13. Tak jak powiedziałem... poczekam.
Ewelina
Z uśmiechem patrzę na Jaśka, który jak tylko przyszedł z pracy, zaczął serdecznie zabawiać gości. Wczoraj każdy był wobec niego miły, bo był jedyną bliską mi osobą w ostatnim czasie, ale dzisiaj mają szansę go poznać, takiego jaki jest.
Spoglądam na wibrujący telefon i uśmiecham się na widok smsa.
Adrian: Mogę się założyć, że masz dom pełen gości i nie będziesz mieć dzisiaj czasu na spotkanie ze mną.
Ja: Śledzisz mnie, że wszystko wiesz?
Adrian: Uszanowałem twoją prośbę i Cię nie szukałem, to i teraz nie mam zamiaru. No chyba, że znów uciekniesz. Drugi raz Ci na to nie pozwolę.
Ja: Bardzo bym chciała się z Tobą spotkać, ale nie wiem o której rodzice wyjdą.
Adrian: Mogę nawet w nocy ;)
Ja: A wiesz co? Wykorzystam Cię ;)
Adrian: Jezu... jak bym chciał to, o czym teraz myślę, ale znając Ciebie, coś innego masz na myśli...
Ja: Haha... pobiegałbyś ze mną po parku nocą? Zawsze robię to rano, a chciałabym nocą, lecz sama się boję ;P
Adrian: I słusznie... z przyjemnością Ci po
towarzyszę.
Adrian: Daj znać o której będziesz mogła.
Ja: Dziękuję ;*
Westchnęłam i z uśmiechem schowałam telefon do kieszeni, natrafiając wzorkiem na bruneta, który uważnie mnie obserwuje.
Mój uśmiech zgasł i wróciłam do szykowania kolacji z Zuzą. Nie mogę się przyzwyczaić do jego uporczywego wzroku. Akurat Szymon bawił się z małym, więc całą swoją uwagę skupia teraz na mnie.
Patrzy, jakby wiedział z kim pisałam i o czym.
Czuję się bardzo niekomfortowo.
- Z kim pisałaś? - pyta cicho Zuza.
- Z Adrianem.
- Wiesz, że Adam jest zazdrosny? - co jest, kurde?
- A wiesz, że mało mnie to obchodzi? - syczę, szepcząc.
- Ewela...
- Przestań. - ucięłam, nie chcąc tego słuchać.
Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy rozmawiać o Aleksym. Taki temat mi pasował. Uwielbiałam się nim chwalić. Niestety... już po chwili, temat zszedł na ten, co mi najmniej odpowiadał.
- Chyba każdy się ze mną zgodzi, że Aleksy nie mógł wam wyjść lepiej, dzieci, bo on jest idealny. - zachwyca się mój tata, trzymając Alka. - Czekamy na więcej takich wnuków.
- Albo wnucząt. - dodał teściu, a ja zaczęłam niemiłosiernie ściskać ręce w pięści.
Gdybym spojrzała teraz na Adama, to bym go chyba wzrokiem zabiła. Janek od razu to zauważył i złapał mnie pod stołem za rękę, uspokajając mnie.
Każdy czeka na moją reakcję, więc spokojnie odpowiadam.
- Jak narazie, Aluś mi w zupełności wystarczy.
- Dzieci... my wiemy, że przechodzicie kryzys, ale dla dobra dziecka, musicie do siebie dotrzeć. - powiedział teściu, a ja nie wytrzymałam.
- Zuza... weź małego do pokoju, proszę. - bez słowa wstała i wzięła Aleksego. Chwilę odczekałam, żeby się zamknęła z nim w pokoju i zapytałam. - Kryzys? Tato... z całym szacunkiem, ale kryzys jest czymś chwilowym, z kryzysu można wyjść, uratować coś, a tu nie ma czego ratować.
- Aniele... - zaczął zbolałym głosem.
- Proszę Cię, daj mi skończyć. My nie mamy kryzysu, my się rozwodzimy, ale obiecuję, że pomimo tego będziemy jak najlepszymi i zgodnym rodzicami dla Aleksego.
- Nie obiecuj... - brunet wstał i oparł się rękami o stół, patrząc wprost na mnie. - ...bo słowa nie dotrzymasz. Nie będzie żadnego rozwodu. To ja obiecuję, że będę walczył o Ciebie i nie dlatego, że mamy cudownego syna. Kocham Cię nad życie i nie pozwolę Ci już odejść, rozumiesz? Przysięgaliśmy sobie "...póki śmierć nas nie rozłączy.", pamiętasz? - zabolało i to cholernie mocno.
- Przysięgaliśmy sobie również miłość i wierność. - syczę.
Mimo naszej rodziny wokoło, dosłownie walczymy na wzrok, ale dobrze wiemy, że jest remis. I ja i on mamy rację.
Po tej wymianie zdań, zapadła cisza, w której było słychać tylko śmiech Alusia, z naszego pokoju.
Patrzę na sok w swojej szklance, bo nie mogłam znieść tego błagalnego wzroku, na każdej obecnej twarzy, żebyśmy dali sobie szansę. Nawet Janek i jego sympatyczna osobowość, nie jest w stanie naprawić tego wieczoru. Jestem wściekła... na wszystkich... i nie zamierzam tego ukrywać.
Mam dość słuchania, jak mam żyć!
Wszyscy zaczęli się zbierać do domu, w tym na szczęście Adam, który musi odwieźć rodziców. Poprosiłam Zuzę, żeby przyszła z małym, by każdy mógł się z nim pożegnać. Mam nerwy, ale nie zamierzam nikomu ograniczać kontaktów z synem i wnukiem.
Teściu spojrzał na mnie, nie wiedząc, czy ma mnie pożegnać, czy też nie. W końcu to pierwszy raz, kiedy się pomówiliśmy.
Podeszłam do niego i przytuliłam go.
- Przepraszam. - szepczę mu do ucha.
- To ja przepraszam, Aniele. Do zobaczenia. - uśmiecham się, biorąc od teściowej syna na ręce.
- Dziękujemy, za wizytę. Do zobaczenia. - żegnam ich.
- Do widzenia, Janie.
- Do widzenia. Zapraszam częściej. Drzwi zawsze będą otwarte dla wszystkich. - uśmiecha się szczerze.
- Dziękujemy. My również zapraszamy Ciebie z Ewelinką na każdy obiad i święta.
- To bardzo miłe. Dziękuję.
Teście wyszli z mieszkania, a Janek po pożegnaniu się z Adamem, poszedł zacząć sprzątać, by zostawić nas samych.
Podchodzi do nas bliżej i patrzy na Alusia z wielką miłością, po czym całuje go czule w czółko.
- Przyjadę jutro po pracy.
- Dobrze. - chciałam westchnąć, ale on ma prawo widywać go tak często, jak chce.
Muszę się przyzwyczaić, że nie jestem jedynym rodzicem.
- Cześć.
- Cześć. - jestem zaskoczona, kiedy brunet się schyla i całuje równie czule, wierzch jednej z mojej dłoni, którymi trzymam małego.
- Dobranoc. - uśmiechnął się widząc, moje zaskoczenie.
- Dobranoc.
Kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi, poszłam do Jaśka i po odłożeniu Alusia na dywan, gdzie leży mata edukacyjna, zaczęłam sprzątać.
- Jasiu... spojrzysz jednym okiem na Alka, kiedy go już położę? Muszę iść pobiegać, przewietrzyć umysł.
- Teraz? Nie za późno? - zmartwił się.
- Nie będę sama.
- To dobrze. - uśmiechnął się. - Nie ma sprawy. Spojrzę.
Napisałam do Adriana, że powinnam być gotowa za 45 minut.
Na spokojnie, nie spiesząc się, zajęłam się małym i po nakarmieniu go, położyłam go spać. Gdy tylko mocniej zasnął, wyjęłam jeden z kompletów do biegania, czyli legginsy, specjalny sportowy biustonosz, przetrzymujący mój ogromny teraz biust i rozpinaną bluzę, w kolorze amarantowym.
Po zawiązaniu butów do biegania i założeniu etui na telefon na ramię, dałam Jaśkowi buziaka i poszłam do windy w której zaczęłam się rozgrzewać.
Wychodząc z klatki zauważyłam go, jak nonszalancko opiera się o maskę swojego auta. Wygląda bosko w czarnej koszulce, szarym dresie i czarnych butach do biegania i to wszystko firmy Nike.
- Hej. - uśmiecham się, podchodząc do niego.
- Hej, piękna. - ogarnia wzrokiem moje ciało. - Widzę, że na poważnie wzięłaś się za bieganie. - mówi odbijając się od auta i daje mi buziaka w polik.
- Musiałam. Teraz biegam, by utrzymać figurę i wyładować się z negatywnych emocji.
- Czyżby kolacja nie poszła zbyt dobrze? - wzdycham.
- Taa... każdy chce mnie pogodzić z Adamem.
- Denerwuje Cię to. - stwierdza.
- Bardzo. To nasze życie i nasza decyzja... w sumie to moja, o rozwodzie. - mówię, nadal się rozciągając.
- Adam nie chce Ci go dać. - przymrużył bursztynowe oczy.
- Nie.
- A jak Alek? - zmienia temat.
- Czaruje wszystkich uśmiechem. - uśmiechnęłam się.
- To zupełnie tak jak ty. - założył mi włosy za prawe ucho, trochę mnie pesząc.
- Biegniemy do parku?
- Prowadź. - pokazuję z uśmiechem ręką na kierunek.
Ruszyłam wolnym biegiem i z każdą chwilą czułam się jak ptak w powietrzu, rozpędzając się coraz mocniej. Tak chciałam rozładować nerwy, że zapomniałam o blondynie, który dopiero jak mnie złapał za rękę zatrzymując, przypomniało mi się, że nie jestem sama.
- Zwolnij, sprinterko. Nabawisz się jeszcze jakiejś kontuzji. - uśmiechnął się, ale zaraz jego uśmiech zgasł, kiedy zobaczył moje łzy. - Malutka... - po prostu wpadłam w jego ramiona, totalnie się rozklejając.
Od razu mocno mnie przytulił. Nie pytał o nic i pozwolił mi wypłakać się w jego bluzkę do biegania.
- Już lepiej? - zapytał, kiedy lekko odsunęłam się od niego.
- Przepraszam. Po prostu... ten powrót nie był łatwy. Teraz też nie jest lżej.
- Wiem...
Przez chwilę staliśmy w ciszy, przytulając się do siebie.
- Zajebiście za Tobą tęskniłem, Malutka. Tak bardzo chciałem Cię odnaleźć. Nawet chciałem być przy tobie jako przyjaciel, którym zawsze będę, byle by być obok Ciebie. - wyznaje, wzdychając.
- Dziękuję.
- Za co?
- Za to, że uważałeś na siebie.
- Tylko ty zawsze kazałaś mi, na siebie uważać. Ewelina nigdy mi tego nie powiedziała. - uśmiechnęłam się. - Muszę Ci się pochwalić. Tak zająłem się pracą po twoim zniknięciu, że udało nam się wyłapać gang handlarzy kobietami za granicę. Dostałem awans. Jestem teraz podkomisarzem.
- O Bożenko... gratuluję! - rzucam mu się na szyję. - Widzisz? Gdybyś uciekł ze mną, nie uratowałbyś tych kobiet i nie powstrzymał ich przed dalszym działaniem.
- Wolałbym być z tobą, jak mieć ten stopień. A Kuba i tak by ich znalazł z innym partnerem.
- Nie mów tak, bo ja jestem z ciebie bardzo dumna, panie podkomisarzu. - głaszczę go po policzku.
Złapał mnie w pasie rękami i mocniej przesunął do siebie.
- Proszę... bądź moja. - wychrypiał.
- Nie mogę, Ad. - zaciskam oczy, kręcąc głową. - Najpierw muszę zamknąć rozdział...
- On Ci na to nie pozwoli. - przerywa mi. - Nigdy nie pozwoli Ci ułożyć sobie życia ze mną.
- To co mam zrobić? Zabić go? Nie mogę! Nię mogę, bo moje dziecko potrzebuje ojca i...
- Pocałuj mnie. - chwyciłam w dłonie jego przystojną twarz i pogłaskałam palcami zawsze gładkie policzki.
- Ad... proszę... nie jestem gotowa na cokolwiek i z kimkolwiek. Teraz liczy się dla mnie tylko Alek.
- Rozumiem. - wzdycha ciężko, przymykając powieki. - Mogę być zazdrosny o starego Winera, ale nie o młodego. Choć to on kilka razy w ciągu doby, ma przyjemność ssania twoich piersi, które swoją drogą zrobiły się... - przerywam mu.
- Nie kończ. - grożę mu palcem, ale się śmieje.
- Boskie... - szepnął, całując mnie delikatnie w ucho, za co dostaje ode mnie z łokcia w bok.
- Jak przestanę karmić, to już nie będą takie... boskie. - marszczę nos.
- Nie zniechęcisz mnie. - uśmiecham się. - To co biegniemy dalej, ale teraz spokojnym tempem? - kiwam twierdząco głową. - To będę biegnąć tyłem przed tobą i patrzeć na...
- Ucisz się, wariacie! - klepnęłam go. - Kto pierwszy do placu zabaw!?
- Okay, dam Ci trzy sekundy forów. Czaaas...start! - uciekam ile sił w nogach. - Trzy... Dwa... Jeden! Gonię Cię!
Zaczynam się śmiać, jak opętana, co mnie gubi, bo już po chwili jest obok mnie.
Adam
Wsiadłem do auta, gdzie czekali już na mnie rodzice. Zamiast ruszyć i ich odwieźć, spojrzałem na ojca. Dobrze wiedział, o co mi chodzi.
- Po co to zrobiłeś? Jeśli chciałeś mi pomóc, to wiedz, że tylko mi zaszkodziłeś. - mówię z urazą.
- Zaryzykowałem kłótnię, ze swoją kochaną synową, by pokazać Ci, że nie jest już nastolatką, nad którą miałeś kontrolę. - ja nigdy nie miałem nad nią kontroli. Tylko w łóżku, mogłem robić z nią co chciałem... - Przez macieżyństwo stała się silną, odważną kobietą, która nie bała się zwrócić mi uwagę i bronić swojego zdania. - a to prawda.
- Wystarczyło mi to, co powiedziałeś na spacerze w parku. Ale masz rację... nie sądziłem, że Ci się sprzeciwi. Przecież ona Cię uwielbia.
- I na szczęście nadal tak jest. Nie możesz mieć do mnie pretensji, Adam, że mam na ciebie takie nerwy. Pokochałam ją jak własną córkę. To dzięki niej odzyskaliśmy Ciebie i mieliśmy razem taki kontakt, którego każdy nam zazdrościł. A teraz? Oboje więdnięcie w oczach, choć ty wyglądasz gorzej, bo ją trzyma w formie uwaga skupiona na Alku.
- Co mam robić, tato? - spytałem załamany.
- Tak jak Ci mówiłem. Jesteś "Winer", mój drogi, a my nigdy się nie poddajemy. Walcz o nią, jak o kobietę swoich marzeń, a nie jak o żonę z dzieckiem. Dobrze jej powiedziałeś, że nawet jakby nie było Aleksego, walczyłbyś o nią. Teraz zamień słowa w czyny i daj jej czas. Niech ona sama sobie to wszystko analizuje. Jest bardzo bystra i na pewno zauważy zmianę. Ale masz też tak robić, żeby myślała o tobie, kładąc się spać. - mówi z determinacją.
- Paweeeł... - odezwała się mama, a do nas dotarło, że przecież siedzi z tyłu. - ...no pierwszy raz widzę Cię w takim stanie. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Możesz przytrzymać ten temperament do domu? - pyta, a ojciec szczerzy się jak głupi, na co ja z uśmiechem kręcę głową.
Dobrze wiem, że rodzice mają udane życie seksualne. Każdy Winer ma. Nawet dziadek.
No na pewno nie tak często jak my, ale nadal z babcią się kochają, czego można tylko pozazdrościć.
To jest miłość!
Szybko odwiozłem ich do domu, żeby mogli zamknąć się w sypialni, a sam wróciłem pod jej blok.
Coś czułem, że uśmiech na twarzy Eweli, jest spowodowane pisaniem z Adrianem i nie pomyliłem się widząc, jak jego auto podjeżdża na ciemny parking.
Po niedługiej chwili, z klatki wychodzi Ewela, wyglądając bardzo seksownie w... stroju do biegania?
Ona biega?
Czym jeszcze mnie zaskoczy?
Gdy rzeczywiście pobiegli w stronę parku, wysiadłem i pobiegłem za nimi, uprzednio wybierając bluzę i kaptur na głowę.
Doszło do tego, że śledzę własną żonę, ale muszę wiedzieć, czy coś między nimi było, po jej odejściu ode mnie.
Obserwuję z cienia pod jednym z rozłożystych drzew, jak moja mała coraz szybciej biegnie. Nagle dogania ją Adrian i zatrzymuje, tuż niedaleko mnie.
Boli mnie serce, gdy widzę że płacze wtulona w niego. Na szczęście słyszę każde ich słowo i jestem spokojniejszy.
Kiedy zniknęli z parku, pomału wróciłem na parking, nie spodziewając się Adriana, opierającego się o moje auto.
- Skąd wiedziałeś? - pytam.
- Jestem gliną, Ad. Nic mi nie umyka.
- Chciałeś pocałować moją żonę. - mówię z wyrzutem.
- Owszem. Chciałem Ci pokazać, że ona też coś do mnie czuje.
- Czy wy... wcześniej...?
- Nie. Nigdy Cię nie zdradziła. - Chryste... jak mogłem nawet o tym pomyśleć. - Owszem pocałowałem ją przed jej zniknięciem, ale po niedługiej chwili mnie odepchnęła mówiąc, że to dla niej za wcześnie i że najpierw chce pozamykać sprawy z Tobą, zanim cokolwiek stworzymy.
Nie zdradziła mnie...
Mimo tego co jej zrobiłem, ona była mi przez cały czas wierna.
Nie mam też powodu, by mu nie wierzyć. Adrian zawsze był ze mną szczery, nawet jak była to brutalna prawda.
- Gdyby Ewela, wybrała teraz mnie, dałbyś jej rozwód? - zakłada ręce na klatce piersiowej.
- Przykro mi, Ad... ale ona Cię nie wybierze, więc nie będę odpowiadał na to pytanie.
- Nie potrafisz przyjąć do wiadomości, że możesz jej nie odzyskać. - uśmiechnął się lekko.
To dziwne, że rozmawiamy o tym tak łagodnie. Powinienem mu przyłożyć, że przystawia się do mojej żony, ale w końcu to Adrian, mój najlepszy przyjaciel i brach. Z nikim nie łączy mnie taka więź, jak z nim. Być może to przez trójkąty i ogromne zaufanie. Nawet teraz mu ufam, choć pragnie mieć moją kobietę.
- Nie ma takiej opcji, Ad. Odzyskam ją za wszelką cenę.
- To staraj się. Byle szybko. Cześć. - klepie mnie po ramieniu i idzie w stronę swojego auta.
- A co z tobą?
- Tak, jak mówiłem... poczekam. Mam szansę pół na pół. Jeśli wybierze Ciebie, odpuszczę i już nigdy nie wejdę między was. Jeśli złoży pozew o rozwód, wchodzę do akcji, a ty jej go dasz. - ...nie.
Bez słowa, odprowadzam go wzrokiem, aż znika z parkingu swoim bmw.
Usiadłem na masce i patrzę w jej okno z nadzieją, że zobaczę chociaż cień, a ona po chwili pojawia się w nim z turbanem na głowie, żeby je zamknąć.
Zauważyła mnie.
Przez długą chwilę, patrzymy się na siebie, aż w końcu z uśmiechem, wyciągam telefon i piszę do niej.
Ja: Nie potrafię bez ciebie zasypiać.
Widzę, jak się odwraca i znika w pokoju, pewnie by znaleźć telefon, ale nie wraca już do okna.
Żona: Polecam kupić w aptece melatoninę.
Moja piękna pyskolina.
Ja: Taką melatoninę, której potrzebuję zażywać już do końca życia, nie ma nigdzie do kupienia.
Żona: Znajdź zamiennik. Dobrze Ci to wychodzi.
Specjalnie zadaje mi ból, by mnie do siebie zniechęcić, ale ja się nie poddam.
Kocham ją i tylko ją chcę.
Ja: Nigdy. Chcę tylko tą, stworzoną specjalnie dla mnie.
Ja: Śpijcie dobrze, moje skarby. Do jutra...
Wsiadam do auta i gdy już ruszam, dostrzegam ruch w oknie. Nie zatrzmuję się, żeby jej nie wystraszyć, ale opuszczam ich osiedle, z szerokim uśmiechem.
Wracam do domu, a raczej do budynku, w którym mieszkałem szczęśliwie przez kilka lat, dopóki nie zniszczyłem tego starym sobą.
Teraz muszę, a nawet chcę znaleźć nam nowy dom, w którym zaczenimy nowe życie, z naszym synem.
2585 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top