!

Dziękuję ci Boże...

Chwytam jej dłoń i wracamy do kościoła. Gdy Florian mówi słowa przysięgi do Nikoli, ja całuję jej prawą dłoń z obrączką.

Nie mogę uwierzyć, że mi wybaczyła, ale dowodem na to są jej oczy, które odzyskały swój blask i iskrzą się teraz, jak wszystkie gwiazdy na nocnym niebie w Białej.

Jestem tak szczęśliwy, że znów jest tak jak kiedyś i czuję się tak pewnie, że już nie obawiam się Adriana.

On mi jej nie odbierze.
Nigdy.

~***~

Uśmiecham się, gdy widzę kątem oka, jak po raz któryś z kolei, wyciąga z torebki wyciszony telefon i lekko wzdycha.

  - Dzwonili? Pisali? - pytam.
  - No właśnie nie. - robi smutną minkę.
  - To znaczy, że nic się nie dzieje. Nie martw się, jest w dobrych rękach.
  - Wiem... po prostu... tęsknię za nim.
  - Ja też... ale wyobraź sobie, że jesteśmy na randce. - uśmiechnęła się. - Daj mi ten telefon do kieszeni i chodź, wybawmy się na tym weselu. Tak dawno nie tańczyliśmy razem. - wstałem i podałem jej rękę, ale ona złapała mnie za łokieć i pocięgnęła spowrotem w dół, czym rozbawiła siedzących na przeciwko nas rodziców. - No co?
  - A może tak najpierw zatańczy para młoda, co? - aż się zaśmiałem.
  - No widzisz, jak ty na mnie działasz? Kompletnie o nich zapomniałem.
  - Wariat. - całuje mnie krótko, ale słodko w usta.

Wytańczyliśmy się za wszystkie czasy. Schodziliśmy z parkietu tylko na dania główne. Tak się dobrze bawiłem, że wywijałem ze swoją żoną, jak Adrian, robiąc przy tym nieraz niemałe show.

Dzięki temu, moja blondyneczka choć na chwilę przestała się martwić i bardzo dobrze się bawiła. Normalnie nie wypuszczałbym jej z rąk, gdyby inni nie prosili jej do tańca jak tata, wujostwo, a nawet Florian z którym nie bardzo się lubią. Na naszym ślubie, miał tylko dwa razy okazję z nią zatańczyć, bo ciągle była przez kogoś proszona, a teraz nie wypada jej odmówić młodemu, dlatego tańczymy chyba czwarty raz z parą młodą.

Na koniec wesela, serdecznie podziękowali nam za zabawę. Nic dziwnego, bo większość z gości była bardzo sztywna i siedzieli tylko za stołami, obserwując wszystko i wszystkich dookoła.

W drodze do hotelu, nie liczyłem na nic, domyślając się jak bardzo Ewela jest zmęczona, a ona jak zwykle mnie zaskoczyła i zanim poszliśmy spać, zafundowała mi taką przejeżdżkę, że chyba każdy w hotelu słyszał nasze podskakujące łóżko.

Czy ja kiedykolwiek rozwiążę tą niesamowicie seksowną zagadkę?

Prawdopodobnie nigdy, ale z przyjemnością będę się starał do końca życia, próbować ją rozwiązać.

3395 słów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top